rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Co za nieoczekiwana niespodzianka z tej książki! Kupiłem ją trochę w ciemno, z racji bardzo ładnego wydania (to beżowe w zintegrowanej oprawie) będąc głodnym jakiejś typowej bezpośredniej fantastyki, a książka ta sprawiała właśnie takie wrażanie.

Czyta się ją świetnie, szybko i bardzo trudno było mi się oderwać. Czytałem ją w każdej możliwej chwili, w każdej podróży autobusem z pracy i do pracy, gdziekolwiek się tylko dało. Przez całą powieść gdzieś tam z tyłu głowy migał mi obraz Achaji Andrzeja Ziemiańskiego, książki te mają podobny klimat, ciut podobnych bohaterów osadzonych w kompletnie innych środowiskach i przede wszystkim światach fantastycznych. Skojarzenie z Achają jest dla mnie bardzo pozytywne bo cykl o Achaji lata temu pochłaniałem jak szalony, a każdą z książek czytałem po kilka razy. Dlatego z każdą stroną „Wojny Makowej” cieszyłem się bo miałem „flashbacki” do przeszłości i siebie nastoletniego cieszącego się z lekkiej, fajnej i przyjemnej fantastyki jaką była Achaja, tak i teraz te same uczucia i wrażenia miałem czytając „Wojny”.

Wydaje mi się, że jeśli komuś podobała się Achaja to raczej może śmiało w ciemno sięgać i po tę książkę. Ja do tego stopnia się wciągnąłem, że chociaż z tego co mi wiadomo tom 2. planowany jest jeszcze na koniec tego roku u nas, to raczej nie będę w stanie czekać tyle czasu, więc na moment pisania tego tekstu w koszyku na amazonie mam już dodaną drugą część tej powieści czyli „The Dragon Republic” i podejrzewam, że jeszcze do końca tego dnia kliknę w przycisk „pay” i będę jej oczekiwać z wytęsknieniem.

Co za nieoczekiwana niespodzianka z tej książki! Kupiłem ją trochę w ciemno, z racji bardzo ładnego wydania (to beżowe w zintegrowanej oprawie) będąc głodnym jakiejś typowej bezpośredniej fantastyki, a książka ta sprawiała właśnie takie wrażanie.

Czyta się ją świetnie, szybko i bardzo trudno było mi się oderwać. Czytałem ją w każdej możliwej chwili, w każdej podróży...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie spodziewałem się, że Wiedźmin tak bardzo mi się spodoba. Od lat wzbraniałem się przed czytaniem książek Sapkowskiego pamiętając jakim zawsze był "chamem i wrednym bucem" i w końcu przez to wzbranianie się zapomniałem zupełnie, że jakiś tam Wiedźmin sobie istniał. Mijały lata. Przyszedł czas na gry, które mnie osobiście specjalnie nie wciągnęły, wobec czego nadal Wiedźmin istniał poza moim zasięgiem.

Aż przyszedł czas na Netflixa i Henryego Cavilla. Serial bardzo mi się spodobał, prawdopodobnie dlatego, że nie miałem co do niego żadnych oczekiwań ani własnych wyobrażeń. Wtedy do mnie dotarło, że "hej w sumie przecież są też te książki co ich nigdy nie chciałem przeczytać". Zabrałem się za googlowanie, popatrzyłem sobie na parę wywiadów z Sapkowskim i doszedłem do wniosku, że do pewnych rzeczy, żeby je zrozumieć trzeba też może trochę dorosnąć. Nagle oglądając wywiady z Sapkowskim zacząłem dostrzegać, że ta jego "bucowatość czy chamstwo" to czasem nie są takie zupełnie nieusprawiedliwione, a raczej spowodowane irytacją przez głupotę ludzi i otoczenia, która (irytacja) na dzień dzisiejszy jest dla mnie dużo bardziej zrozumiała niż XX lat temu. Jeśli ktoś zadaje ci idiotyczne pytania, to zasługuje na takie same odpowiedzi. Oczywiście to nie znaczy, że wszystkie jego wybryki mogą być teraz usprawiedliwione, ale moja perspektywa też się na to zmieniła.

Wobec powyższego nadszedł dzień, w którym stwierdziłem "zabieram się za Wiedźmina!" i okazało się, że tak łatwe to zadanie nie będzie, bo na dzień premiery serialu nie dało się nigdzie kupić wszystkich książek z cyklu, których nakład w tamtym okresie był "prawie wyczerpany". Wydawnictwo SuperNowa zdecydowanie zasługuje na gratulacje jeśli chodzi o działania marketingowe, żeby zrobić dodruk prawie dwa miesiące po premierze serialu. Mi osobiście nie chciało się czekać tyle czasu na prawdopodobny planowany dodruk, więc wykonałem gimnastykę zamówieniową i skończyło się na tym, że 8 tomów kupiłem w 5 różnych księgarniach w całej Polsce. Konfiguracje były przeróżne z racji tego, że żadna nie miała wszystkich tomów, więc w jednej zamawiałem tom 1 i 4, w kolejnej 3 i 8 itd. Może to też wina tego, że upatrzyłem sobie wydanie z rysunkowymi okładkami na "pseudo papirusowym" papierze (wyglądają fantastycznie!). Udało mi się w końcu skompletować wszystkie i w między czasie wydarzyło się życie, obowiązki, praca inne rozrywki, doszły inne książki i Wiedźmina ostatecznie zacząłem czytać dopiero teraz...

Powiem szczerze, że nie żałuję nawet tego wzbraniania się od czytania przez lata, żeby w końcu zabrać się za niego dzisiaj - bo w obecnych czasach kwarantanny mam okazję zamknąć się w innym świecie z 8 książkami (no teraz już 7) wciąż czekającymi w kolejce i zapraszającymi do intrygującego i oryginalnego świata Wiedźmina. Podoba mi się to, jak Sapkowski w swoje własne oryginalne historie wplątuje jednocześnie odniesienia do legend i baśni. Nie da się ukryć, że znajomość książek na pewno znacznie pomogła by w zrozumieniu serialu a zwłaszcza serialowej osi czasu, ale wszystkie brakujące puzzle również wskakują na miejsce jeśli tak jak ja najpierw zabrało się za serial. Oba nośniki świetnie się uzupełniają. Co prawda mam wrażenie, że serialowy Wiedźmin jest ciut bardziej zdystansowany i mroczny, podczas gdy książkowy sprawia wrażenie bardziej otwartego na świat.

Teraz już bez obawy o to, czy Wiedźmin mi „podejdzie” zabieram się z wielką chęcią za dalsze tomy cyklu.

Na koniec mam jeszcze tylko refleksję na temat samego autora. Jednym z częstych argumentów dla osób krytykujących serial było to, że jest za mało „słowiański”. Co jest dla mnie dziwnym argumentem biorąc pod uwagę, że (przynajmniej) pierwsza książka z cyklu za specjalnie słowiańska nie jest. Sapkowski ewidentnie czerpie wszelkiej maści nurtów fantastycznych – klimat książki jest bardzo różnorodny, więc było to dla mnie mocno niezrozumiałe. Ucieszyło mnie więc to, że sam autor się do tego odniósł gasząc swoich niezadowolonych fanów dziwiąc się, że oni się tam jakiejś wielkie słowiańskości w ogóle dopatrują. Stwierdziłem wtedy, że ten Pan Sapkowski może wcale nie jest taki zły jakim go malują ;)

Nie spodziewałem się, że Wiedźmin tak bardzo mi się spodoba. Od lat wzbraniałem się przed czytaniem książek Sapkowskiego pamiętając jakim zawsze był "chamem i wrednym bucem" i w końcu przez to wzbranianie się zapomniałem zupełnie, że jakiś tam Wiedźmin sobie istniał. Mijały lata. Przyszedł czas na gry, które mnie osobiście specjalnie nie wciągnęły, wobec czego nadal...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Stary dobry King w świetnej formie. Bardzo mi brakowało takiego Kinga i jest to miłe zaskoczenie jak bardzo wciągający jest "Instytut". Musiałem sobie dozować czytanie, żeby jej za szybko nie skończyć, co mi się bardzo dawno nie zdarzyło!

Stary dobry King w świetnej formie. Bardzo mi brakowało takiego Kinga i jest to miłe zaskoczenie jak bardzo wciągający jest "Instytut". Musiałem sobie dozować czytanie, żeby jej za szybko nie skończyć, co mi się bardzo dawno nie zdarzyło!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trochę męcząca książka gdzie przez większość czasu nic się nie dzieje, a bohaterowie są jednowymiarowi. Jak dla mnie książka jest też przesadnie poprawna politycznie, gdzie czasem ciężko nie przewrócić oczami i odłożyć książki na chwilę z powodu wszechogarniających "XER pronouns" itd. Można po tym odnieść wrażenie, że autorka wywodzi się z najgłębszych otchłani portalu typu TUMBLR ;D ale pod koniec jakoś w końcu się zaczęło coś dziać i nawet nie było tak źle!

Trochę męcząca książka gdzie przez większość czasu nic się nie dzieje, a bohaterowie są jednowymiarowi. Jak dla mnie książka jest też przesadnie poprawna politycznie, gdzie czasem ciężko nie przewrócić oczami i odłożyć książki na chwilę z powodu wszechogarniających "XER pronouns" itd. Można po tym odnieść wrażenie, że autorka wywodzi się z najgłębszych otchłani portalu typu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Piszę to z całkowitą świadomością - jest to jedna z najgorszych książek jaką czytałem.

Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem okazję czytać coś tak głupiego, źle napisanego i bezdennie naiwnego.

Książkę kupiłem tylko i wyłącznie dlatego, że mój wzrok przyciągnęła okładka. Nie znałem wcześniej autora, ani nie słyszałem nic o samej książce. W trakcie męczarni jaką było czytanie tej książki byłem przekonany, że autor musi być nastolatkiem - 'genialnym(?) dzieckiem', które ma z 12 lat a już pisze 'dorosłe książki' - jak to czasem bywa modne promowanie tego typu książek i nietypowych pisarzy. Dlatego nie ukrywam doznałem niemałego szoku odkrywając, że autorem jest nie tylko dorosły facet, ale i ceniony i lubiany pisarz. Większość pomysłów prezentowanych przez autora można by wybaczyć młodemu pisarzowi, który nie zna za bardzo realiów otaczającego nas świata i ma bogatą, ale lekko nierealistyczną wyobraźnię, ale nie dorosłej osobie, która chce nas przekonać o zagrożeniach wynikających z inwigilacji.

Cała idea KRĘGU to 'the best of' wszelkich teroi spiskowych dotyczących mediów społecznościowych, wielkich korporacji i inwigilacji poprzez technologię. Dosłownie. Autor musiał spędzić dobre 15 minut na portalu typu buzzfeed czytając artykuły typu "15 shocking ways facebook control our lives" i to był jego wyjściowy punkt do napisania książki.

Oczywiście doskonale rozumiem, że jest to tylko fikcja literacka i to nie jest "na prawdę", jednakże biorąc pod uwagę wydźwięk powieści, myślę, że ideą autora było pokazanie "realistycznej" wizji przyszłości, co mu się kompletnie nie udało.

Pomysły jakie prezentuje są okrutnie naiwne i kompletnie nie realistyczne, zaczynając od zaczarowanych panoramicznych kieszonkowych kamer, które może kupić każdy bo są też super tanie i powiesić gdzie chce - podglądać dzięki nim kogo dusza zapragnie, po jego wizję 'jawności' chociażby polityków, których wszelkie działania miały by być pod 24 godzinną kontrolą społeczeństwa. Czy też to, że mieliby nosić na szyi kamery śledzące ich każdy krok. No wszystko fajnie, ale to jest tak totalnie idiotyczna bzdura, że aż ręce opadają. Rozumiem, że dobrze by było wiedzieć co ci nasi politycy robią za zamkniętymi drzwiami, ale też nie wszystkie informacje powinny być powszechnie dostępne ze względów chociażby bezpieczeństwa państwa jak i obywateli.

KRĄG to stereotyp goniący stereotyp, autor prezentuje w swoim 'dziele' również swoją własną wersję TED Talk, gdzie właściciele i naukowcy The Circle, prezentują swoje 'genialne' pomysły. To jest jeden z kolejnych elementów książki, gdzie nie tylko opadały mi ręce z książką, ale też musiałem dosłownie odłożyć ją na parę minut na bok i ochłonąć od atakującej mnie głupoty. TED Talk w wersji KRĄG polega na tym, że na scenę wychodzi luzacki twórca rzucający na prawo i lewo żarcikami, widownia sobie <nie lubię tego słowa, ale do tej książki idealnie pasuje> 'śmieszkuje' razem nim, padają okrzyki "jesteś genialny, kochamy cię!" na co nasz żartowniś odpowiada jak to "on doskonale wie jaki jest boski" itd - i. tak. za. każdym. razem.

Bohaterowie są bezpłciowi jednowymiarowi. Ich zachowania, rozumowanie i poczynania pozbawione są jakiegokolwiek sensu i logiki. Jak również i fabuła książki - zwłaszcza pod koniec. Sama powieść jest też wypełniona wieloma pobocznymi wątkami, których sensu chyba też do końca nie znał sam autor - jak choćby wątek z akwariami - który na pewno miał jakieś przesłanie, nie wiadomo tylko jakie. Wątek ten zresztą usunięto z filmu, co pokazuje, że nawet scenarzyści nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić. Ciężko też zrobić dobry film na podstawie marnego materiału źródłowego.

Zazwyczaj moje podejście do oceniania i polecania książek, filmów czy muzyki jest takie, że każdy ma swój gust i każdy lubi inne rzeczy, wobec tego to co mi się podoba nie musi się podobać komuś innemu, a to czego nie lubię, może lubić ktoś inny. Wychodząc z tego założenia nie lubię mówić "nie czytaj/oglądaj/słuchaj tego, bo to jest tragiczne" bo przecież to tylko moje spojrzenie, ale w przypadku KRĘGU mogę całkowicie świadomie powiedzieć, że po tę pozycję nie warto sięgać, bo odpuszczenie jej sobie nie będzie żadną stratą.

Piszę to z całkowitą świadomością - jest to jedna z najgorszych książek jaką czytałem.

Nie pamiętam kiedy ostatni raz miałem okazję czytać coś tak głupiego, źle napisanego i bezdennie naiwnego.

Książkę kupiłem tylko i wyłącznie dlatego, że mój wzrok przyciągnęła okładka. Nie znałem wcześniej autora, ani nie słyszałem nic o samej książce. W trakcie męczarni jaką było...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyjemna lektura na wieczór. Jest to 100% standardowy Ketchum - dosłownie, bo kolejny raz już porusza wyeksploatowany przez siebie w kilku książkach temat (kto czytał chociażby 'Poza Sezonem' ten wie ;) ). Jednakże nie zmienia to faktu, że książkę się czyta przyjemnie, szybko i ciężko się od niej oderwać.

Jednakże zastanawia mnie trochę, kto dopuścił się tego, że książka trafiła do druku z tak dużą ilością literówek. Nie mam obsesji na tym punkcie, sam się nie lubię z przecinkami, ale ilość literówek była naprawdę zaskakująca! Pomijając już to, że w jednym momencie książki nasz główny bohater zmienił nawet płeć na chwilę ;)

Przyjemna lektura na wieczór. Jest to 100% standardowy Ketchum - dosłownie, bo kolejny raz już porusza wyeksploatowany przez siebie w kilku książkach temat (kto czytał chociażby 'Poza Sezonem' ten wie ;) ). Jednakże nie zmienia to faktu, że książkę się czyta przyjemnie, szybko i ciężko się od niej oderwać.

Jednakże zastanawia mnie trochę, kto dopuścił się tego, że książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Na początku chciałbym zaznaczyć, że nie rozumiem do końca rozumowania osoby z wydawnictwa Insignis, która dopuściła do tego by na tylnej okładce ostatniego tomu trylogii było napisane "Metro 2035 jest przy tym książką niezależną i również od niej można zacząć przygodę z cyklem Glukhovsky’ego, który podbił serca czytelników w Rosji i na całym świecie". Jest to przecież totalna bzdura, owszem można zacząć czytać trylogię od końca, ale nie dość, że kompletnie można w ten sposób zepsuć sobie przyjemność z czytania poprzednich dwóch książek, to dodatkowo można jeszcze pogubić się w fabule t.3, która dość mocno i często odnosi się do dwóch pierwszych części. Czyżby osoby odpowiedzialne, za wydanie książki nawet jej nie przeczytały?

Jeśli chodzi o trylogię METRO mam trochę mieszane odczucia. Książki mają swój specyficzny klaustrofobiczny klimat, ale jednocześnie są trochę 'przegadane' - ciekawa fabuła przeplata się z niepotrzebnymi dłużyznami pozbawionymi sensownej akcji. Dla mnie problemem były też bardzo kiepskie dialogi (zwłaszcza w t.3) - nie wiem czy jest to wina tłumaczenia, czy tak też jest w oryginale, ale dialogi są często bardzo chaotyczne i trochę bezsensowne. Podejrzewam jednak, że jest to bardziej wina pisarza niż tłumaczenia, bo jednak tłumacz na czymś swoje tłumaczenie opiera.

METRO 2035 jest dla mnie zdecydowanie najsłabszą częścią. Przede wszystkim Glukhovsky pozbawiając swój cykl tego co było jednym z najciekawszych elementów pierwszej części, czyli wszelkiego rodzaju zagrożeń czyhających na powierzchni jak i w metrze, które zaistniały z powodu promieniowania - pozbawił swoją trylogię uczucia niewiadomej i elementu napięcia jakie towarzyszyło przy czytaniu zwłaszcza METRO 2033. W części 3 nie uświadczymy, żadnych stworów czy jakichkolwiek elementów 'horrorowych'. Autor obrócił swoje uniwersum w częściej 3 o 180 stopni, teraz jest to bardziej krytyka społeczno-polityczna gdzie główną rolę 'potwora' odgrywają sami ludzie, niż krwiożercze bestie. Jak dla mnie nie wyszło to książce na dobre.

Mam wrażenie jakby Glukhovsky w czasie, który upłyną od wydania części pierwszej do czasu pisania ostatniego tomu doszedł do wniosku, że w sumie to on nie chciał pisać horroru postapokaliptycznego, tylko powieść polityczno postapokaliptyczną, a wszystkie nadprzyrodzone elementy mogą tylko popsuć "wiarygodność" jego nowego zamysłu, wobec czego je po prostu usunął. Artem nawet gdzieś w trakcie METRO 2035 zastanawia się co się stało z tymi wszystkimi stworami, które krążyły po wymarłej Moskwie, ale zarówno on jak i my czytelnicy nie otrzymamy na to pytanie odpowiedzi.

METRO 2035 sprawia wrażenie jakby było fanfiction napisanym z ideą "jakby wyglądało METRO 2033 w wersji bez elementów nadprzyrodzonych". Zabieg według mnie średni, który nie wyszedł trylogii na dobre, w zasadzie jedynym powodem dla, którego warto sięgnąć po ostatnią część to aby się dowiedzieć jak autor zdecydował się zakończyć swoją trylogię.

Glukhovsky zapowiadał, że "Zwyczajny i znajomy świat Metra postawiłem na głowie, tak więc tych, którzy czytali Metro 2033 czeka mnóstwo odkryć i niespodzianek.". Jak dla mnie ironia w tej wypowiedzi polega na tym, że w rzeczywistości zrobił dokładnie odwrotnie - Nietypowy i nieznany świat Metra pozbawił wszystkiego co sprawiało, że jest wyjątkowy i napisał przewidywalną powieść z tylko jednym zamiarem - zaprzeczyć wszystkiemu co napisał poprzednio za wszelką cenę - nie ważne czy ma to sens czy nie - aby było inaczej!

Na początku chciałbym zaznaczyć, że nie rozumiem do końca rozumowania osoby z wydawnictwa Insignis, która dopuściła do tego by na tylnej okładce ostatniego tomu trylogii było napisane "Metro 2035 jest przy tym książką niezależną i również od niej można zacząć przygodę z cyklem Glukhovsky’ego, który podbił serca czytelników w Rosji i na całym świecie". Jest to przecież...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Gwendy’s Button Box Richard Chizmar, Stephen King
Ocena 7,1
Gwendy’s Butto... Richard Chizmar, St...

Na półkach: ,

W zasadzie to bardziej dłuższe opowiadanie, czy nowelka niż pełna książka, ale przyjemnie się czyta, taki typowy standardowy King. W sam raz na wakacyjny wieczór.

W zasadzie to bardziej dłuższe opowiadanie, czy nowelka niż pełna książka, ale przyjemnie się czyta, taki typowy standardowy King. W sam raz na wakacyjny wieczór.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka jest tak cudowna, że chciałbym dostać jakiejś krótkotrwałej amnezji aby ją zapomnieć i móc jeszcze raz przeczytać "na świeżo, od nowa".

Ta książka jest tak cudowna, że chciałbym dostać jakiejś krótkotrwałej amnezji aby ją zapomnieć i móc jeszcze raz przeczytać "na świeżo, od nowa".

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem co mam myśleć o tej książce. Czekałem na nią, nawet mając ją już na półce spoglądałem tęsknie w jej stronę, aż nadejdzie jej kolej. Pomysł w niej zawarty jest świetny. Początek wciąga i intryguje, ale niestety tylko po to by po 1/3 książki zacząć wytracać tępo. W pewnym momencie "Księga Dziwnych Nowych Rzeczy" zamieniła się w 'Księgę Nudnych Rzeczy i Zmarnowanych Pomysłów". Bardzo rzadko mi się to zdarza, ale nowy Faber zaczął mnie strasznie męczyć, były momenty gdy po prostu nie byłem w stanie zabrać się za jego nowe dzieło. Działo się tak, aż gdzieś do ostatnich 100 stron gdy nagle życie powróciło do opowiadanej historii, zaczęło robić się znów ciekawie, ale niestety po to tylko by samo zakończenie znów padło z wysiłku zanim dotarło do końca.

Jak dla mnie czegoś w tej książce zabrakło, Faber kusi kilkunastoma interesującymi wątkami, a jednocześnie w ogóle ich nie rozwija(!). W zasadzie za wiele się nie dowiadujemy o Oazie jak i jej mieszkańcach (choć na szczęście TROCHĘ jednak nas w ten temat wprowadza). Wydaje mi się, że nie było by to szkodą dla książki jakby całą 1/3 stron ze środka wyciąć, przeredagować i wkleić tylko to co jest tam potrzebne. Innym rozwiązaniem było by rozwinięcie tych wszystkich zalążków pomysłów które się gdzieś tam zaplątały, a nic się z nimi nie stało.

"Księga Dziwnych Nowych Rzeczy" to w zasadzie niewykorzystany potencjał tkwiący w tej powieści. Autor na sam koniec pisze, że ostateczną wersje powieści napisał w "trudnej sytuacji". Nie wiem co to za sytuacja, ale mam wrażenie, że to jeden z powodów dla których w książce w pewnym momencie zabrakło życia. Wygląda to trochę tak jakby początek powieści i koniec miał wcześniej zaplanowane, a reszta książki powstawała w "trudnych warunkach" i zabrakło mu motywacji by się w nią zagłębić.

Widzę, że wiele osób zachwala powieść jako "niezwykłe ukazanie historii miłości dwojga ludzi" itp. Szczerze? Nie ma w tym nic niezwykłego, wyjątkowego, czy odkrywczego. W zasadzie wątek miłosny powieści jest tym najbardziej przewidywalnym wliczając w to zakończenie. Gdy rozmyślałem jakie będzie to zakończenie, z góry odrzuciłem jak dla mnie najbardziej przewidywalny scenariusz, który w ostateczności okazał się tym prawdziwym. W trakcie czytania co chwilę próbowałem zgadnąć czym mnie zaraz Faber zaskoczy, jak kolejny pomysł się rozwinie. Niestety jedynym zaskoczeniem jakie na mnie czekało było to, że w ostateczności nic się nie zdarzyło.

Pomimo dość średniego entuzjazmu po przeczytaniu książki, nie powiedział bym jednak, że jest to całkowicie zła powieść. Pomimo swoich mankamentów jest w niej to COŚ co świadczy o jej wyjątkowości i (niedostatecznie wykorzystanej) oryginalności. Pomijając oczywiście piękne wydanie, Faber był w stanie przekazać kilka pięknych myśli na temat ludzkich relacji. Myślę, że każdy musi się zmierzyć sam z tą powieścią i wyrobić własne zdanie na jej temat. Na pewno nie powinno się zniechęcać po mniej pozytywnych recenzjach ;)

Nie wiem co mam myśleć o tej książce. Czekałem na nią, nawet mając ją już na półce spoglądałem tęsknie w jej stronę, aż nadejdzie jej kolej. Pomysł w niej zawarty jest świetny. Początek wciąga i intryguje, ale niestety tylko po to by po 1/3 książki zacząć wytracać tępo. W pewnym momencie "Księga Dziwnych Nowych Rzeczy" zamieniła się w 'Księgę Nudnych Rzeczy i Zmarnowanych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rewelacyjna! Nie spodziewałem się tego, że tak bardzo mnie wciągnie. Wydawało by się, że ma być to lekka komediowa historia o aktorce i serialu, ale wbrew pozorom jest to dużo głębsza książka. W dużej mierze mówi o przyjaźni i o tym, że nie zawsze wszystko idzie tak jak sobie to wyobrażamy. Bohaterowie są wielowymiarowi i nie sposób się w nich nie zakochać. Jest to moja pierwsza książka tego autora ale już w połowie "Funny Girl" wiedziałem, że z pewnością nie jest to moje ostatnie spotkanie z autorem. (Nawet już teraz czeka na mnie na półce "Juliet, naga"). Osobiście polecam zapoznanie się z Funny Girl, bo naprawdę warto.

Rewelacyjna! Nie spodziewałem się tego, że tak bardzo mnie wciągnie. Wydawało by się, że ma być to lekka komediowa historia o aktorce i serialu, ale wbrew pozorom jest to dużo głębsza książka. W dużej mierze mówi o przyjaźni i o tym, że nie zawsze wszystko idzie tak jak sobie to wyobrażamy. Bohaterowie są wielowymiarowi i nie sposób się w nich nie zakochać. Jest to moja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Największą wadą książek Andrzeja Ziemiańskiego jest to, że się kończą.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetnie się ją czyta, bardzo szczegółowa, ciężko się od niej oderwać dla mnie była to lektura na jeden dzień.
Ale autor ma jedną niezwykle irytującą cechę, praktycznie co chwile korzysta ze zwrotów typu "Autorka (tu wstaw nazwę albumu/piosenki) zrobiła to i tamto", w połowie książki zaczyna to być mocno męczące.

Świetnie się ją czyta, bardzo szczegółowa, ciężko się od niej oderwać dla mnie była to lektura na jeden dzień.
Ale autor ma jedną niezwykle irytującą cechę, praktycznie co chwile korzysta ze zwrotów typu "Autorka (tu wstaw nazwę albumu/piosenki) zrobiła to i tamto", w połowie książki zaczyna to być mocno męczące.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mam mieszane uczucia co do tej książki, w zasadzie to nie jest książka o Madonnie, a o jej bracie.
Problem z Christopherem jest taki, że w życiu powinęła mu się noga, zawładnęły nim nałogi, i jest zły na siostrę, że ta dała mu ultimatum, albo weźmie się za siebie i skończy z nałogiem, albo się pożegnają.
Brat Madonny wybrał drogę do samozniszczenia i jest zły na Madonnę, że ta odcięła go od swoich pieniędzy.
Postanowił więc pożalić się całemu światu na to jaka ta jego siostra jest niedobra.
Generalnie przez całą książkę robi z siebie ofiarę, nie widząc swoich własnych wad.
Plusem tej książki jest jednak to, że daje nam jakiś wgląd na to jak wyglądało życie młodej Madonny, zanim zawładnęła rynkiem muzycznym :)

Mam mieszane uczucia co do tej książki, w zasadzie to nie jest książka o Madonnie, a o jej bracie.
Problem z Christopherem jest taki, że w życiu powinęła mu się noga, zawładnęły nim nałogi, i jest zły na siostrę, że ta dała mu ultimatum, albo weźmie się za siebie i skończy z nałogiem, albo się pożegnają.
Brat Madonny wybrał drogę do samozniszczenia i jest zły na Madonnę, że...

więcej Pokaż mimo to