rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Przeczytałam, bo wzruszyłam się tiktokową historią starszego pana i jego sukcesu po latach. Niestety nie było warto — powieść jest w najlepszej interpretacji przeciętna, jeśli nie po prostu słaba. Styl pisarski zwraca uwagę tym, że autor używa dużo krótki zdań jedno po drugim. W dużych ilościach sprawia to, że narracja wydaje się dziwnie rwana. Ale czyta się szybko.

Sama fabuła raczej nieciekawa, a podjęte wątki wydały mi się zaskakująco infantylne. Autor podejmuje temat dobra vs zła, ale w sposób, który wg mnie jest naiwny i powierzchowny. Postaci są w porządku — ani szczególnie ciekawe, ani nieciekawe. Główna bohaterka i jej szeryf byli dość nijacy, ale jednak dla mnie to najlepszy element powieści, bo budzili jako-taką sympatię. Za to wątek romantyczny między nimi jak dla mnie był zarówno zupełnie zbędny, jak i źle poprowadzony. Mało przekonywujący zapychacz wstawiony w ramach idei "skoro mamy mężczyznę i kobietę jako głównych bohaterów, romans musi być". No nie musi i wg mnie zazwyczaj nawet nie powinien.

Podsumowując, dla mnie ta powieść jest trochę stratą czasu. Nie powiem, że to najgorsza rzecz, jaką przeczytałam, nie była jakaś Okropna. Po porostu bardzo "meh" i nie rozumiem w ogóle, czemu nagle jest bestsellerem. Tzn rozumiem, czemu ludzie, którzy zobaczyli tiktoka, ją przeczytali - sama to zrobiłam -ale już nie, dlaczego wzbudziła czyjś zachwyt. Tak po prawdzie, gdyby nie ten "fenomen", nawet nie pisałabym recenzji - zwykle piszę tylko ,jeśli coś jest Super albo naprawdę Fatalne, a tu mamy przykład drastycznej przeciętności.

Moja opinia o tiktokowych wiralach się potwierdziła :(

Przeczytałam, bo wzruszyłam się tiktokową historią starszego pana i jego sukcesu po latach. Niestety nie było warto — powieść jest w najlepszej interpretacji przeciętna, jeśli nie po prostu słaba. Styl pisarski zwraca uwagę tym, że autor używa dużo krótki zdań jedno po drugim. W dużych ilościach sprawia to, że narracja wydaje się dziwnie rwana. Ale czyta się szybko.

Sama...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Przyznam, że dawno żaden horror nie zaniepokoił mnie tak, jak ta książka. Pomysł jest fantastyczny i przypomina mi niektóre odcinki Strefy Półmroku. Mamy tu ten powolny marsz z normalności do nienormalnego; coś znajomego i akceptowalnego stopniowo przeistacza się w coś dziwacznego i zagrażającego i okazuje się, że nie bardzo jest jak uciec ani znaleźć pomoc.
 
Bohaterowie wprowadzają się do nowego domu i muszą podporządkować się stowarzyszeniu właścicieli domów; początkowo zasady są co prawda nieco intruzywne i irytujące, ale zrozumiałe. Dotyczą wyglądu ogródka, biznesu prowadzonego z domu, sprzedaży garażowych... Potem zaczynają robić się coraz bardziej drakoniczne, ale i dziwaczne. Coraz bardziej gwałcą prywatność bohaterów, próbują kontrolować ich życie w sposób nieakceptowalny przez nikogo normalnego, ale jednocześnie zaakceptowany przez lwią część sąsiadów, co tworzy silne poczucie odrealnienia (ludzie do koła zachowują się coraz mniej racjonalnie), izolacji społecznej i podejrzliwości - nie wiadomo kto jest przyjacielem a kto wrogiem.

Czytając, naprawdę czułam to duszenie się, ten lęk wynikający z przerażającej inwazji Dziwnego do szarej codzienności, ale też poczucie rozkręcającej się coraz bardziej tyranii osiedla, kontroli nawet pod własnym dachem, odarcia z prywatności. Jest tu tyle interesujących elementów i fakt, że tym Złym Potworem jest właśnie stowarzyszenie właścicieli domów to dla mnie genialny zabieg horrorowy.

To trochę tak, jakby nagle moja spółdzielnia mieszkaniowa zaczęła zostawiać mi w skrzynce bardzo dziwne, coraz bardziej absurdalne wymogi, dotyczące mojego mieszkania (żadnych zdjęć, totalna kontrola wystroju, zakazy dotyczące tego, kogo wolno mi wpuści do środka, zasada na temat tego, jakim ołówkiem mogę robić notatki itp), a cały świat do koła, włącznie z policją i władzami, udawał, że to jest normalne... brrr.

Przyznam, że dawno żaden horror nie zaniepokoił mnie tak, jak ta książka. Pomysł jest fantastyczny i przypomina mi niektóre odcinki Strefy Półmroku. Mamy tu ten powolny marsz z normalności do nienormalnego; coś znajomego i akceptowalnego stopniowo przeistacza się w coś dziwacznego i zagrażającego i okazuje się, że nie bardzo jest jak uciec ani znaleźć pomoc.
 
Bohaterowie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pretensjonalna i przegadana. Narracja jest napuszona, a jednocześnie kompletnie pozbawiona osobistego wglądu i analizy wydarzeń, które spotkały autorkę. Bardzo się rozczarowałam.

Pretensjonalna i przegadana. Narracja jest napuszona, a jednocześnie kompletnie pozbawiona osobistego wglądu i analizy wydarzeń, które spotkały autorkę. Bardzo się rozczarowałam.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Niełatwo mi wystawić ocenę, ponieważ powieść jest bardzo nierówna. Niektóre jej fragmenty są naprawdę ciekawe: sposób, w jaki przedstawiono magiczne istoty oraz ich świat, jest intrygujący i zdecydowanie na plus. Inne fragmenty są przeciętne tak jak sam styl autora. Nic złego, nic fantastycznego.

A jeszcze inne naprawdę złe, przykładowo: tempo książki. Początek jest obiecujący, potem przez środek wszystko wlecze się nieznośnie powoli. Autor długo i ze zbędnymi szczegółami opisuje codziennie czynności, co potwornie nudzi: ogólnie brak tu dobrej edycji. Natomiast pod sam koniec nagle okazuje się, że większość fabuły już się wydarzyła — za kulisami — i mamy naprawdę niezgrabnie napisany exposition dump, w którym jeden z bohaterów przez kilka stron opowiada o tym, co się Naprawdę Dzieje, co ważnego się Już Wydarzyło za kulisami itp. Jest to żywcem wyjęte z jakiegoś podręcznika w stylu: Show not tell, czego nie robić w książce.

Jedna z ostatnich scen jest aż niezamierzenie komiczna: prawie wszyscy bohaterowie przypadkowo spotykają się w lesie i zaczynają opowiadać sobie, co się dzieje, i tłumaczyć fabułę. A potem dołączają do nich przypadkowo inni bohaterowie z innych miejsc, i tłumaczą swoją część fabuły! Jest to tak bardzo stereotypowo źle zrobiona ekspozycja, cała w nienaturalnym dialogu, że czułam zażenowanie, czytając to. Ale przeczytać było trzeba, bo tam w sumie było rozwiązanie prawie wszystkich wątków i wyjaśnienie tego, jak działa świat, i w ogóle sensu wszystkiego. co się stało... w dialogowej ekspozycji, an nie pokazane w formie wydarzeń... Wyobrażałam sobie jak te wszystkie postaci stoją niezręcznie obok siebie w dziwacznej sytuacji i sobie to tłumaczą przez Bardzo Długo Czas, choć to w sumie środek akcji, i chciało mi się śmiać.
Natomiast to, co autor rzeczywiście opisuje i pokazuje, to w 30% ciekawe istotne rzeczy, a w 70% codzienne nudne sceny, nie popychające fabuły do przodu, czyli filler. A potem naprawdę rozpaczliwie nadrabia to przez ostatnie może 20 stron tymi przeładowanymi dialogami z ekspozycją.

Podsumowując: słabo. Pod koniec miałam naprawdę dość tej niezgrabności, byłam znudzona i zirytowana. Dodatkowo są tu poważne problemy z postaciami razi niezamierzony seksizm. Nie winię autora, bo nie miał raczej złych intencji, ale trochę smutno mi czytać o tym, jak Mężczyźni rozmawiają o Zagrożeniu i szepczą, bo kobiety są histeryczne, reagują "przesadnie emocjonalnie" i trzeba wszystko przed nimi ukrywać, bo są no takie roztrzęsione wydarzeniami! Stereotypowa postać matki, której jedyna funkcja w powieści to pytać w kółko "Ale czy dzieciom nic nie jest?" i "Ale, czy dzieci są zagrożone", a obok oczywiście jej mąż, który ma pracę, interesuje go to, co się dzieje (a nie tylko ew. zagrożenie DLA RODZINY, co jest dosłownie jedynym zainteresowaniem Matki. Serio ta kobieta mogłaby zobaczyć błyszczącego elfa, wyżerającego jej śmietankę z lodówki, i powiedziałabym „Ojej ale CZY DZIECI SĄ BEZPIECZNE” i nawet przez sekundę nie pomyślała: ojej elf, ani teraz ani później. nigdy.) i jest postacią aktywną. ///

Niełatwo mi wystawić ocenę, ponieważ powieść jest bardzo nierówna. Niektóre jej fragmenty są naprawdę ciekawe: sposób, w jaki przedstawiono magiczne istoty oraz ich świat, jest intrygujący i zdecydowanie na plus. Inne fragmenty są przeciętne tak jak sam styl autora. Nic złego, nic fantastycznego.

A jeszcze inne naprawdę złe, przykładowo: tempo książki. Początek jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka jest napisana pięknym językiem i podobała mi się narracja, ale niestety fabuła jest zbyt rozwodniona w całych jeziorach Niczego. Bardzo dużo czasu autor rozwodzi się nad zbędnymi szczegółami a czasem nawet wątkami, niemającymi żadnego związku z tym, o czym jest historia — od, przypadkowe historie ludzi, których domy mija główny bohater, przed dwie strony. Przez to książka, która mogłaby być interesująca, staje się zwyczajnie nudna. A szkoda, bo motyw kosmicznego horroru jest naprawdę intrygujący, a język przyjemny. Przez jakąś połowę tekstu zastanawiałam się "okej ale właściwie po co tu jest ten fragment" i potem okazywało się, że był tak bez powodu, od zwykłe przegadane dłużyzny. Najlepiej byłoby to zwyczajnie wyciąć i przerobić The Croning na opowiadanie. To byłoby naprawdę fajne opowiadanie. Ale powieść na 200 stron? Absolutnie nie. Porzuciłabym tę lekturę w połowie gdyby nie wyjątkowo silny początek.

Książka jest napisana pięknym językiem i podobała mi się narracja, ale niestety fabuła jest zbyt rozwodniona w całych jeziorach Niczego. Bardzo dużo czasu autor rozwodzi się nad zbędnymi szczegółami a czasem nawet wątkami, niemającymi żadnego związku z tym, o czym jest historia — od, przypadkowe historie ludzi, których domy mija główny bohater, przed dwie strony. Przez to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jestem rozdarta. Piszę to z perspektywy fanki DS9 i jeszcze większej fanki Elima Garaka - to moja ulubiona postać w całym uniwersum ST.
Dużym plusem powieści jest język i to, jak swobodnie i ciekawie płynie. Nie nudziłam się ani przez chwilę, świat został rozbudowany w satysfakcjonujący mnie sposób (zwłaszcza interesowała mnie kultura Cardasii). Postać oczywiście bardzo IC, aż przyjemnie się czytało tę prozę. Lektura sprawiła mi autentyczną przyjemność swoim zgrabnym językiem i polotem.
Powieść zręcznie wgłębia się w kwestię po-wojennej Cardasii i kładzie nacisk na to, jak główny bohater radzi sobie z żałobą i nową rzeczywistością.

Niestety ogromnym minusem było to, co mnie do tej książki przyciągnęło — o ironio. Rozwiązanie zagadki, stojącej za Garakiem. Jego tajemniczość była sporym elementem czaru tej postaci, a książka tę zagadkę rozwiązuje. Niestety w sposób, który uważam za rozczarowujący.

Spoiler: Garak zrobił to dla kobiety. Już sam ten powód sprawił, że przewróciłam oczami tak, że prawie wypadły. OCZYWIŚCIE, ŻE DLA KOBIETY. No ale przyznam: gdyby ta kobieca postać była przedstawiona trójwymiarowo i ciekawie, a ich związek iskrzył od chemii, kupiłabym to. Nie jestem jakaś bez serca, potrafię wkręcić się w dobrze napisany romans. Ale oboje bohaterowie muszą być trójwymiarowi, a ich relacja przekonywująca.

Tutaj nic takiego nie nastąpiło. Palandine, ukochana Garka, nie jest szczególnie interesująca, głównie dlatego, że prawie jej nie ma. Ledwo znam jej osobowość, nic o niej nie wiem. Gdybym miała na podstawie tekstu ocenić, czemu Garak się w niej zakochał, powiedziałabym: no bo była ładna i ją akurat znał. Gdyby zamiast niej poznał jakąkolwiek inną ładną kardasjankę, to by się zakochał w tamtej, nie zrobiłoby to różnicy. Serio. To jest niestety coś, co dla mnie skreśla romans.
W momencie, w którym główny bohater zostaje skazany na wygnanie na Terok Nor, moja myśl była taka: ...jak to? to już? Tak po prostu? Nie wiem, czego się spodziewałam, chyba czegoś dramatyczniejszego. Ciekawszego, bardziej... po prostu bardziej. Nijakość zarówno romansu w tle, jak i Palandine, tylko dodała do tego wrażenia "niewystarczalności". Byłam po prostu rozczarowana.

Podsumowując, książka jest bardzo ładnie napisana i przyjemna, ale chyba wolałam, żeby przeszłość Garaka pozostała tajemnicza.

Jestem rozdarta. Piszę to z perspektywy fanki DS9 i jeszcze większej fanki Elima Garaka - to moja ulubiona postać w całym uniwersum ST.
Dużym plusem powieści jest język i to, jak swobodnie i ciekawie płynie. Nie nudziłam się ani przez chwilę, świat został rozbudowany w satysfakcjonujący mnie sposób (zwłaszcza interesowała mnie kultura Cardasii). Postać oczywiście bardzo...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka niezła, choć przyznam, że nieco mi się dłużyła i choć tematyka jest bardzo ciekawa — 11-letnie bohaterki muszą poradzić sobie z tym, jak katastrofa w Czarnobylu wpłynęła na ich życie, inne ważne tematy to: Holocaust, II Wojna Światowa, prześladowanie Żydów, dorastanie, przemoc w rodzinie i przyjaźń — mimo to sama powieść jest dziwnie infantylna.
Chodzi mniej o jej treść, a bardziej o język i rodzaj narracji. Historia jest przedstawiona z perspektywy 11-letnich dziewczynek i tak też brzmi: jakby opowiadały dzieci. Wszystko jest opisane bardzo wprost, można powiedzieć "prosto w mordę", z wielokrotnymi powtórzeniami i bardzo jasnymi, pozbawionymi subtelności opisami emocji bohaterów oraz wyjaśnieniami tego, co się dzieje i dlaczego. Wszystko musi być dopowiedziane prostymi, krótkim zdaniami; nawet rzeczy oczywiste, które nie wymagają dalszych wyjaśnień.

Czytając, odniosłam wrażenie, że książka nadawałaby się właśnie dla młodych nastolatków, ponieważ mnie nieco to już drażniło. Czułam, że autorka traktuje czytelnika trochę, jakby był przygłupi i jakby zupełnie nie ufała, że sam da radę wyciągnąć jakikolwiek wniosek czy połączyć oczywiste nawet elementy ze sobą.
Ale możliwe, że źle zrozumiałam marketing tej książki i błędnie uznałam, że jest przeznaczona dla dorosłych. W takim wypadku myślę, że byłaby dobrą, zrozumiałą lekturą dla młodszych czytelników. Wyjaśnia złożone, trudne problemy bardzo jasno i klarowanie. Może niesprawiedliwie daję jej tylko 5 gwiazdek, bo chyba nie byłam grupą docelową.

Książka niezła, choć przyznam, że nieco mi się dłużyła i choć tematyka jest bardzo ciekawa — 11-letnie bohaterki muszą poradzić sobie z tym, jak katastrofa w Czarnobylu wpłynęła na ich życie, inne ważne tematy to: Holocaust, II Wojna Światowa, prześladowanie Żydów, dorastanie, przemoc w rodzinie i przyjaźń — mimo to sama powieść jest dziwnie infantylna.
Chodzi mniej o jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Od razu zaznaczę, że czytałam oryginał i być może z tłumaczeniem wrażenia miałabym inne, ale: nie polecam.
Jest tu kilka opowiadań, powiedziałabym, że może 3, które określiłabym mianem "dobrych". Autor miał kilka ciekawych pomysłów, które zostaną ze mną na dłużej i dlatego nie dałam mu tylko jednej gwiazdki.
Większość jest natomiast zwyczajnie nudna, czytając je, miałam wrażenia, że autor albo był kompletnie pozbawiony inspiracji, ale z jakiegoś powodu musiał wypluć z siebie X opowiadań, więc sklecił cokolwiek, albo chciał przekazać może i coś interesującego, ale nie umiał tego zrobić w sposób interesujący.

Jest tu też kilka opowiadań - niewiele ale jednak - które są po prostu bełkotem. Przegranym, pretensjonalnym do bólu, bezsensownym wyrzygiem słownym. Czytając, widać, że autor bardziej jara się faktem, że jest PISARZEM i uprawia SZTUKĘ i jest to ważniejsze od napisania czegoś sensownego i atrakcyjnego dla czytelnika. To bardziej pisarska masturbacja, która powinna była trafić do szuflady, niż opowiadania. Na Goodreads jeden z czytelników napisał: "Wordplay for wordplay's sake. Many of the stories ran around in fanciful circles but never really got anywhere." i myślę, że to w stu procentach podsumowuje mój problem z tą książką. Nie ujęłabym tego lepiej. Żałuje jedynie, że nie widziałam tej recenzji przed czytaniem, może nie zmarnowałabym czasu.

Od razu zaznaczę, że czytałam oryginał i być może z tłumaczeniem wrażenia miałabym inne, ale: nie polecam.
Jest tu kilka opowiadań, powiedziałabym, że może 3, które określiłabym mianem "dobrych". Autor miał kilka ciekawych pomysłów, które zostaną ze mną na dłużej i dlatego nie dałam mu tylko jednej gwiazdki.
Większość jest natomiast zwyczajnie nudna, czytając je, miałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Doskonałą powieść. Bardzo mi się podobała i mogę z całego serca polecić, zwłaszcza fanom magicznego realizm. Myślę, że Nightbitch w sposób wyjątkowo interesujący podejmuje temat, który jest naszym społeczeństwie często tabu - czyli tego, jak macierzyństwo wyczerpuje, wyżyna z pasji i czasem wręcz tożsamości, zamienia kobietę w karmicielkę i opiekunkę, pozbawiając ją tego, czym była wcześniej. I że ta strata boli.

I choć kobieta ta może swoje dziecko bardzo kochać, wciąż to pozbawienie jej tożsamości, pasji, zainteresowań, ambicji, wszystko w ramach oddania się dziecku bezgraniczne — coś, czego nigdy nie wymaga się od jej partnera (który wciąż ma prawo mieć pracę, mieć jakieś życie i jakieś JA poza dzieckiem) — budzi ZŁOŚĆ. Złość ta nie umniejsza miłości do dziecka, ale jest uzasadniona. O tej złości właśnie jest ta książka.

Bohaterka nie ma jak wyrazić owej złości, nie ma na to przyzwolenia społecznego, nie ma miejsca, w którym można by o tym mówić. Więc zaczyna przeistaczać się w psa, w dosłowną sukę, i zagryzać małe gryzonie.
Może to być dla kogoś zbyt dziwne, element realizmu magicznego i popadania w dziwaczne szaleństwo jest bardzo wyraźny — ale wg mnie jest to świetne.

Jedyne, co mnie rozczarowało, to zakończenie. Uważam, że nie pasowało do całości, że logiczny ciąg zdarzeń doprowadziłby do czego innego; czegoś bardziej dramatycznego i mniej optymistycznego. Chyba autorka chciała po prostu mieć dobre zakończenie, inspirujące i dające kobieta nadzieję — dla mnie ono nie pasowało. Wydawało mi się trochę fałszywe i wymuszone. Dlatego uciekłam gwiazdkę.
Mimo to polecam, całość czytało się świetnie.

Doskonałą powieść. Bardzo mi się podobała i mogę z całego serca polecić, zwłaszcza fanom magicznego realizm. Myślę, że Nightbitch w sposób wyjątkowo interesujący podejmuje temat, który jest naszym społeczeństwie często tabu - czyli tego, jak macierzyństwo wyczerpuje, wyżyna z pasji i czasem wręcz tożsamości, zamienia kobietę w karmicielkę i opiekunkę, pozbawiając ją tego,...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka była fantastyczna, po prostu świetna. Nie mogłam się oderwać. Sposób, w jaki autorka opisuje życie, upadek i ból bohaterki, a także lekceważący stosunek otoczenia do jej problemów — absolutnie wciągające i przekonujące. Jednocześnie książka wg mnie świetnie pokazuje i drugą stronę, jak to jest być tą osobą, która w kółko wspiera i pomaga ciepiącemu przyjacielowi/koledze/partnerowi, jak to wyczerpuje i męczy, jak nawet najbardziej empatyczna osoba w końcu zaczyna cierpieć na wypalenie opiekuna i tak naprawdę nikt tu nie ma racji ani nie jest potworem. Jest to po prostu tragiczna sytuacja, w której każdy przegrywa.
Książka ma bardzo silny element realizmu magicznego, który wyjątkowo mi odpowiadał. W ostatniej 1/3 narracja zamienia się w coś, co nieco przypomina strumień świadomości, kiedy bohaterka popada coraz głębiej w jakąś dziwaczną manię i myślę, że w innej książce by mnie to męczyło lub nawet wydawało się zbyt dziwacznej, ale w tej ma sens, po prostu pasuje.

Serdecznie polecam! Jedyną wadą, jaką mogę wypomnieć tej powieści, jest przesadna powtarzalność w narracji — mamy tu naprawdę długie fragmenty, które co prawda doskonale oddają stan popadającej powoli w szaleństwo bohaterki, ale stają się jednak nużące w swojej powtarzalności W pewnych momentach myślałam sobie "Okej, ZAŁAPAŁAM, dzięki! Starczy!".

Mimo to wybaczam, myślę, że pasuje to do motywu Szekspira i szalonego biegu myśli Mirandy, która traci panowanie nad swoim życiem i umysłem.

Książka była fantastyczna, po prostu świetna. Nie mogłam się oderwać. Sposób, w jaki autorka opisuje życie, upadek i ból bohaterki, a także lekceważący stosunek otoczenia do jej problemów — absolutnie wciągające i przekonujące. Jednocześnie książka wg mnie świetnie pokazuje i drugą stronę, jak to jest być tą osobą, która w kółko wspiera i pomaga ciepiącemu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powieść, która mogła być fantastyczna. Naprawdę mogłaby, ale niestety nie jest, ponieważ - mam takie wrażenie - nie została do końca napisana.

Fabuła jest wciągająca i ciekawa, czyta się to to w tępie podróży światlnej. Ale dzieje się tak nie tylko dlatego, że książka jest interesująca i sprawnie napisana - dzieje się tak też dlatego, ze jest właściwie do pewnego stopnia szkicem powieści a nie powieścią.

Co mam przez to na myśli? Cóż, autorka przede wszystkim bardzo mocno opiera się na sktórowych opisach wydarzeń, które powinny być bardziej rozwinięte. Przykładowo: cały proces poznawania się pary głównych bohaterów to dwa krótkie rozdziały, w których jest to opisane bardzo pobierznie.
Pamiętajmy, że mamy do czynienia z thrillerem psychologicznym. Ten moment w powieści jest równoznaczny z momentem, w którym ktoś daje się zwabić do sekty - powinin być opisany dużo dokładniej. Te rozdziały to były notatki dotyczące tego, co ma się znaleść w powieści, ale nie były beletrystyką jakiej bym oczekiwała od wydanej książki.

Ta pobierzność jest czymś, z czym spotkamy się w 'Za zamkniętymi drziwami' w wielu miejscach. Stąd też moje poczucie niedokończenia dzieła.

Wszelkie dialogi - jest ich trochę, na szczęście - są prowadzone tylko i wyłącznie w celu przekazania pewnych informacji. Nie ma mowy o tym, żeby postaci po prostu ze sobą porozmawiały. W efekcie bardzo niewiele o nich wiemy, nie mają wyraźnie zarysowanych osobowości (poza głównym złym, który - no, jest zły).

Nie mam pojęcia kim była główna bohaterka. Znam tylko kilka jej bardzo ogólnych cech (jest...zdeterminowana? opiekuńcza? to w sumie tyle) i wiem, że lubi malować. A to w jej głowie spędzamy większość czasu i to z nią przechodzimy traumatyczne wydarzenia!
Kim właściwie jest? Kim jest jej tormentor? Kim są ich przyjaciele, którzy są tak ślepi na horror, rozgrywający się na granicy ich wzroku?

Wszystkie te postaci są równie nierozwinięte jak sceny, które zostały opisane szkicowo i szybko, a także jak dialogi, które są poprowadzone powierzchownie i bez charakteru.

Tak więc będę obstawała przy swoim zdaniu, że to mogłaby być fantastyczna powieść (pomysł jest naprawdę intrygujący i mi się podoba) gdyby została napisana bardziej 'w pełni' - na razie jest to dobry szkic powieści z pewnymi fragmentami wypełnionymi, jak niedokończona kolorowanka.

Powieść, która mogła być fantastyczna. Naprawdę mogłaby, ale niestety nie jest, ponieważ - mam takie wrażenie - nie została do końca napisana.

Fabuła jest wciągająca i ciekawa, czyta się to to w tępie podróży światlnej. Ale dzieje się tak nie tylko dlatego, że książka jest interesująca i sprawnie napisana - dzieje się tak też dlatego, ze jest właściwie do pewnego stopnia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą zaletą tej książki jest to, że jest zbiorem naprawdę fantastycznych, zabawnych cytatów.

Jej największą wadą jest to, że jest zbiorem cytatów - i właściwie niczym więcej. Trudno tu mówic o tym, żebyśmy mieli do czynienia z powieścią. Postaci i fabuła są szczątkowe, istnieją po to, żeby autor mógł na jakiś ramach rozpiąć wszystkie swoje cytaty i dowcipne spostrzeżenia.
Dla mnie jak na powieść to jest jednak trochę za mało, ale też fakt faktem, że się pośmiałam.

W efekcie moja opinia jest mocno podzielona - lektury nie żałuję, była w sam raz na wakacje i wylegiwanie się na plaży. Z drugiej strony czuje, że opis z tyłu okładki wprowadza w błąd. Sugeruje powieść beletrystyczną o interesującym (aczkolwiek okropnym) człowieku, którego będą spotykać interesujące i rozpoznawalne sytuacje - zamiast tego jest po prostu zbiorem złotych myśli. Więc false advertising bardzo.

Ale wiecie co mówią o false advertisingu? Tak działa wolny rynek. Amen.

Największą zaletą tej książki jest to, że jest zbiorem naprawdę fantastycznych, zabawnych cytatów.

Jej największą wadą jest to, że jest zbiorem cytatów - i właściwie niczym więcej. Trudno tu mówic o tym, żebyśmy mieli do czynienia z powieścią. Postaci i fabuła są szczątkowe, istnieją po to, żeby autor mógł na jakiś ramach rozpiąć wszystkie swoje cytaty i dowcipne...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Śpiące królewny Owen King, Stephen King
Ocena 6,7
Śpiące królewny Owen King, Stephen ...

Na półkach: ,

Książka mnie rozczarowała - była przede wszystkim bardzo nudna, a to jest w moim odczuciu najwiekszy grzech, jaki powieść może popełnić. Już lepiej, żeby była komicznie zła, grafomańska, nieudolna żeby można było wyciągnać z niej choćby jakąś złośliwą przyjemność.
Ta ksiażka nie była zła - wręcz w 700 stronach gdzieś tkwi utopiona w gawędziarskim sadle Dobra Powieść. Przez pierwsze 200 stron czytałam z zainteresowaniem i uwagą, potem Królewny robia się za bardzo przegadane.

Jest tu teoretyczna Dobra Powieść i jest otoczona ogromną warstwą tłuszczu zbitego ze słów, nie związanych z fabułą rozkmin, za długich nieinteresujących dygresji.

Można wręcz powiedzieć, że potencjalna dobra książka śpi pod grubym, grubym kokonem.

Książka mnie rozczarowała - była przede wszystkim bardzo nudna, a to jest w moim odczuciu najwiekszy grzech, jaki powieść może popełnić. Już lepiej, żeby była komicznie zła, grafomańska, nieudolna żeby można było wyciągnać z niej choćby jakąś złośliwą przyjemność.
Ta ksiażka nie była zła - wręcz w 700 stronach gdzieś tkwi utopiona w gawędziarskim sadle Dobra Powieść. Przez...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka mocno mnie zastanowiła. Nie jestem pewna, czy mi się podobała, czy nie. Sama fabuła i postaci były w porządku, styl pisarki też, a jednak coś mi mocno nie pasowało.
W końcu doszłam do wniosku, że problem tkwi w zawieszeniu niewiary. Bez zaistnienia tego zjawiska właściwie żadna powieść nie ma szans się podobać. A z grą Endera jest taki problem:

- Jestem w stanie w stu procentach zawiesić niewiarę i uwierzyć, że ludzkość walczy z rasą ogromnych kosmicznych robali o przetrwanie

- Nie jestem w stanie uwierzyć, że kilkuletnie dzieci rozmawiają ze sobą w taki sposób, w jaki robią to w tej książce. Bez względu na to, jak ponadprzeciętnie inteligentne są

- Nie jestem w stanie uwierzyć, że dwójka 12-latków przejmuje władzę nad areną polityczną świata przy pomocy wymyślonych postaci w Internecie. Bez względu na to jak ponadprzeciętnie inteligentne są.

- Jestem w stanie uwierzyć w szkoły militarne na stacjach kosmicznych, ujednolicony rząd na Ziemi, a także komunikacje szybszą niż światło

- Jestem w stanie uwierzyć w to, że w owej szkole militarnej praktykowano by przemoc psychiczną i brutalne rozbijanie tożsamości dzieci po to, żeby poskładać je w coś nowego i podporządkowanego wojsku, niczym w pruskim treningu dla kosmicznych marines

- Bardzo trudno mi uwierzyć w brak kontroli nad dziećmi w owej szkole militarnej. W książce jest to świadoma, celowa decyzja ich nauczycieli – zostawić dzieciaki samopas, jak w kosmicznej wersji Władcy Much, żeby nabrały charakteru. Wszystko w moim umyśle krzyczy ze jest to nie tylko bardzo niepraktyczne ale zwyczajnie by się nie sprawdziło

Nie jestem w stanie uwierzyć w te rzeczy bez względu na to, jak bardzo autor stara się stworzyć świat tak, aby w jego kontekście mogły one być wiarygodne. W moim odczuciu mu się to po prostu nie udaje a to mocno psuje wrażenia w trakcie czytania.
Być może zwyczajnie nie jestem docelowym czytelnikiem dla tej powieści i czas, w którym mogłabym ją w pełni docenić, już minął.

Ta książka mocno mnie zastanowiła. Nie jestem pewna, czy mi się podobała, czy nie. Sama fabuła i postaci były w porządku, styl pisarki też, a jednak coś mi mocno nie pasowało.
W końcu doszłam do wniosku, że problem tkwi w zawieszeniu niewiary. Bez zaistnienia tego zjawiska właściwie żadna powieść nie ma szans się podobać. A z grą Endera jest taki problem:

- Jestem w stanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Pierwszą połowę połknęłam z zapartym tchem. Jest super! Ciekawie i wciągająco.

A potem... przestało mi się podobać. Powieść mniej więcej równo w połowie zaczęła się dłużyć, wlec, przestała intrygować.
Zaczęłam zauważać wady w prozie Kossakwoskiej, które zapewne były tam zawsze, ale do tej pory nie zwracały aż tak uwagi, bo fabuła wciągała. Ale, w tej nieszczęsnej drugiej połówce, nagle wszystko drażniło:

- to, że każda postać mówi dokładnie tym samym językiem. Luzackim, ulicznym. Nie ważne, czy to rządny krwi starożytny bóg aztecki, szatan, starszy od samego świata anioł czy przypadkowy, pomniejszy bożek z zadupia. Każdy używa dokładnie tego samego języka, słownictwa, składni. Trochę to burzy zawieszenie niewiary bo zaczyna się myśleć nie o tym, że to mówi postać, tylko o tym, że to pisze ten sam autor.

- Kossakowska cierpi na straszną purpurową prozę. Wydaje mi się, że w innych jej książkach – poza Takeshim Tom I – tego nie ma aż do tego stopnia, ale w drugiej połowie Bram Światłości? To już nie opisy ani monologi postaci, to jakieś perwersyjne masturbowanie się własnym potokiem słów. Kossakowska łapie jeden koncept – przykładowo, bohater czuje się winny czemuś – i przez następne trzy strony rozwija nużący monolog wewnętrzny tegoż bohatera, traktujący o tym jak BARDZO winny on się czuje. Przez cały ten czas nie wprowadza się żadnej nowej myśli ani konceptu. Dosłownie zdanie za zdaniem jest dokładnie o tym samym, tylko z innymi słowami. Non stop to samo. W kółko. Koło Macieju, bez przerwy. No normalnie się nie kończy, ciągle ta sama myśl. I tak strona za stroną, bez zmiany. Dokładnie tak jak ja piszę właśnie teraz – dokładnie, identycznie tak. Nudno, prawda?

Tak naprawdę gdyby wyciąć całe to ględzenie dla ględzenia to zostałoby może ¾ tej książki albo mniej i byłaby dużo, dużo lepsza.
Nie chce być za ostra dla tej powieści, oceniam ją jako Dobrą po w większości postaci utrzymują swoją osobowość (choć przypadki zachowania OOC, choć rzadkie, są niesamowicie wkurzające), fabuła jest interesująca a akcja wciąga. Ale książka jest po prostu za długa jak na ilość treści, która się w niej znajduje. Widać, że autorka przeciąga, nie edytuje swoich koszmarnie długi, nudnych wypocin, które zaczynają w pewnym momencie męczyć i przytłaczać.

- chwyty z prozą drugosobową zawsze mi się u niej podobały, urozmaicały powieść. Ale tutaj i one nagle są przesadne, jest ich za dużo, pełnią funkcje barokowego ozdobnika który przytłacza.

- postaci się jeszcze jakoś trzymają, choć też coraz słabiej. Uginają się pod presją i okazują cechy rozhisteryzowania i irracjonalności nie pasujące do wielotysiącletnich istot. Najbardziej ucierpiał Gabriel który na tym etapie jest bardzo smutną, powykrzywianą parodią samego siebie. Dla mnie postać jest już nie do odbudowania - nie wiem co musiałaby zrobić Kossakowska, żeby podnieść go z bagna, w które zamienił się jego charakter. Jest skrajnie infantylny, niestabilny psychicznie i zachwiany, nie tylko nie nadaje sie na regenta ale w ogóle na funkcjonującego dorosłego. Jest to niespójne z tym, jak był wcześniej przedstawiany i czytanie fratmentów z nim wprawiało mnie w stan autentycznej złości. Pamiętam, jak lubiłam tą postać w Siewcy i przykro, że została tak doszczętnie spalona - domyślam się, że jest to potrzebne dla uzasadnienia dalszej akcji, ale to nie jest oznaka dobrego pisarstwa: tzw 'idiot plot' - postać zamienia się w debila jesli jest to potrzebne dla podtrzymania fabuły. To clishe słabych horroró klasy B nie bez powodu.

Mam wrażenie, że w pierwszej połowie autorka pisała po prostu bardzo fajną, ciekawą przygodówkę, a w drugiej nagle zaczęła onanizować się własnym Pisarstwem i fajna powieść przygodowa stała się drugorzędna. Nie jestem pewna czemu, ale to było rozczarowujące.

Pierwszą połowę połknęłam z zapartym tchem. Jest super! Ciekawie i wciągająco.

A potem... przestało mi się podobać. Powieść mniej więcej równo w połowie zaczęła się dłużyć, wlec, przestała intrygować.
Zaczęłam zauważać wady w prozie Kossakwoskiej, które zapewne były tam zawsze, ale do tej pory nie zwracały aż tak uwagi, bo fabuła wciągała. Ale, w tej nieszczęsnej drugiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Powiem tylko tyle, że po przeczytaniu tej książki straciłam pewność, czy istnieję.
Nie chodzi o to, że uznałam, że mnie nie ma. To byłoby już jakieś poważne zaburzenie psychiczne. Po prostu.. nie odrzucam tej możliwości całkowicie.

Powiem tylko tyle, że po przeczytaniu tej książki straciłam pewność, czy istnieję.
Nie chodzi o to, że uznałam, że mnie nie ma. To byłoby już jakieś poważne zaburzenie psychiczne. Po prostu.. nie odrzucam tej możliwości całkowicie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowałam się na przeczytanie tej książki, ponieważ zakochałam się w „Mgłach Avalonu” tej samej autorki. Tamta książka wywarła na mnie tak porażające wrażenie, że od razu zdecydowałam się przeczytać wszystkie książki z tego cyklu. Teraz, natychmiast!

Tą książkę najkrócej mogę zrecenzować tak: bo jej skończeniu zdecydowałam się nigdy więcej nie czytać nic więcej z tego cyklu. Nigdy, przenigdy!

Dramatyczna zmiana zdania. A ta książka nawet nie jest zła! Nie jest źle napisana, postaci nie są słabe. Nie jest głupia ani pełna idiotycznych błędów.
Jest nudna. Tak potwornie, nieprzytomnie NUDNA.
Nie rozumiem czemu. Mamy fabułę, w której – teoretycznie – coś się dzieje. Jest wielki romans, a’la Romeo i Julia – ona poganka, kapłanka wyroczni, on rzymianin, legionista. Kochają się (no niby…) i nigdy nie będą mogli być razem (no, właściwie to by mogli ale jakoś tak.. nie zebrali się do tego).

Związek głównych bohaterów jest mało przekonywujący i pozbawiony chemii. Zwłaszcza jasne jest, że Gajusz nie tyle kocha Ellian, co raczej pewne wyobrażenie o niej. Jej niewinność, dziewczęcość, wręcz dziecinność. W momencie, w którym widzi ja dorosła, kompetentną, asertywną – prawie że dosłownie mu opada. W moim odczuciu nie świadczy do na korzyść ‘prawdziwej miłości’.
Przynajmniej Gajusz jest całkiem przekonywującą, interesującą postacią – o Elian nie można tego powiedzieć. Jest dziecięca, jasna i niewinna i to wszystko. Z czasem – w każdym razie tak rozumiem zamysł autorki – ma dorosnąć, poznać gorzki smak życia i dojrzeć. To nigdy nie następuje. Widzimy co prawda opisy Elian, mówiące nam, że jest już kobieta starsza, kapłanką od wielu lat- mimo to nic w jej postaci się nie zmienia. Nie zachowuje się tak, jak powinna zachowywać się inteligentna, niezależna władczyni, jest dokładnie tą samą postacią co na początku książki, kiedy ma piętnaście lat.

Niektóre postaci drugoplanowe są dość interesujące i ich historie mają w sobie pewien potencjał – może gdyby książka była o nich, byłaby lepsza.

W tle tego epickiego romansu mamy wojnę, bitwy, napaść jednego ludu na drugi. Wszelki rozsądek podpowiada mi, że to powinno być interesujące. Ale po prostu nie było – nawet przez jedna stronę, po prostu nie było.
Podsumowując, nie polecam. Książka nie jest zła ale jest zwyczajnie nieciekawa. Wynudziłam się przy niej, ledwo ją skończyłam. Nic, co stało się z postaciami ani żadne ich przejścia nie wzbudziły we mnie żadnych uczuć. Nie rozumiem jak ta powieść mogła wyjść spod pióra autorki „Mgieł Avalonu” ale czuje się zniechęcona do jej twórczości.
Mam nadzieję, że nie na stałe… .

Zdecydowałam się na przeczytanie tej książki, ponieważ zakochałam się w „Mgłach Avalonu” tej samej autorki. Tamta książka wywarła na mnie tak porażające wrażenie, że od razu zdecydowałam się przeczytać wszystkie książki z tego cyklu. Teraz, natychmiast!

Tą książkę najkrócej mogę zrecenzować tak: bo jej skończeniu zdecydowałam się nigdy więcej nie czytać nic więcej z tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedna z najlepszych książek, jakie w życiu – tak, w całym swoim życiu! – czytałam. Jest niezwykła, fascynująca, satysfakcjonująca, wzruszająca. Cała masa przymiotników ciśnie się na usta, ale to przecież nie recenzja, tak je z siebie wyrzucać, więc postaram się składniej:

Sposób, w jaki autor przedstawia starożytny Egipt, jest niesamowity. Widać, że za jego prozą stoi niesamowita wiedza historyczna. W każdym akapicie znajdują się dziesiątki drobnych szczegółów; opisy ubiorów, zapachów, architektury, zwyczajów, kultury, nawet gestów dłoni! – które tworzą niesamowity, trudny do opisania klimat. Czytając tę powieść czułam, że naprawdę jestem w Egipcie za czasów faraonów, że rozumiem ten świat i tę mentalność, tych ludzi.
Czytelnik idzie przez życie wraz z główny bohaterem, Sinue, i odkrywa się przed nim cały wspaniały, ogromny starożytny świat. Myślę, że nauczyłam się z tej książki więcej o historii niż przez połowę liceum, a przecież wcale nie czułam, że ktoś usiłuje wcisnąć mi jakąś wiedzę. To się po prostu stało.

Historia życia Sinue jest niezwykle przejmująca i ponadczasowa – spotyka się z problemem fanatyzmu religijnego (wg mnie główny wątek książki), nienawiścią i uprzedzeniami, wojną, polityką, relacjami miłosnymi, zarówno tymi pozytywnymi jak i niezwykle toksycznymi. Kiedy przeczytałam ostatnią stronę czułam się, jakbym przeżyła cudze życie, pełne cennych doświadczeń i nauk. Czuję, że to nie była po prostu lektura dobrej książki – to było wartościowe, niepowtarzalne przeżycie.
Z przykrościaą stwierdzam, że brak mi elokwencji, żeby w pełni opisać, dlaczego ta książka jest tak dobra. Powiedz na koniec, że uchwyciła ona ludzkie doświadczenie – tak zwane human experience – pewne obiektywne prawdy o ludzkim żywocie, o naszej naturze, jacy jesteśmy, byliśmy i zawsze będziemy. Bo ludzie się nie zmieniają, jak pisze w swoim pamiętniku Sinue.

Polecam gorąco!

Jedna z najlepszych książek, jakie w życiu – tak, w całym swoim życiu! – czytałam. Jest niezwykła, fascynująca, satysfakcjonująca, wzruszająca. Cała masa przymiotników ciśnie się na usta, ale to przecież nie recenzja, tak je z siebie wyrzucać, więc postaram się składniej:

Sposób, w jaki autor przedstawia starożytny Egipt, jest niesamowity. Widać, że za jego prozą stoi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę pożyczyła mi koleżanka, która powiedziała tak: „Na początku idzie trudno, trochę ciężko się czyta, ale kiedy już ją skończysz - będziesz zachwycona, zobaczysz powieść jako całość i docenisz, że jest fantastyczna!”

Więc czytałam. A to przecież Pamuk – tak więc przyznam, że czułam, że POWINNO mi się podobać. Przecież to taki świetny, znany, doceniany autor. Jeśli mi się nie podoba to pewnie jestem za głupia, za płytka, nie widzę geniusz.
Powieść ciągnęła się okrutnie. Żadna z postaci nie była sympatyczna. Żadnej nie rozumiałam. Co więcej, prawie wszystkie sprawiały wrażenie wycinków z tektury, które recytują słabo napisane, mało wiarygodne dialogi o Bogu, religii i kulturze – dialogi, które chyba były bardzo mądre i głębokie, ale według mnie po prostu straszne. Nikt tak nie mówi. Ludzie tak ze sobą nie rozmawiają. Ratunku.

Fabuła… Jaka fabuła? Ciągnie się jak guma do żucia, przemlaskana już tak wiele razy, że nie ma smaku. Człowiek żuje ją z obrzydzeniem tylko dlatego, że nigdzie nie ma śmietnika. A ja cisnę tą książkę, bo to przecież Pamuk i w ogóle to kiedy ją skończę to coś zrobi PSTRYK w moim mózgu, obejrzę się, spojrzę na nią jako na całość- i docenię jej geniusz!

Otóż skończyłam, żadnego PSTRYK nie było. Nic nie wydało mi się mądrzejsze ani bardziej znaczące po tym, kiedy całość się zamknęła. Może naprawdę jestem głupia i płytka, ale dla mnie ta książka jest po prostu słaba, jest źle napisana, postaci są fatalnie skonstruowane a dialogi po prostu sztywne i mało wiarygodne.

Główny bohater – tchórzliwy, seksista, zakłamany, hipokryta. Żałosny słabeusz. Zdaję sobie sprawę z tego, że to mógł być manewr przemyślany. Autor stworzył taką postać umyślnie a nie z nieudolności, jak najbardziej rozumiem to i szanuje, ale to w żadne sposób nie zmienia faktu: czytanie przez 500 stron o tak odpychającym przedstawicielu tego, co w gatunku ludzkim najgorsze, było trudne do zniesienia. Kiedy się bohatera nie lubi ani trochę, nie życzy mu dobrze, kiedy jest męczący i szowinistyczny, ciężko przejąć się jego losem. Losem innych postaci też się nie przejęłam, żadna z nich nie była kimś, kogo dałoby się polubić. Może jedyny wyjątek stanowiła Ipek, ale podejrzewam, że to tylko dlatego, że było jej na kartach powieści tak mało.

Dla mnie to jest koniec przygody z Pamukiem. Jestem w stanie zrozumieć, że bohater jest umyślnie niesympatyczny albo bardzo przeżarty odpychającymi wadami, albo to, że fabuła toczy się bardzo powoli. Ale w tej książce nie było nic, co mogłoby te zabiegi zrównoważyć. Widać, że autor wkłada bardzo dużo starań w stworzenie tzw. ‘klimatu’ – małe, pokryte śniegiem miasteczko. Dużo opisów budynków i śniegu, żeby czytelnik poczuł tą atmosferę, ale ja nie poczułam jej ani przez chwilę. To dziwne, że tak znany autor wkłada tak dużo starań w stworzenie tej jednej rzeczy – klimatu – i klimatu, w każdym razie w moim odczuciu, kompletnie nie ma. Są tylko niesympatyczne postaci, wydumane pod same niebiosa dialogi o Bogu, które usypiają czytelnika, i w sumie brak fabuły.

Niech wszyscy miłośnicy literatury okrzykną mnie ignorantką, która nie pojęła wielkiego dzieła, bo w moim wybrakowanym mózgu nie było PSTRYK – trudno. Nie polecam.

Książkę pożyczyła mi koleżanka, która powiedziała tak: „Na początku idzie trudno, trochę ciężko się czyta, ale kiedy już ją skończysz - będziesz zachwycona, zobaczysz powieść jako całość i docenisz, że jest fantastyczna!”

Więc czytałam. A to przecież Pamuk – tak więc przyznam, że czułam, że POWINNO mi się podobać. Przecież to taki świetny, znany, doceniany autor. Jeśli mi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie podobało mi się. Książka mnie rozczarowała – spodziewałam się szeroko rozwiniętej dystopii w stylu Roku 1984 albo Nowego, wspaniałego świata. Zamiast tego mamy dość krótką prawie że parabole, bardziej klimatem przypominającą Folwark Zwierząt –z tym, że dużo mniej interesującą i dużo bardziej przeintelektualizowaną.

Od samego początku jasne jest, że postaci nie są naprawdę postaciami ani osobami – to po prostu awatary konkretnych ideologii, istniejące po to, aby przerzucać się nawzajem filozoficznymi dywagacjami. Książka jest wypełniona ich przemyśleniami oraz długimi dialogami, które są jaskrawo nienaturalne – pełne poetyckich porównań i głębokich przemyśleń. Niestety te przemyślenia podane są w takiej formie, że z dużą dozą pewności mogę stwierdzić: nigdy żaden człowiek nie rozmawiałby w taki sposób z drugim.

Sam świat, choć tak oryginalny i interesujący, zostaje zarysowany bardzo słabo. Właściwie nic nie wiemy o tej mrocznej, niedalekiej przyszłości, poza kilkoma drobiazgami podanymi tu i ówdzie w narracji. To dlatego, że ten świat wcale nie jest istotny i to, jak funkcjonuje, tez nie jest istotne – on, podobnie jak postaci, ma tylko coś symbolizować i dać autorce pretekst do swoich filozoficznych refleksji. Refleksje te same w sobie nie są wcale złe ani głupie – problem polega na tym, że są podane niestrawnie i w formie powieści, która się po prostu jako powieść nie sprawdza.

Wiele fragmentów to przepiękne cytaty, które mogą się bardzo podobać. Sama zaznaczyłam sobie kilka, żeby do nich wrócić. Jest to największą zaleta Corpus Delicti, ale i jej największa wada. Wada, ponieważ znaczna większość wypowiedzi postaci jest sklejona z tych cytatów, tak jakby autorka chciała, żeby można było otworzyć książkę w przypadkowym miejscu i zacząć od razu cytować poetyckie, wydumane i przekonane o własnej ważności myśli bohaterów. Tego typu dialogi wychodzą naprawdę dziwacznie i nienaturalnie.

Konie końców książka bardzo przypomina mi dzieła Paulo Coelho. Jeśli go lubisz i podoba Ci się styl w jakim pisze, Corpus Delicti też pewnie przypadnie Ci do gustu i wtedy polecam - w innym wypadku, odradzam.

Nie podobało mi się. Książka mnie rozczarowała – spodziewałam się szeroko rozwiniętej dystopii w stylu Roku 1984 albo Nowego, wspaniałego świata. Zamiast tego mamy dość krótką prawie że parabole, bardziej klimatem przypominającą Folwark Zwierząt –z tym, że dużo mniej interesującą i dużo bardziej przeintelektualizowaną.

Od samego początku jasne jest, że postaci nie są...

więcej Pokaż mimo to