rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Nie sięgam zazwyczaj po tego typu literaturę, ale muszę przyznać, że książka mnie wciągnęła. Czasami poziom języka literackiego niekoniecznie mi odpowiadał, zwykle w czasie dialogów bohaterów, ale - jakby nie patrzeć - książkę wyciągnęłam w dwa dni. Pozytywne zaskoczenie :)

Nie sięgam zazwyczaj po tego typu literaturę, ale muszę przyznać, że książka mnie wciągnęła. Czasami poziom języka literackiego niekoniecznie mi odpowiadał, zwykle w czasie dialogów bohaterów, ale - jakby nie patrzeć - książkę wyciągnęłam w dwa dni. Pozytywne zaskoczenie :)

Pokaż mimo to

Okładka książki Miłość oraz inne dysonanse Janusz Leon Wiśniewski, Irada Wownenko
Ocena 6,6
Miłość oraz in... Janusz Leon Wiśniew...

Na półkach: ,

Cóż, panie Wiśniewski. Nie wyszło. Tym razem zwyczajnie nie wyszło. Mimo sympatii zbudowanej na innych książkach tego autora, ta była dla mnie męczarnią. Jak już wielu czytelników wspomniało, beznadziejnie długo należy czekać, aż główni bohaterowie się spotkają, a gdy już do tego dochodzi, kończy się na szybkim seksie, kilku zdaniach, kilku gestach i otwartym zakończeniu szerokim jak Nil, którego nijak nie byłam w stanie sama sobie uzupełnić. Dialogi nieżyciowe, nie wiem, gdzie pan Wiśniewski słyszał zwykłych ludzi, wplatających pomiędzy ugryzienie ciastka a łyk kawy całe potoki słów, mądrych mniej lub bardziej, na temat egzystencji i innych tematów, w sam raz na początek dnia. Moja ironia nie jest przejawem złośliwości, a zniesmaczenia, które pojawia się wraz z każdym ponownym zerknięciem na półkę, na tę pozycję. Będzie teraz łapać kurz, bo ponownie na pewno jej nie przeczytam. Gorzki smak zabiję jakąś inną lekturą Wiśniewskiego, mam nadzieję, tym razem udaną.

Cóż, panie Wiśniewski. Nie wyszło. Tym razem zwyczajnie nie wyszło. Mimo sympatii zbudowanej na innych książkach tego autora, ta była dla mnie męczarnią. Jak już wielu czytelników wspomniało, beznadziejnie długo należy czekać, aż główni bohaterowie się spotkają, a gdy już do tego dochodzi, kończy się na szybkim seksie, kilku zdaniach, kilku gestach i otwartym zakończeniu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czekałam na puentę. Na choćby przebłysk inteligencji z poziomu nieco wyższego, niż ten prostacki. Czekałam cierpliwie, na całe szczęście, nie długo, bo tę paplaninę można roztrzaskać w jeden dzień (a lepiej wcale się do tego nie zabierać, naprawdę).
Niestety, puenty nie ma, inteligencji też nie. Jest chamstwo, niskie loty autora i kompletny bezsens. Marnotrawstwo czasu, miejsca na półce i farby drukarskiej. Nigdy więcej.

Czekałam na puentę. Na choćby przebłysk inteligencji z poziomu nieco wyższego, niż ten prostacki. Czekałam cierpliwie, na całe szczęście, nie długo, bo tę paplaninę można roztrzaskać w jeden dzień (a lepiej wcale się do tego nie zabierać, naprawdę).
Niestety, puenty nie ma, inteligencji też nie. Jest chamstwo, niskie loty autora i kompletny bezsens. Marnotrawstwo czasu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Dotykam ostatniej strony. Zamykam okładkę, a potem robię serię długich wdechów i wydechów. Tak się składa, że kończę "Gesty"w pociągu. Ten kołacze do znanego sobie rytmu i to pomaga mi się uspokoić. Być może nie powinnam czytać takiej literatury. Literatury arcydzieł. Wywołuje ona u mnie szereg trudnych do opanowania reakcji, fale gorąca i zimna i - nieodzownie - żal. Żal, bo to koniec. Ostatnia strona, słowo, kropka. Potem takie dzieło długo siedzi mi w głowie i plączę się jeszcze przy kolejnych lekturach. I wiem, wiem wtedy na pewno - przeczytałam genialną książkę.
"Gesty" to historia o spacerowaniu po ulicach własnej osobowości. Monolog, albo bardziej autodialog, odkrywający złożoność i zawiłość ludzkiej psychiki, jej kontrastowość. Karpowicz wzrusza, bawi, irytuje i podsyca. Bawi się emocjami czytelnika (a może swoimi?) i lubi go zaskakiwać niecodziennością wyznań. Czasami tylko wpada w zawiłość trudną do rozsupłania (za co gwiazdka w dół), lecz wypełza z tego niezmiernie umiejętnie. Wirtuoz. Wirtuoz słów. Artysta.
Cudowna książka, choć nie dla każdego i nie o każdym. Perełka, dla nich właśnie warto przeszukiwać biblioteki i brnąć przez dziesiątki książek. Dla takich warto. Dla chwili, gdy lekkim dźwiękiem zamykamy okładkę, a dźwięk ten jak echo odbija się od naszych emocji. Wzruszenie napływa do oczu. "Przeczytałam arcydzieło", myślę. Pociąg kołacze do rytmu.

Dotykam ostatniej strony. Zamykam okładkę, a potem robię serię długich wdechów i wydechów. Tak się składa, że kończę "Gesty"w pociągu. Ten kołacze do znanego sobie rytmu i to pomaga mi się uspokoić. Być może nie powinnam czytać takiej literatury. Literatury arcydzieł. Wywołuje ona u mnie szereg trudnych do opanowania reakcji, fale gorąca i zimna i - nieodzownie - żal. Żal,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Starałam się, jak tylko potrafiłam, dostrzec w tejże książce fenomen, o którym wiele można poczytać chociażby tutaj, na lubimyczytać.pl, jednak z marnym skutkiem. Być może zostanę po takiej opinii obdarowana falą krytyki, wypowiedzianej gdzieś w myślach, w moim kierunku, być może ktoś uzna, że jestem ignorantką i nie rozumiem tak wielkiego dzieła, ale - mam zamiar być szczera, przede wszystkim ze sobą - "Zbrodnia i kara" po prostu nie jest dla mnie. Oczywiście, jest w pewnym sensie mapą ludzkiej psychiki i przekazuje wiele wartości istotnych w życiu (jak na lekturę przystało), ale do mnie nie trafia. Nie mój język, nie mój klimat, nie ten gatunek. Cieszę się, że ją przeczytałam, bo niewątpliwie to obowiązek każdego szanującego kanony literackie czytelnika, ale wracać do niej raczej nie będę.

Starałam się, jak tylko potrafiłam, dostrzec w tejże książce fenomen, o którym wiele można poczytać chociażby tutaj, na lubimyczytać.pl, jednak z marnym skutkiem. Być może zostanę po takiej opinii obdarowana falą krytyki, wypowiedzianej gdzieś w myślach, w moim kierunku, być może ktoś uzna, że jestem ignorantką i nie rozumiem tak wielkiego dzieła, ale - mam zamiar być...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tę książkę zwyczajnie trzeba przeczytać. Bez względu na to, czy się Schmitta lubi czy nie, po prostu trzeba. Nie poruszyła mnie ona tak jak "Olivier i zeszyt z marzeniami", jednakże jest dobrą lekturą, w prosty sposób pokazującą wartość życia. Czyta się niewiele ponad godzinę, tym bardziej - polecam.

Tę książkę zwyczajnie trzeba przeczytać. Bez względu na to, czy się Schmitta lubi czy nie, po prostu trzeba. Nie poruszyła mnie ona tak jak "Olivier i zeszyt z marzeniami", jednakże jest dobrą lekturą, w prosty sposób pokazującą wartość życia. Czyta się niewiele ponad godzinę, tym bardziej - polecam.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardzo dobra, krótka, acz treściwa książka, zahaczająca o fakty naukowe, różniąca się jednak od nich typowo emocjonalnym podejściem, wrażeniami autora, jego osobistymi doświadczeniami. Warto dla samego choćby uświadomienia ją przeczytać, a tym, którzy w temat depresji są, że tak to ujmę, bardziej "wtajemniczeni", być może pozwoli nazwać pewne stany, zdefiniować, zrozumieć dotychczas nieokreślone uczucia, zjawiska. Polecam.

Bardzo dobra, krótka, acz treściwa książka, zahaczająca o fakty naukowe, różniąca się jednak od nich typowo emocjonalnym podejściem, wrażeniami autora, jego osobistymi doświadczeniami. Warto dla samego choćby uświadomienia ją przeczytać, a tym, którzy w temat depresji są, że tak to ujmę, bardziej "wtajemniczeni", być może pozwoli nazwać pewne stany, zdefiniować, zrozumieć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Drogi Czytelniku! Czy kiedykolwiek udało Ci się ubrać w słowa własne myśli? Nie tak o prostu, jak zwykle przekazujemy je w kilku zdaniach, w formie niezwykle uproszczonej, komunikatywnie poprawnej, acz pozbawionej tych zawiłości, ozdobników, jakie towarzyszą im, zanim jeszcze wypełzną na powierzchnię rzeczywistości? Udało Ci się? Mi chyba nie. A nawet jeśli gdzieś, kiedyś, może przypadkiem, to jednak nie pamiętam tego, a więc nie było to zdarzenie na tyle dosadne. A w istocie - gdy komuś udaje się wręcz wyjąć własny mózg (albo też duszę, wierzę, głęboko wierzę, że duszę, myśli muszą pochodzić z miejsca nieposiadającego cielesności, same w sobie są tak cudownie niematerialne) i rozsupłać jego skomplikowane struktury na ciąg, potok słów, zachowując przy tym tę esencję, nie zmieniając formy, nie gubiąc niezauważalnych wręcz przejść pomiędzy wątkami, łącząc fakty i emocje, wspomnienia i plany, skojarzenia i absurdy - gdy komuś taki wyczyn się uda, mam ochotę paść na ziemię i bić mu pokłony.
Myśliwski w "Widnokręgu" opowiada mi o swoich myślach. Nie. On opowiada mi nie o myślach, ale WŁASNIE TE MYŚLI MI OPOWIADA, a to zasadnicza różnica. Od pierwszego zdania do ostatniego, poprzez każdy przerywnik, nawet znak interpunkcyjny - wszystko to jest słodko-gorzkim szlakiem myśli, w którym utopić się można, zapominając przy tym o swoich własnych myślach. Mało tego - gdy ma się do czynienia z taką literaturą (aż korci mnie, by napisać Literatura z dużej litery - w tym wypadku jest to jej wyższy poziom, zdecydowanie), te nasze własne, codzienne myśli czerwienią się ze wstydu, blakną, jednocześnie jednocząc się z czytanym słowem, bo przecież pan Myśliwski opowiada o czymś tak dobrze znanym, wspomina w sposób tak nam bliski, a przeważa nad nami właśnie tym jednym - udało mu się (nawet jeśli tylko fikcyjnie) przelać myśli na papier, ubrać je w słowa.
Dla takich książek się żyje. Brnie się przez całkiem przyjemną drogę czytania, natrafiając na czasami nudne pozycje, czasami całkiem zadowalające, momentami świetne, aż nagle, w nasze ręce trafia taka, dla której rezygnujemy ze snu, jedzenia, obowiązków i której zbliżający się koniec powoduje panikę. Ja "Widnokrąg" kończę z łzami na policzkach. Nie tylko dlatego, iż ciężko mi się z nim rozstać. Autor słowem dotknął te najgłębiej chowane emocje, poruszył, zatrząsł, łzy więc nie były niczym dziwnym.
Wciąż jednak rzuca mi się w oczy pewien fenomen - chcąc opowiedzieć komuś, o czym jest ten utwór, brak mi odpowiednich słów i, może będzie to nietakt, lecz jest on poniekąd też o niczym, w najlepszym tego znaczeniu, jeżeli takowe istnieje. Brak określeń na treść i wydźwięk tego dzieła, jest spójną opowieścią, jest odbiciem duszy w lustrze, czymś nieokreślonym, może nawet nie nazwanym.
Będę do "Widnokręgu" wracać. Dla wielu aspektów. Pięknej gry polszczyzny, cytatów, treści, emocji towarzyszących czytaniu. Będę wracać i odkrywać kolejne dzieła autora - bo warto.

Drogi Czytelniku! Czy kiedykolwiek udało Ci się ubrać w słowa własne myśli? Nie tak o prostu, jak zwykle przekazujemy je w kilku zdaniach, w formie niezwykle uproszczonej, komunikatywnie poprawnej, acz pozbawionej tych zawiłości, ozdobników, jakie towarzyszą im, zanim jeszcze wypełzną na powierzchnię rzeczywistości? Udało Ci się? Mi chyba nie. A nawet jeśli gdzieś, kiedyś,...

więcej Pokaż mimo to