-
Artykuły
James Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9 -
Artykuły
Śladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant10 -
Artykuły
Czytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać460 -
Artykuły
Znamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021-10-05
2021-06-19
2021-06-19
3/10 to może niezbyt sprawiedliwa ocena dla książki, której nie skończyłam, ale nie dam rady…
Najbardziej boli mnie to, że naprawdę chciałam, aby mi się podobała. Świat ma niesamowity potencjał, motywy zaczerpnięte z obcej mi kultury, różnorodni bohaterowie (jeśli chodzi o ich wygląd, inny dla każdego plemienia), cała masa pięknych obrazów, które można by tu przedstawić… A nie ma nic. Książka jest zupełnie wyprana z barw, emocji i duszy (ironicznie, patrząc na tytuł). Wszystkie opisy są tak szare i puste jakbym czytała notatki do szkoły, a nie powieść fantastyczną.
Z każdą kolejną stroną egzotyczność tej powieści znikała jak wymazana gumką, bo nie wystarczy, aby napisać, że zjawisko X istnieje - jeśli nie przedstawi się go w dobry sposób i nie nada się mu kolorów, nie ma w nim zupełnie nic baśniowego, a wydaje się nudne i nijakie i takie właśnie było większość pokazanych tu motywów.
Postacie również są bezbarwne. Arrah to kalka schematu głównej bohaterki młodzieżówki - zero ciekawych myśli, dialogów czy decyzji, tylko najbardziej przewidywalne działania oparte na tym, co czuje w danej chwili i nad czym się nie zastanowi. Jej znajomi (poza Rudjekiem, którego i tak mogłam zapamiętać tylko dlatego, że ciągle o nim wspominano) równie dobrze mogliby nie istnieć i nie wiem czy coś by się zmieniło, bo zostali potraktowani jak rozmazane tło. Jedyną postacią, która mnie ciekawiła, była Arti, ale też tylko do momentu, w którym poznałam jej motywy i jej działania stały się absurdalne (po co ona wtajemniczyła córkę w to wszystko i robiła co się dało, aby ją znienawidziła, po co?)
Jakąś część mnie chciałaby wiedzieć, czy dalej będzie lepiej, czy cokolwiek nabierze barw i jak to się skończy, ale pierwsze 250 stron czytało mi się tak topronie, ze chyba nie mam już siły poświęcać na to więcej czasu.
3/10 to może niezbyt sprawiedliwa ocena dla książki, której nie skończyłam, ale nie dam rady…
Najbardziej boli mnie to, że naprawdę chciałam, aby mi się podobała. Świat ma niesamowity potencjał, motywy zaczerpnięte z obcej mi kultury, różnorodni bohaterowie (jeśli chodzi o ich wygląd, inny dla każdego plemienia), cała masa pięknych obrazów, które można by tu przedstawić… A...
Po raz kolejny wkraczam do akcji z opinią o książce, której nie skoczyłam, a mimo to mam ścianę tekstu do przekazania.
Głównym czynnikiem dla którego nie byłam we stanie dotrwać dalej niż do mniej więcej dwusetnej strony (prawie połowy!) jest chyba to, jak bardzo męczyła mnie historia January. Po prostu im starsza się robię, tym mniej ruszają mnie historie o zbuntowanych dziewczynach, które nie robią w życiu nic poza narzekaniem na to, że ich życie jest straszne. I nie żebym uważała, że January nie miała aż tak źle albo próbowała teraz stawiać alternatywy jak mogłaby wyglądać jej historia, ale czy miała lat 9, 13 czy 17, miałam wrażenie, że to wciąż jest ta sama osoba w tej samej linii czasowej z identycznymi poglądami, wiedzą i zajęciami. Zaczęłam coraz bardziej cenić ciche, symbolicznie opisane emocje albo nawet postacie w ogóle bez historii (bo nie uważam, że każdy potrzebuje backgroundu żeby być interesujący) ale z ciekawymi akcjami i cechami na przedstawionej linii czasowej, a coraz mniej szczegółowe historie ludzi, którzy poza tą historią nie mają w sobie nic interesującego.
Wiem, że jest to jednak tylko jeden ze sposobów prowadzenia książki, gdzie nie ma momentu w którym kończy się background a zaczyna prawdziwa akcja, ponieważ od początku do końca (przynajmniej wydaje mi się że do końca?) jest to ten sam ciąg wydarzeń, w którym można wskazać pewne przełomowe momenty, ale ja osobiście czytając początek nie mogłam doczekać się przeskoku czasowego do właściwej akcji i w sumie to się go nie doczekałam. Jeśli kogoś właśnie interesuje takie bardzo dogłębne i szczegółowe poznanie czyjegoś życia, to wówczas polecam. Bo jest to chyba bardziej historia dla postaci niż postać dla historii.
To był mój główny problem. Nie mam jednak większych zastrzeżeń co do samego języka książki. Gdy w pierwszych stronach zauważyłam zwroty do czytelnika miałam wrażenie, że właśnie zaczęłam coś bardzo nieprofesjonalnego, co będzie tylko mnie męczyć na dłuższą metę, ale ostatecznie później już się tego nie czuje. Opisy są bardzo dobre, faktycznie wygląda to jak książka która miała przypominać sztukę czy barwny sen, a mniej jak pociąg wydarzeń opisanych skrótami jak w notatniku.
Co do samej fabuły to zaczyna kilka wątków które wydają się dość tajemnicze, niemal baśniowe, po części przewidywalne ale również intrygujące i aż chce się wkroczyć w ten świat bajek głębiej. No ja nie wkraczam, bo ostatecznie nie byłam nimi aż tak zaciekawiona, ale wydaje mi się, że niektóre motywy mimo wszystko są ciekawe i mogą przyciągać czytelników.
Miałam jeszcze problem z samym osadzeniem tej historii na początku XX wieku, bo gdyby nie wzmianki o wydarzeniach historycznych, to bym nie czuła, że akcja toczy się sto dwadzieścia lat temu. Po przeczytaniu tylu powieści z XIX wieku i początku XX, w języku i zachowaniach bohaterów nie widziałam tych okresów. Ten sam styl co w powieściach współczesnych. Domyślam się, że miała jednak w ten sposób być bardziej przystępna i pewnie taka właśnie jest.
Podsumowując, Dziesięć tysięcy drzwi nie jest zupełnym gniotem, tak jak każda książka ma jednak swój target w którym ja po prostu się nie znajduję. Widzę dużo rzeczy, które mogłyby przyciągnąć czytelników. Polecam tym, którzy łatwo wczuwają się w historie bohaterów i potrafią czuć ich cierpienie razem z nimi. Może również tym, którzy podobnie jak January szukają ucieczki od szarej rzeczywistości i są gotowi na przeżycie przygody za Drzwiami i to, że będą miały baśniową otoczkę im wystarczy. Odradzam tym, którzy oczekują dynamicznej historii z większym sensem albo nie lubią aż takiego nacisku na tragedię życia bezsilnej jednostki.
Po raz kolejny wkraczam do akcji z opinią o książce, której nie skoczyłam, a mimo to mam ścianę tekstu do przekazania.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toGłównym czynnikiem dla którego nie byłam we stanie dotrwać dalej niż do mniej więcej dwusetnej strony (prawie połowy!) jest chyba to, jak bardzo męczyła mnie historia January. Po prostu im starsza się robię, tym mniej ruszają mnie historie o zbuntowanych...