Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz
Okładka książki Rock. Encyklopedia, t. 1 Roman Rogowiecki, Wiesław Weiss
Ocena 7,5
Rock. Encyklop... Roman Rogowiecki, W...

Na półkach: , , ,

Książka, która, stojąc na półce rodziców, przyciągała moją uwagę, zanim jeszcze nauczyłam się czytać. Kiedy już posiadłam tę cenną umiejętność, zaczęłam sięgać do niej regularnie, na początku po kryjomu, bo zdawała mi się zionąć jakąś tajemnicą i nie być przeznaczona dla mnie. Później, we wczesnonastoletnim okresie fascynacji wszystkim co głośne, długowłose i opatrzone magiczną etykietką "rock", stała się dla mnie biblią. A teraz - niezawodnym biletem w sentyment.

Książka, która, stojąc na półce rodziców, przyciągała moją uwagę, zanim jeszcze nauczyłam się czytać. Kiedy już posiadłam tę cenną umiejętność, zaczęłam sięgać do niej regularnie, na początku po kryjomu, bo zdawała mi się zionąć jakąś tajemnicą i nie być przeznaczona dla mnie. Później, we wczesnonastoletnim okresie fascynacji wszystkim co głośne, długowłose i opatrzone...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Podejrzewam, że dla osoby, która nigdy nie miała do czynienia z fantastyką naukową, „pierwszy kontakt” ma wielkie szanse być tym nieudanym. Jeśli potencjalny czytelnik sięgnie po powieść zbyt ciężką, mocno naukową, przesyconą ciężkostrawnymi terminami, a w dodatku śmiertelnie poważną – niezależnie od wartości utworu może sparzyć się i zniechęcić do tego podgatunku fantastyki.

Pomimo tego że „Gra Endera” moim pierwszym spotkaniem ze science fiction nie jest (choć jednym z pierwszych już owszem), to myślę że śmiało na taki mogłaby się nadawać.

Ender Wiggin to sześcioletni, niezwykle utalentowany chłopiec o ilorazie inteligencji znacznie przekraczający ten przeciętnie spotykany u innych ludzi. W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa zagrażającego Ziemi, zostaje wytypowany do szkolenia mającego przygotować go do objęcia stanowiska dowódcy w starciu z Robalami – nieobliczalnymi stworzeniami z Kosmosu, które uprzednio dwukrotnie dokonały inwazji na Planetę Ludzi.

Na początku lektury niektórych wymagających czytelników irytować może „syndrom genialnego dziecka”, jaki łatwo zdiagnozować u Endera – niemal każdy pomysł, na jaki chłopiec wpadnie, jest tym trafnym, każda strategia, jaką stosuje – skuteczną, a każda gra – zwyciężoną. Jednak po jakimś czasie można zorientować się, że prawdziwe problemy, na które napotyka niespełna dziesięcioletnie dziecko, to te zupełnie odmiennej natury. Łatwo bowiem wyobrazić sobie, że genialny sześcio- czy siedmiolatek całkowicie oderwany od rodziny, przyjaciół, a przede wszystkim zwyczajnego, ziemskiego środowiska – nawet odnosząc pasmo sukcesów życiu szkolnym – nie prowadzi życia które stanowiło by dla niego apogeum szczęścia.

Powieść wydaje się być stworzoną dla tych, których nudzą rozwlekłe opisy i leniwie tocząca się akcja. Zanim bowiem zorientujemy się, że w powieści minął dzień lub nawet tydzień, okazuje się, że nasz bohater zdobył już kilkumiesięczne doświadczenie w Szkole Bojowej, a niedługo później Valentine, siostra Endera, obchodzi na Ziemi jego kolejne urodziny. Mamy więc do czynienia z autorem nie lubiącym lania wody i skupiania się na nieistotnych sytuacjach i szczegółach. Razem z kilkuletnim chłopcem pędzimy przez szkolenie w, nomen omen, kosmicznym tempie.

Podobnie jest z językiem utworu – nie nastręcza on czytelnikowi żadnych trudności, pozwala na swobodne brnięcie przez kartki w każdej niemal sytuacji – sama pierwsze 100 stron „Gry...” pokonałam z przyjemnością podczas dwu-trzygodzinnej podróży busem.


Taką jest więc ta książka – lekką, nieskomplikowaną, niepozbawioną jednak pewnej powagi i refleksji. Smaczkiem może być fakt, że była ona pisana w latach 80, kiedy mapa Europy wyglądała zupełnie inaczej niż dzisiaj - oprócz wizji przyszłości mamy więc też wyobrażenie tego, jak świat mógłby wyglądać, gdyby nie przemiany przełomu lat 80 i 90. A choć mam wrażenie, że przeczytawszy ją kilka lat wcześniej, w wieku nastoletnim, mogłabym czerpać z niej nieco więcej rozrywki, to nawet teraz świetnie nadaje się na sprawiającą dużo przyjemności lekturę.

Podejrzewam, że dla osoby, która nigdy nie miała do czynienia z fantastyką naukową, „pierwszy kontakt” ma wielkie szanse być tym nieudanym. Jeśli potencjalny czytelnik sięgnie po powieść zbyt ciężką, mocno naukową, przesyconą ciężkostrawnymi terminami, a w dodatku śmiertelnie poważną – niezależnie od wartości utworu może sparzyć się i zniechęcić do tego podgatunku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Jedna z tych książek, które odznaczyły się w moim dzieciństwie tak mocno, że do tej pory, choć nie pamiętam już fabuły, potrafię sobie przypomnieć jakąś magię, którą we mnie zostawiły.
Pamiętam, że podobała mi się niesamowicie i zawsze pragnęłam przeczytać ją po raz kolejny. A teraz, kiedy przypadkiem natknęłam się na nią w antykwariacie, na to stare, urokliwe, niefilmowe wydanie - boje się ją otworzyć, żeby czar nie prysł:)

Jedna z tych książek, które odznaczyły się w moim dzieciństwie tak mocno, że do tej pory, choć nie pamiętam już fabuły, potrafię sobie przypomnieć jakąś magię, którą we mnie zostawiły.
Pamiętam, że podobała mi się niesamowicie i zawsze pragnęłam przeczytać ją po raz kolejny. A teraz, kiedy przypadkiem natknęłam się na nią w antykwariacie, na to stare, urokliwe, niefilmowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kiedy ktoś mówi o książce, że była "piękna" lub "magiczna" - zazwyczaj znaczy to tyle co nic.

W tym przypadku jednak są to pierwsze słowa, jakie cisną mi się na usta, a co więcej, słowa oddające klimat powieści niemal idealnie. Nawet po przemyśleniu jak płytko i banalnie brzmią - nie jestem w stanie zmienić zdania, że to właśnie ich powinnam użyć do opisania „Cienia wiatru” Carlosa Ruiza Zafona. Mając na względzie to, że określenia nie mówią właściwie nic, powinnam chyba jakoś usprawiedliwić swój wybór – co więc jest w tej powieści tak „pięknego” czy „magicznego”?

Odpowiedź jest prosta – Barcelona. Miasto stanowiące tło dla rozgrywającej się historii, choć nie zawsze idylliczne, nawet pomimo powojennej atmosfery czaruje czytelnika, zmieniając w jego oczach swoje wady w zalety. Na kartach powieści najciemniejsze, najbrudniejsze zaułki, zamiast odpychać, sprawiają wrażenie miejsc posiadających własne tajemnice, zapraszających do ich odgadnięcia. Wrażenie to potęguje się, kiedy spojrzymy na okraszające tekst fotografie znanego hiszpańskiego artysty Francesco Catala-Roki. Pomimo iż niezwiązane bezpośrednio z akcją powieści, pozwalają jeszcze mocniej wczuć się, a nawet „wsiąknąć” w realia utworu.

Można by powiedzieć, że zaczynam opisywanie książki od końca – zamiast opowiedzieć o bohaterach, zabieram się do tła powieści. Moim zdaniem jednak nie jest to błąd, gdyż dla mnie sedno utworu stanowiły nie postacie, nie wydarzenia, ale sceneria, w jakiej zostały one umieszczone. Jak to określił mój dziadek – „Czytałem tę książkę nie dla akcji, ale po to, żeby przypomnieć sobie te kilka dni w Barcelonie”.

Mimo wszystko powinnam jednak powiedzieć parę słów o tych, bez których (mimo wszystko) powieści by nie było.

Głównym bohaterem utworu jest Daniel Sempere – na początku dziesięcioletni, pod koniec powieści nieco starszy syn księgarza, właściciela antykwariatu „Sempere i synowie”. Osierocony przez matkę chłopak zostaje pewnego dnia zaprowadzony przez ojca do magi... przepraszam, znów to słowo pcha mi się pod palce. A więc, Daniel zostaje zaprowadzony do tajemniczego miejsca, zwanego Cmentarzem Zapomnianych Książek, gdzie natrafia na powieść, która niedługo na zawsze ma odmienić jego życie... Zaczyna się baśniowo, lecz z biegiem stron tak pięknie już nie jest. Oczywiście, jeśli przyjąć tę wersję, że w baśniach wszystko jest tak proste i kolorowe... Młody chłopak rozpoczyna wieloletnią wędrówkę ulicami Barcelony, która staje się zarówno pościgiem jak i ucieczką. Co więcej, Daniel, oprócz miłości, śmierci, tragedii ludzkich, zapomnianych historii opowiadanych w ciemnościach, spotyka... postać która uciekła z kart ukochanej przez niego powieści.

Oprócz Daniela i jego ojca w powieści natknąć możemy się na całą gamę różnobarwnych postaci, z których warto wspomnieć mojego ulubionego Fermina – człowieka orkiestrę, postać z przeszłością, która pomimo nie odstępującego jej nigdy cienia dawnej tragedii, co kilkanaście stron rozbawiała mnie do łez.

Kiedy przebrniemy już przez „piękne” i „magiczne” istnieje jeszcze cała gama innych, do bólu wytartych przymiotników (takich jak "smutne", "wzruszające"), o których można by wspomnieć, lecz przywołanie ich mogłoby wywołać niezwłoczne mdłości i utratę zainteresowania czytelnika.


Jednym z nich, trochę mniej pochlebnym, będzie słówko "przewidywalna". Tak - zakończenie poszczególnych wątków "Cienia wiatru", pomimo tego, że historia sama w sobie jest fascynująca i w jakiś sposób pociągająca, nie jest czymś szczególnie trudnym do odgadnięcia. Lecz, nawet mając świadomość takiego stanu rzeczy od mniej więcej jednej trzeciej lektury - w utworze zagłębiałam się z niczym niezmąconą przyjemnością. Historia, choć niezbyt zaskakująca, porwała mnie na równi z klimatem miasta, który sprawił, że zaczęłam marzyć o chociaż krótkiej przechadzce ulicami tego miasta.
Co takiego ukrył więc autor pomiędzy uliczkami powojennej Barcelony, że powieść tak bardzo przyciąga i kradnie serce czytelnika od pierwszych stron? Jeśli nie jest to oryginalna i nie przewidywalna fabuła - to co? Na to pytanie odpowiedziałam już na początku. Klimat miasta, który jest – tak, piękny i magiczny.

Kiedy ktoś mówi o książce, że była "piękna" lub "magiczna" - zazwyczaj znaczy to tyle co nic.

W tym przypadku jednak są to pierwsze słowa, jakie cisną mi się na usta, a co więcej, słowa oddające klimat powieści niemal idealnie. Nawet po przemyśleniu jak płytko i banalnie brzmią - nie jestem w stanie zmienić zdania, że to właśnie ich powinnam użyć do opisania „Cienia...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dziwna sprawa z tą Agathą Christie. Niby czyta się przyjemnie, niby w jakiś sposób wciąga... Ale tak naprawdę mam wrażenie, że jej utwory pozbawione są czegoś, co naprawdę przywiązałoby mnie do nich.
Ani panna Marple, ani Hercules Poirot (Beresfordów jeszcze nie spotkałam) nie są dla mnie postaciami interesującymi, potrafiącymi zdobyć moją sympatię albo chociaż zainteresowanie.
Być może problem wynika z patrzenia przez pryzmat jednego z moich ukochanych bohaterów literackich - Sherlocka Holmesa. W każdym razie, porównanie, choć niewątpliwie nie powinnam tak sprawiać sprawy, wypada po prostu blado.

Także same utwory, chociaż w kilku momentach udało im się zdobyć moje serce, nie są w stanie sprostać moim wymaganiom.

"Nemezis" to bodaj pierwszy kryminał, gdzie rozwiązanie zagadki znałam długo przed zakończeniem akcji. Co więcej - intryga nie dość że prosta, to sam proces jej rozwiązywania nie stanowił dla mnie, jako czytelniczki, pasjonującego procesu, który nie pozwalał mi oderwać się od stron utworu.
Denerwowały mnie także nawiązania do świata antycznego, które zdawały się być wstawione na siłę, tylko po to, żeby dopasować całe zdarzenie do tytułowej "Nemezis".

Za plus biorę jednak jedną rzecz, która niesamowicie mnie bawiła - mianowicie ukazanie zetknięcie epok - uśmiechałam się za każdym razem, gdy starsze osoby występujące w powieści zaczynały (nader często) narzekać na współczesny, zmieniający się świat, na tę okropną młodzież oraz przemiany obyczajowe dokonujące się w tym okresie - jak mniemam, w latach 20 XX wieku.

Mimo wszystko, po kolejny kryminał autorki sięgnę - lecz nie rzucając się do regału, z napięciem wyczekując paczki pocztowej czy goniąc na łeb na szyję do antykwariatu, ale przy okazji, jako przerywnik, oderwanie od innego rodzaju lektur.

Dziwna sprawa z tą Agathą Christie. Niby czyta się przyjemnie, niby w jakiś sposób wciąga... Ale tak naprawdę mam wrażenie, że jej utwory pozbawione są czegoś, co naprawdę przywiązałoby mnie do nich.
Ani panna Marple, ani Hercules Poirot (Beresfordów jeszcze nie spotkałam) nie są dla mnie postaciami interesującymi, potrafiącymi zdobyć moją sympatię albo chociaż...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Gra o tron. Powieść graficzna, tom 2 Daniel Abraham, George R.R. Martin, Tommy Patterson
Ocena 7,0
Gra o tron. Po... Daniel Abraham, Geo...

Na półkach: , , , , , ,

Komiks jak komiks, ale tłumaczenie miejscami koszmarne. Czasami podczas czytania miałam wrażenie, że tłumaczka nie tylko nie zna sagi, ale ma także problemy zarówno z językiem polskim, jak i angielskim.

Komiks jak komiks, ale tłumaczenie miejscami koszmarne. Czasami podczas czytania miałam wrażenie, że tłumaczka nie tylko nie zna sagi, ale ma także problemy zarówno z językiem polskim, jak i angielskim.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Mało która książka miała na mnie tak wielki wpływ, jak książki Pullmana. Czy pozytywny, czy negatywny - tego nie mogę ocenić. Jednak cały cykl, czytany kilkukrotnie przyczynił się do ukształtowania mojego światopoglądu w niemałym stopniu.

Mało która książka miała na mnie tak wielki wpływ, jak książki Pullmana. Czy pozytywny, czy negatywny - tego nie mogę ocenić. Jednak cały cykl, czytany kilkukrotnie przyczynił się do ukształtowania mojego światopoglądu w niemałym stopniu.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Moja ukochana książka Lucy Maud Montgomery. Nie wiem, czy jest inna powieść, do której wracałabym kiedyś równie często.
Ktoś może powiedzieć, że ckliwa, że naiwna, że przesłodzona. Dla mnie jest jedną z bardziej wzruszających książek o Ani, nierozerwalnie kojarzy mi się z dzieciństwem, kiedy to miałam tendencję do połykania ulubionych książek po sto razy. Nawet pomimo szczęśliwego zakończenia pozostawia jakiś delikatny smutek, którego ciężko się pozbyć.

Moja ukochana książka Lucy Maud Montgomery. Nie wiem, czy jest inna powieść, do której wracałabym kiedyś równie często.
Ktoś może powiedzieć, że ckliwa, że naiwna, że przesłodzona. Dla mnie jest jedną z bardziej wzruszających książek o Ani, nierozerwalnie kojarzy mi się z dzieciństwem, kiedy to miałam tendencję do połykania ulubionych książek po sto razy. Nawet pomimo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Dobry pomysł śpiewająco skopany wykonaniem.
Zachowania bohaterów tak nierealistyczne i nieracjonalne, że aż śmieszne. Drętwe dialogi i czternastolatkowie zachowujący się jak siedmiolatkowie. I nie chodzi mi tu nawet o nieszczęsne wróżki głównej bohaterki. Sama akcja także nie powala, nie wciąga ani na moment. Dobrze, że rozdziały w książce są krótkie, w ten sposób utwór był o wiele mniej męczący.
Jedyne dobre, co pozostanie mi po "Aniele Jessiki", to próby wyobrażenia sobie jak wyglądałby świat "za tapetą" utworzony ze wzorów w moim domu.

Dobry pomysł śpiewająco skopany wykonaniem.

Zachowania bohaterów tak nierealistyczne i nieracjonalne, że aż śmieszne. Drętwe dialogi i czternastolatkowie zachowujący się jak siedmiolatkowie. I nie chodzi mi tu nawet o nieszczęsne wróżki głównej bohaterki. Sama akcja także nie powala, nie wciąga ani na moment. Dobrze, że rozdziały w książce są krótkie, w ten sposób utwór był...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kiepska fabuła, nudne postacie, słaby język, przewidywalne zakończenie, jednym słowem nic ciekawego. Wykreowany świat elfów nie czaruje, a raczej rozczarowuje. I o ile jeszcze akcję rozgrywającą się w normalnym świecie jakoś można było znieść, to już po zstąpieniu do tego elfowego, kiedy właśnie powinno zacząć się dziać coś przykuwającego uwagę, miałam ochotę odłożyć książkę i już do niej nie wracać. Do tego wrażenie, że utwór oparty jest na jakimś znanym schemacie. Jedynym plusem powieści jest to, że da się ją przeczytać bardzo szybko. I równie szybko można o niej zapomnieć.

Kiepska fabuła, nudne postacie, słaby język, przewidywalne zakończenie, jednym słowem nic ciekawego. Wykreowany świat elfów nie czaruje, a raczej rozczarowuje. I o ile jeszcze akcję rozgrywającą się w normalnym świecie jakoś można było znieść, to już po zstąpieniu do tego elfowego, kiedy właśnie powinno zacząć się dziać coś przykuwającego uwagę, miałam ochotę odłożyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , ,

Nie wiem dlaczego, długo czekałam, żeby zabrać się za kontynuację "Skaczącego Jacka". Być może bałam się, że druga część przygód Burtona i Swinburne'a nie porwie mnie tak jak jej poprzedniczka. A jednak mocno się pomyliłam. Przebrnęłam przez utwór dosłownie ekspresowo, praktycznie pożerając (wzrokiem) kolejne kartki.

Patrząc na tytuł i okładkę spodziewałam się czegoś odrobinę innego. Ale cóż z tego, skoro dostałam więcej i lepsze?

Po raz kolejny spotykamy słynnego podróżnika i małego rudowłosego poetę. Co od razu zwróciło moją uwagę - Algernon Swinburne zabiera dla siebie tym razem zauważalnie większą przestrzeń niż w "Dziwnej sprawie...". Odgrywa ważniejszą rolę w wydarzeniach. Także jego charakter zdaje się być bardziej wyrazisty. Podobnie, z resztą, jak i u Burtona - obydwie postaci budziły we mnie większe emocje, pozwalały bardziej zbliżyć się do siebie.

Jeśli chodzi o wydarzenia - Mark Hodder pozwolił rozpędzić się wyobraźni, zaprezentował nam historię napisaną z większym rozmachem, ale także z dodatkową dawką brutalności. Intryga w pewnym momencie stała się dość skomplikowana, czasem nawet odnosiłam wrażenie, że odrobinę przekombinowana. Niemniej jednak oceniam ją zdecydowanie na plus. Podoba mi się również fakt, że została w pewien sposób połączona z wydarzeniami z poprzedniego utworu.

Za co kocham utwory Hoddera, to mistrzowskie igranie z historią i opowieściami epoki wiktoriańskiej. Większość postaci i wydarzeń, z którymi się spotykamy w "Nakręcanym człowieku" miały swój odpowiednik w rzeczywistości. Autor przekomponowuje jednak ich historię na swój użytek, co wychodzi mu właściwie bezbłędnie.

Nowa książka, kolejny rok w epoce, której wiktoriańską nazywać nie sposób - mamy więc także nowe wynalazki, które stanowią przecież "ducha" powieści steampunkowej. W tym momencie można bez wahania stwierdzić, że autor mocno popuścił wodze wyobraźni. Niektóre jego wizje śmieszą, niektóre po prostu budzą niedowierzanie. Czy to dobrze czy źle - postanowiłam pozostawić to pytanie bez odpowiedzi i po prostu wgłębić się w rzeczywistość utworu, uznając, że Mark Hodder ma duże poczucie humoru.

Cóż teraz mogę napisać na podsumowanie? Może po prostu, że powieść Hoddera to fantastyka z najwyższej półki, dorównująca swojej poprzedniczce i mocno zaostrzająca apetyt na kolejną, niecierpliwie wyczekiwaną część cyklu.

Nie wiem dlaczego, długo czekałam, żeby zabrać się za kontynuację "Skaczącego Jacka". Być może bałam się, że druga część przygód Burtona i Swinburne'a nie porwie mnie tak jak jej poprzedniczka. A jednak mocno się pomyliłam. Przebrnęłam przez utwór dosłownie ekspresowo, praktycznie pożerając (wzrokiem) kolejne kartki.

Patrząc na tytuł i okładkę spodziewałam się czegoś...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , ,

Niestety, pierwsza zmęczona przeze mnie w bólach książka tego autora. Może to nadmiar jednego autora, może Pratchetta trzeba po prostu dawkować ostrożnie - niemniej jednak w konfrontacji z czytanym także ostatnio "Równoumagicznieniem" wypada blado. Więc ode mnie taka rada dla zaczynających przygodę z Pratchettem - lepiej w mniejszych ilościach, lepiej bardziej różnorodnie, przeskakując pomiędzy cyklami - choćby kogoś nie wiadomo jak bardzo Rincewind śmieszył, po kilku częściach jego przygód, bez przeplatania z innymi bohaterami, może po prostu znudzić.

Niestety, pierwsza zmęczona przeze mnie w bólach książka tego autora. Może to nadmiar jednego autora, może Pratchetta trzeba po prostu dawkować ostrożnie - niemniej jednak w konfrontacji z czytanym także ostatnio "Równoumagicznieniem" wypada blado. Więc ode mnie taka rada dla zaczynających przygodę z Pratchettem - lepiej w mniejszych ilościach, lepiej bardziej różnorodnie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Zgrabnie napisana książka, wywarła na mnie pozytywne wrażenie.

Najbardziej zauważalną zaletą jest pięknie oddany klimat okresu po Wielkiej Wojnie. Choć nie mam pojęcia, czy jest to prawdziwe odzwierciedlenie lat 20, pozwala wczuć się czytelnikowi w atmosferę zupełnie odmiennego świata, którego żaden z nas nie doświadczy na własnej skórze.

Dużym plusem jest także kreacja głównej bohaterki, która na pewno nie jest typowym charakterem z książek dla młodzieży. Mamy więc do czynienia z zaciętą, upartą i niesamowicie pewną siebie osóbką, potrafiącą każdemu odpyskować, co, połączone czasem z kompletną bezmyślnością łatwo wpędza ją w kłopoty. Oprócz Evie spotykamy także szereg innych postaci - a każda zdaje się mieć własną historię i osobowość.

Sama akcja nie zaskakuje, właściwie wydaje się być zupełnie szablonowa. Ratują ją jedynie liczne "ozdobniki" w postaci tajemniczych znaków, rytuałów i odkrywania kolejnych nadnaturalnych zdolności bohaterów.

Jeśli chodzi o wspomniane powyżej umiejętności Evie i reszty - na plus przemawia także to, że nie stanowią one głównego wątku książki. Odczytywanie przedmiotów nie załatwia całej sprawy, a raczej "trzyma się" z boku, stanowiąc okazjonalny dodatek do akcji.

Razi czasem całkowita głupota bohaterów - Evie bez zastanowienia wkraczająca do jaskini lwa, czy jej wujek, który nie wahając się nawet chwili, przyjmuje do pracy w muzeum złodzieja, który okradł jej siostrzenicę. Także postępowanie rodziców Evie, którzy, by poskromić swoją córkę, wysyłają ja... w sam środek rozbawionego Manhattanu.
Pod koniec książki, możemy zauważyć, że wiele wspomnianych wątków stanowi jedynie wstęp do czegoś więcej. Czekam więc na kontynuację, zgadując co może wydarzyć się w kwestii, która zainteresowała mnie szczególnie - chodzi mi o tajemnicę dziwnie niepasującego motywu Jericho.

Wszystko to stanowi miłą w odbiorze całość, łatwą do przyswojenia, w pewnych momentach przywodzącą na myśl książki Dana Browna czy drugi sezon serialu "Supernatural". Polecę ją fanom fantastyki (zwłaszcza żeńskim fanom) w wieku gimnazjalno-licealnym, a także osobom mającym ochotę na coś lżejszego i nie wymagającego zbyt wiele czasu i wysiłku.

Zgrabnie napisana książka, wywarła na mnie pozytywne wrażenie.

Najbardziej zauważalną zaletą jest pięknie oddany klimat okresu po Wielkiej Wojnie. Choć nie mam pojęcia, czy jest to prawdziwe odzwierciedlenie lat 20, pozwala wczuć się czytelnikowi w atmosferę zupełnie odmiennego świata, którego żaden z nas nie doświadczy na własnej skórze.

Dużym plusem jest także kreacja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , , ,

Jestem pod niesamowitym wrażeniem "Nieśmiertelnego".
Jako pierwsza przeczytana przeze mnie pozycja z "Uczty wyobraźni", nie mogłaby lepiej zachęcić mnie do sięgnięcia po inne tytuły tej serii.
Urzeka nie tylko baśniowy klimat, ale także język i wielowymiarowość utworu, który pomimo podjęcia wątków niełatwych i nieprzyjemnych, nie nuży, ale nie pozwala oderwać się od lektury.
Książka uzyskała ode mnie na wstępie duży kredyt zaufania, którego nie zawiodła w nawet w najmniejszym calu. Wreszcie dostałam w swoje ręce powieść pełną kochanego przeze mnie słowiańskiego folkloru, stosunkowo rzadko wykorzystywanego w dzisiejszych czasach, zwłaszcza przez autorów spoza tego kręgu kulturowego. Dlatego pozostaję pod wrażeniem tego, jak wspaniale amerykańska autorka potrafiła wczuć się nie tylko w klimat rosyjskich baśni, ale także w rzeczywistość porewolucyjnej Rosji.
Jest to dla mnie powieść ciężka do zakwalifikowania - mieszanina baśniowości, historii i swoistego humoru obnażającego to, o czym czasem ciężko jest mówić.
Zaskoczeniem było dla mnie to, że nie zauważyłam żadnych nagród dla "Nieśmiertelnego", w przeciwieństwie do innych książek autorki. Więc, (o ile wierzyć tak niepewnym kryteriom, jak ilość nagród), jeśli inne jej utwory są jeszcze lepsze niż opowieść o Marii Moriewnie - nie mam na co czekać, tylko gonić do księgarni.

Jestem pod niesamowitym wrażeniem "Nieśmiertelnego".
Jako pierwsza przeczytana przeze mnie pozycja z "Uczty wyobraźni", nie mogłaby lepiej zachęcić mnie do sięgnięcia po inne tytuły tej serii.
Urzeka nie tylko baśniowy klimat, ale także język i wielowymiarowość utworu, który pomimo podjęcia wątków niełatwych i nieprzyjemnych, nie nuży, ale nie pozwala oderwać się od...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Polecam wszystkim, którzy chcieliby przeczytać polskie "Dzieci z Bullerbyn" z nutką patriotyczną:)

Polecam wszystkim, którzy chcieliby przeczytać polskie "Dzieci z Bullerbyn" z nutką patriotyczną:)

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Bardzo dobra książka, ciekawy, choć odrobinę niedopracowany motyw z wyliczanką. Do tego problem, że wyliczanka wyjaśnia odrobinę za dużo. Razi trochę nierealistyczne zachowanie się postaci w obliczu morderstwa.

Bardzo dobra książka, ciekawy, choć odrobinę niedopracowany motyw z wyliczanką. Do tego problem, że wyliczanka wyjaśnia odrobinę za dużo. Razi trochę nierealistyczne zachowanie się postaci w obliczu morderstwa.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książkę przeczytałam jeszcze przed poznaniem jakiejkolwiek twórczości Lovecrafta. Oceniając ją więc z perspektywy "nie-pasjonata", lecz, powiedzmy, przypadkowej czytelniczki, mogę wystawić bardzo dobrą notę. Krótki esej na jeden wieczór nie nuży, rozbudza ciekawość i zachęca do sięgnięcia po prozę opisywanego autora. Może więc stanowić wstęp lub krótki komentarz do twórczości Lovecrafta. Dlatego polecam ją osobom luźno zaznajomionym z tematem, bojących się przytłoczenia nadmiarem informacji. Dla tych, którzy szukają czegoś więcej, zainteresowanych szczegółowymi informacjami będzie to zdecydowanie za mało.

Książkę przeczytałam jeszcze przed poznaniem jakiejkolwiek twórczości Lovecrafta. Oceniając ją więc z perspektywy "nie-pasjonata", lecz, powiedzmy, przypadkowej czytelniczki, mogę wystawić bardzo dobrą notę. Krótki esej na jeden wieczór nie nuży, rozbudza ciekawość i zachęca do sięgnięcia po prozę opisywanego autora. Może więc stanowić wstęp lub krótki komentarz do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , ,

Moje pierwsze zetknięcie z Sherlockiem Holmesem i początek wielkiej miłości do utworów Arthura Conana Doyle'a. Przeczytałam ją kilkukrotnie w wieku około 12 lat, po czym po kilku latach, kiedy zaczęłam poszukiwać kolejnych opowiadań, zauważyłam, że oryginalne "Przygody Sherlocka Holmesa" różnią się zawartością od mojego egzemplarza. Wtedy zorientowałam się, że moja książka, nabyta jako dodatek do jakiejś gazety, to po prostu zbiór opowiadań wybranych przez jakiegoś tajemniczego osobnika i wydany pod "mylącym" tytułem. Sama nie wiem, jaką ocenę wystawić.

Moje pierwsze zetknięcie z Sherlockiem Holmesem i początek wielkiej miłości do utworów Arthura Conana Doyle'a. Przeczytałam ją kilkukrotnie w wieku około 12 lat, po czym po kilku latach, kiedy zaczęłam poszukiwać kolejnych opowiadań, zauważyłam, że oryginalne "Przygody Sherlocka Holmesa" różnią się zawartością od mojego egzemplarza. Wtedy zorientowałam się, że moja książka,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Całkiem niezła, napisana w ciekawy sposób pozycja która wyjaśnia wiele inspiracji autorki i pozwala dojrzeć, że niektóre postaci, wydarzenia czy miejsca nie są stworzone jedynie z papieru i atramentu, ale mają swoje pierwowzory lub imienników przewijających się przez naszą kulturę od wieków.

Całkiem niezła, napisana w ciekawy sposób pozycja która wyjaśnia wiele inspiracji autorki i pozwala dojrzeć, że niektóre postaci, wydarzenia czy miejsca nie są stworzone jedynie z papieru i atramentu, ale mają swoje pierwowzory lub imienników przewijających się przez naszą kulturę od wieków.

Pokaż mimo to

Okładka książki Potterowa Myślodsiewnia Lewis Constable, Karen Farrington
Ocena 5,7
Potterowa Myśl... Lewis Constable, Ka...

Na półkach: , ,

Bardzo słabo. Generalnie wygląda to jak zbieranina mniej lub bardziej powiązanych z tematem, wsadzonych w zupełnie nieprzemyślany sposób, znalezionych w internecie informacji, nieraz całkowicie oczywistych i głupawych. Gratis cała masa błędów.

Bardzo słabo. Generalnie wygląda to jak zbieranina mniej lub bardziej powiązanych z tematem, wsadzonych w zupełnie nieprzemyślany sposób, znalezionych w internecie informacji, nieraz całkowicie oczywistych i głupawych. Gratis cała masa błędów.

Pokaż mimo to