Cormoran Strike i Fabuła ze "Scooby Doo", Czyli Jak Zmarnować Miesiąc z Książką, Która Tylko Cię Zirytuje.
Po lekturze tej książki można dojść do dwóch wniosków - a właściwie to jednego wniosku i jednego pytania bez odpowiedzi. Wniosek - dobry redaktor jest na wagę złota, a tutaj go zabrakło. Pytanie - po co Rowling nadal to robi?
"Wartka śmierć" pokazuje, że autorka jest absolutnie odporna na krytykę. Powielają się tutaj problemy z poprzednich części cyklu. Miałka, rozwleczona, napompowana zbędnymi wątkami fabuła, mozolna narracja i bohaterowie, którzy stają się coraz bardziej infantylni i coraz trudniej ich lubić i się z nimi utożsamiać. Ale po kolei.
Zacznijmy od fabuły. Tutaj pojawia się problem, którego akurat we wcześniejszych częściach jeszcze nie było - nie ma punktu centralnego. Brakuje zagadki, która byłaby osią i środkiem ciężkości dla wydarzeń. Domniemane morderstwo znajduje się gdzieś w połowie książki, a cel śledztwa robi się coraz bardziej mętny. Można mieć wątpliwości, co właściwie Strike i Robin próbują osiągnąć. Wyciągają człowieka z niebezpiecznej organizacji? Szukają na tę organizację brudów? Podważają kult religijny? Próbują rozwikłać zagadkową śmierć? Właściwie wszystko po trochu. Ostateczne rozwiązanie tego chaosu jest nie tyle zaskakujące, co po prostu śmieszne i niedorzeczne.
Nie pomaga przy tym sposób, w jaki prowadzona jest narracja. Pomimo olbrzymich rozmiarów właściwie nie ma w tej książce akcji. Wydarzenia się nie dzieją, tylko z reguły są przez bohaterów opowiadane, przywoływane w rozmowach, listach, wiadomościach i emailach, streszczane po fakcie. To sprawia, że właściwie nie mają ciężaru i nie wywołują żadnego napięcia.
Jeżeli mowa o braku ciężaru - bohaterowie również go nie mają. Rowling znowu mnoży postaci epizodyczne, które pojawiają się tylko po to, żeby wyjaśnić pojedynczy detal śledztwa, a potem znikają. Wydaje się, że autorka do jakiegoś stopnia zdaje sobie sprawę, że jest tych pobocznych bohaterów za dużo, żeby czytelnik je odróżniał i pamiętał, bo kiedy są wspominane, to zawsze z odniesieniem do swojej roli w śledztwie albo ważnej cechy. "Jadę zobaczyć się z Joem, no wiesz, tym, który porwał borsuka." "Znalazłam na Facebooku Rhondę, tę od połamanych okularów". To w sumie śmieszne i frustrujące jednocześnie.
Ale postaci epizodyczne to jeden problem. Te, które są dla fabuły bardziej istotne, też nie mają żadnego wyrazu. Nowy partner Robin, Ryan, właściwie nie ma charakteru. Dowiadujemy się o nim tylko tyle, że to były alkoholik i że jest przystojny (tego drugiego zresztą wielokrotnie). Nowa siostra Strike'a jest miła i bogata. Nie da się tych postaci lubić ani ich nie lubić, bo to nic więcej jak pacynki, którymi autorka macha, kiedy akurat są potrzebne.
Z antagonistami jest niewiele lepiej. Uderzało mnie to zwłaszcza w przypadku Mazu, która miała w zamierzeniu autorki taką grozę. Za każdym razem, kiedy się pojawiała, dowiadywałam się, że ma krzywe oczy i wygląda jak pająk, a poza tym się nie myje. Wiem, że Jonathan Wace jest charyzmatyczny, tylko dlatego że narrator przekonuje mnie, że tak jest. Zupełnie bez wyrazu są te postaci, sztampowe i papierowe. Trudno uwierzyć, że wykreował je ktoś, kto stworzył lorda Voldemorta czy Gilderoya Lockharta.
Strike i Robin też powoli robią się tak samo kartonowi jak pozostałe postaci. Robin to już właściwie idealna Mary Sue. Rzuca się brawurowo w niebezpieczne sytuacje, jest lekkomyślna i nierozsądna, nie przyznaje się do błędów i nie przyjmuje rad, ponieważ dają je mężczyźni, więc jej ego na tym cierpi (nawet jeśli rzeczeni mężczyźni mają doświadczenie i przygotowanie, którego ona nie ma). Mimo to z każdej opresji wychodzi bez szwanku. Tak przez autorkę, jak i przez Strike'a jest kreowana na błyskotliwą detektyw, chwalona za przełomowe odkrycia, chociaż tak naprawdę częściej naraża śledztwo, niż w nim realnie pomaga. Strike to już wyłącznie karykaturalny macho, pomiatający kobietami, pozbawiony empatii, gburowaty, małostkowy, infantylnie zazdrosny. Ich wzajemna dynamika straciła iskrę dawno temu.
W ogólnym rozrachunku męcząca jest ta książka. Wygląda na to, że to moje ostatnie spotkanie z Cormoranem Strikiem. Są inne agencje i inni detektywi.
Cormoran Strike i Fabuła ze "Scooby Doo", Czyli Jak Zmarnować Miesiąc z Książką, Która Tylko Cię Zirytuje.
Po lekturze tej książki można dojść do dwóch wniosków - a właściwie to jednego wniosku i jednego pytania bez odpowiedzi. Wniosek - dobry redaktor jest na wagę złota, a tutaj go zabr...
Rozwiń
Zwiń