-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać3
-
ArtykułyAutor „Taśm rodzinnych” wraca z powieścią idealną na nadchodzące lato. Czytamy „Znaki zodiaku”LubimyCzytać1
-
ArtykułyPolski reżyser zekranizuje powieść brytyjskiego laureata Bookera o rosyjskim kompozytorzeAnna Sierant2
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
Biblioteczka
2024-03-28
2023-09-18
Gdy postać literacka żyje własnym życiem...
Holly Gibney miała mieć w „Panu Mercedesie” drugą, a nawet trzecioplanową rolę. Jednak jej znaczenie dla fabuły okazało się wtedy tak duże na końcu, że podbiła czytelnicze serca z tym autorskim sercem Stephena Kinga na czele. To dzięki niemu postać Holly może nadal ewoluować na naszych oczach.
Przed jej pierwszoplanową książką możemy ją spotkać w łącznie pięciu książkach. I chociaż ta książka ma swoje rozpoczęcie i zamknięcie w jednym tomie to postać Holly Gibney jest tak złożona i jej psychika przechodzi w poprzednich tomach taką przemianę, że bez znajomości poprzednich książek dużo się straci z poczucia głębi tej postaci. Tym bardziej, że King wprowadza tutaj wspomnienia Holly z wcześniejszych lat, które znamy z innych książek. Sama postać Holly podbija moje serce bezgranicznie, chociaż rodzeństwo Robinsonów też ma tam swoje miejsce. ❤️
Jestem pod wrażeniem kreacji sprawy kryminalnej, którą zajmuje się Holly. Ta pisarska rozwlekłość (może dla niektórych przegadanie) pozwoliła mi stworzyć w głowie dobrą siatkę powiązań. Doceniam ten wybieg, że ja już wiem, a Holly jeszcze nie i nie mogłam się doczekać, kiedy to wszystko połączy i jak duże zrobi to na niej wrażenie. Z resztą motywacja osób zaangażowanych w porwania jest wstrząsająca, a jednocześnie tak pasuje do ich postaci.
Kolejnym ogromnym plusem dla mnie jest kreacja wszystkich bohaterów. Nie ma tutaj postaci, która nie dostałaby solidnej porcji charakterystki, która przez to nie czyni ich anonimową ofiarą. Co do umieszczenia dużej ilości nawiązań koronawirusowych w tekście to nie wyobrażam sobie, żeby miało być inaczej znając Holly z wcześniejszych książek jako lekką hipochondryczkę i wyjątkową pedantkę. Też rok 2021 taki był i tylko ja sama się sobie dziwię jak łatwo przychodzi mi o tym zapomnieć. Względy polityczne w książce to jedyna taka kwestia, która już mnie męczy w ostatnich książkach Kinga, bo co za dużo to nie zdrowo, ale też nie jest, aż tak ważna, by psuć mi ocenę całości.
Dawkowanie sobie tej książki to była jedna z lepszych decyzji, bo takie książki warto mieć na dłużej, chociaż bardzo dobrze rozumiem osoby, które nie mogą się od niej oderwać. 😉❤️
Gdy postać literacka żyje własnym życiem...
Holly Gibney miała mieć w „Panu Mercedesie” drugą, a nawet trzecioplanową rolę. Jednak jej znaczenie dla fabuły okazało się wtedy tak duże na końcu, że podbiła czytelnicze serca z tym autorskim sercem Stephena Kinga na czele. To dzięki niemu postać Holly może nadal ewoluować na naszych oczach.
Przed jej pierwszoplanową książką...
2014
2015
2023-05-11
Alternatywny świat, gdzie co roku organizowany jest wielki marsz, w którym bierze udział 100 chłopców, którzy średnio mają mniej niż 18 lat. Marsz, który ma wyłonić zwycięzcę na podstawie tego kto jako pierwszy pojawi się na mecie. Tylko gdzie jest ta meta? Tam, gdzie padnie przedostatni z nich i śmierć poniesienie 99 uczestników.
Muszą cały czas utrzymywać tempo, bo inaczej czeka ich upomnienie ze strony żołnierzy, którzy sprawują pieczę nad marszem. Gdy ilość upomnień się wyczerpie rozlega się huk wystrzału z karabinu. Historię poznajemy z punktu widzenia Garraty'ego, który ma numer czterdzieści osiem.
Niezwykle sugestywna książka, która sprawiła, że czułam mrowienie stóp, gdy wyobrażałam sobie te dziesiątki, a potem setki kilometrów, które przechodzą bohaterowie. Nie trzeba długo szukać, by dostrzec w tej historii jej głębszą warstwę i upatrywać alegorii życia, gdy po trupach dąży się do swojego celu. Ile tak naprawdę jest warta nagroda na końcu? Czy jesteś tą samą osobę co przed startem? Na którym etapie wycieńczenia kończy się kumpelstwo? Kim są ludzie, którzy oglądają marsz z boku i się z niego cieszą?
Gdy myślę o tej historii dopadają mnie mieszane uczucia. Czułam się obciążona zawartością na tyle, że miesza się to w mojej głowie z jej wielką zaletą, ale i też wadą, bo w pewnym momencie chciałam, by wreszcie ten marsz dobiegł końca. Pojawiają się kwestie, które w odbiorze nie zawsze mi leżą, ale doskonale wiem, że jest to książka napisana w 1979 roku co też się rządzi takimi, a nie innymi prawami. Też liczyłam na więcej informacji związanych z pochodzeniem marszu. Z drugiej strony to było takie obdzierające i dające do myślenia na jakim etapie ja bym odpadła. Nie dałabym rady fizycznie czy psychicznie? Los, którego bohatera bym podzieliła?
Co do zakończenia jeżeli czytaliście i macie ochotę to napiszcie mi w wiadomości prywatnej jak je odbieracie, bo chcę zobaczyć czy widzimy to samo.
Alternatywny świat, gdzie co roku organizowany jest wielki marsz, w którym bierze udział 100 chłopców, którzy średnio mają mniej niż 18 lat. Marsz, który ma wyłonić zwycięzcę na podstawie tego kto jako pierwszy pojawi się na mecie. Tylko gdzie jest ta meta? Tam, gdzie padnie przedostatni z nich i śmierć poniesienie 99 uczestników.
Muszą cały czas utrzymywać tempo, bo...
2023-01-14
Uważajcie, by ten komiks nie dostał się w ręce dzieci, bo koszmary gwarantowane.
Dla wielbicieli twórczości Stephena Kinga ciekawy dodatek, aczkolwiek nie nazwałbym go niezbędnym.
Jestem zaskoczona na duży plus mroczną stroną tego komiksu i muszę przyznać, że rysunki Berni i Michele Wrightsonów naprawdę robią przerażające wrażenie. 😱
Na te 64 strony składa się pięć krótkich opowiadań, które łączy ze sobą postać narratora, którym jest Upiór i motyw, którym jest śmierć. Poza tym każde opowiadanie rozgrywa się w zupełnie innym miejscu i z innymi postaciami, ale co mnie zaskoczyło mimo ich skromnej objętości to, że każdy ma swój początek, rozwinięcie i zakończenie, które odczuwam i z jednej strony chciałabym więcej, a z drugiej strony nie mogę im odmówić całości jako krótkiej formy. Szczególnie jedno opowiadanie „Jak pozostać na fali” zaskoczyło mnie wykonaniem zbrodni i tak myślę, że to byłby dopiero dobry materiał na zabójstwo w jakimś kryminale.
Pół godziny spędzone z tym komiksem było świetną i przerażającą rozrywką, więc ode mnie 7/10.
Uważajcie, by ten komiks nie dostał się w ręce dzieci, bo koszmary gwarantowane.
Dla wielbicieli twórczości Stephena Kinga ciekawy dodatek, aczkolwiek nie nazwałbym go niezbędnym.
Jestem zaskoczona na duży plus mroczną stroną tego komiksu i muszę przyznać, że rysunki Berni i Michele Wrightsonów naprawdę robią przerażające wrażenie. 😱
Na te 64 strony składa się pięć...
2023-01-13
„Baśniowa opowieść” była taka baśniowa. 😆
Stephen King w ostatnich latach pokazuje nam swoje nowe literackie odsłony i tym razem napisał książkę dla czytelników, którzy lubią przygodę, fantastykę, nieoczywistych bohaterów i bajki. Oczywiście nie byłby do końca sobą, gdyby nie umieścił kilku mocniejszych scen, ale one tylko dodają do tej historii elementu zaskoczenia.
Jak myślę o „Baśniowej opowieści” to do głowy przychodzą mi dwa jej największe atuty. Po pierwsze główny bohater siedemnastoletni Charlie Read jest dla mnie postacią, której nie sposób nie polubić. Jest taki rzeczywisty w swojej niedoskonałej wystarczalności. Posługując się jak King odniesiem do bajek na myśl przychodzi mi „Shrek”, bo Charlie ma warstwy jak cebula. 😂
Drugim atutem jest napisanie przez Kinga książki, która bazuje na znanych baśniach, a jednocześnie posiada w sobie i tak powiew świeżości. Odniesienia do klasycznych motywów znanych bajek potęgowało we mnie przyjemną nostalgię. Całość mi się podobała, ale najbardziej wygrał dla mnie początek w rzeczywistości z poznaniem pana Bowditcha i suczki Radar. Nie mogłam się oderwać od początku, a w całej książce pojawia się kilka takich momentów, które autentycznie mnie wzruszyły. Z resztą przecież ja już wiem, że kto jak kto, ale King potrafi też i takie emocje we mnie wywołać. 🥺
Podsumowując to była przyjemna i niezobowiązująca lektura, która zrobiła na mnie dobre wrażenie, chociaż bez większego zachwytu. Patrząc się po książkach Kinga w podobnej tematyce trochę bardziej podobał mi się „Instytut”. Nie zmienia to jednak faktu, że widząc ten tytuł na swojej biblioteczce będzie mi towarzyszył uśmiech. 😄
„Baśniowa opowieść” była taka baśniowa. 😆
Stephen King w ostatnich latach pokazuje nam swoje nowe literackie odsłony i tym razem napisał książkę dla czytelników, którzy lubią przygodę, fantastykę, nieoczywistych bohaterów i bajki. Oczywiście nie byłby do końca sobą, gdyby nie umieścił kilku mocniejszych scen, ale one tylko dodają do tej historii elementu zaskoczenia....
2022-10-27
Stephen King nie znosi latać samolotem. Nie zdziwił mnie, więc jego pomysł, by współtworzyć antologię o koszmarach w przestworzach. Czy było tak strasznie jak sugeruję tytuł? Niezbyt.
Po pierwsze nie spodziewałam się, że tylko Stephen King i Joe Hill napiszą opowiadania specjalnie pod tę książkę, a kolejne czternaście opowiadań i jeden wiersz będą utworami napisanymi co prawda przez znanych autorów, ale wcześniej i wybrane przez współautora książki Beva Vincenta. Co spowodowało przekrój gatunkowy i czasowy. Opowieści z początku XX wieku to bardziej wyobrażenia na tematy lotnicze, które w porównaniu do współcześniejszych opowieści z tej antologii wypadły trochę blado.
Z resztą sama opowieść Kinga jest dla mnie bardziej fantastyczna. Nie mam nic przeciwko różnym odsłonom Kinga i je lubię, ale nie tutaj, gdy wiem, że ma się mierzyć ze swoim wielkim lękiem, a ja tego lęku nie czuję. Zdecydowanie bardziej polecam wam w tym temacie jego dłuższe opowiadanie „Langoliery” ze zbioru „Cztery po północy”.
Na szczęście Joe Hill obronił się swoją historią, która w nieoczekiwany sposób podniosła mi emocje i pokazała, że bez zombi albo morderstwa da się sprawić, by podróż samolotem stała się koszmarem. Pozytywnie zaskoczył mnie też jedyny wiersz, który opowiadał o drodze spadania stewardesy. Był też fajny brytyjski kryminał z zagadką zamkniętego pokoju, ale do horroru to mu daleko. Część opowieści była bardziej fantastyczna niż straszna, a jedno opowiadanie sci-fi pokazało mi, że ten gatunek mało się nadaje do tak krótkiej formy.
Na siedemnaście utworów mam trzy, które były straszne i sprawiły, że podczas lotu zapięłabym mocniej pasy: „Ładunek” E. Michael Lewis, „Koszmar na wysokości sześciu tysięcy metrów” Richard Matheson i „Jesteście wolni” Joe Hill. Co w ogólnym rozrachunku pokazuje, że nie jest to świetna antologia. Za całość zostawiam ocenę 6/10.
Stephen King nie znosi latać samolotem. Nie zdziwił mnie, więc jego pomysł, by współtworzyć antologię o koszmarach w przestworzach. Czy było tak strasznie jak sugeruję tytuł? Niezbyt.
Po pierwsze nie spodziewałam się, że tylko Stephen King i Joe Hill napiszą opowiadania specjalnie pod tę książkę, a kolejne czternaście opowiadań i jeden wiersz będą utworami napisanymi co...
2022-06-03
Po skończeniu „Bastionu” odczuwam pustkę. Czuję, że zostawiłam w tej historii kawałek swojego serca. ❤️
Spowodowane jest to z trzech powodów. Po pierwsze pióro Stephena Kinga, które jest mi bardzo bliskie, po drugie monumentalność i długość tej książki, a po trzecie jej bohaterowie. Mogłabym jeszcze dorzucić do tego poczucie takiej kompletności. Nie wiem jak, ale udało się to Kingowi, że przy ponad tysiącu stron drobnym drukiem nie ma ani jednego niepotrzebnego rozdziału albo postaci, której historię chciałabym pominąć.
Oczywiście, że jednych lubię bardziej, a innych mniej, ale nie sprawiło to, że z mniejszym zaangażowaniem czytałam rozdziały im przeznaczone. Ba, nawet bardziej chciałam poznać ich motywację.
Czytając w tym momencie „Bastion” i doświadczając w rzeczywistości pandemii, która była zdecydowanie mniej druzgocząca w skutkach od tej książkowej, ale równie mocno wpłynęła na życie, które znałam do tej pory, inaczej odbieram wszystkie książki postapokaliptyczne, które teraz czytam. Myślę, że nie tylko ja tak mam.
W „Bastionie” ukazuje nam się świat, który jest na początku zagłady wywołanej wydostaniem się super grypy z laboratorium, która zabija prawie 99% populacji. Nie wiadomo dlaczego część osób nie choruje, ale to właśnie ta grupa ludzi staje się głównymi bohaterami, którzy walczą o swoje przetrwanie i odbudowanie tego co utracili. Nie jest łatwo, gdy do tej fatalnej sytuacji dochodzą sny, które jednych ciągną w strone dobra, a innych w stronę zła. Za tymi snami stoją istoty nie z tej ziemi, które są alegorią boga i diabła. Tworzą się dwa obozy, które dążą do tego, by stanąć ze sobą w konfrontacji.
Kto wygra dowiecie się czytając, ale jak to u Stephena Kinga nigdy nie wiadomo nic do końca. Nie ma w życiu ludzkości takiego wydarzenia, które by uchroniło od popełniania wiecznie tych samych błędów. Nie dam rady wam opisać tak skomplikowanej fabuły w tych kilku słowach, ale warto dać się porwać tej książce i przeżyć przygodę, której nie da się zapomnieć. Z wielką przyjemnością zostawiam ocenę 10/10. ❤️
Po skończeniu „Bastionu” odczuwam pustkę. Czuję, że zostawiłam w tej historii kawałek swojego serca. ❤️
Spowodowane jest to z trzech powodów. Po pierwsze pióro Stephena Kinga, które jest mi bardzo bliskie, po drugie monumentalność i długość tej książki, a po trzecie jej bohaterowie. Mogłabym jeszcze dorzucić do tego poczucie takiej kompletności. Nie wiem jak, ale udało się...
2013
2015
2016
2015
2015
2015
2021-10-13
Stephen King jest znany ze swojego pisarskiego gawędziarstwa. Osobiście nie przeszkadza mi nadmierna ilość faktów, ale w przypadku „Stukostrachów” nawet ja poczułam się pokonana.😒 Czuję się zmęczona tą książką i zawiedziona, że nie było w książce przybyszów z obcej planety. 👽
Czytanie tej książki zajęło mi dziesięć dni i podejrzewam, że nie jeden czytelnik zrezygnowałby w trakcie lub ta książka spowodowałaby u kogoś zastój czytelniczy.
Plusem jest pomysł na fabułę, bo odkrycie w lesie kawałka statku kosmicznego i szaleńcze odkopywanie go pod wpływem skażonej atmosfery miało potencjał. Liczyłam na to, że w środku czekają zahibernowani przybysze, którzy ożyją po otworzeniu włazu. Tak się niestety nie wydarzyło.😒
Podobało mi się jeszcze, że w mieście ludzie zaczynają się przemieniać pod wpływem powietrza i gdy tylko ktoś przekraczał granicę zaczynał chorować z objawami jak po promieniowaniu. Dwa razy czuć było grozę w szopie i przemieniona Bobbi Anderson w starciu z siostrunią była obrzydliwa jak tłusty robak. I to by było koniec plusów, bo całością czuję się zawiedziona.
Za mocno wszystko zostało przegadane i rozwleczone. Samo wydobywanie statku było nużące i czekałam, aż wydostaniemy się z miasteczka, by nowi bohaterowie wnieśli powiew świeżego powietrza (bo w Haven było zatrute, taki żart😏). Na zdjęciu widzicie zielone światło, które przemieniało bohaterów, wciągało ich na drugą stronę i sprawiało, że urządzenia elektryczne zamieniały się w śmiercionośne bronie.
Panie Stephenie ja tu chciałam obcego, a nie potworny automat coli, który przygniata gościa. Zakończenie zamiast straszyć jest bardzo sensacyjne z wybuchami w tle, a nie tego się spodziewałam.
Nie dziwię się, że „Stukostrachy” nie są w żadnych rankingach najlepszych książek Kinga, bo ja też tam ich nie umieszczę. Dla mnie 5/10.
Stephen King jest znany ze swojego pisarskiego gawędziarstwa. Osobiście nie przeszkadza mi nadmierna ilość faktów, ale w przypadku „Stukostrachów” nawet ja poczułam się pokonana.😒 Czuję się zmęczona tą książką i zawiedziona, że nie było w książce przybyszów z obcej planety. 👽
Czytanie tej książki zajęło mi dziesięć dni i podejrzewam, że nie jeden czytelnik zrezygnowałby w...
2021-09-25
Jest krew... A czy jest jej w książce dużo?
Nie. A czy mi to przeszkadzało? Też nie.
Przyjęło się, że od Stephena Kinga chcemy dostać jak nawięcej przemocy, grozy i litrów krwi. Zarzuca mu się, że od kilku lat jego powieści nie są już takie straszne. To prawda, ale czy jak chciał pójść pisarsko w inną stronę to czy mam niżej ocenić tę książkę tylko dlatego, że mnie nie przestraszyła. Dobrze się bawiłam przy tych opowieściach, a że nie boję się przez nie własnego cienia to może jest w tym przypadku jej plus? 😉
Niektóre książki nadal będę oceniać przez ten pryzmat jak na przykład ostatnio „Rose Madder”, ale liczy się to raczej tytułów, które z zasady miały być straszne.😱 Myślę, że w przypadku tej książki nie trafiony jest jej tytuł, w którym tak naprawdę chodzi o to, że telewizja najbardziej przyciągaja ludzi tragicznymi zdarzeniami. I dokładnie tytułowe opowiadanie nosi tytuł: „Jest krew, są czołówki”.
Lubię plastyczny styl Kinga i profile psychologiczne bohaterów, które pozwalają w każdym z nich odnaleźć cząstkę siebie. Cenię ten wyczuwalny klimat danej opowieści. Po przeczytaniu każda była inna i mimo gdzieś tam przetartych już schematów czytając je bawiłam się świetnie. Mamy tutaj cztery opowieści, z których dowiemy się jak wyglądały początki Iphonów w Stanach i że niebezpiecznie wkładać je do trumny, o życiu Chucka co nie posłuchał dziadka i zawędrował tam gdzie nie trzeba. Spotykamy się ponownie z Holly Gibney znaną z min. „Outsidera” i właśnie z takim stworem będzie się musiała ponownie zmierzyć i na koniec widzimy się z pisarzem (King ewidentnie lubi o nich pisać😆), który poszedł na układ ze szczurem. 🐀
Podsumowując bardzo mi się ten zbiór podobał i otrzymuje ode mnie 8/10. 👍
Jest krew... A czy jest jej w książce dużo?
Nie. A czy mi to przeszkadzało? Też nie.
Przyjęło się, że od Stephena Kinga chcemy dostać jak nawięcej przemocy, grozy i litrów krwi. Zarzuca mu się, że od kilku lat jego powieści nie są już takie straszne. To prawda, ale czy jak chciał pójść pisarsko w inną stronę to czy mam niżej ocenić tę książkę tylko dlatego, że mnie nie...
2021-09-19
Z „Rose Madder” mam połowiczny problem, bo jak warstwa rzeczywista kobiety uciekającej przed przemocą domową podobała mi się i czuć było ciężki klimat plus emocje tytułowej Rosie były oddane w punkt, tak warstwa nierzeczywista już nie była taka ekscytująca.
W tej drugiej nadprzyrodzonej warstwie Rosie kupuje obraz, który ożywa i Rosie niczym Alicja z krainy czarów przechodzi na drugą stronę. Po tej tajemniczej stronie niestety zbyt dużo się nie działo, a strasznie to tam nie było ani przez chwilę. Już faktycznie bardziej przerażał psychopatyczny mąż głównej bohaterki, bo w tym zestawieniu to był prawdziwy chodzący potwór na ziemi. Można, by go spokojnie nazwać rekinem za zamiłowanie do gryzienia swoich ofiar.😬
Samo zakończenie po drugiej stronie było za szybkie i za proste. Dobrze, że przechodzenia do „magicznej” krainy w książce nie jest za dużo, ale to właśnie ten motyw sprawia, że nie uplasuje wysoko tej pozycji w dorobku Stephena Kinga. Nie mogę też do końca powiedzieć, żeby mi się nie podobała, bo tak nie jest, ale otrzyma ode mnie solidne 6/10. 👍
Czytelnicy, którzy sięgają po nieliczne książki Kinga tę pozycję mogą sobie odpuścić, a wszyscy fani, do których mogę się zaliczyć i tak ją przeczytają.😁
Z „Rose Madder” mam połowiczny problem, bo jak warstwa rzeczywista kobiety uciekającej przed przemocą domową podobała mi się i czuć było ciężki klimat plus emocje tytułowej Rosie były oddane w punkt, tak warstwa nierzeczywista już nie była taka ekscytująca.
W tej drugiej nadprzyrodzonej warstwie Rosie kupuje obraz, który ożywa i Rosie niczym Alicja z krainy czarów...
2015
2013
Stephen King jest jednym z moich najbardziej ulubionych autorów. Przeczytałam już większość jego książek i łatwiej mi już teraz liczyć te do przeczytania, których zostało się ponad 10 niż te przeczytane. Jeżeli się orientujecie w jego bibliografii to wiecie, że ilościowo jest imponująca, więc znam jego twórczość na tym etapie dogłębnie. Rzadko, bo naprawdę rzadko, ale zdarzają się książki, które mi nie podchodzą i tak właśnie jest z „Bezsennością”.
W tym przypadku nie zgrało się dla mnie połączenie fabularne, które połączyło tematykę ab0rcji z fantastycznym widzeniem aur. Mam wrażenie, że to połączenie niezbyt ze sobą się zgrało, tym bardziej, gdy dodamy do tego potraktowanie tematu po łebkach i tworzenie polaryzacji na jedną stronę. I tak zdaję sobie sprawę, że Stephen King w innych swoich książkach też przyjmuję jedną postawę w zakresie danego tematu, ale w zależności od książki mnie to, aż tak nie razi, a tutaj patrząc się na całokształt dawało mi się to w znak.
Kolejną sprawą jest to, że ja lubię rozwlekanie akcji przez Kinga na rzecz poznania dogłębnie bohaterów, ale tutaj były momenty, które mnie nużyły. Też miałam problem z tym jak w pewnym sensie dla naszego bohatera szczęśliwie toczyła się fabuła. Może ma na to wpływ czytanie przeze mnie ostatnio dość fatalistycznych książek, ale chyba wolałabym, by w walce z bezsennością, widzeniem aur i spotkaniami z małymi łysymi doktorkami (tak bohater nazywa postacie, które mu się ukazują) Ralph stawiał czoło sam. Nadałoby to większego poczucia napięcia, a tak autor poświęcił bardzo dużo czasu na miłosną relację Ralpha.
I znowu odbijając to co zazwyczaj lubię u Kinga, czyli właśnie jego ukazanie miłości tu mi nie siadło, bo było zbyt idealnie jak na to co miało się ogólnie dziać. Do tego wszystkiego doszła jeszcze taka biblijna wizja postaci i wydarzeń, która nie wiem czy mi tu do końca pasowała.
Na plus był dla mnie wiek bohaterów, bo lubię, gdy w powieściach Kinga stery przejmują osoby starsze i wplecenie do fabuły kilku smaczków związanych z moją ulubioną serią „Mroczna wieża”.
Nie przekonała mnie do siebie całościowo ta historia, więc zostawiam ocenę 4/10.
Stephen King jest jednym z moich najbardziej ulubionych autorów. Przeczytałam już większość jego książek i łatwiej mi już teraz liczyć te do przeczytania, których zostało się ponad 10 niż te przeczytane. Jeżeli się orientujecie w jego bibliografii to wiecie, że ilościowo jest imponująca, więc znam jego twórczość na tym etapie dogłębnie. Rzadko, bo naprawdę rzadko, ale...
więcej Pokaż mimo to