-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać445
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2014-08-25
2014-04-10
Komediodramat genialnego komediodramaturga.
Rozegrany w trzech aktach komediodramat, opowiadający o świecie bez formy, bez zasad. Czyli to, co było napisane dawno, a dalej obowiązuje. Jest to dzieło, jakich mało. Nie starzeje się, nie ulega przedawnieniu. Tak jak dramat romantyczny już dawno nie obowiązuje, a fala weltschmerzu już dawno minęła i nie pojawiła się po raz kolejny po Goethem, tak społeczeństwo aktualnie dąży do anarchii. Jak się okazuje, to wcale nie jest dobre, a Mrożek ukazuje to jak przystało na mistrza gatunku.
9/10, ze względu na to, że jest to lektura szkolna, która nie nudzi (chociaż wbrew pozorom, prawie żadna mnie nie nudziła),
ze względu na formę, na przekazanie merytorycznych treści poprzez dramat.
Komediodramat genialnego komediodramaturga.
Rozegrany w trzech aktach komediodramat, opowiadający o świecie bez formy, bez zasad. Czyli to, co było napisane dawno, a dalej obowiązuje. Jest to dzieło, jakich mało. Nie starzeje się, nie ulega przedawnieniu. Tak jak dramat romantyczny już dawno nie obowiązuje, a fala weltschmerzu już dawno minęła i nie pojawiła się po raz...
2014-04-13
Szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia po co zostają napisane takie poradniki... czy to dla kobiet, czy to dla mężczyzn.
O ile treści tutaj prawie nie zauważyłam, a przynajmniej jej sensu, to spodobała mi się forma przekazania informacji. "Męskość okiełznana" może być jakimś wyznacznikiem tego, co się przeczytało i właściwie po przeczytaniu tytułu danego rozdziału, można przejść od razu do tego podsumowania. Oprócz tego, statystyki niby mówią za siebie, ale czy na pewno one są szczere? Sama rozwiązując jakieś ankiety, nie zawsze się przykładam.
Daję 4/10, książka dobra dla nastolatek, które pragną dowiedzieć się czegoś o facetach i może uwierzą w to, co tam jest napisane.
Szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia po co zostają napisane takie poradniki... czy to dla kobiet, czy to dla mężczyzn.
O ile treści tutaj prawie nie zauważyłam, a przynajmniej jej sensu, to spodobała mi się forma przekazania informacji. "Męskość okiełznana" może być jakimś wyznacznikiem tego, co się przeczytało i właściwie po przeczytaniu tytułu danego rozdziału, można...
2014-03-11
Szczere mówiąc, spodziewałam się czegoś lepszego po tej książce.
"50 Twarzy Greya", niestety, zyskało rozgłos na jaki nie zasługuje. Chociaż... nie powiem, wciąga. Ale nie z powodu fenomenu. Z powodów zupełnie innych.
Zaczynając od postaci, chciałabym zwrócić uwagę na dwie rzeczy:
1. Christian Grey - drugi (bo jak inaczej to nazwać?) główny bohater książki, jest wyimaginowanym księciem z bajki. Przystojny miliarder, ze swoimi humorkami, który może mieć wszystko i wszystkie. Szczerze mówiąc, mam wrażenie idealizacji rzeczywistości na jego podstawie. Ile kampanii reklamowych zostało zrobionych, aby kobiety nie chciały schudnąć dla mody, która jest przeidealizowana, w której kanon jest po prostu chory? - tutaj widzę podobieństwo. Tak samo jest z Greyem - jest jak modelka. I teraz wszystkie kobiety będą chciały przystojnego miliardera zamiast normalnego mężczyzny, która ma swoje wady w wyglądzie, dokładnie tak samo jak chciały mieć figurę modelki.
Oprócz tego odniosłam wrażenie, iż Christian Grey jest pomieszaniem kota i psa - ciągle mruczy i przechyla głowę jak zwierzę. Brakuje mu tylko "merdającego ogonka z przodu", że tak to ujmę...
2. Powiązanie Anastasii i Christiana oraz Kate z Elliotem jest BEZ-NA-DZIEJ-NE. Po cholerę komu powiązanie przyjaciółek z braćmi?! No haloo.
Język: naprawdę mnie nie zaskoczyło to, że książkę czyta się łatwo, szybko i przyjemnie, ze względu na jej ubogi język, ciągle powtarzające się słowa typu "sardoniczny", "o św. Barnabo", itp.
Fabuła: nie jestem zawiedziona, chociaż w porównaniu do "Harrego Pottera" (J.K. Rowling), ta sama ilość stron jest nie lada wyzwaniem. Fabuła w "50 Twarzach" się ciągnie, ciągnie, ciągnie i w sumie prawie 700 stron odnosi się do może trzech-czterech tygodni (nie liczyłam dokładnie), zaś w Potterze jest to cały rok. I gdzie niby ta akcja w Greyu?
Może nie jedynym, ale sporym dla mnie plusem tej książki jest wyczekiwanie, które w pewnych momentach staje się nie do zniesienia. Pięćdziesiąt stron opisu, który zaczyna nudzić, poprzedza w końcu jakiś fajny moment, który ma całe dwie strony najwyżej, po czym wraca ta sielanka.
Zdecydowanie nie, nie, nie. Dla ludzi, którzy lubią akcję i erotykę w jednym, może trochę psychologii nawet, polecam "Dziennik Nimfomanki". Ale na pewno nie "50 Twarzy Greya".
Na koniec: gdybym nie była osobą, która (nawet jak ją nudzi) kończy całą serię, pewnie nie sięgnęłabym po kolejne części. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Szczere mówiąc, spodziewałam się czegoś lepszego po tej książce.
"50 Twarzy Greya", niestety, zyskało rozgłos na jaki nie zasługuje. Chociaż... nie powiem, wciąga. Ale nie z powodu fenomenu. Z powodów zupełnie innych.
Zaczynając od postaci, chciałabym zwrócić uwagę na dwie rzeczy:
1. Christian Grey - drugi (bo jak inaczej to nazwać?) główny bohater książki, jest...
2014-02-01
2014-01-31
2014-01-17
2014-01-01
G. Garcia Marquez jest jednym z pisarzy iberoamerykańskiego „boomu”. Wielu krytyków widzi w nim Faulknerowskie powiązania, Hemingwayowski styl czy Carpentierowy realizm magiczny. Wszystkie te aspekty mieszają się ze sobą w sposób, w który mógł je połączyć tylko ten kolumbijski pisarz. Sam wprawdzie wypiera się Hemingwaya, za to bierze przykłady biblijne (niekoniecznie wykorzystane w tej książce, choć także powiązań do tegoż dzieła można się doszukać na siłę). Ja osobiście odebrałam tą książkę nieco inaczej niż wszelcy krytycy, którzy wypowiadali się na jej temat, czy analizowali ją. Sam Marquez mówi w rozmowie z Plinio Mendozą, że to była pierwsza książka, dla której stracił wszelkie pieniądze, jego żona ledwo utrzymywała dom, a sam nie wiedział, że pierwszy nakład liczący osiem tys. egzemplarzy sprzeda się w ciągu dwóch tygodni jedynie w Buenos Aires. Wcześniejsze jego dzieła traktuje trochę po ojcowsku, ale widać w nich ślady Macondo, które rodzina Buendiów założyła właśnie w Stu latach samotności.
Od czego trzeba zacząć – jak ta książka powstała. Gabriel Garcia Marquez sam przyznaje, że zamysł w głowie i luźne notatki miał już od rzucenia studiów prawniczych i rozpoczęcia swojej twórczości, ale nigdy nie wydawały mu się one odpowiednie. Co prawda Sto lat samotności nie było zmieniane przysłowiowe iks razy aż do skutku osiągnięcia pełnego zadowolenia autora, lecz było pierwszą książką, w której iberoamerykański autor mógł sobie pozwolić na dowolność. Podobno jadąc do Acapulco nagle zawrócił, zastawił samochód i zaczął pisać. Nie miał pojęcia, że napisanie tej powieści zajmie mu aż półtora roku, a pieniędzy nie starczy na cały okres, w którym poświęcał się tylko pisaniu. Marquez w wywiadzie z Mendozą mówi „nigdy nie zabrakło mi pięciuset czystych kartek na biurku, mimo braku pieniędzy”. Podczas pisania książki domem zajmowała się jego żona, która nigdy nie narzekała na to, co jej mąż.
Marquez układając fabułę, która rozwijała się w trakcie pisania, wziął przykłady niektórych wydarzeń czy bohaterów ze swojego życia. W tej samej rozmowie z Mendozą, o której pisałam wyżej, sam potwierdza fakt, że wzorował się na swojej rodzinie. Zacznijmy może od jego babki, która opowiadała niestworzone historie i która pamiętała wszystko o przeszłości. Jest to postać, którą w pewnym sensie naśladuje Urszula, żona założyciela rodu Buendiów. Kolejną postacią z jego rodziny jest dziadek, który opowiadał małemu Gabrielowi o wojnach, które przeżył i można łączyć go z postacią pułkownika Aureliana Buendii, który w Stu latach samotności prowadził trzydzieści dwie wojny domowe. Następstwem widocznym w najsłynniejszej powieści Kolumbijczyka jest także powielenie imion bohaterów. W rodzinie Marqueza zdarzyło się nawet, że jego brat również miał na imię Gabriel.
Dzieło iberoamerykańskiego pisarza jest podzielone na dwadzieścia niezatytułowanych, umownych rozdziałów, które dzielą poszczególne wątki powieści. Co prawda autor powraca czasem z rozdziału do rozdziału, bądź kontynuuje dany wątek parę rozdziałów później, jak to jest w przypadku siedemnastu synów pułkownika Aureliana. Wbrew pozorom, książka ta jest bardzo uporządkowanym dziełem. Chaos w niej tworzy jedynie czytelnik, który myli jednego bohatera z drugim poprzez ich identyczne imiona.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę dzieje rodziny Buendia, to warto zrobić sobie drzewo genealogiczne czy w trakcie czytania książki, czy też po jej zakończeniu (jeżeli temu, kto czytał tę książkę po raz pierwszy się to uda). Marquez pokazuje cykliczność czasu, który płynie w Macondo swoim własnym rytmem. Jedynie ponad stuletnia Urszula to zauważa. Inni, którzy są młodsi nie pamiętają już o pewnych rzeczach. Cała pamięć o początku Macondo zaginęła gdzieś w trzecim pokoleniu rodziny. Marquez także nadaje magiczne cechy bohaterom, którzy są naznaczeni danymi imionami, szczególnie wśród mężczyzn. Aurelianowie są odważni, nieroztropni czy można nawet powiedzieć samobójczo głupi, zaś Arcadiowie są stonowani, myślący. Wśród kobiet nie zauważa się aż takiego powiązania cech do imion, ale występują dwa typy dziewcząt: roztropne, umiejące utrzymać rodzinę (Urszula czy Santa Sofia de la Piedad) lub żądne miłości, dające wyzwolenie mężczyznom (Petra Cotes, Pilar Ternera, Meme Buendia).
Marquez tworzy świat Stu lat samotności razem z realizmem magicznym w nim zawartym. Na pozór niecodzienne rzeczy są dla bohaterów jak najbardziej zrozumiałe i nikt nie dziwi się takim przypadkom jak latające motyle wokół Marucia Babilonii czy plaga bezsenności. Wydarzenia codzienne zaś są często przez autora przerysowane i wyolbrzymione.
Jednym z tematów przewodnich powieści jest kazirodztwo. Cała rodzina jest naznaczona piętnem kazirodztwa, począwszy od Urszuli i Josego Arcadia Buendii, którzy są kuzynostwem a mimo to się pobierają. Każdy z członków rodziny wie o tym, że z kazirodczego związku ma urodzić się dziecko ze świńskim ogonem, lecz pośród wielu związków w Macondo rodzi się tylko jedno takie dziecko, które jako jedyne w całym rodzie jest poczęte z miłości przez ludzi nieświadomych tego, że są rodziną.
Niektórzy doszukują się w tej powieści nawiązania do Biblii. Dla upartych, można rzec, że są tam pewne analogie do plag egipskich czy wielkiego potopu, czy nawet do ksiąg Genesis i Apokalipsy. Moim zdaniem jest to w pewnym sensie słuszne stwierdzenie, lecz pod warunkiem, że zamiast Chrystusa, który narodził się, by zbawić świat widzimy tam dziecko, które świat zgładzi. Co więcej, w Macondo od czasów jego powstania, pojawiają się Cyganie. Melquiades, który prezentuje różne rzeczy nieznane wcześniej w wiosce (np. sztuczna szczęka czy lód), zaprzyjaźniony z ojcem rodu, Jose Arcadiem, przynosi pergaminy do domu Bendiów. Jest jakby prorokiem, człowiekiem ze Starego Testamentu, który opisał dzieje rodziny w sanskrycie, ale w sposób, gdzie wszystkie wydarzenia dzieją się na raz. To właśnie przy rozczytaniu przez Aureliana Babilonię pergaminów, Macondo zmienia się w proch.
W tytule znajdują się dwie ważne rzeczy: sto lat oraz samotność. Sto lat, wg różnych autorów, ma oznaczać jakiś okres czasu. Wprawdzie fabuła nie dzieje się przez równy wiek, Urszula nie żyje sto lat, tylko sto-kilka lat, zaś Pilar Ternera, prowadząc dom publiczny pod koniec swojego żywota, przeżywa ponad sto czterdzieści lat! Co ciekawe, drugi człon tytułu, czyli samotność jest rozumiana na bardzo wiele sposobów. Wymienię tutaj trzy najważniejsze dla krytyków literackich: samotność z powodu nieumiejętności kochania, samotność z powodu braku Boga w życiu rodziny (nawiązanie do Biblii) czy samotność z powodu cykliczności czasu i wydarzeń w Macondo.
Bardzo ciekawym zjawiskiem, który wykorzystał Marquez w swoim utworze jest brak określonego miejsca wydarzeń. Wiemy, że rzecz dzieje się w miasteczku Macondo, o kilkanaście dni drogi od innego miasta – Riochacha. Możemy z tego wywnioskować, że wydarzenia dzieją się „gdzieś na Karaibach” i jest to najbardziej trafne określenie geograficzne. Większość wydarzeń dzieje się właśnie tam. Tak samo nie wiemy prawie nic o czasie akcji. Możemy jedynie wnioskować z poprzednich utworów Marqueza, kiedy dzieją się opisane w Stu latach samotności wydarzenia, poprzez powiązanie wojen domowych i ataku Kompanii Bananowej, które są dosyć dokładnie opisane w jego początkowych utworach.
Sto lat samotności zostało przyjęte przez wielu krytyków jako arcydzieło, czy powieść, której od bardzo dawna wyczekiwali. Bardzo wielu pisarzy iberoamerykańskich wypowiadało się na jej temat pozytywnie, włącznie z tym, że powieść jest „jedną z najważniejszych opowieści napisanych w naszym języku” (Mario Vargas Llosa), czy to, że Macondo było z początku obrazem Kolumbii, a po przeczytaniu Stu lat samotności stało się symbolem Ameryki Łacińskiej (Benedetti). W Polsce zainteresowanie wyraził Włodzimierz Czarzasty, co zaowocowało przejęciem praw do wydania przez wydawnictwo MUZA od PIW-u.
G. Garcia Marquez jest jednym z pisarzy iberoamerykańskiego „boomu”. Wielu krytyków widzi w nim Faulknerowskie powiązania, Hemingwayowski styl czy Carpentierowy realizm magiczny. Wszystkie te aspekty mieszają się ze sobą w sposób, w który mógł je połączyć tylko ten kolumbijski pisarz. Sam wprawdzie wypiera się Hemingwaya, za to bierze przykłady biblijne (niekoniecznie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-12
G. Herling-Grudziński, z pochodzenia Polak, dużo przeżył podczas swojego pobytu w Rosji. Ale książka niestety nie odzwierciedla tego, co tam się wydarzyło.
Fakt faktem, iż autor dosyć sporo pisze o tym, jak wyglądały łagry, co to były łagpunkty czy etapy, opisuje baraki, ale przede wszystkim skupił się na ludziach, których poznał w obozach sowieckich, czy też już na wolności. Moim skromnym zdaniem, ta książka, czy raczej powieść dokumentalna jest opowieścią o poszczególnych znajomych Grudzińskiego, nie zaś, jak powszechnie wiadomo, "o łagrach".
Dodatkowo gubiło mnie to, że powieściopisarz wcale nie pisze jej chronologiczne, bowiem przeskakuje z roku do roku wcześniejszego, a co za tym idzie, to żeby uporządkować sobie to, jak przebiegały jego losy, trzeba się trochę namęczyć. Najbardziej podobający mi się fakt w jego książce jest dość absurdalny jak dla zwykłego czytelnika. Możliwe, że po nihilizmie Borowskiego w opowiadaniach, zupełnie inaczej się czyta "Inny Świat". Jest dużo bardziej ludzko napisany, wyrażone są emocje i uczucia bohaterów, jak też samego Grudzińskiego.
Ogólnie rzecz biorąc, książka nie podobała mi się z powodu tego, że jest ona dokumentem, jest pisana bardziej felietonowym niż powieściowym językiem. Dało się zgubić w tym, kto podpalał sobie rękę, a kto odrąbał sobie nogę na 'lesopowale'. Właśnie z tego powodu jest dla mnie niezrozumiała do końca.
G. Herling-Grudziński, z pochodzenia Polak, dużo przeżył podczas swojego pobytu w Rosji. Ale książka niestety nie odzwierciedla tego, co tam się wydarzyło.
Fakt faktem, iż autor dosyć sporo pisze o tym, jak wyglądały łagry, co to były łagpunkty czy etapy, opisuje baraki, ale przede wszystkim skupił się na ludziach, których poznał w obozach sowieckich, czy też już na...
2014-01-15
Wywiad z Gabrielem Garcią Marquezem jest jedną z tych pozycji, która jest bardzo ważna dla czytelnika wyżej wymienionego autora. Mendoza, będąc swego rodzaju przyjacielem Marqueza, potrafi odkryć tajemnice, które są zawarte we wszelkich powieściach autora "Stu lat samotności". Brakuje mi w tej książce jedynie nawet napomknienia a'propos "Miłości w czasach zarazy", która gdzieś łączy się z Defoe, a także szerszej analizy którejkolwiek z powieści, co w takiej książce powinno być wypowiedziane przez samego Marqueza.
Wywiad z Gabrielem Garcią Marquezem jest jedną z tych pozycji, która jest bardzo ważna dla czytelnika wyżej wymienionego autora. Mendoza, będąc swego rodzaju przyjacielem Marqueza, potrafi odkryć tajemnice, które są zawarte we wszelkich powieściach autora "Stu lat samotności". Brakuje mi w tej książce jedynie nawet napomknienia a'propos "Miłości w czasach zarazy", która...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2014-01-15
J. Kuhn w swojej książce, która wcale nie jest książką fabularną, raczej analizą poszczególnych autorów Ameryki hiszpańskiej, ukazuje bardzo dużo powiązań autorów tamtego kontynentu ze światowymi pisarzami lat wcześniejszych. Wg Kuhna każdy autor ma swojego poprzednika, każdemu także jest przypisywany następca.
Bardzo żałuję, że autor tej książki w swoich spostrzeżeniach bardzo wspomaga się H. Berezą czy innymi krytykami, ludźmi analizującymi literaturę iberoamerykańską. Co mnie również boli, sam nie potrafi do końca wyciągnąć wniosków z powieści danych pisarzy.
Książka bardzo dużo wyjaśnia, jeśli chodzi o historiozofię poszczególnych autorów, czy nawet dzieł, tłumaczy także niektóre związki strukturalno-techniczne do wydarzeń w A. hiszpańskiej.
J. Kuhn w swojej książce, która wcale nie jest książką fabularną, raczej analizą poszczególnych autorów Ameryki hiszpańskiej, ukazuje bardzo dużo powiązań autorów tamtego kontynentu ze światowymi pisarzami lat wcześniejszych. Wg Kuhna każdy autor ma swojego poprzednika, każdemu także jest przypisywany następca.
Bardzo żałuję, że autor tej książki w swoich spostrzeżeniach...
Ostatnie 50 stron jest strasznie przygnębiające :) Ale ogólnie bardzo na plus, jak zawsze z Murakamim bywa! :)
Ostatnie 50 stron jest strasznie przygnębiające :) Ale ogólnie bardzo na plus, jak zawsze z Murakamim bywa! :)
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to