Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

W lubimyczytać powinno się wprowadzić odpowiednie oznaczenie dla tego typu książek. Gdyby bazować jedynie na ocenach czytelników i opisie gatunku literatury można trafić na "minę".
Chciałem sobie poczytać jakąś dobrą rozrywkową książkę z kategorii literatury sensacyjnej, nieznanego mi wcześniej autora. W przypadkach nieznanych mi autorów, kierując się ocenami czytelników na portalu trafiałem zwykle dobrze lub bardzo dobrze. Zwykle też traktowałem, że oceny mogą być zawyżone. Zdarzało się tak, ale do tej pory nie było to więcej niż o jeden punkt.
W przypadku "Zabić Sarai" tak samo postąpiłem. Na początku było" jak cię mogę". Po połowie zahamowałem i dalej ani rusz. Postanowiłem się przemóc, by ocenić książkę jednak po jej przeczytaniu. Ostanie kilkadziesiąt stron trawiłem ponad tydzień. W tym czasie przeczytałem dwukrotnie obszerniejszą książkę.
Fabuła miałka. Akcja od połowy żenująca. Połączenie marnego harlekina z infantylnym obrazem zawodowych morderców. Akcja mało wiarygodna. Prawie codziennie nowe zlecenie i nowe zabójstwo. Tak nie działają nawet seryjni mordercy.
Rozumiem, że są zwolennicy tego typu literatury. Nie chcę im w niczym ubliżyć. Zwykle jednak te gusta zaspakaja duża część "sztuki filmowej". Literatura stawiać powinna większe wymagania.
Warto jednak czytelników, choć trochę więcej wymagających od książek, informować w jakiś sposób o tego typu literaturze. By niepotrzebnie jej nie czytali.
Moja żona przebrnęłą "szkoleniowo" przez "365" i wymieniając nasze zdania o obu dziełach uznaliśmy, że Blanka Lipińska chyba wygrywa (ale nie w punktacji na portalu).
Przyznam, że nie rozumiem jak można tej książce dać ocenę w przedziale 8-10. Tego nie rozumiem. Gdy czytam książkę rozrywkową, to jeżeli nie posiada ona jakiś dodatkowych walorów, tego przedziału ocen nie biorę pod w ogóle uwagę.
Jak więc porównać to dzieło np. z książką "Billy Summers" Stephen'a King'a, której czytelnicy przyznali na portalu trochę niższe oceny. Nie pozostaje nic innego jak wydzielić na lubimyczytać kategorię np. "rozrywkowa, niewymagająca wysiłku intelektualnego" i tam umieszczać książki podobne do efektów twórczości Pani J.A. Redmerski.
Dałem "2", ponieważ obawiam się, że literatura gorsza też istnieje. A więc trzeba zachować rezerwę. Osobiście mam nadzieję, że następny razem, gdybym nie miał szczęścia w wyborze, odpuszczę sobie czytanie w trakcie. Obawiam się, że w przypadku tej książki wielu to zrobiło. W konsekwencji zaś nie mogło jej ocenić.

W lubimyczytać powinno się wprowadzić odpowiednie oznaczenie dla tego typu książek. Gdyby bazować jedynie na ocenach czytelników i opisie gatunku literatury można trafić na "minę".
Chciałem sobie poczytać jakąś dobrą rozrywkową książkę z kategorii literatury sensacyjnej, nieznanego mi wcześniej autora. W przypadkach nieznanych mi autorów, kierując się ocenami czytelników...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O fabule nie będę praktycznie pisał, bo najlepiej gdy każdy sobie sam przeczyta i wyrobi zdanie. Ponadto wielu recenzentów zawiera "wprowadzenia" w tekst.
W poprzednich książkach z serii denerwowało mnie sporo błędów merytorycznych, które wytykałem autorowi bez litości, mimo że za każdym razem dawałem ocenę trochę na wyrost, gdyż brakowało mi "połówek". Np. za tę książkę dałbym "7,5". W 5. części znalazłem drobny błąd merytoryczny. Nina Warwiłow myśli o sprawie o zabójstwo i jest użyte słowo "dochodzenie". Podczas, gdy w polskim prawie, w sprawach o zbrodnie prowadzone są "śledztwa". Mały błąd, ale razi. Gdyby tak wyrażał się (myślał) laik, a nie policjantka to wszystko byłoby OK. Wszak wszyscy pożyczają sobie książki, ale dla prawników jest jasne, że zawierana jest umowa użyczenia, a nie pożyczki.
Niby drobiazg, ale od autorów oczekujemy zgłębienia tematu, by czytając czytelnik czegoś mógł się dowiedzieć. Tak jak było to w "Kłamczuchu", gdzie opis historii najnowszej mieszkańców Beskidów był ładnie ujęty.
W tej książce autor trochę niepotrzebnie za bardzo gmatwał fabułę. Przez to trzeba książkę czytać bardzo uważnie. Na pewno literatura spod "pióra" Jędrzeja Pasierskiego nie ma znamion produkcji wielkoseryjnej i jest skierowana do bardziej wyrobionego czytelnika, niż np. dzieje się w przypadku Pana Remigiusza Mroza, który trafił na swojego masowego odbiorcę i eksploatuje źródło do granic możliwości. Rozumiem takie postępowanie i doceniam kunszt marketingu, ale niekoniecznie muszę się zaliczać do czytelników tego typu literatury.
Czekam na kolejne tomy historii o Ninie Warwiłow. Tylko w przyszłości autor mógłby trochę zaoszczędzić głównej bohaterce rozterek sercowych i dać większą stabilizację życiową. Bo mu w którymś momencie może "zejść". Ponadto, Panie Jędrzeju, proszę o trochę większą precyzję w fabule. Lepiej wydać książkę parę miesięcy później, lecz bardziej dopracowaną. Sądzę, że tak poważne wydawnictwo, jak "Czarne" pozwoli Panu wydłużyć terminy wydawnicze. Z pożytkiem dla autora i Wydawcy.

O fabule nie będę praktycznie pisał, bo najlepiej gdy każdy sobie sam przeczyta i wyrobi zdanie. Ponadto wielu recenzentów zawiera "wprowadzenia" w tekst.
W poprzednich książkach z serii denerwowało mnie sporo błędów merytorycznych, które wytykałem autorowi bez litości, mimo że za każdym razem dawałem ocenę trochę na wyrost, gdyż brakowało mi "połówek". Np. za tę książkę...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mentalista Henrik Fexeus, Camilla Läckberg
Ocena 7,1
Mentalista Henrik Fexeus, Cami...

Na półkach:

Jestem zawiedziony, szczególnie gdy zdarza się to przy okrzyczanych nazwiskach. Dotąd dotyczyło to głównie autorów amerykańskich, np. Harlana Cobena.
Co do samego warsztatu pisarskiego nie mam zastrzeżeń. Stąd stosunkowo wysoka (wg mnie ) ocena. Książka przeładowana treścią i wątkami. Wszyscy bohaterowie mają wielkie problemy ze sobą i w relacjach z innymi. Raz zachowują się błyskotliwie, by za chwilę popełniać kardynalne błędy. Nawarstwienie nieprawdopodobnych zdarzeń. Powinna być szczególna kategoria książek w lubimyczytać.pl oznaczona nazwą "zabili go i uciekł". Niektórzy ten typ literatury lubią, a ci co za nim nie przepadają (np. ja) od razu wiedzieli, że trzeba się od takiej książki trzymać z daleka.
Np. u Jo Nesbo, którego książki w dużej części bardzo lubię, jest poziom wyważenia "problemów" (cykl "Harry Hole"). Stąd stają się bardziej realne. W "Łowcach głów" Nesbo dość szleje, ale widać, że jednocześnie puszcza oko do czytelnika. Więc obie strony dobrze się bawią. W "Mentaliście" niestety jest na poważnie i stąd mój osąd. Oczywiście całkowicie subiektywny.
Kolejne książki z serii sobie daruję.

Jestem zawiedziony, szczególnie gdy zdarza się to przy okrzyczanych nazwiskach. Dotąd dotyczyło to głównie autorów amerykańskich, np. Harlana Cobena.
Co do samego warsztatu pisarskiego nie mam zastrzeżeń. Stąd stosunkowo wysoka (wg mnie ) ocena. Książka przeładowana treścią i wątkami. Wszyscy bohaterowie mają wielkie problemy ze sobą i w relacjach z innymi. Raz zachowują...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Świetnie napisana książka; "rasowy" kryminał. Szczególnie warte podkreślenia, że w czasie pisania autorowi brakowało kilku lat do trzydziestki. Nie rozwijam tego wątku, ponieważ za mnie zrobili to lepiej inni recenzenci.
Niestety w przypadku wielu polskich autorów szeroko pojętych kryminałów, świetnie piszących (np. Jędrzej Pasierski oraz autor recenzowanej książki) brakuje, szczególnie na początku ich kariery pisarskiej, dania książki, przed jej opublikowaniem, do korekty fachowcom. Powoduje to, że drobne błędy zgrzytają. Za wzór do naśladowania daję tu np. Annę Kańtoch i Roberta Małeckiego.
Do rzeczy. W "Podpalaczu" znalazłem następujące zgrzyty. Strażak kierujący akcją gaszenia pożaru ma 20. letni staż i stopień aspiranta. Jednocześnie mówi komisarzowi Mortce, że skończył Szkołę Główną (Służby Pożarniczej). Gdyby tak było to miałby stopień oficerski (np. kapitana), a nie stopień przynależny korpusowi aspirantów. Musiałby więc skończyć szkołę aspirantów (są takie 3 w Polsce).
Agnieszkę na Komendę przyprowadza "szeregowy" policji, a powinien "posterunkowy'. Od 1990 r. stopień szeregowego milicji zastąpił posterunkowy policji, a akcja książki toczy się w 2010 r.
Jedna z postaci miała "służyć" w ochotniczej straży pożarnej (OSP), a o tym policji powiedział "komendant" tej OSP. Członkowie OSP działają w niej na zasadzie wolontariatu, a słowo służba odnosi się do funkcjonariuszy Państwowej Straży Pożarnej. Komendanci są d PSP, a w OSP, które są stowarzyszeniami, mamy prezesów. Działalnością ratowniczą zaś kierują naczelnicy. Komendanci gminni występują nie w OSP lecz w zarządach oddziałów gminnych Związku Ochotniczych Straży Pożarnych, który jest związkiem stowarzyszeń skupiających OSP.
Mimo, że ktoś nosi stopień podkomisarza (policji), to podobnie jak w przypadku np. podpułkownika w wojsku osoba zwracająca się do niego zwykle, zwyczajowo używa określenia Panie komisarzu, a nie Panie podkomisarzu (podobnie Panie pułkowniku). Jednak sam podkomisarz przedstawiając się używa pełnego określenia swojego stopnia.
U mnie takie "drobne wpadki" autora wywołują dysonans poznawczy. Proszę jednak pamiętać, że dałem ocenę wyższą niż średnia ocen w dniu, w którym oceniałem książkę.
Teraz kupię pozostałe książki z serii o komisarzu Mortce.

Świetnie napisana książka; "rasowy" kryminał. Szczególnie warte podkreślenia, że w czasie pisania autorowi brakowało kilku lat do trzydziestki. Nie rozwijam tego wątku, ponieważ za mnie zrobili to lepiej inni recenzenci.
Niestety w przypadku wielu polskich autorów szeroko pojętych kryminałów, świetnie piszących (np. Jędrzej Pasierski oraz autor recenzowanej książki)...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam już swoje lata. I być może gdybym czytał ją czterdzieści lat temu to wydałaby mi się pociągająca. Jestem pod wrażeniem Tych z czytelników (szczególnie młodych), którzy widzą w takiej literaturze nadal wartość dodaną. Uważam, że część literatury "Wielkiej", do której twórców na pewno autor "Niewidzialnych miast" się zaliczał, z biegiem lat się dezaktualizuje. Czas dla Italo Calvino okazał się nieubłagany. Ale dotyczy to także innych wielkich, jak chociażby Jorge Luis Borges'a. Oczywiście według mnie.
Jeżeli coś zostaje wielkie przez dziesiątki lat to możemy powiedzieć o ich twórcach, że mamy do czynienia z geniuszami pióra. Do nich zaliczam np. Alberta Camus'a.
Na siłę nie szukałbym w dziełach Italo Calvino czegoś co się już wykruszyło i nie ma już siły oddziaływania, którą być może miało dziesiątki lat temu. Aby Szekspir do nas przemawiał Brytyjczycy co kilkadziesiąt lat muszą wszak język uwspółcześniać. Chociaż w przypadku "Niewidzialnych miast" problemem nie jest język, ale brak aktualnej nośności idei. Najłatwiej sprawdzić to na przykładzie kina. Ile prawdziwych, w chwili ich powstania, ówcześnie uznanych za arcydzieła da się oglądać po 50 latach?

Mam już swoje lata. I być może gdybym czytał ją czterdzieści lat temu to wydałaby mi się pociągająca. Jestem pod wrażeniem Tych z czytelników (szczególnie młodych), którzy widzą w takiej literaturze nadal wartość dodaną. Uważam, że część literatury "Wielkiej", do której twórców na pewno autor "Niewidzialnych miast" się zaliczał, z biegiem lat się dezaktualizuje. Czas dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie bardzo rozumiem głosy krytyczne. Literatura rządzi się swoimi prawami. Książka ta z założenia ma być lekka, łatwa i przyjemna. Głównie ma bawić, a jeżeli przy okazji czegoś nauczy to jest to bonus.
Autor do Nobla nie inspiruje. Moim zdaniem w swojej kategorii powieść jest rewelacyjna. Moja wysoka ocena oczywiście odnosi się do pewnej kategorii dzieł. Z Panią Tokarczuk wszak nie będę porównywał.
Większość autorów szeroko pojętej literatury sensacyjnej (nazwiska znane pominę) epatuje czytelników zbrodnią, opisami przemocy, zupełnie niepotrzebnie. Widać brak pomysłów. Tu mamy zabawę w najlepiej pojętym sensie.
Sam czytam na przemian dzieła tzw. ambitne i mniej, ale w każdej kategorii wymagam, by była to dobrze wykonana praca autora. Tu na pewno jest.

Nie bardzo rozumiem głosy krytyczne. Literatura rządzi się swoimi prawami. Książka ta z założenia ma być lekka, łatwa i przyjemna. Głównie ma bawić, a jeżeli przy okazji czegoś nauczy to jest to bonus.
Autor do Nobla nie inspiruje. Moim zdaniem w swojej kategorii powieść jest rewelacyjna. Moja wysoka ocena oczywiście odnosi się do pewnej kategorii dzieł. Z Panią Tokarczuk...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Trzecia z cyklu (mająca być ostatnią) książka nawiązująca bezpośrednio do "Kursu cudów". Moim zdaniem gorsza od poprzednich, które lepiej wyjaśniały zasady nondualizmu i trudną w odbiorze treść książki "Kurs cudów".
Dla "studentów" "Kursu cudów" warta jednak do zapoznania się. Z autopsji wiem, że nauki przydają się w rozwoju duchowym.

Trzecia z cyklu (mająca być ostatnią) książka nawiązująca bezpośrednio do "Kursu cudów". Moim zdaniem gorsza od poprzednich, które lepiej wyjaśniały zasady nondualizmu i trudną w odbiorze treść książki "Kurs cudów".
Dla "studentów" "Kursu cudów" warta jednak do zapoznania się. Z autopsji wiem, że nauki przydają się w rozwoju duchowym.

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie najlepsza z czterech książek z cyklu opowieści o komisarz Ninie Warwiłow. Z jednej strony ciekawa opowieść obyczajowo - historyczna. Ciekawie i bardzo dobrze dopracowana intryga, bez zachwiań, które zdarzały się w poprzednich książkach. Opowieści z Beskidu Niskiego powinien być ciąg dalszych, ponieważ te książki (tj. "Roztopy" i "Kłamczuch") są lepsze od tych "warszawskich".
W moich wcześniejszych recenzjach, dotyczących poprzednich książek cyklu, wytykałem błędy merytoryczne i poważne potknięcia i wydawało się, że tu nie będę miał pola do używania. Taką też miałem nadzieję. Niestety trach i pod koniec znowu niedoróbka. Panie Jędrzeju proszę przed publikacją dać pierwopis do sprawdzenia prawnikowi. Napiszę bez wdawania się w szczegóły, aby ta część mojej recenzji nie stała się spojlerem. Nie było możliwości, by osoba, o której autor pisze, mogła dostać "dożywocie". Nawet teoretycznie.

Zdecydowanie najlepsza z czterech książek z cyklu opowieści o komisarz Ninie Warwiłow. Z jednej strony ciekawa opowieść obyczajowo - historyczna. Ciekawie i bardzo dobrze dopracowana intryga, bez zachwiań, które zdarzały się w poprzednich książkach. Opowieści z Beskidu Niskiego powinien być ciąg dalszych, ponieważ te książki (tj. "Roztopy" i "Kłamczuch") są lepsze od tych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jest to trzecia książka z cyklu o komisarz Warwiłow czytana przeze mnie w odstępie krótkiego czasu. Oczekiwałem rozwoju talentu pisarskiego autora. "Roztopy" okazały się pisarsko zdecydowanie lepsze od "Domu bez klamek". Dałem temu wyraz w recenzjach do obu tych książek.
Niestety po przeczytaniu trzeciej części cyklu - "Czerwonego świtu" jestem trochę rozczarowany. Oczywiście czyta się bardzo dobrze, ale widzę lekki zastój talentu twórczego. Mimo tego zachęcam wszystkich do czytania książek Pana Jędrzeja Pasierskiego, bo to jeden z najlepszych polskich pisarzy "prawdziwych" kryminałów, który w opisach nie musi odwoływać się do makabrycznych scen i epatowania nadmierną przemocą, by osiągnąć zamierzony cel twórczy. Poza wszystkim jest to również bardzo dobra literatura obyczajowa, co tylko podnosi ocenę.
Ad rem. Autor stara się posiąść odpowiednie wiadomości z różnych dziedzin wiedzy, potrzebne do stworzenia warstwy narracyjnej i chwała mu za to. Szczególnie widać to w przypadku medycyny i psychologii. Jednakże mankamentem jest prawo, co w przypadku informacji, jakie są dostępne na temat wykształcenia autora, wydawać się może dziwne. Pewnie przecenia swoją wiedzę i dobrze jej nie weryfikuje. Być może wiele osób tego nie zauważy, ale dla części jest to zgrzyt, który troszeczkę psuje przyjemność czytania. Stąd też dałem "tylko" 7 zamiast 8.
Kwalifikacja prawna potencjalnych zarzutów karnych uczestników wypadku jest chybiona. Łatwość z jaką komisarz Ninie Warwiłow udaje się otrzymać informacje objęte tajemnicą adwokacką jest mało wiarygodna. Podobnie jest w przypadku odsyłania do wiedzy notariusza zamiast adwokata w zakresie zgłębiania wiedzy w zakresie prawa spadkowego. Szczególnie, gdy mamy do czynienia z trywialnym przypadkiem dziedziczenia.
Stąd mój apel do Pana Jędrzeja Paskierskiego. Doradców z medycyny i psychologii ma Pan dobrych. Przydałby się jednak Panu prawnik z większym doświadczeniem, który przejrzy pierwopis i zgłosi swoje uwagi. Wtedy z "8" nie będzie problemu.

Jest to trzecia książka z cyklu o komisarz Warwiłow czytana przeze mnie w odstępie krótkiego czasu. Oczekiwałem rozwoju talentu pisarskiego autora. "Roztopy" okazały się pisarsko zdecydowanie lepsze od "Domu bez klamek". Dałem temu wyraz w recenzjach do obu tych książek.
Niestety po przeczytaniu trzeciej części cyklu - "Czerwonego świtu" jestem trochę rozczarowany....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka pisarsko znacznie lepsza od I tomu opowieści o komisarz Warwiłow. Tym razem autor uniknął kilku poważnych potknięć merytorycznych, o których piszę w recenzji do "Domu bez klamek". W "Roztopach" też jest kilka, ale mało rzucających się w oczy i wyłapią je tylko nieliczni. Jedno ze zdarzeń, które wiąże się z zachowaniem notariusza, a które autor opisał, ponieważ pasowało mu do koncepcji, jest ekstremalnie mało prawdopodobne w życiu. Mógł opisać je inaczej i osiągnąłby te sam efekt z punktu widzenia fabuły, a byłoby to w pełni wiarygodne. Nie wchodzę w szczegóły by opinia nie stała się spoilerem.
Dałbym 7,5, ale nie można, więc zdecydowałem się na "8", ponieważ widzę wyraźny progres pisarski. Oby tak dalej. Jednak do Agathy Christie jeszcze daleka droga. Autorowi życzę powodzenia.

Książka pisarsko znacznie lepsza od I tomu opowieści o komisarz Warwiłow. Tym razem autor uniknął kilku poważnych potknięć merytorycznych, o których piszę w recenzji do "Domu bez klamek". W "Roztopach" też jest kilka, ale mało rzucających się w oczy i wyłapią je tylko nieliczni. Jedno ze zdarzeń, które wiąże się z zachowaniem notariusza, a które autor opisał, ponieważ...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ciekawy debiut młodego pisarza. Kryminał z prawdziwego zdarzenia, bez niepotrzebnego epatowania opisami drastycznych scen w stylu Remigiusza Mroza. Do przeczytania namówiła mnie żona. Chciałem dać "6", ale żona zakazała, więc dałem "7". Powiedziała, bym zwrócił uwagę, że to debiut młodego pisarza.
Dlaczego się zastanawiałem nad oceną? Raziło mnie parę błędów, których nawet młody pisarz powinien uniknąć. W tym parę jako prawnik na pewno.
W książkach anglosaskich autorów znajdujemy bardzo często, nawet kilkustronicowe, podziękowania autora dla wielu osób, które pomogły im w ostatecznym kształcie książki i jej wydaniu. Czasami nużą. Jest tam ciekawy wątek. Podziękowania są dla osób (często przyjaciół), którzy przeczytali książkę przed jej drukiem i zgłosili autorowi swoje uwagi. Gdyby Pan Jędrzej Pasierski to zrobił, to uniknąłby głupich wpadek.
Pozwolę je wymienić, bo mnie troszeczkę popsuły przyjemność czytania.
1. Główna bohaterka zarządza "rewizję" w szpitalu. Gdyby to nie był profesjonalista (policjant) to OK. Policjant zleciłby "przeszukanie".
2. Ordynator mówi komisarz Warwiłow o "siostrze oddziałowej". Już widzę furię oddziałowej. Pielęgniarki tego określenia nie znoszą. Pacjent mógłby tak powiedzieć, ale nie lekarz. Nikt z personelu medycznego. Zawsze byłaby to "pielęgniarka oddziałowa" bądź krócej "oddziałowa".
3. Wiele miejsc akcji (np. szpital, w którym rozpoczyna się akcja książki) jest fikcyjnych i dobrze. Czasami jednak pisze o istniejących rzeczywiście placówkach i tu warto nie popełniać błędów. Jest mowa o dwóch zabójstwach w szpitalu w Tworkach i Świecku. Powinno być w Tworkach (dzielnica Pruszkowa), ale w drugim przypadku w Świeciu. W Świecku nie ma szpitala psychiatrycznego.
4. Podkomisarz Warwiłow poprawia, gdy ludzie zwracają się do niej per Pani "komisarz" na "podkomisarz". Powszechnie przyjmuje się, że w przypadku różnego rodzaju tytułów, zwracając się do osoby, która je nosi - np. wiceprezes, podpułkownik, podkomisarz, zastępca dyrektora, mówi się Panie (Pani) prezesie, pułkowniku, komisarzu, dyrektorze. Gdy dana osoba, nosząca tytuł, się przedstawia, wymienia swój tytuł w pełnym brzmieniu.
5. W jednym miejscu książki autor pisze, że podejrzany o popełnienie przestępstwa "odmówił składania zeznań", a jako prawnik powinien wiedzieć, że w polskim prawie zeznania składa świadek, a podejrzany (oskarżony) wyjaśnienia.
6. Gdy autor pisze o gaszeniu pożaru w końcu lat 70. ubiegłego stulecia w mazowiecki miasteczku to wskazuje, że w gaszenie pożaru zaangażował się burmistrz. W latach 1973 - 1990 w miastach rządzili naczelnicy miast. Burmistrzów przywrócono w 1990 r.
Dość pastwienia się. Żona II tom serii o komisarz Warwiłow już czyta, a ja na pewno za parę tygodni też przeczytam. Tak jak i następne. Zwykle równolegle czytam 2-3 książki. Cieszę się, że w Polsce pojawił się ciekawy talent pisarski.

Ciekawy debiut młodego pisarza. Kryminał z prawdziwego zdarzenia, bez niepotrzebnego epatowania opisami drastycznych scen w stylu Remigiusza Mroza. Do przeczytania namówiła mnie żona. Chciałem dać "6", ale żona zakazała, więc dałem "7". Powiedziała, bym zwrócił uwagę, że to debiut młodego pisarza.
Dlaczego się zastanawiałem nad oceną? Raziło mnie parę błędów, których nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Do przeczytania "Bieguni" zbierałem się od lat. Wcześniej czytałem inne książki Olgi Tokarczuk. Trochę zniechęcała mnie "niska" ocena na lubimyczytac.pl (tylko 7). Teraz zmobilizowałem się i przeczytałem, a w zasadzie pochłonąłem książkę. Taka literatura nie zdarza się co dzień. Trzeba się w niej rozsmakować.
Podróż intelektualna - wspaniała dla autorki i jej czytelnika. Przyznam, że na jej odbiór trzeba być przygotowanym i sądzę, że mieć trochę bagażu doświadczeń (czytaj lat), by w pełni docenić walory. Przy tym można się wiele nauczyć (walory poznawcze - choć drugoplanowe).
Mam nadzieję, że żaden Minister Edukacji nie wpadnie kiedyś na pomysł, by "Bieguni' stała się lekturą szkolną, bo zarżnie dzieło. Tak jak stało się z całą masą innych książek, które powinno się czytać w odpowiednim czasie, a nie mając 15-19 lat. W wielu krajach jest mądry zwyczaj omawiania takich książek, a nie przymuszania młodzieży do jej czytania. Wspominam moją przeprawę z "Czerwonym i Czarnym" Stendhal'a. Za moich czasów była to lektura szkolna. Wtedy była to gehenna. Z biegiem lat zmieniałem ocenę dzieła, a po czterdziestce doceniłem jej wartość.
Zastanawiałem się - dać 8 czy 9 gwiazdek? Zdecydowałem się na 9, by wyrównać ewidentnie zaniżone oceny innych czytelników. Kochani młodzi (-40) czytelnicy jak macie wątpliwości co do tego dzieła to poczekajcie "parę" lat z lekturą, a wtedy ją docenicie.
A tak na marginesie. Fantastykę czytam ponad 40 lat i ją kocham, ale na portalu widzę z kolei tendencję wśród społeczności dawania ocen trochę na wyrost. Może to jednak uwaga nie do tego wpisu.

Do przeczytania "Bieguni" zbierałem się od lat. Wcześniej czytałem inne książki Olgi Tokarczuk. Trochę zniechęcała mnie "niska" ocena na lubimyczytac.pl (tylko 7). Teraz zmobilizowałem się i przeczytałem, a w zasadzie pochłonąłem książkę. Taka literatura nie zdarza się co dzień. Trzeba się w niej rozsmakować.
Podróż intelektualna - wspaniała dla autorki i jej czytelnika....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Takich książek nie da się czytać non-stop, bo świat wydawałby się trochę tragiczny i smutny. Ale od czasu do czasu pozwalają na zatrzymanie się w miejscu, zadumę, refleksję nad życiem. Książka przejmująca i wielka. Dałem tylko 9 gwiazdek, bo może zdarzy się, że dam kiedyś jakiejś 10. W przedmowie do książki powinno się dać zapis: "+40". Jeżeli młodsi poczują to coś co w niej jest to chylę czoła.
Jestem poruszony do głębi. Książka niesie treści ważne dla wszystkich ludzi, a nie tylko dla Polaków. Zrozumiana być może na każdym krańcu naszej Gai. Coś co potrafi także Olga Tokarczuk.
Teraz chyba przeskoczę na parę miesięcy do fantasy, a może do Jo Nesbo. Swoisty detox?

Takich książek nie da się czytać non-stop, bo świat wydawałby się trochę tragiczny i smutny. Ale od czasu do czasu pozwalają na zatrzymanie się w miejscu, zadumę, refleksję nad życiem. Książka przejmująca i wielka. Dałem tylko 9 gwiazdek, bo może zdarzy się, że dam kiedyś jakiejś 10. W przedmowie do książki powinno się dać zapis: "+40". Jeżeli młodsi poczują to coś co w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po wielu latach (bez mała czterdziestu) wróciłem do Le Guin. Nareszcie mogę przeczytać całe cykle. Kiedyś (młodzi czytelnicy pewno znają to tylko z opowieści rodziców) książki się zdobywało (antykwariaty, znajomości w księgarniach) i często tylko niektóre pozycje z serii.
Dobre pisarstwo się broni i to widać. Oczywiście nostalgia także się liczy. Chciałem dać 9 *, ale się powstrzymałem. Być może wbrew nostalgii. Z ciekawością czytam opinie młodych czytelników. Czy stara science fiction do nich przemawia? Po ocenach wygląda, że tak.

Po wielu latach (bez mała czterdziestu) wróciłem do Le Guin. Nareszcie mogę przeczytać całe cykle. Kiedyś (młodzi czytelnicy pewno znają to tylko z opowieści rodziców) książki się zdobywało (antykwariaty, znajomości w księgarniach) i często tylko niektóre pozycje z serii.
Dobre pisarstwo się broni i to widać. Oczywiście nostalgia także się liczy. Chciałem dać 9 *, ale się...

więcej Pokaż mimo to