rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Isabelle Allende roztacza przed czytelnikiem świat realistyczny, choć nie do końca, przerażający, ale piękny, złożony, lecz czasem dużo prostszy, niż mogłoby się wydawać.
Opowieść o rodzinie Truebów jest niezwykle klimatyczna: pełna melancholii, czasami okrutna - trudno powiedzieć, czy chciałoby się bohaterów znać, czy może lepiej nie. Mistrzowsko wpleciony wątek realizmu magicznego i myślę, że równie świetny jest wątek historyczny, choć tym straszniejszy, że prawdziwy. Książka napisana bogatym, lirycznym językiem. Bardzo polecam, z wyjątkiem osób o słabych nerwach.

Isabelle Allende roztacza przed czytelnikiem świat realistyczny, choć nie do końca, przerażający, ale piękny, złożony, lecz czasem dużo prostszy, niż mogłoby się wydawać.
Opowieść o rodzinie Truebów jest niezwykle klimatyczna: pełna melancholii, czasami okrutna - trudno powiedzieć, czy chciałoby się bohaterów znać, czy może lepiej nie. Mistrzowsko wpleciony wątek realizmu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Historia całkiem możliwa” to opowieść o mieszkańcach Krakowa z przełomu XIX i XX wieku, a przy okazji o tym, co dzisiaj po nich pozostało. Obserwujemy realia dorastania Heleny Muszyńskiej, córki Piotra Moszyńskiego- krakowskiego działacza społecznego, fundatora m.in. Akademii Sztuk Pięknych- oraz matki Karola Huberta Rostworowskiego- wybitnego dramaturga, działacza, muzyka. W tle snuje się drugi wątek- współczesny, który dopełnia narrację i historię rodziny Moszyńskich. Książka lekko napisana i niedługa, a bardzo klimatyczna. Inspiruje do bliższego poznania Krakowa z tamtego okresu.

„Historia całkiem możliwa” to opowieść o mieszkańcach Krakowa z przełomu XIX i XX wieku, a przy okazji o tym, co dzisiaj po nich pozostało. Obserwujemy realia dorastania Heleny Muszyńskiej, córki Piotra Moszyńskiego- krakowskiego działacza społecznego, fundatora m.in. Akademii Sztuk Pięknych- oraz matki Karola Huberta Rostworowskiego- wybitnego dramaturga, działacza,...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Paryż belle epoque. Sekrety miasta świateł Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Marta Orzeszyna
Ocena 7,5
Paryż belle ep... Małgorzata Gutowska...

Na półkach:

„Paryż Belle Epoque. Sekrety miasta świateł” to swoisty przewodnik po stolicy Francji między XIX a XX wiekiem. Poznajemy z bliska historię najbardziej znanych mieszkańców, zarówno biednych artystów, zamieszkujących niepodobne już do dawnego siebie Montmartre, jak i bogatych mecenasów i kurtyzan. Barwnie opisuje wiele elementów życia Paryżan- ich atrakcji, zwyczajów i upodobań, które miały wpływ na resztę świata, jak i czasami uciążliwą oraz wcale nie tak świetlaną codzienność. Przyznam, że łatwiej czyta się tę książkę, już odwiedziwszy Paryż- można sobie porównywać tamte miejsca z obecnymi, ale może dla osób, które jeszcze tego miasta nie odwiedziły okaże się pomocna; w końcu napisana jest przez autorki na pewno w stolicy Francji zakochane. Piszą więc o tym miejscu w interesujący sposób i przyznam, że mam ochotę pojechać tam znowu i zobaczyć Paryż ich oczami, a także spróbować spojrzeć na nie jako na miasto belle epoque.

„Paryż Belle Epoque. Sekrety miasta świateł” to swoisty przewodnik po stolicy Francji między XIX a XX wiekiem. Poznajemy z bliska historię najbardziej znanych mieszkańców, zarówno biednych artystów, zamieszkujących niepodobne już do dawnego siebie Montmartre, jak i bogatych mecenasów i kurtyzan. Barwnie opisuje wiele elementów życia Paryżan- ich atrakcji, zwyczajów i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Generalnie „Romeo i Julia mi się podobali, choć przeszkadzało mi trochę to, że mimo iż jest to dzieło oryginalne, ze względu na jego liczne interpretacje i wersje w kulturze, wydaje się dość konwencjonalne, ale na to nic chyba poradzić nie można. Momentami irytował mnie Romeo-typowy romantyk, który cierpi, bo świat go nie rozumie, a na dodatek zmienia kobiety jak rękawiczki. Ale jest to, oczywiście, współczesne spojrzenie (to samo, jeżeli chodzi o wiek Julii i jej matki), co nie zmienia faktu, że „Romeo i Julia” pozostaje nie tylko klasykiem światowej i literatury, ale ciągle wybitną sztuką.

Generalnie „Romeo i Julia mi się podobali, choć przeszkadzało mi trochę to, że mimo iż jest to dzieło oryginalne, ze względu na jego liczne interpretacje i wersje w kulturze, wydaje się dość konwencjonalne, ale na to nic chyba poradzić nie można. Momentami irytował mnie Romeo-typowy romantyk, który cierpi, bo świat go nie rozumie, a na dodatek zmienia kobiety jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Sen nocy letniej” jest (póki co) moją ulubioną sztuką Shakespeara. Podoba mi się sceneria starożytnych Aten, pomieszanie konwencji fantastycznej z realistyczną, barwne postacie. Historia jest przewrotna i inteligentna, a przy tym zaskakująco zabawna, mimo swoich lat. Sheakespearowi bardzo dobrze wychodzą postacie i dialogi komiczne, wręcz absurdalne: Odźwierny z „Makbeta”, Merkucjo w „Romeo i Julii”, grabarze oraz Ozryk z „Hamleta” i właśnie trupa aktorów-rzemieślników w „Śnie nocy letniej”. Przepełnione grami słownymi i logicznymi są równocześnie źródłem różnych fraz i zwrotów używanych do dzisiaj. Bardzo spodobała mi się też świetnie pomyślana koncepcja „teatru w teatrze”, czyli sztuki wystawianej w sztuce.

„Sen nocy letniej” jest (póki co) moją ulubioną sztuką Shakespeara. Podoba mi się sceneria starożytnych Aten, pomieszanie konwencji fantastycznej z realistyczną, barwne postacie. Historia jest przewrotna i inteligentna, a przy tym zaskakująco zabawna, mimo swoich lat. Sheakespearowi bardzo dobrze wychodzą postacie i dialogi komiczne, wręcz absurdalne: Odźwierny z „Makbeta”,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Hamlet” był moim pierwszym faktycznym zetknięciem się z Shakespearem i zaskoczyła mnie swoboda, w jakiej został napisany. Żadnego przerostu formy nad treścią, a przy tym dużo dobrego gustu i dyskretnej elegancji, a nawet humoru (wyjątkowo rozśmieszył mnie Poloniusz). Nie spodziewałam się też, jak wiele będących w użyciu związków wyrazowych pochodzi właśnie od Shakespeara (jak choćby „w tym szaleństwie jest metoda”).

„Hamlet” był moim pierwszym faktycznym zetknięciem się z Shakespearem i zaskoczyła mnie swoboda, w jakiej został napisany. Żadnego przerostu formy nad treścią, a przy tym dużo dobrego gustu i dyskretnej elegancji, a nawet humoru (wyjątkowo rozśmieszył mnie Poloniusz). Nie spodziewałam się też, jak wiele będących w użyciu związków wyrazowych pochodzi właśnie od Shakespeara...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z początku „Małe życie” bardzo mi się podobało- pozornie subtelne, ale prowokujące spięcia relacje, niesamowity Nowy Jork i przemilczane tajemnice bohaterów. Ale gdy doszłam do połowy, zrozumiałam, że im dalej w las, tym bardziej mnie ta książka rozczarowuje. Po pierwsze; kreacje bohaterów pozostawiają wiele do życzenia. Faktycznie opisanych postaci jest chyba z siedem na krzyż, reszta istnieje tylko z imienia i nazwiska, co jest tym bardziej uciążliwe, że jest ich bardzo dużo. Poza tym w opisie obiecana jest historia czwórki przyjaciół, a książka skupia się jedynie na relacji dwójki z nich. Po drugie, im więcej tragedii i katastrof spada na głównego bohatera, tym historia traci na wiarygodności. Nie chodzi o to, że mnie w ogóle koleje jego losu nie poruszały, ale prawie emocji nie wywoływały- została przekroczona jakaś granica, po której trochę zobojętniałam. Wreszcie- akcja dzieje się w Nowym Jorku- mieście niesamowicie inspirującym, pełnym sprzeczności, oryginalności i piękna. Bardzo liczyłam, że miasto okaże się częścią fabuły, niejako odzwierciedleniem rozterek bohaterów, barwnym, ważnym i wpływowym kolejnym bohaterem. Okazuje się, że był tylko marnym tłem i mówię tu o dwóch trzech miejscach, bo reszta pojawia się tylko przelotnie jako nazwa. „Małe życie” też niejako przedstawia samą ideę terapii w złym świetle, czego nie nazwałabym specjalnie dobrym przesłaniem.
Dość, że powieść Hanyi Yanagihary mocno mnie rozczarowała- nie znalazłam w niej wielkiego dzieła, które obiecywał opis. Książka zwyczajnie zbyt ckliwa, nieprzemyślana i zabałaganionej (bo mogłaby być krótsza).

Z początku „Małe życie” bardzo mi się podobało- pozornie subtelne, ale prowokujące spięcia relacje, niesamowity Nowy Jork i przemilczane tajemnice bohaterów. Ale gdy doszłam do połowy, zrozumiałam, że im dalej w las, tym bardziej mnie ta książka rozczarowuje. Po pierwsze; kreacje bohaterów pozostawiają wiele do życzenia. Faktycznie opisanych postaci jest chyba z siedem na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zbrodnia i kara” zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie pod paroma względami. Wpierw warto zwrócić uwagę na język Dostojewskiego i to w jaki sposób kreuje on świat przedstawiony i bohaterów swojej powieści. Cała książka jest utrzymana w jednym klimacie i tonacji: atmosferze ciężkiej, napiętej, ale też w jakiś sposób nieuchronnej. Ponad to autor tworzy swoich bohaterów na konkretnym tle, czy to niewielkiego pokoiku Raskolnikowa, czy też ogólnie Moskwy, szarej i brudnej, co oddziałuje na nich i podkreśla dane cechy i emocje- zabieg fenomenalny, dla mnie będący jednym z dowodów jakości tego dzieła. Może czasem trochę zbyt rozciągniętego, ale wartego dobrnięcia do końca.
Natknęłam się na bardzo ciekawą recenzję Nabokova, który jako jeden z niewielu krytyków odbiera tę książkę negatywnie i myślę, że warto tu o jego zarzutach wspomnieć. Autor „Lolity” wytyka „Zbrodni i karze” jej niekonsekwentne porównywanie win bohaterów- Soni i Raskolnikowa- z czym częściowo się zgodzę, bo ich zbrodnie nie są sobie równe w żadnym wypadku, jednak Nabokovovi może jest to zwyczajnie łatwo powiedzieć- w końcu sceny erotyczne mogą przerosnąć niejednego literata i czasem lepiej ich nie dodawać niż pozostawić niesmak do końca powieści. Ale Nabokov równocześnie bardzo tę książkę trywializuje, przedstawia jej wymiar etyczny i estetyczny jako absurdalny i niepotrzebnie miesza do tego faszystowskie idee.
Na koniec dodam, że powieść ta jest tym bardziej przykra, że znajduje oparcie w tragicznych kolejach losu Fiodora Dostojewskiego, a bardzo odbija się to w jego postaciach i licznych przesłaniach moralnych „Zbrodni i kary”.

„Zbrodnia i kara” zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie pod paroma względami. Wpierw warto zwrócić uwagę na język Dostojewskiego i to w jaki sposób kreuje on świat przedstawiony i bohaterów swojej powieści. Cała książka jest utrzymana w jednym klimacie i tonacji: atmosferze ciężkiej, napiętej, ale też w jakiś sposób nieuchronnej. Ponad to autor tworzy swoich bohaterów na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowieść bardzo urokliwa i myślę, że nie ma co narzekać na absurdy jej postaci i fabuły. Bo jest to zwyczajnie baśń, a więc może niespecjalnie przekonywająca, trochę egzaltowana i nadęta opowieść, ale moim zdaniem jej klimat i charakter rekompensują wszystkie wady. Mie uważam też, że nieprzekładalność „Tristana i Izoldy” na dzisiejszy sposób myślenia i pojmowania pewnych rzeczy do tych wad się zaliczało- nie ma co na siłę starać się tego dzieła uwspółcześnić, bo warto też nadmienić, że obecnie nie mamy do czynienia z jego oryginalną, śpiewaną formą, a zatem ocenienie całokształtu takiego, jakim był faktycznie nie jest możliwe..

Opowieść bardzo urokliwa i myślę, że nie ma co narzekać na absurdy jej postaci i fabuły. Bo jest to zwyczajnie baśń, a więc może niespecjalnie przekonywająca, trochę egzaltowana i nadęta opowieść, ale moim zdaniem jej klimat i charakter rekompensują wszystkie wady. Mie uważam też, że nieprzekładalność „Tristana i Izoldy” na dzisiejszy sposób myślenia i pojmowania pewnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Dziennik Bridget Jones” jest niesamowicie zabawny w swojej naiwności, czy raczej- wciąż śmieszny. Paradoksalnie dalej rozśmiesza nas do łez postać niezamężne kobiety po trzydziestce, jej dylematy i obsesje, z którymi z jednej strony chcemy skończyć, bo są obiektywnie infantylne i chorobliwe, a z drugiej strony czytamy i i myślimy sobie czasami: „Bridget, też tak czasem myślę!”. Prawdę mówiąc, bawiłam się przy niej fantastycznie. Niby książka trochę nieaktualna, a jednak taka zrozumiała w swoim humorze…

„Dziennik Bridget Jones” jest niesamowicie zabawny w swojej naiwności, czy raczej- wciąż śmieszny. Paradoksalnie dalej rozśmiesza nas do łez postać niezamężne kobiety po trzydziestce, jej dylematy i obsesje, z którymi z jednej strony chcemy skończyć, bo są obiektywnie infantylne i chorobliwe, a z drugiej strony czytamy i i myślimy sobie czasami: „Bridget, też tak czasem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam wrażenie, że Neil Gaiman jest autorem z niesamowitą i nieskończoną wręcz przestrzenią pomysłów na ludzi, światy i opowieści. Dowodzi, że oszczędność słów nie stoi na przeszkodzie detalom, a pomysł jest tylko punktem wyjścia dla historii, którą można zmieścić się na zaledwie paru stronach, a mimo to nie ująć jej treści. Nie mówię, że wszystkie opowiadania mi się podobały, ale z pewnością nie można narzekać na powtarzalność schematów czy sztampowość- mam odczucie, że prawie wszystkie z nich zostały skonstruowane na bardzo dobrym pomyśle, tylko po prostu nie każde jego rozwinięcie do końca do mnie przemówiło. Gaiman łączy w sobie współczesnego artystę, który tworzy na kanwie otaczającej go współczesności z czymś tak tradycyjnym jak i futurystycznym. Uderzyło mnie to właśnie szczególnie w jego zbiorach opowiadań, których akcja nie jest ograniczona żadnym czasem ani miejscem- jednymi granicami jest wyobraźnia autora, a ta wydaje się ogromna.

Mam wrażenie, że Neil Gaiman jest autorem z niesamowitą i nieskończoną wręcz przestrzenią pomysłów na ludzi, światy i opowieści. Dowodzi, że oszczędność słów nie stoi na przeszkodzie detalom, a pomysł jest tylko punktem wyjścia dla historii, którą można zmieścić się na zaledwie paru stronach, a mimo to nie ująć jej treści. Nie mówię, że wszystkie opowiadania mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeden z tych thrillerów-kryminałów, przez które płynie się w szaleńczym tempie, a wszystko za sprawą chwytliwej historii i umiejętnie, konsekwentnie budowanego napięcia. Historia nie jest wybitnie oryginalna, ale też nie oklepana. Gdy ją czytałam, była fascynująca, aczkolwiek nie zapisze się raczej w mojej pamięci jako niesamowita książka-ot, dobra rozrywka.

Jeden z tych thrillerów-kryminałów, przez które płynie się w szaleńczym tempie, a wszystko za sprawą chwytliwej historii i umiejętnie, konsekwentnie budowanego napięcia. Historia nie jest wybitnie oryginalna, ale też nie oklepana. Gdy ją czytałam, była fascynująca, aczkolwiek nie zapisze się raczej w mojej pamięci jako niesamowita książka-ot, dobra rozrywka.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ryszard Kapuściński to jeden z najwybitniejszych polskich reporterów. Był pierwszym korespondentem polskiej redakcji w Afryce, a więc stał się pierwszą osobą, która otworzyła Polakom ten mentalnie bardzo odległy kontynent. Afryka była od zawsze symbolem innego, nieznanego, więc także strasznego i niepokojącego, ale przez to tak fascynującego. Kapuściński jako jeden z pierwszych realnie się z tą obcością zmierza, opisuje ją i wyjaśnia. Najciekawsze eseje, moim zdaniem, to „Ja, Biały”, „Droga do Kumasi” i „W cieniu drzewa w Afryce”. Co prawda opisywana przez Kapuścińskiego Afryka już zdążyła nieco zmienić swoje oblicze, jednak te opowieści mają szczególny klimat i mam na myśli tu także polskie realia. Napisane są z polotem, lekko, nawet, gdy traktują o burzliwej historii afrykańskich państw.
Bardzo polecam

Ryszard Kapuściński to jeden z najwybitniejszych polskich reporterów. Był pierwszym korespondentem polskiej redakcji w Afryce, a więc stał się pierwszą osobą, która otworzyła Polakom ten mentalnie bardzo odległy kontynent. Afryka była od zawsze symbolem innego, nieznanego, więc także strasznego i niepokojącego, ale przez to tak fascynującego. Kapuściński jako jeden z ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cóż, moim zdaniem po prostu głupia. Nie rozbawiła mnie w ogóle, waloru edukacyjnego też nie dostrzegłam (może to moja ignorancja, a może zwyczajnie gust). Prawdę mówiąc, jeśli to były komedie w starożytnej Grecji, to też chętniej oglądałabym tragedie. Dla mnie humor „Chmur” jest przyrównywalny do humoru dziewięciolatka, który myśli, że jeśli przeklina, to jest fantastyczny. Otóż, niespodzianka, nie, nie jest. Mogę jedynie współczuć Sokratesowi, że został w to wątpliwe dzieło wplątany- nie chciałabym się znaleźć na jego miejscu. A to, czemu komedia Arystofanesa została jakiś czas temu dołączona do kanonu lektur na licealnym profilu z rozszerzonym językiem polskim, pozostaje dla mnie zagadką.

Cóż, moim zdaniem po prostu głupia. Nie rozbawiła mnie w ogóle, waloru edukacyjnego też nie dostrzegłam (może to moja ignorancja, a może zwyczajnie gust). Prawdę mówiąc, jeśli to były komedie w starożytnej Grecji, to też chętniej oglądałabym tragedie. Dla mnie humor „Chmur” jest przyrównywalny do humoru dziewięciolatka, który myśli, że jeśli przeklina, to jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moim odwiecznym problemem ze zbiorami opowiadań było ściskanie przez autorów całego świata przedstawionego na, powiedzmy, piętnastu stronach. Zawsze bolały mnie za mało pogłębione wizerunki bohaterów i odarty z może dla całej historii zbędnych, ale dla wyobraźni jakże ważnych szczegółów. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale nie specjalnie często.
Dlatego tym bardziej zaciekawił mnie Gaiman. I, o dziwo, choć niektóre jego historie mają zaledwie półtorej strony, ogromnie mnie zachwycił. Autor „Drażliwych tematów” ma tę jedną, niezwykle rzadką umiejętność takiego budowania świata i bohaterów na kilku stronach, że cała reszta szczegółów tworzy się w głowie czytelnika. Końcowy niedosyt czytającego nie wynika z braku wiadomości o okolicznościach, w jakich dzieje się akcja opowiadania, ale po prostu z zakończenia historii, która już okazała się fascynująca. Oczywiście, jak w każdym zbiorze, znajdziemy opowiadania lepsze i gorsze, ale całokształt jest dowodem niezwykłego w swojej formie jak i pomysłowej treści warsztatu Gaimana.
Bardzo podoba mi się, że autor pozostawił we wstępie komentarz do każdego opowiadania. W efekcie mamy dwie historie: tą właściwą i historię jej powstania.
W „Drażliwych tematach” stykają się ze sobą opowieści w zasadzie o wszystkim, ale nie zrobiło to na mnie wrażenia chaosu, bo jakimś dziwnym trafem te różnorakie tematy się dopełniały. Bardzo polecam.

Moim odwiecznym problemem ze zbiorami opowiadań było ściskanie przez autorów całego świata przedstawionego na, powiedzmy, piętnastu stronach. Zawsze bolały mnie za mało pogłębione wizerunki bohaterów i odarty z może dla całej historii zbędnych, ale dla wyobraźni jakże ważnych szczegółów. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale nie specjalnie często.
Dlatego tym bardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po przeczytaniu „Babel czyli o konieczności przemocy” zastanowiło mnie, dlaczego wcześniej w ogóle nie zwróciłam uwagi na tę całą magię i potęgę tłumaczenia tekstów z języka na język. I to jest pierwszy powód, dla którego cieszę się, że po tę książkę sięgnęłam, chociaż zwykle fantastyki nie czytuję. Co prawda stricte fantastyczny wątek jest tylko jeden- ale jaki! Dopiero teraz dostrzegam, jaka potężna może być translatoryka. W końcu tłumacz ma nierzadko taką samą moc nadawania słowom treści, jaką posiada sam autor. Z tą różnicą, że autor ma dowolność (w większości przypadków, ale nie będę tu roztrząsać innych sytuacji, bo nie to ma na celu ta recenzja), a tłumacza ograniczona składnia, słowotwórstwo, frazeologia, leksyka. A na dodatek dylematy, czy należy tłumaczyć „słowo za słowo”, czy „znaczenie za znaczenie”…
Poza tym autorka tak swietnie wplotła magię w konflikt lojalności bohaterów, ich pochodzenia, wierności wartościom i w wątek kolonializmu brytyjskiego, że nawet się jej nie dostrzega. Ta fantastyczność jest zupełnie na miejscu, stanowi oczywisty element świata rzeczywistego. Wracając do kolonializmu; Rebecca Kuang tak poprowadziła narrację, że ta obraca się wokół postaci najbardziej skonfliktowanych z imperium brytyjskim, rozdartych między tym, co Wielka Brytania im dała, a tym co im zabrała. „Babel…” łączy w sobie tak skomplikowane treści jak polityka i gospodarka kolonialna oraz ich skutki z motywami właściwym książkom młodzieżowym.
Cóż więcej mogę napisać- wartościowa i mądra rozrywka.

Po przeczytaniu „Babel czyli o konieczności przemocy” zastanowiło mnie, dlaczego wcześniej w ogóle nie zwróciłam uwagi na tę całą magię i potęgę tłumaczenia tekstów z języka na język. I to jest pierwszy powód, dla którego cieszę się, że po tę książkę sięgnęłam, chociaż zwykle fantastyki nie czytuję. Co prawda stricte fantastyczny wątek jest tylko jeden- ale jaki! Dopiero...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze opowiadanie („Szafa”) dość niejakie. W gruncie rzeczywiście nie skupia się na niczym konkretnym i nie zawiera specjalnie odkrywczych myśli. Drugie z kolei, okazało się bardzo interesujące. I pomysł dobry, i wykonanie. A trzecie („Deus ex”) zbyt przekombinowane i przeinaczone; nie podobało mi się.
Nie bardzo widzę sens wydawania tomiku opowiadań jedynie z trzema utworami. Książka byłaby na pewno lepsza, gdyby zawierała więcej prac, bo tak ustawiałabym większa szansa, że trafimy na pare dobrych opowiadań, a nie tylko na jedno.

Pierwsze opowiadanie („Szafa”) dość niejakie. W gruncie rzeczywiście nie skupia się na niczym konkretnym i nie zawiera specjalnie odkrywczych myśli. Drugie z kolei, okazało się bardzo interesujące. I pomysł dobry, i wykonanie. A trzecie („Deus ex”) zbyt przekombinowane i przeinaczone; nie podobało mi się.
Nie bardzo widzę sens wydawania tomiku opowiadań jedynie z trzema...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Mitologia” Jana Parandowskiego jest książką omawianą w liceum od lat. Pytanie, czy na to zasługuje i czy rzeczywiście jest na tyle wartościową interpretacją mitów greckich (i rzymskich), aby poświęcać jej tyle uwagi.

Dla mnie panuje w niej spory chaos interpretacyjny i pomieszanie kolejności omawianych tematów. Mam wrażenie, że w ułożeniu zawartości książki brakuje logiki i linearności. Autor zaczyna opisywać jakiegoś boga, następnie wciska jeden z wielu mitów, który, z racji braku miejsca, jest oczywiście skrócony i pozbawiony szczegółów, a potem wraca do cech opisywanej postaci. Skracając mity, autor musiał zrezygnować z jakiejkolwiek emocjonalności, dlatego tekst był dla mnie kompletnie beznamiętny. A jestem przekonana, że niejednej historii mógł przydać wiele dramatyzmu.
Poza tym dość często zauważałam pewną niekonsekwencję Parandowskiego, który wprowadzał elementy trochę sprzeczne z tym, co sam tłumaczył czytelnikowi. Wyjaśnię to na przykładzie: na samym początku książki omawiane jest powstanie świata. Zeus idzie walczyć z Kronosem, aby strącić go z tronu. I nagle, ni z tego, ni z owego, bogowie dochodzą do wniosku, że potrzebują pomocy Heraklesa. Oczywiście nie jest wspomniane, że jest on herosem, półbogiem-półczłowiekiem, bo jak można by to uwzględnić, skoro na Ziemi nawet nie pojawili się jeszcze ludzie!
Uważam, że książka powinna zostać ułożona bardziej chronologicznie, o ile to możliwe, oczywiście, bo mity żądzą się swoimi prawami, albo przynajmniej według miejsc, w których się rozgrywają (np. mity Aten, mity Koryntu) i ich kolejności. Co prawda Parandowski robi później coś takiego, ale znowu- mity nachodzą na siebie i nie są rozgraniczone nawet podtytułem (co według mnie naprawdę wiele by zmieniło!). Dlatego też układanie mitów bogami, których dotyczą jest o tyle bez sensu, że oni istnieli przez dłuższy czas, w przeciwieństwie do mitów, co wprowadza pomieszanie kolejności. (Mam nadzieję, że wyraziłam się w miarę jasno, ale sama nam trochę mętlik w głowie).

Parandowski mógłby pominąć zbędne szczegóły, które tez za za ten chaos są odpowiedzialne. Choćby tego nieszczęsnego Heraklesa na początku; wprowadzenie jego postaci nic nie wniosło, a tylko poskutkowało niekonsekwencją.

Co prowadzi mnie do drugiej rzeczy, czyli interpretacji. Pisanie mitologii zawsze wymaga pewnej interpretacji, czy tez wyboru jednej formy mitu z wielu innych, funkcjonujących równocześnie. Moim zdaniem autor za bardzo tworzył w odniesieniu do kultury polskiej, co sprawia, że tekst jest dość subiektywny. Liczne odwołania do literatury, głównie poezji polskiej, nie był złe, ale zupełnie zbędne. W końcu zadaniem Parandowskiego było spisanie mitologii Grecji, a nie pokazanie jak inspirowali się nią polscy twórcy.

I wreszcie- styl. Według mnie zbyt oporny przez usilnie zarchaizowany język. A jaki ma to sens, skoro Grecy mają się nijak do staropolskiego? Prawdę mówiąc, mógł sobie darować. Są miejsca, które czyta się lekko i przyjemnie, nie przeczę, ale całokształt zdecydowanie nie jest wybitny.

Na koniec, po tej całej krytyce, dodam, że „Mitologia” nie jest złą książką, ale wymagającą dużego zredagowania. Jestem przekonana, że istnieją nowsze, lepiej napisane opracowania mitów Grecji, które być może są warte większej uwagi w edukacji.

„Mitologia” Jana Parandowskiego jest książką omawianą w liceum od lat. Pytanie, czy na to zasługuje i czy rzeczywiście jest na tyle wartościową interpretacją mitów greckich (i rzymskich), aby poświęcać jej tyle uwagi.

Dla mnie panuje w niej spory chaos interpretacyjny i pomieszanie kolejności omawianych tematów. Mam wrażenie, że w ułożeniu zawartości książki brakuje logiki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ciemno, prawie noc” Joanny Bator to książka bardzo dobra. Co nie zmienia faktu, że nikomu bym jej nie poleciła.
To jedna z tych, przed których przeczytaniem nie zastanawiam się, czy na pewno powinnam to robić, a potem jest już oczywiście za późno. Nie żałuję, że zapoznałam się z tą powieści, ale musicie wiedzieć, że opowiada o bardzo okrutnej pedofilii.
Na końcu przeszkadzało mi nieco ujęcie tak poważnej tematyki w w sposób zbyt przygodowy–trochę spłyciło to końcowe, kluczowe sceny.
Trudno mi powiedzieć, czy książka Joanny Bator zasłużyła na Nike, ale wątek przeszłości Alicji Tabor był moim zdaniem naprawdę świetny.
„Czasem skręca się w jakąś stronę tylko dlatego, że trzeba iść do przodu, choć wszystkie drogi wydają się równie beznadziejne”.

„Ciemno, prawie noc” Joanny Bator to książka bardzo dobra. Co nie zmienia faktu, że nikomu bym jej nie poleciła.
To jedna z tych, przed których przeczytaniem nie zastanawiam się, czy na pewno powinnam to robić, a potem jest już oczywiście za późno. Nie żałuję, że zapoznałam się z tą powieści, ale musicie wiedzieć, że opowiada o bardzo okrutnej pedofilii.
Na końcu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trudno napisać coś o tak bogatej i skomplikowanej książce. Książce o diable, gadającym kocie, Piłacie, ludziach, którzy zwariowali, miłości i śmierci, komedii i tragedii, abstrakcji i rzeczywistości. Niesamowite dzieło, pełne oniryzmu, ale w dobrym sensie tego słowa; bo nie jest to oniryzm myśli (a takie strumienie słów czyta się bardzo trudno), ale obrazów- abstrakcyjnych, fantastycznych, pięknych.

Najbardziej przypadł mi do gustu wątek rozbijającego się po Moskwie diabła, a najlepsze sceny w moim mniemaniu to bal u Wolanda i lot Małgorzaty nad miastem.

Muszę zaznaczyć, że aby dobrze zrozumieć tę książkę, trzeba przeczytać wydanie z przypisami, których jest prawie sto stron. Ale po prostu nie sposób wychwycić samemu wszystkie nawiązania do literatury, życia samego autora, historii i przede wszystkim kultury ówczesnej Rosji.

Bardzo polecam- nic dziwnego, że „Mistrz i Małgorzata” jest klasykiem światowej literatury i że zapewniła Bułhakowowi nieśmiertelność- taka książka nie może zostać zapomniana.

Trudno napisać coś o tak bogatej i skomplikowanej książce. Książce o diable, gadającym kocie, Piłacie, ludziach, którzy zwariowali, miłości i śmierci, komedii i tragedii, abstrakcji i rzeczywistości. Niesamowite dzieło, pełne oniryzmu, ale w dobrym sensie tego słowa; bo nie jest to oniryzm myśli (a takie strumienie słów czyta się bardzo trudno), ale obrazów- abstrakcyjnych,...

więcej Pokaż mimo to