-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2024-03-29
2023-12
Bez wątpienia Adam Węgłowski potrafi pisać. Poprzednio czytałem jego książkę: Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie i po dziś dzień pewne informacje z niej pozostały w mojej głowie. Czy warto przeczytać jego "Tropicieli Skarbów"? Generalnie tak.
Pierwsze co rzuca się oczy, to naturalnie czas wydania książki, jej okładka i tematyka - wszystko to związane jest z premierą nowej części przygód "najsłynniejszego" popkulturowego archeologa, tytułowego Indiany Jonesa. Osobiście lubię te klimaty, bardzo lubię ten cykl filmów, a autor jest dobry, zatem nie mogłem się doczekać aby książkę przeczytać. Po lekturze mój entuzjazm trochę osłabł ale jest to nadal dobra rzecz do czytania.
Odnośnie zalet książka traktuje o rzeczywistych Indianach Jonesach oraz objaśnia historię i próby odnalezienia artefaktów przedstawionych w filmach. Stanowi zatem bardzo poręczne kompendium przy oglądaniu filmów oraz pogłębia wiedzę - daje możliwość wejścia głębiej w tematykę przedstawioną w filmie. Stąd jeśli lubi się te klimaty warto po nią sięgnąć. Książka ma także odnośniki/przypisy skąd autor czerpie wiedzę, co dla historyka zawsze jest wartością dodaną.
Książka ma także wady. Przede wszystkim jest miejscami lekko chaotyczna, autor - przynajmniej dla mnie - nie zawsze trzyma się logicznego ciągu wydarzeń, przez czytelnik może się lekko zgubić. Wynika to pewnie z tego, że książka jest dziełem dziennikarza i w pewnym sensie stanowi kompilację rozwiniętych artykułów z czasopism pophistorycznych, np. Focus Historia.
Czy to źle? Nie, zwłaszcza, że są przypisy. Jednak trzeba czasem uważać przy lektórze.
Generalnie polecam do przeczytania
Bez wątpienia Adam Węgłowski potrafi pisać. Poprzednio czytałem jego książkę: Żywe trupy. Prawdziwa historia zombie i po dziś dzień pewne informacje z niej pozostały w mojej głowie. Czy warto przeczytać jego "Tropicieli Skarbów"? Generalnie tak.
Pierwsze co rzuca się oczy, to naturalnie czas wydania książki, jej okładka i tematyka - wszystko to związane jest z premierą...
2024-04-10
Powtórzę tu początek recenzji poprzednich tomów: W ostatnim czasie czytam, wręcz w gorączce, cykl fantasy „Tajemnica Askiru”. Po raz pierwszy od czasów liceum dosłownie pochłaniam tom za tomem, nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałem w jednym dniu jakieś 250 stron albo i 300. Nie liczyłem. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych cykli, a przy tym dosyć mało znany.
Tom III jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniego. Akcja nadal dzieje się w Gasalabadzie, drużyna ponownie łączy się w całość, a czas ku temu najwyższy. Cały emirat, Armin i jego ukochana w szczególności będą potrzebowali pomocy całej drużyny a Havald ponownie musie stać się mężem stanu i zaangażować się w politykę. Choć pewien ambasador dostaje alergii na jego widok. Z wzajemnością zresztą. A Leandrę przytłacza dwulicowość polityki.
Z racji tego, że III tom jest kontynuacją drugiego, pozbawiony jest właściwie ekspozycji/rekapitulacji wydarzeń ale też większa jego część stanowi podbudowę pod finał. Stąd mniej w nim akcji a zdecydowanie więcej intryg, spisków i tajemnic. Na szczęście wszystko to wynagradza niesamowity finał, pełen plot twistów. Dzięki podbudowie z wcześniejszych stron wszystkie dotychczasowe wątki mogą odpowiednio wybrzmieć a my rozumiemy o jak wielką stawkę toczy się gra. Co jeszcze podbije tom czwarty, gdyż walka toczy się na więcej niż jednej szachownicy... Na szczęście drużyna może liczyć na siebie wzajemnie oraz nowego członka ekipy, który ratuje im tyłki w kluczowej chwili...
Powtórzę tu początek recenzji poprzednich tomów: W ostatnim czasie czytam, wręcz w gorączce, cykl fantasy „Tajemnica Askiru”. Po raz pierwszy od czasów liceum dosłownie pochłaniam tom za tomem, nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałem w jednym dniu jakieś 250 stron albo i 300. Nie liczyłem. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych cykli, a przy tym dosyć mało znany.
Tom...
2024-04-06
Powtórzę tu wstęp opinii o I tomie, bo jest tak samo aktualny: W ostatnim czasie czytam, wręcz w gorączce, cykl fantasy „Tajemnica Askiru”. Po raz pierwszy od czasów liceum dosłownie pochłaniam tom za tomem, nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałem w jednym dniu jakieś 250 stron albo i 300. Nie liczyłem. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych cykli, a przy tym dosyć mało znany.
Po pierwszym tomie akcja przenosi się do stolicy emiratu Besarajnu, wielkiego miasta Gasalabadu wzorowanego na Bagdadzie z jego złotego okresu. Znani nam już bohaterowie na czele z Havaldem, Leandrą i Zokorą trafiają w sam środek całego zestawu skomplikowanych intryg oraz gry o wielką, globalną stawkę. Już na samym początku dowiadujemy się co nieco, o twierdzy Gromów z poprzedniego tomu oraz poznajemy tajemniczego jegomości z Askiru, który chyba nie jest (a może nie tylko?) tym za kogo się podaje.
Już na początku wyprawy drużyna bohaterów zostaje zdradzona i podzielona, a Havald musi prawie samotnie odnaleźć się w kompletnie nieznanym, nowym i przerażającym swym ogromem mieście, gdzie nawet mały złodziejaszek może pozbawić go życia. A sam Soltar będzie wzywał do pomocy swego najwierniejszego sługę. Przy tym wszystkim musi odnaleźć przyjaciół i jakoś przetrwać a przy okazji znowu spadają na niego problemy wielkich tego świata. Na szczęcie pomaga mu poznany w biedzie przyjaciel/sługa Armin, który dopiero będzie zdradzał kim jest naprawdę.
Drugi tom jest równie dobry jak pierwszy, rozwijając i dodając kolejne wątki, ubogacając kreowany świat. Akcja nie dzieje się już w jednym zajeździe, lecz jak przystało na sequel to w aż dwóch! oraz wielkim mieście. Poza nekromantami, dworakami i złodziejami bohaterowie będą także walczyć z handlarzami niewolników, którzy nie wiedzą komu zaleźli za skórę.
Na koniec uwaga dla czytelników - weźcie od razu tom III, jest on kontynuacją wątków z drugiego tomu i w sumie mogłoby wyjść razem, choć pewnie z powodów objętości byłoby to trudne.
Powtórzę tu wstęp opinii o I tomie, bo jest tak samo aktualny: W ostatnim czasie czytam, wręcz w gorączce, cykl fantasy „Tajemnica Askiru”. Po raz pierwszy od czasów liceum dosłownie pochłaniam tom za tomem, nie pamiętam kiedy ostatnio przeczytałem w jednym dniu jakieś 250 stron albo i 300. Nie liczyłem. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych cykli, a przy tym dosyć mało...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
„Tajemnica Askiru” godnym następcą wiedźmina? Jest to być może kontrowersyjna teza, jednak dla mnie osobiście tak właśnie jest i każdemu kto szuka podobnej literatury, chciałbym przeczytać fajny cykl fantasy z bohaterem w typie Geralta i mega fajnymi postaciami kobiecymi, to właśnie ten cykl bym polecał.
Jeśli chcesz przeczytać kryminał fantasy lub bardzo dobrą opowieść z akcją w karczmie spod znaku miecza, magii i fajnych bohaterów to jest coś wartego uwagi. Ale ostrożnie, wciąga.
Po długim zajmowaniu się i czytaniu tylko „poważnych i ważnych” tekstów naukowych, artykułów, źródeł, postanowiłem powrócić niejako do czasów licealnych i sięgnąć po fantastykę. Na tej grupie podpowiedziano mi by np. sięgnąć po I tom serii „Tajemnica Askiru”, pt. „Pierwszy Róg”. Pierwsze kilkadziesiąt stron nie wciągnęły mnie, ale niczym u Hitchcock, jak tylko pojawiła się zbrodnia i trupy akcja powieści pochłonęła mnie i nie odpuszcza.
Nie pamiętam kiedy ostatnio czytałem jakąś książkę, a wręcz całą serię, w takiej gorączce. Dosłownie pochłaniam tom za tomem, czytając w jednym dniu po 100, 150 stron, a zdarzyło się jakieś 250 albo i 300 stron. Zapomniałem już wręcz o tym uczuciu, a wręcz czytając tom 5 nie mogłem się skupić i musiałem wrócić do czytania pewnego wątku, niecierpliwiąc się w oczekiwaniu na jego finał. Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych cykli fantasy, a przy tym dosyć mało znany. Nie znalazłem choćby w wyszukiwarce google lub pintereście więcej niż pojedyncze fanarty. Zdaje się, że „Askir” nie dorobił się w Polsce fandomu, choć ma czytelników o czym świadczą oceny na Lubimyczytać.
Coś nie coś o samej serii. Liczy 7 tomów, najkrótszy i jak po jego lekturze wydawało mi się, że najsłabszy (co nie znaczy słaby!) był tom 3. Po przeczytaniu bogatych w akcję tomów 4 i 5 uważam, że ten trochę spokojniejszy tom był bardzo potrzebny. Najgrubszy, przeszło dwukrotnie większy od trzeciego tomu, jest ostatni tom. Czekający w kolejce do przeczytania. Autorem cyklu „Askiru” jest niemiecki pisarz Richard Schwartz, ponoć (jak twierdzi internet) najlepszy pisarz wśród niemieckich elektrotechników. Przyzwyczajeni jesteśmy w pewnym sensie do anglosaskiej fantastyki, ewentualnie naszej krajowej. Tu mamy, jak mi się wydaje, trochę inne podejście, wręcz bardziej klasyczne. Jest to pewien powiew świeżości a równocześnie jako historyk co i rusz znajdowałem smaczki i motywy historyczne, choćby w konstrukcji budynków imperium – oktagon – które Schwartz wplatał w swoje książki. Widać, że wzorem dla niego był zamek Castel del Monte cesarza Fryderyka II Hohenstaufa, bardzo nietypowego zresztą władcy. Sam Askir wydaje się być zresztą pewną wersją najbardziej znanego imperium w historii, Imperium Romanum. Zwłaszcza z racji swoich budynków, zwartych legionów oraz systemu dróg.
Nie natrafiłem do tej pory na wątki lgbt+ (przynajmniej w dobitnej formie, bo już lekkich aluzji można się doszukać), stąd osoby poszukujące tego typu literatury być może nie będą zainteresowane. Z drugiej strony wątki romantyczne są jak najbardziej obecne, dla mnie poprowadzone bardzo dobrze, ale można przez nie przeskoczyć jeśli komuś nie odpowiadają. Choć jedna z głównych bohaterek, Zokora, ma bardzo ciekawe podejście do związków, sexu i relacji damsko-męskich. Jakie dokładnie, nie będę zdradzał, bo byłby to spoiler ale zaryzykuje, iż bardzo dalekie od purytanizmu i równocześnie tropu „sexy elfki”. Do wątku kobiet zaraz powrócę, dodam od razu tylko, że autor ma do nich wielki szacunek. Uważam wręcz, że pisze je ciekawiej niż mężczyzn i to im głównie kibicowałem podczas lektury, czekając co też zrobią, jak się zachowają. Z każdym kolejnym tomem ich rola rośnie, choć nadal głównym bohaterem pozostaje Havald. Zaryzykuje wręcz i napiszę, że jeśli ktoś lubi bohaterki tego rodzaju, co u Sapkowskiego w cyklu wiedzmińskim, nie tylko Yen, Ciri ale i choćby Shani, to tu takie postacie otrzyma. I to nie jedną!
Na koniec tego wątku podkreślę dobitnie jak mogę – dla samych bohaterek warto zerknąć na cykl „Tajemnica Askiru”!
Oczywiście są też bohaterowie męscy ale co warto podkreślić, nie mają kija w dupie. Główny bohater Havald/Roderick, znany także pod innymi imionami, żywo przypomina Geralta z Rivii, w postaci choćby jego moralnych dylematów i poczuciem starości. Różni się jednak od niego tym, że jest w pewnym sensie przeklęty, nie ma córki ale ma traumę wojenną. Obu bohaterów łączy także to, że muszą zmagać się z przepotężnym i groźnym imperium najeżdżającym ich ojczyzny, bo choć początkowo starają się być neutralni, to wkrótce stają się jednymi z głównych aktorów wydarzeń, walcząc za tych których kochają. Nawet pozorna różnica w postaci motywu córki głównego bohatera, jest tylko pozorna, ale tego nie będę szerzej opisywał, od tego są kolejne tomy cyklu. Havald jest weteranem, który poszedł dla kochanej osoby na śmierć, zobaczył zdradę własnej armii, która miała udzielić mu wsparcia i ostatecznie przeżywszy (dzięki pewnej „klątwie”, co wyjaśnia sam w treści już I tomu), stwierdza, że tak dalej być nie będzie i jedzie w Bieszczady. Skoro oddał życie za królestwo, to jest zwolniony z przysięgi i rusza w świat. A tak mu się przynajmniej przez jakiś czas wydawało, bo kto już raz zaczął służyć, ten nadal będzie. Pozostałych członków ekipy poznajemy w trakcie kolejnych tomów, ich losy splatają się z Havaldem i serą (odpowiednik lady) Leandrą de Girancourt, główną bohaterką obok Havalda i jego partnerką – to słowo w przenośni i dosłownie oddaje ich relacje. Dwójka bohaterów naturalnie jak przystało na fantasy zbiera drużynę, ale kto wchodzi w jej skład nie powiem, bo byłby to giga spoiler do wielu tomów. Można natomiast rzec, że fani D&D znajdą w cyklu być może najlepsze oddanie ducha zapomnianych krain. Ekipę da radę przyporządkować do archetypów klas jak choćby kleryk(cy), paladyni, bard, magowie itd. choć zwykle mają więcej niż jedną klasę. Są też multietniczni, multirasowi i multicieleśni (to nie przejęzyczenie).
Akcja pierwszego tomu i zarazem całego cyklu rozpoczyna się w pewnej szacownej karczmie-zajeździe na końcu świata. Havald zostaje wraz z przyszłymi towarzyszami i wrogami, skutkiem śnieżycy stulecia, odcięty w zajeździe bez możliwości wyjścia. Poza zajazdem grozi mu śmierć z wyziębienia. W środku jest tylko niewiele lepiej. Obok niego w zajeździe utknęli wspominana sera Leandra, wysłanniczka królestwa, któremu Havald po wspomnianej bitwie podziękował, mająca do niego jakiś interes; filigranowa mroczna elfka, wokół której krąży więcej legend niż sensu; kupcy (?) skarżący się na zamkniętą przełęcz, która ich zrujnowała oraz ich obstawa; ekipa biednych górników, baron z dwiema córkami i ochroną, karczmarz, który ma trzech pomocników i trzy piękne córki oraz trzech najemników i dziewięciu bandytów. Jak widać karczma pęka w szwach. Havald widząc całe to towarzystwo wie, że to nie będzie zwykłe zimowanie ale to, co się zdarzy przekroczy jego wszelkie oczekiwania. Jak w dobrym thrillerze, za oknem czyha pewne śmierć ale w środku ludzie zaczynają ginąć i to nie tylko z ręki człowieka. Ktoś i/lub coś zabija, a karczmarz ufa tylko Havaldowi, prosząc go o radę co zrobić by przetrwać do roztopów.
Wspominałem o trzech córkach. Schwartz jest chyba jedynym autorem fantasy, przynajmniej z tych których czytałem, u którego mogłem przeczytać, jak czuje się kobieta otoczona przez bandę zbójców, gotowych ją w każdej chwili zbezcześcić. Nie pamiętam książki, gdzie autor popularnej powieści a nie poważnej literatury – chłop bądź co bądź – potrafiłby oddać, co czuje ojciec i dziewczyna w obliczu możliwego gwałtu i co zrobić aby tego uniknąć. Havald, choć początkowo udaje, że to go nie rusza (z racji swego wieku i traumy), robi wszystko aby córki karczmarza i on sam przeżyli, nie doznając żadnego uszczerbku. A nie jest to łatwe, gdyż sam Havald jest starym człowiekiem, który omal nie ginie przypadkowo z ręki kupca. Zresztą wątek obserwowania historii z perspektywy nie młodego, potężnego herosa, a starszego, doświadczonego człowieka, boleśnie świadomego swych ograniczeń, jest czymś odświeżającym. Sami bandyci okazują się jednak być kimś innym niż się na początku spodziewamy.
Jak do tej pory wspomniałem o samych zaletach cyklu. Ma on też pewną wadę, otóż pierwsze kilkadziesiąt stron to ekspozycja autora, najdłuższa chyba w I tomie, ale dokuczliwa bardziej w drugim i czwartym, gdzie jest skrótem wydarzeń. Schwartz stara się krótko wyjaśnić-podsumować dotychczasowe zdarzenia, co osobie takiej jak ja, czytającej na bieżąco, lekko zaburza tempo. Natomiast ma to oczywiście swój powód, książki nie wyszły na raz, można je także dzięki temu czytać w odstępach. Natomiast po tych stronach wprowadzenia akcja rusza z kopyta i czyta się rozdział za rozdziałem aby dowiedzieć się co dalej spotka bohaterów, co jest za rogiem, za tym murem… Nie mogłem się doczekać co będzie dalej. Ten problem ekspozycji nie występuje w tomie trzecim, a piąty, być może najlepszy, jest go już całkowicie pozbawiony.
Przy okazji osobiście jestem bardzo usatysfakcjonowany zamysłem Schwartza. Autor stosuje zasadę strzelby Czechowa i jeśli o czymś pisze, podaje jakieś zagadki, tajemnice itp. to można być pewnym, że zostaną wyjaśnione. Zdarzenia są po coś. Dzięki temu wiem, że nie muszę szukać tajnych źródeł, osobnych pozycji, filmików tłumaczących itd. jak choćby w przypadku Star Wars czy GOTa/Pieśni lodu i ognia Martina, gdzie bez takich rzeczy nie obejdzie się. Zwłaszcza Martin uwielbia rzucać jakimś wątkiem i nigdy do niego nie wracać, co dla mnie – historyka – jest szczególnie frustrujące.
Na koniec odnośnie do historii właśnie – widać, że Schwartz to Niemiec, gdyż tytułowy Askir ma w sobie coś z Rzymu, a opisy krajów i ich historii są dosyć bliskie naszemu regionowi, Skandynawii, wspomnianemu Bagdadowi, a myślę że i sam Rzym też będzie. Co ciekawe autor, w przeciwieństwie do dawniej silnego u Niemców mitu, nie chwali barbarzyńców, którzy pobili imperium, lecz właśnie Imperium docenia – inaczej mówiąc, Arminiusz i jego banda germanów zrobili skrajną głupotę w lesie Teutoburskim bijąc Rzymian.
Podsumowując te wrażenia po trzech pierwszych tomach polecam cykl „Tajemnica Askiru” Schwartza jak tylko mogę.
„Tajemnica Askiru” godnym następcą wiedźmina? Jest to być może kontrowersyjna teza, jednak dla mnie osobiście tak właśnie jest i każdemu kto szuka podobnej literatury, chciałbym przeczytać fajny cykl fantasy z bohaterem w typie Geralta i mega fajnymi postaciami kobiecymi, to właśnie ten cykl bym polecał.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJeśli chcesz przeczytać kryminał fantasy lub bardzo dobrą opowieść z...