-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński1
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel1
-
ArtykułyMagdalena Hajduk-Dębowska nową prezeską Polskiej Izby KsiążkiAnna Sierant2
Biblioteczka
2013-04-03
2013-01-29
2013-04-01
2013-08-27
Musiałam dwukrotnie zaczynać czytać "Zdumiewającą sprawę Nakręcanego Człowieka", dwukrotnie znudzona odkładać ją na półkę, by w końcu, za trzecim razem - z większym uporem - przebrnąć przez nużący początek i dotrwać do o wiele ciekawszego środka. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, co wpłynęło na fakt, że przez pierwsze sto stron książka dłużyła mi się niemiłosiernie. Akcja rwie do przodu już od pierwszych kartek, znani z poprzedniego tomu bohaterowie nic nie stracili ze swojej wyrazistości, niesamowite zdarzenia i zagadkowe zbrodnie czekają na wyjaśnienia... A mimo to było ciężko. Grunt, że mniej więcej od wspomnianej setnej strony czyta się już lepiej, może dlatego, że początkowo niezwiązane ze sobą elementy łamigłówki zaczynają składać się w wyraźną całość, intrygują, i jesteśmy ciekawi zakończenia.
Całość wypada nawet dobrze, "Zdumiewająca sprawa Nakręcanego Człowieka" nie jest pieniędzmi zmarnowanymi, aczkolwiek "Dziwna sprawa Skaczącego Jacka" podobała mi się bardziej. Chociaż tom drugi wypada nieco gorzej niż pierwszy, i tak nadal zachęca do przeczytania trzeciego, jeszcze w Polsce niewydanego.
Musiałam dwukrotnie zaczynać czytać "Zdumiewającą sprawę Nakręcanego Człowieka", dwukrotnie znudzona odkładać ją na półkę, by w końcu, za trzecim razem - z większym uporem - przebrnąć przez nużący początek i dotrwać do o wiele ciekawszego środka. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, co wpłynęło na fakt, że przez pierwsze sto stron książka dłużyła mi się niemiłosiernie. Akcja...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-05
2013-12-21
2013-01-06
2013-04-12
2013-06-18
2013-12-30
2013-12-27
2013-12-07
2013-11-29
2013-11-15
Nawet nie chce mi się zebrać wrażeń pozostałych po lekturze tej książki w zgrabną całość - już i tak wystarczająco dużo czasu zmarnowałam na czytanie tych wypocin. Ograniczę się więc do kilku luźnych uwag:
1. Fabuła każdego z opowiadań skupia się na tym, że och-taki-groźny główny bohater rozwikłuje och-tak-mroczną tajemnicę (która w rzeczywistości w żaden sposób nie jest interesująca), następnie zaciąga do łóżka kobietę (co opowiadanie jest jakaś nowa), a w międzyczasie jeszcze zabija multum ludzi (w końcu jest och-tak-wyszkolony do zabijania i innych mrocznych praktyk) i odwiedza burdele.
2. Pan Piekara postanowił chyba rozwinąć tezę Czechowa - teraz nie tylko każda strzelba musi wystrzelić, ale też każda wprowadzona do fabuły kobieta musi się przespać z głównym bohaterem (albo z którymś z jego żałosnych kompanów). Każda też obowiązkowo musi mieć DUŻE CYCKI, bez tego ani rusz. I umierać z pożądania do Mordimera Madderina, chociaż nie pytajcie mnie, co w nim takiego pociągającego, bo nie wiem.
3. Inkwizytor i jego mroczni kompani są niesamowicie groźni, niebezpieczni, znają się na wszelkich sztukach walki, posiadają zdolności magiczne, każdy, kto na nich spojrzy, zaraz blednie i słabnie, itd, itd. Tyle że w żadnym opowiadaniu właściwie nie zauważyłam żadnego zachowania, które potwierdziłoby taką kreację bohaterów. Tyle tylko, że latają i zabijają wszystko, co zobaczą, bez namysłu, bez sensu... Jedyny efekt był taki, że po którymś opowiadaniu z kolei zaczęło mnie szczerze drażnić irracjonalne zachowanie bohaterów.
4. Główny bohater zdecydowanie za często nazywa się "waszym uniżonym sługą" i "biednym Mordimerem". Najpierw kilka razy na rozdział, co dla mnie i tak było zbyt częste, a potem już heja, dwa razy na stronę. Aż miałam ochotę sama użyć jego inkwizytorskich zabawek, byle tylko przestał się tak nazywać...
Podsumowując... Jeśli ktoś ma ochotę na książkę zdominowaną przez opisy erotycznych uciech, niby śmiesznych libacji alkoholowych, dziwki i bezsensowne latanie i wybijanie całych wiosek, to śmiało, "Sługa Boży" jest dla niego.
Ach, i celowo nadużyłam słów "mroczny" i "groźny", bo chyba w zamierzeniu w takim klimacie miało to dzieło być utrzymane, ale niestety wyszło niesmacznie i żałośnie.
Nawet nie chce mi się zebrać wrażeń pozostałych po lekturze tej książki w zgrabną całość - już i tak wystarczająco dużo czasu zmarnowałam na czytanie tych wypocin. Ograniczę się więc do kilku luźnych uwag:
1. Fabuła każdego z opowiadań skupia się na tym, że och-taki-groźny główny bohater rozwikłuje och-tak-mroczną tajemnicę (która w rzeczywistości w żaden sposób nie jest...
2013-11-12
2013-11-04
2013-11-01
2013-10-27
Mała, krótka książeczka, którą można spokojnie przeczytać w jedno popołudnie.
"Przerwana lekcja muzyki" pozwoliła mi uporządkować kilka spraw w moim życiu, spojrzeć na świat pod nieco innym kątem, zrozumieć pewne rzeczy... Dodała mi odwagi, inspiracji, a przede wszystkim dostarczyła wielu, wielu tematów do rozmyślań.
Jestem za to wdzięczna.
Mała, krótka książeczka, którą można spokojnie przeczytać w jedno popołudnie.
"Przerwana lekcja muzyki" pozwoliła mi uporządkować kilka spraw w moim życiu, spojrzeć na świat pod nieco innym kątem, zrozumieć pewne rzeczy... Dodała mi odwagi, inspiracji, a przede wszystkim dostarczyła wielu, wielu tematów do rozmyślań.
Jestem za to wdzięczna.
W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit...
To niezwykłe, jak bardzo człowiek może związać się emocjonalnie z książką, z historią, z postaciami, z wymyślonym światem. Hobbit niesie ze sobą smak dzieciństwa, niezliczonych nocy spędzonych na czytaniu wciąż i wciąż tych samych słów, zdań, przeżywaniu wszystkich przygód wraz z Bilbem i kompanią krasnoludów. Za każdym razem, gdy tylko widzę słynne zdanie rozpoczynające tę niesamowitą książkę, wzruszam się tak bardzo, że aż czuję się przy tym nieco głupio. Podczas gdy większość ludzi przeczytałaby książkę, pokiwała nad nią trochę głową w zadumie, odłożyła ją na półkę i zajęła się innymi sprawami, ja umieściłam ją w najgłębszym zakamarku swojej duszy i serca. Co tu dużo mówić, najzwyczajniej w świecie Tolkien rzucił na mnie urok, a ja bynajmniej nie mam zamiaru z tym walczyć. Poddaję się mu bez oporów.
Mimo że chronologicznie Hobbit znajduje się przed Władcą Pierścieni, przeczytałam go dopiero w drugiej kolejności. Nie umyka uwadze zupełnie inny styl pisania, bardziej gawędziarski z dużą dawką humoru. Niektórym osobom to przeszkadza, bowiem upodobali sobie wzniosły i dumny klimat Władcy Pierścieni. Ja z kolei doceniam w całości uroczy ton, w jakim utrzymany jest Hobbit. Za każdym razem, gdy go czytam, czuję się tak, jakby Tolkien puszczał do mnie oko, wyciągał z kart książki rękę i wprowadzał do Śródziemia, byśmy tam wspólnie zza drzew podglądali przygody czarującej kompanii wyruszającej do Samotnej Góry.
To obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika fantastyki. Nie wyobrażam sobie, by kiedykolwiek w mojej biblioteczce miało zabraknąć Hobbita. Jestem pewna, że jako staruszka będę go pochłaniała po raz setny z nie mniejszą przyjemnością, niż jako mała dziewczynka.
W pewnej norze ziemnej mieszkał sobie pewien hobbit...
więcej Pokaż mimo toTo niezwykłe, jak bardzo człowiek może związać się emocjonalnie z książką, z historią, z postaciami, z wymyślonym światem. Hobbit niesie ze sobą smak dzieciństwa, niezliczonych nocy spędzonych na czytaniu wciąż i wciąż tych samych słów, zdań, przeżywaniu wszystkich przygód wraz z Bilbem i kompanią krasnoludów. Za...