rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

zdecydowanie najlepsza część z dotychczasowo przeze mnie przeczytanych. intrygi zaczynają się zawijać między sobą, świat przedstawiony być wiarygodnym, a zwierzęta mieć racjonalizacje uczłowieczonych zwierząt. tak jak sobie zawsze wyobrażałem koty żyjące wyłącznie w mieszkaniach i co musi się kłębić w ich okrojonych z naturalnego otoczenia i instynktów futrzanych łepetynkach.
też bardzo się cieszę, że miałem okazję je przeczytać na czysto, bo, gdybym wiedział, dokąd zmierza fabuła, to czytałoby się to gorzej.

zdecydowanie najlepsza część z dotychczasowo przeze mnie przeczytanych. intrygi zaczynają się zawijać między sobą, świat przedstawiony być wiarygodnym, a zwierzęta mieć racjonalizacje uczłowieczonych zwierząt. tak jak sobie zawsze wyobrażałem koty żyjące wyłącznie w mieszkaniach i co musi się kłębić w ich okrojonych z naturalnego otoczenia i instynktów futrzanych...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wolna wola. Czy jesteśmy odpowiedzialni za nasze czyny? Gregg D. Caruso, Daniel Dennett
Ocena 6,7
Wolna wola. Cz... Gregg D. Caruso, Da...

Na półkach:

tl;dr wyszli, jak weszli. rozmówcy nie zmienili swoich zdań względem punktu wyjścia, a moje się tylko wykrystalizowało, bo żaden z panów mnie nie przekonał do swojej. jeśli już przeczytać, to do może 200. strony, a potem porzucić. dalej nic ciekawego nie ma.

ta książka dzieli się na dwie części - ciekawą trwającą do 2/3 długości i sprawdzająca moją wiarę w niepalenie książkami w piecu od 2/3 długości. jakkolwiek by nie było to nieuniknione właśnie w tym miejscu panowie Dennett i Caruso zaczynają wojenkę semantyczną na temat retrybutywizmu i zasługi podstawowej, która swoją drogą była też obecna wcześniej, ale nie zatrzymywała przynajmniej reszty polemiki. dodatkowo pan Caruso w tym momencie prezentuje swój autorski pomysł zdrowia publicznego-kwarantanny, która wg niego jest nieretrybutywna przy jego prywatnej definicji tego słowa, którą zachwala przy każdej możliwej okazji, co przenosi pole polemiki na rozmowę o społeczeństwie idealnym i moralności, a nie o wolnej woli per se. taka była to gadanina, że w którymś momencie rozmówcy zaczęli mnie przekonywać do opcji przeciwnika, bo ich była tak źle argumentowana!

ponadto pan Caruso jest rasowym grafomanem, choć może to typowe dla filozofów. jego wypowiedzi są rozlazłe i obarczone w całości przytoczonymi cytatami, a dodatkowo na każdym początku nowej wypowiedzi spędza co najmniej stronę na przytaczaniu tekstu sprzed strony.

wypowiedzi pana Dennetta jednak mimo swojej relatywnej zwięzłości najczęściej są albo puste w zawartość, albo w ogóle nieatakujące pozycji rozmówcy. po panu Dennetcie jednak widać jego zaawansowany wiek, przez co wydaje się, że walka między nimi jest wyjątkowo nierówna, ponieważ dość często pozwala on sobie na typowo starcze dziadowanie, czyli uznawanie swoich opinii za oczywiste i uznanie, że rozmówca nie zrozumiał poprzedniego tłumaczenia, więc trzeba je mu w niezmienionej formie po prostu powtórzyć. może w słownej debacie nie miałoby to takiego efektu, ale w piśmie czytało się to frustrująco.

z tych właśnie względów wspomnianą przeze mnie "pierwszą część" książki przeczytałem przy parunastu sesjach, a "druga" zajęła mi ich chyba z kilkadziesiąt, bo po paru stronach (czasami po jednej) musiałem ją z frustracji odłożyć. gdybym teraz nie jechał autobusem zza granicy i nie był z nią w nim uwięziony, pewnie bym jeszcze do września jej nie skończył.

tl;dr wyszli, jak weszli. rozmówcy nie zmienili swoich zdań względem punktu wyjścia, a moje się tylko wykrystalizowało, bo żaden z panów mnie nie przekonał do swojej. jeśli już przeczytać, to do może 200. strony, a potem porzucić. dalej nic ciekawego nie ma.

ta książka dzieli się na dwie części - ciekawą trwającą do 2/3 długości i sprawdzająca moją wiarę w niepalenie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Wokół procesu Dreyfusa. Jednostka - Ideologia - Polityka Anna Budzanowska, Tomasz Pietrzykowski
Ocena 7,0
Wokół procesu ... Anna Budzanowska, T...

Na półkach:

zadziwiająco dobrze czytało się tą książkę jak na pracę historiograficzną, które, przynajmniej w moim doświadczeniu, są dość nudne. jednakże nie ma tutaj ani trochę przekoloryzowania, a niektóre informacje się powtarzają co rozdział, a jednak to nie odejmuje niczego dynamice opowieści procesu Dreyfusa. czy to zasługa państwa Budzanowskiej i Pietrzykowskiego, nie jestem w stanie powiedzieć, ale na pewno była to świetna pozycja do poznania tamtego wydarzenia historycznego i wiele razy na pewno jeszcze ją przeglądnę dla odświeżenia sobie informacji

zadziwiająco dobrze czytało się tą książkę jak na pracę historiograficzną, które, przynajmniej w moim doświadczeniu, są dość nudne. jednakże nie ma tutaj ani trochę przekoloryzowania, a niektóre informacje się powtarzają co rozdział, a jednak to nie odejmuje niczego dynamice opowieści procesu Dreyfusa. czy to zasługa państwa Budzanowskiej i Pietrzykowskiego, nie jestem w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

przyjemne. nie mam jeszcze dużo do powiedzenia, ale zapowiada się ciekawie. na pewno ja o sobie się dowiedziałem, że nie rozróżniam zwierząt, a szczególnie w bieli i czerni. gdyby nie mieli oni tak charakterystycznych twarzy, to po ubarwieniu bym ich w życiu nie był w stanie rozpoznać. to, że mam z tym tylko umiarkowane problemy, świadczy o kunszcie rysowniczym pani Itagaki. tłumaczenie pani Koike też niczego sobie nie ma do zarzucenia

przyjemne. nie mam jeszcze dużo do powiedzenia, ale zapowiada się ciekawie. na pewno ja o sobie się dowiedziałem, że nie rozróżniam zwierząt, a szczególnie w bieli i czerni. gdyby nie mieli oni tak charakterystycznych twarzy, to po ubarwieniu bym ich w życiu nie był w stanie rozpoznać. to, że mam z tym tylko umiarkowane problemy, świadczy o kunszcie rysowniczym pani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

zarówno Doyle jak i pani tłumacz rozwijają w tej odsłonie swój warsztat, choć oba jeszcze nie zachwycają. zagadka jest dość nijaka, acz ciekawa, a sama historia sprawcy, która została wyjawiona na końcu powieści, o wiele ciekawsza od tej w "Studium w szkarłacie". oby nadal był utrzymywany trend wzrostowy.

muszę się do jednej rzeczy przyczepić, bo nie byłbym sobą. wykorzystanie przez p. tłumacz słowa "latarka" jako tłumaczenie słowa "torch" jednak bardzo mnie razi. chociaż to słowo do początków XIX w. pojawiało się w znaczeniu małej latarni, tak, biorąc pod uwagę resztę tłumaczenia utrzymywanego we współczesnym języku, uważałbym podpieranie się tak archaicznym znaczeniem za tchórzostwo. to jest jednoznacznie błąd w tłumaczeniu - chodziło o pochodnię, a sama akcja dzieje się w Indiach w zdewastowanym mieście. nie ma innego wytłumaczenia i nie powinno być innego tłumaczenia.

zarówno Doyle jak i pani tłumacz rozwijają w tej odsłonie swój warsztat, choć oba jeszcze nie zachwycają. zagadka jest dość nijaka, acz ciekawa, a sama historia sprawcy, która została wyjawiona na końcu powieści, o wiele ciekawsza od tej w "Studium w szkarłacie". oby nadal był utrzymywany trend wzrostowy.

muszę się do jednej rzeczy przyczepić, bo nie byłbym sobą....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

tl;dr przyjemna, szybko czytająca się pierwsza część serii, ale z paroma mankamentami w samej jej strukturze, które ujmują jej w moich oczach trochę efektu. za to praca tłumaczki, p. Łozińskiej-Małkiewicz, jest za to prawie nie do przyjęcia ze względu na bardzo niski poziom słownictwa i kalkowanie angielskich frazeologizmów.

chociaż to pierwsza powieść w serii o Szerloku Holmsie, to muszę przyznać, że rozumiem, co Brytyjczycy widzieli w tej powieści, gdy po raz pierwszy zaczęła się ukazywać w 1887. jest intrygująca i zadziwiająco błyskotliwa, ale brakuje jej bliższych opisów rozumowania detektywa, gdy je wykonuje, gdyż pokazanie na samym końcu opisu tych wszystkich informacji, do jakich nie miałem dostępu, a okazały się głównym dowodem w rozwiązaniu sprawy, nie napawa mnie jakąś szczególną satysfakcją, ale rozumiem, że format wydawniczy wymusił to na autorze. jestem ciekaw, czy następne części będą lepsze.

za to tłumacz, p. Ewa Łozińska-Małkiewicz, spisała się fatalnie. nie dość, że wszystkie wypowiedzi bohaterów brzmią zbyt współcześnie (gryzło mnie m.in. użycie słów "facet" i "doktorek", które zaczęły być faktycznie używane dopiero na przełomie wieków XX i XXI) i za mało flegmatyczne, jak przystałoby na dżentelmenów z XIX wieku, to p. Łozińska-Małkiewicz popełnia najgorszy grzech, jaki może popełnić tłumacz. miejscami słychać w tekście oryginalny angielski tekst, ponieważ tłumacz nie przetłumaczyła niektórych słów typowych dla XIX-wiecznej angielszczyzny, których nie znała; tak samo jak niektórych idiomów, których najwyraźniej nie umiała przetłumaczyć.

nie jest to pierwsza praca nad powieścią p. Łozińskiej-Małkiewicz, więc nie mam pojęcia, jak udało jej się przetłumaczyć tą książkę gorzej niż dosłownie jej pierwszy przekład na język polski z 1903, który, nie ukrywam, czytało się o niebo lepiej. mam szczerą nadzieję, że pani tłumacz poprawiła w międzyczasie swój warsztat.

PS za młodu odbiłem się kilkukrotnie od drugiej części powieści, kiedy znikamy na, bądź co bądź, pół książki z Londynu. nie byłem wtedy zbytnio zainteresowany tamtym wątkiem, więc nic dziwnego, ale cieszę się, że te naście lat później pokonałem tego przeciwnika.

tl;dr przyjemna, szybko czytająca się pierwsza część serii, ale z paroma mankamentami w samej jej strukturze, które ujmują jej w moich oczach trochę efektu. za to praca tłumaczki, p. Łozińskiej-Małkiewicz, jest za to prawie nie do przyjęcia ze względu na bardzo niski poziom słownictwa i kalkowanie angielskich frazeologizmów.

chociaż to pierwsza powieść w serii o Szerloku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

pierwsze spotkanie z twórczością p. Bondy zdecydowanie mnie zadowoliło. liczność wątków i postaci pojawiających się w książce, choć zdecydowanie miejscami dezorientująca, była niezbijalnym dowodem na zręczność autorki w operowaniu nimi, jako że każdy i każda z nich została wykorzystana w głównej fabule.

jednak, przeczytawszy postscriptum na końcu książki, nie jestem pewien, czy autorka osiągnęła cele, które sobie postawiła. łódź na przykład nie wydała mi się jakoś specjalnie opisana, a jedynie wzbogacona o opisy historyczne poszczególnych jej aspektów, którym, bądź co bądź, w fikcji nie do końca mogę ufać. po przeczytaniu tej książki wiem dużo o łodzi, ale nie czuję się, jakbym był widział to miasto. sama autorka zresztą przyznała, że akcja początkowo miała odbyć się w innym mieście, co miejscami widać.

dopiero w epilogu pojąłem, kto tak naprawdę jest kim i na czym dokładnie polegała cała intryga. czy to wada? nie jestem pewien. na pewno przez cały czas zastanawiałem się, kto może być sprawcą, co powinno chyba być celem dobrego kryminału. za to, że nie pamiętałem nazwisk większości ludzi zamieszanych w całą aferę, obwinię jednak siebie, bo także w prawdziwym życiu mam z tym problemy, więc nie mogę stwierdzić w tym jakiejkolwiek winy autorki.

pierwsze spotkanie z twórczością p. Bondy zdecydowanie mnie zadowoliło. liczność wątków i postaci pojawiających się w książce, choć zdecydowanie miejscami dezorientująca, była niezbijalnym dowodem na zręczność autorki w operowaniu nimi, jako że każdy i każda z nich została wykorzystana w głównej fabule.

jednak, przeczytawszy postscriptum na końcu książki, nie jestem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

bardzo w samej formie widać dramaturgiczną przeszłość pana Rudiša, ale napisanie nim jednak prozy się broni, bo bez tej powtarzalności nie tak samo łatwo byłoby wyłapać przekaz(y) dzieła. jednym z nich jest właśnie schylenie się nad monotonią i bezsensownością życia, które bez ładu i składu przelewa się nam wszystkim pomiędzy palcami jak i palcami bohaterów. wszystko tu jest - samobójstwa, rozboje, miłość, nienawiść, wypadki. w sumie bardzo dobrze się czytało, ale nadal nie wiem, gdzie i jak pasuje zakończenie

bardzo w samej formie widać dramaturgiczną przeszłość pana Rudiša, ale napisanie nim jednak prozy się broni, bo bez tej powtarzalności nie tak samo łatwo byłoby wyłapać przekaz(y) dzieła. jednym z nich jest właśnie schylenie się nad monotonią i bezsensownością życia, które bez ładu i składu przelewa się nam wszystkim pomiędzy palcami jak i palcami bohaterów. wszystko tu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

intensywnie krwawe i wulgarne opisy na praktycznie każdej stronie książki oddają unikatową atmosferę świata przedstawionego. jednak tyle jest tu nawrzucanych pobocznych wątków i wtrąconych przemyśleń samego autora, że aż trudno stwierdzić, które z nich były wartościowe. również przez to łatwo usłyszeć echa fabuły w prawdziwej polityce, ale to trochę jak z Nostradamusem - tyle naprzepowiadał, że coś gdzieś musiał trafić

intensywnie krwawe i wulgarne opisy na praktycznie każdej stronie książki oddają unikatową atmosferę świata przedstawionego. jednak tyle jest tu nawrzucanych pobocznych wątków i wtrąconych przemyśleń samego autora, że aż trudno stwierdzić, które z nich były wartościowe. również przez to łatwo usłyszeć echa fabuły w prawdziwej polityce, ale to trochę jak z Nostradamusem -...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach:

tl;dr nijaki dramat i kiepska (o)powieść. w połowie książki jakość pisania pikuje i nigdy już nie wzlatuje na już i tak średni poziom pierwszej części. końcówkę czyta się dosłownie jak nowelizację kiepskiego anime, ale z różdżkami ("haha, ale ja mam lepszy plan niż twój plan, a poza tym najsilniejszym zaklęciem jest przyjaźń" i takie tam). podróże w czasie też zepsute.

do przeczytania w końcu tej pozycji skłoniły mnie aktualnie trwające perypetie samej autorki, więc pomyślałem, że czemu miałbym nie dać jej szansy zostać moim "problematic fave'em". ale wygląda na to, że nie ma takiego niebezpieczeństwa.
większość występujących w tym dramacie wątków jest odgrzewane z poprzednich części serii. czy to zmieniacze czasu, czy język węży, czy sam Voldemort - wszystko było już tu grane i ponadto wymaga rozwijania już zakończonych wcześniej fabuł. pani Rowling najwyraźniej nie miała pomysłu na nic nowego, w co mogłaby wcisnąć główne postacie, albo chciała, żeby nie trzeba było wprowadzać nowych postaci do uniwersum i przez to ominąć niepotrzebnych opisów. jednak, te przewlekłe opisy i tak się pojawiają, przez co spowalniają i tak dość wolno idącą akcję.
a co do podróży w czasie. dopóki podróżujemy w czasie z główną dwójką do przodu i do tyłu, to wszystko jeszcze w miarę trzyma się kupy. kiedy jednak przy końcu książki pojawiają się na scenie zarówno cofnięci chłopcy i teraźniejsi Harry z trupą, wszystko przestaje mieć sens. idąc logiką wcześniejszych aktów, zmiana wywołana przez chłopców wywołałaby zmianę w teraźniejszości, a więc jeśli nie zaszła, znaczy, że wszystko zdarzyło się w normalnej konfiguracji, a więc nie ma niebezpieczeństwa zmiany biegu czasu, więc konflikt się rozpada. ponadto, nie będę spojlerował, ale pojawiający się w tym miejscu fabuły cudowny wytrych do rozwiązania problemu bohaterów jest ewidentnym okazem desperacji autorki, która po prostu nie miała pojęcia, jak rozwiązać stworzony przez siebie konflikt.

PS nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem Harry'ego Pottera. jak każdy w moim wieku oglądałem filmy, trochę czytałem książek, ale nie byłem bardzo zainteresowany. za to moja koleżanka była wielką fanką, więc na Targach Książki w 2016 na spółę z nią (i chyba jeszcze jedną koleżanką) kupiliśmy jedną z pierwszych polskich kopii "Przeklętego dziecka". była o wiele bardziej wprawioną czytelniczką ode mnie, więc przeczytała tą książkę w parę dni, a ja o niej zapomniałem na kolejne 7 lat. bardzo wątpię, że to czyta, ale kto wie, ten wie.

tl;dr nijaki dramat i kiepska (o)powieść. w połowie książki jakość pisania pikuje i nigdy już nie wzlatuje na już i tak średni poziom pierwszej części. końcówkę czyta się dosłownie jak nowelizację kiepskiego anime, ale z różdżkami ("haha, ale ja mam lepszy plan niż twój plan, a poza tym najsilniejszym zaklęciem jest przyjaźń" i takie tam). podróże w czasie też zepsute.

do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

nie wiem, na ile moja ocena tej pozycji zależy od moich przemyśleń, a ile od faktycznej jej treści, ale to na pewno bardzo przyjemnie i ciekawie napisana książka z zadziwiająco dobrze wykorzystaną narracją prowadzoną w pierwszej osobie.
ciut inaczej napisałbym zakończenie, może bardziej niejednoznacznie/tajemniczo, co chyba bardziej pasowałoby do reszty książki. za to jednoznacznie redaktor się niestety nie spisała, bo w powieści jest mnóstwo literówek.

nie wiem, na ile moja ocena tej pozycji zależy od moich przemyśleń, a ile od faktycznej jej treści, ale to na pewno bardzo przyjemnie i ciekawie napisana książka z zadziwiająco dobrze wykorzystaną narracją prowadzoną w pierwszej osobie.
ciut inaczej napisałbym zakończenie, może bardziej niejednoznacznie/tajemniczo, co chyba bardziej pasowałoby do reszty książki. za to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

tl;dr jestem rozczarowany, że pani Golus zajmuje się tematem, bo jest bardzo ważny i jest jasne, że chce dobrze, ale ewidentnie nie wie, dlaczego to ważne i dlaczego chce dobrze. poziom analizy zadziwiająco niski, a większy wkład w treść książki miała pani Zawadzka (Superniania) niż sama autorka.

dawno nie nudziłem się tak bardzo podczas czytania czegokolwiek, a dla zabawy czytam prace naukowe. to pracą naukową jednak niestety nie jest. brak tu przypisów, a informacje o psychologii, kulturze, socjologii i pedagogice są prezentowane jako prawdy objawione. jak na doktora kulturoznastwa, którym pani Golus jest, poziom jest NIEDOPUSZCZALNY. znamienne, że wszystkie przypisy dotyczą cytatów m.in. Korczaka, które, choć ważne, nie powinny być wymieniane jako główne powody na czyjekolwiek podglądy w książce, która próbuje udawać analizę.

kolejnym i być może nawet ważniejszym problemem książki jest płytkość tej analizy. ponieważ autorka uznaje swoje założenia za tak pewne i niepodważalne, że przestaje się nad nimi zastanawiać, więc pozostaje jej powtarzanie "To jest złe" i "Dziecko zostało zignorowane" na prawie każdej stronie. brakuje w którymkolwiek miejscu zadania podstawowego pytania "Dlaczego?".

jednak najgorsze w tej książce jest to, że praktycznie w całości składa się z opisu scen z "Superniani". bardzo dogłębnie są opisane dwa odcinki tego serialu, które w sumie zajmują połowę książki. reszta treści jest także poprzeszywana tymi opisami. tyle tutaj opisów pasków wkazujących nowy segment programu, wspomnień o ruchach kamery, o tym, w którą poszczególni bohaterowie się obracają i jak głośno mówią, że trudno nie odnieść wrażenia desperacji ze strony autorki - jakby musiała oddać manuskrypt następnego ranka i wypełniała kolejne strony gotowym tekstem.

tl;dr jestem rozczarowany, że pani Golus zajmuje się tematem, bo jest bardzo ważny i jest jasne, że chce dobrze, ale ewidentnie nie wie, dlaczego to ważne i dlaczego chce dobrze. poziom analizy zadziwiająco niski, a większy wkład w treść książki miała pani Zawadzka (Superniania) niż sama autorka.

dawno nie nudziłem się tak bardzo podczas czytania czegokolwiek, a dla zabawy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

dość nijaki utwór. ani to śmieszne specjalnie, ani trzymające w napięciu. czytałem lepsze mangi. kreska jest nawet okej i pozwala każdej postaci być karykaturalną, a jednak potencjalnie wiarygodną wizualnie w świecie mangi. nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno czegoś więcej

dość nijaki utwór. ani to śmieszne specjalnie, ani trzymające w napięciu. czytałem lepsze mangi. kreska jest nawet okej i pozwala każdej postaci być karykaturalną, a jednak potencjalnie wiarygodną wizualnie w świecie mangi. nie wiem, czego się spodziewałem, ale na pewno czegoś więcej

Pokaż mimo to


Na półkach:

najzwyklejszy shonen, tylko troszkę ponad średnią, ale nie jestem pewien czy ze względu na scenariusz, tłumaczenie czy kreskę. o tym zdecyduje jednak następna część

najzwyklejszy shonen, tylko troszkę ponad średnią, ale nie jestem pewien czy ze względu na scenariusz, tłumaczenie czy kreskę. o tym zdecyduje jednak następna część

Pokaż mimo to


Na półkach:

tl;dr książka połowicznie dobra, połowicznie przemyślana i połowicznie oceniona. dość ciekawe dzieło, ale bardzo niespójne - zarówno pod względem struktury jak i fabuły. autorce ewidentnie zabrakło w niektórych miejscach empatii, a przez to wyszła karykatura.

cały czas miałem wrażenie, że początek i koniec został napisany jako pierwszy, a środek uzupełniony dopiero później przez co te, moim zdaniem, jako pierwsze napisane części są w zupełnie innym, bardziej oceniającym i nieprzychylnym tonie wobec opisywanych mieszkańców wsi niż środek. ten środek jednak czyta się właściwie sam. postacie są skomplikowane, a niejednoznaczna forma pseudopoetycka dodaje im i całej wsi życia.

nie wiem, co myśleć o głównej bohaterce, bo jest prawie że nierealistyczna w swoim emocjonalnym odseparowaniu od swojego otoczenia, od swojej rodziny. cały czas ocenia ludzi, ale sama w żadnym momencie nie ocenia tego, co robi, a właściwie nie robi. mam świadomość tego, że to zabieg celowy, by czytelnik sam mógł dojść do tego, czy uważa czyny bohaterki za moralne, ale i tak bohaterka wydawała się wyłącznie oczami, które widzą, co się dzieje wokół niej, ale za tymi oczami już nic się nie znajdowało. swoją drogą tłist na ostatnich stronach powieści jedynie uwydatnił plany autorki zamiast dodać szarości światu przedstawionemu.

(szczerze byłem przez większość lektury przekonany, że to debiut, więc niech to też będzie jakimś wyznacznikiem)

tl;dr książka połowicznie dobra, połowicznie przemyślana i połowicznie oceniona. dość ciekawe dzieło, ale bardzo niespójne - zarówno pod względem struktury jak i fabuły. autorce ewidentnie zabrakło w niektórych miejscach empatii, a przez to wyszła karykatura.

cały czas miałem wrażenie, że początek i koniec został napisany jako pierwszy, a środek uzupełniony dopiero później...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Manga sprzątania. Obrazkowy przewodnik po japońskich porządkach Marie Kondo, Yuko Uramoto
Ocena 7,0
Manga sprzątan... Marie Kondo, Yuko U...

Na półkach:

tl;dr średnio pomocna książka wypełniona magicznym myśleniem i myśleniem życzeniowym, przez co wymaga dość konkretnego profilu psychologicznego, by mogła przynieść jakąkolwiek korzyść. (za to ładna kreska pani Uramoto)

nawet jeśli wielu osobom metoda pani Kondo pomogła poukładać mieszkanie i życie, to, szczerze powiedziawszy, nie jestem zachwycony podejściem pani Kondo do sprzątania z tak naprawdę trzech powodów:
- po pierwsze, opiera się na wielkim marnotrawstwie, bo sama ona nie wspomina przez cały komiks o czymkolwiek poza dosłownym wyrzucaniem (jedna wzmianka o oddawaniu potrzebującym ubrań wydaje się być dodane dopiero przez tłumacza, a nie autorkę).
- po drugie, nie podoba mi się zbytnio to ezoteryczne podejście do przedmiotów. wykorzystane w książce rytuały typu sypanie solą czy budzenie książek klaskaniem (sic) są mocno przesadzone i osadzone w kulturze shintoistycznej, przez co dla mnie, mimo świadomości genezy kulturowej, wydają się dziwaczne i mijające się z celem.
- po trzecie, bardzo nie podoba mi się łączenie sfery emocjonalnej ze sprzątaniem za pośrednictwem wykrywania radości. jest bardzo łatwe do rozbicia na przykładzie chociażby ścierek, które nie sprawiają radości, bo kojarzą się ze sprzątaniem, więc zazwyczaj źle. czy powinienem je więc wyrzucić? jeśli kieruję się zasadą autorki, która zaleca niezwracanie uwagi na wartość funkcjonalną przedmiotów, powinienem je wyrzucić. oczywiście, to zbyt dosłowne traktowanie zasad z książki, ale w takim razie, jak bardzo dosłownie mam traktować pozostałe zasady? czy faktycznie mam sypać zdjęcia solą czy to tylko przenośnia? czy mam naprawdę oceniać radość z książek po dotykaniu ich okładek czy powinienem pamiętać ich treść? a co jeśli nieprzeczytana książka, którą mam jednoznacznie wyrzucić wg autorki, sprawia mi więcej radości niż przeczytana? co ze słownikami i kodeksami wymaganymi do pracy? nietrudno zakwestionować fundamenty, na których zbudowana jest teoria pani Kondo.

tl;dr średnio pomocna książka wypełniona magicznym myśleniem i myśleniem życzeniowym, przez co wymaga dość konkretnego profilu psychologicznego, by mogła przynieść jakąkolwiek korzyść. (za to ładna kreska pani Uramoto)

nawet jeśli wielu osobom metoda pani Kondo pomogła poukładać mieszkanie i życie, to, szczerze powiedziawszy, nie jestem zachwycony podejściem pani Kondo do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

o dziwo (jak na kupioną za 12 zł w biedronce książkę) bardzo przyjemnie się czyta. dosłownie żadna inna książka mnie tak nie wciągnęła, że aż musiałem patrzeć na zegarek, żeby nie zapomnieć o innych sprawach. jednocześnie bardzo widocznie archaiczne słownictwo dostarcza dodatkowego smaczku. na pewno sięgnę po następne części serii

o dziwo (jak na kupioną za 12 zł w biedronce książkę) bardzo przyjemnie się czyta. dosłownie żadna inna książka mnie tak nie wciągnęła, że aż musiałem patrzeć na zegarek, żeby nie zapomnieć o innych sprawach. jednocześnie bardzo widocznie archaiczne słownictwo dostarcza dodatkowego smaczku. na pewno sięgnę po następne części serii

Pokaż mimo to


Na półkach:

czasami naprawdę najłatwiej najpierw zauważyć, co robi się źle w swoim życiu, żeby móc potem widzieć, co i jak naprawić. ta książka jest idealna do właśnie takiego podejścia. co prawda, wartość, jaką wyciągnie się z niej bardzo zależy od tego, czy akurat czyta się o swoim mankamencie, ale o nieswoich też można w końcu poczytać choćby z ciekawości i ku przestrodze. na pewno ton i sposób pisania autora też mi odpowiedział

czasami naprawdę najłatwiej najpierw zauważyć, co robi się źle w swoim życiu, żeby móc potem widzieć, co i jak naprawić. ta książka jest idealna do właśnie takiego podejścia. co prawda, wartość, jaką wyciągnie się z niej bardzo zależy od tego, czy akurat czyta się o swoim mankamencie, ale o nieswoich też można w końcu poczytać choćby z ciekawości i ku przestrodze. na pewno...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zanim poznałem mojego męża Ryosuke Nanasaki, Yoshi Tsukizuki
Ocena 8,1
Zanim poznałem... Ryosuke Nanasaki, Y...

Na półkach:

nie jest to na pewno odkrycie Ameryki. bardzo miło, że pan Nanasaki mógł podzielić się swoją historią w formie mangi, co nie zmienia jednak faktu, że bardzo chętnie poczytałbym o momentach pomiędzy zdarzeniami opisanymi w mandze. bez tego treść to trochę wyrywki z życia i tylko powierzchownie widać, jak przez nie zmienia się życie bohatera. gdyby nie kreska pani Tsukizuki pewnie byłoby 6.

nie jest to na pewno odkrycie Ameryki. bardzo miło, że pan Nanasaki mógł podzielić się swoją historią w formie mangi, co nie zmienia jednak faktu, że bardzo chętnie poczytałbym o momentach pomiędzy zdarzeniami opisanymi w mandze. bez tego treść to trochę wyrywki z życia i tylko powierzchownie widać, jak przez nie zmienia się życie bohatera. gdyby nie kreska pani Tsukizuki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

nie powiem, całkiem przyjemna lektura. ewidentnie widać eksperymenty Orwella, które potem doprowadziły go do napisania "Roku 1984", ale tutaj ich potencjał wg mnie jeszcze nie został w pełni wykorzystany, a ponadto nawiązania do historii ZSRR są troszeczkę zbyt jednoznaczne jak na mój gust. nie dała mi jakoś specjalnie nowych wątków do przemyślenia, ale i tak, jak już mówiłem, bardzo przyjemna

nie powiem, całkiem przyjemna lektura. ewidentnie widać eksperymenty Orwella, które potem doprowadziły go do napisania "Roku 1984", ale tutaj ich potencjał wg mnie jeszcze nie został w pełni wykorzystany, a ponadto nawiązania do historii ZSRR są troszeczkę zbyt jednoznaczne jak na mój gust. nie dała mi jakoś specjalnie nowych wątków do przemyślenia, ale i tak, jak już...

więcej Pokaż mimo to