-
ArtykułySięgnij po najlepsze książki! Laureatki i laureaci 17. Nagrody Literackiej WarszawyLubimyCzytać1
-
Artykuły„Five Broken Blades. Pięć pękniętych ostrzy”. Wygraj książkę i box z gadżetamiLubimyCzytać4
-
ArtykułySiedem książek na siedem dni, czyli książki tego tygodnia pod patronatem LubimyczytaćLubimyCzytać4
-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
Książka opowiada w dużej mierze o gównie, zatem zasługuje na ocenę jak powyżej - dostosujmy osąd do sytuacji i zamiast "dno i dziesięć metrów mułu" nazwijmy ją "kupa totalna".
Opowieść może oburzać (i na pewno zniesmacza) współcześnie, więc w tamtych czasach efekt zapewne wywierała piorunujący. Jest jeden problem. Malutki. Absolutny detal. Po którymś opisie to nie jest odrażające, przekraczające normy, odstręczające, niemoralne, to jest NUDNE. Schemat pogania schemat. Może dobrze, że ta pozycja nie została ukończona - mimo że część o torturach mogłaby być dosyć ciekawa, wcale mi się już tego nie chciało czytać. Już po kilkudziesięciu stronach zaczęłam przeskakiwać, bo mnie mdliło (co jak co, ale pisanie na każdej stronie o delektowaniu się gównem może obrzydnąć choćby z nudów, jakie to było wtórne!) i prawie zasnęłam, bo wszystko napisano na jedno kopyto. I jeszcze o samych torturach - może i ciekawe, ale wciąż mało oryginalne, jakby autor wybierał te najbardziej przewidywalne.
I jeszcze dwie rzeczy: braki wiedzy z zakresu biologii już wytknęli moi poprzednicy, mnie zastanawiała jeszcze psychologia ofiar. Młodzi, którzy posłużyli za zabawki erotyczne, byli jak z papieru - bez życia, bez woli, bez mózgu, tylko ładne buzie i tyłki. Rozumiem, że nie o to w tym szkicu chodzi, ale (uwaga, spojler!) bądźmy realistami - gdyby ktoś wiedział z góry, co się z nim stanie, miał świadomość, że zginie po serii tortur (przypalanie, wyrywanie zębów, odcinanie palców etc.), nie wierzę, że byłby bierny i potulny jak owieczka. Chociaż jedna osoba, ktoś na pewno spróbowałby zareagować, np. zasztyletować któregoś z potworów przez sen.
Miałkie to, nudne, bez polotu, szokujące na siłę, ot, książka o gównie i tyle.
Być może jeszcze sięgnę po jakiś utwór markiza, ale rozstaniemy się w gniewie przy pierwszej próbie gloryfikowania koprofagii albo stronie tak obfitującej w opisy różnych wydzielin, że prawie lepkiej. W tym przypadku - milczenie jest złotem, a mowa czymś zgoła innym (czego nie nazwiemy bynajmniej czarnym złotem, choć tu już bliżej kolorystycznie), a ja nie chcę zginąć zalana werbalnymi fekaliami.
Książka opowiada w dużej mierze o gównie, zatem zasługuje na ocenę jak powyżej - dostosujmy osąd do sytuacji i zamiast "dno i dziesięć metrów mułu" nazwijmy ją "kupa totalna".
Opowieść może oburzać (i na pewno zniesmacza) współcześnie, więc w tamtych czasach efekt zapewne wywierała piorunujący. Jest jeden problem. Malutki. Absolutny detal. Po którymś opisie to nie jest...
Michalak czytałam w dziesiątkach fragmentów - nie ryzykowałabym swojego zdrowia psychicznego na tyle, żeby przeczytać całość. A jednak oceniam. Dlaczego? Bo mogę. I dlatego, że może kogoś skłonię do zastanowienia się i nie kupi tego koszmarka dla siebie na wakacyjny wyjazd albo dla kogoś na prezent.
Do oceny tego szczególnego zlepka zdań (bo nie nazwę tego przecież książką) skłoniła mnie głównie komiksowa analiza w dziesięciu częściach zamieszczona na pewnym blogu (kto pyta, a w tym przypadku - szuka, nie błądzi, zachęcam).
Z Michalak jest prawie tak, jak ze starym lasem - im dalej, tym straszniej i ciemniej, w tym przypadku - im dalej, tym durniej.
Nie wiem, dlaczego, ale nawet fragmenty wybitnie szkodliwej "Bezdomnej" nie wzbudziły we mnie takiej irytacji.
Główna bohaterka nie jest "upośledzona" ze względu na nogi, ona po prostu ma jakieś deficyty intelektualne, dziw, że radzi sobie z tak zaawansowanymi czynnościami jak otwieranie drzwi.
Malina (główna zła) to wyhodowany w michalakowym laboratorium twór człekopodobny, łączący w sobie wszelkie znane ludzkości przywary, znając Michalak, głównie z jednego, jedynego powodu - woli karierę od posiadania potomstwa. Możemy zatem zgadnąć, że autorka myśli podobnie do naszego rządu - najlepiej, żeby kobieta była bezmyślnym i pozbawionym ambicji inkubatorem, bo przyrost naturalny się liczy, prymitywnymi marzeniami (przygłupi macho do pary, domek, na który w takim przypadku zarobi... no kto?) dobrze karmi się masy, a reszta jest nieważna. I najsłodszy kawałek - na tejże strasznej i nieudolnie przerysowanej karierowiczce dopuszczono się gwałtu pod koniec "książki". Czy "kochana i ciepła" autorka potępia? Poprzez postępowanie swoich postaci jasno daje do zrozumienia, że absolutnie nie, należało się paskudnej babie, wstrętna ta Malina, nie dość, że ma ambicje, to śmie być nieatrakcyjna, a fe!
Co my tam jeszcze mamy... Aaa, tak - dziewczyna jest w stanie nauczyć się fragmentów baletu, choć miesiąc (?) wcześniej przeszła operację, a nigdy w życiu nic z baletem wspólnego nie miała (no, tyle, co ja z łyżwiarstwem figurowym - oglądanie, byle z daleka), mąż jednej z postaci odnajduje się po xx latach (biedaczek, amnezja, rozumiecie), a książę z Maroka musi być zwyrolem, podobnie jak ludzie mieszkający na wsi koniecznie, ale to koniecznie muszą być nieautentycznymi półgłówkami. Obiekt westchnień głównej bohaterki udawał niemowę, bo coś sobie ubzdurał i nieomal zwiądł z poczucia winy, tak w wielkim skrócie. Co by tu jeszcze... a, tak. Zadeklarowanie, że przeznaczy się nagrodę w konkursie na cele charytatywne, a następnie wydanie wszystkiego na remont, jest oczywiście uczciwe i zjednuje sympatię, prawda?
Może o czymś zapomniałam, ale naprawdę nie chcę pamiętać.
Proszę, oto właśnie "ciepła i urocza" Kasia Michalak. Akurat tak ciepła jak stosy dla heretyków i urocza jak ostatni "pacjent" wypychacza zwierząt (do tego jej poczucie humoru jest równie sztywne).
Daję jedną gwiazdkę, bo nie widzę możliwości wstawienia oceny "czarna dziura" albo "grzyb naścienny".
Michalak czytałam w dziesiątkach fragmentów - nie ryzykowałabym swojego zdrowia psychicznego na tyle, żeby przeczytać całość. A jednak oceniam. Dlaczego? Bo mogę. I dlatego, że może kogoś skłonię do zastanowienia się i nie kupi tego koszmarka dla siebie na wakacyjny wyjazd albo dla kogoś na prezent.
Do oceny tego szczególnego zlepka zdań (bo nie nazwę tego przecież...
Nawet zapomniałam o tym przerywniku od remontu, dawno zresztą już zakończonego. W sumie korzystniej byłoby zapomnieć, że to w ogóle kiedykolwiek czytałam, ale skoro już sobie przypomniałam...
Na miejscu Rice nie błaźniłabym się i nie podpisywała tego potwora własnym nazwiskiem.
Krótko i treściwie, choć niezbyt pięknie: co za gówno. Na nic więcej nie mam siły, więc po logiczne i spójne argumenty odsyłam do innych opinii.
Nawet zapomniałam o tym przerywniku od remontu, dawno zresztą już zakończonego. W sumie korzystniej byłoby zapomnieć, że to w ogóle kiedykolwiek czytałam, ale skoro już sobie przypomniałam...
Na miejscu Rice nie błaźniłabym się i nie podpisywała tego potwora własnym nazwiskiem.
Krótko i treściwie, choć niezbyt pięknie: co za gówno. Na nic więcej nie mam siły, więc po...
Sięgnęłam po nią w początkach gimnazjum, zachęcona dobrą opinią koleżanki.
Całkowita porażka. Pamiętam, że byłam zniesmaczona tą książką - poczucie humoru niezwykle infantylne, irytujące postaci, głupawe wątki... Właściwie, do dziś zastanawiam się, co urzekło koleżankę, inteligentną przecież osobę, w tej pozycji. Nie jestem sztywniarą, lubię czarny humor, abstrakcyjny też, po prostu nie lubię prymitywnego i żałosnego.
Sięgnęłam po nią w początkach gimnazjum, zachęcona dobrą opinią koleżanki.
Całkowita porażka. Pamiętam, że byłam zniesmaczona tą książką - poczucie humoru niezwykle infantylne, irytujące postaci, głupawe wątki... Właściwie, do dziś zastanawiam się, co urzekło koleżankę, inteligentną przecież osobę, w tej pozycji. Nie jestem sztywniarą, lubię czarny humor, abstrakcyjny też,...
Nienawidziłam jej jako dzieciak, tyle bezsensownego okrucieństwa!
Obecnie uważam, że to absolutnie nie nadaje się dla dzieci - a w wieku już zdecydowanie niedziecięcym i tak nie mam zamiaru do niej wracać. Tego typu lektura zwiększyłaby tylko moją (i tak ogromną) niechęć do własnego gatunku - o ile dzieciak z książki zabija zwierzęta po to, by przeżyć, autor książki nie musi, a wręcz nie powinien podchodzić do tego w taki sposób, w jaki ostatecznie podszedł. Nie, zdecydowanie nie.
Nienawidziłam jej jako dzieciak, tyle bezsensownego okrucieństwa!
Obecnie uważam, że to absolutnie nie nadaje się dla dzieci - a w wieku już zdecydowanie niedziecięcym i tak nie mam zamiaru do niej wracać. Tego typu lektura zwiększyłaby tylko moją (i tak ogromną) niechęć do własnego gatunku - o ile dzieciak z książki zabija zwierzęta po to, by przeżyć, autor książki nie...
Coś fatalnego. Sięgając po ten twór miałam nadzieję na odrobinę bezmyślnego relaksu, ale liczyłam na to, że żarty czy nawiązania zaprezentowane zostaną w złośliwy, lecz pełen uroku sposób. Tymczasem moje przerażenie rosło z każdą stroną - to napisali studenci? Dorośli ludzie? Naprawdę? Zasadniczo nie ma się z czego śmiać, to przykre i podłamujące, że parodia niezbyt dobrej książki może być o wiele gorsza od samej książki. Sromotna klęska wydawnicza, porażka i plama na honorze autorów - cóż, jak to się mówi, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść.
Coś fatalnego. Sięgając po ten twór miałam nadzieję na odrobinę bezmyślnego relaksu, ale liczyłam na to, że żarty czy nawiązania zaprezentowane zostaną w złośliwy, lecz pełen uroku sposób. Tymczasem moje przerażenie rosło z każdą stroną - to napisali studenci? Dorośli ludzie? Naprawdę? Zasadniczo nie ma się z czego śmiać, to przykre i podłamujące, że parodia niezbyt dobrej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to"Forgive me father, I have sinned". Niestety, przeczytałam wszystkie cztery tomy. "Niestety", bo mogłam w tym czasie czytać coś o wiele bardziej wartościowego, ale z drugiej strony - nie czytając złych książek, nie docenimy w pełni tych dobrych. Zresztą na coś się to wątpliwej jakości dzieło przydało - przynajmniej odstresowałam się przed maturą i zamknęłam tymi książkami licealny etap swojego życia, do którego od kilku lat mi się tęskni... ale bynajmniej nie z powodu "Zmierzchu" ;)
"Forgive me father, I have sinned". Niestety, przeczytałam wszystkie cztery tomy. "Niestety", bo mogłam w tym czasie czytać coś o wiele bardziej wartościowego, ale z drugiej strony - nie czytając złych książek, nie docenimy w pełni tych dobrych. Zresztą na coś się to wątpliwej jakości dzieło przydało - przynajmniej odstresowałam się przed maturą i zamknęłam tymi książkami...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
I oto jest - nie pierwsza, ale z pewnością ostatnia powieść z gatunku erotycznej szmiry, po którą zdecydowałam się sięgnąć. Ktoś mógłby sobie zadać pytanie - po co, skoro zaznaczam, że tego typu czytadła do mnie nie przemawiają? Po pierwsze - po to, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to choć po części kolejna kopia Greya, po drugie - z ciekawości. Z ciekawości, czy modelka, którą od zawsze uważałam za zapatrzoną w siebie i niezbyt elokwentną, może popełnić coś wartego przeczytania.
Osoby, które sprzeciwiają się podobieństwom do tworu E. L. James, często mówią, że "jest to wreszcie coś dla dojrzałych kobiet, bohaterką nie jest naiwna małolata, tylko matka i żona". Dziękuję za taki wzór matki i żony. Główna bohaterka to, ni mniej, ni więcej, a narcystyczna, zarozumiała, puszczalska egoistka i idiotka, która uważa, że dosłownie każdy facet powinien chcieć dobrać się do jej majtek - a jeśli nie chce, to coś z nim nie tak. Najbardziej z całej książki rozbawił (a może zasmucił?) mnie fragment, w którym wymienia, jak to mąż zapomniał już o wartościach - dzieciach, wspólnych wyjściach, przynoszeniu kwiatów i o... jej c..... Żenujące, naprawdę. Już nie mówiąc o tym, że Anna chyba nie zna definicji słowa wierność i przypominając sobie młode lata, wspomina, jak to chciała przespać się z byle kim, aby tylko uwolnić się od potwornego brzemienia dziewictwa. Ależ oczywiście, że ironizuję, trudno nie ironizować. Wiem, że to tylko fikcja, niemniej jednak taka kreacja głównej bohaterki i jej wieczne usprawiedliwianie, głaskanie po główce mówi dostatecznie dużo o jej twórczyni.
Historia jest... no cóż, jakaś jest, tylko tyle można powiedzieć. Początkowo tylko głupoty, seks i rozterki miłosne, wspomnienia w przeszłości, potem mizerna (tak, tak, nie "misterna") intryga z naciąganym zakończeniem. Drżyjcie, autorzy thrillerów, wkrótce trzeba będzie oddać palmę pierwszeństwa polskiej modelce, po godzinach - zawzięcie piszącemu tytanowi pracy, prawdziwej muzie wszystkich innych grafomanów. A skoro już przy palmie jesteśmy, komuś tu zdrowo takowa odbija.
Kolejna sprawa, która mnie zirytowała - język i nawiązania literackie. Krótkie zdania, serie jak z karabinów. Mistrzyni szybkiego kończenia, interpretacja dowolna. I w tym przypadku nie jest to żaden zabieg stylistyczny - widocznie odbiorcy postrzegani są jak banda głupców, która radzi sobie tylko z krótkim zdaniem. Metafor i epitetów aż nie można zliczyć, co za różnica, że niektóre są komiczne, absurdalne, wydumane albo przerysowane tam, gdzie nie powinny? Ważne, że są, udajemy ambitnych. Okropnie irytowały mnie niby ambitne nawiązania do literatury, sztuki, muzyki - z tyloma nie spotkałam się w żadnej innej książce, i bynajmniej nie wspominam o tym, aby pochwalić ten zabieg. Primo - taka ilość nawiązań to za dużo, odnosi się wrażenie, że są wtykane desperacko, że autorka (...) sili się na tworzenie ambitnej literatury. Cóż, nawet poważny profesor posiadający ogromną wiedzę nie pragnie się tak za wszelką cenę popisać erudycją, nawet mistrzowie literatury znają jakiś umiar, ale widocznie tutaj go nie ma. Taka ilość wielkich nazwisk i tytułów tylko brutalnie obnaża i podkreśla lichość "dzieła", jakie trzyma w rękach czytelnik. A, no i zapomniałabym, secundo - naprawdę nie chce mi się wierzyć, że akurat rzeczona autorka obcuje tylko z wybitnymi pozycjami książkowymi czy filmowymi, że czule głaszcze grzbiety książek z wielkimi nazwiskami, którymi tak cudownie szasta, które wylewają się z każdej strony. Sądzę, że jak to w takich przypadkach często bywa, sugestie te podsunął ktoś znacznie bystrzejszy i bardziej oczytany. Nie bawią mnie też nawiązania do współczesnych wydarzeń, które to wydarzenia zatrą się w pamięci za rok czy dwa. Możemy czytać twórców renesansowych, pozytywistów, romantyków i dotrzeć bez problemu do ważnych dla społeczeństw, historii lub życia autora sytuacji, do których się on odwołuje - a kwestia niezbyt istotnych, pomniejszych odwołań często wyjaśniana jest w przypisach i notatkach biograficznych. Do czego zmierzam - aluzyjność ma sens, jeśli jest rozumiana - kto będzie za trzy lata pamiętał o Holmesie i masakrze na premierze "Batmana"? Tak naprawdę tylko ci, których dotknęła ta tragedia.
Pewien mądry człowiek zwykł był mawiać: "Traktujcie książkę jako dialog z jej twórcą, z kimś, kto chce coś przekazać. To czytelnik decyduje, czy przyjmie ofertę rozmowy, czy ją odrzuci". Tutaj nie widzę nic wartościowego, żadnej płaszczyzny porozumienia. Po złości mogłabym wymieniać, jakich nazwisk jeszcze zabrakło i w jaki sposób jeszcze bohaterka nie zdążyła się zbłaźnić i zeszmacić.
No cóż, na końcu powinnam wyjaśnić, skąd tyle jadu. Pewnie z zazdrości, jaki może być inny powód? Otóż nie. Po prostu jestem już znużona i zniesmaczona tym, jakie badziewie ostatnio usiłuje nam się wciskać, nam, czytelnikom. Od dawna konsumentów traktuje się jak bydło - "kupuj i wynocha". O ile w przypadku przedmiotów użytku codziennego można się jakoś przyzwyczaić do tego, że wszystko opiera się tylko na zyskaniu nabywcy, któremu wepchnie się byle co, o tyle
przy książkach, pokarmie duchowym, po prostu nie uchodzi. Przykre jest, że promuje się tandetę, bo "znane nazwisko", a zdolni i anonimowi twórcy nie dostają szansy. Przykre jest to, że każe się nam traktować w kategorii fenomenu książkę, która za kilka miesięcy wyląduje zapomniana w wyprzedażowym koszu.
I oto jest - nie pierwsza, ale z pewnością ostatnia powieść z gatunku erotycznej szmiry, po którą zdecydowałam się sięgnąć. Ktoś mógłby sobie zadać pytanie - po co, skoro zaznaczam, że tego typu czytadła do mnie nie przemawiają? Po pierwsze - po to, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to choć po części kolejna kopia Greya, po drugie - z ciekawości. Z ciekawości, czy...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
W sumie nie powinnam oznaczyć jej jako przeczytanej, jako że czytałam ją fragmentami tylko dlatego, że ktoś w towarzystwie określił ją jako "do bólu infantylną podróbę prozy Meyer". Mój wrodzony masochizm uaktywnił się od razu, przez moje myśli przemknęło "Aż tak? Niemożliwe!".
I niestety, przyznaję tutaj po kilkunastu sporych fragmentach tego wątpliwego dzieła, że owszem - możliwe. Wypociny Fitzpatrick są żenujące. Rozumiem, że to książka dla młodzieży, tylko dlaczego pisarzyna zakłada, że skoro młodzież, to przygłupia, pozbawiona gustu i umiejętności logicznego myślenia?
Fabuła jest powieleniem po raz enty tego samego, z postaci zapada w pamięć głównie Vee - jako jedna z najgłupszych i najbardziej irytujących przedstawicielek małoletniego wzorca "najlepszej przyjaciółki". Szukam słów, żeby skomentować tę postać i naprawdę nic kulturalnego nie przychodzi mi na myśl.
Pomysły Fitzpatrick zawstydzają - TAKIE lekcje biologii byłyby w każdej normalnej szkole sygnałem, że dzieje się coś bardzo niedobrego. Na podium idiotycznych i bezsensownych sytuacji znajduje się także akcja szpiegowska z udziałem Nory i przebranie się za, ni mniej, ni więcej, a przydrożną "autostopowiczkę", jeśli mamy wizualizować ten całokształt bezguścia, które na siebie założyła.
Na koniec pozwolę sobie zapytać - jakim cudem ten koszmarek, który nigdy nie powinien wyjrzeć poza szufladę "autorki", ma wyższą ocenę od tylu wartościowych i sensownych książek? Chyba jestem już za stara, żeby zrozumieć - a przecież nie dobiłam jeszcze nawet do trzydziestki.
W sumie nie powinnam oznaczyć jej jako przeczytanej, jako że czytałam ją fragmentami tylko dlatego, że ktoś w towarzystwie określił ją jako "do bólu infantylną podróbę prozy Meyer". Mój wrodzony masochizm uaktywnił się od razu, przez moje myśli przemknęło "Aż tak? Niemożliwe!".
I niestety, przyznaję tutaj po kilkunastu sporych fragmentach tego wątpliwego dzieła, że owszem -...
O, znalazłam! Specjalnie jej szukałam tylko po to, żeby wstawić jak najgorszą ocenę. Książka o bardzo miałkiej treści, napisana wyjątkowo kiepsko, pozbawiona wyrazistych bohaterów (o ile ktoś nie uważa za wyznacznik wyrazistości nienasyconego apetytu seksualnego postaci), po prostu głupawa i bez polotu, w dodatku dość przewidywalna. Nie polecam, wręcz odradzam.
O, znalazłam! Specjalnie jej szukałam tylko po to, żeby wstawić jak najgorszą ocenę. Książka o bardzo miałkiej treści, napisana wyjątkowo kiepsko, pozbawiona wyrazistych bohaterów (o ile ktoś nie uważa za wyznacznik wyrazistości nienasyconego apetytu seksualnego postaci), po prostu głupawa i bez polotu, w dodatku dość przewidywalna. Nie polecam, wręcz odradzam.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toKolejne grzeszki młodości, przebrnęłam przez 3 części spośród...? Spośród zdecydowanie zbyt wielu. Ta książka to chłam jakich mało, pełen postaci, których idzie tylko nienawidzić - bynajmniej nie za przewrotność, arcymistrzostwo zła, subtelną nutę mizantropii i makiawelizm. Nie, to raczej książka o rozpuszczonych, płytkich gnojach żyjących w świecie bez wartości, którym nikt dawno dupy nie przetrzepał albo nie dał paru garści po głupich łbach. A przydałoby się. Niby jako małolatka byłam ciekawa, co będzie dalej, ale niechęć do postaci i poczucie bezsensu ("Po co czytam o czymś takim, po co marnuję czas?") wygrały. Na szczęście.
Kolejne grzeszki młodości, przebrnęłam przez 3 części spośród...? Spośród zdecydowanie zbyt wielu. Ta książka to chłam jakich mało, pełen postaci, których idzie tylko nienawidzić - bynajmniej nie za przewrotność, arcymistrzostwo zła, subtelną nutę mizantropii i makiawelizm. Nie, to raczej książka o rozpuszczonych, płytkich gnojach żyjących w świecie bez wartości, którym...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toTak, przyznaję z bólem zabarwionym odczuciem żenady, że przeczytałam to wątpliwe dzieło. Aby móc polemizować z wrogiem, trzeba wiedzieć, co czyta. I mimo że teraz już wiem, dość boleśnie odczuwam stratę tych czterech godzin, które poświęciłam na lekturę. Ogarnia mnie czarna rozpacz, ilekroć pomyślę o drzewach, których istnienie przełożyło się na coś takiego lub gdy widzę kobietę w średnim wieku, która pochłania to czytadło z niezdrowym rumieńcem na twarzy. Książka jest wybitnie źle napisana, infantylna, porażająco głupia, spłycająca i tak niezbyt głębokie kwestie, do tego erotyka (?) w niej zawarta sprawia, że mam wrażenie, iż autorka chce wykreować papierowy odpowiedni tandetnego, taniego, pozbawionego wyczucia smaku i jakichkolwiek walorów filmu pornograficznego. Mogę polecić tylko jednej kategorii osób - konkretnie tym, które muszą kupić prezent nielubianej osobie.
Tak, przyznaję z bólem zabarwionym odczuciem żenady, że przeczytałam to wątpliwe dzieło. Aby móc polemizować z wrogiem, trzeba wiedzieć, co czyta. I mimo że teraz już wiem, dość boleśnie odczuwam stratę tych czterech godzin, które poświęciłam na lekturę. Ogarnia mnie czarna rozpacz, ilekroć pomyślę o drzewach, których istnienie przełożyło się na coś takiego lub gdy widzę...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Kolejna pozycja przeczytana tylko dlatego, że mój masochizm na polu literatury ma się dobrze i domaga się od czasu do czasu kolejnej daniny.
Jest źle. W dzisiejszych czasach każdy może śpiewać, malować, projektować wnętrza i pisać książki. Ludziom wciska się kit, że wystarczy siła marzeń, a warsztat, rozsądek i umiejętności są całkowicie zbędne. Chyba nie muszę się rozwodzić nad tym, że oczywiście świat tak nie działa?
Książka jest pełna potworków językowych i niezgrabnych wyrażeń, treści w wielu momentach brakuje logiki i spójności. Opisy bardzo kuleją, niejednokrotnie nie da się ich zrozumieć - i to nie ze względu na fakt, że autor posługuje się tak kunsztownym językiem, a wręcz przeciwnie - najwyraźniej ma problemy z przekazaniem innym ludziom obrazu, który siedzi w jego głowie. Mała ilustracja powyższego zdania: moje zdecydowanie "ulubione" stwierdzenie - "zamieniła tarczę z sitka w żagiel". I tak, ma tyle samo sensu bez względu na to, czy jest wyrwane z kontekstu, czy nie.
Postaci są płaskie i banalne, a główna bohaterka dziecinna i często bezmyślna. Jej przygody również nie budzą zbyt dużego zainteresowania, bo to wszystko już gdzieś kiedyś było - i to często w o wiele lepszym stylu.
I nie, to nie jest bynajmniej książka spod znaku "young adult", oceniam, że być może spodoba się najwyżej młodym, niewyrobionym czytelnikom w wieku późnopodstawówkowym lub wczesnogimnazjalnym.
Drugą gwiazdkę dodałam tylko za niewinność tekstu - przyznam, że ostatniego opowiadania nie czytałam, bo szkoda mi było czasu, ale pierwsze dwa chyba nie zdemoralizują wspomnianego przeze mnie powyżej potencjalnego czytelnika, a to już stanowi pewien plus w obecnych czasach.
Kolejna pozycja przeczytana tylko dlatego, że mój masochizm na polu literatury ma się dobrze i domaga się od czasu do czasu kolejnej daniny.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJest źle. W dzisiejszych czasach każdy może śpiewać, malować, projektować wnętrza i pisać książki. Ludziom wciska się kit, że wystarczy siła marzeń, a warsztat, rozsądek i umiejętności są całkowicie zbędne. Chyba nie muszę się...