Pirania

Profil użytkownika: Pirania

Nie podano miasta Kobieta
Status Bibliotekarka
Aktywność 8 lata temu
668
Przeczytanych
książek
828
Książek
w biblioteczce
13
Opinii
392
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Dodane| 17 książek
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , ,

Niezależnie od całego szumu medialnego wokół Broad Peaku; wokół dyskusji o sensie himalaizmu w ogóle i o tym, czy Jacek Hugo-Bader jest narcyzem i konfabulantem, czy też może nie, jego „Powrót na Broad Peak. Długi film o miłości” to książka wybitna. I od tego może zacznijmy.
Jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w ostatnim czasie. Ba, być może w całym życiu. Jest też to jedna z najkoszmarniejszych, najbardziej bolesnych książek, jakie w życiu czytałam. Jednocześnie od bardzo dawna nie czułam, że jakaś lektura zmusza mnie do takiego wysiłku intelektualnego i moralnego, do takiego namysłu, do refleksji.
Tragedię na Broad Peak śledziła plus minus cała Polska. Jak to bywa, wiele osób miało na ten temat coś do powiedzenia, nie znając się na himalaizmie kompletnie (w myśl niepisanej internetowej reguły: „Nie znam się, to się wypowiem”). Nic dziwnego, że „Powrót na Broad Peak” rozpętał burzę medialną. Ale przede wszystkim, nawet w oderwaniu od całego zamieszania, jest to po prostu doskonała lektura. Książka połyka czytelnika i wypluwa go przememłanego po kilkuset stronach. Jako odrobinę innego człowieka. A czy nie taka powinna być rola literatury?
Nie znam się za nic na himalaizmie i na wspinaczce. Oczywiście, obiły mi się o uszy nazwiska takie jak Kukuczka, Berbeka czy Rutkiewicz lub też tajemniczo i egzotycznie brzmiące nazwy szczytów. Hugo-Bader musiał jednak prowadzić mnie za rękę przez świat wspinaczki górskiej, wyjaśniać zawiłości osprzętowienia, tłumaczyć kto z kim „w branży” się lubi, kto się nie lubi, dlaczego i co z tego wynika. Tutaj Hugo-Bader nie zawodzi. Nie zawodzi też w próbie opisu psychiki himalaistów, odpowiedzi na odwieczne pytanie: „Po co oni się pchają na takie ryzyko, nie lepiej siedzieć w domu przy herbacie i niańczyć dzieci?”. Oczywiście, nie udaje mu się do końca znaleźć odpowiedzi (chociaż usiłuje sprawiać wrażenie, że ją zna), bo taka odpowiedź chyba po prostu nie istnieje. Ciekawe, czy znają ją sami himalaiści.
Mam jednak z tą książką problem natury niemalże moralnej. Powraca wieczna wątpliwość – do czego wolno posunąć się twórcy w swoim dziele? W którym momencie przekracza cienką granicę między uczciwością wobec odbiorcy, a zwykłym ubijaniem targu na ludzkiej tragedii? Zdumiewający jest fragment, w którym Hugo-Bader wymyśla rozmowę na szczycie Broad Peak między Kowalskim a Berbeką. W wywiadzie z Adrianem Stachowskim dla „Dwutygodnika” autor twierdzi, że to najważniejszy fragment tej książki. Ja jednak nie mogę się pozbyć myśli, że jest w nim coś głęboko niezdrowego, podobnie jak we fragmencie, w którym Hugo-Bader opisuje ludzi, których poznał w bazie podczas wyprawy ratowniczej, tylko po to, by po chwili opisać, jak oni wszyscy giną. Podobnie jak w długim opisie ostatnich chwil Tomka Kowalskiego. Podobnie jak w przytoczonych radiowych rozmowach umierającego Kowalskiego z kierującym ekspedycją, bezsilnym Wielickim. Tak, śmierć jest głęboko niezdrowa, ale wstrząsające są te opisy, które nie oszczędzają ani zmarłych, ani czytelnika.
Trochę jest to też książka o polskości, o specyficznej brawurze, która nie pozwala się wycofać, bo jak nie my, to kto? O podziałach, które obecne są w absolutnie każdym zakamarku polskiego grajdołka. O potrzebie szukania winnych wśród żywych i gloryfikowania zmarłych. I o szczekających laikach, którzy mają najwięcej do powiedzenia, choćby po to, by podbudować swoje ego.
To wspaniały reportaż i świetna literatura. Ale ostrzegam – ta książka boli.

Niezależnie od całego szumu medialnego wokół Broad Peaku; wokół dyskusji o sensie himalaizmu w ogóle i o tym, czy Jacek Hugo-Bader jest narcyzem i konfabulantem, czy też może nie, jego „Powrót na Broad Peak. Długi film o miłości” to książka wybitna. I od tego może zacznijmy.
Jest to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w ostatnim czasie. Ba, być może w całym życiu....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Po fenomenie "Zmierzchu" zaczęłam szerokim łukiem obchodzić książki niegdyś znane jako "literatura młodzieżowa", a obecnie funkcjonujące jako wysypisko śmiecia wszelakiego pod szyldem "romans zajefajnego jak młody bóg nie-człowieka i głupiutkiej, poczciwej ziemianki". "Szeptem" zapewne nie tknęłabym nawet kijem, ale koleżanka poleciła. Bo oczywiście żadna wielka literatura, ale dobrze się czyta i oderwać się nie można. No okej, z uprzedzeniami trzeba walczyć. Nastawiłam się więc na fajną, niewymagającą, ciekawą powieść na kilka godzin i przystąpiłam do lektury. Okazało się, że z tych wszystkich cech tylko dwie są spełniona: "Szeptem" jest bardzo niewymagające i czyta się błyskawicznie. Chwała Bogu.
W dużym skrócie: młode, nie do końca ogarnięte, ale, rzecz jasna, urocze dziewczę ściąga na siebie uwagę Złego Chłopca. Zły Chłopiec łazi za nią trzy czwarte książki, a dziewczę udaje, że ją to denerwuje (jak kota śmietanka). Na ostatnich pięćdziesięciu stronach występuje nagle Rozwój Akcji, a naczelnym Złym okazuje się osoba, którą podejrzewaliśmy od zdania, w którym się pojawiła po raz pierwszy. Kończy się hepi endem i wielką tró loff. Aha, Zły Chłopiec jest upadłym aniołem.
Brzmi znajomo? Szczerze mówiąc, "Szeptem" jest o pół oczka lepsze od "Zmierzchu". Główna bohaterka - Nora - zdaje się od czasu do czasu parać myśleniem (chociaż memeja z niej dokładnie taka jak z Belci), momentami pojawia się coś na kształt napięcia i atmosfery. Z drugiej strony, Boski Edward to przy głównym bohaterze "Szeptem" ideał nawet dla takiej wiedźmy jak ja. Bohatera książki Fitzpatrick po prostu NIE DA się lubić. Jest straszliwie arogancki, irytujący, męczący i za nic nie mogłam zrozumieć, czemu Nora tak na niego leci. To duży zarzut w przypadku powieści, w której bardzo ważna powinna być chemia między głównymi bohaterami. A Edwardowi przynajmniej zdarzało się być miłym...
Kolejna rzecz, która mnie w tego typu tForach nieodmiennie denerwuje - biedna białogłowa, która nie jest w stanie myśleć za siebie. Dlaczego te bohaterki nigdy nie mają własnego zdania, nie umieją same o siebie zadbać i nieustannie ulegają tym "uroczym" złym chłopcom, skoro same tego nie chcą? Nasze dziewczątko przejawia ślady jakichś poglądów? Nic to, pojawi się w jej życiu Prawdziwa Miłość i myśleć przestanie. Zdaje się, że jeszcze chwila, a nasza lilija przywali nadmiernie pewnemu siebie kawalerowi w pysk i pójdzie w siną dal? A gdzie tam, chłopak ją obłapi i wpije się w ust pąkowie, a dziewczę rozpłynie się jak masło. Moja feministyczna dusza wyje na samą myśl, że jakiejś czytelniczce (ba, całym zastępom...) może się to podobać. Może ja jestem nadmiernie poprawna politycznie, ale jest mi po prostu przykro, w jakim świetle w tego typu powieściach przedstawiane są kobiety.
No i te anioły... Już sama okładka jest irytująco kiczowata, ale temat... Wampiry były, wilkołaki były, czas na upadłe anioły! (czekam na zombie, serioserio) Na długo przed boomem na paranormalne związki czytałam całkiem uroczą serię książek Meg Cabot (tak, to ta od "Pamiętnika Księżniczki") pod tytułem "Pośredniczka". W skrócie, główna bohaterka widzi duchy i pomaga im odejść w zaświaty. Oczywiście zakochuje się w jednym ze swoich "podopiecznych". I to się naprawdę dawało czytać! Żadna wielka literatura, ale było bardzo sympatyczne, ciekawe, zabawne... I bohaterowie dawali się lubić. Po czym - szał na romanse z nieludźmi i góra śmiecia. Ale dzięki "Pośredniczce" wiem, że nawet o upadłych aniołach dałoby się napisać przyjemne czytadło dla młodzieży. Może kiedyś na takie trafię.
Podsumowując: uważajcie na rekomendacje znajomych. Nie tylko możecie stracić kilka godzin ze swojego życia na czytanie bubla, ale i dobrą opinię o znajomych ;)

Po fenomenie "Zmierzchu" zaczęłam szerokim łukiem obchodzić książki niegdyś znane jako "literatura młodzieżowa", a obecnie funkcjonujące jako wysypisko śmiecia wszelakiego pod szyldem "romans zajefajnego jak młody bóg nie-człowieka i głupiutkiej, poczciwej ziemianki". "Szeptem" zapewne nie tknęłabym nawet kijem, ale koleżanka poleciła. Bo oczywiście żadna wielka literatura,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Hugh Lauriego należałoby klonować. Facet jest wściekle przystojny, ma wielki talent aktorski, bardzo fajnie śpiewa, ponoć jest też dobrym sportowcem. A do tego, jak się okazuje, umie pisać. Bogowie zstępują na ziemię czy co?!
Do „Sprzedawcy broni” podchodziłam mocno sceptycznie. Nie wierzę w ludzi renesansu, umarli wraz z Leonardo da Vinci. Aktorzy nie powinni reżyserować. Aktorzy z reguły nie powinni śpiewać. Aktorzy, Boże broń, nie powinni pisać książek. Z takich zapędów wychodzą gnioty. Tymczasem okazuje się, że jestem człowiekiem małej wiary. Biję się w piersi i posypuję głowę popiołem. „Sprzedawca broni” jest bardzo przyzwoitą powieścią sensacyjną.
Thomasa Langa poznajemy w momencie, gdy zleca się mu zamordowanie pewnej osoby, którą to ofertę Lang odrzuca. Postanawia też ostrzec ofiarę i ma nadzieję tym samym zamknąć tę sprawę i nie wracać do niej więcej. Niestety, ta, wydawałoby się, krótka piłka wywraca jego życie do góry nogami. Odtąd musi bardzo uważać, bo świat okazuje się pełen kolesi, którzy woleliby go widzieć sześć stóp pod ziemią.
Laurie prowadzi czytelnika przez akcję swojej bardzo skomplikowanej intrygi z godną podziwu werwą. Nie zanudza, nie męczy. Sypie dowcipami jak z rękawa (słynny angielski humor może niektórym wydać się dziwny i wymuszony, ale ja jestem fanką!), bawi celnymi obserwacjami.
Bohaterowie są nakreśleni grubą kreską i są ludźmi z krwi i kości. Langa nie da się nie lubić – jest błyskotliwy, odważny, zabawny. Podobno niektórym się kojarzy z pewnym zgryźliwym lekarzem z New Jersey, ale ja uważam, że to porównanie nietrafione. Lang w żadnym razie nie jest doktorem Housem i nie należy tego od niego oczekiwać. Nie jest tak inteligentny, a przy tym w ogóle nie jest zgorzkniały. Jest normalnym facetem. Nie do końca rozumiem rozczarowanie tym faktem – według mnie to bardzo dobrze, że Lang jest Langiem. To w żaden sposób nie powinno sprawiać, że czytelnik się nim nie zainteresuje.
Pierwsza część książki jest wyśmienita, wciąga bez reszty i czyta się ją z zapartym tchem. Niestety, w drugiej części z akcją dzieje się coś dziwnego – wykonuje gwałtowny zwrot, a czytelnik zostaje ogłupiały i zastanawia się, co się właściwie stało. Nie wiem do końca, z czego to wynika, ale moim zdaniem ta druga część jest dużo słabsza od pierwszej, miałam wrażenie, jakby Lauriemu nagle zabrakło poweru.
To nie jest oczywiście książka idealna, nie jest to też wielka literatura. Ot, dobra, lekka powieść na kilka wieczorów. Być może nie zapadnie na dłużej w pamięć, ale zapewni miłe towarzystwo na jakiś czas. Ja w każdym razie utwierdzam się w przekonaniu, że Laurie nie jest człowiekiem, bo to naprawdę niesprawiedliwe, żeby na jednego mężczyznę spadło aż tyle talentów.

Hugh Lauriego należałoby klonować. Facet jest wściekle przystojny, ma wielki talent aktorski, bardzo fajnie śpiewa, ponoć jest też dobrym sportowcem. A do tego, jak się okazuje, umie pisać. Bogowie zstępują na ziemię czy co?!
Do „Sprzedawcy broni” podchodziłam mocno sceptycznie. Nie wierzę w ludzi renesansu, umarli wraz z Leonardo da Vinci. Aktorzy nie powinni reżyserować....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Pirania

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [8]

Kazuo Ishiguro
Ocena książek:
6,9 / 10
11 książek
0 cykli
319 fanów
Jakub Żulczyk
Ocena książek:
6,5 / 10
20 książek
3 cykle
1604 fanów
Astrid Lindgren
Ocena książek:
7,5 / 10
86 książek
9 cykli
850 fanów

Ulubione

Wisława Szymborska - Zobacz więcej
Michaił Bułhakow Mistrz i Małgorzata Zobacz więcej
Andrzej Sapkowski Chrzest ognia Zobacz więcej
Sylvia Plath Szklany klosz Zobacz więcej
Terry Pratchett Wyprawa czarownic Zobacz więcej
Tove Jansson Zima Muminków Zobacz więcej
James Frey Jasny słoneczny poranek Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
668
książek
Średnio w roku
przeczytane
45
książek
Opinie były
pomocne
392
razy
W sumie
wystawione
593
oceny ze średnią 6,0

Spędzone
na czytaniu
3 439
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
40
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
17
książek [+ Dodaj]