-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Cholercia, dużo bym chciała tu napisać, ale niestety nie mogę. Jednak powiem Wam jedno, że ta książka to istna bomba. Dwóch mocnych bohaterów, choć nastolatków i kupa emocji. Uwielbiam opowieść Jareda i Tatum. Pamiętam, że jak czytałam tę lekturę po raz pierwszy, to mało co, nie obgryzłam wszystkich paznokci, bo nie wiedziałam, czego spodziewać się na kolejnej kartce. I wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? Że za każdym razem, gdy powracałam do tej książki, towarzyszyły mi takie same odczucia, chociaż wiedziałam, co się stanie. Tym razem nie było inaczej. Dlatego właśnie kocham w książkach to, że pomimo tego, że znam daną historię, to gdy do niej powracam, wywołuje ona we mnie ten sam stan, jak za pierwszym razem. Wiem, że na pewno jeszcze kilka razy powrócę do tej powieści, bo ją po prostu uwielbiam.
Historia sama w sobie jest naprawdę ciekawa, bo mamy tu zastosowane wątki hate/love, przyjaźń, złamanie przyjaźni, tak zwany bullying, czyli znęcanie się nad drugą osobą (w tym przypadku psychiczne, chociaż fizyczne znęcanie też się znalazło, tylko że w innym kontekście) i wiele, wiele innych. Uważam, że autorce naprawdę udało się to wszystko zgrabnie połączyć w całość i sprawić, by ta opowieść pokazała, co dzieje się z takimi osobami, jak one to przeżywają i jak sobie z tym radzą.
Co do bohaterów, to nie będę kłamać, ale na początku nie polubiłam się z Jaredem właśnie za to, jak traktował Tatum. Był strasznie podły i nie raz serducho mi się ściskało, że można być aż tak wyrachowanym człowiekiem. Jednak z rozdziału na rozdział wszystko się wyjaśniło. Było mi go szkoda i to bardzo, aczkolwiek to, co robił swojej przyjaciółce, z jednej strony było niewybaczalne, bo ona była Bogu ducha winna. Natomiast Tatum to dziewczyna, którą polubiłam od razu. Przyjmowała wszystkie przytyki i ataki z podniesioną głową, jednakże w zaciszu domowym, pozwalała sobie na emocje, które nią targały. Miała obok siebie przyjaciółkę, która ją niby wspierała i jakoś sobie z tym wszystkim radziła. I właśnie tu pozwolę sobie wspomnieć o tej „przyjaciółce”, bo szczerze jej nie lubiłam. Na początku jeszcze była spoko, ale później miałam jej ochotę ogolić łeb na łyso, kazać jej się rozebrać i wyjść tak na golasa na ulicę. Serio. Gdybym ja miała taką przyjaciółkę, to zasadziłabym jej kopa w tyłek i kazała spadać. Tak ją znielubiłam, że nie mogłam jej po prostu zdzierżyć. Wiem, że trzeci tom jest jej poświęcony i mam nadzieję, że tam będzie normalna, a nie taka świnia, jaką się tu okazała. No, to się na niej odrobinę wyżyłam :D
Oprócz tego, co wyżej wymieniłam, nie zabraknie tu jednak tej chemii, która się nie ulotniła pomiędzy Tatum i Jaredem. Ona po prostu zawsze tam jest. Nie chcę zdradzać, jak potoczy się ich dalszy los, ale w pewnym momencie, zaczną się docierać, jednak nadal będzie wisiała nad nimi tajemnica zachowania Jareda, którą dziewczyna będzie chciała za wszelką cenę poznać. Czy jej się to uda? Odpowiedź znajdziecie oczywiście w tekście.
Jedynie, czego mi zabrakło to punkt widzenia Jareda, ponieważ ta opowieść jest opisana oczami Tatum. Nie wiem, czy Wydawnictwo NieZwykłe zdecyduje się wydać „Dopóki nie zjawiłaś się ty”, czyli historię Jareda, który nam wszystko opowiada ze swojego punktu widzenia. Ogólnie to było już wydane przez inne Wydawnictwo, ale myślę, że byłoby warto to wznowić, bo pewnie nie wszyscy mieli okazję zapoznać się z tekstem.
Mnie ta książka kupiła i jest to jedna z moich ulubionych, do której mam sentyment. Jeżeli jeszcze nie czytaliście „Dręczyciela”, to gorąco Was zachęcam, żebyście po niego sięgnęli, bo ta opowieść ma w sobie tyle emocji, że je się po prostu odczuwa, całym sobą.
Gorąco polecam i oceniam 9/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/02/penelope-douglas-dreczyciel-zmieni-jej.html
Cholercia, dużo bym chciała tu napisać, ale niestety nie mogę. Jednak powiem Wam jedno, że ta książka to istna bomba. Dwóch mocnych bohaterów, choć nastolatków i kupa emocji. Uwielbiam opowieść Jareda i Tatum. Pamiętam, że jak czytałam tę lekturę po raz pierwszy, to mało co, nie obgryzłam wszystkich paznokci, bo nie wiedziałam, czego spodziewać się na kolejnej kartce. I...
więcej mniej Pokaż mimo to
Twórczość autorki bardzo lubię i sięgam po nią z ogromną przyjemnością, teraz w moje łapki trafiła druga część serii „Niebezpiecznego piękna”. Pierwszy tom pozostawił mnie z ogromnym chaosem w głowie i nie mogłam się doczekać kontynuacji. Wiedziałam, że ta część będzie równie dobra co jej poprzedniczka i oczywiście się nie zawiodłam. Przeczytałam ją bardzo szybko i bawiłam się przy niej świetnie i czytałam ją z zapartym tchem, nie będę ukrywała, że kolejny raz autorka zaskoczyła mnie zakończaniem, którego kompletnie się nie spodziewałam i dlatego tym bardziej czekam na kolejną część. Podobała mi się kreacja bohaterów, która została utrzymana nadal na tym samym poziomie, nie dostajemy raptem ciepłych kluch i mazgai, wręcz przeciwnie, są mocni charakterem i dziarscy, pomimo tego, że pojawiają się między nimi naprawdę wspaniałe uczucia. Jeżeli mam być szczera, to dla mnie ten tom, był jeszcze lepszy, bardziej dopracowany, przemyślany i czytałam go z ogromną przyjemnością, fabuła była zawiła, brutalna i nieprzewidywalna, przez co praktycznie do samego końca nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, aczkolwiek wiedziałam, że autorka spuści na nas niezłą bombę, przez co czytelnik nie będzie mógł się doczekać trzeciego tomu, co do którego, swoją drogą mam pewne przypuszczenia, ale czuję, że mogę mieć też całkiem niezłą niespodziankę. Fajne w książkach autorki jest też to, że pomimo mroku i brutalności, który pojawia się przez większość fabuły, autorce w iście mistrzowski sposób udaje się połączyć cudowny romans z dość sporą dawką humoru, co moim zdaniem jest genialnym zabiegiem, bo przez to czas spędzony z tą powieścią nie jest ani nudny, ani monotonny, ponieważ wszystko jest idealnie zrównoważone. Ja pragnęłam, aby czas spędzony z tą dwójką trwał jak najdłużej i jeśli mam być szczera to po tych niecałych trzystu stronach odczuwam lekki niedosyt.
Czy polecam wam tę opowieść? Zdecydowanie tak. Ja otrzymałam od niej wszystko, co kocham w książkach, które tak zawzięcie pochłaniam – zawiłą i nieprzewidywalną fabułę, sporą dawkę humoru, brutalność, ale i wspaniałe uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi niby tak od siebie różnych, a jednocześnie tak idealnie dopasowanych. Jeżeli macie jakiekolwiek wątpliwości, czy warto zagłębić się w tej lekturze, to zachęcam was do tego, abyście zaczęli czytać, a nie marnowali czas na myślenie, czy warto. Ja spędziłam przy niej cudownie czas i daję jej 8/10.
Polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/j_30.html
Twórczość autorki bardzo lubię i sięgam po nią z ogromną przyjemnością, teraz w moje łapki trafiła druga część serii „Niebezpiecznego piękna”. Pierwszy tom pozostawił mnie z ogromnym chaosem w głowie i nie mogłam się doczekać kontynuacji. Wiedziałam, że ta część będzie równie dobra co jej poprzedniczka i oczywiście się nie zawiodłam. Przeczytałam ją bardzo szybko i bawiłam...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Płomień mojej nienawiści jest tak potężny, że mógłby spalić cholerne słońce. To porównanie nieco zalatuje dramatem, ale dość dobitnie przedstawia moje odczucia.”
Bardzo lubię książki Amo Jones i na każdą kolejną czekam z ogromną niecierpliwością, dlatego, gdy tylko coś pojawi się w zapowiedziach, od razu wpisuję to na listę do przeczytania. Wczoraj wpadła w moje łapki „Crowned by hate”. Nie jest tajemnicą, że uwielbiam porąbane historie i im bardziej ryje głowę, tym dla mnie lepiej, nienawidzę po prostu nudy! Kasia już dość dawno czytała tę opowieść w języku angielskim i mówiła, że jest petarda, a że mamy taki sam gust do książek to wiedziałam, że i mi się ona spodoba. Gdy zaczęłam ją czytać, oczy robiły mi się coraz większe, a na buzi z każdą kolejną stroną pojawiał się szerszy uśmiech. Ta książka jest rewelacyjna! Nieprzewidywalna do samego końca, budująca napięcie i tak genialna, że ciężko mi się po niej ogarnąć. Samo zakończenie zrobiło mi z mózgu zarabistą papkę, bo po ostatniej stornie zostałam jedynie z pytaniem, że co kurde? To chyba jakiś żart! Cała opowieść ma niecałe 200 stron, ale dzieje się tu tyle, że mi momentami ciężko było cokolwiek ogarnąć, a w głowie panował jeden wielki chaos. Historia tu przedstawiona jest zdrowo porąbana, ale kurcze, kocham ją i już chcę kontynuację. Moja recenzja może i jest trochę bez ładu i składu, ale dokładnie to samo dzieje się teraz w mojej głowie i uwierzcie mi, chciałabym napisać wam tak wiele, wylać wszystkie moje myśli tu i oddać emocje, jakie mną targają, ale tego nie zrobię, ponieważ obawiam się, że mogłabym zdradzić wam zbyt wiele i stracilibyście przyjemność z przeczytania jej. Powiem wam jedynie tyle, jeżeli lubicie mocne historie, które zrobią wam w głowie niezłą rozpierduchę, to ta opowieść skierowana jest właśnie do was. Ja tę opowieść uwielbiam i z ogromną przyjemnością do niej powrócę. Teraz jedynie co to nie pozostaje nam nic innego jak czekać z niecierpliwością na kontynuację. Tej opowieści daję 9/10. Gorąco polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/amo-jones-crowned-by-hate-isa-johnson.html
„Płomień mojej nienawiści jest tak potężny, że mógłby spalić cholerne słońce. To porównanie nieco zalatuje dramatem, ale dość dobitnie przedstawia moje odczucia.”
Bardzo lubię książki Amo Jones i na każdą kolejną czekam z ogromną niecierpliwością, dlatego, gdy tylko coś pojawi się w zapowiedziach, od razu wpisuję to na listę do przeczytania. Wczoraj wpadła w moje łapki...
Książki Meg bardzo lubię i chętnie po nie sięgam, dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach kolejną propozycję od niej, wiedziałam, że obowiązkowo muszę ją mieć. Bez wątpienia okładka przyciąga wzrok, a do tego porównanie do dwóch książek, które bardzo mi się podobały, czyli „Raw” i „Jej stalkera”, sprawiły, że sięgnęłam po nią z ogromną przyjemnością. Podoba mi się styl pisania autorki, ale tu początek wywołał u mnie dość mieszane uczucia, uwielbiam, jak w książce są dialogi i tak naprawdę dla mnie im więcej tym lepiej, tu mi ich początkowo zabrakło, było bardzo dużo odczuć głównej bohaterki, jej rozterek, przemyśleń, ale zabrakło konwersacji, które ja tak uwielbiam. Fakt, że im dalej zagłębiałam się w lekturze, tym było lepiej, ale na pewno to też zaważy na całościowej ocenie. Podobał mi się pomysł na fabułę, mnóstwo tajemnic, zagadek do rozwiązania i nieprzewidywalna akcja, która z każdą kolejną stroną rozwijała się coraz bardziej, by na samym końcu nieźle zaskoczyć czytelnika. Ciekawy pomysł miała również autorka na kreację bohaterów, Jax, ah ten mój mroczny Jax, bez wątpienia jest moim ulubieńcem, lubię takich typów spod ciemnej gwiazdy, zdobył moje serce już od samego początku, no bo która z nas nie kocha niegrzecznych chłopców, chociaż nie powiem, zdrowo popaprany to on też był. :) Natomiast Vera, to kobieta o bardzo silnym charakterze, podobało mi się to, że nie dawała sobą pomiatać, a przede wszystkim nie pozwoliła się zastraszyć, cały czas wytrwale dążyła od wyznaczonego sobie celu, ale czy go osiągnęła? Musicie przekonać się sami. Nie była jednak ona też ze stali i autorce w genialny sposób udało się oddawać jej emocje i uczucia.
Dobrze pociągnięty jest tu również motyw stalkera, który osobiście w książkach uwielbiam, Jax był takim nie do końca cichym obserwatorem, znał ją bardzo dobrze, wiedział o niej dosłownie wszystko i przewidywał każdy kolejny jej krok, jednak czy był dla niej zagrożeniem, czy wybawieniem, przekonajcie się sami. :)
Meg Adams po raz kolejny pokazała, że jej wyobraźnia nie ma ograniczeń, a pomysły na fabułę są nieprzewidywalne i bardzo dobrze dopracowane. Tak jak wspomniałam wyżej, zabrakło mi jedynie większej ilości dialogów, ale cóż, teraz już nic z tym nie zrobimy. Czy polecam tę książkę? Oczywiście, ja świetnie się przy niej bawiłam i na pewno w przyszłości do niej powrócę. Wam mogę zagwarantować miły i emocjonujący wieczór z tą lekturą. Ja daję jej 6/10.
Polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/megadams-stalker-veronicadavis-nie.html
Książki Meg bardzo lubię i chętnie po nie sięgam, dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach kolejną propozycję od niej, wiedziałam, że obowiązkowo muszę ją mieć. Bez wątpienia okładka przyciąga wzrok, a do tego porównanie do dwóch książek, które bardzo mi się podobały, czyli „Raw” i „Jej stalkera”, sprawiły, że sięgnęłam po nią z ogromną przyjemnością. Podoba mi się styl...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Niezdeklarowana miłość zawsze kończy się cierpieniem.”
Leah i Carter znali się od małego, mieszkając po sąsiedzku. Oboje wywodzili się z rodzin, które pozostawiały wiele do życzenia. Wujostwo dziewczyny to istna patologia, gdzie w życiu, nie powinno wychowywać się dziecko. Oczywiście u chłopaka było podobnie, bo jego ojciec, to tyran, od którego za wszelką cenę chciał się uwolnić. Ich przyjaźń kwitła i wskoczyliby za sobą w ogień. Jednak w pewnym momencie musieli podjąć pewien krok, który zmienił ich życie i już nic nie było takie samo.
Jak potoczyła się relacja dwójki przyjaciół?
Co się stanie, gdy do przyjaźni zawitają uczucia?
Przyznam się szczerze, że sama nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej historii, gdy zobaczyłam jej zapowiedź. Na pewno domyślałam się, że zostanie tu przedstawiona relacja od przyjaźni do miłości, jednak nie spodziewałam się takich wydarzeń. Książka może i jest krótka, ale za to zawartych jest w niej ogrom emocji. Leah i Carter to dwie zagubione dusze, których życie nie rozpieszczało. Żyli w opłakanych warunkach i zajmowali się sami sobą. Połączyła ich przyjaźń, która była mocna i piękna. Mieli siebie nawzajem i to wzajemna akceptacja oraz wsparcie pozwoliła im przetrwać. Jednak to dziewczyna od najmłodszych lat darzyła swojego przyjaciela uczuciami. Natomiast Carter wiedział, że nie będzie umiał dać Leah tego, czego od niego oczekiwała. Mimo wszystko, to nie przeszkodziło im, by stać za sobą murem.
Ogólnie cały zarys tej opowieści był ciekawy i przemyślany. Nie było czasu na nudę i chłonęło się kartka za kartką, z myślą, co będzie dalej. Autorka ma lekkie pióro, dzięki czemu potrafiła mnie utrzymać przy tej lekturze, nie pozwalając odłożyć książki na bok. Polubiłam zarówno Cartera, jak i Leah, bo uważam, że zostali dobrze wykreowani i idealnie pokazywali swoje rozterki oraz podejmowane decyzje, które nie zawsze były słuszne. Uzupełniali się wzajemnie, co jest rzadkością w przyjaźni. Jedyny problem, jaki miałam, to punt widzenia Cartera, który był niestety znikomy, bo tekst piosenki albo kilka zdań, zdecydowanie było za mało, by go lepiej poznać. Jakby autorka bardziej rozwinęła jego wątki i narrację, to wyszłaby o wiele lepsza historia, a tak uczucia chłopaka niestety były dla czytelnika ukryte.
„Chłopak, który mnie nie chciał” nie jest tylko zwykłą historią o dwójce przyjaciół. To opowieść, która pokazuje trudy młodych osób, które zostały rzucone na głęboką wodę, muszących mierzyć się z podejmowanymi ważnymi decyzjami, które mogą zaważyć na ich życiu oraz o gonieniu za swoimi marzeniami. Jestem naprawdę zachwycona z tego, co dostałam na tych 252 kartkach, chociaż nie podoba mi się zakończenie... :D Mam nadzieję, że Wydawnictwo nie każe nam zbyt długo czekać na kontynuację, bo jestem bardzo ciekawa, jak się dalej potoczą losy bohaterów.
Za to, że spędziłam miłe chwile podczas czytania tej opowieści, oceniam ją 8/10, a Was serdecznie zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/12/r.html
„Niezdeklarowana miłość zawsze kończy się cierpieniem.”
Leah i Carter znali się od małego, mieszkając po sąsiedzku. Oboje wywodzili się z rodzin, które pozostawiały wiele do życzenia. Wujostwo dziewczyny to istna patologia, gdzie w życiu, nie powinno wychowywać się dziecko. Oczywiście u chłopaka było podobnie, bo jego ojciec, to tyran, od którego za wszelką cenę chciał się...
No cóż... kolejne moje spotkanie z twórczością autorki, nie wiem, czy pamiętacie moją poprzednią recenzję, ale do pierwszego tomu miałam troszkę mieszane uczucia i oceniłam ją na 6 gwiazdek. Gdy dotarł do mnie drugi tom, czyli „Kobieta z przeszłością”, nie będę ukrywała, że ciężko było mi się za nią zebrać i zacząć czytać, odkładałam to w nieskończoność, ale czas najwyższy po nadrabiać trochę czytelniczych zaległości. Jeśli mam być szczera, bardzo męczyłam się przy tej lekturze, w swoje ręce wzięłam ją w Mikołajki, dziś jest prawie koniec grudnia, a ja jej nawet nie skończyłam. Jeszcze pierwsza połowa była dość ciekawa i jako tako mnie wciągnęła, natomiast druga była po prostu okropna. Nudna, smętna, taka dosłownie męczybuła, zachowanie głównej bohaterki okropnie mnie irytowało, jak najbardziej rozumiem to, że przeżyła coś strasznego i w pewien sposób ją to naznaczyło, ale ciągłe powtarzanie, jaka jest beznadziejna i to jak traktowała Cole'a, było po prostu słabe, a tak swoją drogą to jego postać, dużo daje w tej powieści, dzięki niemu ta ocena nie będzie tak mocno obniżona. Cała fabuła, cóż momentami było naprawdę dobrze i czytało ją się z zaciekawieniem, ale nie było też tych scen zbyt wiele, przez co częściej książka sprawiała, że chciało mi się spać, niż mocniej biło serce. Dlatego też zajęło mi tak wiele czasu poznanie tej lektury, ponieważ czytałam dosłownie po kilka stron i odkładałam, teraz pisząc tę krótką opinię o niej, do końca zostało mi jeszcze 40 stron, ale już wiem, że jej nie skończę, bo nie mam na nią po prostu ochoty. Zerknęłam jeszcze z czystej ciekawości na średnią ocen na portalu lubimyczytac.pl i jestem naprawdę bardzo zaskoczona tak wysoką oceną.
Czy polecam wam tę historię? Nie bardzo, ale zachęcam was do tego, abyście sami wyrobili sobie o niej opinię, być może wam przypadnie do gustu. Ja nie będę ukrywałam, że się zawiodłam, ponieważ kolejny raz początek dość dobry, a po połowie książki nuda. Ja tylko ze względu na postać Cole'a daję jej 4/10.
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/12/m.html
No cóż... kolejne moje spotkanie z twórczością autorki, nie wiem, czy pamiętacie moją poprzednią recenzję, ale do pierwszego tomu miałam troszkę mieszane uczucia i oceniłam ją na 6 gwiazdek. Gdy dotarł do mnie drugi tom, czyli „Kobieta z przeszłością”, nie będę ukrywała, że ciężko było mi się za nią zebrać i zacząć czytać, odkładałam to w nieskończoność, ale czas najwyższy...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jestem zagubiony, póki mnie nie znalazłaś. Nie wiedziałem, co znaczy samotność, do czasu, kiedy spędziłem pierwszą noc bez ciebie.”
Tym razem autorka przychodzi do nas z opowieścią Travisa. Chyba wielu czytelników zgodzi się ze mną, że czuło obawy przed przeczytaniem tej książki, ponieważ mogłoby się zdawać, że dostaniemy tę samą historię, tylko opowiedzianą oczami Travisa. Może i tak rzeczywiście jest, ale pisarka urozmaiciła to i dodała kilka sytuacji oraz szczegółów, których nie dostaliśmy w pierwszym tomie.
Jak mam być szczera, to cieszę się, że powstała ta część, bo mogliśmy zaobserwować, jak druga strona medalu reagowała na poszczególne wydarzenia. Właśnie tego mi brakowało, czytając „Piękną katastrofę”. Pani McGuire pokazała nam, że nikt nie jest idealny i popełnia masę błędów. Pozwoliła nam znaleźć się w głowie Travisa i razem z nim przeżywać jego wzloty i upadki. Uświadomiła, że nie można nikogo oceniać przez pogłoski i plotki, bo tak naprawdę nie znamy tej drugiej osoby i nie wiemy, co się w jej życiu mogło wydarzyć.
Travis na ogół pokazywał się od tej nieustraszonej strony. Cwaniakował, żartował i nikogo się nie bał. Brał udział w nielegalnych walkach, co było jego zastrzykiem dodatkowej gotówki. Jednak za tym wszystkim krył się chłopak, który czuł obawy, jak wszyscy. Gdy w jego życiu pojawia się Abby, staje się ona jego słabością. Tutaj możemy naprawdę wszystko dogłębnie poznać. Dostajemy uzupełnienie tego, czego nam brakowało. Zazwyczaj nie lubię czytać takich książek, gdzie pierwszy tom jest opowiedziany przez jednego z bohaterów, a drugi przez drugiego, ale w tym przypadku cieszę się, że autorka tak zrobiła. Chyba tę część czytałam z bardziej zapartym tchem i na pewno mocniej mnie pochłonęła.
Myślę, że nie ma się co tu dłużej rozpisywać, bo znacie już historię Abby i Travisa, wiecie, jak ona się kończy, ale jeśli chcecie uzyskać więcej informacji i dostać ekstra sceny, to koniecznie sięgnijcie po „Chodzącą katastrofę”, która sprawi, że będziecie usatysfakcjonowani. Ja się cieszę, że miałam okazję jeszcze raz powrócić do bohaterów i na nowo przeżyć ich przygodę. Szczerze polecam i zachęcam do tej lektury, bo warto. Oceniam ją 8/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/12/jamie-mcguire-chodzaca-katastrofa-abby.html
„Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo jestem zagubiony, póki mnie nie znalazłaś. Nie wiedziałem, co znaczy samotność, do czasu, kiedy spędziłem pierwszą noc bez ciebie.”
Tym razem autorka przychodzi do nas z opowieścią Travisa. Chyba wielu czytelników zgodzi się ze mną, że czuło obawy przed przeczytaniem tej książki, ponieważ mogłoby się zdawać, że dostaniemy tę samą...
„Ludzie zawsze mówią, żeby podążać za swoim sercem, ale skąd mamy wiedzieć, czy ono prowadzi nas do odpowiedniego miejsca?”
Lubicie książki, w których występuje różnica wieku? Jeśli tak, to tu to znajdziecie, ale może zacznę od początku. Skylar to młoda dziewczyna, która ma bardzo trudną i przykrą sytuację życiową. Zmaga się z pewnymi rzeczami, które odbijają się na jej nastoletnim życiu. Pewnego dnia dochodzi do zdarzenia, które postawi na jej drodze Jude’a. Po odkryciu tajemnic Skylar – Jude będzie chciał jej pomóc, proponując jej małżeństwo. Jednak to jest jak igranie z ogniem i takie zabawy mogą się skończyć sparzeniem. Do tego dzieli ich spora różnica wieku, która jest przeszkodą przynajmniej dla Jude’a, ale chemia między nimi jest tak silna, że reguły małżeństwa, jakie ustalili, mogą zostać złamane.
Jak będzie w przypadku tej dwójki? Czy połączy ich coś więcej? A może rozstaną się w przyjacielskich stosunkach? Ja na te pytania poznałam już odpowiedź, a teraz czas na Was.
Powiem Wam szczerze, że ta lektura była bardzo ciekawa. Co prawda sporo czasu mi zajęło, żeby ją przeczytać, ale nie dlatego, że mnie nudziła, czy coś. Po prostu czasami tak mam, że czytanie mi idzie opornie, jednak zawsze staram się przeczytać tych kilka kartek. Autorka dosyć fajnie pociągnęła opowieść Skylar i Jude’a. Ich relacja rozwijała się swoim tempem, chociaż chemia między nimi, pojawiła się już od samego początku. Lucky jest dużo starszy od niej i był względem niej bardzo opiekuńczy oraz dbał o swoją „niby żonę”. Bardzo go polubiłam, bo taki facet jak Jude to skarb i zaklepuję go sobie jako mojego książkowego męża jako numer któryś tam już z kolei :D Natomiast Skylar mimo swojego młodego wieku, jest odpowiedzialna i z głową na karku. Szkoda mi jej było, bo życie, które wiodła, było tak przykre, że aż mi się smutno robiło. Cieszę się, że spotkała Jude’a, który zaoferował jej pomoc.
Spodobało mi się pióro autorki, ponieważ jest lekkie i spójne. Carian Cole porusza w tej opowieści poważne wątki, o których nie chcę Wam tu pisać, bo nie lubię zdradzać za dużo z fabuły i psuć innym przyjemność z czytania. Ale na pewno są to takie, które dosięgają kogoś codziennie. Ważne, żeby mieć wtedy przy sobie osobę, która nas wesprze i zaoferuje pomocną dłoń. Skylar mogła liczyć na Jude’a i to było naprawdę piękne, aż się serducho radowało. Kolejnym wątkiem jest różnica wieku, którą w ostatnim czasie polubiłam w książkach.
Uważam, że autorka wszystkie wątki przyjemnie połączyła w całość, dzięki czemu wyszła z tego bardzo fajna historia. Mamy tu zastosowaną dwutorową narrację, którą bardzo uwielbiam, bo umożliwia nam ona poznanie obu bohaterów. Oczywiście nie zabrakło też kilku cielesnych zbliżeń, które dodały smaczku do całości.
Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, więc myślę, że na tym skończę. Lektura mi się podobała mimo tego, że na samym początku mnie jej objętość przeraziła. Spędziłam naprawdę miłe chwile ze Skylar i Judem. Być może jeszcze kiedyś do tej książki wrócę. Polecam i oceniam ją 8/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/12/carian-cole-nie-mozesz-mnie-pocaowac.html
„Ludzie zawsze mówią, żeby podążać za swoim sercem, ale skąd mamy wiedzieć, czy ono prowadzi nas do odpowiedniego miejsca?”
Lubicie książki, w których występuje różnica wieku? Jeśli tak, to tu to znajdziecie, ale może zacznę od początku. Skylar to młoda dziewczyna, która ma bardzo trudną i przykrą sytuację życiową. Zmaga się z pewnymi rzeczami, które odbijają się na jej...
„Bo gdy wszystko wydaje się sprzyjać, przyjmowanie rzeczy za pewnik jest takie łatwe. Jednak dopiero wtedy, gdy zaczynasz brać za pewnik najbardziej podstawowe rzeczy, życie postanawia dać ci do zrozumienia, że jesteś niewdzięcznym idiotą.”
To już moje drugie spotkanie z piórem autorki. Po raz pierwszy miałam styczność z jej twórczością za sprawą książki “Kulti”, która bardzo mi się podobała. W ostatnim czasie w moje rączki trafiła historia “Od Lukova z miłością” i byłam ciekawa, czym mnie autorka zaskoczy. Poruszony został tutaj temat łyżwiarstwa figurowego, co mnie od razu kupiło. Pisarka ma to do siebie, że pisze naprawdę długie książki i jest mistrzynią slow-burn. Nie byłam zaskoczona, że otrzymałam do recenzji prawie sześciuset stronicowe tomisko, bo byłam na to przygotowana. Czy ta opowieść mnie kupiła? Hmmm… może powiem, że pół na pół. Jeszcze zanim zabrałam się do czytania, to gdzieś mi mignęło kilka razy, że można znaleźć w tej książce dużo humoru i według mnie, to taki zabieg nadaje wtedy książkom uroku, co jest na plus. Nie powiem, bo był oczywiście i nie raz wybuchałam śmiechem, jednak nie wszystkie te sytuacje były śmieszne, a raczej żałosne i pokazywały to, że główna bohaterka wiecznie miała jakiś problem. Lubiłam Jasmine, ale też wnerwiała mnie jej postać niemiłosiernie, ponieważ zachowywała się jak rozkapryszony bachor. Strasznie irytują mnie takie osoby w książkach, przez co wtedy nie chce mi się czytać. Natomiast Ivan skradł moje serce na starcie. Też był arogancki i nie przebierał w słowach, ale jego czyny pokazywały, że mu zależy, chociaż starał się, by nie było tego widać. Oboje z Jasmine kochali łyżwiarstwo, ale to on zgarniał wszystkie główne nagrody. Nie będę Wam tu przytaczała, o czym dokładnie jest fabuła, ale jak można się domyślić, chodzi tu właśnie o łyżwiarstwo figurowe i relację pomiędzy głównymi bohaterami.
Jak mam być szczera, to znalazłam tu dużo zbędnych sytuacji, które były dla mnie tymi przysłowiowymi “zapychaczami”. Ta opowieść mogła na spokojnie zostać zamknięta w góra czterystu stronach i wtedy byłoby idealnie. Zdecydowanie za dużo jest w tej lekturze opisów, które czasami ciągnęły się na kilka stron, a ja niestety tego bardzo nie lubię. Czasami opisy były potrzebne, ponieważ przedstawiały rozterki bohaterki, ale powinno to być w granicach rozsądku. Niestety zabrakło mi tu punktu widzenia Ivana, bo nie dostaliśmy tej szansy, by poznać, jakie miał cele i zamiary. Trochę mało mi było pociągnięcia przez autorkę tematu, jakim jest łyżwiarstwo figurowe. Uważam, że było ono potraktowane po macoszemu i Pani Zapata bardziej skupiła się na dogryzaniu sobie przez bohaterów niż na dyscyplinie sportowej, która jest naprawdę ciekawa i fajna. Były niby przedstawione próby i rzuconych kilka zagadnień odnośnie do figur, jakie wykonują łyżwiarze, ale nie dało się odczuć tego całego klimatu. Nie mogłam wyobrazić sobie w głowie, jak to wygląda, bo zabrakło mi w tym przypadku emocji. Tak samo, jak zawody, też niestety była tu dla mnie lipa. Pisarka jest określona mistrzynią slow-burn i podoba mi się to, jak ona rozwija wszystko pomiędzy postaciami, jednak w tym przypadku strasznie mi to przeszkadzało, bo było zbyt wolno. Ciągnęło się to, jak flaki z olejem i już w pewnym momencie zwątpiłam, że coś się pomiędzy postaciami wydarzy. Chemia między Ivanem a Jasmine była znikoma, bo tu autorka także nie przedstawiła tego za bardzo, a szkoda. Muszę się też niestety przyczepić do jednej rzeczy, która strasznie mi przeszkadzała w czytaniu, a mianowicie chodzi mi o brak literki “w” w wyrazach. Nie wszystkich, ale było tego naprawdę sporo. Nie wiem, czy to tylko mi się trafił taki egzemplarz, czy każdy był taki. Mimo wszystko znalazłam w tej książce też pozytywy, którymi była rodzina Jasmine (oprócz ojca) i niektóre sytuacje związane z Ivanem. Niekiedy podobał mi się też cięty język dziewczyny i humor, który autorka wplotła, fajne było też zakończenie, które mnie usatysfakcjonowało.
Myślę, że chyba wszystko napisałam, czym chciałam się z Wami podzielić, po przeczytaniu tej książki i niczego nie pominęłam 😀
Niestety ta historia w pełni,nie spełniła moich oczekiwań i oceniam ją 5/10. Was zachęcam, żebyście sami sobie wyrobili o niej zdanie.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/mariana-zapata-od-lukova-z-mioscia.html
„Bo gdy wszystko wydaje się sprzyjać, przyjmowanie rzeczy za pewnik jest takie łatwe. Jednak dopiero wtedy, gdy zaczynasz brać za pewnik najbardziej podstawowe rzeczy, życie postanawia dać ci do zrozumienia, że jesteś niewdzięcznym idiotą.”
To już moje drugie spotkanie z piórem autorki. Po raz pierwszy miałam styczność z jej twórczością za sprawą książki “Kulti”, która...
Kocham książki K. Bromberg i po każdą z nich sięgam z ogromną przyjemnością. Autorka ma to do siebie, że pisze cudowne, chwytające za serce opowieści, które kochają miliony czytelników i ja zdecydowanie zaliczam się do tego grona. Z niecierpliwością czekam na kolejne powieści autorki, które zostaną wydane w naszym kraju i zawsze, gdy widzę zapowiedź, na mojej twarzy pojawia się ogromny uśmiech, ponieważ są to lektury, po które obowiązkowo muszę sięgnąć. Gdy zobaczyłam czwarty tom „Bezwzględnej gry”, cieszyłam się jak dziecko i wyczekiwałam mojej upragnionej przesyłki. Wiedziałam, że czytając ją, kolejny raz się nie zawiodę. Czy sprostała ta opowieść moim oczekiwaniom? Zdecydowanie tak. Bawiłam się przy niej świetnie i czytałam ją z ogromnym zainteresowaniem. Od kiedy tylko Chase pojawiła się w tej serii, zastanawiałam się, jaka będzie jej historia, we wszystkich tomach jest opowiadana inna opowieść, każdej z sióstr, najpierw była Dekker, później Lennox, Brexton i na koniec została Chase, która była chyba najbardziej intrygująca z ich wszystkich, chociaż wszystkie te opowieści bardzo mi się podobały. Każda z wydanych powieści autorki ma w sobie przesłanie i tu kolejny raz tak było, nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, żebym dostała od niej pusty naciągany romans, w którym amorki strzelają swoimi strzałami w tyłki bohaterów, albo ich droga do szczęścia jest usłana różami, tutaj tego na pewno nie ma. Dostajemy cudowną i porywającą opowieść o dwójce, tak odmiennych od siebie ludzi, którzy są idealnym wzajemnym uzupełnieniem, jednak początkowe kłamstewka i intrygi coraz bardziej zapędzają główną bohaterkę w spiralę, z której coraz ciężej jest jej wybrnąć, jakie będzie zakończenie tej opowieści? Czy Gun wybaczy Chase, że go oszukała i tym samym zapomni o tym, czego tak bardzo nienawidzi, czyli kłamstwa? Czy jest szansa na zbudowanie związku opartego na zaufaniu, jeżeli już od samego początku jego fundamenty zostały tak mocno naruszone?
Czy polecam tę książkę? Zdecydowanie tak, z pewnością powrócę do tej historii, jak i do pozostałych książek autorki, bo po prostu kocham jej powieści. Jeżeli szukacie historii pięknej, ale jednocześnie bolesnej to gorąco was zachęcam do poznania Guna i Chase, jestem przekonana, że uprzyjemni wam ona wieczór i będziecie chcieli, aby czas spędzony z tą dwójką trwał jak najdłużej. Ja daję jej 8/10. Gorąco polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/k_26.html
Kocham książki K. Bromberg i po każdą z nich sięgam z ogromną przyjemnością. Autorka ma to do siebie, że pisze cudowne, chwytające za serce opowieści, które kochają miliony czytelników i ja zdecydowanie zaliczam się do tego grona. Z niecierpliwością czekam na kolejne powieści autorki, które zostaną wydane w naszym kraju i zawsze, gdy widzę zapowiedź, na mojej twarzy pojawia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach tę książkę, uśmiech z buzi nie schodził mi przez kilka dni. Byłam przeszczęśliwa, że otrzymam opowieść, w której kolejny raz spotkam się z bohaterami serii Made Men, ale byłam również zaintrygowana, ponieważ słyszałam co nieco o twórczości Jamie Begley i byłam ciekawa, obie autorki, łączą nie tylko więzy krwi, ale i dryg do pisania.
Historia Dantego bardzo mi się podobała, fajne było to, jaką przemianę przeszedł od samego początku, początkowo zdystansowany i chłodny, ale przecież taki musi być. Hayley jest cudowna, polubiłam ją już od pierwszej strony, gdy tylko się pojawiła, jest ciepła i przyjazna, ale ma też swoje demony przeszłości. Autorka doskonale wie, jak pisać, aby zachęcić czytelnika do poznania jej bohaterów, ale po każdym kolejnym skończonym tomie czuję niedosyt, jej historie są świetne i czyta je się z ogromną przyjemnością, co więcej, nie przeszkadza mi tu nawet występująca trzecioosobowa narracja, której wprost nie cierpię. Kocham tę serię i liczę na to, że otrzymamy jeszcze dalszą część Lucci, no i Amo oraz Leo. Mam nadzieję, że autorka nie poprzestanie jedynie na tym, wręcz przeciwnie, da nam więcej naszych cudownych bohaterów, bo to jest jedna z tych serii, które mogłabym czytać w nieskończoność.
Druga część recenzji będzie o Hayley i Desmondzie. Pierwszy raz spotkałam się z twórczością autorki, ale już teraz śmiało mogę stwierdzić, że na pewno nie ostatnie. Pomimo tego, że relacja pomiędzy tą dwójką rozwijała się dość długo, to cała przedstawiona tu opowieść jest naprawdę bardzo przemyślana i przedstawiona, właściwie czułam troszkę niedosyt, że tak szybko się skończyła. Podobał mi się pomysł na fabułę i dostałam tu wszystko, co w książkach kocham, inteligentną i przebiegłą główną bohaterkę, mężczyznę dążącego za wszelką cenę do wyznaczonego sobie celu, który wie, czego od życia chce, zawiłą i dość nieprzewidywalną fabułę, a do tego tajemnice i intrygi rodzinne, czego chcieć więcej? A no właśnie, dzięki temu chciałoby się pozostać z bohaterami jak najdłużej.
Czy podobało mi się połączenie twórczości obu autorek? Zdecydowanie tak! Obie historie wspaniale się uzupełniały, bo wszyscy bohaterzy pojawiali się w obu opowieściach, a co więcej, były też postacie z mojej ukochanej serii Made men. Uważam, że jest to lektura obowiązkowa dla każdej fanki tych niegrzecznych chłopców i nie tylko! Ja daję jej 9/10.
Gorąco polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/sarah-brianne-jamie-begley-mroczne.html
Gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach tę książkę, uśmiech z buzi nie schodził mi przez kilka dni. Byłam przeszczęśliwa, że otrzymam opowieść, w której kolejny raz spotkam się z bohaterami serii Made Men, ale byłam również zaintrygowana, ponieważ słyszałam co nieco o twórczości Jamie Begley i byłam ciekawa, obie autorki, łączą nie tylko więzy krwi, ale i dryg do...
więcej mniej Pokaż mimo to
“Pewnego dnia zdołasz wyjść z domu i tańczyć w deszczu, jak gdy byłaś młodsza, a ja będę tańczył z tobą. Ale nie musisz się spieszyć, okej? Możesz zdrowieć powoli. Dochodzenie do siebie nie ma ram czasowych. Działasz we własnym tempie, poniosę cię, gdy zawiodą cię nogi. Nie musisz podążać tą drogą sama.”
Wstyd się przyznać, ale to moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Słyszałam na temat jej książek wiele pozytywnych opinii i w końcu sama postanowiłam sprawdzić, o co tyle szumu. Zamówiłam sobie książkę, „Kochając Pana Danielsa”, żeby ją przeczytać, ale dostałam do recenzji „Popołudniowe sztormy”, które otwierają cykl Kompas. Mamy tu przedstawioną historię Kennedy oraz Jaxa. Oboje mają za sobą traumę, z którą ciężko jest im się pogodzić. Kiedyś jako dzieci się przyjaźnili, ale ta znajomość nie przetrwała. Po latach spotykają się ponownie, jednak nie są już tymi beztroskimi nastoletnimi dzieciakami. Życie ich naznaczyło i pozostawiło ogromną dziurę w sercu. Nie będę Wam za wiele przytaczała z samej fabuły, ponieważ książka ma tylko 307 stron. Czy podobała mi się ta historia? Myślę, że tak, ale szału też jakiegoś nie było, a słyszałam, że książki Cherry, są bardzo emocjonalne. Nie mówię, że w ogólnie nie było tu emocji, bo były, ale jak dla mnie za mało. Przez pierwsze 80 stron przebrnęłam szybko, ale bez jakiegoś większego efektu wow, chociaż mąż Kennedy był takim skur...czybykiem łagodnie, mówiąc i jeśli by mi wypadało, to zdecydowanie opisałabym go inaczej. To bezduszny dziad jakich mało, podła kanalia i łajza chodząca, która napsuła mi krwi. Później akcja nabiera całokształtu i zaczynałam współczuć bohaterom. Kennedy to kobieta, która dostała takiego kopa od życia, że aż dziw, że jako tako po tym wszystkim się trzyma. Polubiłam ją za jej prawdziwość i dobre serce. Jax już od młodych lat przechodził przez koszmar. Współczułam mu, bo takie sytuacje, jakie u niego się działy, nie powinny mieć miejsca, jednak bardzo często takie rzeczy przydarzają się naprawdę L Mimo tego, że był czasami podły i nietowarzyski, to i tak go lubiłam. Po prostu życie go takim ukształtowało. Pojawia się tu jeszcze jedna osoba (bohater drugoplanowy), którym jest Connor. Ten chłopak swoimi tekstami mnie po prostu rozbrajał. Gdy pojawiały się sceny z jego udziałem, od razu miałam uśmiech na twarzy.
Ogólnie ta opowieść nie jest zła, bo da się ją przeczytać i można bez problemu spędzić z nią miło czas, jednak jest ona dla mnie pozycją na raz. Raczej do niej nie wrócę, ale kto wie, bo może mi się odmienić. Nie było u mnie podczas czytania żadnego elementu zaskoczenia i dużo przewidywałam, co się wydarzy oprócz końcówki. Zdecydowanie muszę przeczytać jeszcze jakąś książkę od tej autorki, żeby mieć porównanie i sprawdzić, czy mi się bardziej spodoba.
Język, jakim pisze Cherry, jest lekki i spójny, więc nie trzeba się jakoś specjalnie wysilać, żeby zrozumieć, co pisarka miała na myśli. Fajnie, że została w tej lekturze zastosowana narracja dwutorowa, dzięki czemu mogliśmy poznać historię obu bohaterów. Podobało mi się to, że autorka cofała się w fabule do przeszłości i co nieco nam pokazała, jak wyglądały stosunki pomiędzy Jaxem, a Kennedy, gdy mieli po 12/13 lat. Pomimo tego, że prawie przez większość książki, zabrakło mi dynamiki i postawiłabym na więcej emocji, to końcówka mi to w pewien sposób wynagrodziła. Polecam Wam tę powieść, bo może Wam przypaść do gustu i oceniam „Popołudniowe sztormy” 7/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/brittainy-c.html
“Pewnego dnia zdołasz wyjść z domu i tańczyć w deszczu, jak gdy byłaś młodsza, a ja będę tańczył z tobą. Ale nie musisz się spieszyć, okej? Możesz zdrowieć powoli. Dochodzenie do siebie nie ma ram czasowych. Działasz we własnym tempie, poniosę cię, gdy zawiodą cię nogi. Nie musisz podążać tą drogą sama.”
Wstyd się przyznać, ale to moje pierwsze spotkanie z twórczością...
“Zaprzedanie duszy diabłu wiążę się z pewnymi korzyściami.”
Widząc zapowiedzi “Malice’a” na stronie Wydawnictwa NieZwykłego wiedziałam, że koniecznie będę musiała sięgnąć po tę pozycję. Jest to pierwszy tom serii Malice Mafia i szczerze mówiąc, sama nie wiem, co mnie bardziej przyciągnęło: okładka, czy opis, ale niech będzie, że obie te rzeczy. Nie wiedziałam, czego mogę spodziewać się po tej książce i chciałam jak najszybciej odkryć historię Juliet. Kilka pierwszych stron mnie zaintrygowało i chciałam jak najszybciej przewracać kartki, by się do wiedzieć, co na kolejnej jest zapisane. Czy ta opowieść mnie kupiła? Myślę, że tak, chociaż znajdowało się w niej wiele kontrowersyjnych sytuacji i także tych obrzydliwych. Jedną scenę czytałam chyba z pięć razy, bo nie wiedziałam, czy wzrok mi płata figla, czy jednak rzeczywiście te słowa się tu znajdują. Ale do rzeczy. W tej lekturze spotykamy Juliet, która pracuje w barze jako kelnerka i raz w tygodniu spotyka się ze swoją przyjaciółką Vicky, która była tajemnicza i nigdy nie opowiadała jej o swoim życiu prywatnym. Wszystko się zmienia, gdy dziewczyna poznaje przez przypadek jej starszego brata, który obrał ją sobie za cel. To wydarzenie zwiastuje, że życie młodej kobiety już nigdy nie będzie takie samo.
Co wydarzy się w życiu Juliet?
Ja na to pytanie już znam odpowiedź, a teraz pora na Was, by zapoznać się, co się ukrywa za tytułem „Malice”. W tej książce występuje motyw reverse harem i chyba jeszcze nigdy nie przeczytałam książki z takim zabiegiem. Jeśli jednak już mi się zdarzyło, to niestety, ale kompletnie nie pamiętam :D
Nasza główna bohaterka, to zwyczajna dziewczyna, która opiekuje się babcią i nie ma żadnego życia towarzyskiego. Niedawno skończyła liceum i jak na samym początku tej recenzji wspomniałam, pracuje w barze i spotyka się z przyjaciółką. Była przyjacielska, ale nie należała do grzecznych dziewczynek, co uwydatniało się w pobliżu Malice’a. Jako że mamy tu reverse harem, to znaczy, że Malice to nie jedyny mężczyzna, z którym będzie spotykać się Juliet. Vicky i Malice mają jeszcze dwóch braci Williama oraz Anthony’ego, którym również podoba się młodziutka dziewczyna. Jednak o dziwo, czytało mi się to naprawdę dobrze, bo każdy z mężczyzn był inny. Nick aka Malice był bezwzględnym i psychopatycznym ch*jkiem za przeproszeniem i nie raz miałam ochotę mu wyrządzić krzywdę, ale to właśnie do niego mnie najbardziej ciągnęło, ponieważ uwielbiam niebezpiecznych chłopców w książkach, bo uważam, że takie postacie zawsze są dobrze przedstawione pod względem psychologicznym. William był opiekuńczy i dbał o wszystko, ale czasami miałam go dość, bo nie potrafił się postawić, tylko wszystkiemu przytakiwał. Anthony to kochany chłopak, którego umysłem władają demony przeszłości. Podobało mi się to, że przy Juliet się otwierał i jej dotyk go na swój sposób uspokajał.
Jest to dobra książka mafijna, mroczna i zdecydowanie nie dla każdego. Trzeba mieć naprawdę otwarty umysł, żeby się za tę lekturę zabrać, bo nie dostaniecie tu serduszek i kwiatków, tu nic nie jest oczywiste. Są akcje mafijne, porachunki, ale też to, czy prawdziwa przyjaźń jest w stanie przetrwać, jeśli złamie się obietnicę. Autorka, jak na taką tematykę, pisze lekko i spójnie, dzięki czemu tę opowieść czyta się szybciutko. Zabrakło mi tu jedynie punktu widzenia mężczyzn, ale mam nadzieję, że w drugi tomie, to się zmieni.
Cóż mogłabym jeszcze napisać Wam o tej historii? Na pewno są tu sceny dla dorosłych, chemia pomiędzy całą czwórką i tematyka, która rzadko się zdarza w książkach. Jakbym miała teraz wymienić pozycje na polskim rynku wydawniczym z motywem reverse harem, to tylko podałambym „Malice’a”, bo nie kojarzę nic innego. Jeżeli szukacie inności w mafijnych książkach, to zdecydowanie tutaj to znajdziecie. Mimo kilku scen, które mnie obrzydzały i wolałabym ich nie widzieć w tekście, to uważam, że ta pozycja jest warta uwagi i ją polecam. Oceniam ją 7/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/coralee-june-malice-patronat-medialny.html
“Zaprzedanie duszy diabłu wiążę się z pewnymi korzyściami.”
Widząc zapowiedzi “Malice’a” na stronie Wydawnictwa NieZwykłego wiedziałam, że koniecznie będę musiała sięgnąć po tę pozycję. Jest to pierwszy tom serii Malice Mafia i szczerze mówiąc, sama nie wiem, co mnie bardziej przyciągnęło: okładka, czy opis, ale niech będzie, że obie te rzeczy. Nie wiedziałam, czego mogę...
„Najwyraźniej lubię go już na tyle, żeby nazywać przyjacielem, ale to nie może przeistoczyć się w coś więcej, nawet gdybym tego chciała. Więzy łączące nasze rodziny są o wiele silniejsze, niż początkowo zakładałam.”
Wow! Co to była za książka! Czytałam tylko „Manika” autorki i pamiętam, że już tamta opowieść wywarła na mnie ogromne wrażenie, ciekawa byłam, czy ta będzie utrzymana na równie dobrym poziomie, czy jednak mniej przypadnie mi do gustu. Na początek, wspomnę o okładce, która bardzo przyciąga wzrok swoimi kolorami, genialne połączenie różu, niebieskiego i fioletu, gdybym nie była patronką tej powieści, za samą oprawę, na pewno bym po nią wyciągnęła łapki w każdej księgarni. Opis jest mega intrygujący i na pewno zachęca do tego, aby poznać szczegółowo tę historię. A jaka ona jest? Kurczę, ciężko mi zebrać po niej myśli i mam wrażenie, że brakuje mi słów, aby ją opisać i na pewno nie w złym znaczeniu, wręcz przeciwnie. Kurczaki, chyba mam zbyt ubogi zasób słownictwa, bo wydaje mi się, że nie mam takich słów, aby mogły oddać to, jak bardzo podobała mi się ta książka.
Przedstawiona tu opowieść była po prostu zajebista, mnóstwo emocji, tajemnic, rodzinnych sekretów, uczucia jednocześnie tak niespodziewanego i tak wspaniałego, że każda z nas chciałaby znaleźć taką miłość, ale tym samym była ona w pewien sposób toksyczna, nie wiem, czy cokolwiek zrozumiecie z mojego chaotycznego bełkotu, ale uwierzcie mi, po tym, co dzieje się teraz w mojej głowie, po skończeniu tej powieści panuje jeden ogromny emocjonalny nieład. Ta historia była piękna i popaprana, romantyczna, ale i zgubna, a namiętność i pożądanie w tej opowieści sprawiały, że na moich polikach pojawiały się wypieki.
Autorka ma genialny styl piania, przypadł mi on do gustu już po pierwszej stronie tej opowieści, potrafi budować napięcie i wie doskonale jak zachęcić czytelnika do poznania przedstawionych przez siebie bohaterów. Nie ma tu ani chwili nudy, cały czas coś się dzieje, a ja pragnęłam jak najszybciej poznać zakończenie losów tej dwójki, bo fabuła była tak prowadzona, że nie wiedziałam, na co się nastawić przy zakończeniu i w pewnym momencie zaczęłam się obawiać, co stanie się z moim sercem, czy zostanie ono złamane, a może będzie słodko i romantycznie? I wiecie co... a nic wam nie powiem, musicie dowiedzieć się sami, ale ja jestem całą książką zachwycona. I żałuje, że skończy się na jednym tomie, a nie kilku, chociaż liczę na to, że autorka da nam jeszcze historię pozostałych braci.
Kocham tę historię i daję jej 10/10!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/amo-jones-flip-trick-patronat-medialny.html
„Najwyraźniej lubię go już na tyle, żeby nazywać przyjacielem, ale to nie może przeistoczyć się w coś więcej, nawet gdybym tego chciała. Więzy łączące nasze rodziny są o wiele silniejsze, niż początkowo zakładałam.”
Wow! Co to była za książka! Czytałam tylko „Manika” autorki i pamiętam, że już tamta opowieść wywarła na mnie ogromne wrażenie, ciekawa byłam, czy ta będzie...
„Łatwiej jest nie angażować się za bardzo , nie wystawiać się na zranienie i obserwować swoje życie z bezpiecznego emocjonalnego dystansu.”
“Król popiołów” to już trzeci tom z cyklu Królowie Vegas. Tym razem autorka do nas przychodzi z opowieścią Everly, która jest prywatnym detektywem. Dziewczyna była świadkiem morderstwa i od tej pory zaczyna się pościg. Tropy prowadzą do Arthura, który jest organizatorem nielegalnych walk. Specjalnie nie będę Wam nic więcej zdradzała z fabuły i napomknęłam o niej bardzo króciutko, bo to trzeba przeczytać samemu. Nie chcę nikomu odbierać przyjemności z czytania, ale powiem tylko jedno: ta część jest świetna i najlepsza z dotychczas wydanych.
Everly to babka, którą polubiłam na wstępie. Jako detektyw musi mieć twardy tyłek i być nieustraszoną. Pokazała, że nie jest bierną osobą i dociekała oraz szukała wszystko na własną rękę. Uwielbiam takie babki z jajem i Everly naprawdę darzyłam sympatią. Natomiast Arthur to facet z krwi i kości, który nie jest mięczakiem i nie pozwala nikomu wejść sobie na głowę. Razem z Everly tworzą mieszankę wybuchową i bałam się, że gdy wybuchną, to będą za sobą nieśli spustoszenie. Jak dla mnie pasują do siebie, co zresztą potwierdza chemia między tą dwójką.
Bardzo lubię pióro Ludki, bo jest lekkie i spójne, dzięki czemu przez jej książki się płynie. Stwarza niebanalne historie, które z marszu porywają czytelnika. Cieszę się, że mam okazję recenzować tę serię, bo naprawdę autorka potrafi zafundować czytelnikowi istny rollercoaster emocjonalny. Ludka zadbała o to, żeby nie było tu miejsca na nudę. Ależ ja żałuję, że ta lektura tak szybko się skończyła. Zawsze narzekam na druk w książkach Editio Red i mam wrażenie, że jak czasami czytam jakąś od nich książkę, to końca nie widać, ale w tym przypadku pragnęłam, żeby ta opowieść miała więcej stron. I weź tu człowieku, mnie zrozum :D
W tej powieści oprócz chemii i gorących scen, znajdziecie nutkę kryminału, sensacji, niebezpieczeństwa, intryg i tajemnic. Pisarka wszystkie te wątki połączyła w jedną zgrabną całość, stwarzając kolejną ciekawą historię. Ja jestem na ogromne TAK i z czystym sumieniem polecam. Oceniam „Króla popiołów” 9/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/ludka-skrzydlewska-krol-popioow.html
„Łatwiej jest nie angażować się za bardzo , nie wystawiać się na zranienie i obserwować swoje życie z bezpiecznego emocjonalnego dystansu.”
“Król popiołów” to już trzeci tom z cyklu Królowie Vegas. Tym razem autorka do nas przychodzi z opowieścią Everly, która jest prywatnym detektywem. Dziewczyna była świadkiem morderstwa i od tej pory zaczyna się pościg. Tropy prowadzą...
„Okazuje się, że czasem najlepsze rzeczy przychodzą do nas, gdy ich nie szukamy”.
Vi Keeland to autorka, po której książki sięgam w ciemno. Może nie posiadam w swoich książkowych zbiorach wszystkich historii autorki, ale zdecydowanie większość z nich. Tym razem w moje rączki wpadł „Spark” i byłam ciekawa, jaką otrzymam opowieść. Spotykamy tu Donovana i Autumn, których ścieżki połączyły się zwykłym zrządzeniem losu. A dokładnie walizką, ale to już sobie doczytacie sami, co mam na myśli. Później jak to w książkach bywa, bohaterów drogi się rozchodzą, by z powrotem je ze sobą skolidować. Wydaje się to banalne, ale Vi potafi to zamienić w coś, od czego nie można się oderwać.
Zdecydowanie bohaterzy przypadli mi do gustu, mieli za sobą niezbyt ciekawą przeszłość, ale to Autumn najbardziej ucierpiała. Była nieufna i broniła się przed jakimikolwiek uczuciami. Poznając Donovana, nie była przygotowana na wywrócenie swojego świata do góry nogami. Była fajną postacią, z którą z łatwością można by było, nawiązać więź. Co do Donovana to był mężczyzną z krwi i kości. Był taki słodziutki, wręcz do schrupania. Podobała mi się jego wytrwałość i dążenie do celu. Może i miał czasami chwile zwątpienia, ale nie poddawał się. Był opiekuńczy, wyrozumiały i taki swojski. Mimo że był prawnikiem, to się nie wywyższał i nie rżnął macho z Wall Street.
Cała historia Autumn i Donovana wyszła naprawdę świetnie. Jest to lekka lektura, ale niesie za sobą przesłanie, że wybaczyć można wiele, ale nie zawsze da się zapomnieć o wyrządzonych krzywdach. Uwielbiam pióro autorki i zawsze miło spędzam czas z jej książkami. W tym przypadku było tak samo. Jak już się wkręciłam w czytanie, to migiem pochłonęłam tę opowieść.
Pozwolę sobie jeszcze dodać kilka rzeczy, które mają u mnie małe minusiki. Pierwszym są literówki, których niestety było sporo w tekście. Kolejnym to poziom hot levelu, który został oceniony na trzy ogniki. Według moich odczuć było tak na 1,5. Oczywiście chemia i to przyciąganie między bohaterami było, ale na pewno nie na trzy ogniki. I ostatnim minusem jest okładka. Dla sprostowania ona nie jest brzydka, czy coś w ten deseń, ale zupełnie nie pasuje do treści tej historii. Ja tu widziałabym parę albo ewentualnie mężczyznę, tylko że w garniturze.
Reasumując „Spark” to lekki romans, który poleca się na jesienne i zimowe wieczory. Mnie ta opowieść kupiła i z ogromną przyjemnością śledziłam losy bohaterów. Jeżeli szukacie czegoś, co Was zrelaksuje i wywoła uśmiech na waszej twarzy, to śmiało sięgajcie po tę książkę. Oceniam ją 8/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/vi-keeland-spark-za-pierwszym-razem.html
„Okazuje się, że czasem najlepsze rzeczy przychodzą do nas, gdy ich nie szukamy”.
Vi Keeland to autorka, po której książki sięgam w ciemno. Może nie posiadam w swoich książkowych zbiorach wszystkich historii autorki, ale zdecydowanie większość z nich. Tym razem w moje rączki wpadł „Spark” i byłam ciekawa, jaką otrzymam opowieść. Spotykamy tu Donovana i Autumn, których...
„Walka z obowiązkiem” to kolejny tom serii Mężczyzny z honorem, nie będę ukrywała, że gdy dowiedziałam się, że dostaniemy historie Kaylii i Coopera, byłam prze szczęśliwa. Z niecierpliwością wyczekiwałam paczki i gdy wreszcie do mnie dojechała, mój uśmiech na twarzy całkowicie zgasł. Pomyślałam sobie, no bez jaj, niecałe 150 stron? Serio? Nie jest tajemnicą, że kocham tą serię, wzbudza ona we mnie całe mnóstwo emocji i mogłabym czytać ją długo i najlepiej jakby losy bohaterów nie miały końca, dlatego nie do końca byłam usatysfakcjonowana objętością książki. Dlatego ta recenzja też nie będzie zbyt długa, no bo nie chcę wam czegoś przez przypadek zdradzić. Chciałam bardzo poznać, losy naszych bohaterów, bardzo szczegółowo, i moim zdaniem ta nowelka jest idealnym uzupełnieniem całej serii, chciałabym się do czegoś przyczepić, naprawdę, ale poza ilością, naprawdę nie mam do czego, ponieważ jestem nią po prostu zachwycona. Poznajemy tu tę szaloną Kaylę, z którą Coop miał urwanie głowy, bo ma ona zwariowane pomysły, jest mściwa, zabawna i kochana, przez co już od samego początku, gdy tylko pojawiła się w serii, zdobyła moją sympatię. Cooper, ah, to mój kolejny książkowy mąż, już nawet nie jestem w stanie zliczyć ilu ich mam, ale jest on tak cudownym i cierpliwym mężczyzną, ja będąc na jego miejscu, wstrząsnęłabym kilkakrotnie Kaylą za jej zachowanie i niesubordynację.
Bawiłam się świetnie podczas czytania, tylko chciałabym, aby ta opowieść miała dwieście stron więcej. Czuję niedosyt, że moja przygoda z tą dwójką skończyła się tak szybko, ale z drugiej strony, jakby miałabyś ciągnięta na siłę i zapychana byle czym, to lepiej, że jest jej tylko tyle. Ja czytałam ją z ogromną przyjemnością i z pewnością do tej serii jeszcze powrócę, ponieważ jest to jedna z lepszych książek, jakie w ostatnim czasie czytałam. Was, jeżeli jeszcze nie mieliście okazji poznania twórczości autorki, gorąco zachęcam do tego, abyście jak najszybciej nadrobili zaległości, gwarantuję wam mnóstwo emocji. Tej opowieści daję 9/10.
Gorąco polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/k.html
„Walka z obowiązkiem” to kolejny tom serii Mężczyzny z honorem, nie będę ukrywała, że gdy dowiedziałam się, że dostaniemy historie Kaylii i Coopera, byłam prze szczęśliwa. Z niecierpliwością wyczekiwałam paczki i gdy wreszcie do mnie dojechała, mój uśmiech na twarzy całkowicie zgasł. Pomyślałam sobie, no bez jaj, niecałe 150 stron? Serio? Nie jest tajemnicą, że kocham tą...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Należę do mojej ukochanej, a moja ukochana należy do mnie”.
„Chodzącą katastrofę” czytałam z dobrych kilka lat temu i wtedy bardzo mi się ta książka spodobała. Dzięki Wydawnictwu Albatros po raz kolejny miałam tę sposobność, by powrócić do historii Abby i Travisa. Byłam ciekawa, czy po takim czasie, będę miała o tej opowieści takie samo zdanie. Cóż, skoro przeczytałam ją w dwa dni, to znaczy, że tak :D Abby to młoda dziewczyna, która chciała uciec przed przeszłością, więc bez wahania wyjeżdża na studia, jak najdalej od domu. W nowym miejscu ma zamiar się odciąć od złych rzeczy i żyć normalnie, jednak jej plan spala na panewce. W jej życie wkracza huragan, którym jest Travis Maddox. Chłopak wywróci jej życie do góry nogami. Wszystko zaczyna się od pewnego zakładu, ale czy aby na pewno?
Miło było powrócić do bohaterów i móc jeszcze raz śledzić ich losy. Relacja Abby i Travisa była naprawdę wybuchowa. Czasami wręcz aż nie zdrowa, jednak miłość do drugiej osoby sprawia, że posuwamy się do wielu rzeczy. Abby miała twardy orzech do zgryzienia, a Trav jej niczego nie ułatwiał. Uwielbiałam go, bo niby był chłopakiem mądrym, wiedział, czego chce i do tego dążył, a z drugiej strony był taką kochaną ciepłą kluseczką, którą chciałoby się zjeść z cebulką, boczkiem i tłuszczykiem (żeby nie było, bo on nie był gruby czy coś :D). Czasami jego zachowania były desperackie, co odnosiło odwrotny skutek do założonego. Był opiekuńczy, czuły i taki kochany. Natomiast, co do Abby, to rozumiałam ją, dlaczego odpychała od siebie Travisa, ale to już Wam pozostawię do odkrycia. Były momenty, kiedy tak strasznie mnie denerwowała, że miałam ochotę jej zrobić krzywdę. Niektóre jej zachowania nie tylko łamały jej serce, ale także i Travisa, czego nie mogłam jej wybaczyć (nie mogłam, bo Trav to mój ulubieniec i broniłabym go rękoma i nogami :D). Mimo wszystko darzyłam ją sympatią. Co do postaci drugoplanowych to fajnie się wpasowały do całej tej lektury. Bardzo polubiłam Americę i Shepleya, bo zawsze byli dla nich prawdziwymi przyjaciółmi i ich wspierali. Kiedy było trzeba, dawali im ochrzan i stawiali do pionu.
Cały pomysł na książkę był ciekawy, bo z jednej strony mamy tu akcję dziejącą się w szkole, a z drugiej nielegalne walki. Oprócz tego pokazana jest miłość, która może być piękna, ale i trudna zarazem. Trav i Abby nie mieli łatwo, co zostało ukazane na tych 379 stronach. Chemia pomiędzy bohaterami była wyczuwalna już od pierwszego spotkania i nie była sztuczna. Wszystko rozwijało się swoim tempem, co było dużym plusem. Były też sceny zbliżeń, ale w żadnym razie nie były wulgarne, tylko krótkie i nie jakoś szczegółowo opisane. Język, jakim pisze autorka, jest lekki i spójny, dzięki czemu momentalnie wciągnęłam się w czytanie. Spędziłam przy tej lekturze naprawdę miłe chwile. Zanim wezmę się za czytanie „Chodzącej katastrofy”, muszę chwilę odetchnąć i po raz kolejny powrócę do świata bohaterów, tylko że tym razem to Travis mi opowie swoją historię J Nie mogę się też doczekać ekranizacji tej powieści, którą dostaniemy już w 2023 roku.
Polecam i oceniam książkę 8/10.
Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/jamie-mcguire-pieknakatastrofa.html
„Należę do mojej ukochanej, a moja ukochana należy do mnie”.
„Chodzącą katastrofę” czytałam z dobrych kilka lat temu i wtedy bardzo mi się ta książka spodobała. Dzięki Wydawnictwu Albatros po raz kolejny miałam tę sposobność, by powrócić do historii Abby i Travisa. Byłam ciekawa, czy po takim czasie, będę miała o tej opowieści takie samo zdanie. Cóż, skoro przeczytałam...
Słyszałam dużo pochlebnych opinii na temat twórczości Pani Geissinger, ale do tej pory jeszcze nie przeczytałam żadnej z jej powieści, dlatego, gdy w zapowiedziach pojawiła się jej najnowsza powieść, stwierdziłam, że czas najwyższy ją poznać. Gdy zaczęłam czytać historię Evy i Naza przyznam szczerze, że początkowo niezbyt mi się podobała, była troszkę nudnawa i brakowało mi w niej emocji, było sporo tajemnic, niedopowiedzeń, a i relacja bohaterów wydawała mi się trochę naciągana. Powiedziałam sobie, kurczę, chyba trochę przereklamowana autorka, ale postanowiłam książki nie odkładać i zagłębić się dalej i bardzo się cieszę, że tego nie zrobiłam. Im bliżej końca, tym była historia lepsza i gdy ją skończyłam, powiedziałam tylko, kurczę, jak dobrze, że zaraz będę miała w domu kontynuację. Pomijając to, że początek trochę mi się dłużył, to dalszy ciąg był naprawdę świetny. Fajnie wykreowani bohaterzy, którzy nie są fajtłapami, tylko charakterni, mocni i bezwzględni, gdy chodzi o ich bezpieczeństwo. Podobała mi się podstawa Evaliny, która pomimo tego, że się ukrywała, starała się czerpać z życia tyle ile może, zachowywała dystans i ostrożność, ale i tak była taką normalną kobietą, po której w życiu bym się nie spodziewała, co przeszła w przeszłości. Naz natomiast wpadł mi w oko od samego początku, cudowny, dzielny, opiekuńczy, ale i taki uroczy. Fabuła była dobrze przemyślana, spora ilość tajemnic, niedopowiedzeń, początkowo myślałam, że dostaniemy taki lekki romansik, ale bardzo się pomyliłam, bo samo zakończenie pozytywnie mnie zaskoczyło i zostałam dosłownie wbita w fotel, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać, aż kurier przywiezie mi drugi tom, za który prawdopodobnie od razu się wezmę, ponieważ jestem bardzo ciekawa dalszych losów bohaterów.
Czy polecam Wam tę książkę? Zdecydowanie tak. Nie zniechęcajcie się do niej tylko po niezbyt udanym początku, ponieważ gwarantuję wam, że później jest rewelacja. Ja jestem tą opowieścią zachwycona i wiem, że muszę poznać pozostałe książki autorki, skoro zbierają tak dużo pozytywnych opinii. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, wiem, że spędzicie z nią bardzo przyjemnie wieczór, zakopane pod kocykiem z lampką wina. Ja daję jej 7/10.
Polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2022/11/j.html
Słyszałam dużo pochlebnych opinii na temat twórczości Pani Geissinger, ale do tej pory jeszcze nie przeczytałam żadnej z jej powieści, dlatego, gdy w zapowiedziach pojawiła się jej najnowsza powieść, stwierdziłam, że czas najwyższy ją poznać. Gdy zaczęłam czytać historię Evy i Naza przyznam szczerze, że początkowo niezbyt mi się podobała, była troszkę nudnawa i brakowało mi...
więcej mniej Pokaż mimo to
„Fire Night” to druga nowelka, licząca sobie 107 stron i dopełniająca historię bohaterów z poprzednich tomów. Jak mam być szczera, to ta opowieść spodobała mi się bardziej niż poprzednia. Jeny autorka po raz kolejny zaskoczyła mnie tym, że na tak niewielu stronach zaszalała. Mrok i emocje wylewały się tu normalnie garściami, a ja takie rzeczy w książkach uwielbiam. Gęsią skórkę mam do tej pory, jak sobie pomyślę o tej historii i gdy piszę wam tych kilka słów mojej opinii.
Tym razem tę opowieść przedstawiają nam mężczyźni ze swojej perspektywy i dzieje się to w święto, które sami zapoczątkowali, czyli Nocą Ognia. Ajajajajaj, co tam się działo (szkoda, że nie ma takiej emotki, która wyrywa sobie włosy z głowy). Jak wiadomo, nasi bohaterowie na przestrzeni lat napytali sobie wielu wrogów, którzy uderzają właśnie tego konkretnego dnia. Będą musieli stoczyć jeszcze jedną walkę, a jaki będzie jej koniec? Tego dowiecie się, czytając „Fire Night”. Boszeee... Zdecydowanie było to za krótkie, bo jak już się wkręciłam, to bach i był koniec, ale tak to już jest, że to, co dobre szybko się kończy.
Ogólnie ta część rozgrywa się na dziesięć miesięcy przed wydarzeniami z „Nightfall”, gdzie nasi bohaterowie, są już dorośli i założyli rodziny. Kurczę, jak teraz pomyślę, jaką oni musieli przejść drogę i przemianę, by znaleźć się tu, gdzie teraz, to aż na nowo zachciało mi się przeczytać całą serię i z pewnością kiedyś to zrobię. Teraz gdy mam już w domu wszystkie części mogę je przeczytać jednym ciągiem i podejrzewam, że spodobają mi się one jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.
Ubolewam nad tym, że to już koniec, ale kto wie... Może autorka opisze nam kolejne pokolenie.
A na tę chwilę żegnam się z bohaterami i mówię im do zobaczenia, bo jeszcze kiedyś na pewno się spotkamy. Szczerze Wam polecam i oceniam nowelkę 9/10.
„Fire Night” to druga nowelka, licząca sobie 107 stron i dopełniająca historię bohaterów z poprzednich tomów. Jak mam być szczera, to ta opowieść spodobała mi się bardziej niż poprzednia. Jeny autorka po raz kolejny zaskoczyła mnie tym, że na tak niewielu stronach zaszalała. Mrok i emocje wylewały się tu normalnie garściami, a ja takie rzeczy w książkach uwielbiam. Gęsią...
więcej Pokaż mimo to