Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Książka szokuje przeplataniem obrazu okrucieństw Auschwitz i szczegółowych opisów seksualnych żądz bohaterów. Już dawno nie czytałam jednak powieści, której bohaterowie byliby tak namacalni, jak postacie idące tuż obok mnie ulicą, z ich marzeniami, obawami i bagażami doświadczeń. Podążamy śladami emocji bohaterów, burzliwych u każdego z nich na swój sposób. Stingo - młody, wciąż targany wątpliwościami i niepewny swoich wyborów zagłębia się w świat uczuć, seksu, a także historii miejsca swojego pochodzenia. Jako narrator staje się nam szczególnie bliski, bo to jego oczami obserwujemy pozostałe dwie postacie - Zofię i Natana. To ta kochająca muzykę, niekonwencjonalna para wprowadza zamęt w życie Stingo, czasem zamęt pełen śmiechu, radości i pełni życia; innym razem zamęt chaosu, złowróżbnych napięć i strachu o przyjaciół. Historia wiedzie nas krętymi torami ku kulminacji, której fatalistyczny finał świta nam już w wyobraźni od dawna, wciąż jednak dzielnie trzymamy się nadziei, że ktoś może naszą trójkę przyjaciół uratować.

Książka bardzo głęboko dotyka kwestii wyborów moralnych, z którymi nie chcielibyśmy się zmierzyć w najgorszych snach i pokazuje jak cienka jest granica, po której przekroczeniu człowieczeństwa już nie ma, a cały konstrukt społeczny upada jak domek z kart. Etyczne podejście, dobroć, moralność niknie, jak gdyby nigdy jej w ludziach nie było.

Nie ukrywam, że przedstawiony tam obraz Polaków z nienawiścią i obojętnością wobec Żydów i jedynie garstką przeciwdziałającej opozycji jest obrazem kłującym. Zawsze są dwie strony medalu, z tym się zgadzam, jednak posmak jaki pozostaje po przedstawieniu polskiego narodu, nie jest bynajmniej pozytywny, a nawet nie zwyczajnie neutralny.

Książka szokuje przeplataniem obrazu okrucieństw Auschwitz i szczegółowych opisów seksualnych żądz bohaterów. Już dawno nie czytałam jednak powieści, której bohaterowie byliby tak namacalni, jak postacie idące tuż obok mnie ulicą, z ich marzeniami, obawami i bagażami doświadczeń. Podążamy śladami emocji bohaterów, burzliwych u każdego z nich na swój sposób. Stingo - młody,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka Krakauera pozwala nam, laikom dotknąć szczytu Everestu, poczuć ekstremalne zimno i przejść przez pasmo emocji. Autor przedstawia wydarzenia jasno, rzeczowo, bez zbędnych patetycznych stwierdzeń, których w tej historii można by było zmieścić co niemiara. Krakauer ma niezwykłe wyczucie, kiedy postawić kropkę a kiedy rozwinąć własne przemyślenia. Nie raz miałam ciarki śledząc wyprawę oczami wyobraźni. Książka, która właściwie przypomina reportaż jest dosyć krótka, idealna na podróż. Mnie pozostawiła z pytaniami, dlaczego ludzie posuwają się do aktów na krawędzi życia i śmierci, wychodzą daleko poza bezpieczną granice wytrzymałości. Ambicja, marzenia, adrenalina, a moze poczucie, że A może poczucie że właściwie będąc tylko w obliczu śmierci widzimy czym jet życie? Was też zostawię z tymi pytaniami.

Książka Krakauera pozwala nam, laikom dotknąć szczytu Everestu, poczuć ekstremalne zimno i przejść przez pasmo emocji. Autor przedstawia wydarzenia jasno, rzeczowo, bez zbędnych patetycznych stwierdzeń, których w tej historii można by było zmieścić co niemiara. Krakauer ma niezwykłe wyczucie, kiedy postawić kropkę a kiedy rozwinąć własne przemyślenia. Nie raz miałam ciarki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książki z literatury faktu zawsze dotykają w inny sposób niż fikcja. Szczególnie takie historie, które od początku wydają się do fikcji należeć. W tym przypadku dodałabym nawet science-fiction. Gdzieś na odległej planecie istnieje społeczeństwo całkowicie podporządkowane władzy i pozbawione wszystkiego co przyniósł XXI wiek. Choć wokół istnieje 9 innych planet, mieszkańcy planety X nie wiedzą o mieszkańcach wszechświata nic więcej poza rozpowszechnionego faktu ich niższości w ogólnym rozwoju. Ambicja najwyższej rady panującej nad planetą zezwala na przyjazd inteligencji wyselekcjonowanej z pozostałych 9 planet. Kim są mieszkańcy planety X, czym różnią się od reszty wszechświata? Jak wpłynęło na nich życie w mydlanej bańce, życie w kłamstwie, na które cały wszechświat zezwala?

Książki z literatury faktu zawsze dotykają w inny sposób niż fikcja. Szczególnie takie historie, które od początku wydają się do fikcji należeć. W tym przypadku dodałabym nawet science-fiction. Gdzieś na odległej planecie istnieje społeczeństwo całkowicie podporządkowane władzy i pozbawione wszystkiego co przyniósł XXI wiek. Choć wokół istnieje 9 innych planet, mieszkańcy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Długo się do tej powieści zabierałam. Spoglądając na opasły tom, obawiałam się historii trudnej do przebrnięcia, żmudnej w detaliczności. Nic bardziej mylnego- biografia oddycha, pulsuje i fascynuje od pierwszych stron. Odkąd kilka lat temu zobaczyłam obejmujące się szkielety autorstwa Zdzisława Beksińskiego, a następnie kolejne mroczne wizje spod tej samej ręki, chciałam poznać ich początek, inspirację.
Wokół Beksińskich unosi się aura tajemniczości, posępna legendarność. Krąży też wiele mitów, których rozwojowi sprzyja koniec życia, z którym przyszło się Beksińskim zmierzyć. Magda Grzebałkowska pozwala nam usłyszeć ich głos, obserwować codzienność, poznać osobowość i zrozumieć motywy działania.
Są to z pewnością postacie nietuzinkowe, trochę wyobcowane, pławiące się w swojej jednostkowości i niekoniecznie odnajdujące się na osi ja kontra świat. Oddają się swoim zainteresowaniom bez reszty, wiedzę z wybranego zakresu przyswajają z rzetelnością i uporem. Nie poświęcają uwagi na podstawowe potrzeby ciała. To cicha bohaterka ich życia - Zosia - dba o funkcjonowanie domu i wszystkie prozaiczne czynności, które nie należą do świata Beksińskich.
Mimo demonów, z którymi się zmagają, mimo mrocznych wizji i skłonności, oboje pragną miłości, oboje chcą kochać i być kochanymi. W najciemniej wyglądających zakamarkach, czają się ludzkie potrzeby.

Długo się do tej powieści zabierałam. Spoglądając na opasły tom, obawiałam się historii trudnej do przebrnięcia, żmudnej w detaliczności. Nic bardziej mylnego- biografia oddycha, pulsuje i fascynuje od pierwszych stron. Odkąd kilka lat temu zobaczyłam obejmujące się szkielety autorstwa Zdzisława Beksińskiego, a następnie kolejne mroczne wizje spod tej samej ręki, chciałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Romansidło z tłem historycznym. Właściwie za tło historyczne daję większość gwiazdek. Mimo że wiele jest spornych kwestii w prezentowaniu Leningradu II wojny światowej i niektóre rzeczy traktować należy z przymrużeniem oka, całokształt ukazanych zmagań wojennych jest dla mnie na plus. Rozdziały opisujące okres głodu i trud codziennego życia, gdy człowiek cały swój wysiłek wkłada w zapewnienie podstawowych potrzeb, pozostają w pamięci. Jednak, chyba dzięki tej jednej pozycji przekonałam się, że romans nie jest gatunkiem, który czytam z wypiekami na twarzy, a raczej z irytacją. Wiadomo, że książka nie miałaby sensu, gdyby historia nie była skomplikowana i koleje losów bohaterów nie wikłałyby się z biegiem akcji, ale wiele konfliktów, niedopowiedzeń było dla mnie stworzonych 'na siłę' i aż przewracałam oczami, czytając o niektórych pretensjach Tatiany. Błąd autorki, która sama zagubiła się w akcji również działa nieco zniechęcająco. No ale, kto nie dostałby zawrotów głowy po napisaniu tylu scen łóżkowych pod rząd!
Powieść wybrałam na długą podróż i faktycznie była pomocna w zabijaniu czasu, jednak nie sięgnę po kolejne tomy przygód Tatiany i Aleksandra.

Romansidło z tłem historycznym. Właściwie za tło historyczne daję większość gwiazdek. Mimo że wiele jest spornych kwestii w prezentowaniu Leningradu II wojny światowej i niektóre rzeczy traktować należy z przymrużeniem oka, całokształt ukazanych zmagań wojennych jest dla mnie na plus. Rozdziały opisujące okres głodu i trud codziennego życia, gdy człowiek cały swój wysiłek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każda z tych kobiet jest niezwykła. Historie, które są ich udziałem, trudno nam sobie wyobrazić, bo są nasączone taką ilością odwagi, cierpienia i emocji, że przez całe nasze życie zdołamy przeżyć być może jedną dziesiątą tego, co one doświadczyły w ciągu dwóch miesięcy trwania powstania.

Trudno nawet osadzić tę książkę w skali od 1 do 10, bo nie czuję, żebym była uprawniona do jakiejkolwiek oceny.

Tę książkę po prostu trzeba przeczytać.

Każda z tych kobiet jest niezwykła. Historie, które są ich udziałem, trudno nam sobie wyobrazić, bo są nasączone taką ilością odwagi, cierpienia i emocji, że przez całe nasze życie zdołamy przeżyć być może jedną dziesiątą tego, co one doświadczyły w ciągu dwóch miesięcy trwania powstania.

Trudno nawet osadzić tę książkę w skali od 1 do 10, bo nie czuję, żebym była...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O Włodku Markowiczu nigdy wcześniej nie słyszałam, nie śledziłam jego vlogowych poczynań, a na książkę natrafiłam przypadkiem w biblioteczce przyjaciółki. Wystartowałam zatem z zupełnie neutralnego gruntu, jednak na mecie z neutralności nic nie zostało.

Życie i jego sens, spełnienie, szczęście, cierpienie. Tematy poruszane w książce to sztandarowe punkty każdej pseudofilozoficznej książki, z której nie wynika nic poza chaotycznym patosem. Tutaj na szczęście jest inaczej. Swoją osobowością, humorem i całkowitą szczerością, Włodkowi udało się przedstawić tematy, z którymi zmaga się każda jednostka, ze świeżością i przystosować je do współczesnego świata. Nawet forma - podział na rozdziały i krótkie podrozdziały - zdaje się uwzględniać szerzący się w naszej cywilizacji coraz krótszy okres możliwości koncentracji uwagi. Szczególnie polecam tę książkę młodym ludziom, którzy są na drodze do definiowania rzeczywistości i siebie.

Czasem uszczypliwie, czasem ironicznie, jednak ostatecznie - refleksyjnie. Efekt końcowy, jak mi się wydaje, mierzy w podniesienie samoświadomości, a zatem prowadzi do lepszego zrozumienia samego siebie i co za tym idzie ulepszenia wzajemnych relacji.

Wydaje mi się, że to częsty ludzki problem - życie bez refleksji, poddanie się rutynie. Człowiek niby nie ma na co narzekać, przecież nieszczęśliwy nie jest. Ale szczęśliwy też nie bardzo. Dlatego warto czasem z pomocą takiej książki wyjść poza ramy dnia codziennego, zadać sobie kilka pytań i jeśli nam się poszczęści - znaleźć kilka odpowiedzi.

O Włodku Markowiczu nigdy wcześniej nie słyszałam, nie śledziłam jego vlogowych poczynań, a na książkę natrafiłam przypadkiem w biblioteczce przyjaciółki. Wystartowałam zatem z zupełnie neutralnego gruntu, jednak na mecie z neutralności nic nie zostało.

Życie i jego sens, spełnienie, szczęście, cierpienie. Tematy poruszane w książce to sztandarowe punkty każdej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

I have always liked the gray colour. It isn't just soft to look at. If you look closely enough it will open whole depths of diversity, various levels of strength and different shades. At the first glance it seems to be plain, easily defined, at risk of obliteration, but in fact it encompasses much more. The grayish shades make me wonder at the invisible complexity present in every human being. We seem to judge easily with repetetive adjectives, sharp words and confident convictions. But we don't look closely enough, we are barely touching the facade of superficality. John Steinbeck created a work that goes beyond the visible layers, gets into dimensions hidden in every human being. The thoughtfully constructed story and a range of diverse characters provide us with a multi-faceted experience. The story is filled with emotions, sounds, smells and brimful with indirect questions that make it hard to forget it, once we close the book cover.

Every character could be analysed seperately and every single one of them would reveal some truths about connection between the life we lead, the choices we have made, the people we are and the people we want to be. As I have always wondered to what extension we can define our existance by the traits or conditions that seem assigned to us at birth, the story was a perfect ground to develop my thoughts. And I found the answer in a single word – Timshel – a word that carried a man’s greatness if he wanted to take advantage of it.

"And Cain went out from the presence of the Lord, and dwelt in the Land of Nod, on the east of Eden". Not only the title was inspired by the Book of Genesis. The biblical story seems to emerge throughout the book and intertwine with two pairs of brothers – Adam and Charles and then Aron and Caleb.

We can observe the evil being born or awaken and its correlation with the good, the yearning for acceptance, love and importance, the fight against self-destruction. As the characters evolve we can see for ourselves how our personal approach changes. Mine has, a lot. A glance at the characters at least so as not to forget the colorful array of personalities. Adam, an unfortunate child with a dream that hazed over his vision and let him believe in a perfect plan,that no one actually has ever had. A prisoner of his projections that is looking for a way out. Cathy that lets herself drown in a comfortably stated fatality. Aaron, a gracious creature with an excessive sense of responsibility, that inhibits him from living his life and makes him create himself anew. Lee, a silent master of observation that slowly opens up to reveal the kept folk wisdom. Samuel who emanates kind-heartedness and sees people as they are trying to be, even when their attempts fail. Finally Cal, the supposedly ultimate answer to the dilemma of human's influence on life – what would prevail? Fate and being defined or standing up for yourself and making your own choices? There are many more characters that need a closer look – Charles, Lisa, George, Dessie, Abra, Joe.

I have always liked the gray colour. It isn't just soft to look at. If you look closely enough it will open whole depths of diversity, various levels of strength and different shades. At the first glance it seems to be plain, easily defined, at risk of obliteration, but in fact it encompasses much more. The grayish shades make me wonder at the invisible complexity present...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

The concept of the book itself has appealed to me from the very beginning. I believe, every traveller finds an idea of an alternative society, fascinating. Especially a society that includes exotic beauty of Thailand, young and independent adventurers and a cloud of mystery.

At first, the beach seems to fulfil all the desires of people who despise the rat race of the modern world. Time, your past and background don't have any significance. There is nature in the first place, followed by peaceful coexistence of a small group of people and joy of life in its simplicity. The paradise eradicates "time limits on everything you enjoy". The beach gives you the comfort of infinite peace, a world without stress and sorrows.

As the life on the beach consists of repetitive, day-to-day activities, it may seem that the story doesn't move forward. But it's Richard whose thoughts and shrewd comments provide us with the plot's evolution. I like how a typical, adventure story changes direction and becomes more of an thriller. The intensity of violence and danger rise significantly in the very end, reaching an unforgettable climax.

I think Richard's fascination with Vietnam War may be one of keys to read the story. With every chapter the beach becomes less and less of a paradise as appearing problems are solved with rigidity. No one ever questions it. Especially Richard, who seeks after thrilling experiences.

He indulges his fantasies about Mr Duck, watches the canabis guards with an unhealthy interest and concludes the beach phase with admiration for the scars he carries. "I like the way that sounds", he remarks.

I believe Alex Garland made a right decision not to develop any romantic subplots. The book could easily focus on a love triangle between Richard, Etienne and Francoise. Fortunately, the protagonist's crush is just a subtle addition to the story.

I am not sure if I even touched the main points of the book. I feel like it's hard to give a definite answer as for what the author wants to convey in his book. But that's what I actually enjoyed - the leisurely pace and the discretion on interpretation. Read and take out of it what you want. The beach will stay with you, anyway.

The concept of the book itself has appealed to me from the very beginning. I believe, every traveller finds an idea of an alternative society, fascinating. Especially a society that includes exotic beauty of Thailand, young and independent adventurers and a cloud of mystery.

At first, the beach seems to fulfil all the desires of people who despise the rat race of the...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

John Boyne po raz kolejny mnie nie zawiódł. Co tkwi w słowach, które wybiera, jak udaje mu się składać zdania, a następnie rozdziały, by opowiadać o rzeczach wstrząsających z tylko sobie znaną subtelnością? Wciąż nie udało mi się do końca tego zbadać, jednak wiem, że wrażenie, jakie pozostawia fikcyjna powieść osadzona w powojennej rzeczywistości nie jest ulotne ani chwilowe. John Boyne zawarł w "Spóźnionych wyznaniach" to, czego w danym momencie oczekiwałam: dawkę melancholii, rozważania nad naturą człowieka, na piedestał wyniósł całą otoczkę emocjonalną, towarzyszącą podejmowaniu wyborów i ich późniejszych konsekwencji. Przykuł uwagę retrospekcyjną strukturą i osobowością głównego bohatera, wraz z kolejnymi rozdziałami obieranego z narosłych pancernych warstw, aż pozostaje sam człowiek. Człowiek godny pożałowania, pełen miłości, człowiek ze znakiem zapytania nad głową - potępienie czy współczucie, zrozumienie czy odrzucenie? Książka zajmuje się kwestiami moralności w szerokim ujęciu i to czytelnikowi pozostawia ostateczną ocenę. Mierzymy się z tematem wojny, własnym poczuciem człowieczeństwa i poziomem wrażliwości. Trochę w głąb siebie, w głąb człowieka obok.

John Boyne po raz kolejny mnie nie zawiódł. Co tkwi w słowach, które wybiera, jak udaje mu się składać zdania, a następnie rozdziały, by opowiadać o rzeczach wstrząsających z tylko sobie znaną subtelnością? Wciąż nie udało mi się do końca tego zbadać, jednak wiem, że wrażenie, jakie pozostawia fikcyjna powieść osadzona w powojennej rzeczywistości nie jest ulotne ani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po dłuższej przerwie od książek sięgnęłam po "Madame" i aż zrobiło mi się wstyd, że pozwoliłam sobie zapomnieć, czym jest błogość czytania. Język giętki, płynny i piękny, słowa ulotne złapane w sidła kartek, a jednocześnie nie pozbawione swojej wolności, do tego sztuka budowania portretów postaci i kreślenia rzeczywistości słowem. Książka o marzycielu dla innych, szukających chwilowej dawki ciepła marzycieli, dla zakochanych w finezji słów. Nie dla szukających gwałtownych wrażeń i jasnych rozwiązań. Piękno tkwi w powolnym zatapianiu się w uczucia, marzenia bohatera i stopniowe obserwowanie zderzeń wyobrażeń z rzeczywistością. To tak jakby doświadczać czyjejś ewolucji, dorastania w oprawie upływu czasu, tak jakby być tuż obok i palcami gładzić czyjeś myśli, poznając je coraz lepiej.

Po dłuższej przerwie od książek sięgnęłam po "Madame" i aż zrobiło mi się wstyd, że pozwoliłam sobie zapomnieć, czym jest błogość czytania. Język giętki, płynny i piękny, słowa ulotne złapane w sidła kartek, a jednocześnie nie pozbawione swojej wolności, do tego sztuka budowania portretów postaci i kreślenia rzeczywistości słowem. Książka o marzycielu dla innych,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Początkowo książka mnie pochłonęła - oryginalość, lekkość, humor, sarkazm, dygresja - wszystko układało się w świeżą historię, którą chce się przeczytać jednym tchem. Jednak, z czasem coraz mniej było humoru, a coraz więcej żalu do świata i poczucia krzywdy obleczonej w cynizm. Bohaterka z pewnością łatwego życia nie miała i być może stąd wiele feministyczno-oskarżycielskich tonów. Choć pewne spostrzeżenia budzą uśmiech na twarzy każdej kobiety, to z wrogim nastawieniem wobec świata z pewnością się nie identyfikuję. Zapowiadało się na książkę z dystansem, jednak ponad humor wybiła się zbierana przez lata złość i poczucie krzywdy. Nie zmienia to faktu, że książkę przeczytałam z przyjemnością i z pewnością kilka jej fragmentów ze mną pozostanie.

Początkowo książka mnie pochłonęła - oryginalość, lekkość, humor, sarkazm, dygresja - wszystko układało się w świeżą historię, którą chce się przeczytać jednym tchem. Jednak, z czasem coraz mniej było humoru, a coraz więcej żalu do świata i poczucia krzywdy obleczonej w cynizm. Bohaterka z pewnością łatwego życia nie miała i być może stąd wiele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kusiła mnie z bibliotecznej półki. Brałam ją do ręki, gładziłam przyciągajacą melancholią okładkę i odkładałam z powrotem na swoje miejsce. Dosyć obszerna pozycja o kościele w Irlandii? To chyba nie najlepszy pomysł na relaks po ciągnących się w nieskończoność ośmiu godzinach pracy. Za długo jednak zastanawiałam się nad historią samotnego chłopca, patrzącego na morze, by o tej książce zapomnieć. Teraz, po skończonej lekturze, będzie to już niemożliwe.
Najpiękniejszą historię miłosną można uformować słowami w taki sposób, że brniemy przez nią jak przez śniegi Syberii. Analogicznie, historię trudną, podsyconą przemocą i smutkiem można przedstawić tak, że jej słowa płyną, zdając się nie mieć początku ani końca. Przestają tworzyć książkę, a historię, w której nie dostrzega się zbędnych numerów stron. Taka jest właśnie opowieść Johna Boyna. Niewymuszona, szczera i wyzwalająca. Ciepła narracja prowadzi nas przez mroczne odmęty wspomnień, przywołwanych w różnej kolejności. Czytanie przypomina stopniowe odkrywanie zakurzonej mapy. Każdy rozdział to kilka nowych krain, których istnienie dochodzi do naszej świadomosci. Gdy lektura dobiega już końca, a mapa odsłania nam się niemal w całości, widzimy jak ciemne płaszcze tajemnic opadają na podłogę, pozostawiając przed naszymi oczami samą prawdę. Prawdę niezręczną w swojej nagości i nieprzyzwyczajoną do światła, której nikt nie miał odwagi odsłonić w tak jednoznaczny sposób.
Lubię Boyna za to, że tak lekko potrafi podnieść największy ciężar ludzkiej nikczemności. I pozornie trudny do przebrnięcia temat wkłada w fabułę, która nas przyciąga.

Kusiła mnie z bibliotecznej półki. Brałam ją do ręki, gładziłam przyciągajacą melancholią okładkę i odkładałam z powrotem na swoje miejsce. Dosyć obszerna pozycja o kościele w Irlandii? To chyba nie najlepszy pomysł na relaks po ciągnących się w nieskończoność ośmiu godzinach pracy. Za długo jednak zastanawiałam się nad historią samotnego chłopca, patrzącego na morze, by o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książki zazwyczaj mówią nam, co powinniśmy zrobić, by dojść do wyznaczonego sobie celu, jak się zmotywować, jak przyswoić nową wiedzę i jak nabyć zdrowe nawyki. Ta książka płynie pod prąd, mówiąc nam, jak wyzwolić się spod jarzma współczesnej cywilizacji i jak być w najczystszym tego słowa znaczeniu. Tym razem nie chodzi o to, by swoją osobowość, ciało, "ja" wzbogacać, ulepszać, poprawiać, a o to by obrać się ze wszystkich warstw, które z czasem przyrosły do naszej skóry, i których obecności nie jesteśmy często świadomi. By wyzbyć się ciężaru idealistycznych skłonności, chęci zysku i istnienia w pojęciu korzyści. Cała trudność tej pozycji polega na jej odmienności od wszystkiego co znamy. A tym, co znamy jest ekspansja na każdej płaszczyźnie życia. Chcemy byś szybsi, lepsi, zdrowsi. Chcemy więcej, bo to wydaje się słuszne, ambitne i godne pochwały. A przecież chcemy być chwaleni.
I nagle przychodzi pustka. Początkowo, świeżo wyrwana z wzorców XXI wieku nie mogłam wgryźć się w ton Shunryū Suzuk, pełen spokoju, prostoty, ciepła i opanowania. Czułam się intruzem na stronach, zawierających prawdy, które w każdym z nas istnieją pod grubą warstwą zastępczych ideałów. Z każdą stroną zaczęłam jednak coraz więcej dopuszczać do swojej świadomości, odrzuciwszy negację prostoty. W trakcie powolnej, ostrożnej lektury, zdałam sobie sprawę, że prostota to tak naprawdę jedna z najtrudniejszych dróg. Bo przecież nie chcemy być tak po prostu, chcemy być ponad coś.
To moje pierwsze zetknięcie z filozofią buddyzmu, z medytacją. Zupełnie przypadkowe, ale nie ostatnie.

Książki zazwyczaj mówią nam, co powinniśmy zrobić, by dojść do wyznaczonego sobie celu, jak się zmotywować, jak przyswoić nową wiedzę i jak nabyć zdrowe nawyki. Ta książka płynie pod prąd, mówiąc nam, jak wyzwolić się spod jarzma współczesnej cywilizacji i jak być w najczystszym tego słowa znaczeniu. Tym razem nie chodzi o to, by swoją osobowość, ciało, "ja"...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaczęło się od filmu przed kilkoma laty. Pozostawił po sobie niewypowiedzianą aurę marzycielstwa charakteryzującego ciągoty niespokojnych dusz, które patrząc w ziemię , chcą jednocześnie ogarnąć wzrokiem niebo. Szybko zdałam sobie sprawę, że należę do tego nieokreślonego pocztu, a film stał się dla mnie pewnym szyfrem w komunikacji z ludźmi dotkniętych niezdefiniowaną tęsknotą i wewnętrznym pędem niezaspokojenia. Natknięcie się na ebook z tytułem 'Into the wild' zaowocowało kolejnym spotkaniem z Chrisem, tym razem w formie bardziej rzeczowej i obiektywnej, wciąż jednak skutkującej budzeniem się tych samych, chwilowo uśpionych uczuć. Historia z dozą niedopowiedzenia ma aromat magii. Książka w przeciwieństwie do filmowej adaptacji starała się te magię rozwiać mnożąc rozważania na temat osoby Chrisa, jego pobudek i celów. Są to rozważania, które mnie zafascynowały, pozwoliły wejść głębiej w historię życia Chrisa, a ponadto pozwoliły lepiej poznać siebie, gdy silnie odczuwałam faworyzację pewnych teorii nad innymi. Kolejnym plusem są dla mnie historie innych podróżników, ich starcia z siłami natury i własnej fantazji. Cytaty z książek podkreślonych ręką Aleksa dopełniają rozważań o jego zywocie i jako melancholijnie liryczna wstawka idealnie komponują się z nastawioną bardziej rzeczowo treścią książki.
Ustosunkowując się do komentarzy o niesatysfakcjonującej formie, niegodnym przedstawieniu historii z ogromnym potencjałem, muszę przyznać, że tak tego nie odebrałam. Może jest to zasługa czytania w oryginale i rozkoszowania się skarbnicą nowych słówek, a może samoistnym zainteresowaniem treścią, któremu forma nie była już tak bardzo podległa.
Teraz mam ochotę znów powrócić do filmu, widzianego kilka lat temu i zobaczyć co zmieni się w moim odbiorze. Moja przygoda z 'Into the wild' wciąż trwa. Moja nieudolną recenzję, a właściwie rozmowę ze sobą zakończę słowami Aleksa, dajmy się jeszcze trochę oczarować. 'The joy of life comes from our encounters with new experiences, and hence there is no greater joy than to have an endlessly changing horizon, for each day to have a new and different sun.'

Zaczęło się od filmu przed kilkoma laty. Pozostawił po sobie niewypowiedzianą aurę marzycielstwa charakteryzującego ciągoty niespokojnych dusz, które patrząc w ziemię , chcą jednocześnie ogarnąć wzrokiem niebo. Szybko zdałam sobie sprawę, że należę do tego nieokreślonego pocztu, a film stał się dla mnie pewnym szyfrem w komunikacji z ludźmi dotkniętych niezdefiniowaną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jedna z książek, których strony same się przewracają. Idealna na podróż bądź jakichkolwiek innych warunków, wymagających zabicia czasu. Choć zazwyczaj nie sięgam po tego typu literaturę i trzymam się z dala od science-fiction, tym razem pozwoliłam sobie odpłynąć do innego świata. Instynkt przetrwania, oddanie, miłość, rywalizacja, człowieczeństwo w zwierzęcej rzeczywistości, a wszystko skąpane w lekkim piórze Suzanne Collins.

Jedna z książek, których strony same się przewracają. Idealna na podróż bądź jakichkolwiek innych warunków, wymagających zabicia czasu. Choć zazwyczaj nie sięgam po tego typu literaturę i trzymam się z dala od science-fiction, tym razem pozwoliłam sobie odpłynąć do innego świata. Instynkt przetrwania, oddanie, miłość, rywalizacja, człowieczeństwo w zwierzęcej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świat odległy, obcy, inny. Nagle staje się bliski, jakby za odsłonięciem firanki moim oczom miał ukazać się Nowy Jork lat sześćdziesiątych wraz z gentelmenami o sycylijskich korzeniach. Mario Puzo tworzy wyważoną sieć postaci utkanych z różnobarwnych nitek - niektóre z nich pękają, inne znów zacieśniają sploty pasm. Dzięki temu powieść zyskuje wymiar psychologiczny i co mnie pociąga najbardziej - ukazuje ewolucję bohaterów wraz z ich narastająco splamionymi rękami. Zło to pojęcie względne, przemoc to konieczność, a rodzina i honor to wartości stałe. Gangsterskie środowisko zbliża się do sfery namacalnej, a bohaterowie, choć stanowczo pozbawieni aureoli nad głową, wkraczają w sferę, gdzie rządzą nami uczucia jak przywiązanie czy sympatia. Tym razem my stajemy się podatni na względność moralności.
Warto się rzucić w ten misterny wycinek gangsterskiego świata i przez chwilę być jego częścią.

Świat odległy, obcy, inny. Nagle staje się bliski, jakby za odsłonięciem firanki moim oczom miał ukazać się Nowy Jork lat sześćdziesiątych wraz z gentelmenami o sycylijskich korzeniach. Mario Puzo tworzy wyważoną sieć postaci utkanych z różnobarwnych nitek - niektóre z nich pękają, inne znów zacieśniają sploty pasm. Dzięki temu powieść zyskuje wymiar psychologiczny i co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przewidywalna do bólu, postacie nakreślone grubą kreską i oblane brokatem przemiany. Czytadło dla zabicia czasu. Mój egzemplarz w niemieckim tłumaczeniu był przyjemnym źródłem językowych ćwiczeń.

Przewidywalna do bólu, postacie nakreślone grubą kreską i oblane brokatem przemiany. Czytadło dla zabicia czasu. Mój egzemplarz w niemieckim tłumaczeniu był przyjemnym źródłem językowych ćwiczeń.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden dzień ze wzrokiem przyklejonym do książki i zapartym tchem w zupełności wystarczył, bym przekonała się że pierwsze spotkanie z Wojciechem Tochmanem nie będzie tym ostatnim. Tracę ostatnio ochotę na czytanie fikcji. Bo gdy człowiek zetknie się z takim ogromem prawdy, skrzętnie zamiatanym przez ludzi pod dywan, ma się ochotę w końcu ten dywan podnieść i wymieść cały brud, nawet gdy prowadzi do załzawionych oczu i duchowego rozregulowania. To nie są odległe historie z czeluści programów informacyjnych. To historie, które uświadamiają nam swoją bliskość, ludzkie cierpienia, słabości i tematy tabu w jasnym świetle dnia.

Jeden dzień ze wzrokiem przyklejonym do książki i zapartym tchem w zupełności wystarczył, bym przekonała się że pierwsze spotkanie z Wojciechem Tochmanem nie będzie tym ostatnim. Tracę ostatnio ochotę na czytanie fikcji. Bo gdy człowiek zetknie się z takim ogromem prawdy, skrzętnie zamiatanym przez ludzi pod dywan, ma się ochotę w końcu ten dywan podnieść i wymieść cały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie zdarzyło mi się jeszcze zrezygnować z dalszego czytania książki po dotarciu do trzech czwartych jej objętości. Dziś nastąpił jednak ten pierwszy raz.

Dzięki powieści "Dziewczęta i kobiety", zapoznałam się z autorką Alice Munro. Gdy w bibliotece zobaczyłam jej nazwisko na złotawej okładce, od razu zachłannie po nią sięgnęłam, licząc na równie pochłaniającą i czarującą lekturę. Znacznie się niestety rozczarowałam.

Nie odmawiam autorce kunsztu literackiego, bo opowiadania czyta się bardzo przyjemnie, jednak to głównie ładnie opakowanie słów buduje zbiór, któremu brakuje głębi. Bądź inaczej - głębia historii jest przed czytelnikiem zamknięta, ukryta. Opowiadania biegną naprzód bez wyraźnego celu, kończąc się niespodziewanie - zakończeniom brakuje polotu, pomysłu, iskry, która pozostawiłaby ślad w pamięci. Historie są niczym urwane epizody. Nie poznajemy bohaterów, ich przemyśleń - znaczące decyzje zdają się być podejmowane bez mrugnięcia okiem, a bohaterowie pozbawieni głębszych refleksji. Ich sylwetki jawią mi się jako drewniane, a sytuacje rażą czasem prostotą, która w takiej formie w życiu nie występuję. Opowiadania mogę uznać za świetne szkielety powieści, które jednak dopiero po rozbudowie ukazałyby tkwiący w nich potencjał. W takiej formie historie są wyrwane z kontekstu, zbyt wiele pozostaje do dopowiedzenia.

Jeżeli miałabym jednak pokusić się o wyciągniecie wniosków z całości, historie ukazują według mnie warstwy życia, które gromadzą się w człowieku. Nawet tragedia znajduje wśród nich miejsce i nie zatrzymuje pojawiania się następnych powłok. Człowieka buduje przeszłość, podczas gdy on buduje teraźniejszość. Ważne jest zatem wielowymiarowe spojrzenie na człowieka - nie możemy dostrzec wszystkich warstw przy pierwszym spotkaniu. O ile możemy to zrobić w ogóle.

Abstrahując jednak od moich teorii, opowiadania polecam marzycielom, którzy mają ochotę pobawić się trochę swoją wyobraźnią. Nie ma sensu przechodzić natychmiast od jednego opowiadania do drugiego - tak szybko jak się je przeczytało, tak szybko się o nich zapomni.

Nie zdarzyło mi się jeszcze zrezygnować z dalszego czytania książki po dotarciu do trzech czwartych jej objętości. Dziś nastąpił jednak ten pierwszy raz.

Dzięki powieści "Dziewczęta i kobiety", zapoznałam się z autorką Alice Munro. Gdy w bibliotece zobaczyłam jej nazwisko na złotawej okładce, od razu zachłannie po nią sięgnęłam, licząc na równie pochłaniającą i czarującą...

więcej Pokaż mimo to