Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Cory Reilly chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, bo ta autorka jest dobrze znana w Polsce. To już moje uwaga... DWUDZIESTE spotkanie z jej twórczością i za każdym razem ekscytuję się tak samo. Ostatnio w moje rączki wleciała kolejna książka pisarki, którą jest trzeci tom serii Grzechy ojców – „Naznaczeni upadkiem”. Tym razem dostajemy opowieść Anny Cavallaro, córki Dantego i Valentiny oraz Santino Bianchi. Annę mogliśmy spotkać w „Kruchej tęsknocie” i już wtedy zaintrygowała mnie jej osoba. Coś czułam, że powieść jej poświęcona będzie fajna i przy której, nie będę się nudzić. Czy tak było? Oj było, było, ale od początku. Anna od zawsze interesowała się modą i miała do niej smykałkę. Chciała studiować w Paryżu w prestiżowym instytucie mody i kiedy udaje jej się tam dostać, ojciec zezwala zgodę na jej wyjazd pod warunkiem, że pojedzie z nią jej ochroniarz. Santino nie jest zadowolony z tego pomysłu, jednak nie ma wyjścia i się zgadza. Już od dawna zauważył zainteresowanie, którym obdarzyła go Anna, ale mężczyzna ma silną wolę i jest pewny, że oprze się pokusie. Do tego młoda kobieta ma narzeczonego, więc Santino nie zaryzykuje dla niej swojej posady, ale czy na pewno?

Inny kontynent, kraj i zero nadzoru. Czy Santino odważy się zerwać jabłko z zakazanego drzewa?

Opowieść Santino i Anny naprawdę bardzo mi się spodobała. Byłam pewna, że ta książka będzie słodko pierdzącym romansem pomiędzy bohaterami, ale się myliłam. Tu jest zdecydowanie dużo więcej. To nie jest typowy romans, gdzie uczucia słodyczy wylewają się z każdej strony. Jak wiadomo Anna to córka chicagowskiego capo i nikt nie chciał mu podpaść. Gdy Dante złożył Santino propozycję, by został ochroniarzem jego najstarszej latorośli, mężczyzna się zgadza, ale z ogromną niechęcią. Anna działała mu na nerwy i testowała jego cierpliwość, jednak był nieugięty. Podobała mi się ta ich relacja i to jak dziewczyna wyprowadzała go z równowagi. Sprawiało to uśmiech na mojej twarzy i w głowie sobie powtarzałam „jedziesz z nim!”. Było to do przewidzenia, że w pewnym momencie zaczną się mieć ku sobie, jednakże nie zadziało się to od razu.

Bardzo polubiłam bohaterów, chociaż miałam ochotę kilka razy zdzielić Santino po łbie za to, że był taki puszczalski :D Podobała mi się ta jego arogancka strona, bo nie udawał na siłę, że jest uradowany. Był nie tylko dobrym ochroniarzem, ale i człowiekiem, chociaż wolałby wrócić do swojego poprzedniego zajęcia. Natomiast Anna to młoda kobieta, która idealnie potrafi manipulować drugą osobą, gdy chce coś osiągnąć, ale nie w kontekście złych rzeczy. Mimo tak młodego wieku miała głowę na karku i poświęciła się dla rodziny. Od dawna Santino jej się podobał i próby jego uwiedzenia spalały na panewce, ale Anna wiedziała, że w Paryżu wszystko może się zdarzyć. Miała narzeczonego, ale pokusa zdobycia Santino była o wiele silniejsza.

Książka liczy sobie 388 stron, a mnie było mało, bo nie chciałam się jeszcze pożegnać z bohaterami. Przywiązałam się do nich i kiedy dotarłam do ostatniej strony, byłam rozczarowana, no bo jak to? To już koniec? Autorka naprawdę fajnie poprowadziła tę opowieść i podobał mi się jej każdy element. Całokształtu dopełniły sceny zbliżeń, które wręcz rozpalały, ale oczywiście to tylko dodatek, bo ja zawsze się skupiam na fabule, emocjach i akcji.

Kto jeszcze nie czytał książek tej autorki, to niech nadrabia zaległości, bo uważam, że każdy powinien poznać jej historie. Czy to Złączeni, czy Camorra, czy Grzechy ojców, ja jestem na ogromne taaak. Uwielbiam pióro Cory Reilly i prędko się to nie zmieni.

Polecam i oceniam 9/10.

Cory Reilly chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, bo ta autorka jest dobrze znana w Polsce. To już moje uwaga... DWUDZIESTE spotkanie z jej twórczością i za każdym razem ekscytuję się tak samo. Ostatnio w moje rączki wleciała kolejna książka pisarki, którą jest trzeci tom serii Grzechy ojców – „Naznaczeni upadkiem”. Tym razem dostajemy opowieść Anny Cavallaro, córki Dantego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“The boy who isn’t hers” to drugi tom serii Blinded Love i zarazem dalsza historia Jaymerson i Huntera. Czekałam na tę książkę z ogromną niecierpliwością i w końcu się doczekałam. Dwójka głównych bohaterów w pierwszej części przeżyła wypadek i stratę, po której nic już nie było takie samo, aczkolwiek starali się ułożyć sobie życie. Jednak oboje mieli tajemnice, które ich rozdzieliły. Rozstają się, próbując o sobie zapomnieć, ale czy będą potrafili tego dokonać, gdy łączy ich ze sobą tak wiele? Nie będę wam dokładnie przytaczać zarysu fabuły tej książki, ponieważ zawiera ona sporo elementów i na pewno napisałabym za dużo, a chcę tego uniknąć.

Autorka po raz kolejny kupiła mnie historią przez siebie stworzoną. Jaymerson i Hunter to postacie, które pokochałam już od samego początku. Tak bardzo im kibicowałam, ale życie niestety nie zawsze jest tak kolorowe, jakby się zakładało. Na barki tych młodych ludzi, co chwilę nakładało problemy i rzucało kłody pod nogi, które czasami były nie do przeskoczenia.

Z pewnością zaszła w nich ogromna zmiana, a w szczególności w Jaymerson. Nie pozwoliła sobie zatracić siebie i swoich wartości. Podejmowała bardzo dojrzałe decyzje, co mi w niej imponowało. Natomiast Hunter to zagubiony chłopiec w ciele na pozór silnego chłopaka. Poświęcał się i trochę tego nie rozumiałam, bo to nie było jego zadaniem. Nie wybierał siebie i swojego szczęścia, tylko właśnie szczęście innych. Miałam ochotę tyle razy wejść do książki, żeby go przytulić, bo on naprawdę tego potrzebował i na to zasługiwał. Było mi go cholernie szkoda.

Cieszyłam się, że Jay, jak i Hunter mieli obok siebie przyjaciół, którzy ich wspierali i zawsze byli tuż obok. Naprawdę spędziłam świetne chwile przy tej lekturze. Jak dopadłam się do książki rano, to już pod wieczór miałam ją skończoną, bo po prostu nie byłam w stanie zostawić tak naszych bohaterów i koniecznie musiałam wiedzieć, jak potoczą się ich losy. Moje serce kilka razy krwawiło, ale na szczęście zostało załatane, bo nie wyobrażam sobie, żeby ta opowieść miała się skończyć inaczej.

Chemia pomiędzy Jaymerson i Hunterem była tak silna, że nie dało się jej zmniejszyć w żaden sposób. Sceny zbliżeń, w których się znajdowali, były pasjonujące i sprawiały, że rumieńce wykwitały na policzkach :D

Jedynie czego mi tu zabrakło to punkt widzenia Huntera. Naprawdę ubolewam nad tym, że nie ma tu zastosowanej dwutorowej narracji, bo według mnie dopełniłaby ona całość i pozwoliła nam dowiedzieć się, co odczuwał Hunter. Szkoda, ale cóż, nie zmieni się tego.

Z pewnością polecam wam tę historię, bo jest ona warta poznania. Pokazuje, że nie tylko dorosłe osoby borykają się z problemami i traumami. Młodych ludzi też to spotyka i autorka w świetny sposób ukazuje to w tej opowieści. Już się nie mogę doczekać książki poświęconej Steve, bo coś czuję, że za jej osobą ukrywa się coś, co złamie czytelnikowi serce. Oceniam tę książkę na mocne 8/10.

“The boy who isn’t hers” to drugi tom serii Blinded Love i zarazem dalsza historia Jaymerson i Huntera. Czekałam na tę książkę z ogromną niecierpliwością i w końcu się doczekałam. Dwójka głównych bohaterów w pierwszej części przeżyła wypadek i stratę, po której nic już nie było takie samo, aczkolwiek starali się ułożyć sobie życie. Jednak oboje mieli tajemnice, które ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Mogłem z łatwością popaść w depresję, zatracając się w gniewie na ten popierdolony wszechświat, który tak bardzo chciał mnie zniszczyć.
Liv jednak nie odpuszczała. Wałczyła o mnie nawet wtedy, gdy rozpaczliwie chciałem się poddać.”

Nie jestem w stanie wyrazić słowami, jak kocham książki Aly Martinez, a moją ukochaną jej serią jest bez wątpienia właśnie „On the Ropes”. Poprzednie dwie części podobały mi się bardzo, były piękne, przepełnione emocjami i czytałam je po prostu z zapartym tchem i nie będę ukrywała, że wielokrotnie też uroniłam łzę wzruszenia. Nie wiecie nawet, jak bardzo czekałam na trzeci tom tej serii, w pewnym momencie nawet straciłam nadzieję na to, że zostanie ona u nas wydana, co naprawdę złamałoby mi serce. Cierpliwie cały czas czekałam, no i się doczekałam, historii, którą tak bardzo chciałam przeczytać, czyli losy najmłodszego z braci Page - Quarry'ego. Wiedziałam, że ta opowieść złamie mi serce, by następnie poskładać je na nowo. Byłam przekonana, że historia tu zawarta będzie piękna i poruszająca, wzruszająca, ale i z humorem, że podczas czytania moja dusza i serce rozlecą się na milion kawałków, ale prędzej, czy później zostaną na nowo poskładane i wiecie co? Nie zawiodłam się, Boże, jaka ta opowieść była cudowna, to nawet sobie nie wyobrażacie. Czytałam ją w każdej wolnej chwili, wiele razy było tak, że płynące łzy rozmazywały mi obraz i musiałam odkładać książkę na bok, ale nie mięło pięć minut, a ja ponownie zagłębiałam się w lekturze. Uczucia i emocje, jakie towarzyszyły mi przez cały czas, gdy czytałam, ciężko mi jest ogarnąć, ponieważ jestem już chwilę po tym, jak ją skończyłam, a nadal nie mogę zebrać myśli i skleić sensownej recenzji. Z jednej strony chciałabym napisać wam tak wiele na temat tej historii, ale z drugiej obawiam się tego, że mogę wam zdradzić zbyt wiele, przez co odebrałabym wam całą przyjemność z przeczytania tej lektury, którą moim zdaniem powinien przeczytać każdy. Ja pragnęłam z całego serca, aby chwile przy tej powieści trwały jak najdłużej, aby czas spędzony z nimi nigdy się nie skończył, ponieważ pokochałam tę dwójkę całą sobą. Jest to jedna z tych książek, które na pewno pozostaną na bardzo długi czas w pamięci, minęło już dość sporo, od kiedy przeczytałam pierwsze dwa tomy, a mam wrażenie jakby to było wczoraj. Już dawno nie spotkałam się z tak emocjonalnymi, poruszającymi ale zarazem pięknymi opowieściami. Dlatego was, jeżeli jeszcze nie przeczytaliście żadnej z tych historii, gorąco zachęcam do tego, abyście jak najszybciej nadrobili zaległości, mogę wam w stu procentach zagwarantować, że się nie zawiedziecie. Ja daję jej 10/10.

Gorąco polecam!

„Mogłem z łatwością popaść w depresję, zatracając się w gniewie na ten popierdolony wszechświat, który tak bardzo chciał mnie zniszczyć.
Liv jednak nie odpuszczała. Wałczyła o mnie nawet wtedy, gdy rozpaczliwie chciałem się poddać.”

Nie jestem w stanie wyrazić słowami, jak kocham książki Aly Martinez, a moją ukochaną jej serią jest bez wątpienia właśnie „On the Ropes”....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Fire Night” to druga nowelka, licząca sobie 107 stron i dopełniająca historię bohaterów z poprzednich tomów. Jak mam być szczera, to ta opowieść spodobała mi się bardziej niż poprzednia. Jeny autorka po raz kolejny zaskoczyła mnie tym, że na tak niewielu stronach zaszalała. Mrok i emocje wylewały się tu normalnie garściami, a ja takie rzeczy w książkach uwielbiam. Gęsią skórkę mam do tej pory, jak sobie pomyślę o tej historii i gdy piszę wam tych kilka słów mojej opinii.

Tym razem tę opowieść przedstawiają nam mężczyźni ze swojej perspektywy i dzieje się to w święto, które sami zapoczątkowali, czyli Nocą Ognia. Ajajajajaj, co tam się działo (szkoda, że nie ma takiej emotki, która wyrywa sobie włosy z głowy). Jak wiadomo, nasi bohaterowie na przestrzeni lat napytali sobie wielu wrogów, którzy uderzają właśnie tego konkretnego dnia. Będą musieli stoczyć jeszcze jedną walkę, a jaki będzie jej koniec? Tego dowiecie się, czytając „Fire Night”. Boszeee... Zdecydowanie było to za krótkie, bo jak już się wkręciłam, to bach i był koniec, ale tak to już jest, że to, co dobre szybko się kończy.

Ogólnie ta część rozgrywa się na dziesięć miesięcy przed wydarzeniami z „Nightfall”, gdzie nasi bohaterowie, są już dorośli i założyli rodziny. Kurczę, jak teraz pomyślę, jaką oni musieli przejść drogę i przemianę, by znaleźć się tu, gdzie teraz, to aż na nowo zachciało mi się przeczytać całą serię i z pewnością kiedyś to zrobię. Teraz gdy mam już w domu wszystkie części mogę je przeczytać jednym ciągiem i podejrzewam, że spodobają mi się one jeszcze bardziej niż za pierwszym razem.

Ubolewam nad tym, że to już koniec, ale kto wie... Może autorka opisze nam kolejne pokolenie.

A na tę chwilę żegnam się z bohaterami i mówię im do zobaczenia, bo jeszcze kiedyś na pewno się spotkamy. Szczerze Wam polecam i oceniam nowelkę 9/10.

„Fire Night” to druga nowelka, licząca sobie 107 stron i dopełniająca historię bohaterów z poprzednich tomów. Jak mam być szczera, to ta opowieść spodobała mi się bardziej niż poprzednia. Jeny autorka po raz kolejny zaskoczyła mnie tym, że na tak niewielu stronach zaszalała. Mrok i emocje wylewały się tu normalnie garściami, a ja takie rzeczy w książkach uwielbiam. Gęsią...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Conclave” to pierwsza licząca sobie 113 stron nowelka, dopełniająca serię Devil’s Night, którą zdecydowanie czytajcie pomiędzy „Kill switch” a „Nightfall”. Ogólnie książki z tej serii są grube i w pewnym momencie pomyślałam, że taka stu stronicowa nowelka może być w ogóle niepotrzebna, bo autorka zapewne już nam wszystko opisała w tych grubych tomiszczach. Ale, że ja lubię tę serię, to było pewne, że sięgnę i po nowelki.

Co spotkamy w tej krótkiej książce? Autorka skupia się tu na Damonie i Rice oraz ich pragnieniach, przemianie, tajemnicach i ogólnie na uczuciach. Damon zaprosił swoich przyjaciół na pewien wypad, gdzie chciał z nimi porozmawiać i wyjaśnić sobie pewne rzeczy, a także wymyślić strategię, jak odnaleźć Willa. To tak pokrótce. Nawet na tych niewielu stronach autorka zaszalała, bo podczas czytania na moim ciele pojawiały się dreszcze, buchało gorąco od seksownych scen, ale i zakręciła się w oku łezka.

Zdecydowanie Penelope Douglas potrafi zachęcić czytelnika w wykreowany przez siebie świat, bo ja przepadłam na godzinę i chłonęłam całą sobą treść zawartą w „Conclave”. Od razu zabieram się za „Fire Night”, bo nie mogę się jeszcze pożegnać z bohaterami.

Nie wiem, co tak naprawdę mam wam napisać w tej opinii, ponieważ przy tak krótkich książkach, nie mogę się rozpisać, żeby przypadkiem czegoś nie zdradzić. Chyba poprzestanę na tych paru słowach i pozwolę wam samym zagłębić się w tę nowelkę samym. Jeżeli czytaliście serię Devil’s Night, to koniecznie musicie sięgnąć po tę opowiastkę, bo jest ona wprowadzeniem do wydarzeń, które rozgrywają się w „Nightfall”.

Polecam i oceniam tę opowieść 7/10.

„Conclave” to pierwsza licząca sobie 113 stron nowelka, dopełniająca serię Devil’s Night, którą zdecydowanie czytajcie pomiędzy „Kill switch” a „Nightfall”. Ogólnie książki z tej serii są grube i w pewnym momencie pomyślałam, że taka stu stronicowa nowelka może być w ogóle niepotrzebna, bo autorka zapewne już nam wszystko opisała w tych grubych tomiszczach. Ale, że ja lubię...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Tęsknota za kimś, kogo się kocha, to niezła suka. Wpaja nam, że znajdujemy się blisko ukochanej osoby, a potem okazuje się, że to była tylko zwyczajna fikcja [...]”

Z twórczością autorki spotkałam się już wcześniej za sprawą książki „Prywatny ochroniarz”. Teraz w moje rączki trafiła jej kolejna pozycja wydawnicza, którą jest „Rówieśniczka diabła”. Jest to historia Mae i Gabriela, którzy przed dziesięcioma laty złożyli sobie pewną obietnicę. Jednak jak to w życiu bywa, nie koniecznie ułożyło się tak, jak to sobie zaplanowali.

Co wydarzyło się w życiu tej dwójki?

Może na początku przejdę do pozytywów tej książki, więc na pewno plusem jest to, że bardzo szybko czyta się tę opowieść, ponieważ napisana jest językiem lekkim i miejscami humorystycznym. Kolejnym plusikiem były postacie. Mae to dziewczyna, która żyła pod dyktando brata. Nie miała z nim dobrego życia, marzyła o tym, by się od niego uwolnić i zaszyć w miejscu, w którym by jej nie znalazł. Gdy dostaje na to szansę, nie waha się ani chwili. Mimo tego była osobą silną i nie pozwalała nikomu sobą pomiatać. Natomiast Gabriel to prezes klubu motocyklowego, który przejął schedę po ojcu. Polubiłam go, bo nie był takim typowym bad boyem, chociaż, gdy wymagała tego sytuacja, potrafił stać się bestią. Jednak jego łagodniejsza strona zdecydowanie bardziej mi podpasowała. Przeplatało się też troszkę postaci drugoplanowych, które lubiłam więcej, a niektóre mniej, chociaż brata Mae nienawidziłam całą sobą, bo rodzina nigdy nie powinna traktować swojego bliskiego w taki sposób. Gnojek jeden, któremu miałam ochotę skręcić kark, przywiązać mu do rąk i nóg sznurki, robiąc z niego pacynkę. Fajnym zabiegiem były też powroty do przeszłości i ukazanie relacji Mae oraz Gabriela, gdy byli młodsi, ale tu miałam kilka zastrzeżeń, bo jakoś ta narracja w trzeciej osobie mi nie pasowała i strasznie było irytujące to, że autorka nagminnie posługiwała się słowami blondyn, ciemnowłosa, jasnowłosy, szatynka, jakby nie mieli imion. A i jeszcze byli degeneraci.

Ogólnie pomysł na fabułę był ciekawy, aczkolwiek uważam, że niektóre sytuacje za szybko się działy i spokojnie można je było bardziej rozwinąć, co podziałałoby na korzyść tej opowieści. Z pewnością zabrakło mi tego klimatu, który towarzyszy klubom motocyklowym, bo jakby nie patrzeć odgrywa on dużą rolę w całej historii. „Rówieśniczka diabła” liczy sobie 264 strony, które naprawdę przeczytacie migiem. Jednakże nie spodziewajcie się jakiegoś elementu zaskoczenia, bo go nie znajdziecie. Ta książka była dla mnie przewidywalna od samego początku, ale i tak się dobrze bawiłam podczas jej czytania. Trochę się pośmiałam, a to bardzo lubię, gdy występuje humor. Były też gorące sceny, przez co na pewno ta powieść skierowana jest do osób pełnoletnich.

Jeżeli szukacie czegoś lekkiego na wieczór, by się zrelaksować po ciężkim dniu pracy, to polecam wam „Rówieśniczkę diabła”. Myślę, że powinna sprostać waszym oczekiwaniom. Oceniam ją 7/10.

„Tęsknota za kimś, kogo się kocha, to niezła suka. Wpaja nam, że znajdujemy się blisko ukochanej osoby, a potem okazuje się, że to była tylko zwyczajna fikcja [...]”

Z twórczością autorki spotkałam się już wcześniej za sprawą książki „Prywatny ochroniarz”. Teraz w moje rączki trafiła jej kolejna pozycja wydawnicza, którą jest „Rówieśniczka diabła”. Jest to historia Mae i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

“W życiu nie zawsze będziesz mieć to, czego zapragniesz, Dovey. Czasami spotkają cię przykrości, przez które będziesz żałować, że nie można cofnąć czasu. W takichh sytuacjach musisz po prostu przeć dalej i nie oglądać się za siebie.”

Tej autorki chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, bo jest już bardzo dobrze znana polskim czytelnikom. Ja znam jej praktycznie wszystkie książki, które są wydane w Polsce i jak mam być szczera, to wciąż łaknę ich więcej i więcej. Ta pisarka ma to do siebie, że pisze historie, które są totalnym mind f**kiem, jak ja to mówię dla naszego umysłu. Jedni kochają jej twórczość, a drudzy omijają szerokim łukiem. Od niej, nie dostanie się łagodnego romansiku, tylko książki, które przeorają nas doszczętnie. W moje rączki wpadła książka „In peace lies havoc”, którą czytałam w oryginale i która niesamowicie mi się spodobała. Czytając ją po raz drugi, towarzyszyły mi te same emocje mimo tego, że już znałam tę opowieść. Mamy tu Dove, która od najmłodszych lat wie, co to życie w mroku. Mrok stale za nią podąża, pilnując ją i stając się jej cieniem. Pewnego dnia dziewczyna zostaje uprowadzona sprzed baru, w którym tańczy na rurze. Nie ma pojęcia, że to nie było zwykłe porwanie, bo ukrywa się za nim drugie dno.

W jakim celu Dove została porwana?

Kim są jej oprawcy?

Naprawdę uwielbiam książki tej autorki. „In peace lies havoc” to opowieść, która wywoła ciarki na całym waszym ciele i będziecie się zastanawiać, co za sobą kryje każda kolejna strona. Mamy tu dziewczynę, której życie od samego początku było znane jej porywaczom. Bawili się nią, wiedząc, kim ona jest. Mam kompletny chaos w głowie i nie wiem, jak ubrać w słowa to, co chciałabym wam powiedzieć o tej książce. Podobało mi się w niej wszystko. Pomysł na fabułę, akcje, postacie, różne sytuacje, w których bohaterzy się znajdowali. W ogóle pomysł na to, co dzieje się w Midnight Mayhem, było strzałem w dziesiątkę, bo po raz pierwszy się z czymś takim w książce spotkałam. Jones serio wie, jak zachęcić czytelnika do czytania. W przypadku jej historii cieszę się, że nie ma tu typowych serduszek i kwiatków, tylko ten dreszczyk strachu, tajemnic, brutalności i tej zabawy w kotka i myszkę.

Dove to osoba, która nauczyła się żyć w ciszy. Stała się małomówna i wiecznie oglądała się za siebie. Podążał za nią cień, który znajdował się tam, gdzie ona i zawsze ją ostrzegał, powtarzając: „Jeszcze się spotkamy Dovey. Kiedy tylko się odezwiesz, kiedy tylko będziesz tańczyć, ja będę słuchał i patrzył. Będę cię obserwował przez cały czas”. I dokładnie tak było. Polubiłam jej postać, bo Dove nie była słaba. Natomiast Kingston... Jezuuu, ależ ja go uwielbiałam. Pewnie nie powinnam i wypadałoby mi napisać, że to kawał bezdusznego gnoja, ale cóż... Ja mam słabość do takich bohaterów, więc dla mnie on był na duże TAK. Jest jednym z braci Kiznitch, który odgrywał dużą rolę w całej książce, jak i życiu Dove. Oprócz niego byli jeszcze Killian, Kyrin i Keaton. Każdy z nich miał swoje zadanie i całościowo wyszło to fajnie, ale to już sami się o tym przekonacie. Znajdziecie tu wiele postaci drugoplanowych, które czynnie biorą udział w całej tej opowieści.

Już dawno tak dobrze się nie bawiłam przy czytaniu, że normalnie aż kartki paliły mi się między palcami. Dostałam od tej powieści wszystko to, co lubię w mrocznych książkach: dreszczyk emocji, tajemnice, wartką akcję, mocnych bohaterów, dynamizm i wiele innych sytuacji. Chemia pomiędzy Kingiem a Dove była wyczuwalna na kilometr i podobało mi się budowanie tego napięcia między nimi.

Moja recenzja jest nieco chaotyczna, ale to dlatego, że w mojej głowie panuje istny bałagan po przeczytaniu tej lektury i nie zdążyłam do tej pory go poukładać. Jeżeli lubicie książki Amo Jones, to bardzo zachęcam was do sięgnięcia i po tę historię. Na pewno będziecie się świetnie bawić. Oceniam książkę 9/10.

„[...] pamiętaj, że w spokoju zawsze czai się chaos”.
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/02/amo-jones-in-peace-lies-havoc-dove.html

“W życiu nie zawsze będziesz mieć to, czego zapragniesz, Dovey. Czasami spotkają cię przykrości, przez które będziesz żałować, że nie można cofnąć czasu. W takichh sytuacjach musisz po prostu przeć dalej i nie oglądać się za siebie.”

Tej autorki chyba nikomu nie trzeba przedstawiać, bo jest już bardzo dobrze znana polskim czytelnikom. Ja znam jej praktycznie wszystkie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy zaczynałam czytać tę książkę, jednak co ją złapałam w swoje łapki, po chwili po prostu odkładałam, bo czułam, że nie mam ochoty zagłębić się w tę opowieść. Nie był to najlepszy czas dla mnie, bo przygnębiająca pogoda i osłabienie dawały o sobie znać. Zresztą nie było tak tylko z tą powieścią, ale i wieloma innymi. Nie mogę jednak w nieskończoność tego odkładać, dlatego postanowiłam zebrać się w sobie i dosłownie zmusić do czytania. Nie będę ukrywała, że początkowo ta opowieść mnie nie zachwyciła, brnęłam przez pierwsze 70 stron, bo tak naprawdę musiałam, a nie z przyjemności. Nie dostałam od samego początku, takiego efektu wow, jak w przypadku pierwszego tomu tu zaczęło się dość słodko i nudno i bez fajerwerków. Pierwszy tom oceniłam bardzo wysoko, bo byłam nim zachwycona i bawiłam się świetnie podczas czytania, dlatego dostał ode mnie dziewięć na dziesięć gwiazdek. Jak będzie w tym przypadku? Tego zaraz się dowiecie.

Tak jak wspomniałam wyżej,= początek książki mnie nie porwał, co więcej w pierwszej chwili zaczynałam się obawiać, że po prostu zawiodę się na tej historii i będzie klapa, a byłaby to naprawdę wielka szkoda, ponieważ twórczość autorki bardzo lubię i jeszcze nigdy się nie zawiodłam, wręcz przeciwnie, przy jej opowieściach zawsze miałam przyśpieszone bicie serca i gęsią skórkę. Dlatego początkowo czułam dość mocne rozczarowanie, ale, ale... im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym było coraz lepiej. Dalsze rozdziały wskoczyły ponownie na poprawne tory i cóż mogę powiedzieć, jedynie wow! Początek – sielankowe, w miarę spokojne życie bohaterów, później po raz kolejny otrzymujemy zwartą, dynamiczną i pełną zwrotów akcji fabułę, bardzo dobrze przemyślaną i nieprzewidywalną, czytałam każdy kolejny rozdział z zapartym tchem i gęsią skórką. Do naszych bohaterów powracają ich demony z przeszłości, które na każdym kolejnym kroku podkładają im kolejne przeszkody do pokonania, no bo niestety, nie ukrywajmy, przeszłość zawsze się o siebie upomni.

Autorka ma świetny styl pisania, w iście mistrzowski sposób potrafi zrównoważyć różnice wynikające z całkowicie dwóch odmiennych gatunków, bo tu otrzymujemy połączenie gorącego romansu z powodującym przyśpieszone bicie serca thrillerem. Ja nadal pozostaję jej wierną, choć słabo aktywną fanką, jednak w przyszłości na pewno po jej kolejne powieści sięgnę. Jeżeli szukacie powieści, którą będziecie czytać z zapartym tchem, to ta jest skierowana właśnie do was, pomimo dość słabego początku całość oceniam na 7 gwiazdek. Pstt... moje serce i tak nadal należy do pierwszej części, która podobała mi się zdecydowanie bardziej, ale było bardzo miłe ponownie wkroczyć do pełnego zawirowań świata Kornelii i Alana.

Gorąco polecam!

Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy zaczynałam czytać tę książkę, jednak co ją złapałam w swoje łapki, po chwili po prostu odkładałam, bo czułam, że nie mam ochoty zagłębić się w tę opowieść. Nie był to najlepszy czas dla mnie, bo przygnębiająca pogoda i osłabienie dawały o sobie znać. Zresztą nie było tak tylko z tą powieścią, ale i wieloma innymi. Nie mogę jednak w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Czasami zastanawiałem się, czy anioły mówiły do mnie, żebym się lepiej zachowywał, czy żeby zachęcić mnie do zabawy w diabła.”

„Rywal” to drugi tom serii Fall Away. Tym razem na celowniku mamy Madoca, którego mieliśmy okazję poznać w „Dręczycielu” i który był przyjacielem Jareda oraz Fallon. Dziewczyna jest przybraną siostrą Madoca i teraz się zastanawiam, czy pojawiła się ona, choć na chwilę w pierwszym tomie, bo nie mogę sobie przypomnieć. Byłam tak skupiona na Jaredzie i Tatum, że po prostu, nie zwróciłam na to uwagi :D

Jednak nie ważne, byłam bardzo ciekawa, co tym razem za opowieść zafunduje nam autorka. Czy będzie ona trzymała poziom tomu pierwszego? Myślę, że trzymała, chociaż ja jestem oddana bohaterom z „Dręczyciela”. Madoc i Fallon, nie przepadali za sobą i sobie dokuczali, jednak coś ich łączyło, ale nagle dziewczyna wyjeżdża bez słowa, co wywołuje w chłopaku złość i nienawiść. Nagle po dwóch latach Fallon wraca, aczkolwiek nie sądziła, że ten powrót okaże się taki trudny.

Czy odżyją dawne uczucia, które potajemnie łączyły Fallon i Madoca?

Dlaczego dziewczyna wyjechała bez słowa?

Na pewno nie zawiodłam się na tej książce i uważnie śledziłam relację naszych bohaterów. Madoc jak zwykle to cwaniaczek, ale za to go właśnie polubiłam. Jednak była to tylko jego powłoka. Udawał twardziela, lecz w głębi duszy to chłopak można powiedzieć, że skryty w sobie. Podobało mi się to, że autorka wplotła tu retrospekcje i pokazała, z jaką łatwością człowiek potrafi chować się za fasadą, którą stworzył dla otoczenia. Natomiast Fallon polubiłam od samego początku. To naprawdę fajna i mądra dziewczyna i szczerze jej kibicowałam. Muszę jeszcze koniecznie wspomnieć Jaxie, któremu jest poświęcona trzecia część. Coś czuję, że tam to się dopiero będzie działo, bo tego chłopaka normalnie uwielbiam.

Czego możecie oczekiwać po „Rywalu”? Wiele zwrotów akcji, mocnych i świadomych swoich czynów bohaterów, nieziemskie przyciąganie, tajemnice, niedopowiedzenia, żal, relacja hate/love, motyw przybranego rodzeństwa i wiele, wiele innych rzeczy. Nie raz podczas czytania miałam gęsią skórkę, bo autorka ma to do siebie, że świetnie operuje emocjami, robiąc nam papkę z mózgu.

Oczywiście, nie zabraknie tu sytuacji, dziejących się w szkole. Spotykamy postacie z pierwszego tomu i uwielbiam taki zabieg, bo zawsze wiadomo, co u nich słychać. Jestem naprawdę zadowolona z tej książki, bo dostałam tu ogrom splotów wydarzeń, ciężką relację rodzinną, problemy i skomplikowaną relację pomiędzy bohaterami. Po raz kolejny autorka mnie kupiła opisaną przez siebie historią i udowodniła, że książki spod jej pióra można brać w ciemno.

Jedyne, co mi pozostało to polecić Wam tę opowieść, bo się nie zawiedziecie. Nie tylko dorośli muszą radzić sobie z problemami i Penelope Douglas ukazuje w swojej książce, że dotykają one także nastolatków. Pokazuje, jak sobie z nimi radzą i to nie jest nic przyjemnego, bo młody człowiek powinien doświadczać szczęścia, a nie bólu i przykrości 😊

„Czasami zastanawiałem się, czy anioły mówiły do mnie, żebym się lepiej zachowywał, czy żeby zachęcić mnie do zabawy w diabła.”

„Rywal” to drugi tom serii Fall Away. Tym razem na celowniku mamy Madoca, którego mieliśmy okazję poznać w „Dręczycielu” i który był przyjacielem Jareda oraz Fallon. Dziewczyna jest przybraną siostrą Madoca i teraz się zastanawiam, czy pojawiła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znam pióro autorki, chociaż nie wszystkie jej książki czytałam. Ostatnio nadrabiałam trzy poprzednie tomy, ponieważ nie pamiętałam, co tam się działo. Wczoraj zabrałam się za czwarty i szczerze mówiąc mam bardzo mieszane odczucia. Wiem, że to fikcja literacka, ale przenosząc się w świat czytanych opowieści, nie zwraca się na to uwagi i czyta się tak, jakby coś takiego naprawdę mogło się stać. W tym przypadku od początku bohaterzy działali mi na nerwy. Nie rozumiałam zachowania Blair i jak dla mnie ona w ogóle się nie szanowała, tym bardziej po tym, co musiała robić, będąc pod wpływem ojca. Pozwalała sobą pomiatać, manipulować i udawała wielce silną kobietę, ale w moich oczach zupełnie taka nie była. Phix, choć go na swój sposób lubiłam, to też mi działał na nerwy, bo zachowywał się czasami jak obrażony szczyl, który coś zobaczył i od razu układał swoje teorie (gorzej niż dziecko w przedszkolu). Cóż, nie kupiło mnie to.

Ogólnie cała fabuła była taka naciągana i nic mnie w niej nie zaskoczyło, bo praktycznie wszystkiego się domyślałam. Szczerze mówiąc, to myślałam, że tego tomu nie doczytam, bo miałam kilka razy chwile zwątpienia, ale że nie lubię zostawiać tak książek, to brnęłam dalej. Co mogę dać na plus, tylko to, że tę opowieść czyta się bardzo szybko. Naprawdę było wiele czynników, które działały mi na nerwy, ale chyba najbardziej osoba Blair, że była taka słaba i pozwalała na to wszystko, co się działo.

Niby była chemia między bohaterami, ale nie była ona zdrowa, a ich relacja należała do toksycznych. Niestety nie czułam tu, żadnych emocji, ani razu nie zakręciła mi się w oku łza, nic mnie nie zaskoczyło i było przewidywalne. Według mnie ta część jest po prostu najsłabsza. Co z tego, że były jakieś dodatki w postaci zbliżeń, kolacji i odrobiny normalności, czy opiekuńczości, skoro zaraz to wszystko się zmieniało, wracało na poprzednie tory i irytowało do tego stopnia, że przewracałam oczami.

Co do zakończenia książki, to odniosłam wrażenie, że było pisane na szybko, żeby tylko całość zakończyć. Zabrakło mi wyjaśnień kilku wątków, które uważam, że zasługiwały na rozwinięcie. Zdecydowanie zabrakło mi tu tej całej otoczki mafii i tego dreszczyku, który takiemu wątkowi towarzyszy.

Bardzo mi przykro pisać taką opinię, jednak muszę być szczera z własnym sumieniem, ale niestety mnie ten tom nie porwał, bo zupełnie nie podobał mi się pomysł na fabułę i zachowanie bohaterów w tej części. Oczywiście nie spodziewałam się serduszek i kwiatków, ale myślałam, że może Blair i Phix połączą siły, by ramię w ramię walczyć ze światem, ale niestety dostałam taką „Modę na sukces”.

Niestety ja nie polecam Wam tej historii, ale widzę, że zbiera bardzo pozytywne recenzje, więc może Wam akurat się spodoba, dlatego najlepiej będzie, jak wyrobicie sobie własne zdanie.

Oceniam książkę 4/10, ale to tylko dlatego, że szybko się czytało i za poświęcony czas, który autorka włożyła, by napisać tę opowieść.

Znam pióro autorki, chociaż nie wszystkie jej książki czytałam. Ostatnio nadrabiałam trzy poprzednie tomy, ponieważ nie pamiętałam, co tam się działo. Wczoraj zabrałam się za czwarty i szczerze mówiąc mam bardzo mieszane odczucia. Wiem, że to fikcja literacka, ale przenosząc się w świat czytanych opowieści, nie zwraca się na to uwagi i czyta się tak, jakby coś takiego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Cholercia, dużo bym chciała tu napisać, ale niestety nie mogę. Jednak powiem Wam jedno, że ta książka to istna bomba. Dwóch mocnych bohaterów, choć nastolatków i kupa emocji. Uwielbiam opowieść Jareda i Tatum. Pamiętam, że jak czytałam tę lekturę po raz pierwszy, to mało co, nie obgryzłam wszystkich paznokci, bo nie wiedziałam, czego spodziewać się na kolejnej kartce. I wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? Że za każdym razem, gdy powracałam do tej książki, towarzyszyły mi takie same odczucia, chociaż wiedziałam, co się stanie. Tym razem nie było inaczej. Dlatego właśnie kocham w książkach to, że pomimo tego, że znam daną historię, to gdy do niej powracam, wywołuje ona we mnie ten sam stan, jak za pierwszym razem. Wiem, że na pewno jeszcze kilka razy powrócę do tej powieści, bo ją po prostu uwielbiam.

Historia sama w sobie jest naprawdę ciekawa, bo mamy tu zastosowane wątki hate/love, przyjaźń, złamanie przyjaźni, tak zwany bullying, czyli znęcanie się nad drugą osobą (w tym przypadku psychiczne, chociaż fizyczne znęcanie też się znalazło, tylko że w innym kontekście) i wiele, wiele innych. Uważam, że autorce naprawdę udało się to wszystko zgrabnie połączyć w całość i sprawić, by ta opowieść pokazała, co dzieje się z takimi osobami, jak one to przeżywają i jak sobie z tym radzą.

Co do bohaterów, to nie będę kłamać, ale na początku nie polubiłam się z Jaredem właśnie za to, jak traktował Tatum. Był strasznie podły i nie raz serducho mi się ściskało, że można być aż tak wyrachowanym człowiekiem. Jednak z rozdziału na rozdział wszystko się wyjaśniło. Było mi go szkoda i to bardzo, aczkolwiek to, co robił swojej przyjaciółce, z jednej strony było niewybaczalne, bo ona była Bogu ducha winna. Natomiast Tatum to dziewczyna, którą polubiłam od razu. Przyjmowała wszystkie przytyki i ataki z podniesioną głową, jednakże w zaciszu domowym, pozwalała sobie na emocje, które nią targały. Miała obok siebie przyjaciółkę, która ją niby wspierała i jakoś sobie z tym wszystkim radziła. I właśnie tu pozwolę sobie wspomnieć o tej „przyjaciółce”, bo szczerze jej nie lubiłam. Na początku jeszcze była spoko, ale później miałam jej ochotę ogolić łeb na łyso, kazać jej się rozebrać i wyjść tak na golasa na ulicę. Serio. Gdybym ja miała taką przyjaciółkę, to zasadziłabym jej kopa w tyłek i kazała spadać. Tak ją znielubiłam, że nie mogłam jej po prostu zdzierżyć. Wiem, że trzeci tom jest jej poświęcony i mam nadzieję, że tam będzie normalna, a nie taka świnia, jaką się tu okazała. No, to się na niej odrobinę wyżyłam :D

Oprócz tego, co wyżej wymieniłam, nie zabraknie tu jednak tej chemii, która się nie ulotniła pomiędzy Tatum i Jaredem. Ona po prostu zawsze tam jest. Nie chcę zdradzać, jak potoczy się ich dalszy los, ale w pewnym momencie, zaczną się docierać, jednak nadal będzie wisiała nad nimi tajemnica zachowania Jareda, którą dziewczyna będzie chciała za wszelką cenę poznać. Czy jej się to uda? Odpowiedź znajdziecie oczywiście w tekście.

Jedynie, czego mi zabrakło to punkt widzenia Jareda, ponieważ ta opowieść jest opisana oczami Tatum. Nie wiem, czy Wydawnictwo NieZwykłe zdecyduje się wydać „Dopóki nie zjawiłaś się ty”, czyli historię Jareda, który nam wszystko opowiada ze swojego punktu widzenia. Ogólnie to było już wydane przez inne Wydawnictwo, ale myślę, że byłoby warto to wznowić, bo pewnie nie wszyscy mieli okazję zapoznać się z tekstem.

Mnie ta książka kupiła i jest to jedna z moich ulubionych, do której mam sentyment. Jeżeli jeszcze nie czytaliście „Dręczyciela”, to gorąco Was zachęcam, żebyście po niego sięgnęli, bo ta opowieść ma w sobie tyle emocji, że je się po prostu odczuwa, całym sobą.

Gorąco polecam i oceniam 9/10.

Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/02/penelope-douglas-dreczyciel-zmieni-jej.html

Cholercia, dużo bym chciała tu napisać, ale niestety nie mogę. Jednak powiem Wam jedno, że ta książka to istna bomba. Dwóch mocnych bohaterów, choć nastolatków i kupa emocji. Uwielbiam opowieść Jareda i Tatum. Pamiętam, że jak czytałam tę lekturę po raz pierwszy, to mało co, nie obgryzłam wszystkich paznokci, bo nie wiedziałam, czego spodziewać się na kolejnej kartce. I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Twórczość autorki bardzo lubię i sięgam po nią z ogromną przyjemnością, teraz w moje łapki trafiła druga część serii „Niebezpiecznego piękna”. Pierwszy tom pozostawił mnie z ogromnym chaosem w głowie i nie mogłam się doczekać kontynuacji. Wiedziałam, że ta część będzie równie dobra co jej poprzedniczka i oczywiście się nie zawiodłam. Przeczytałam ją bardzo szybko i bawiłam się przy niej świetnie i czytałam ją z zapartym tchem, nie będę ukrywała, że kolejny raz autorka zaskoczyła mnie zakończaniem, którego kompletnie się nie spodziewałam i dlatego tym bardziej czekam na kolejną część. Podobała mi się kreacja bohaterów, która została utrzymana nadal na tym samym poziomie, nie dostajemy raptem ciepłych kluch i mazgai, wręcz przeciwnie, są mocni charakterem i dziarscy, pomimo tego, że pojawiają się między nimi naprawdę wspaniałe uczucia. Jeżeli mam być szczera, to dla mnie ten tom, był jeszcze lepszy, bardziej dopracowany, przemyślany i czytałam go z ogromną przyjemnością, fabuła była zawiła, brutalna i nieprzewidywalna, przez co praktycznie do samego końca nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, aczkolwiek wiedziałam, że autorka spuści na nas niezłą bombę, przez co czytelnik nie będzie mógł się doczekać trzeciego tomu, co do którego, swoją drogą mam pewne przypuszczenia, ale czuję, że mogę mieć też całkiem niezłą niespodziankę. Fajne w książkach autorki jest też to, że pomimo mroku i brutalności, który pojawia się przez większość fabuły, autorce w iście mistrzowski sposób udaje się połączyć cudowny romans z dość sporą dawką humoru, co moim zdaniem jest genialnym zabiegiem, bo przez to czas spędzony z tą powieścią nie jest ani nudny, ani monotonny, ponieważ wszystko jest idealnie zrównoważone. Ja pragnęłam, aby czas spędzony z tą dwójką trwał jak najdłużej i jeśli mam być szczera to po tych niecałych trzystu stronach odczuwam lekki niedosyt.

Czy polecam wam tę opowieść? Zdecydowanie tak. Ja otrzymałam od niej wszystko, co kocham w książkach, które tak zawzięcie pochłaniam – zawiłą i nieprzewidywalną fabułę, sporą dawkę humoru, brutalność, ale i wspaniałe uczucie pomiędzy dwojgiem ludzi niby tak od siebie różnych, a jednocześnie tak idealnie dopasowanych. Jeżeli macie jakiekolwiek wątpliwości, czy warto zagłębić się w tej lekturze, to zachęcam was do tego, abyście zaczęli czytać, a nie marnowali czas na myślenie, czy warto. Ja spędziłam przy niej cudownie czas i daję jej 8/10.

Polecam!

Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/j_30.html

Twórczość autorki bardzo lubię i sięgam po nią z ogromną przyjemnością, teraz w moje łapki trafiła druga część serii „Niebezpiecznego piękna”. Pierwszy tom pozostawił mnie z ogromnym chaosem w głowie i nie mogłam się doczekać kontynuacji. Wiedziałam, że ta część będzie równie dobra co jej poprzedniczka i oczywiście się nie zawiodłam. Przeczytałam ją bardzo szybko i bawiłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zawsze słucham głosu rozsądku. Dlaczego tym razem z moim rozumem zaczęło walczyć serce?”

To moje drugie spotkanie z twórczością Pauliny i zdecydowanie bardziej udane niż za pierwszym razem. Jednak człowiek czasami dobrze wychodzi na tym, jeśli nie skreśla autora po jednej książce i daję mu szansę, by spróbować przeczytać spod jego pióra coś innego. Ja tak zrobiłam i nie żałuję. „Niebezpieczne rady” to historia Lilki oraz Sashy. Dziewczyna ma ciężkie życie, bo po wypadku mamy, stała się głową rodziny, którą musiała utrzymać. Było jej naprawdę ciężko, wiele razy miała chwile zwątpienia, ale się nie poddawała, zaciskała zęby i starała się zrobić wszystko, by mieli za co żyć i gdzie mieszkać. Nie miała swojego życia, a kobieta w takim wieku jak ona, powinna się bawić i czerpać z życia, bo młodość niestety, ale szybko przemija. Sytuacja doprowadza ją do tego, że musi podjąć pracę w klubie, która ma jej zapewnić większe zarobki. To właśnie tam poznaje Sashę, który wywołuje w niej niepokój, ale z drugiej strony przyciąga ją do siebie, jak ćmę do światła. Jednak Lilka nie ma pojęcia, że jej pracodawca zna ją aż za dobrze. Sasha chce zemsty, która na końcu powinna być słodka, ale czy tak będzie? O tym przekonacie się już niedługo sami.

Czy Sasha zemści się na Lilce?

Jest to naprawdę dobra pozycja, którą momentalnie się czyta. Mnie to zajęło około pięciu godzin, zarywając nockę oczywiście, ale było warto. Podziwiałam Lilkę za jej determinację, upór, chęć niesienia pomocy i za to, że ani przez chwilę nie pomyślała, by się poddać. Taka córka i siostra to prawdziwy skarb. Nie raz było mi jej szkoda, bo wypruwała sobie żyły, by wszystko ogarnąć. Jednak czasami irytowało mnie jej podejście do pewnych spraw, bo za mocno reagowała. Być może było to spowodowane tym, że miała za dużo wszystkiego na głowie. Co do Sashy, to był intrygującym bohaterem. W dzieciństwie przeszedł wiele, co odbiło się na jego życiu i ukształtowało go na człowieka, jakim jest teraz. Jego postępowanie też mnie denerwowało i nie raz chciałam mu tyłek skopać. Mimo wszystko okazał się fajnym i opiekuńczym facetem, choć aroganckim i wulgarnym. Na szczęście ja takich lubię, więc się cieszyłam, że nie był drętwy.

Co do fabuły to była ciekawa do tego stopnia, że nie mogłam się oderwać od czytania, bo musiałam wiedzieć, co będzie dalej. Paulina pisze lekko i spójnie, czym mnie przekonała w tym przypadku do swojej twórczości. Zawsze lubię, gdy w książkach występuje narracja dwutorowa i cieszę się, że na taką postawiła też autorka. Dzięki czemu możemy zrozumieć bohaterów i ich pobudki.

Czego możecie oczekiwać od tej opowieści? Na pewno chemię, która jest wyczuwalna już od pierwszego spotkania bohaterów. Tajemnice, które mogą prowadzić do nieprzyjemnych sytuacji. Niedopowiedzenia, które są najgorsze, bo przez to, wszystko może się posypać, jak domek z kart. Przyjaźń, która jest ważna dla głównej bohaterki. Ciężkie życie, z którym boryka się Lilka. Nienawiść, która może wyrządzić krzywdę. Ale także i miłość, która może być piękna, ale i niekiedy krzywdząca. Sceny zbliżeń. Te to rozpalają i pozostawiają czytelnikowi duże pole do wyobraźni, chociaż są też takie, które były wulgarne :D

Mam takie trzy rzeczy, do których muszę się przyczepić, ale to takie naprawdę maciupeńkie. Pierwsza to bohaterka, która ma wiecznie łzy w oczach albo płacze. W niektórych sytuacjach jest to zrozumiałe, ale ona non stop tak ma. Drugą jest pewna sytuacja, która dotyczy przeszłości Sashy i było to pod koniec książki. Tu bym bardziej to rozwinęła, a tak to jest napisane na szybko. No i trzecia to wątek motocyklowy, który niestety, był minimalistyczny i prawie go nie było. To tyle z moich malutkich minusików, bo reszta jest naprawdę extra.

Z czystym sumieniem polecam Wam tę historię, bo ja dla niej przepadłam. Jeżeli szukacie jakiejś odskoczni od codzienności i lekkiej lektury na wieczór, to „Niebezpieczne rady” Wam to zapewnią. Oceniam książkę na mocne 8/10.

Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/paulina-zalecka-niebezpiecznerady.html

„Zawsze słucham głosu rozsądku. Dlaczego tym razem z moim rozumem zaczęło walczyć serce?”

To moje drugie spotkanie z twórczością Pauliny i zdecydowanie bardziej udane niż za pierwszym razem. Jednak człowiek czasami dobrze wychodzi na tym, jeśli nie skreśla autora po jednej książce i daję mu szansę, by spróbować przeczytać spod jego pióra coś innego. Ja tak zrobiłam i nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, było takie średnie, niezbyt udane, ale też nie najgorsze, jednak zakończenie pierwszego tomu serii Warszawskiego mroku, zaciekawiło mnie na tyle, że skusiło mnie do tego, abym sięgnęła po kontynuację. Nie miałam co do niej zbyt wielkich oczekiwań, ponieważ bałam się tego, że mogę się zawieść. Jednak tu moje ogromne zaskoczenie, ponieważ drugi tom podobał mi się dużo bardziej niż część pierwsza. Po pierwsze zdecydowanie widać poprawę w stylu pisania autorki, tu odczuwamy, że jest bardziej dojrzały, w „Królu śródmieścia” miejscami miałam wrażenie, że książkę pisała nastolatka, szczególnie po zachowaniu Mel i jej tekstach. Fabuła też jest lepiej dopracowana, bardziej przemyślana, rozwiązane zostało sporo niedokończonych wątków z pierwszego tomu, ale też moim zdaniem nie wszystko. Jest dużo więcej emocji, które odczuwałam całą sobą, złość, smutek, żal i rozczarowanie, poczułam też większą więź z bohaterami.

Główni bohaterzy też są moim zdaniem lepiej wykreowani, Mel w pierwszym tomie bardzo mi działała na nerwy, tu już było troszkę lepiej, chociaż nadal uważam, że pchała się tam, gdzie nie trzeba i czasami za dużo miała do powiedzenia, na tle Costury wypada po prostu bardzo słabo. A co do niego, to bardzo mi się tu podobał, nadal był nieobliczalnym, zawziętym i niebezpiecznym skurczybykiem, ale jednak coraz częściej pokazywał swoje drugie łagodniejsze oblicze. Podobała mi się tu relacja, jaka pojawia się między nimi. Była tu też postać Bartka, która nie do końca mi odpowiadała, jakoś nie mogłam go kompletnie polubić i nie oszukujmy się, ale Mel kompletnie nie pasowała do niego, za to do Costury jak najbardziej tak.

Pomimo tego, że pierwszy tom oceniłam na marne pięć gwiazdek, temu daję dobrą siódemkę. Bawiłam się przy tym tomie dużo lepiej i czytałam go z ogromną przyjemnością. Dlatego, jeżeli „Król śródmieścia” nie przypadł wam do gustu, to proszę nie zrażajcie się i dajcie szansę dalszym losom Mel i Costury, ponieważ gwarantuję wam, że jest dużo lepiej. Ja przy tej lekturze spędziłam bardzo miłą noc i bardzo chętnie sięgnę po tom trzeci. I was do tego gorąco zachęcam. Tak jak pisałam wyżej, daję jej 7/10.

Polecam!


Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/katarzyna-garczyk-anio-zemsty-jest-w.html

Moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, było takie średnie, niezbyt udane, ale też nie najgorsze, jednak zakończenie pierwszego tomu serii Warszawskiego mroku, zaciekawiło mnie na tyle, że skusiło mnie do tego, abym sięgnęła po kontynuację. Nie miałam co do niej zbyt wielkich oczekiwań, ponieważ bałam się tego, że mogę się zawieść. Jednak tu moje ogromne zaskoczenie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Płomień mojej nienawiści jest tak potężny, że mógłby spalić cholerne słońce. To porównanie nieco zalatuje dramatem, ale dość dobitnie przedstawia moje odczucia.”
Bardzo lubię książki Amo Jones i na każdą kolejną czekam z ogromną niecierpliwością, dlatego, gdy tylko coś pojawi się w zapowiedziach, od razu wpisuję to na listę do przeczytania. Wczoraj wpadła w moje łapki „Crowned by hate”. Nie jest tajemnicą, że uwielbiam porąbane historie i im bardziej ryje głowę, tym dla mnie lepiej, nienawidzę po prostu nudy! Kasia już dość dawno czytała tę opowieść w języku angielskim i mówiła, że jest petarda, a że mamy taki sam gust do książek to wiedziałam, że i mi się ona spodoba. Gdy zaczęłam ją czytać, oczy robiły mi się coraz większe, a na buzi z każdą kolejną stroną pojawiał się szerszy uśmiech. Ta książka jest rewelacyjna! Nieprzewidywalna do samego końca, budująca napięcie i tak genialna, że ciężko mi się po niej ogarnąć. Samo zakończenie zrobiło mi z mózgu zarabistą papkę, bo po ostatniej stornie zostałam jedynie z pytaniem, że co kurde? To chyba jakiś żart! Cała opowieść ma niecałe 200 stron, ale dzieje się tu tyle, że mi momentami ciężko było cokolwiek ogarnąć, a w głowie panował jeden wielki chaos. Historia tu przedstawiona jest zdrowo porąbana, ale kurcze, kocham ją i już chcę kontynuację. Moja recenzja może i jest trochę bez ładu i składu, ale dokładnie to samo dzieje się teraz w mojej głowie i uwierzcie mi, chciałabym napisać wam tak wiele, wylać wszystkie moje myśli tu i oddać emocje, jakie mną targają, ale tego nie zrobię, ponieważ obawiam się, że mogłabym zdradzić wam zbyt wiele i stracilibyście przyjemność z przeczytania jej. Powiem wam jedynie tyle, jeżeli lubicie mocne historie, które zrobią wam w głowie niezłą rozpierduchę, to ta opowieść skierowana jest właśnie do was. Ja tę opowieść uwielbiam i z ogromną przyjemnością do niej powrócę. Teraz jedynie co to nie pozostaje nam nic innego jak czekać z niecierpliwością na kontynuację. Tej opowieści daję 9/10. Gorąco polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/amo-jones-crowned-by-hate-isa-johnson.html

„Płomień mojej nienawiści jest tak potężny, że mógłby spalić cholerne słońce. To porównanie nieco zalatuje dramatem, ale dość dobitnie przedstawia moje odczucia.”
Bardzo lubię książki Amo Jones i na każdą kolejną czekam z ogromną niecierpliwością, dlatego, gdy tylko coś pojawi się w zapowiedziach, od razu wpisuję to na listę do przeczytania. Wczoraj wpadła w moje łapki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam twórczość J.J.McAvoy, pokochałam ją za serię „Ruthless people”, dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach, że zostanie u nas wydana seria poświęcona dzieciom głównych bohaterów, byłam zachwycona, ale miałam też lekkie obawy. Zastanawiałam się, czy autorka sprosta wyzwaniu i stworzy nam równie świetne historie, takie jak w przypadku poprzedniej serii? Nie jest tajemnicą w opowieści Melody i Liama jestem zakochana, pomimo braku czasu, przeczytałam wszystkie tomy już dwukrotnie, dostałam mnóstwo emocji, brutalności, namiętności, ale i nutkę romantyzmu. Gdy złapałam w swoje ręce najnowszą książkę autorki, czyli opowieść Ivy i Ethana byłam przeszcześliwa, zabrałam się za czytanie jej i im bardziej zagłębiałam się w lekturę, tym na mojej twarzy pojawiał się coraz większy uśmiech. Ponownie przeniosłam się do świata przepełnionego mrokiem, intrygami, krwawymi porachunkami, zagłębiłam się w historii, z której emocje wylewają się z każdej strony. Czytałam tę książkę z zapartym tchem, ponieważ tu cały czas coś się dzieje, nie ma nudy, jest za to mafia z krwi i kości, taka, która robi na mnie ogromne wrażenie, ale nie myślcie, że są tu tylko krwawe sceny, ciągłe porachunki i nic więcej, wręcz przeciwnie. Autorka ma doskonały warsztat pisarski i w iście perfekcyjny sposób łączy mroczną fabułę z nutą romantyzmu, co sprawia, że jej powieści czyta się z ogromną przyjemnością. Bohaterowie są genialnie wykreowani, nie są to ciepłe kluchy, którzy za sprawą strzały amora robią się flejami, wręcz przeciwnie, wspólnie stają się coraz bardziej popaprani i bezwzględni. Jeżeli chodzi o samą fabułę, jest dość nieprzewidywalna, chociaż w niektórych momentach można było się domyśleć, co będzie dalej, jednak kompletnie mi to nie przeszkadzało. Pragnęłam jedynie, aby czas z ich historią trwał jak najdłużej. Po raz kolejny autorka mnie nie zawiodła i na sam koniec pierwszego tomu spuściła na nas bombę i zostawiła w stanie zawieszenia, przez co z jeszcze większą niecierpliwością wyczekuję drugiego tomu, jestem ciekawa, jak zostanie poprowadzona dalsza część, mam jedynie nadzieję, że wydawnictwo nie będzie nam kazało długo na to czekać.

Jeżeli szukacie mafii, która przyprawi was o szybsze bicie serca, to ta historia skierowana jest właśnie do was. Ja otrzymałam od tej powieści wszystko to, co w tym gatunku uwielbiam, czyli brutalność, mrok, bezwzględność, ale i cudowne, jednak niełatwe uczucie. Ja jestem w twórczości tej autorki zakochana i z niecierpliwością wyczekuję kolejnych książek. Tej daję 9/10.

Gorąco polecam!

Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/j.html

Uwielbiam twórczość J.J.McAvoy, pokochałam ją za serię „Ruthless people”, dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach, że zostanie u nas wydana seria poświęcona dzieciom głównych bohaterów, byłam zachwycona, ale miałam też lekkie obawy. Zastanawiałam się, czy autorka sprosta wyzwaniu i stworzy nam równie świetne historie, takie jak w przypadku poprzedniej serii? Nie jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię młodzieżowe książki, czytanie ich sprawia mi ogromną przyjemność, ponieważ ponownie mogę przenieść się do moich nastoletnich lat i pierwszych miłości. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach książkę Sandry, przyciągnęła mnie cudowna okładka, tak skromna, ale zarazem miła dla oka. W ostatnim czasie przeczytałam dość sporo powieści, w których bohaterowie mieli po naście lat i niestety nie były one dość dobre, dlatego też nie nastawiałam się na to, że ta będzie górnych lotów. O dziwo, byłam pozytywnie zaskoczona, ponieważ ta historia mi się podobała i to bardzo. Bawiłam się przy niej świetnie i spędziłam przy niej miły wieczór przy lampce wina, co więcej, byłam troszkę zawiedziona, że tak szybko się skończyła. Fabuła była przemyślana i ciekawie poprowadzona, ciągle coś się działo, dzięki czemu opowieść tu przedstawiona nie była nudna. Dostałam mnóstwo emocji, wiele fragmentów, które mnie samą zmuszały do głębszych refleksji na temat tego, co mam, co mogę mieć, co doceniam, a co nie. Książka jest przepełniona bólem i smutkiem, a także strachem Cass i Collina. Główni bohaterowie byli fajnie wykreowani i podobało mi się to, że mieli wspólną przeszłość i idealnie tu się sprawdza, powiedzenie, że pomiędzy nienawiścią a miłością jest cienka linia. Bardzo lubię takie relacje, podobało mi się to, że nie było tu nic na siłę przyśpieszane, tylko uczucia pomiędzy nimi pojawiały się stopniowo, chociaż już wcześniej coś się tam między tą dwójką działo, jednak nie chcę wam zbyt wiele zdradzić z fabuły. Fajne było też to, jak oni się nawzajem do siebie otwierali, jak pokazywali swoje uczucia i jak wpłynęło na nich to, co wydarzyło się w przeszłości, a uwierzcie mi to, co ich spotkało, szczególnie dla tak młodego wieku naprawdę nie było miłe i potrafiło naprawdę uderzyć w psychikę tak młodziutkiej osoby.

Książka ma niecałe trzysta stron, ale na mnie zrobiła bardzo dobre wrażenie, co więcej, mogłaby mieć ich nawet i więcej, ponieważ po takie lektury jak ta sięga się z ogromną przyjemnością. Otrzymałam w niej wszystko to, co w literaturze młodzieżowej uwielbiam, młodych, ale rozsądnych i na swój sposób dojrzałych bohaterów, całą paletę emocji, które odczuwałam całą sobą, czytając każdą kolejną stronę oraz piękną, ale zarazem poruszającą historię, która skłania do głębszych rozmyślań. Was gorąco zachęcam do przeczytania tej powieści, gwarantuję, że spędzicie z nią przyjemnie czas, a gdy zaczniecie ją czytać, nie odłożycie tej powieści nawet na chwilę, dopóki nie dobrniecie do ostatniej strony. Ja daję tej powieści 8/10.

Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/sandra-ozolin-my-best-friends-big.html

Bardzo lubię młodzieżowe książki, czytanie ich sprawia mi ogromną przyjemność, ponieważ ponownie mogę przenieść się do moich nastoletnich lat i pierwszych miłości. Gdy zobaczyłam w zapowiedziach książkę Sandry, przyciągnęła mnie cudowna okładka, tak skromna, ale zarazem miła dla oka. W ostatnim czasie przeczytałam dość sporo powieści, w których bohaterowie mieli po naście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Nikomu nie uda się przejść przez życie bez blizn. To niemożliwe. Ale nie są one znamieniem wstydu. To oznaka honorowa, która dowodzi, że walczyłeś i przetrwałeś. Dlatego sama nigdy nie kryję swoich blizn. Ale ty nie zostawiłeś przeszłości za sobą.”

To już czwarty tom serii Sekrety i Namiętności. Bardzo lubię pióro autorki i przy jej książkach nigdy się nie nudzę. W tym przypadku było tak samo. Tym razem Meghan March przedstawia nam historię Yve i Lucasa. Tych bohaterów mieliśmy okazję już poznać i byłam bardzo ciekawa, jak potoczą się losy tej dwójki, bo praktycznie każde ich spotkanie było wybuchowe. Jednak pożądanie, które ich do siebie przyciągało było tak namacalne, że sama je odczułam na własnej skórze.

Nasz główny bohater to cwaniaczek, który był arogancki i nie ufał ludziom, przez co był bardzo rozważny. Polubiłam go, bo mnie zawsze jakoś ciągnie do takiego typu facetów. Oczywiście, żeby nie było, bo tylko w książkach :D Natomiast Yve była kobietą naprawdę silną i mocną, która ceniła sobie niezależność. Dała się lubić już na samym wstępie. Przeszłość nie była dla niej miłym wspomnieniem i wciąż w niej żyje. Jednak idzie naprzód i stara się myśleć pozytywnie.

Ta część zdecydowanie jest dobra, bo przedstawia nam opowieść dwóch mocnych charakterów, w których przeszłość pozostawiła blizny. Autorka naprawdę potrafi operować emocjami i stwarzać takie historie, od których nie można się oderwać. Polubiłam pióro Pani March za to, że jest lekkie, spójne i z nutką humoru. Uwielbiam te potyczki słowne, które znajdziecie w tej lekturze i jest ich sporo i które wywołują uśmiech na twarzy. Znajdują się też sceny zbliżeń, które rozpalają zmysły, jest uwielbiana przeze mnie narracja dwutorowa i uwaga spory druk, dzięki czemu czytało się o wiele lepiej, bez wytężania wzroku.

Nie dostaniecie tu jakichś zwrotów akcji, ale fabuła jest tak poprowadzona, że to, co znajduje się na stronach, w zupełności wystarczy. Jeżeli szukacie serii, która Was pochłonie i zapewni chwile relaksu, to zdecydowanie polecam Wam serię Sekrety i Namiętności. A ci, którzy mają poprzednie tomy już za sobą, to koniecznie niech sięgają po ten, bo nudzić się na pewno nie będziecie.

Oceniam tę część na mocne 8/10, bo pisarka mnie kupiła tą lekturą i już się nie mogę doczekać kolejnego tomu.

Kasia
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/meghan-march-mezczyzna-zbliznami-lucas.html

„Nikomu nie uda się przejść przez życie bez blizn. To niemożliwe. Ale nie są one znamieniem wstydu. To oznaka honorowa, która dowodzi, że walczyłeś i przetrwałeś. Dlatego sama nigdy nie kryję swoich blizn. Ale ty nie zostawiłeś przeszłości za sobą.”

To już czwarty tom serii Sekrety i Namiętności. Bardzo lubię pióro autorki i przy jej książkach nigdy się nie nudzę. W tym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książki Meg bardzo lubię i chętnie po nie sięgam, dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach kolejną propozycję od niej, wiedziałam, że obowiązkowo muszę ją mieć. Bez wątpienia okładka przyciąga wzrok, a do tego porównanie do dwóch książek, które bardzo mi się podobały, czyli „Raw” i „Jej stalkera”, sprawiły, że sięgnęłam po nią z ogromną przyjemnością. Podoba mi się styl pisania autorki, ale tu początek wywołał u mnie dość mieszane uczucia, uwielbiam, jak w książce są dialogi i tak naprawdę dla mnie im więcej tym lepiej, tu mi ich początkowo zabrakło, było bardzo dużo odczuć głównej bohaterki, jej rozterek, przemyśleń, ale zabrakło konwersacji, które ja tak uwielbiam. Fakt, że im dalej zagłębiałam się w lekturze, tym było lepiej, ale na pewno to też zaważy na całościowej ocenie. Podobał mi się pomysł na fabułę, mnóstwo tajemnic, zagadek do rozwiązania i nieprzewidywalna akcja, która z każdą kolejną stroną rozwijała się coraz bardziej, by na samym końcu nieźle zaskoczyć czytelnika. Ciekawy pomysł miała również autorka na kreację bohaterów, Jax, ah ten mój mroczny Jax, bez wątpienia jest moim ulubieńcem, lubię takich typów spod ciemnej gwiazdy, zdobył moje serce już od samego początku, no bo która z nas nie kocha niegrzecznych chłopców, chociaż nie powiem, zdrowo popaprany to on też był. :) Natomiast Vera, to kobieta o bardzo silnym charakterze, podobało mi się to, że nie dawała sobą pomiatać, a przede wszystkim nie pozwoliła się zastraszyć, cały czas wytrwale dążyła od wyznaczonego sobie celu, ale czy go osiągnęła? Musicie przekonać się sami. Nie była jednak ona też ze stali i autorce w genialny sposób udało się oddawać jej emocje i uczucia.
Dobrze pociągnięty jest tu również motyw stalkera, który osobiście w książkach uwielbiam, Jax był takim nie do końca cichym obserwatorem, znał ją bardzo dobrze, wiedział o niej dosłownie wszystko i przewidywał każdy kolejny jej krok, jednak czy był dla niej zagrożeniem, czy wybawieniem, przekonajcie się sami. :)

Meg Adams po raz kolejny pokazała, że jej wyobraźnia nie ma ograniczeń, a pomysły na fabułę są nieprzewidywalne i bardzo dobrze dopracowane. Tak jak wspomniałam wyżej, zabrakło mi jedynie większej ilości dialogów, ale cóż, teraz już nic z tym nie zrobimy. Czy polecam tę książkę? Oczywiście, ja świetnie się przy niej bawiłam i na pewno w przyszłości do niej powrócę. Wam mogę zagwarantować miły i emocjonujący wieczór z tą lekturą. Ja daję jej 6/10.

Polecam!
Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/megadams-stalker-veronicadavis-nie.html

Książki Meg bardzo lubię i chętnie po nie sięgam, dlatego, gdy zobaczyłam w zapowiedziach kolejną propozycję od niej, wiedziałam, że obowiązkowo muszę ją mieć. Bez wątpienia okładka przyciąga wzrok, a do tego porównanie do dwóch książek, które bardzo mi się podobały, czyli „Raw” i „Jej stalkera”, sprawiły, że sięgnęłam po nią z ogromną przyjemnością. Podoba mi się styl...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo lubię pióro Agaty i zawsze z ogromną przyjemnością sięgam po jej książki, dlatego, gdy otrzymałyśmy propozycję zrecenzowania „Prostego zakładu”, nie wahałam się ani chwili. Przeczytałam większość wydanych książek autorki i już mniej więcej wiedziałam, czego mogę się spodziewać, byłam pewna, że gdy zacznę czytać, nie zawiodę się. I dokładnie tak było. Bawiłam się przy niej świetnie. Historia tu przedstawiona wciągnęła mnie od pierwszych stron, jest lekka, przyjemna i świetnie napisana. Występuje tu kochana przeze mnie relacja hate – love, akcja przenosi nas ponownie do czasów liceum, gdzie wydarzenia tu opisane, czasami się zdarzają. Nie było tu ani chwili nudy, ponieważ fabuła, z każdą kolejną stroną coraz bardziej się rozwijała i zachęcała mnie do tego, abym jak najszybciej chciała dotrzeć do zakończenia i tu ogromne moje zaskoczenie, ponieważ umknął mi gdzieś fakt, że będzie więcej niż jeden tom. Samo zakończenie bardzo mnie zaskoczyło i pozostawiło z ogromnym znakiem zapytania, tego zdecydowanie trzeba pogratulować autorce, że ma świetne pomysły i doskonale wie, jak sprawić, aby czytelnik czekał z niecierpliwością na kolejny tom.

Jeżeli chodzi o głównych bohaterów, to Caleb i Octawia stanowili bardzo zgrany duet, mnóstwo humoru, docinek, ale i smutku. Tworzyli iście wybuchową parę. Chociaż większą moją sympatią cieszył się Caleb, był on jednak niezłym ziółkiem, ze swoimi znajomymi mieli swój głupi zwyczaj, że w czasie wakacji rozkochują w sobie dziewczyny, by później w czasie szkoły uprzykrzyć im życie. Octawia swoim zachowaniem momentami mnie denerwowała, była dość wkurzającą bohaterką, ale nie do tego stopnia, aby zepsuła całą lekturę. Podobało mi się natomiast iskrzenie pomiędzy nimi, ich wspólne docinki i rozmowy. Zabrakło mi tu jednak wątku ojca Octawii, został potraktowany troszkę po macoszemu, jest tu tak jakby zapomniany, rozumiem, że dużo pracował, jednak było go tu zdecydowanie za mało.

Całą książkę oceniam na bardzo dobrą, bawiłam się przy niej świetnie i na pewno sięgnę po kontynuację. Was gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę powieść, mogę zagwarantować lekki i przyjemny wieczór przy tej lekturze. Ja z niecierpliwością wyczekuję kolejnych powieści autorki, ponieważ uwielbiam jej pióro. Daje jej 8/10.

Polecam!

Paula
https://girlsbookslovers.blogspot.com/2023/01/agata-polte-prosty-zakad.html

Bardzo lubię pióro Agaty i zawsze z ogromną przyjemnością sięgam po jej książki, dlatego, gdy otrzymałyśmy propozycję zrecenzowania „Prostego zakładu”, nie wahałam się ani chwili. Przeczytałam większość wydanych książek autorki i już mniej więcej wiedziałam, czego mogę się spodziewać, byłam pewna, że gdy zacznę czytać, nie zawiodę się. I dokładnie tak było. Bawiłam się przy...

więcej Pokaż mimo to