rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Być może tytuł tej powieści zawiera w sobie pierwiastek prowokacji. Być może nieocenzurowana wersja polskiego tłumaczenia tego tytułu ma w sobie sporo kontrowersji. Ale "Rzecz o mych smutnych dziwkach" tylko po części jest tym (i o tym), czym jest (i o czym) wydaje się wydawać wcześniej...
.
To słowa "Dziś chcę", wypowiedziane pod wpływem natchnienia- stanowią "początek nowego życia" pewnego 90- latka. Bo kto powiedział, że ten czas po 90-tych urodzinach to jedynie odliczanie "minuta po minucie" wszystkich dni i nocy "brakujących do śmierci" - jak "złom wycofany z ruchu"? Ale to, co wydarza się później, będąc następstwem owego "Dziś chcę" - może przynieść zarówno ratunek w pustce bezmiłości, jak i zniszczenie będące efektem odurzenia- objawu stanu chorobowego- miłości.
.
Z jednej strony główny bohater z "gorliwą pilnością" "przeżuwa prawdę" na temat swojego starokawalerskiego życia, nacechowanego przeciętnością i wtłoczonego w ramy zmarnowania. Ograniczonego do pisania felietonów, muzyki, książek oraz "łóżkowej buchalterii", która stanowi remedium na "niedostatki" miłości. Z drugiej strony - to powieść- kronika, a przy tym gorzko- ironiczno- romantyczna suita na cześć jarzma miłości oraz związanego z nią zatracania się w kontemplację obiektu uczuć, czyniąc z niej rodzaj absolutu, relikwię do podziwiania- "centymetr po centymetrze"...
.
Marquez świetnie oddaje stany emocjonalne głównego bohatera (pierwszoosobowego narratora) tworząc z jego opowieści rodzaj spowiedzi. Z wnikliwością, ale też dystansem i specyficznym humorem kreśli obraz człowieka zatraconego w uczuciu do dużo młodszej od siebie wybranki. Proza przesycona sensualnością, intymnością, oddziałująca na zmysły, przepełniona cierpieniem- każe nam zastanowić się nad istotą miłości (w tym fizycznej), potrzebą bliskości, siłą wyobrażeń i związanych z nią urojeń. Otrzymujemy także obraz starości i samotności- nostalgiczny oraz przepełniony treścią. Całość okraszona pięknym językiem, gdzie znajdziemy językowe relikty jak z lamusa ("wolta" , "ancug tropikalnego absztyfikanta", "wapory z trzewi"), jak i dużą dawkę nowoczesności oraz językowej pikanterii. Polecam.

Być może tytuł tej powieści zawiera w sobie pierwiastek prowokacji. Być może nieocenzurowana wersja polskiego tłumaczenia tego tytułu ma w sobie sporo kontrowersji. Ale "Rzecz o mych smutnych dziwkach" tylko po części jest tym (i o tym), czym jest (i o czym) wydaje się wydawać wcześniej...
.
To słowa "Dziś chcę", wypowiedziane pod wpływem natchnienia- stanowią "początek...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

"Widzimy się w sierpniu" miało być zapewne powieścią o "rutynowej miłości", której skutkiem jest balansowanie na granicy małżeńskiej wierności i niewierności, a czasami też jej przekraczanie. Zapewne też miało być o pustce życia i samotności, pomimo niebyciu samej. O wewnętrznej kobiecej walce między "przyzwoitością a pokusą", o uleganiu najpierwotniejszym instynktom i wpadaniu w pułapkę "łatwych" i przypadkowych miłości, które potrafią jednak zmienić sposób postrzegania otaczającego świata. Mogła być to powieść pełna głębi i treści- trudnych prawd, które miałyby przełożenie na rzeczywistość. Ale niestety- w mojej ocenie- nie do końca tak jednak było...
.
Treść i głębia zbyt ulotna, zawoalowana, efemeryczna i chimeryczna. Erotyzm za to zbyt natarczywy, powodujący fragmentami dyskomfort, w mojej ocenie będący zaprzeczeniem sensualności i zmysłowości. Nie potrafiłam "dostroić się" do klimatu tej powieści. Nie potrafiłam też zestroić się z główną bohaterką- zrozumieć jej motywacji, postępowania, współodczuwać ani utożsamiać się w żaden sposób z jej wewnętrzną walką. Być może stany emocjonalne głównej bohaterki oddane zbyt powierzchownie. Być może zbyt dużo niedopowiedzeń w warstwie psychologicznej, by zrozumieć i docenić. Zbyt dużo za to szczegółów dotyczących fizyczności, a przestrzeń związana z seksualnością przedstawiona zbyt obrazowo. Zamiast spodziewanej refleksji - pozostał smutek i pustka...
.
Czułam także niedosyt związany z nastrojowością, która mogła być zbudowana dzięki obecności w tle muzyki klasycznej. Poszukiwałam w odniesieniach muzycznych podprogowego przekazu. Niestety nie znalazłam. Cenię twórczość tego pisarza. Fragmentami czułam przebłyski jego literackiej wirtuozerii. Jednak nie na tyle, żeby się zachwycić. Tym razem - niestety- rozczarowanie. Być może nie ten czas. Być może także - po prostu- nie moja wrażliwość.

"Widzimy się w sierpniu" miało być zapewne powieścią o "rutynowej miłości", której skutkiem jest balansowanie na granicy małżeńskiej wierności i niewierności, a czasami też jej przekraczanie. Zapewne też miało być o pustce życia i samotności, pomimo niebyciu samej. O wewnętrznej kobiecej walce między "przyzwoitością a pokusą", o uleganiu najpierwotniejszym instynktom i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kjell Askildsen w swoich powieściach odnosił się m. in. do motywów, które czerpał z twórczości pochłanianego za młodu Dostojewskiego, potem także Kafki i Hemingwaya. W nowelach, które tutaj otrzymujemy, przewijają się motywy samotności, starości, izolacji, poczucia sensu i bezsensu, przemijania, rezygnacji, braku nadziei, pustki i fizycznej słabości. Krótkie, lapidarne myśli odzwierciedlają zamiar tego norweskiego pisarza, by powiedzieć (napisać) tylko to, co konieczne. Stąd- mimo skoncentrowania się na stanach wewnętrznych bohaterów- dostajemy oszczędność w stylu, formie, ograniczenie co do ilości wypowiedzianych słów. Pomimo pewnego wrażenia skrótowości - udało się nadać głębię temu, co przebija się spośród tych nielicznych słów, a co stanowi treść tej skondensowanej prozy. Oto człowiek...
.
Już pierwsza nowela- "Carl Lange" wprowadza nas w stan niepewności co do racjonalności ludzkiego zachowania. Izolowanie się, poczucie utraty tożsamości, upokorzenia, ośmieszenia- to stany emocjonalne, które powodują wewnętrzną dezorientację, rozmywanie się myśli "w swego rodzaju mgle", brak ich spójności, ich nieokiełznanie, pewien rodzaj nieobliczalności. "Nie jestem pewien sam siebie i nie wiem, kim jestem!". Efektem jest poczucie pustki. Jestem "jak obcy, bez powiązań"... "Nic więcej nie ma..."
.
"Zapiski..." mają z kolei nieco inną formę oraz charakter. Pierwszoosobowa narracja, będąca głosem starszego mężczyzny, to refleksyjny przypis do obrazu świata, kameralny, odarty po części ze złudzeń, ale też nie pozbawiony nadziei. Bo "nigdy nie jest się za starym na to, by nie rezygnować z nadziei", pomimo wewnętrznego sceptycyzmu, który przypomina, że "głupio stracić życie z radości, kiedy wytrzymało się bez niej tak długo". Dużo w zapiskach o tym, że "życie wymaga wysiłku", ale finalnie i tak człowiek pozostaje samotny- "coraz bardziej- za sprawą każdego człowieka, którego spotyka"...
.
"Ostatnie zapiski..." pozostawiły mnie z refleksją taką, że świat się zmienia, a my nie zawsze jesteśmy w stanie za nim nadążyć. Zbyt wiele słów jest "w obiegu", a mimo to "cisza zatacza coraz szersze kręgi". Nostalgicznie i nastrojowo. Polecam.

Kjell Askildsen w swoich powieściach odnosił się m. in. do motywów, które czerpał z twórczości pochłanianego za młodu Dostojewskiego, potem także Kafki i Hemingwaya. W nowelach, które tutaj otrzymujemy, przewijają się motywy samotności, starości, izolacji, poczucia sensu i bezsensu, przemijania, rezygnacji, braku nadziei, pustki i fizycznej słabości. Krótkie, lapidarne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Być może to pełen aluzji i ukrytych znaczeń wykład o kalibrowaniu dźwięków życia w relacjach pomiędzy ludźmi. Być może pod relacją muzyk - instrument doszukiwać się można nawet tajemnicy związków, ukrytej pod maską niespełnienia. Czy o strojenie fortepianu tu chodzi, czy może DUSZY, by odnaleźć właściwy dla niej rezonans?
.
Każdy fortepian ma duszę - ale dopiero strojenie "łamie zaklęcie", żeby ją uwolnić, by nie pozostawała w nim uwięziona. Człowiek to także ciało i dusza- która potrzebuje odpowiedniego uporządkowania tego, co składa się na jej vibrato - by poczuć spokój i harmonię. Duszę można próbować nastroić, ale jak poskromić jej powłokę fizyczną, skorupę, czyli ciało? To CIAŁO jest problemem, źródłem cierpienia, a nawet nienawiści wobec siebie, ograniczeniem, brzemieniem.
.
Czy znajdziemy tutaj odpowiedź na pytanie czy harmonijne współbrzmienie akordów w muzyce da się przełożyć na relacje międzyludzkie? Albo na pytanie dlaczego związkami i relacjami rządzi "prawo podaży i popytu", są powierzchowne i niosą rozczarowanie? Być może... Dlatego, że ludzie są zbyt złożeni, pełni sprzeczności, skrajności. I gdyby te relacje dotyczyły tylko duszy, ale one zahaczają zawsze o ciało, co tworzy między ludźmi nierówności...
.
Piękny język tej powieści szczególnie głęboko dotyka wszystkiego, co dotyczy samej muzyki. Oddaje trafnie to, co zaklęte w dźwiękach, pozwala bardziej je zrozumieć. I aż chciałoby się, żeby miało to swoje odniesienie także do relacji międzyludzkich. Ale tutaj sprawa wygląda nieco inaczej. Jeśli jest głębia tych relacji- to mocno zawoalowana, trzeba się doszukiwać, domyślać się, próbować samodzielnie interpretować. Wiele rzeczy wziętych w nawias, w domyśle, między słowami. W tle samotność, niespełnienie, żałoba...
.
To unikalna powieść. Refleksja, nostalgia- wszystko w towarzystwie muzyki. Słowa jak dźwięki- ulatują w przestrzeń za sprawą wprawnych palców pianisty, stroiciela i narratora w jednym. Co kryje się za każdym dźwiękiem? Jaki element życiorysu kogoś, kto dany utwór odtwarza lub tego, który go stworzył? By to zrozumieć- pomagają odniesienia do życia- znanych kompozytorów i pianistów. Zdecydowanie wartość dodana. Warto się zmierzyć.

Być może to pełen aluzji i ukrytych znaczeń wykład o kalibrowaniu dźwięków życia w relacjach pomiędzy ludźmi. Być może pod relacją muzyk - instrument doszukiwać się można nawet tajemnicy związków, ukrytej pod maską niespełnienia. Czy o strojenie fortepianu tu chodzi, czy może DUSZY, by odnaleźć właściwy dla niej rezonans?
.
Każdy fortepian ma duszę - ale dopiero strojenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Opowieść o ciszy. Tutaj wszystko pachnie ciszą, wygląda na milczenie i milczeniem jest rzeczywiście. Dojmującym, przytłaczającym, niepokojącym. Chciałoby się zapytać - skąd to osuwanie się w objęcia świata bez słów i dźwięków, gdzie tego przyczyna. Skąd to uciekanie, zapadanie się w sobie i bierność na rzeczywistość, skąd ten głęboki letarg i otulanie się przędzą milczenia?
.
Opowieść o małżeństwie. A raczej dramacie małżeństwa, jego powidokach. Kiedy staje się tylko rodzajem przedstawienia, brakiem instrukcji i możliwości "dalszej improwizacji", a celem obojga małżonków jest "dobrnięcie do finału" i zabicie tej pustki, która się nad nimi unosi.
.
Opowieść o wspomnieniach, które żyją swoim życiem, są odrębnym bytem. Wyświetlają się pod powieką, burzą spokój, wymagają interpretacji i odczytywania, jak "trudny wiersz". Przeszłość wcale nie jest "zamknięta, zapomniana", jest zarówno w słowach, jak i milczeniu. Każe poszukiwać twarzy bliskich w twarzach obcych, nie pozwala wyjść z ciasnych przestrzeni, traum wojennych i feerii życiowych niedopowiedzeń.
.
Kameralna to powieść. Spektakl dwóch bohaterów, z których jedno milczy, a drugie ciągle mówi...
W monologu żony (pierwszoosobowa narracja) poszukujemy klucza do milczenia męża. Czy znajdziemy? Być może okaże się, że ta "cisza" mieszka tutaj od zawsze, skrywa się pod powierzchnią normalności- jak intruz, który wszedł nagle do codzienności i już z niej nie wyszedł. Niespieszna, refleksyjna, ale z pewną dozą niepokoju. Bo pod subtelnością i kolejnymi warstwami troskliwości i wrażliwości, za którymi potrafi się ukryć człowiek - kryje się też ten mrok, który towarzyszy na pewnych etapach życia. Powolna fabuła- skupiona na emocjach i próbach zrozumienia rzeczywistości- może fragmentami przytłoczyć. Analizowanie, interpretowanie, doświadczanie po raz kolejny tych samych zdarzeń. Próby nadania znaczeń wydarzeniom z przeszłości, ponownego ich odczytania. To powieść dla tych, którzy odnajdują się w literaturze skandynawskiej. Emocjonalna, esencjonalna, klimatyczna - chociaż też nieco przygniatająca. Polecam.

Opowieść o ciszy. Tutaj wszystko pachnie ciszą, wygląda na milczenie i milczeniem jest rzeczywiście. Dojmującym, przytłaczającym, niepokojącym. Chciałoby się zapytać - skąd to osuwanie się w objęcia świata bez słów i dźwięków, gdzie tego przyczyna. Skąd to uciekanie, zapadanie się w sobie i bierność na rzeczywistość, skąd ten głęboki letarg i otulanie się przędzą...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Być może jedyny słuszny komentarz do "Wiecznego męża" mógłby stanowić zestaw kilku ironicznych słów "nonszalancko przecedzonych przez zęby". Pełnych ukrytej złośliwości wobec świata i ludzi, wskazujących wszelkie ich niedomagania, a nawet kalectwo (zarówno fizyczne, jak i moralne). Zaprawionych goryczą i drwiną, zamiast rozczulaniem się nad nimi. Bogatych we wszelkie odcienie sarkazmu, trochę wyzywających, a trochę komicznych- ale zawsze punktujących wszystkie te "słabostki" i "skłonności", których Dostojewski w tak przenikliwy sposób w "Wiecznym mężu" dotyka. Być może wydaje się, że to słuszna opcja, ale u Dostojewskiego słowo klucz to owo "wydaje się", bo tyle samo tutaj pewności, co aluzyjności, tyle samo oczywistości, co i dwuznaczności. I jakże łatwo o spłaszczenie, spaczenie i nadinterpretację.
.
Wydaje się, że Paweł Pawłowicz to tylko taki "wieczny mąż". Wydaje się, że jego pajacowanie to rodzaj fanfaronady. Wydaje się, że Wielczaninow to jedynie zmęczony życiem cynik, z pewnymi objawami nerwowości i hipochondrii. W końcu - wydaje się - że miłość to miłość, nienawiść to nienawiść, szlachetność to szlachetność, żałoba to żałoba, a "rzucić się w objęcia i zapłakać" musi oznaczać, że skończy się to łzami, a nie... kolejną wątpliwością do interpretacji dla czytelnika. Szybko także okazać się może, że wszystko to rodzaj złudzenia, majaku, wyzwania, jakie pisarz stawia przed nami - z dopiskiem między wierszami - "to tylko" ŻYCIE i LUDZIE. Zaczepnie trochę, szelmowsko, ale z właściwą sobie głębią. I mimo wszystko- smutkiem pośród wszystkich tych śmieszkowań i chichotań...
.
"Wieczny mąż" - pomimo niewielkiej objętości - nie jest powieścią kameralną. Cała galeria postaci, która się tutaj pojawia- ma swoją konkretną rolę do odegrania- ukazać skrajności, obrzydliwości, żałosność, błądzenie, upadanie, wątpienie, szaleństwo, obłęd - całą "komedię życia"- "prawdziwy stan rzeczy"- ludzkiego losu. Pod pokładami kolejnych warstw ironii, a nawet kpiny- kryje się jednak pewna myśl, a raczej przypuszczenie- że za tym wszystkim kryć się może przecież tylko... potrzeba kochania kogoś.
A raczej... przynależności do kogoś...
Ale to tylko być może... Polecam.

Być może jedyny słuszny komentarz do "Wiecznego męża" mógłby stanowić zestaw kilku ironicznych słów "nonszalancko przecedzonych przez zęby". Pełnych ukrytej złośliwości wobec świata i ludzi, wskazujących wszelkie ich niedomagania, a nawet kalectwo (zarówno fizyczne, jak i moralne). Zaprawionych goryczą i drwiną, zamiast rozczulaniem się nad nimi. Bogatych we wszelkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czyżby płakać trzeba było tylko "do środka, do siebie"? Bo "na zewnątrz płacze tylko beksa" przecież?
.
Jakże chciałoby się mieć zawsze to złudzenie, przekonanie- że można wszystko dźwignąć, "naprostować życie", z nadzieją spojrzeć w przyszłość, nieśmiałym oczekiwaniem, że samotność to nie stan wieczny, a tylko "ręczny hamulec życia". Jakże chciałoby się wierzyć w to, że marzenia się spełniają wtedy, kiedy nie "zgniły jeszcze od leżenia". Ale "Beksa" po części rozprawia się z tym, serwując kilka nocnych godzin "myślenia o życiu" i poznawania prawd o świecie.
.
Buli i Irek- dwaj główni bohaterowie tej powieści. Łatwo ich zdiagnozować, trudniej zaproponować metody naprawcze. Jak bowiem uwolnić się od tego, co od lat "rzucane bezwładnie na podłogę" i "spychane codziennie pod dywan". Nieważne gdzie- czy to odludne Bieszczady, czy znajome zakątki Szczecina- trzeba być wprawnym "linoskoczkiem", żeby utrzymać się na tej linie zwanej życiem...
.
Ale raz obok, a raz w tle- kilka innych postaci - życiowych kalek- "samotnych, pustych i z zachwaszczonym wnętrzem". Sporo ich łączy, w tym przeszłość, której kolejne karty konsekwentnie są tutaj przed nami odkrywane. I w sumie wszystko to zmierza do tej "ostatniej szansy" dla wszystkich... Ale jak będzie naprawdę? Czy to będzie rodzaj otrzeźwienia dla tych, co w marazmie, a zmiana dla tych, którzy na zmianę zasługują i już zbyt długo na nią czekają? I gdzie tutaj przestrzeń na sumienie?
.
Kolejny raz M. Grzelak zagrał mi na emocjach. Wykadrował obraz, wyostrzył, ale przepuścił jednocześnie przez filtr deformujący- nieumiejętność przeżywania życia przez bohaterów. Całość doprawił poczuciem rozczarowania światem- ubierając to w trafne metafory. Klimatu dodały odniesienia do aktualnych fabule rzeczywistych wydarzeń (kwiecień 2010 r.), odniesienia do muzyki G. Turnau oraz refleksja- że łatwo być jak ten Ikar- dostać nagle skrzydeł, ale także zbyt blisko zbliżyć się do słońca i tym boleśniej grzmotnąć potem o ziemię. Napięcia dodaje wątek światka przestępczego. Sznytu- narracja z perspektywy różnych bohaterów. Tworzy to rodzaj puzzli, które często musimy samodzielnie ułożyć, a spoiwem jest to, co między wierszami. Polecam.

Czyżby płakać trzeba było tylko "do środka, do siebie"? Bo "na zewnątrz płacze tylko beksa" przecież?
.
Jakże chciałoby się mieć zawsze to złudzenie, przekonanie- że można wszystko dźwignąć, "naprostować życie", z nadzieją spojrzeć w przyszłość, nieśmiałym oczekiwaniem, że samotność to nie stan wieczny, a tylko "ręczny hamulec życia". Jakże chciałoby się wierzyć w to, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są tacy, "pełni zasłuchania", którym muzyka "idzie po duszy"...
.
Tutaj w Tuklęczy wszelkie marzenia rozrastają się, nabierając konturów i dźwięków. Szczególnie, że tych dźwięków właśnie dotyczą. Jak chmury po jesiennym niebie - przez głowę przewalają się myśli - "bure, pełne deszczu"- dlaczego muzyką żyć nie można, a ojciec "tylko by lampę zapalał". Chciałoby się zamknąć oczy na wszystko, co wokół - na gęstą szarość polskiej wsi (lata 70-te XX w.), na brak perspektyw, na rozżalenie. Tutaj "ciepłe i miękkie" jest tylko "drożdżowe ciasto, rosnące w drewnianej misce". Jak znaleźć przestrzeń na muzykę? Szczególnie kiedy z każdego kąta domu wyskakuje niechęć do dźwięków i wspomnienie o matce? A poczucie bezradności rozpełza po całym ciele?
.
"Wniebogłos" to opowieść o strachu przed zadawaniem pytań. Komu? Tym najbliższym, którzy powinni być wsparciem. Którzy powinni kochać i sami często nie pytać. To próba zrozumienia tego, że wiele rzeczy w nas zostaje- pomimo upływu czasu. Szczególnie złych, bo "wrastają w nas i gdzieś po cichu kiełkują". Wątpliwości wszelkie jak "czarna pierzyna" okrywają szczelnie i nie pozwalają złapać oddechu, a jednocześnie ciało drży z zimna zbyt mocno. To także rzecz o uciekaniu- w złość, agresję, drażliwość, MUZYKĘ oraz MILCZENIE, o determinacji w swojej bezradności, o tym, że można widzieć, ale nie wiedzieć. A często nie chcieć w ogóle patrzeć.
.
Początkowo "Wniebogłos" może lekko przytłoczyć. Lepki duszny klimat polskiej wsi i wiejska mentalność odbierają nadzieję na spełnienie marzeń dla głównego bohatera- 12 letniego chłopca. Są fragmenty, które potrafią jednak poruszyć. Całość urzeka kameralnością i wrażliwością. Z każdą kolejną stroną ta powieść wybrzmiewa coraz bardziej refleksyjnie, nabierając molowych tonów, ale sam finał może jednak zaskoczyć. Polecam.

Są tacy, "pełni zasłuchania", którym muzyka "idzie po duszy"...
.
Tutaj w Tuklęczy wszelkie marzenia rozrastają się, nabierając konturów i dźwięków. Szczególnie, że tych dźwięków właśnie dotyczą. Jak chmury po jesiennym niebie - przez głowę przewalają się myśli - "bure, pełne deszczu"- dlaczego muzyką żyć nie można, a ojciec "tylko by lampę zapalał". Chciałoby się zamknąć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"... tak bywa tylko w powieściach, a w życiu nigdy"-
że "jedna świeca będzie się paliła przez całe życie..."
.
Przy akompaniamencie poszeptów pędzącego pociągu płyną słowa, układające się w gorzką lekcję o miłości, namiętności i zazdrości - wypowiedziane bynajmniej nie szeptem, a krzykiem rozpaczy prosto z trzewi. Pierwsze takty tej sonaty nieśmiało i w miarowym tempie wprowadzają nas w niuanse męsko- kobiecej rzeczywistości, burząc niejeden pogląd i podważając niejeden stereotyp. Szczególnie w kontekście epoki, której dotyczą (XIX w.). Ale nastrój tej sonaty to odczuwalne crescendo, gdzie emocje potęgują się wraz z każdym wypowiedzianym zdaniem i łykiem esencjonalnego czaju... Zmierzając w kierunku takim, gdzie w duszy jest miejsce wyłącznie na żal i "szarpiące nią szatany". Bo można tworzyć elaboraty o "porozumieniu dusz", czuć i myśleć "najwznioślejsze rzeczy", ale w ostatecznym rozrachunku tą siłą, która wydaje się być nadrzędna jest ... potrzeba "drugiego ciała".
.
Spijając z Tołstojowskich liter gorycz "całej otchłani nieszczęścia i nikczemnego kłamstwa", które dotyczyć może instytucji małżeństwa - możemy poczuć ten ciężar, który zagościł w duszy głównego bohatera. Jego spowiedź- szczera, odważna, dosadna- to paleta emocji, gdzie przeplata się zazdrość, pożądanie, nienawiść. Tym, co stanowi tło dla okrutnych gestów dręczycielstwa obojga małżonków jest muzyka- "straszna rzecz", która zamiast działać uszlachetniająco- działa na duszę hipnotyzująco- przenosząc w świat urojeń.
.
Kameralna to powieść, która pomimo niewielkiej objętości ma w sobie pewną siłę rażenia. Obrazuje szaleństwo, wściekłość, rodzaj maligny będącej skutkiem braku zaufania i podszeptów wyobraźni. Po części uniwersalną, po części prowokującą do stawiania pytań o naturę pewnych sił i szans człowieka w walce z nimi... Polecam.

"... tak bywa tylko w powieściach, a w życiu nigdy"-
że "jedna świeca będzie się paliła przez całe życie..."
.
Przy akompaniamencie poszeptów pędzącego pociągu płyną słowa, układające się w gorzką lekcję o miłości, namiętności i zazdrości - wypowiedziane bynajmniej nie szeptem, a krzykiem rozpaczy prosto z trzewi. Pierwsze takty tej sonaty nieśmiało i w miarowym tempie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Márai potrafi kreślić światy "przeklęcie namacalnie", a ludzi "przeklęcie" ludzkich. Słowa układają się w głęboką treść i mienią się blaskiem rzeczy ważnych, determinujących los. Ale "życie" w tej odsłonie to wcale nie feeria barw- "prześlicznych zdobień jak z niedzielnego stroju". To mnóstwo pytań, wątpliwości, zaprzeczeń, poruszeń i następstw zderzeń pod powierzchnią skóry. Efekt "podatności" i wrażliwości na wszystko to, co pozornie niewidoczne i niedostrzegalne.
.
Rozwód w Budzie- w tej oazie tradycji, zwyczajów, praw i "zasad ludzkiej przyzwoitości"? To jak cios lub okaleczenie dla "cielesnego i duchowego jestestwa". Rozwód? "Rękami ignoranta" rozłączać tam, gdzie "wcześniej złączył Bóg i tylko On może rozłączyć"? Ale wyrok wydać trzeba. Czy jednak zgodnie z procedurą sądową- na sali rozpraw? I z sumieniem?
.
Márai "machinę" zwaną człowiekiem rozkłada na czynniki pierwsze. Instytucję małżeństwa- jeszcze dokładniej. Dotyka tych wszystkich "sekretnych śrub, niewidzialnych sprężyn i dźwigni", eksplorując nawet jego zakamarki. Sprawa rozwodowa to fasada, za którą kryje się inny rodzaj rozprawy, w którą przyjdzie nam się zanurzyć po końce palców i krańce naszej literackiej uważności. Rozważania natury egzystencjalnej i moralnej są jak dotyk na nerwach. Wygenerują jedno ważne pytanie o naturę miłości i zmysłowy jej charakter, burząc niejeden spokój...
.
Czy jednak SŁOWA są tutaj najważniejsze? I chociaż są takie, których ciężar Márai stara się zgłębić, wyeksponować, wyciągnąć z nich ich istotę i zawartą w nich prawdę wydestylować - to chyba też to, co decydujące- dzieje się pod powierzchnią. Rodzaj napięcia, nerwowości, drażliwości, które samym słowem ciężko wyrazić. Który określa specyficzny rodzaj aury osiadającej na duszach bohaterów.
.
Pociągnięciami literackiego pióra Márai potrafi wyartykułować sytuacje, którym jednocześnie nadaje podwójny sens. Każe spojrzeć na nie przez pryzmat subiektywnej prawdy bohaterów. Przy tym wymaga od czytelnika uwagi, skupienia i czasu. Odwdzięcza się przestrzenią. Grą psychologiczną rozgrywaną na oczach czytelnika. Polecam- szczególnie tym, którzy nie boją się, by "coś się wydarzyło"- "w kosmosie ich rozumu i czucia"...

Márai potrafi kreślić światy "przeklęcie namacalnie", a ludzi "przeklęcie" ludzkich. Słowa układają się w głęboką treść i mienią się blaskiem rzeczy ważnych, determinujących los. Ale "życie" w tej odsłonie to wcale nie feeria barw- "prześlicznych zdobień jak z niedzielnego stroju". To mnóstwo pytań, wątpliwości, zaprzeczeń, poruszeń i następstw zderzeń pod powierzchnią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli miłość jest lekarstwem na samotność, co jest później lekarstwem na miłość?
.
"Pierwsza miłość" traktuje także o starości. Ale raczej takiej, która zaczyna się już w głowie, a nie od ciała. Jest też o samotności - nie tej subtelnej, "szczęśliwej izolacji, wieży z kości słoniowej". Ale o tej parszywej, którą "widać w spojrzeniu, w chodzie, w ruchach". Która objawia się życiem "poza stadem", będąc traktowanym jak nosiciel jakiejś zakaźnej choroby . "Co się stało, czym zawiniliśmy?" W tym, że współ-czuć z innymi ludźmi i współ- egzystować ze światem nie potrafimy? "Czy ta wina rzeczywiście jest w nas?"
.
"Pierwsza miłość" jest kameralna, ale o człowieku wyraża wszystko- jego pragnieniach i deficytach. Może nieco patetycznie, często skarżąco, ale głosem przepełnionym szczerością i intymnością. Ma się wrażenie uczestnictwa w tej eksplozji prawd i zdumiewających refleksji. Czym zawinił ten, który w darze od losu dostaje "grom z jasnego nieba"? Nie prosił, nie jest gotowy- na ciągłe "spadanie i opadanie", "upojenie" i "odurzenie". Na cierpienie, wewnętrzny niepokój, egzystowanie na granicy obłędu. Na konieczność wyborów życiowych, gdzie nagroda za brak tchórzostwa może okazać się nad wyraz wątpliwa. Konsekwencje zaś ucieczki mogą się za człowiekiem ciągnąć przez całe życie. Na rojenia, balansowanie na granicy śmieszności i fasadowości...
.
Proza Márai jest głęboka, gęsta i duszna, okraszona niepokojem w budowaniu stanów emocjonalnych bohaterów i obrazami wewnętrznych walk, dylematów i pytań natury egzystencjalnej. Jednocześnie jest tutaj mnóstwo przestrzeni na własne interpretacje, analizy, poszukiwanie odpowiedzi i prawdy o życiu. Forma dzienników i pierwszoosobowa narracja sprawiają, że łatwiej współodczuwać, a wszelkie tezy i myśli żyłują czytelniczą duszę, zawłaszczając codzienność i zachwycając pisarskim warsztatem. Wybitna proza.

Jeśli miłość jest lekarstwem na samotność, co jest później lekarstwem na miłość?
.
"Pierwsza miłość" traktuje także o starości. Ale raczej takiej, która zaczyna się już w głowie, a nie od ciała. Jest też o samotności - nie tej subtelnej, "szczęśliwej izolacji, wieży z kości słoniowej". Ale o tej parszywej, którą "widać w spojrzeniu, w chodzie, w ruchach". Która objawia się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść utkana z ciszy. I jej dźwięków.
Jak podróż gdzieś "poza czas" -
"w pożółkłe na słońcu wspomnienia".
.
Gdzieś we wschodniej, wyludnionej części Finlandii, na obrzeżach pewnego jeziora- dzieją się rzeczy pozornie mało skomplikowane. Świat ludzi i zwierząt to naturalny ekosystem, pogrążony w nostalgii i samotności.
.
Atutem tej mikropowieści jest rodzaj "magicznej aury" i "atmosfery pokornego spokoju". Pozwala nam to "wślizgnąć się w samotność" "zapadłej wioski" na brzegu jeziora, poczuć klimat tego miejsca i spojrzeć na jeden dzień z życia "w długim łańcuchu dni", korzystając z tego, co ma nam do zaoferowania. Prostota myśli i słów układa się w rodzaj uniwersalnej refleksji oraz celebracji "prostych czynności o prostym przeznaczeniu". Tytułowa "sielanka". Ale fragmentami ten świat Ollikainen przesłania "czerwoną kurtyną" uświadamiając nam prawdziwą naturę człowieka i Natury- jej "mroczniejszą od nocy ciemność". Przeszłość zawsze wyprzedza o krok- karmiąc się zgasłymi marzeniami i świadomością kresu. Nawet przyroda robi się coraz bardziej złowieszcza.
.
Znajdziemy tutaj trochę symboliki oraz nawiązania do Biblii, mitologii greckiej oraz nordyckiej. Są także nawiązania do literatury (Szekspir, Pessoa). Na niewielkiej przestrzeni widać próbę pokazania jednocześnie jasności i ciemności, młodości i starości, dobra i zła, czułości i chłodnego dystansu. "Sielanka" być może nie zachwyca, ale zaciekawia, zatrzymuje na chwilę, czasami koi, a czasami wzrusza. Fragmentami bywa mroczna, pokrywając krajobraz pod naszą powieką "cienką warstewką tuszu", pozostawiając po sobie jednak lekkie poczucie niedosytu- głównie z tego powodu, że tak krótka to powieść.

Powieść utkana z ciszy. I jej dźwięków.
Jak podróż gdzieś "poza czas" -
"w pożółkłe na słońcu wspomnienia".
.
Gdzieś we wschodniej, wyludnionej części Finlandii, na obrzeżach pewnego jeziora- dzieją się rzeczy pozornie mało skomplikowane. Świat ludzi i zwierząt to naturalny ekosystem, pogrążony w nostalgii i samotności.
.
Atutem tej mikropowieści jest rodzaj "magicznej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Prawa człowieka i wolność prasy - te zasady zdają się w tym miejscu nie obowiązywać. Zamiast tego jest ciągły niepokój, rozglądanie się za siebie. Tak wygląda praca fotoreportera w Afganistanie. Mamy bowiem marzec 2013 r. i miejsce zdestabilizowane przez wojnę. Między innymi wojnę. Bo na tej afgańskiej ziemi wojna to nie jedyny problem.
"Tutaj widzi się cierpienie na każdym kroku",
a towarzysz dla fotoreportera to "zapach trotylu i kwaśny posmak z ust"...
.
"Monotonny krajobraz, piach i skały, skały i piach". Ten krajobraz wzmaga uczucie klaustrofobii i zagrożenia, stanowiąc tło dla zagadki zaginięcia polskiego fotoreportera. Ale obok jest także tło obyczajowe- wszystko to, co dzieje się w odległym od Afganistanu Krakowie. Porywy serca, rozliczanie przeszłości, naprawianie dotkniętych deficytami relacji. Przyjaźń, która pod powierzchnią kryje jednak coś więcej i popycha ku aktom odwagi. Sporo także o tym, że warto zawalczyć o siebie. Że jedna z form przemocy psychicznej wobec kobiety to także odczłowieczanie, uprzedmiotowienie, ograniczanie, kontrolowanie, umniejszanie, wciskanie w ramy odbierające rangę i prestiż temu, co stanowi treść jej życia, narzucanie ról, w których nie czuje się komfortowo. To także opowieść o pielęgnowaniu wspomnień, o tym, że wszystko w życiu ma swoje miejsce i czas, trzeba tylko mieć nadzieję i odwagę, by zawalczyć...
.
Powieść z pogranicza gatunków literatury obyczajowej i sensacyjnej, gdzie te proporcje są dobrze wyważone. Fabularnie może zaskoczyć. Napisana z lekkością, empatią, wyczuciem. Bardzo obrazowo. Bez przegadania, gdzie jest przestrzeń zarówno na emocje, jak i refleksję. Spora dawka dramatyzmu sprawia, że czyta się ją błyskawicznie.

Prawa człowieka i wolność prasy - te zasady zdają się w tym miejscu nie obowiązywać. Zamiast tego jest ciągły niepokój, rozglądanie się za siebie. Tak wygląda praca fotoreportera w Afganistanie. Mamy bowiem marzec 2013 r. i miejsce zdestabilizowane przez wojnę. Między innymi wojnę. Bo na tej afgańskiej ziemi wojna to nie jedyny problem.
"Tutaj widzi się cierpienie na każdym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chrobrowicze na Wołyniu- Syberia- Nowa Sól. Malwy i Malwina- pewna dziewczyna. Która snuje pewną opowieść. Tutaj jawa przeplata się i miesza ze snem. Tutaj rzeczywistość otulona jest wspomnieniami, jak pajęczynami. Czy powtarzalność wszystkiego, a szczególnie ludzkiego losu "uchyla szczelinę tajemnicy istnienia"?
.
Ta powieść "pachnie smutkiem". Bo jest o ludziach, którzy kolekcjonują umarłych- żyjących życiem wiecznym w pamięci i wyobraźni. Z każdego kąta i starych rodzinnych albumów, z każdego wypowiedzianego słowa wychodzą zjawy i dusze zmarłych. Tworzą scenografię znikającego wołyńskiego krajobrazu, a także syberyjskiej tułaczki. Pomimo upływu czasu- bo kolejna linia czasowa to lata 90- te XX w.- zmienia się więc "scenografia"- ale "rekwizyty" zostają ciągle te same.
.
"Żywym nie miałam nic do powiedzenia,
z umarłymi mogłam milczeć " - stwierdza główna bohaterka i wciąga nas konsekwentnie w swój świat żywo- umarłych. Pyta o tożsamość - konkludując: "jestem znikąd. Jestem z Polski, z Wołynia", "zaczynam się od Końca". W rozumieniu rzeczywistości pomagają (i przeszkadzają) jej sny, jak pasażerowie na gapę. A umarli- zasiedlają życie głównej bohaterki, wygodnie się w nim moszcząc.
.
"Wypchana snami jak upolowane zwierzę"- bohaterka rozumie, że "nie potrafi żyć, nie umie". Z ciałem i duszą rozlaną między kiedyś, a teraz- stawia płoty z podwójnymi zasiekami, by odgrodzić się od rzeczywistości, którą oferuje jej życie i Polska- ta mniej piękna, szara i nieprzyjazna. Ta, która notorycznie rozczarowuje. Mami malwami, a odwdzięcza się snami. I frustracją.
.
Dojmujący jest zapach łagrów oraz uczucie głodu i chłodu. Depresyjny jest też obraz współczesnej ojczyzny. "Koniec" to proza przepełniona "łkaniem i łganiem"- że wszystko może będzie dobrze. Ale nie jest. I nie będzie. Fascynuje język- bogaty w słowną ekwilibrystykę. Gra słowem, symbolami, metaforami- budzi uznanie- ale też są fragmenty, kiedy ten język przygniata. Czułam się nieraz przytłoczona- nie tylko emocjami, ale też językiem. Odkładałam, szukając przestrzeni, bo duszny klimat nie pozwalał, by mocniej zaczerpnąć oddech. Finalnie jednak- intrygująca to proza.

Chrobrowicze na Wołyniu- Syberia- Nowa Sól. Malwy i Malwina- pewna dziewczyna. Która snuje pewną opowieść. Tutaj jawa przeplata się i miesza ze snem. Tutaj rzeczywistość otulona jest wspomnieniami, jak pajęczynami. Czy powtarzalność wszystkiego, a szczególnie ludzkiego losu "uchyla szczelinę tajemnicy istnienia"?
.
Ta powieść "pachnie smutkiem". Bo jest o ludziach, którzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z nadzieją ostatnią w sercu konająca
Ogarniona nędzą, obłędem i ekstazą
Łkająca z cicha
Dusza wyczerpana głodem-
Raz korzy się przed Bogiem
By za chwilę strącić go w otchłań piekła.
.
Wyklina, złorzeczy, szlocha i szepcze
Dziękuje, pyta, zanosi błagania
W hektycznym stanie uniesienia
Za chwilę przygniatającego zmęczenia
Księgę żywota swego
Zamiast wiecznym piórem
Kreśli uczuciem głodu i biedy,
A potem szaleńczy swój monolog
Składa w swym włóczęgowskim darze
Ciemnym zaułkom Chrystianii...
.
"Głód" to studium przypadku
Pewnego upadku.
Oracja naznaczona "złudą gorączki",
Gdzie roztrząsa się wszystko bezradnie
Raz tonąc w bezczelności
A raz w naiwności i lekkomyślności.
Literat z mizernym dorobkiem
Ciągle na głodzie i w chłodzie
W wiecznym rozkroku między
Jedną a drugą jałmużną-
Tworzy osobisty sąd nad swoim losem
Który skwitować wypadałoby może:
"Trudno o większą hańbę"...
.
W mistrzowski sposób sportretowana
Różnorodność duszy bohatera-
Wszelkich niuansów jego pogmatwanej osobowości - oto atut tej egzystencjalnej prozy.
Od nędzarza na skraju wyczerpania
fizycznego oraz duchowego
do pyszałka-
to droga do przebycia dla nas- czytelnika.
Czuć nieco Dostojewskim,
a postać Raskolnikowa dobijała się parokrotnie
do drzwi mej literackiej pamięci.
Opublikowana w 1890 r. - nic nie straciła na swej uniwersalności. Osobista i metafizyczna.

Z nadzieją ostatnią w sercu konająca
Ogarniona nędzą, obłędem i ekstazą
Łkająca z cicha
Dusza wyczerpana głodem-
Raz korzy się przed Bogiem
By za chwilę strącić go w otchłań piekła.
.
Wyklina, złorzeczy, szlocha i szepcze
Dziękuje, pyta, zanosi błagania
W hektycznym stanie uniesienia
Za chwilę przygniatającego zmęczenia
Księgę żywota swego
Zamiast wiecznym piórem
Kreśli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Żar" S. Márai uderzył we mnie mocą słowa (pięknem literackiej frazy), kameralnością i ciszą, siłą wspomnień i podejściem do przyjaźni, wypełniając przestrzeń wokół mnie oraz moją wyobraźnię melancholią, ale też podskórnym niepokojem, refleksyjną, ale jednocześnie "mroczną treścią". Uwierało, nie dawało spokoju, popychając myśli ku pewnym "rewirom życia" głównych postaci, tworząc ze spotkania dwóch głównych bohaterów rodzaj ceremonii, gdzie dialog między nimi dotyka uniwersalnych treści, załamując jednak światło na tych obszarach, gdzie pojawia się przyjaźń, lojalność, odwaga...
.
Niezwykle intymna to przestrzeń,
ograniczona praktycznie do dwóch postaci (i tej trzeciej, której widmo unosi się ciągle nad nimi) oraz przedmiotów- artefaktów przywołujących jeden szczególny dzień sprzed lat. W arteriach - samotność, której odczuwanie wyostrza jeszcze siła pamięci. Aura wyczekiwania i napięcia towarzyszy nam praktycznie od pierwszych stron. Atmosfera aż gęsta od emocji, z których żal jak tytułowy żar tli się nieustannie. Dialog, a właściwie monolog jednego z bohaterów wydobywa na powierzchnię wszystko to, co skrzętnie skrywane przez lata "w mroku ludzkiego serca". To powieść jednego spotkania, jednej rozliczeniowej chwili u krańca żywota, kiedy pozornie nie dzieje się nic, a dzieje się wszystko- w przestrzeni metafizycznej. "Dwaj zgrzybiali starcy patrzą na siebie w niespokojnym blasku świec". Wszystko, co zaprzeszłe wraca nagle, wyjąc coraz głośniej, jak "skazaniec na torturach". "Bestie wyłażą ze spróchniałych kryjówek duszy", domagając się prawdy i tylko prawdy... A ta- bogata jest w szczegóły. "Ale nie można inaczej: jedynie poprzez szczegół możemy zrozumieć sedno rzeczy (...) tak jest w książkach, tak jest w życiu".
.
Márai nieco idealistycznie kreśli obraz przyjaźni, a jednocześnie rozkłada ją na czynniki pierwsze. Znajdziemy tutaj przede wszystkim samotność i skomplikowane relacje, których ułamek pozostaje jednak w sferze niedopowiedzeń. Znajdziemy także muzykę klasyczną i jej wymiar symboliczny.
To proza do odkrywania i przeżywania.
Do rozsmakowania się.

"Żar" S. Márai uderzył we mnie mocą słowa (pięknem literackiej frazy), kameralnością i ciszą, siłą wspomnień i podejściem do przyjaźni, wypełniając przestrzeń wokół mnie oraz moją wyobraźnię melancholią, ale też podskórnym niepokojem, refleksyjną, ale jednocześnie "mroczną treścią". Uwierało, nie dawało spokoju, popychając myśli ku pewnym "rewirom życia" głównych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dźwięk telefonu o świcie
W samym środku sennych koszmarów
Czyżby "ocean nocy" znowu wyrzucił na "brzeg dnia" kolejne zwłoki?
Atawistyczny strach
I makabryczna intensywność scenerii
Którą "blask poranka zabarwia
perwersyjną nutą poezji" ...
Konstelacje czerwieni
Jak "abstrakcyjne malowidło" -
Oto ofiara zbrodni.
Oto zagadka. Czy Servaz jej podoła?
.
Niepokój wystukuje dudniące staccato pod powiekami oczu. Mrok ścina krew w żyłach.
Jak znaleźć kontrapunkt dla kłębiących się myśli i pytań? Oto iście filmowa sceneria. Nad wyraz plastycznie- o kinie grozy i świecie filmu. A raczej o tym, że "kino, podobnie jak miasto, ma swoje głębiny, ścieki, kloaki i rynsztoki"...
.
Tym razem kryminał zaprawiony grozą. To już kolejna odsłona tej francuskiej kryminalnej serii z komendantem Servazem w głównej roli. Po pierwsze klimat. Raz deszczowy Paryż, a za chwilę tajemnicze Pireneje. Wszystko to w oparach mroku wygenerowanego przez kino gore. Kilka fabularnych nici, które oplatają szczelnie, nie dając przestrzeni na zaczerpnięcie dłuższego oddechu. Doprawione dramatyzmem, podbite napięciem. Zaskakujące zwrotami akcji, okraszone dynamiką- idealnie w tych momentach, gdzie trzeba. Trochę warstwy obyczajowej (ale tyle ile trzeba) i kreacje bohaterów działające na wyobraźnię. Czasami nasuwa się myśl, że wszystko to fabularnie zbyt odjechane, ale mrok i styl to rekompensują. Po drugie to przecież Minier - a u niego nic nie jest nigdy ani proste, ani oczywiste.
Moim zdaniem znajomość poprzednich części tej serii nie jest konieczna. Świetna rozrywka. Polecam.

Dźwięk telefonu o świcie
W samym środku sennych koszmarów
Czyżby "ocean nocy" znowu wyrzucił na "brzeg dnia" kolejne zwłoki?
Atawistyczny strach
I makabryczna intensywność scenerii
Którą "blask poranka zabarwia
perwersyjną nutą poezji" ...
Konstelacje czerwieni
Jak "abstrakcyjne malowidło" -
Oto ofiara zbrodni.
Oto zagadka. Czy Servaz jej podoła?
.
Niepokój wystukuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Chłód formy
I intensywność treści.
Bo pomimo tego dystansu
Obiektywnej trzecioosobowej narracji
Coetzee w "Polaku" to
"Marzyciel, tkacz eleganckich dźwięków"
Którym każe przemówić
W imieniu tych, którzy wyrazić tego
Co mają w sercu- słowami-
Zwyczajnie nie potrafią...
.
Przyjdzie nam więc nauczyć się tego kodu
By "łowiąc każdą frazę, modulację,
najdrobniejsze accelerando i ritardando"
Poszukać wśród zagubienia i pustki
Odpowiedzi na tajemnicę
Miłości...
"Zakochany stary człowiek" -
Głupiec, czy może zaklinacz czasu?
Miłość- "stan umysłu, istnienia",
Czy może "kaprys, odpływający jeszcze
Na naszych oczach w przeszłość"?
.
We wszelkich "tonach, echach, niuansach i subtelnościach" tej prozy zobaczymy pewien spektakl- walkę dwóch sił-
miłości romantycznej i "bezpiecznego sceptycyzmu" wobec jej żywiołu.
Aby to zrozumieć, należy słuchać-
dźwięków muzyki sączących się
Pomiędzy wersami i słowami,
ale także wszystkich literackich nawiązań-
W tym współczesne powidoki historii miłości Dantego do Beatrycze.
.
"Polak" to powieść kameralna, sensualna, traktująca o zderzeniu dwóch sposobów zapatrywania się na miłość- z jednej strony mamy jej idealizowanie i robienie z obiektu uczuć Bogini; z drugiej natomiast- akceptacja tego, co widać w człowieku. Traktuje o pragnieniach, tęsknotach, których nie da się odłożyć do "kosza na wygasłe wspomnienia", o sposobach komunikacji, o rozumieniu czasu i roli pamięci, o odgrywaniu ról (żony, matki), które pozbawiają czułości, a wyostrzają dystans. O ewolucji człowieka w obliczu siły uczuć...
W tle- muzyka Chopina oraz różne podejścia do sposobów jej interpretacji.
Urzekła mnie ta powieść, wzruszyła i oczarowała. Polecam.

Chłód formy
I intensywność treści.
Bo pomimo tego dystansu
Obiektywnej trzecioosobowej narracji
Coetzee w "Polaku" to
"Marzyciel, tkacz eleganckich dźwięków"
Którym każe przemówić
W imieniu tych, którzy wyrazić tego
Co mają w sercu- słowami-
Zwyczajnie nie potrafią...
.
Przyjdzie nam więc nauczyć się tego kodu
By "łowiąc każdą frazę, modulację,
najdrobniejsze accelerando i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bydgoszcz, lata 90-te. Prosto z trzewi tego miasta wylewa się wszystko to, co powinno pozostać w mroku i szaroczarnym pyle. Wraz z leniwym nurtem Brdy- wypływa na powierzchnię wszelkie moralne robactwo trawiące jednostki, a ukryte wcześniej w czterech ścianach ciasnych mieszkań- reliktach minionej epoki. Ale nie zawsze Bydgoszcz tutaj to ten "stary kundel"- przemokły, przywiązany do łańcucha, który "szczerzy kły na obcych- ze strachu i żalu".
Dostajemy bowiem kilka ciekawych faktów z życia miasta, stanowiących o jego charakterze, klimacie oraz specyfice. Wspomnienie zamku bydgoskiego, opisy zakładów chemicznych Zachem, czy ciekawostki dotyczące szpitala psychiatrycznego w Świeciu- to wartość dodana.
.
Otrzymujemy także ciekawą postać planu pierwszego- komisarza Bondysa. Codzienna dawka nikotyny może i zatruwa mu płuca, ale za to oczyszcza umysł". Jest pedantyzm, matematyczna wręcz precyzja w prowadzeniu śledztwa, usystematyzowanie całego procesu dochodzenia do prawdy, a jednocześnie empatia i wrażliwość. Jest także oryginalna przypadłość związana z wrażliwością na dźwięki, która nie dotyczy na szczęście muzyki (szczególnie trash metalowego brzmienia). Szanuję. Bondysa- samotnika polubiłam bardzo. Intrygująca postać.
.
Kryminalna zagadka to konsekwentne, metodyczne dochodzenie do prawdy. Przepytywanie, poszukiwanie informacji, łączenie rozsypanach kropek oraz układanie mnóstwa pozornie niepasujących do siebie puzzli. Fałszywe tropy oraz prawdziwe oblicza skrywane pod maską zwyczajności, mniejsze i większe patologie- jak tytułowe "robactwo". Akcja nie pędzi, ale fabuła potrafi utrzymać uwagę. Przeplatana jest umiejętnie warstwą obyczajową i tematami społecznymi wzbudzającymi emocje. Lekkie pióro sprawia, że całkiem zacna objętość (541 stron) nie jest odczuwalna. Całość okraszona szczyptą humoru. Nie do końca rozumiem zamysł zbyt częstego przywoływania motywu związanego z robactwem. Nie do końca także trafiły w mój gust niektóre szczegółowe opisy (przykładem- dyrektor liceum oraz ojciec Julii). Życzyłabym sobie także jeszcze więcej klimatu lat 90-tych. Pomimo tych niuansów chętnie sięgnę po kontynuację. Udany debiut- https://www.instagram.com/ananke144_czyta/

Bydgoszcz, lata 90-te. Prosto z trzewi tego miasta wylewa się wszystko to, co powinno pozostać w mroku i szaroczarnym pyle. Wraz z leniwym nurtem Brdy- wypływa na powierzchnię wszelkie moralne robactwo trawiące jednostki, a ukryte wcześniej w czterech ścianach ciasnych mieszkań- reliktach minionej epoki. Ale nie zawsze Bydgoszcz tutaj to ten "stary kundel"- przemokły,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Odzyskać sprawczość w swoim życiu-
oto plan, cel, projekt- manifest.
Po pierwsze- "zidentyfikuj wszystkie swoje rzeczy, które nie są ci absolutnie potrzebne".
Po drugie - "pozbądź się ich".
Po trzecie: "have fun and stay tuned".
I to nie jest wcale plan na "samobiczowanie".
To jest plan na "odzyskiwanie wolności".
I oczyszczenie.
.
Największy atut tej powieści to pomysł na fabułę. Pewien moment graniczny w życiu głównego bohatera - Marka Lipke uświadamia go, że coś okrada go z godzin, lat, istnienia i przeżywania w ogóle. A jednocześnie wszystkiego ma wokół siebie za dużo. Zaczyna się proces oczyszczania rzeczywistości z tego, co ciągle "czegoś od ciebie chce, gapi się na ciebie i każe się sobą zajmować".
I proces konsekwentnego odzyskiwania utraconej wolności...
.
"Ciąg zbieżny" na pewno skłania do refleksji. Poranioną tkankę życia i relacji rodzinnych posypuje solą, by wypchnąć nas- jej odbiorców- z bezpiecznych baniek, zderzając tym samym z "namacalnym wymiarem istnienia". Pokazuje, jak "brniemy w złudzenia", kolejne warstwy przyzwyczajeń oraz lukrujemy rzeczywistość. Podszewka codzienności wywinięta na drugą stronę przez złośliwość losu odkrywa prawdę o człowieku, relacjach, wyborach, potrzebach. "Mroczne, lepkie myśli" Marka o swoim dotychczasowym życiu generują jedynie zgorzknienie i potęgują wrażliwość na otaczającą beznadzieję.
.
Czy możliwy jest detoks od przeszłości i teraźniejszości?
Jak uwolnić się z toksycznego trójkąta ojciec - matka - syn?
Jak stać się na powrót zdolnym do dalszej egzystencji?
.
Powieść tę czyta się sprawnie. Fabuła angażuje. Forma prosta, tematyka współczesna, a stylistyka- nowoczesna. Styl koresponduje z kreacją głównego bohatera, który wydawać się może jednak trochę zbyt pretensjonalny. Doceniam przesłanie, jakie ta powieść niesie. Na pewno pozostawiła mnie z uczuciem niepokoju, potrzebą pochylenia się nad wieloma kwestiami i ogólnym natłokiem różnych egzystencjalnych myśli. Finał bardzo mnie zaskoczył. Fabularnie- ciekawy debiut. Językowo - trochę mniej mnie do siebie przekonał. Warto przeczytać- https://www.instagram.com/ananke144_czyta/

Odzyskać sprawczość w swoim życiu-
oto plan, cel, projekt- manifest.
Po pierwsze- "zidentyfikuj wszystkie swoje rzeczy, które nie są ci absolutnie potrzebne".
Po drugie - "pozbądź się ich".
Po trzecie: "have fun and stay tuned".
I to nie jest wcale plan na "samobiczowanie".
To jest plan na "odzyskiwanie wolności".
I oczyszczenie.
.
Największy atut tej powieści to pomysł na...

więcej Pokaż mimo to