rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

"The Office Party. Firmowa Gwiazdka" to króciutka nowela, po którą sięgnęłam bo potrzebowałam czegoś do wysłuchania na raz (audiobook bez przyspieszenia to niecałe trzy godziny) i po dwóch niezbyt udanych spotkaniach z Whitney G. chciałam się przekonać czy Autorka ma jeszcze to coś za co pokochałam jej wcześniejsze powieści.

Tak jak już wielokrotnie w przypadku tej pisarki mamy do czynienia z romansem biurowym. Garrett West to pracoholik, który wymaga od swoich pracowników uczestnictwa we wspólnym wyjeździe świątecznym. Savannah Grey po nieudanej próbie wymigania się od wyjazdu w ubiegłym roku, w tym wręcza swojemu szefowi prezent, który ma mu pokazać jej niechęć...

Z racji tego, że jest to raptem opowiadanie wiele aspektów relacji między bohaterami zostało ukazanych skrótowo. Jest też jeden wątek, który wg mnie można było sobie darować właśnie ze względu na niewielką objętość książki. Ale Firmowa Gwiazdka napisana jest w stylu dawnej Whitney, gdy bawiła i rozczulała mnie swoimi prostymi historiami. Z książką spędziłam mile chwile, niejednokrotnie uśmiechając się i z radością słuchając rozmów między bohaterami. Trochę szkoda, że Autorka nie zdecydowała się na szersze omówienie relacji Garretta i Savannah, bo stworzyła bardzo interesującą bazę.

"The Office Party. Firmowa Gwiazdka" przypomniała mi za co tak lubię Whitney G. i po raz kolejny udowodniła, że Autorka jest mistrzynią krótkich form romansu.

"The Office Party. Firmowa Gwiazdka" to króciutka nowela, po którą sięgnęłam bo potrzebowałam czegoś do wysłuchania na raz (audiobook bez przyspieszenia to niecałe trzy godziny) i po dwóch niezbyt udanych spotkaniach z Whitney G. chciałam się przekonać czy Autorka ma jeszcze to coś za co pokochałam jej wcześniejsze powieści.

Tak jak już wielokrotnie w przypadku tej pisarki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Isabella Shay właśnie ma zacząć nową pracę, do której może się spóźnić już pierwszego dnia, ponieważ kolejka po kawę jest doprawdy imponująca. Dlatego, gdy nikt nie zgłasza się po dyniowe latte Isabella bierze kubek i... wylewa całą jego zawartość na mężczyznę stojącego za nią. Trzeba przyznać, że wywarła na Blake'u odpowiednie wrażenie. Gdy para spotyka się po raz kolejny tego samego dnia można zacząć wierzyć w przeznaczenie. Niestety już trzecie spotkanie nie przebiega w tak miłej atmosferze...

"Przypadkowo Amy" to urocza komedia romantyczna, której bohaterów można polubić już od pierwszych scen zarówno za ich poczucie humoru jak i dystans do samych siebie. Historia nie jest skomplikowana i próżno w niej szukać porywającej akcji czy głębszych tematów. Ot, zwykły romans biurowy, lekki, zabawny, i jak już wspomniałam uroczy. Książka idealna na odstresowanie, gdy szukamy czegoś niezbyt skomplikowanego i nie wymagającego zbytniego zaangażowania.

W moim przypadku nie była to wada powieści, a ogromna zaleta. Przesłuchałam w formie audiobooka, na którym nie musiałam za bardzo się skupiać, by wyłapać wszelkie niuanse fabuły, bo ich zwyczajnie nie było. A jednak słuchając przekomarzanek głównych bohaterów uśmiech nie schodził mi z ust. "Przypadkowo Amy" była właśnie taką powieścią jakiej potrzebowałam po ciężkim dniu w pracy. Słodką, odprężającą, zachęcającą by poznać inne książki Lynn Painter.

Isabella Shay właśnie ma zacząć nową pracę, do której może się spóźnić już pierwszego dnia, ponieważ kolejka po kawę jest doprawdy imponująca. Dlatego, gdy nikt nie zgłasza się po dyniowe latte Isabella bierze kubek i... wylewa całą jego zawartość na mężczyznę stojącego za nią. Trzeba przyznać, że wywarła na Blake'u odpowiednie wrażenie. Gdy para spotyka się po raz kolejny...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Jeśli wcześniej nie pisałam to teraz mam okazję - uwielbiam książki Anny Krystaszek. Autorka zachwyciła mnie już swoją debiutancką powieścią, a z każdą kolejną było tylko lepiej. "Błędne koło. Nieumiarkowanie" to powieść z gatunku tych, które nie tylko wstrząsną czytelnikiem, ale też zmuszą go do refleksji nad otaczającym nas światem, a zagadka kryminalna dodatkowo sprawi, że od lektury nie sposób się oderwać (mam tu na myśli, że dosłownie nie można się oderwać, więc miejcie tego świadomość biorąc książkę do ręki).

Tym razem Autorka wzięła na warsztat nieumiarkowanie. W jednej z kamienic zaczynają ginąć mężczyźni uzależnieni od alkoholu i skłonni do przemocy względem swoich najbliższych. Spotkał ich los jaki oni sami przez lata zgotowali swoim rodzinom. Czy to gnębione kobiety postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce? A może ktoś z zewnątrz miał już dość biernego przyglądania się przemocy?

Początek powieści był dla mnie trudny do przebrnięcia. Nie tyle z powodu podjętej tematyki, co moich osobistych przekonań. Ja po prostu nie umiem zrozumieć kobiet, które są dobrymi i oddanymi matkami, a jednak pozwalają by ich partnerzy krzywdzili dzieci. Jestem w stanie zrozumieć mechanizmy godzenia się na przemoc, ale kiedy w grę wchodzą dzieci to całe moje zrozumienie odchodzi w zapomnienie. Ale po tym wstępie i wylaniu z siebie wielu gorzkich słów po raz kolejny dałam się porwać historii, którą stworzyła Autorka. I żeby była jasność to, że początek był dla mnie ciężki wcale nie jest mankamentem powieści! Tylko jednym z jej największych atutów! Bo właśnie o to chodzi w powieściach Anny Krystaszek. Żeby ich tematyka uwierała nas gdzieś w środku, żeby kazała nam na nowo przemyśleć pewne sprawy, a być może i przewartościować priorytety i zastanowić się nad moralnością.

W tej książce jest wszystko. Genialnie poprowadzony wątek kryminalny, ważny temat społeczny i bohaterowie, których polubiłam już przy pierwszym spotkaniu i o których w każdej powieści dowiaduję się czegoś nowego. Jak zwykle akcja pędzi na złamanie karku i momentami brak czytelnikowi czasu nie tylko na przemyślenie tego co właśnie przeczytał, ale wręcz na złapanie oddechu, a jednak całość jest tak dopracowana, że każdy najmniejszy szczegół ma znaczenie, a czytelnik po skończonej lekturze jeszcze przez dłuższy czas myśli o powieści. Ja do teraz mam mętlik w głowie i nie mogę wyjść z podziwu jak Autorce udało się skonstruować tak misterną intrygę.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Muza.

Jeśli wcześniej nie pisałam to teraz mam okazję - uwielbiam książki Anny Krystaszek. Autorka zachwyciła mnie już swoją debiutancką powieścią, a z każdą kolejną było tylko lepiej. "Błędne koło. Nieumiarkowanie" to powieść z gatunku tych, które nie tylko wstrząsną czytelnikiem, ale też zmuszą go do refleksji nad otaczającym nas światem, a zagadka kryminalna dodatkowo sprawi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Na jednym z placów budowy, w kontenerze na śmieci zostają znalezione zwłoki bezdomnej kobiety. Była ona dość dobrze znana okolicznym mieszkańcom jako osoba miła i uczynna, która zwracała szczególną uwagę na przestrzeganie zasad. W swoim notesie notowała każde przewinienie: od wyrzucenia papierka na chodnik po przejście na czerwonym świetle. Teraz notes zniknął, a detektyw Eve Dallas pozostaje ustalić, co takiego widziała Alva, że ktoś odebrał jej życie. Niemal w tym samym czasie, na sąsiednim placu budowy zostają znalezione szczątki kolejnej ofiary...

Tym razem nie było miło i przyjemnie od samego początku, a to za sprawą ilości błędów językowych. Pierwsze rozdziały czytało mi się dość opornie, z trudem i całkiem dużą dawką skupienia. Zdania pozbawione sensu, kwestie wypowiadane nie wiadomo przez kogo i do kogo skierowane, zdania będące albo wynikiem błędów logicznych popełnionych przez Autorkę albo zwyczajnie źle przetłumaczone, a do tego w wersji elektronicznej literówki, które nie pojawiają się w wersji papierowej. Przyznam, że przeczytanie pierwszych stu stron wymagało ode mnie sporo wysiłku i samozaparcia, a przecież ja uwielbiam powieści Nory Roberts!

Na szczęście później albo było lepiej pod względem językowym albo zwyczajnie kolejne śledztwo Eve tak mnie wciągnęło, że przestałam na to zwracać uwagę.

Po raz kolejny Nora Roberts zachwyciła mnie swoim talentem do łączenia wielu typów powieści. Z jednej strony mamy policyjne śledztwo, czyli typowy kryminał, z drugiej poruszonych jest wiele wątków obyczajowych, a z trzeciej nie zapominajmy, że akcja rozgrywa się w 2061 roku. A wszystko to podlane poczuciem humoru i nutką romansu między Eve a Roarkem. Dla mnie to połączenie idealne!

Co prawda książka nie zachwyciła mnie od samego początku, jednak całościowo jestem bardziej niż zadowolona z lektury. Lekki styl Autorki sprawił, że czytało się szybko, a podjęta tematyka nie tylko poruszała, ale też pozostaje niezwykle aktualna. A gdy śledztwo w sprawie kolejnych zbrodni nabiera tempa to od książki nie sposób się oderwać.

Niezmiennie polecam serię Oblicza Śmierci. Dla mnie każdy kolejny tom to swego rodzaju "comfort book". Jeszcze nigdy nie zawiodłam się na twórczości Nory Roberts, co przy kilkudziesięciu przeczytanych powieściach świadczy samo za siebie. Dla osób, które nie znają serii nadmienię, że "Zapomniane na śmierć" to 53 tom i chociaż każdą powieść można czytać indywidualnie to jak zwykle pojawiają się nawiązania do wcześniejszych spraw Dallas oraz do jej przeszłości.

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

Na jednym z placów budowy, w kontenerze na śmieci zostają znalezione zwłoki bezdomnej kobiety. Była ona dość dobrze znana okolicznym mieszkańcom jako osoba miła i uczynna, która zwracała szczególną uwagę na przestrzeganie zasad. W swoim notesie notowała każde przewinienie: od wyrzucenia papierka na chodnik po przejście na czerwonym świetle. Teraz notes zniknął, a detektyw...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nielat" oparty jest na podobnym schemacie jak powieść "Szymek". Tu również za punkt wyjścia fabuły Autor wybrał nastolatka, którego życie skończyło się w sposób tragiczny. Następnie, w narracji trzecioosobowej mamy ukazane śledztwo oraz pracę policjantów w latach 90. oraz, w narracji pierwszoosobowej, poznajemy życie głównego bohatera i wydarzenia, które doprowadziły do takiego, a nie innego zakończenia. Jednak o ile już tematyka "Szymka" była trudna i bolesna, tak historia Michała rozrywa serce i wywołuje łzy. Już wtedy pisałam, że czytanie wywoływało we mnie dyskomfort i że nie jest to lektura dla każdego. Podtrzymuję te słowa i jeszcze większy nacisk kładę na to, że aby zdecydować się na lekturę trzeba mieć albo twardą skórę albo przygotowany zapas chusteczek.

Michał wychowuje się w patologicznej rodzinie, oboje rodzice piją i nie interesują się nim. Gdy chłopiec ma jedenaście lat do jego pokoju zaczyna przychodzić wujek. Potem jest już tylko gorzej...

Piotr Kościelny po raz kolejny skonfrontował się z szarą rzeczywistością lat 90. Ogromne bezrobocie, niepewna przyszłość, alkoholizm i wszelkie patologie jakie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić były na porządku dziennym. Nikt nie był pewien przyszłości, gdy kolejne zakłady zamykały się jeden po drugim. A z drugiej strony mniejsza świadomość społeczna na krzywdę dzieci. I nie mam tu na myśli znieczulicy, jaka ostatnio panuje, a ciche przyzwolenie, by krzywda pozostała tajemnicą dopóki dzieje się w czterech ścianach mieszkania.

Autor ponownie stworzył mistrzowski dramat społeczny. Chwytający za gardło, łamiący serce. Zmuszający do refleksji i zostający z czytelnikiem jeszcze długo po skończeniu lektury. Równocześnie, przy tak trudnej tematyce książka napisana jest niezwykle prosto, można wręcz powiedzieć sucho, co tylko dobitniej ukazuje cały dramatyzm przedstawionej sytuacji.

Za mną dwie najnowsze powieści Piotra Kościelnego, a w planach nadrobienie wcześniejszych. Bo pomimo bólu i dyskomfortu, które we mnie wywołują są to wartościowe treści.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

"Nielat" oparty jest na podobnym schemacie jak powieść "Szymek". Tu również za punkt wyjścia fabuły Autor wybrał nastolatka, którego życie skończyło się w sposób tragiczny. Następnie, w narracji trzecioosobowej mamy ukazane śledztwo oraz pracę policjantów w latach 90. oraz, w narracji pierwszoosobowej, poznajemy życie głównego bohatera i wydarzenia, które doprowadziły do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie mogę powiedzieć, że nikt mi nie polecał serii kryminalnej z Olgą Balicką autorstwa Katarzyny Wolwowicz, że nie pisano, że to coś idealnie w moim guście i skoro lubię mroczne kryminały to będę zachwycona. Bo polecano. I fakt, że dopiero teraz poznałam tę serię jest tylko i wyłącznie moją winą. Ponieważ "Niewinne ofiary" spełniają wszystkie kryteria jakie stawiam książce.

Już od samego początku jest mrocznie i zaskakująco. Po przeczytaniu kilku pierwszych stron byłam już bardzo na tak, a każda kolejna tylko utwierdzała mnie w przekonaniu, że czeka mnie czytelnicza uczta.

Powieść trzyma w napięciu przez cały czas. Od momentu odkrycia makabrycznej zbrodni, poprzez śledztwo i nawarstwiające się tajemnice, aż po spektakularne zakończenie. Dodatkowo oprócz głównego śledztwa mamy jeszcze sporo wątków pobocznych i spraw, które tylko z pozoru nie łącza się z głównym nurtem powieści.

Kolejny plus to postać głównej bohaterki, którą nie tylko polubiłam, ale która była kobietą z krwi i kości: nie idealną, z własnymi problemami, ale też i zasadami, których starała się trzymać, pracoholiczką, która poświęciła życie osobiste pracy, a jednocześnie zmieniającą się pod wpływem kolejnych wydarzeń.

Lubię, gdy w powieściach kryminalnych występuje wątek obyczajowo-romantyczny. Pozwala mi to bardziej przywiązać się do bohaterów i wzmaga moją ciekawość jak potoczą się ich dalsze losy. I chociaż powieść podobała mi się jako całość to jednak zakończenie wątku romantycznego sprawia, że z niecierpliwością oczekuję możliwości zapoznania się z kolejnymi tomami serii.

"Niewinne ofiary" ma w sobie cechy, które zainteresują nie tylko osoby lubiące dobry kryminał, ale też takie, które cenią sobie warstwę obyczajową. Jak dla mnie połączone w idealnych proporcjach i sprawiające, że czyta się z dużą dawką zainteresowania.

Książkę wysłuchałam dzięki Legimi i ich akcji WOŚP.

Nie mogę powiedzieć, że nikt mi nie polecał serii kryminalnej z Olgą Balicką autorstwa Katarzyny Wolwowicz, że nie pisano, że to coś idealnie w moim guście i skoro lubię mroczne kryminały to będę zachwycona. Bo polecano. I fakt, że dopiero teraz poznałam tę serię jest tylko i wyłącznie moją winą. Ponieważ "Niewinne ofiary" spełniają wszystkie kryteria jakie stawiam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Po zapoznaniu się z książką Mariusza Sampa "Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji" można dojść do wniosku, że Rosjanie nie lubili swoich władców, bo właściwie nie mieli ku temu podstaw. Książka skupia się nie tylko na ostatnich latach życia, ale pokazuje dlaczego poszczególni władcy skończyli tak a nie inaczej. Ja po lekturze miałam nieodparte wrażenie, że carowie i caryce robili wszystko, co w ich mocy, by zakończyć przedwcześnie swoje życie i to nie zawsze w przyjemnych okolicznościach.

Książka jest istną skarbnicą anegdot i ciekawostek, o których nie mówi się na lekcjach historii (trochę szkoda, bo może wtedy co poniektórzy uczniowie nie przysypialiby na nich). Dlatego nawet jeśli ktoś nie jest wielkim pasjonatem historii, za to lubi intrygi i pasjonujące opowieści może zapoznać się z książką i czerpać z lektury ogromną przyjemność.

Autor nie zanudza czytelnika przesadną ilością dat czy faktów. Postawił sobie jasny cel i właśnie na nim się skupił. Bo czy wiecie, którego władcę Rosji starano się zabić najwięcej razy? Albo jak wielu z nich musiało być noszonych w fotelach, bo z powodu różnych chorób i dolegliwości mieli problemy z samodzielnym poruszaniem się? Którzy monarchowie zawierali związki małżeńskie z miłości, a którzy tylko czekali, by niemal dosłownie moc wbić nóż w plecy swojej "drugiej połówce"? Jak wielu z nich było pracoholikami, których spotkał smutny koniec tylko dlatego, że zignorowali zwykle przeziębienie?

Ja od książki nie mogłam się oderwać. Ciekawy temat, lekki styl pisania i interesująca forma sprawiły, że czyta się niezwykle szybko. A przy okazji można się czegoś dowiedzieć.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Hi:story.

Po zapoznaniu się z książką Mariusza Sampa "Szach-mat. Jak umierali władcy Rosji" można dojść do wniosku, że Rosjanie nie lubili swoich władców, bo właściwie nie mieli ku temu podstaw. Książka skupia się nie tylko na ostatnich latach życia, ale pokazuje dlaczego poszczególni władcy skończyli tak a nie inaczej. Ja po lekturze miałam nieodparte wrażenie, że carowie i caryce...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ewelina Dobrzycka straciła pamięć. Teraz to jej najbliżsi są odpowiedzialni za próby przypomnienia jej czegokolwiek z przeszłości. A jednak kobieta ma nieodparte wrażenie, że nie wszyscy mówią prawdę. Komy może zaufać? Komu zależy, by przekazać jej poprawioną wersję jej życia?

Było to moje drugie spotkanie z twórczością Kamili Bryksy, jej debiut "Sowniki" podobał mi się, ale nie wywarł na mnie większego wrażenia, był po prostu ok. Ale to co zaprezentowała Autorka w tej powieści to już zupełnie inny poziom. Takiego klimatu i poczucia niepokoju już dawno nie odczuwałam podczas lektury!

Powieść intryguje już od pierwszych stron, a historia Eweliny przedstawiona jest w taki sposób, że czytelnik samodzielnie stara się ustalić co sprawiło, że straciła ona pamięć. Dodatkowo żaden z bohaterów nie jest jednoznaczny i aż do ostatniej chwili nie wiadomo komu można zaufać a komu nie, nie wiadomo czy ktoś kłamie czy mówi prawdę i jakie intencje mu przyświecają.

Kiedy kończymy czytanie pierwszej części zatytułowanej Kłamstwo mamy już w głowie pewien obraz życia głównej bohaterki, jednak już pierwsza strona drugiej części (Prawda) sprawia, że wszystko staje na głowie! Wszystkie nasze wyobrażenia bledną w porównaniu z tym co zaserwowała nam Autorka.

"Mgła" to prawdziwe mistrzostwo jeśli chodzi zarówno o klimat jak i intrygę. Nawet kilka dni po przeczytaniu książki układałam sobie w głowie kolejne wydarzenia, starałam się rozgryźć wszystkich bohaterów i zrozumieć co tak naprawdę się wydarzyło. Ogromne brawa dla Autorki za tak wciągającą i nurtującą powieść, którą czyta się ekspresowo, ale zostaje w pamięci na dłużej. "Mgła" to nie tylko rasowy thriller psychologiczny, to powieść skłaniająca do refleksji. Za każdym razem, gdy Autorka odsłaniała fragment wydarzeń z przeszłości i zachowania poszczególnych bohaterów, ja zastanawiałam się jak sama postąpiłabym w danej sytuacji. Jak daleko można posunąć się, by chronić siebie? Czy naprawdę "czasami najlepsze, co możesz zrobić, to podjąć złą decyzję"?

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Mięta.

Ewelina Dobrzycka straciła pamięć. Teraz to jej najbliżsi są odpowiedzialni za próby przypomnienia jej czegokolwiek z przeszłości. A jednak kobieta ma nieodparte wrażenie, że nie wszyscy mówią prawdę. Komy może zaufać? Komu zależy, by przekazać jej poprawioną wersję jej życia?

Było to moje drugie spotkanie z twórczością Kamili Bryksy, jej debiut "Sowniki" podobał mi się,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Blizna" została wydana trzy lata wcześniej niż "Reina Roja", więc można od niej zacząć swoją przygodę z twórczością Juana Gómez-Jurado będąc absolutnie pewnym, że nie trafi się na żaden spoiler. Już po kilku stronach książki uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi stylu Autora, który zachwycił mnie w zeszłym roku.

Tym razem wydarzenia skupiają się na Simonie, informatyku, który stworzył aplikację Lisa, i który wraz z przyjacielem niedługo może stać się milionerem. I powiem, że poczułam drobne zaskoczenie, bo dość długo w powieści nie mogłam wyczuć thrillera, a długi wstęp pozwalający czytelnikowi lepiej poznać głównego bohatera czytało się szybko, ale bez większego zainteresowania czy zaangażowania.

Za to później to już typowy thriller i to napisany w iście hollywoodzkim stylu, bo "Blizna" to gotowy scenariusz na film, który ja z przyjemnością bym obejrzała. Mamy w niej wszystko: tragiczną i tajemniczą przeszłość bohaterów, rosyjską mafię, romans, wątek od biedaka do milionera, zbrodnię i śledztwo na skalę międzynarodową. Zaintrygowani?

Najbardziej spodobały mi się wydarzenia z przeszłości, czytałam o nich z ciekawością i pewną niecierpliwością, by jak najszybciej dowiedzieć się co się stało. Łatwo domyśleć się kim jest dziewczynka z ukraińskiej wioski i co sprowadziło ją do Stanów (tu przyznam, że byłam bardzo zaskoczona, gdy okazało się, że akcja powieści nie rozgrywa się w Hiszpanii!).

Jak dla mnie książka stoi o klasę niżej od swoich następczyń. Zabrakło mi w niej swego rodzaju ognia i bardziej wyrazistych bohaterów. Antonia i Jon intrygowali, porywali i od samego początku wzbudzali we mnie uczucia, a Simon to właściwie taki "misio", spokojny nerd i samotnik, który wbrew sobie zostaje wplątany w kryminalną aferę. I chociaż poradził sobie bardzo dobrze, to jednak czegoś mi zabrakło.

"Blizna" to pozycja obowiązkowa dla miłośników twórczości Juana Gómez-Jurado. A także dla wszystkich tych, którzy przeczytali już wiele thrillerów i teraz szukają czegoś wyjątkowego i wymykającego się schematom.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu SQN.

"Blizna" została wydana trzy lata wcześniej niż "Reina Roja", więc można od niej zacząć swoją przygodę z twórczością Juana Gómez-Jurado będąc absolutnie pewnym, że nie trafi się na żaden spoiler. Już po kilku stronach książki uświadomiłam sobie jak bardzo brakowało mi stylu Autora, który zachwycił mnie w zeszłym roku.

Tym razem wydarzenia skupiają się na Simonie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie jestem pewna czy zakwalifikowanie najnowszej powieści Anny H. Niemczynow jako literatura obyczajowa jest najszczęśliwszym rozwiązaniem. Dla mnie to książka motywacyjna, więc "wrzucenie" jej do kategorii poradniki byłoby odpowiedniejsze i mniej mylące. Od razu zaznaczę też, że trochę cieszę się z takiego obrotu sprawy, bo po poradniki nie sięgam, co sprawiłoby, że zapewne ominęłaby mnie interesująca lektura.

Oprócz wstępu, gdzie Autorka wspomina o sobie i swojej przygodzie z wdzięcznością mamy do czynienia z króciutkimi rozdziałami, a właściwie z koszyczkami wdzięczności mającymi nam przybliżyć nie tylko samą ideę, ale też na konkretnych przykładach pokazać za jak wiele spraw możemy być w życiu wdzięczni. I nie chodzi o to, by dziękować tylko za rzeczy wielkie, ale za te małe, które uważamy za swego rodzaju pewnik. Bo czy przyszłoby Ci do głowy, by podziękować za filiżankę gorącej kawy? lub za fakt, że się obudziłaś w wygodnym łóżku? Autorka w cudowny sposób pokazujez że wokół nas jest tak wiele rzeczy, za które możemy być wdzięczni, jeśli tylko zechcemy...

W "Słowach wdzięczności" znalazłam bardzo wiele pięknych cytatów, bardzo wiele słów Autorki skłoniło mnie do refleksji. Jednak ja nie jestem osobą, do której ta książka została skierowana. Ja nie sięgam po poradniki, książki samorozwojowe czy inne tego typu lektury, dlatego nie zdziwiło mnie, że już tak w połowie miałam dość czytania i co jakiś czas odnosiłam wrażenie, że czytam po raz kolejny o tym samym. Niektóre rozdziały czytałam wręcz po kilka razy a i tak nie bardzo wiem jaki był ich sens (był to ten rzadki przypadek, że rozumiałam poszczególne zdania, ale umykało mi ich znaczenie).

Jeśli ktoś nastawił się na kolejną poruszającą powieść Autorki to czeka go zaskoczenie i tylko od czytelnika zależy czy będzie to zaskoczenie z gatunku tych dobrych czy złych. Ja z książką spędziłam trzy tygodnie, powoli ją podczytując czasami z pełnym zachwytem, czasami z lekkim znużeniem. Pewne jest, że Autorka wykonała kawał dobrej roboty dając nam wskazówki jak wypełnić swoje życie wdzięcznością teraz tylko od nas zależy co z tym zrobimy.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Luna.

Nie jestem pewna czy zakwalifikowanie najnowszej powieści Anny H. Niemczynow jako literatura obyczajowa jest najszczęśliwszym rozwiązaniem. Dla mnie to książka motywacyjna, więc "wrzucenie" jej do kategorii poradniki byłoby odpowiedniejsze i mniej mylące. Od razu zaznaczę też, że trochę cieszę się z takiego obrotu sprawy, bo po poradniki nie sięgam, co sprawiłoby, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Bogobójczyni" to pierwszy tom trylogii, a zarazem debiut literacki Hannah Kaner. Wydarzenia przedstawione są z kilku perspektyw: bogobójczyni Kissen, dawnego rycerza Elogasta oraz Inary i bożka Skedicetha. Tej czwórki nic nie łączy, ale wspólnie odbędą pielgrzymkę do Blenradenu, zniszczonego miasta, dawniej siedziby wielu bogów, dziś zakazanego dla ludzi. W trakcie wędrówki bohaterowie będą zmuszeni walczyć ramię w ramię i zaufać sobie na tyle, by móc przeżyć.

Nie powiem, by książka wciągnęła mnie od pierwszych stron. Owszem, już pierwszy rozdział wzbudził moje zaciekawienie, ale czytało mi się trudno, głównie przez dość ciężki styl jakim powieść jest napisana/przetłumaczona. I nie chodzi o nadmierną ilość informacji, które zwykle pojawiają się na początku każdej powieści fantastycznej, bo tych nie było zbyt wiele. A właśnie o styl. Po około 120 stronach już tak tego nie odczuwałam, jednak przez całą książkę zdarzały się pojedyncze zdania, których nie rozumiałam - wyłapywałam ogólny przekaz jakiegoś akapitu, ale gdy rozbierałam go na poszczególne zdania to niektóre były dla mnie niejasne lub po prostu bez sensu.

Lubię poznawać nowe światy, choć wiem, że nadmiar informacji może być początkowo przytłaczający. Ale w tej książce tego mi zabrakło. Na pierwszych stronach pojawia się trochę nazw własnych, które wymagały ode mnie sprawdzenia na mapie, ale zabrakło mi szerszego kontekstu. Niewiele wiemy o specyfikacji bogów, o ich znaczeniu w poszczególnych krainach, o ich atrybutach czy powstawaniu. Ja lubię mieć wszystko przedstawione czarno na białym, w bardzo konkretny sposób, a w "Bogobójczyni" musiałam zdać się na szczątkowe informacje, podawane w małych ilościach przez całą powieść. I chociaż dla mnie był to minus to myślę, że dla innych czytelników może być to atutem. Mam tu na uwadze szczególnie tych, którzy rzadziej sięgają po fantastykę nie przepadając za zbyt rozbudowaną warstwą "informacyjną".

Ale mankamenty powieści dotyczą, jak już wspomniałam, głównie pierwszych 120 stron. Potem jest już tylko lepiej. Powoli poznając bohaterów możemy coraz lepiej zrozumieć ich postępowanie. I tu ogromny plus dla Autorki za rewelacyjną kreację wszystkich postaci - bardzo wyrazistych, nieidealnych, mających za sobą trudne przeżycia, które sprawiły, że teraz choć nie zawsze zachowują się poprawnie to zawsze honorowo.

Chociaż na początku zabrakło mi konkretów to z czasem coraz lepiej poznawałam świat wykreowany przez Autorkę i coraz wyraźniej widziałam, że przemyślała go ona w najdrobniejszym szczególe, chociaż dość niechętnie dzieli się ona swoją wizją z czytelnikami. Ale myślę, że już przy kolejnych tomach w pełni wykorzysta potencjał jaki ma Middren.

Czytałam kilka opinii, że w książce niewiele się dzieje, że jest przegadana i że to typowy pierwszy tom będący tak naprawdę tylko wprowadzeniem do większej historii. I szczerze mówiąc ja odbieram książkę zupełnie inaczej. Owszem, pierwsze strony to swego rodzaju wstęp, ale równocześnie już pierwszy rozdział opisujący historię Kissen jest interesujący i przykuwa uwagę. A każdy kolejny tylko rozbudzał moją ciekawość i zanim się spostrzegłam nie mogłam oderwać się od lektury. A im bliżej końca, gdy ujawniane są kolejne tajemnice tym bardziej żałowałam, że nie mam przy sobie następnego tomu.

"Bogobójczyni" nie jest powieścią idealną, bo ma parę wad, które można tłumaczyć tym, że jest to debiut. Ale zdecydowanie ma potencjał i jest na tyle intrygująca i interesująca, że warto było poświęcić jej czas.

Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl

"Bogobójczyni" to pierwszy tom trylogii, a zarazem debiut literacki Hannah Kaner. Wydarzenia przedstawione są z kilku perspektyw: bogobójczyni Kissen, dawnego rycerza Elogasta oraz Inary i bożka Skedicetha. Tej czwórki nic nie łączy, ale wspólnie odbędą pielgrzymkę do Blenradenu, zniszczonego miasta, dawniej siedziby wielu bogów, dziś zakazanego dla ludzi. W trakcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od wydarzeń, którymi zakończyło się "Wotum nieufności" minął miesiac. Zmiany, na które szykował się kraj nie nadeszły, nadal na czele rządu stoi skorumpowany polityk, a sytuacja na szczytach władzy jest niepewna. Międzynarodowy szczyt, który ma odbyć się w Malborku może być albo ogromną szansą dla Polski albo kolejną kompromitacją. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy do prezydent Seydy zaczynają napływać informacje o planowanym ataku terrorystycznym.

Od momentu, gdy czytałam pierwszy tom trylogii minęło już kilka lat, ale po obejrzeniu serialu na jego podstawie musiałam zapoznać się z "Większością bezwzględną". I tak jak nie jestem wielką fanką Remigiusza Mroza, tak seria "W kręgach władzy" bardzo mi się podoba. Czyta się błyskawicznie, Autor jak zwykle strasznie zamotał i do końca nie można być pewnym, co jest prawdą, co przemyślaną grą polityczną, a co zwykłym kłamstwem. Ilość tropów sprawiała, że gubiłam się we własnych domysłach i nie wiedziałam komu można zaufać. Choć przyznam też otwarcie, że momentami lektura wymagała skupienia i pewnej dawki uwagi, bo bohaterowie tak często zmieniali front, że trudno było za nimi nadążyć.

Polityki na własnym podwórku unikam jak ognia, ale w wykonaniu pana Mroza była to czysta przyjemność, chociaż biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia Autorowi można zarzucić pewien brak wyobraźni i ostrożność w podejmowanych tematach. Zakończenie zaskakujące, z gatunku tych, gdzie zastanawiamy się jak Autor mógł nam to zrobić, a równocześnie niecierpliwie czekamy co wydarzy się dalej.

Od wydarzeń, którymi zakończyło się "Wotum nieufności" minął miesiac. Zmiany, na które szykował się kraj nie nadeszły, nadal na czele rządu stoi skorumpowany polityk, a sytuacja na szczytach władzy jest niepewna. Międzynarodowy szczyt, który ma odbyć się w Malborku może być albo ogromną szansą dla Polski albo kolejną kompromitacją. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Piotra Kościelnego i trochę nie wiedziałam czego się spodziewać. Teraz nie bardzo wiem, co napisać. Bo "Szymek" to powieść, która wywoływała we mnie ogromny dyskomfort. Chodzi tu o rozdziały pisane w narracji pierwszoosobowej, z perspektywy chłopca. I chociaż chciałam dowiedzieć się, co go skłoniło do podjęcia takiej a nie innej decyzji to równocześnie nie chciałam o tym czytać, nie chciałam poznać kolejnych wydarzeń bojąc się, że najzwyczajniej mnie to przerośnie. A kiedy już czytałam to oprócz dyskomfortu czułam... ogromną agresję. Miałam ochotę odpłacić pięknym za nadobne dręczycielom chłopca. Tu ogromne ukłony w kierunku Autora za powieść, która wywołała we mnie tak ogromne, a często i skrajne emocje.

Akcja powieści rozgrywa się od września 1993 do lutego 1994 roku. Z jednej strony z pewną nostalgią powróciłam do tamtych lat (to wtedy rozpoczęłam podstawówkę), a z drugiej uzmysłowiłam sobie, że pod pewnymi względami nic się nie zmieniło. Nadal młodzież jest gnębiona przez swoich rówieśników, nadal z powodu plotki czy nieporozumienia można stać się obiektem niewybrednych żartów i docinków, nadal w przestrzeni publicznej występują osoby namawiające do nienawiści z powodu jakiejkolwiek odmienności, nadal młodzi ludzie mają rzucane kłody pod nogi, gdy poszukują swojego prawdziwego ja. Nie tyle to smutne, co przerażające, że pomimo upływu tak wielu lat wciąż mamy problemy z akceptacją.

Książka oprócz historii tytułowego bohatera przedstawia społeczeństwo polskie w pierwszej połowie lat 90. Wielu czytelników być może nie pamięta tych czasów, dla wielu będzie to powrót do przeszłości. Jedno jest pewne: Autor bardzo dobrze oddał realia tamtych czasów, zmian jakie nastąpiły, ludzkiej mentalności. Zżyłam się z komisarzem Żmigrodzkim, z zaciekawieniem śledziłam kolejne sprawy, którymi się zajmował i jego walkę z demonami przeszłości.

Dla mnie "Szymek" to dramat społeczny z wątkami kryminalnymi. Świetnie napisany, brutalnie szczery i poruszający do głębi. Na półce już czeka najnowsza powieść Autora, ale przeczytam ją za pewien czas, gdy będę gotowa na kolejne spotkanie z tak mocnymi przeżyciami. Dlatego też ja polecam "Szymka" jednak należy mieć na uwadze, że nie jest to książka dla każdego ze względu na emocje jakie wywołuje, a jednocześnie dla każdego ze względu na podjęty temat. Sami musicie zdecydować czy jesteście na nią gotowi.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.

Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością Piotra Kościelnego i trochę nie wiedziałam czego się spodziewać. Teraz nie bardzo wiem, co napisać. Bo "Szymek" to powieść, która wywoływała we mnie ogromny dyskomfort. Chodzi tu o rozdziały pisane w narracji pierwszoosobowej, z perspektywy chłopca. I chociaż chciałam dowiedzieć się, co go skłoniło do podjęcia takiej a nie innej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ciche cuda to powieść z pogranicza literatury obyczajowej, autobiografii i poradnika. Autorka mocno posiłkując się własnymi przeżyciami uświadamia czytelnikom jak wiele zależy od nas samych i naszej postawy. Dla Anny H. Niemczynow nie ma tematów tabu, otwarcie mówi, co w jej życiu dotknęło ją najmocniej, co niejednokrotnie mocno zatrzęsło jej światem. A jednak nadal patrzy na otaczającą ją rzeczywistość z uśmiechem na ustach.

W książce jest bardzo dużo odniesień do Boga i wiary, bo są to elementy nierozerwalnie związane z pisarką, jednak sposób ich przedstawienia nie jest nachalny, wręcz przeciwnie bardzo naturalny, bo też celem Autorki nie jest nawracanie nikogo, a zwyczajnie pokazanie podstaw jej egzystencji.

Trochę żałuję, że to właśnie od tej książki zaczęłam swoją przygodę z twórczością Autorki. Uważam, że o wiele więcej wynioslabym z lektury, gdybym wcześniej przeczytała przynajmniej jedną lub dwie powieści. Bo to właśnie do nich powraca pisarką, pokazując, które doświadczenia wpłynęły na taki a nie inny kształt jej książek. Ale nawet nie znając wcześniej książek, ani nie obserwując pisarki na Facebooku cieszę się, że miałam możliwość przeczytania "Cichych cudów. Z zachwytu nad życiem". Bo przede wszystkim była to bardzo wartościowa lektura, o którą wcale nie tak łatwo ostatnio.

Z opowieści, którymi dzieli się z czytelnikami Autorka każdy wyniesie coś dla siebie, choć zapewne w wielu przypadkach będą to zupełnie inne odczucia. Tak naprawdę wpływ tej książki będzie zależał w znacznej mierze od naszego charakteru i bagażu doświadczeń. Ale niezależnie od tego, zapewniam, że w wielu momentach odnajdziecie cząsteczkę siebie. Czytając pomyślicie, że macie tak samo, że targają wami te same emocje, że doskonale rozumiecie o czym Anna H. Niemczynow opowiada, że ma po prostu rację. Lektura skłoni Was zapewne do refleksji, do zastanowienia się nad sobą i otaczającym Was światem, nad tymi cichymi cudami, które zdarzają się na co dzień.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Luna.

Ciche cuda to powieść z pogranicza literatury obyczajowej, autobiografii i poradnika. Autorka mocno posiłkując się własnymi przeżyciami uświadamia czytelnikom jak wiele zależy od nas samych i naszej postawy. Dla Anny H. Niemczynow nie ma tematów tabu, otwarcie mówi, co w jej życiu dotknęło ją najmocniej, co niejednokrotnie mocno zatrzęsło jej światem. A jednak nadal patrzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Sięgając po książkę nie wiedziałam czego się spodziewać, bo choć mity znałam swego czasu dość dobrze to ten zatarł się w mojej pamięci, a jedyne co zapamiętałam to fakt, że przecież mity z zasady kończą się tragicznie. Więc z jednej strony interesował mnie ten retelling, a z drugiej się go bałam.

Autorka zdecydowała się na szersze przedstawienie czytelnikowi opowieści o przeklętych kochankach. Dlatego poznajemy lody Psyche od momentu, gdy jej ojciec poznał przepowiednię dotyczącą córki, poprzez jej dorastanie. A także Erosa, pradawnego boga, który opisuje powstający świat i waśnie między bogami (można powiedzieć, że książka jest idealną lekturą dla wszystkich fanek romansów z wątkiem różnicy wieku - większej różnicy chyba nigdzie nie znajdą). Oczywiście nie jest to wierne odzwierciedlenie mitów, bo Luna McNamara raz, że dopasowała je do swojej historii, a dwa przedstawiła je w pewien przewrotny sposób. Dlatego nie warto doszukiwać się w książce niezgodności z oryginałem, a raczej czerpać radość z nietypowego spojrzenia na świat starożytny i rolę w nim kobiet.

"Psyche i Eros" to historia miłosna, która zaczyna się klątwą rzuconą przez zazdrosną boginię, która dotknęła niewłaściwą osobę. Czy związek można budować na kłamstwie? Jak wiele można poświęcić, by uniknąć przeznaczenia? Jak daleko posuną się bohaterowie walcząc ze zdawałoby się nieuniknionym losem?

Właściwie od początku zaciekawiła mnie lektura i z zainteresowaniem śledziłam kolejne poczynania bohaterów. Z każdą kolejną stroną coraz bardziej bałam się jaki los ich czeka i mocno mnie kusiło, by zerknąć na zakończenie, by przekonać się czy czeka ich "happy end".

W najmniejszym stopniu nie widać, że jest to debiut Autorki. Cała historia jest bardzo przemyślana, a wszelkie wprowadzone zmiany mają swój ukryty cel. Lekki styl sprawił, że lektura była czystą przyjemnością.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Muza.

Sięgając po książkę nie wiedziałam czego się spodziewać, bo choć mity znałam swego czasu dość dobrze to ten zatarł się w mojej pamięci, a jedyne co zapamiętałam to fakt, że przecież mity z zasady kończą się tragicznie. Więc z jednej strony interesował mnie ten retelling, a z drugiej się go bałam.

Autorka zdecydowała się na szersze przedstawienie czytelnikowi opowieści o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z ponowną lekturą Księcia Półkrwi miałam czekać do ukazania się wersji ilustrowanej. Ale kiedy okazało się, że brytyjski wydawca nie podał jeszcze daty premiery stwierdziłam, że nie czekam. Cóż mogę powiedzieć o czym już setki osób przede mną nie wspomniały? Zapewne niewiele...

Zwrócę uwagę przede wszystkim na dwie rzeczy. Po pierwsze zmienił się mój odbiór tej historii. Lata temu uważałam, że Rowling za bardzo skupiła się na warstwie uczuciowej młodych bohaterów i częściowo zrobiła z książki romans. Teraz zupełnie tego nie widzę! Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że mogłoby być więcej scen ukazujących dojrzewanie bohaterów i ich wkraczanie w dorosłość.

Druga sprawa jest taka, że po ponownej lekturze widzę jak słaba jest kinowa adaptacja. Film jest płaski i pozbawiony tak wielu elementów, że miejscami traci sens i nijak nie przygotowuje odbiorcy na finałową część. Dopiero teraz zdałam sobie w pełni sprawę jak twórcy filmu "skopali" sprawę horkruksów czy przeszłości Voldemorta. To tak ważne wątki w książce i w całej historii Harry'ego, że aż szkoda, że w filmach poświęcono im tak mało uwagi.

Cały czas, niezmiennie polecam powieści ze świata Harry'ego Pottera. Dla mnie są one cudowną odskocznią od rzeczywistości i za każdym razem poprawiają mi nastrój. I nie ważne, który raz sięgam po nie, bo za każdym razem odkrywam w nich coś nowego i wartościowego...

Z ponowną lekturą Księcia Półkrwi miałam czekać do ukazania się wersji ilustrowanej. Ale kiedy okazało się, że brytyjski wydawca nie podał jeszcze daty premiery stwierdziłam, że nie czekam. Cóż mogę powiedzieć o czym już setki osób przede mną nie wspomniały? Zapewne niewiele...

Zwrócę uwagę przede wszystkim na dwie rzeczy. Po pierwsze zmienił się mój odbiór tej historii....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Muszę przyznać, że "Szczurzy szlak" pozytywnie mnie zaskoczył. Owszem, książka ma parę mankamentów, ale fabularnie nie mogę jej nic zarzucić i jest dla mnie o wiele ciekawsza od swojej poprzedniczki. W "Sierocińcu janczarów" spodobał mi się sposób, w jaki Autor opisywał wydarzenia rozgrywające się w przeszłości i to właśnie z tego powodu sięgnęłam po jego najnowszą powieść. Od razu zaznaczę, że aby przeczytać o nowych przygodach dziennikarza Rafała Terleckiego konieczna jest znajomość poprzedniej książki.

Ale przejdźmy do konkretów: tym razem są tylko dwie linie czasowe, więc powieść jest po prostu łatwiejsza w odbiorze. Wydarzenia rozgrywające się podczas drugiej wojny światowej są dla mnie ciekawsze. Autor w bardzo interesujący sposób opisuje historię Howańskiego i wszystkich osób zamieszanych w jego "zaginięcie". Z niecierpliwością czekałam właśnie na rozdziały z przeszłości, a moim małym marzeniem jest by Piotr Gajdziński napisał powieść, której akcja rozgrywałaby się w całości podczas wojny lub wcześniej, bo to właśnie wtedy ujawnia się jego największy talent.

Tym razem wydarzenia współczesne zainteresowały mnie bardziej niż miało to miejsce w przypadku poprzedniej powieści. Mam wrażenie, że o wiele więcej się działo, a całość została bardziej przemyślana i tym razem "współczesność" nie była tylko dodatkiem do wydarzeń z przeszłości, ale w pewien sposób równorzędnym partnerem, dzięki czemu łatwiej można było zaobserwować powiązanie i wpływ jaki jedne zdarzenia mają na drugie, nawet gdy dzielą je dziesiątki lat.

Niestety, ponownie mam problem ze sposobem w jaki Autor podchodzi do alkoholu. Przez niemal 140 stron nie było tak źle, bo owszem alkohol pojawiał się, ale już nie tak nachalnie jak było to w "Sierocińcu janczarów". Ale właśnie wtedy Autor "uświadomił" sobie, że jego bohater za mało się nawadnia i trzeba temu zaradzić. A zatem Terlecki umila sobie samotny wieczór spijając się do nieprzytomności i to tak, że ma problem z dojściem do łazienki. Resztę możecie sobie wyobrazić... I od tego momentu alkohol płynie szerokim strumieniem. Bo w powieści piją wszyscy! Nie wiem czy Autor po prostu powiela stereotyp o Polakach czy sam otoczony jest przez osoby nadużywające alkoholu, ale mnie w pewnym momencie zaczynało drażnić, że w powieści nie sposób przeprowadzić rozmowy bez alkoholu. Warto też dodać, że bez względu na to czy główny bohater był pijany czy "tylko" na kacu nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu samochodu. Zresztą czytanie smsów też mu nie przeszkadzało... A wszystko to podane w bezrefleksyjnej formie jak coś tak naturalnego jak oddychanie.

Kolejny mankament to dwa małe błędy logiczne/nieścisłości. Nie mają one wpływu na rozwój wydarzeń, po prostu odnotowuję fakt, że w ogóle się pojawiły, bo należę do tej kategorii czytelników, która zwraca uwagę na takie rzeczy z tej prostej przyczyny, że strasznie wybijają mnie z rytmu czytania.

Nawet mając na uwadze tę drobne niedociągnięcia muszę przyznać, że powieść mocno mnie zaintrygowała i czytało mi się ją w znacznej mierze znakomicie. Autor ma interesujący styl, a przeplatanie osi czasowych dodatkowo podsycało moją ciekawość, co prowadziło do tego, że trudno mi było się od lektury oderwać. Zdecydowanie zapisuję Piotra Gajdzińskiego na prywatnej liście pisarzy, po których książki będę w przyszłości sięgać.

Za egzemplarz książki dziękuję Wydawnictwu Muza.

Muszę przyznać, że "Szczurzy szlak" pozytywnie mnie zaskoczył. Owszem, książka ma parę mankamentów, ale fabularnie nie mogę jej nic zarzucić i jest dla mnie o wiele ciekawsza od swojej poprzedniczki. W "Sierocińcu janczarów" spodobał mi się sposób, w jaki Autor opisywał wydarzenia rozgrywające się w przeszłości i to właśnie z tego powodu sięgnęłam po jego najnowszą powieść....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co roku emerytowana bibliotekarka, Flora Majewska, wysyła swoim sąsiadom ręcznie robione kartki świąteczne. Ten rok ma być wyjątkowy, gdyż Flora zdecydowała się na opuszczenie ulicy Wierzbowej i zamieszkanie w domu spokojnej starości, w związku z czym zamiast kartki chce wysłać im listy mające być nie tylko formą pożegnania, ale też zawierające drobne rady i wskazówki.

Taki jest punkt wyjścia powieści "Najmilszy prezent" i właśnie w ten sposób zaczynamy poznawać kolejnych mieszkańców maleńkiej uliczki. Do czynienia mamy z całym przekrojem postaci od małej dziewczynki samotnie eksplorującej ogrody sąsiadów, przez młodych ludzi aktywnych zawodowo aż do osób starszych odkrywajacych uroki życia emeryta. I choć tak różni to każdy z nich dźwiga swój własny bagaż doświadczeń, strat i nadziei.

Nie powiem, by ta historia przypadła mi do gustu już od pierwszych stron. Wydawała mi się odrobinę drętwa i zupełnie nie w moim guście. A jednak z każdym rozdziałem, z każdą poznaną historią coraz mocniej przywiązywałam się do bohaterów, coraz chętniej poznawałam ich perypetie i z coraz większą niecierpliwością oczekiwałam na kolejne wydarzenia. I tak naprawdę zanim się spostrzegłam Agnieszka Krawczyk skradła moje serce, a jej słowa otulały mnie i przynosiły ukojenie. Bo choć Autorka pisze o sprawach ważnych, a nie każda z postaci w książce jest idealna czy bez wad to jednak z powieści bije spokój i ogromna wiara w drugiego człowieka.

Przywiązałam się do mieszkańców ulicy Wierzbowej. Oczywiście nie wiedziałam, że jest to pierwszy tom trylogii, ale z chęcią sięgnę po kolejne książki i poznam dalsze losy bohaterów tym bardziej, że wiele wątków nie znalazło jeszcze swojego zakończenia, a ja mam już swoje typy i jestem ciekawa w jakim stopniu się one sprawdzą.

Co roku emerytowana bibliotekarka, Flora Majewska, wysyła swoim sąsiadom ręcznie robione kartki świąteczne. Ten rok ma być wyjątkowy, gdyż Flora zdecydowała się na opuszczenie ulicy Wierzbowej i zamieszkanie w domu spokojnej starości, w związku z czym zamiast kartki chce wysłać im listy mające być nie tylko formą pożegnania, ale też zawierające drobne rady i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Zakon Feniksa (Wydanie ilustrowane) Jim Kay, J.K. Rowling
Ocena 8,8
Harry Potter i... Jim Kay, J.K. Rowli...

Na półkach: ,

Nie jestem zwolenniczką ponownego czytania znanych już książek. Seria o Harrym Potterze jest wyjątkiem. Nie zliczę ile razy czytałam pierwsze cztery tomy, ale Kamień Filozoficzny minimum 10 (był okres, gdy wracałam do niego co roku). Jednak Zakon Feniksa i dwie późniejsze książki znam już o wiele słabiej, niektóre szczegóły zatarły się w mojej pamięci, a inne zostały zniekształcone przez częste oglądanie filmów. Teraz postanowiłam po raz kolejny zapoznać się z tą historią, a w swoje łapki dorwałam wydanie przepięknie ilustrowane przez Jima Kay i Neila Packera.

I jakie są moje wrażenia po tylu latach? Nadal kocham tę serię całym sercem, nadal uważam, że jest ona jedną z najlepszych i zapewne nadal będę do niej powracać. Rowling po raz kolejny zachwyciła mnie tym jak rozbudowany świat stworzyła, o ilu szczegółach pomyślała nawet, gdy nie były one zbyt istotne dla fabuły. Po latach, znając już finał opowieści jestem pod wrażeniem jak konsekwentnie dążyła do niego, jak zostawiała czytelnikom kolejne informacje, by w każdym tomie zawrzeć nie tylko osobną historię, ale też fragment większej całości. Podziwiam ją za umiejętność napisania książek, po które sięgają zarówno młodsi jak i starsi czytelnicy i to po tylu latach od premiery.

Zakon Feniksa to jedna z tych książek, które pomimo słusznej objętości były dla mnie za krótkie (a znany jest mój stosunek do "grubasków"). Chociaż znam już tę powieść to czytając ją po raz kolejny nie mogłam się od niej oderwać, całkowicie zatraciłam się w świecie Harry'ego i jego przyjaciół, w ich przygodach, w chwilach radosnych i tak smutnych, że pękało mi serce. Cóż mogę powiedzieć: ja nadal czekam na sowę z Hogwartu.

Nie jestem zwolenniczką ponownego czytania znanych już książek. Seria o Harrym Potterze jest wyjątkiem. Nie zliczę ile razy czytałam pierwsze cztery tomy, ale Kamień Filozoficzny minimum 10 (był okres, gdy wracałam do niego co roku). Jednak Zakon Feniksa i dwie późniejsze książki znam już o wiele słabiej, niektóre szczegóły zatarły się w mojej pamięci, a inne zostały...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wiedźmikołaj" to książka, którą przeczytałam podczas świąt, czyli w okresie idealnym na taką lekturę. Jest to pratchettowska wersja naszej ludzkiej wiary w Świętego Mikołaja. A skoro Pratchett to musi być przewrotnie. Tym razem w świecie Dysku nadchodzi Noc Strzyżenia Wiedźm, a jednak najważniejsza osoba się nie pojawia... co skutkuje tym, że ktoś musi ją zastąpić. Jednocześnie na świecie pojawiają się dziwne bóstwa jak o bóg kaca czy... a zresztą sami sprawdźcie.

Nie powiem, żeby była to moja ulubiona powieść ze Świata Dysku, bo tu niewątpliwy prym wiodą wszystkie opowieści z Rincewindem, ale i tak dobrze się bawiłam. Jest to jedna z tych powieści, gdzie chwilę trzeba poczekać zanim Autor przedstawi nam swój zamysł, gdyż początek zdaje się utkany z wielu niepowiązanych ze sobą scen. Jednak z czasem zaczyna do czytelnika docierać jak misternie skonstruował on fabułę i jak wartościową historię ma do opowiedzenia.

Uwielbiam sposób w jaki Pratchett bierze na warsztat coś co dobrze znamy, a potem wprowadzając pozornie drobne zmiany przedstawia nam zupełnie nową historię. Tym razem również tak zrobił. I z jednej strony przedstawił opowieść lekką, pełną humoru, a z drugiej zmusił czytelnika do dogłębnego zastanowienia się i przemyślenia wielu kwestii. Przede wszystkim: czym są dla nas święta? Jak bardzo ich komercjalizacja wpłynęła na przeżywanie ich?

Autor po raz kolejny zapewnił mi nie tylko dobrą rozrywkę, ale też zmusił moje szare komórki do pracy. Polecam każdemu kto ma ochotę na nietuzinkowe spojrzenie na otaczający nas świat.

"Wiedźmikołaj" to książka, którą przeczytałam podczas świąt, czyli w okresie idealnym na taką lekturę. Jest to pratchettowska wersja naszej ludzkiej wiary w Świętego Mikołaja. A skoro Pratchett to musi być przewrotnie. Tym razem w świecie Dysku nadchodzi Noc Strzyżenia Wiedźm, a jednak najważniejsza osoba się nie pojawia... co skutkuje tym, że ktoś musi ją zastąpić....

więcej Pokaż mimo to