Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Pan Tadeusz Różewicz, pomimo pięknej formy, nie potrafił niestety odciąć się od bolączki wielu starszych ludzi - niechęci do młodszego pokolenia i wszystkie co nowe, obce. Pogląd ten przebija się przez wiele wierszy z tomu. A szkoda, można było spróbować zrozumieć nas. Bo wcale aż tak różni od pokolenia Autora nie jesteśmy. Szkoda, bo poeta z niego świetny.

Pan Tadeusz Różewicz, pomimo pięknej formy, nie potrafił niestety odciąć się od bolączki wielu starszych ludzi - niechęci do młodszego pokolenia i wszystkie co nowe, obce. Pogląd ten przebija się przez wiele wierszy z tomu. A szkoda, można było spróbować zrozumieć nas. Bo wcale aż tak różni od pokolenia Autora nie jesteśmy. Szkoda, bo poeta z niego świetny.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Fakt, że Wiesław Myśliwski ma fenomenalny dar do posługiwania się językiem pisanym nie budzi chyba żadnych wątpliwości. Zarówno styl jak i kreacja świata przedstawionego stoją u tego autora na najwyższym możliwym poziomie. Nikt jak on nie potrafi tak uromantycznić biednych, powojennych czasów, nikt dotychczas nie zmusił mnie do jechania w miejsce akcji powieści by tam właśnie dokończyć jej czytanie. A z Myśliwskim tak się stało, w pewnym momencie poczułem ogromną chęć spakowania plecaka i czytania 'Widnokręgu' w Sandomierzu i przeżyłem całkiem fajną przygodę, za co autorowi bardzo dziękuję.
Ale nie o tym. W całej przeciętności polskiej literatury współczesnej, pełnej Żulczyków i Twardochów, Myśliwski jest jednym z najjaśniej świecących punktów i kimś kogo z czystym sumieniem mogę polecić zagranicznym znajomym ciekawym polskiej prozy.

Fakt, że Wiesław Myśliwski ma fenomenalny dar do posługiwania się językiem pisanym nie budzi chyba żadnych wątpliwości. Zarówno styl jak i kreacja świata przedstawionego stoją u tego autora na najwyższym możliwym poziomie. Nikt jak on nie potrafi tak uromantycznić biednych, powojennych czasów, nikt dotychczas nie zmusił mnie do jechania w miejsce akcji powieści by tam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Minimalistyczne okładki książek z serii „XX wiek", wydawanej pod szyldem „Gazety Wyborczej" są dla mnie niejako wyznacznikiem jakościowej literatury, wybór powieści tej serii dotychczas mnie nie zawiódł. Tym razem: szarokremowa okładka, tytuł - „Miasto i psy"; autor - Mario Vargas Llosa, peruwiański pisarz wyróżniony Nagrodą Nobla w 2010 roku za „kartografię struktur władzy oraz wyraziste obrazy oporu, buntu i porażek jednostki''. Obiecujące na tyle, by zmotywować mnie do sięgnięcia po tę książkę.
„Miasto i psy" to powieść wielowymiarowa, jej akcja dzieje się w latach 50. w Limie. Głównym problemem, na którego analizie skupia się autor jest piekło, które codziennie przeżywali nastoletni kadeci ze szkoły wojskowej im. Leoncia Prado. Młodzi chłopcy, właściwie jeszcze dzieci, zmuszeni zostali do budowania swojego dorosłego 'ja' w zatęchłych pokojach wspomnianego wyżej internatu na obrzydliwych fundamentach siły, strachu i wojskowego rygoru. Llosa nie boi się sięgać po do szpiku kości naturalistyczne i brutalne opisy, pokazujące zezwierzęcenie kadetów zamkiętych na tak małej przestrzeni bez żadnej opowiedniej jurysdykcji. Mamy tutaj zatem sadystyczne wykorzystywanie słabszych, łzy, krew i ludzką fizjologię w pełnej krasie. Opowieści te nie powstały, co ważne, dzięki wybujałej fantazji pisarza, a opierają się na autentycznych przeżyciach - Llosa sam uczęszczał do tejże szkoły, a jednym z głównym bohaterów powieści jest Poeta, z którym sam autor wydaje się mieć wiele wspólnego. Wojsku oczywiście nie spodobało się pranie wewnętrznych brudów, co doprowadziło do publicznego palenia książki na dziedzińcu szkoły im. Leonica Prado. Nie wiadomo ile dokładnie egzemplarzy wówczas spalono, wiadomo jednak, że wydarzenie to dołożyło niemałą cegłę do rozgłosu, który młody autor zdobył dzięki swojej debiutanckiej powieści.
'Miasto i psy' niesie za sobą nie tylko antywojskowe przesłanie. Opowiada także o trudnym przejściu z chłopięctwa w dorosłość w cieniu kultury machismo na brudnych ulicach patriarchalnej Limy, gdzie pisco leje się strumieniami, a uderzyć dziecko lub kobietę to tyle co podnieść pięść. Llosa bez ogródek mówi o ogromnym rozwarstwieniu społecznym , problemach wynikających z rasizmu i o wszechobecnej biedzie. Powieść kipi realizmem a niezwykle klimatyczny styl autora porywa już od pierwszych stron i pozwala się właściwie na jakiś czas przenieść na jedną z ulic Limy. Tak, tak właśnie czułem się jako czytelnik, czułem się jak mieszkaniec jednego z tych małych latynoskich domków obserwujący życie swoich sąsiadów. Fantastycznym stylem pisarz rekompensuje trochę nieskomplikowaną intrygę i fabułę. Banalizacja historii nie odbija się jednak na odbiorze całości utworu - jest ona tylko tłem dla genialnych opisów wewnętrznych przeżyć poszczególnych postaci.
Autor do przedstawienia historii wykorzystuje kilku narratorów, a w strukturze powieści roi się od retrospekcji przeplatanych właściwą akcją, co na początku może wprowadzić pewien dysonans. Zarówno przez tematykę utworu, jak i przez tę specyficzną budowę ciężko nie dostrzec pewnej analogii 'Miasta i psów' do 'Fabryki oficerów' Hansa Hellmuta Kirsta. Myślę, że inspiracja Llosy Kirstem jest więcej niż mało prawdopodobna, a 'Miasto psy' bije na głowę 'Fabrykę oficerów, więc ot, taka ciekawostka.

'Miałem dwadzieścia lat. Nie pozwolę nikomu mówić, że to najpiękniejszy wiek w życiu.'
Paul Nizan

Takim cytatem autor rozpoczyna drugą część książki. Koszarnicza, kryminalna historia zapisana na kartach 'Miasta i psów' jest tylko pretekstem dla wykrzyczenia właściwej historii o świecie swojej młodości, którego autor szczerze nienawidził i który odcisnął na nim paskudne piętno. Reasumując - naprawdę mocna powieść, obok tego nakładu złych emocji nie sposób przejść obojętnie. Kolekcja 'XX wiek' nie zawiodła i tym razem.

Minimalistyczne okładki książek z serii „XX wiek", wydawanej pod szyldem „Gazety Wyborczej" są dla mnie niejako wyznacznikiem jakościowej literatury, wybór powieści tej serii dotychczas mnie nie zawiódł. Tym razem: szarokremowa okładka, tytuł - „Miasto i psy"; autor - Mario Vargas Llosa, peruwiański pisarz wyróżniony Nagrodą Nobla w 2010 roku za „kartografię struktur władzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Rzecz która najbardziej mnie w tej książce urzekła, to wszechobecna duszna atmosfera. Między kartkami tej powieści nie ma czym oddychać, krople potu powolutku spływają po plecach każdej z postaci, gęsta atmosfera uniemożliwia gwałtowne ruchy. To udało się Fitzgeraldowi wybitnie.
Stylistycznie powieść stoi na bardzo wysokim poziomie. Zakończona jest smutnym morałem. Daisy udanie wcielona w rolę femme fatale. Mimo wszystko, czegoś tu jednak brakuje do stawiania tego wśród największych dzieł literatury. Temat zepsucia moralnego wyższych warstw społecznych nie jest niczym odkrywczym, podobnie jak zaskakujące nie jest także zakończenie.
Kończąc narzekania - tę krótką powieść czyta się świetnie, połyka się literę po literze, sylabę po sylabie. Na pewno warto, zarówno dla fantastycznie zbudowanego klimatu jak i dla wyrobienia własnej opinii.

Rzecz która najbardziej mnie w tej książce urzekła, to wszechobecna duszna atmosfera. Między kartkami tej powieści nie ma czym oddychać, krople potu powolutku spływają po plecach każdej z postaci, gęsta atmosfera uniemożliwia gwałtowne ruchy. To udało się Fitzgeraldowi wybitnie.
Stylistycznie powieść stoi na bardzo wysokim poziomie. Zakończona jest smutnym morałem. Daisy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dwa, jakże różne od siebie opowiadania, w nich dwie kompletnie różne od siebie kobiety. Pierwsze drażni, postaci są złe, bardzo złe. Wszyscy: żona, mąż i kochanka, każde z nich ma na swój sposób spieprzone podejście do świata, choć oczywiście najbardziej szkoda odstawianej powoli na bok żony. Trochę to opowiadanie uczy, by nie stawiać wszystkiego na miłość. Bo ona się kończy, zmienia obiekt zainteresowania. Nie jest nam dana raz na zawsze. Można albo się o nią starać, albo szukać sobie dla miłości alternatyw, by jej nagły brak nie był tak bolesny jak dla bohaterki. Drugie opowiadanie skupia się bardziej na problemie przemijania i starzenia się, szczęśliwie zakończenie napawa swego rodzaju optymizmem.
Trochę takie babskie bzdurki, ale generalnie czytało się nieźle, a pani De Beauvoir stylu odmówić nie można.

Dwa, jakże różne od siebie opowiadania, w nich dwie kompletnie różne od siebie kobiety. Pierwsze drażni, postaci są złe, bardzo złe. Wszyscy: żona, mąż i kochanka, każde z nich ma na swój sposób spieprzone podejście do świata, choć oczywiście najbardziej szkoda odstawianej powoli na bok żony. Trochę to opowiadanie uczy, by nie stawiać wszystkiego na miłość. Bo ona się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kolejne z dzieł, które trzeba znać by móc rozumieć literaturę (i sztukę ogółem) powstałą w wiele lat po jego wydaniu, ze względu na ogromną ilość doń nawiązań. Pierwsza część, część, wg autora 'subiektywna', jest jasna i przejrzysta, druga zaś, 'obiektywna', trochę chowa się w gąszczu nawiązań do greckiej mitologii i innych fantastycznych wydarzeń. Obie świetne, jednak pierwsza zdecydowanie bardziej mnie urzekła. Kocham postać Mefistofelesa i jego poczucie humoru, marzę o zobaczeniu 'Fausta' na deskach teatru. Ogromne ukłony także w kierunku tłumacza, którego nazwiska z bólem serca nie mogę tutaj przytoczyć. Wykonał niesamowitą pracę, przełożenie tego geniuszu na język polski, z zachowaniem wielkiej wartości literackiej, to nie lada majstersztyk.

Kolejne z dzieł, które trzeba znać by móc rozumieć literaturę (i sztukę ogółem) powstałą w wiele lat po jego wydaniu, ze względu na ogromną ilość doń nawiązań. Pierwsza część, część, wg autora 'subiektywna', jest jasna i przejrzysta, druga zaś, 'obiektywna', trochę chowa się w gąszczu nawiązań do greckiej mitologii i innych fantastycznych wydarzeń. Obie świetne, jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W recenzji do tomu pierwszego 'Nędzników' zawieram opinię dotyczącą całej sagi.
'Nędznicy' Wiktora Hugo to bez dwóch zdań czołowa pozycja w historii literatury światowej. Liczba nawiązań literatury współczesnej do tego arcydzieła francuskiego romantyzmu plasuje tę książkę wysoko na liście must-read każdego ambitnego czytelnika, umożliwia rozumienie treści, jak i inspiracji wielu dzieł powstałych w wiele lat po jego wydaniu. Historia Jana Valjeana wzrusza, wzruszała i z całą pewnością będzie wzruszać kolejne pokolenia zapalonych bibliofili, gdyż wartości w niej zawarte są uniwersalne, ponadczasowe. Drażnić trochę mogą rozwlekłe opisy historyczne, jak i wiele 'przypadkowych' spotkań bohaterów książki w wielkim Paryżu, ale cóż, takie piętno epoki romantyzmu. Niemniej jednak warto znaleźć czas i przeczytać to czterotomowe arcydzieło.

W recenzji do tomu pierwszego 'Nędzników' zawieram opinię dotyczącą całej sagi.
'Nędznicy' Wiktora Hugo to bez dwóch zdań czołowa pozycja w historii literatury światowej. Liczba nawiązań literatury współczesnej do tego arcydzieła francuskiego romantyzmu plasuje tę książkę wysoko na liście must-read każdego ambitnego czytelnika, umożliwia rozumienie treści, jak i inspiracji...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

'Piątka' to ocena dosyć surowa bo ta książka, generalnie, nie jest zła. Jest po prostu nijaka. Dobrze znam oniryczny i pełen niedopowiedzeń styl autora ale tu przeholował. Treść nie skleja się, nie łączy w żadnej konkluzji. Baricco zostawił za dużo miejsca dla czytelnika-wspólnika tak naprawdę nie tworząc NIC. Choć przyznaję, przewodnia koncepcja dwójki bohaterów spotykających się jakby w równoległych światach jest intrygująca. Niestety pozostaje ona jedynym plusem tej cieniutkiej powieści. Od autora mojego ukochanego 'City' oczekuję trochę więcej.

'Piątka' to ocena dosyć surowa bo ta książka, generalnie, nie jest zła. Jest po prostu nijaka. Dobrze znam oniryczny i pełen niedopowiedzeń styl autora ale tu przeholował. Treść nie skleja się, nie łączy w żadnej konkluzji. Baricco zostawił za dużo miejsca dla czytelnika-wspólnika tak naprawdę nie tworząc NIC. Choć przyznaję, przewodnia koncepcja dwójki bohaterów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Próba zrecenzowania ‘Gry w klasy’ to szturm nie tyle odważny, co wręcz głupi. Cortazar śmieje mi się w twarz widząc jak każde słowo mnie gwałci, jak trzymają mnie schematy. Ten geniusz śmieje się w twarz całemu światu, a świat go za to podziwia. Cieszy mnie pozytywna wiadomość zawarta na końcowych (czy istnieje koniec?) kartach powieści. Cortazar lał i lał ten pesymizm biednemu czytelnikowi-wspólnikowi do głowy, aż tu na końcu przelał i wylała się nadzieja. Jest jednak szansa dla Horacia, jest szansa dla mnie. Możemy jeszcze zwariować, by czuć się w końcu normalnie.
Proszę, nie piszcie, że ta książka ma drugie dno. Drugie dno, tak samo jak dziesiąte i piętnaste trzeba sobie w tej zabawie stworzyć samemu. Na tym właśnie polega jej geniusz.

Próba zrecenzowania ‘Gry w klasy’ to szturm nie tyle odważny, co wręcz głupi. Cortazar śmieje mi się w twarz widząc jak każde słowo mnie gwałci, jak trzymają mnie schematy. Ten geniusz śmieje się w twarz całemu światu, a świat go za to podziwia. Cieszy mnie pozytywna wiadomość zawarta na końcowych (czy istnieje koniec?) kartach powieści. Cortazar lał i lał ten pesymizm...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z poprzedniej przygody ze 'Starym człowiekiem i morzem' zapamiętałem niewiele, ot stary rybak walczy ze swoją zdobyczą przez zbyt dużo stron po to, żeby potem tę rybę stracić na rzecz rekinów. Za wcześnie każe się dzieciom czytać tę książkę! Za wcześnie trafia ona w ręce niedoświadczonych literacko głów, by mogły one docenić piękno tej historii i piękno zawartego w niej realizmu!
Stary walczący z rybą to portret każdego z nas walczącego ze swoimi słabościami. Hemingway wycisnął maksymalnie dużo romantyzmu z tej postaci, postaci silnego, biednego i pięknego w swojej filozofii mężczyzny. Długa walka z marlinem i z rekinami okraszona opowieściami z młodości starego z Afryki, przyozdobiona cudowną przyjaźnią między starym a jego młodym pomocnikiem to majstersztyk. No i te wstawki baseballowe o wielkim di Maggio, ahhh!
'Stary człowiek i morze' to według mnie najlepsza powieść z dorobku Hemingwaya. Wszystkich zrażonych do jego twórczości przez szkołę nakłaniam do ponownego przeczytania lektury. Ma ona sobą o wiele więcej do zaoferowania niż 'Agua mala, ty kurwo'. Zawsze urzeka mnie wyciąganie romantyzmu z tak realistycznych, prostych, zwykłych postaci i mało kto potrafi to robić tak genialnie jak Amerykanin.

Z poprzedniej przygody ze 'Starym człowiekiem i morzem' zapamiętałem niewiele, ot stary rybak walczy ze swoją zdobyczą przez zbyt dużo stron po to, żeby potem tę rybę stracić na rzecz rekinów. Za wcześnie każe się dzieciom czytać tę książkę! Za wcześnie trafia ona w ręce niedoświadczonych literacko głów, by mogły one docenić piękno tej historii i piękno zawartego w niej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ależ mroczna jest to powieść! Upiorna rzeczywistość miasteczka Comala zastaje przybyłego doń Juana Preciado. Po śmierci matki ruszył on tam bowiem z jej polecenia w poszukiwaniu ojca - tytułowego Pedro Paramo. Comala to miejsce demoniczne, czyściec pełen zbłąkanych dusz. Kto z mieszkańców jest żywy, a kto zjawą? Kto nie wie nawet że jest martwy? Gdzie kończy się jawa i zaczyna sen? Jedno jest pewne, na wszystkich ciąży straszna historia brutalnego Pedro Paramo.
Naprawdę dobra powieść o upiorach to ewenement, a Juan Rulfo nie ociera się nawet o kicz. Jego proza jest swego rodzaju kluczem do rozumienia kultury i historii Meksyku. Wielokrotnie polecana przez Meksykanów książka trafiła w końcu w moje ręce i muszę przyznać, zrobiła świetne wrażenie. Realizm magiczny, tak charakterystyczny dla wielu XX wiecznych dzieł iberoamerykańskiej literatury i tutaj odcisnął swoje piętno.

Ależ mroczna jest to powieść! Upiorna rzeczywistość miasteczka Comala zastaje przybyłego doń Juana Preciado. Po śmierci matki ruszył on tam bowiem z jej polecenia w poszukiwaniu ojca - tytułowego Pedro Paramo. Comala to miejsce demoniczne, czyściec pełen zbłąkanych dusz. Kto z mieszkańców jest żywy, a kto zjawą? Kto nie wie nawet że jest martwy? Gdzie kończy się jawa i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ludzie: nie da się napisać wybitnej książki o składzie makulatury.
Hrabal: potrzymajcie mi piwo.

A zupełnie poważnie: wielki szacunek panie Hrabal. Czymś niezwykłym jest dla mnie taki poziom abstrakcji i kreatywności który romantyzuje skład makulatury. Który tworzy 'człowieka wykształconego wbrew swojej woli' czyniącego sztukę z pakowania papieru. Tworzący człowieka, który boi się być zmiażdżony przez własne książki. Pańska wyobraźnia nie znała granic.
Samotność krzyczy prosto do czytelniczego serducha, a ogrom przemyśleń upchanych na stronach książki przytłacza.
Rzeczy po prostu dzieją się, część z nich nie ma znaczenia, część ma znaczenie nieoczywiste. Autor wykrzykuje je, jakby na jednym tchu, jakby szybko chciał je z siebie wyrzucić. Żeby nie zapomnieć? Boi się, że przestaniemy słuchać?
W efekcie powstają zdania długie na pół strony. Albo i więcej i mi się ten efekt podoba.
Pan Pisarz Bohumil Hrabal.

Ludzie: nie da się napisać wybitnej książki o składzie makulatury.
Hrabal: potrzymajcie mi piwo.

A zupełnie poważnie: wielki szacunek panie Hrabal. Czymś niezwykłym jest dla mnie taki poziom abstrakcji i kreatywności który romantyzuje skład makulatury. Który tworzy 'człowieka wykształconego wbrew swojej woli' czyniącego sztukę z pakowania papieru. Tworzący człowieka, który...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Miłość na skraju wariactwa. Wariacka cielesność pod okiem reżimu. Uczucie pod butem reżimu. 'Dziś wolałabym siebie nie spotkać' autorstwa niemiecko-rumuńskiej noblistki opowiada o dniu z życia bohaterki, w którym ma ona być przesłuchiwana przez służby bezpieczeństwa. Lata dyktatury Caucescu w bliżej nieokreślonym, szarym rumuńskim mieście. Wyczekiwanie, stres. Przeszłość miesza się z przyszłością, miłość do zmarłej przyjaciółki Lili z miłością do męża alkoholika. Mieszają się teksty nuconych w powieści piosenek, nadzieje mącą się z oczekiwaniami. Zaczarowane przedmioty stoją na straży wariującego rozumu. Akcja dotyczy jednego dnia, jednego poranku, ale dryfuje w bliżej nieprzypisywalnej dla czasu rzeczywistości wspomnień i myśli. Muller podąża w swojej twórczości za wzorcami zaczerpniętymi z XX-wiecznego realizmu magicznego i skrapia je pięknym poetyckim językiem. Czasami niektóre zdania wydaja się być przeintelektualizowane, część porównań jest trochę na siłę, ale to nie przeszkadza na dłuższą metę. Te banały skupione w całości nadają sobie wzajemnie sensu. Taki właśnie jest styl autorki. Tak naprawdę, dostałem dokładnie to, czego mogłem się spodziewać po uprzednim przeczytaniu 'Sercątka'. Podobieństwo tych dwóch dzieł autorki nie jest w tym wypadku niczym złym. Mocna, emocjonalna literatura okraszona wspaniałym językiem. Poezja zapisana prozą. Herta Muller to wnikliwa obserwatorka szarej i smutnej rzeczywistości potrafiąca odziać ją w kwiatową suknię. Taką na której nie widać plam po czereśniach.

Miłość na skraju wariactwa. Wariacka cielesność pod okiem reżimu. Uczucie pod butem reżimu. 'Dziś wolałabym siebie nie spotkać' autorstwa niemiecko-rumuńskiej noblistki opowiada o dniu z życia bohaterki, w którym ma ona być przesłuchiwana przez służby bezpieczeństwa. Lata dyktatury Caucescu w bliżej nieokreślonym, szarym rumuńskim mieście. Wyczekiwanie, stres. Przeszłość...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Słusznie uznaje się 'Sto lat samotności' Gabriela Garcii Marqueza za powieść kultową. Wielopoziomowa baśń na stałę wpisała się na listę klasyków literatury dzięki syntezie europejskich wzorców literackich z polotem i kolorytem kultury latynoskiej. Ten właśnie sznyt latynoskiej frywolności czyni książkę wyjatkową.
'Sto lat samotności' opowiada o losach rodziny Buendiów i założonego przez nich miasta Macando. Akcja powieści praktycznie nie opuszcza zaczarowanej miejscowości, skupia się na małym świecie przeklętej rodziny. Nie przeszkadza to jednak autorowi w podjęciu tematów o wiele szerszych. Polityka, religia, wojna. Trup ściele się gęsto. Jednak najważniejszy dla Marqueza wydaje się być człowiek, jego słabości i namiętności, dążenia i cele, a wszystko to przedstawia na przykładzie rodziny Buendiów. A przykładów ma sporo - rodzina jest wielopokoleniowa, jej przedstawiciele wyraźnie żywi. Prześladujące ją nieszczęścia (i szczęścia) cechują się wpływem sił boskich lub magicznych, gdyż te dwie siły w zaczarowanym świecie Marqueza zdają się współpracować. Autor świetnie czuje się w realizowaniu koncepcji realizmu magicznego. Jak sam powiedział: „Mój najważniejszy problem polegał na zniszczeniu linii demarkacyjnej, która oddziela to co wydaje się być realne od tego co fantastyczne”. Cała kompozycja świetnie zamknięta została klamrą, losy bohaterów i miasta doprowadzone zostały do końca. Warto skupić się na drzewie genealogicznym Buendiów, gdyż powtarzalność imion w rodzinie może przyprawić o zawrót głowy!
Bardzo dobra powieść, długo i miło będę wspominać 'Sto lat samotności'. Kolumbijczykowi przyznano nagrodę Nobla w 1982 roku za „powieści i opowiadania, w których fantazja i realizm łączą się w złożony świat poezji, odzwierciedlającej życie i konflikty całego kontynentu”. Uzasadnienie jest absolutnie trafne. Niepowtarzalny, magiczny świat Macando jest tego idealnym przykładem.

Słusznie uznaje się 'Sto lat samotności' Gabriela Garcii Marqueza za powieść kultową. Wielopoziomowa baśń na stałę wpisała się na listę klasyków literatury dzięki syntezie europejskich wzorców literackich z polotem i kolorytem kultury latynoskiej. Ten właśnie sznyt latynoskiej frywolności czyni książkę wyjatkową.
'Sto lat samotności' opowiada o losach rodziny Buendiów i...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

'(...) słońce wschodzi, zapada noc, granaty gwiżdżą, życie się kończy.'
Niezwykle poruszająca powieść 'Na zachodzie bez zmian' to kolejny antywojenny traktat współczesnej literatury. Choć nie, to zdanie może być dla książki krzywdzące, nie da się tego przyrównać do skądinąd także genialnych powieści Vonneguta czy 'Paragarfu 22'. 'Na zachodzie bez zmian' to bowiem zapiski bezpośredniej walki na froncie w okopach I Wojny Światowej, wraz z całym brudem, krwią i świszczącymi kulami. Główny bohater, Paul Baumer to dwudziestoletni chłopak który wraz z grupą przyjaciół zostaje zaciągnięty do niemieckiej armii i rzucony w wir historycznych wydarzeń. Chłopcy którzy powinni zajmować się edukacją, poznawaniem dziewcząt i wchodzeniem w dorosłe życie zostają naznaczeni piętnem paskudnej wojny i wszechobecnej śmierci.
To opowieść o utraconej młodości, opowieść o nieodwracalnych zmianach zachodzących w dwudziestoletniej głowie zmuszonej do zabijania. Pierwszoosobowe zapiski zrobiły na mnie niezwykłe wrażenie. Wszelkie przemyślenia dotyczące przyjaźni, miłości, samej wojny i jej sensu... po prostu wielkie wow. Remarque ukazuje ekipę przyjaciół tak bardzo po ludzku. Muszą jeść, defekować, dowcipkują, chcą uganiać się za dziewczynami i przede wszystkim chcą żyć. Chcą żyć, choć nie wiedzą po co, nie wierzą w swoje człowieczeństwo, nie wiedzą jak mają żyć po wojnie. Przyuczeni do zabijania i ukrywania się, boją się normalności. Są straconym pokoleniem, niestety nie ostatnim takim. Autor bowiem pisząc swoje dzieło nie wiedział, że niespełna dziesięć lat po wydaniu 'Na zachodzie bez zmian' światem wstrząśnie kolejna wielka wojna... Nie dziwi w tym kontekście zakazanie przez Goebbelsa w 1933 roku wydawania i publiczne spalenie dzieł Remarque'a. Tragiczna prawda na temat wojny nie odpowiadała nazistowskiemu kultowi państwa i jednostki, otwieranie oczu nie działało na korzyść reżimu.
Naprawdę świetna, chwytająca za serce pozycja. Człowiek docenia dzięki niej, że żyje i dorasta w czasach pokoju i może przeżywać swoją młodość tak jak powinno się to robić. Książka jest zupełnie inna niż czytane uprzednio przeze mnie 'Łuk tryumfalny' i 'Czarny obelisk'. I dobrze. Oczy kilka razy podczas lektury mi się zaszkliły.

'(...) słońce wschodzi, zapada noc, granaty gwiżdżą, życie się kończy.'
Niezwykle poruszająca powieść 'Na zachodzie bez zmian' to kolejny antywojenny traktat współczesnej literatury. Choć nie, to zdanie może być dla książki krzywdzące, nie da się tego przyrównać do skądinąd także genialnych powieści Vonneguta czy 'Paragarfu 22'. 'Na zachodzie bez zmian' to bowiem zapiski...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Często mówi się, że w momencie śmierci życie przelatuje umierającemu przed oczami. Czy rzeczywiście jest to prawdą, będziemy mogli stwierdzić dopiero u kresu naszej drogi. Richard Flanagan - australijski pisarz i historyk, zainteresował się tym tematem i poświęcił mu książkę pod tytułem 'Śmierć przewodnika rzecznego', którą miałem przyjemność przeczytać. Powieść ta jest moją pierwszą stycznością z prozą Australijczyka i, warto od razu podkreślić, nie jest to jego najbardziej znany utwór. W 2014 roku autor dostał bowiem nagrodę Bookera za 'Ścieżki północy' które pozostają jego najpopularniejszym dziełem.
'Śmierć przewodnika rzecznego' opowiada historię Tasmańczyka Alijaza Cosiniego. Mężczyzna pracuje przy organizacji spływów po rzece Darwin, przygotowywanych dla spragnionych adrenaliny turystów-mieszczuchów. Głównego bohatera poznajemy w momencie, gdy ten przez nieszczęśliwy wypadek wpada do owej rzeki i zaklinowuje się miedzy kamieniami. Nie może z niej wyjść, nikt nie jest w stanie mu pomóc, zaczyna się topić. W chwili umierania przed jego oczami pojawiają się niejasne obrazy i wizje dotyczące nie tylko jego, ale także jego przodków. Poznajemy dzięki temu, wraz z bohaterem z resztą, nieznane mu wcześniej losy jego rodziny, ukrywane fakty i przemilczane historie z kilku pokoleń wstecz.
Ciekawy pomysł i założenie zostały całkowicie 'przegadane'. Historie przodków są nudne i przydługawe, pojawia się w nich multum postaci i nazwisk. Imion i nazwisk jest tu zdecydowanie zbyt dużo, ciężko poprzypisywać licznych bohaterów do odpowiednich pokoleń i czasów, a utrudnia to jeszcze pojawiający się w powieści brak chronologii. Pijane zwierzęta opowiadające przygody członków rodziny głównego bohatera to z kolei to dość absurdalny i bezsensowny pomysł na ubarwienie historii. Zakładam, że być może to ja czegoś tutaj nie zrozumiałem, ale te fragmenty totalnie mnie przerosły. Gwoździem do trumny dla tej powieści jest to, że niewiele de facto dowiadujemy się o życiu Alijaza. Na końcu utworu główny bohater jawi nam się tak samo smutny i nieudolny jak na jego początku, a opowiedziane historie nie nie wpływają zbytnio na to, jak go odbieramy. Odnotować jednak należy, że Flanagan ciekawie opisał relacje aborygeńsko-europejskie w Australii. Krwawa historia łącząca tubylcze ludy z białymi okupantami jest dla powieści kluczowa. Książka jest także malutką skarbnicą wiedzy na temat odległej i egzotycznej Tasmanii, która przed lekturą kojarzyła mi się wyłącznie z diabłami tasmańskimi. Autor 'Śmierci przewodnika rzecznego' jest z pochodzenia Tasmańczykiem. Dzięki znajomości wyspy potrafi naprawdę ładnie opisywać jej przyrodę i kulturę, i za to ogromny plus dla tego pana.
Wahałem się, czy ocenić książkę na 5 czy 6. Uważam, że Flanagan potrafi pisać, nie ma złego pióra, ale do tej powieści trochę źle się zabrał. Nie zniechęcam się do jego twórczości, pewnie kiedyś przeczytam 'Ścieżki północy', ale tym razem jednak Australijczyk dostaje tylko piątkę. Zaważyło na tym to, że mając do przeczytania ostatnie sto stron powieści męczyłem się, nie mogłem już skupić się i wczuć w jej klimat, a jednocześnie chciałem ją jak najszybciej skończyć, by móc zacząć czytać nową książkę. To nie wystawia dobrej noty 'Śmierci przewodnika rzecznego'.

Często mówi się, że w momencie śmierci życie przelatuje umierającemu przed oczami. Czy rzeczywiście jest to prawdą, będziemy mogli stwierdzić dopiero u kresu naszej drogi. Richard Flanagan - australijski pisarz i historyk, zainteresował się tym tematem i poświęcił mu książkę pod tytułem 'Śmierć przewodnika rzecznego', którą miałem przyjemność przeczytać. Powieść ta jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Carlos Ruiz Zafon do grona wybitnych pisarzy niestety nie należy, kropka. Nie będę się tutaj starał przekonywać kogokolwiek, że jest inaczej, sam uważam, że twórcą jest przeciętnym - widać to w konstrukcji zdań czy nieskładnej momentami fabule jego książek. Ale jednak jest coś, co czyni twórczość Katalończyka wyjątkową - potrafi on przenieść swojego czytelnika z ciepłego łóżka wprost na ulice Barcelony lat 50. Umiejętność cenna i niezwykła, podobnie czynił m.in. Grass z Gdańskiem, Proust z Paryżem czy Pamuk ze Stambułem. Autor wydaje się znać każdy zakamarek i każdą tajemnicę swojego miasta. Czytanie jego powieści w czasie zwiedzania Barcelony nadaje stolicy Katalonii magiczny i tajemniczy błysk, pozwala czuć miasto na zupełnie innej płaszczyźnie. Ja miałem szczęście czytać 'Więznia nieba' podczas pobytu w Barcelonie i właśnie za tę magiczną aurę, którą dla mnie stworzył szanuję autora i jego twórczość. Szkoda trochę, że akcja trzeciego tomu 'Cmentarza zapomnianych książek' nie zamyka się na czterystu stronach powieści. Myślę, że dzięki temu kiedyś zabiorę się do dokończenia sagi i przeczytania ostatniego z czterech tomów. Może stanie się to podczas kolejnego pobytu w Barcelonie?
Nie należy oczekiwać po 'Więźniu nieba' niczego wybitnego, ale jeśli chodzi o mój prywatny ranking książek lekkich i niewymagająco-wakacyjnych ta pozycja, podobnie jak i dwa poprzednie tomy z tej serii, plasuje się bardzo wysoko.

Carlos Ruiz Zafon do grona wybitnych pisarzy niestety nie należy, kropka. Nie będę się tutaj starał przekonywać kogokolwiek, że jest inaczej, sam uważam, że twórcą jest przeciętnym - widać to w konstrukcji zdań czy nieskładnej momentami fabule jego książek. Ale jednak jest coś, co czyni twórczość Katalończyka wyjątkową - potrafi on przenieść swojego czytelnika z ciepłego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Potworny obraz szaleństwa sprezentował czytelnikom Andrzej Szczypiorski w 'Mszy za miasto Arras'. Akcja powieści rozgrywa się w XV wieku, kiedy to wspomniane w tytule miasto zostaje nawiedzone przez zarazę, a trzy lata później miejsce ma Vauderie d'Arras - okrutne prześladowania Żydów i czarownic, procesy o urojone herezje, a także wybuch łupiestwa i zbrodni. Narratorem powieści jest Jan, uczeń najważniejszej osoby w Arras - ojca Alberta. To właśnie duchowny stoi na czele szaleństw ogarniających miasto, to on nadaje im wymiar religijny, znajduje w mordzie i gwałcie boski nakaz. Kieruje się dobrymi intencjami a dzięki swojej charyzmie pociąga za swoimi nawiedzonymi pomysłami resztę miasta.
Tak jak wspomniałem, świat wykreowany przez Szczypiorskiego jest starszny. Zamknięci w murach miejskich bohaterowie kierują się w swoim mniemaniu dobrem i logiką kiedy skazują niewinnych ludzi na tortury i śmierć. Iluzja wolności, którą zaserwował im ojciec Albert bez reszty opanowuje umysły prostaczków, wyciągając z ich serc na światło dzienne najgorsze możliwe ludzkie, lub zwierzęce wręcz cechy.
Wielką zaletą książki są filozoficzne dysputy prowadzone na linii Jan - Dawid - Albert. Ten drugi to biskup utrechski, człowiek rozpasły, niskiej wiary, ochlej i i bawidamek. Albert z Dawidem ukazują dwie, zupełne skrajności, przy czym to, że Dawid również jest skrajnością, a nie wyłącznie pozytywną postacią, czytelnik dostrzega na samym końcu powieści.
Ładny język, ciekawy zabieg narracyjnego chaosu na początku wykorzystał w książce Szczypiorski. Cała, niedługa z resztą, powieść jest napisana w formie monologu, który Jan przedstawia w Brugii. Czy jest to wypowiedź skierowana do Rady Miasta, czy może do przyjaciół tego się nie dowiadujemy. Język użyty przez autora wprowadza powieść w średniowieczny klimat, ale nie jest to język przesadnie trudny i skomplikowany, co na pewno jest dużym plusem i ułatwia czytanie.
Świetnie napisana, krótka powieść. Nie lubię określenia 'mądra' książka, ale takie niestety pasuje najlepiej do 'Mszy za miasto Arras'. Skłania czytelnika ku ciekawym przemyśleniom o wolności, religii, terrorze i uciśnieniu. Prawdziwa natura ludzka ujawnia się dopiero w tak skrajnej sytuacji jak ta, która spotkała mieszkańców przeklętego miasta. Mocne 7/10, bardzo polecam!

Potworny obraz szaleństwa sprezentował czytelnikom Andrzej Szczypiorski w 'Mszy za miasto Arras'. Akcja powieści rozgrywa się w XV wieku, kiedy to wspomniane w tytule miasto zostaje nawiedzone przez zarazę, a trzy lata później miejsce ma Vauderie d'Arras - okrutne prześladowania Żydów i czarownic, procesy o urojone herezje, a także wybuch łupiestwa i zbrodni. Narratorem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Drugi tom 'Fabryki oficerów' autorstwa Kirsta dokończony. Czas na podsumowania.
Powieść opowiada o tytułowej 'fabryce', bo takim przykrym przydomkiem nazwać można szkołę wojskową pod Wildlingen nad Menem. Trwa Druga Wojna Światowa, produkcja potrzebnych na gwałt oficerów jest prowadzona w najlepsze, do czasu, aż podczas ćwiczeń ginie podporucznik Barkow. Śmierć żołnierza, a także kontakty łączące go z generałem są dość niejasne, porucznikowi Krafftowi, głównemu bohaterowi książki zlecone zostaje przez generała wyjaśnienie okoliczności tejże śmierci. Krnąbrny i myślący po swojemu Krafft podczas poszukiwań potencjalnego mordercy pakuje się w poważne kłopoty.
Kirst nie jest dobrym pisarzem, brak mu własnego stylu. Inspiracja Remarquem (o której, wg Wikipedii, mówił nawet sam Kirst) jest aż nadto widoczna. Akcja bywa niespójna i nielogiczna. Bohaterowie są jacyś niewyraźni, ich seksualizacja przesadna, flashbacki do przeszłości poszczególnych z nich dosyć nudne (i właściwie bardzo, ale to bardzo do siebie podobne).
Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze 'ludzie-piłki'. Kto to w ogóle wymyślił? Mam nadzieję, że w oryginale, po niemiecku nie brzmi to aż tak tragicznie.
Tyle z narzekania. 'Fabrykę oficerów' czyta się poza tym wszystkim lekko i przyjemnie, wątek sensacyjno-kryminalny jest fajnie rozegrany. Książka potrafi chwilami utrzymać w napięciu, czasami rozbawić. To nie jest zła powieść, po prostu nie pokryła się z moimi oczekiwaniami. Tytuł bowiem wyhaczyłem z jakiejś listy traktującej o dziełach, najlepszych książkach XX wieku, a z pewnością nie powinna się tam znaleźć. Po przeczytaniu Remarque'a czy Moczarskiego, którzy piszą o wojnie i wojennych Niemczech w podobnych barwach co Kirst 'Fabryka oficerów' nie robi wielkiego wrażenia. Ot, luźna, nie przesadnie ambitna twórczość.

Drugi tom 'Fabryki oficerów' autorstwa Kirsta dokończony. Czas na podsumowania.
Powieść opowiada o tytułowej 'fabryce', bo takim przykrym przydomkiem nazwać można szkołę wojskową pod Wildlingen nad Menem. Trwa Druga Wojna Światowa, produkcja potrzebnych na gwałt oficerów jest prowadzona w najlepsze, do czasu, aż podczas ćwiczeń ginie podporucznik Barkow. Śmierć żołnierza,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwszy tom znanej powieści Kirsta. Opowieść o ośrodku szkoleniowym dla przyszłych oficerów w Wildlingen nad Menem. Opowieść o życiu w czasie wojny, ale bez wojny. W tle tajemnica związana z przestępstwem. Lekka proza, czyta się przyjemnie ale daleko temu do dzieła wybitnego. Trochę taki słabszy Remmarque.

Pierwszy tom znanej powieści Kirsta. Opowieść o ośrodku szkoleniowym dla przyszłych oficerów w Wildlingen nad Menem. Opowieść o życiu w czasie wojny, ale bez wojny. W tle tajemnica związana z przestępstwem. Lekka proza, czyta się przyjemnie ale daleko temu do dzieła wybitnego. Trochę taki słabszy Remmarque.

Pokaż mimo to