-
ArtykułyZakładki, a także wszystko, czego jako zakładek używamy. Czym zaznaczasz przeczytane strony książek?Anna Sierant29
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 7 czerwca 2024LubimyCzytać372
-
ArtykułyHistoria jako proces poznania bohatera. Wywiad z Pawłem LeśniakiemMarcin Waincetel1
-
ArtykułyPrzygotuj się na piłkarskie święto! Książki SQN na EURO 2024LubimyCzytać8
Biblioteczka
2016-02-17
2014-10-31
2014-07-23
Jako wierny i oddany fan E. Cherezińskej zabrałem się do Korony z mocnym poślizgiem. Czekałem na drugi tom, ponieważ po przygodzie z "Grą o tron", czy z Lodowym Ogrodem Grzędowicza nie chciałem poczuć się sierotą pozostawioną w samym centrum zawieruchy. Po przeczytaniu Korony trochę jednak żałuję, bo cała historia skrojona jest tak, że na ostatniej stronie mogłaby się rzeczywiście skończyć.
Do rzeczy. E. Cherezińska ma dar, jest pisarskim Midasem. Kropka. Tym razem ozłociła ciekawą epokę w historii Polski- okres rozbicia dzielnicowego i zrobiła coś, co można śmiało nazwać perłą powieści historycznej, choć Korona nie do końca mieści się w tej kategorii. Tło historyczne i postaci spowija bowiem mgła magii, mitologii i starych wierzeń. Nie ma przy tym przesady tj. wież czarnoksiężników, ognistych kul, goblinów, a ilość mistyki podana jest w dawce, którą zniosą również czytelnicy nie przepadający za fantasy.
Sama historia to kilka, może nawet kilkanaście, głównych wątków, które co raz się przeplatają, zderzają i rozchodzą. Jak u Cherezińskiej rządzą emocje- mało jest bitew, pościgów i wybuchów. Dużo jest natomiast intryg, knucia, zdrad i spisków. Widzę wiele podobieństw do Drogi Północnej, choć tamten cykl miał wybitnie kobiecą duszę, a tutaj znajdziemy znacznie więcej testosteronu.
W opiniach publikowanych w prasie i w sieci, często pojawia się stwierdzenie, że to polska wersja "Gry o Tron". Zgadzam się z tym stwierdzeniem tylko w zakresie samej formy, tj. stylu narracji, rozpoczynania poszczególnych rozdziałów i akapitów od wskazana bohatera/bohaterki no i zestawienia bohaterów, drzew genealogicznych, wraz z herbami i zawołaniami. To wszystko. Martin w swojej fantazji popłynął tak mocno, że marne są widoki by sensownie ukończył sagę. Cherezińska tymczasem, pomimo wielu wątków i bohaterów, nie straciła intuicji oraz kontroli nad swoimi bohaterami, których męczy, tarmosi, nagradza, karze. Wszystko trzyma się jednak jednej osi, którą każdy czytelnik szybko rozpozna.
10/10- nie ma w tej książce słabych punktów!
Jako wierny i oddany fan E. Cherezińskej zabrałem się do Korony z mocnym poślizgiem. Czekałem na drugi tom, ponieważ po przygodzie z "Grą o tron", czy z Lodowym Ogrodem Grzędowicza nie chciałem poczuć się sierotą pozostawioną w samym centrum zawieruchy. Po przeczytaniu Korony trochę jednak żałuję, bo cała historia skrojona jest tak, że na ostatniej stronie mogłaby się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-07-14
Osobliwość to trzecia i prawie ostatnia część cyklu. Prawie, ponieważ jest jeszcze czwarta, ale z jej krótkiego opisu wynika, że to taki sequel przesunięty kilkadziesiąt lat później. Dla wszystkich czytelników poprzednich części będzie to grande finale całej historii, gdzie poznajemy odpowiedzi na większość postawionych wcześniej przez autora pytań.
Ogromny plus za to, że w tym tomie autor odpuszcza sobie opasłe opisy techniczne, poprzestając jedynie na krótkich przypomnieniach co- gdzie- kiedy się stało w poprzednich tomach.
Kolejną zaletą jest rezygnacja z siłowego rozwijania postaci. Wprawdzie autor np. z sensem łączy eksponowany wcześniej wątek prymów i skleja to w pewną całość, w mojej opinii jednak obyło by się to bez wielostronnicowego wałkowania pobocznych questów. W trzecim tomie nie znajdziemy również topornych dialogów oraz nieudanych prób wepchnięcia bohaterów w inne rozterki, niż te którą rakietę teraz odpalić.
Star Carrier to cykl typowo bitewny i jako taki można polecić każdemu, nawet początkującemu czytelnikowi. Wystarczy otworzyć odrobinę umysł i wyobraźnię, a Douglas wypełni ją swoim światem, w którym szybko poczujemy się przyjemnie. Dużą zaletą są również odpowiednio dawkowane wątki główne, które pchają nas do odwracania kolejnych stron i wywołują charakterystyczne dla dobrej książki napięcie i natrętną ciekawość.
Patrząc z perspektywy całego głównego cyklu, nasuwa mi się jedna negatywna refleksja, iż fabuła i pomysł zasługiwały na więcej. Pozostało bowiem mnóstwo ledwo muśniętych kwestii, które odpowiednio dopieszczone dodałyby wielu smaczków i wyrwałby cykl z objęć zwykłego czytadła. Szkoda, choć jeszcze nie wszystko stracone.
Osobliwość to trzecia i prawie ostatnia część cyklu. Prawie, ponieważ jest jeszcze czwarta, ale z jej krótkiego opisu wynika, że to taki sequel przesunięty kilkadziesiąt lat później. Dla wszystkich czytelników poprzednich części będzie to grande finale całej historii, gdzie poznajemy odpowiedzi na większość postawionych wcześniej przez autora pytań.
Ogromny plus za to, że...
2014-06-18
To moja druga przygoda z Panem Marcinem Mortką i choć po lekturze Domu mam mieszane uczucia, to zakładam, że nie będzie to przygoda ostatnia. Po Dom sięgnąłem po wcześniejszym przeczytaniu Miasteczka Nonstead i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Pan Mortka w obu książkach wykorzystał ten sam schemat. Na początku zarysowana jest tajemnica, tajemnica jest bardzo szybko odkrywana i okazuje się, że ma ona charakter nadprzyrodzony, a następnie dochodzi do coming out'u wszelakich bohaterów i zgrabnej przeplatanki wydarzeń i zwrotów akcji. Sam schemat nie jest zły, w moim odczuciu sprawia jednak wrażenie literackiego patentu autora, który wymaga jedynie zmiany dodatków i akcesoriów. Możliwe, że to wrażenie wynika z dobrze zapamiętanego przeze mnie Miasteczka Nonstead, jednakże nie zmienia to faktu, iż w ten sposób Dom stał się mocno przewidywalny.
Dodatkowym minusem książki jest łudzące podobieństwo do filmu Mgła, co wyraża się nie tylko w konstrukcji samej historii lecz również w opisach i klimacie. Nie twierdzę przy tym, iż apokaliptyczno-survivalowe klimaty są zarezerwowane jedynie dla wąskiego kręgu autorów i utworów, jednak sięgnięcie po jakikolwiek tego typu 'klasyczny' topos wymaga dużej ilości przypraw i własnych pomysłów. W przeciwnym razie uzyska się danie przeciętne, przywołujące jedynie myśl "hmm to gdzieś już było". Dom to niestety takie deja vu, gdzie jest niewiele elementów oryginalnych i wyrazistych, wybijających się ponad przeciętność.
Co jest dobre w tej książce...? Chyba najmocniejszą jej stroną jest napięcie. Jakimś cudem, pomimo natrętnego deja vu, Pan Mortka przywiązał mnie do całej historii i do końca byłem ciekaw jaki będzie jej finał. Jest to swoisty paradoks, ale chyba każdy czytelnik nie raz spotykał się z przeciętną książką, którą "łyknął" w ekspresowym tempie. Dom to właśnie taki przypadek.
Na koniec dwa słowa o postaciach, których w książce jest stosunkowo wiele i które niestety nie chciały się ze mną zaprzyjaźnić. Może wynika to trochę z faktu, iż ilość bohaterów, odgrywających pierwszoplanową rolę była niemalże przez całą książkę niezmienna i najzwyczajniej zabrakło miejsca na ich pełne rozwinięcie. Brak ten doskwiera nie tylko z czysto formalno- literackich powodów, lecz przede wszystkim z uwagi na kluczowy wątek 'cech' bohaterów i wpływu na ich psychikę i decyzje życiowe. Nie oczekiwałbym w tym miejscu aż takiego rozmachu jak np. w Lodowym Ogrodzie Grzędowicza, który swoją nadprodukcją położył ostatni tom i zepsuł całą historię. Należy jednak zaznaczyć, iż działanie i rozwój wielu postaci były nieco schematyczne, choć jest w tej kwestii kilka smacznych wyjątków.
Dom nie jest książką nudną i nie jest książką złą. Ma jednak jeden grzech główny tj. deja vu. Za mało jest w tej historii elementów zaskakujących i zapadających w pamięć. Trochę przypomina to przeciętne danie, które w zasadzie jest smaczne i zaspokaja głód, ale za miesiąc nie będziemy pamiętali,czy to był kotlet, czy pierogi. Jeżeli ktoś chce się tylko najeść- wystarczy, by się rozsmakować- nie.
To moja druga przygoda z Panem Marcinem Mortką i choć po lekturze Domu mam mieszane uczucia, to zakładam, że nie będzie to przygoda ostatnia. Po Dom sięgnąłem po wcześniejszym przeczytaniu Miasteczka Nonstead i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Pan Mortka w obu książkach wykorzystał ten sam schemat. Na początku zarysowana jest tajemnica, tajemnica jest bardzo szybko...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-06-15
Jest to moja pierwsza przygoda z piórem Pana Mariana Zacharskiego. Autora kojarzyłem dotychczas jedynie ze szpiegowską serią dokumentalną emitowaną ładnych kilka lat temu i nie ukrywam, że zdziwiło mnie gdy w księgarni natrafiłem na opasłe tomisko "Operacja Reichswehra". Zachęcony przede wszystkim tym, że książkę o pracy legendy międzywojennego wywiadu napisał człowiek znający branżę od podszewki podjąłem wyzwanie przebrnięcia przez ponad nieco ponad 900 str. (nie licząc dokumentów źródłowych zamieszczonych na końcu książki).
Tworząc tak imponujące rozmiarem dzieło autor podjął się realizacji karkołomnego zadania. Grube tomiska nie wybaczają błędów i są bezwzględne dla swych twórców- jeżeli są słabe, niewielu wytrzyma i doczyta je do końca, a ocena wtedy będzie zawsze kategoryczna i surowa.
Na szczęście "OR" ma więcej zalet niż wad i pomimo, kilku ważnych mankamentów jest książką nadzwyczaj dobrą i wbrew pozorom lekką w odbiorze. Jej największą zaletą jest doskonałe połączenie narracji powieści szpiegowskiej z dobrze udokumentowaną książką historyczną. Doskonałym pomysłem autora są rozdziały lub fragmenty rysujące tło historyczne określonych wydarzeń, co pozwala lepiej poczuć klimat epoki oraz przyczyny i motywy działania określonych osób. Dodatkowym atutem jest mnogość "smaczków" jak np. detale z życia w przedwojennym Berlinie, czy kawaleryjskie anegdoty. Warto jeszcze napisać, że autor posiada umiejętność (talent) do kończenia rozdziałów w taki sposób, by czytelnik nie potrafił odłożyć książki.
Przechodząc do zastrzeżeń wskazałbym jedynie na mieszane uczucie, które często pojawiało się w trakcie lektury. Można bowiem odnieść wrażenie, że autor momentami stoi z literackim rozkroku i nie potrafi się zdecydować czy pisze książkę historyczną z elementami powieści szpiegowskiej, czy odwrotnie. Wydaje się, że książka jest raz taka, raz inna i w ten sposób niebezpieczne ociera się o nijakość, gdzie mnogość faktów, detali historycznych i źródłowych przeplata się z lekko i przyjemnie opisanym posiłkiem w topowej restauracji. Co gorsza, bywały również fragmenty gdzie po punkcie kulminacyjnym następował niemiłosiernie długi opis wyników prac źródłowych autora. Patrząc z punktu widzenia książki historycznej, dokładne opisywane dokumentów zdobywanych przez polskiego agenta czy niemalże każdorazowe przedstawienie wyczerpującego dossier wszelkich postaci, nawet jeżeli ich nazwiska pojawią się najwyżej kilka razy należy uznać za zaletę. Autor jednak momentami gubi równowagę i wprowadza taką dużą mnogość tych detali, iż można się autentycznie zniechęcić. Przypomina to trochę sytuację gdy w horrorze czekamy, aż ktoś otworzy wreszcie te drzwi do piwnicy i w momencie naciśnięcia klamki przenoszeni jesteśmy do, półgodzinnej relacji opisującej losy nawiedzonego nawiedzonego w tym ilości cegieł, producenta tych cegieł, losów producenta tych cegieł itd. Myślimy, że może ten opis wiąże się z tą sceną, lub wnosi coś istotnego do fabuły, potem okazuje się jednak że nie i że był to jedynie popis wiedzy reżysera i scenarzysty.
Pomimo powyższego szpagatu czas spędzony z Jerzym Sosnowskim był przyjemnie spędzony. Nie ukrywam przy tym, że początkowa fascynacja szczegółami ustępowała później niecierpliwości i zdarzało się, że tu i tam przeskoczyłem kilka storn. Nie zmienia jednak faktu, iż książka zdecydowanie zasługuje na polecenie. Wszelkim amatorom "wołoszanek", czyli przeplatania czystej narracji historycznej zdarzeniami fabularyzowanymi z pewnością się podoba, a spory gabaryt niech będzie zapowiedzią długiej przyjemności.
Jest to moja pierwsza przygoda z piórem Pana Mariana Zacharskiego. Autora kojarzyłem dotychczas jedynie ze szpiegowską serią dokumentalną emitowaną ładnych kilka lat temu i nie ukrywam, że zdziwiło mnie gdy w księgarni natrafiłem na opasłe tomisko "Operacja Reichswehra". Zachęcony przede wszystkim tym, że książkę o pracy legendy międzywojennego wywiadu napisał człowiek...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Zło jako temat literackich rozważań i historii to chyba jeden z najbardziej klasycznych „toposów”, o którym wydaje się już wszystko napisano, a każda kolejna próba adaptacji tego motywu skazana powinna być z góry na porażkę. Czy zatem stworzenie historii wsi zabitej dechami, w której rządzi wóda, syf i prawo silniejszego, gdzie mamy stereotypowego chłopa znęcającego się nad rodziną, przekupy i biedne bezbronne dzieci nie będzie banalnym plagiatem i odgrzaniem mocno zmęczonego już kotleta?
Okazuje się, że nie. „Wsi spokojna” jest historią pełną stereotypowych postaci i wytartych schematów, którą można sprowadzić do jednego stwierdzenia, że jest to swoisty zapis znęcania się nad rodziną z lokalnym wiejskim kolorytem w tle, przy czym nie ma w niej niczego odkrywczego a dziesiątki tego typu historii można odnaleźć w brukowcach, a nierzadko nawet w głównych wydaniach serwisów informacyjnych. Książka ma jednak w sobie coś magnetycznego, coś co sprawia, że uwaga czytelnika zupełnie pomija stereotypowość, czy powtarzalność postaci i fabuły, a na pierwszy plan wychodzi natomiast zło w swej najczystszej postaci ubrane w pozory normalnego życia. Tytułowa wieś wydaje się być miejscem, w którym jak w soczewce skupiają się najgorsze cechy ludzkie, a niemalże każda postać, do której żywimy pozytywne uczucie dostaje łomot z każdej strony i nie ma właściwie żadnej nadziej na to by swój los odmienić.
Jest to książka dla ludzi o mocniejszych nerwach, ponieważ pomysły autora na udręczenie bohaterów, są momentami bardzo odważne. Gdzieniegdzie wkrada się makabryczna groteska, pozwalająca na chwilę odetchnąć od ciężkiego klimatu, ale nie ma w tym zbędnej przesady.
Duży punkt daję również za specyficzną kreację niektórych postaci niemalże z pogranicza fantasy, co miłośnikom takiego gatunku doda dodatkowych smaczków. Myślę że trafnym porównaniem tej książki będzie zestawienie jej z filmem „Dom zły” Smarzowskiego i każdy kto ten film ceni, odnajdzie się w realiach spokojnej wsi…
Zło jako temat literackich rozważań i historii to chyba jeden z najbardziej klasycznych „toposów”, o którym wydaje się już wszystko napisano, a każda kolejna próba adaptacji tego motywu skazana powinna być z góry na porażkę. Czy zatem stworzenie historii wsi zabitej dechami, w której rządzi wóda, syf i prawo silniejszego, gdzie mamy stereotypowego chłopa znęcającego się...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to