rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jakość, nie ilość.

O Mrozie często spotyka się nagłówki o tym jaki to płodny pisarz. Jak on to robi?! N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-E!!! Kilkanaście książek w ciągu roku! Poznaj Remigiusza Mroza. I cóż...

Moje spotkanie z autorem rozpocząłem od cyklu z Chyłką i mimo, że wg mnie obniża on stale loty, to nadal była to niezła półka. Ale im więcej Mroza (W cieniu prawa, a teraz Ekspozycja), tym chętniej przyklaskuję wszystkim jego krytykom rozpoczynającym argumentację od tego jak ja rozpocząłem recenzję.

Ekspozycja to naprawdę słaba książka.

Trzy gwiazdki mówią słaba i szczerze mówiąc dałbym mniej, gdyby nie początek i zakończenie (ostatecznie podobała mi się motywacja "zabójcy"). Czego tu nie ma! Seria morderstw do rozwikłania. Zmyślny detektyw, który wytrzymuje ciągłe bicie i katowanie przez całą powieść. Dziennikarka, o której co prawda niewiele można powiedzieć, ale hej! Ma niezłe cycki! Do tego międzynarodowa intryga i "duchy przeszłości".

Problem jest taki, że nic nie trzyma się tutaj kupy. Fabuła jest nieziemsko naciągana. Banał goni głupotę i nielogiczność. W pewnym momencie trafiamy do rosyjskiego więzienia i to co się tam dzieje sprawiło, że zacząłem doceniać nawet najsłabsze filmy ze Stevenem Seagalem. Gdyby ta książka została zekranizowana, to oscylowalibyśmy chyba w kategoriach klasy Z.

Warsztatowo? Ot, poziom pierwszego lepszego studenta polonistyki z aspiracjami. Żadnych ciekawych konstrukcji czy form stylistycznych, język prosty (miejscami prostacki), opisów nie za wiele, bo wiadomo, że te ciężko się czyta.

Najgorsze jest to, że nawet humoru tutaj nie ma. Chyba raz się uśmiechnąłem na teorie spiskowe babciny słuchającej Jedynej Słusznej Stacji Radiowej. Poza tym dostajemy tylko próby podrywania Szrebskiej przez Forsta. Teksty na podryw niczym Seba do Andżeli w Pamiętnikach z Wakacji. Wszystko ciosane okropnie grubą kreską. Sami bohaterowie... nijacy. To znaczy wiemy, że on jest niezniszczalny, a ona... no tego już nie wiemy, ale hej! Ma niezły tyłek!

Z tego co widzę cykl jest skończony - fajnie, że nie będzie to typowa dla rodzimych twórców niekończąca się saga. Z drugiej strony... Ja na kolejną część nie mam ani chęci, ani siły.

Jakość, nie ilość.

O Mrozie często spotyka się nagłówki o tym jaki to płodny pisarz. Jak on to robi?! N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-E!!! Kilkanaście książek w ciągu roku! Poznaj Remigiusza Mroza. I cóż...

Moje spotkanie z autorem rozpocząłem od cyklu z Chyłką i mimo, że wg mnie obniża on stale loty, to nadal była to niezła półka. Ale im więcej Mroza (W cieniu prawa, a teraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To fascynujące, że moje odczucia co do książki nie pokrywają się z niemalże żadną najwyżej punktowaną opinią...

Ta książka to... ściema!

Przeczytaliście jej opis? Tak? To dobrze, możecie na nim poprzestać. Poza kilkoma pobocznymi wątkami natury socjologicznej (tj. jakąś akcja w mieścinie się dzieje - niezwiązana z wątkiem głównym) i rzecz jasna uczuciowej (bo przecież wiadomo, że ktoś tutaj poczuje miętę - to też niezwiązane z wątkiem głównym) w książce nie dzieje się nic. Absolutnie nic! Do samego końca czekałem na finał, jakieś wielkie zwieńczenie akcji, cokolwiek! Nic z tego, fabuła toczy się, toczy i toczy. Tak jakoś do ostatniej strony. W tym samym tempie, tempie Fiata 126p na mrozie... bez kół.

Rozwiązanie wątku kryminalnego na poziomie 50 Twarzy Greya czy Klanu. Ot taki Rysiek zastrzelony w szpitalu, tylko, że bez Ryśka i bez szpitala, bo jak już pisałem poza akcją przedstawioną w opisie nic więcej się nie dzieje. Wszystko jest przewidywalne od początku do końca. Postacie jednowymiarowe, absolutnie czarno-białe. Pomijam nawet fakt, że zwyczajowo podczas spraw związanych z informatyką i programowaniem dostajemy poziom CSI ("Powiększ mi to zdjęcie 200 razy, wyostrz, usuń szumy", ot i znaleźliśmy tablice rejestracyjne w odbiciu zegarka gościa stojącego tyłem). Do tego jestem już przyzwyczajony, nawet jeśli wystarczy dać swojej bohaterce dowolny inny zawód, o którym autorka będzie miała zielone pojęcie, ale co tam, czepiam się...

Potwornie się męczyłem z tą książką. Po prostu nuda, nuda i jeszcze raz nuda! Jeśli ktoś chce przeczytać dobry thriller/kryminał z dobrym wątkiem uczuciowym/rodzinnym niech sięgnie chociażby po Läckberg. Jest uczucie, są więzi społeczne, jest dużo spraw związanych z socjologią i to wszystko wyważone, bo jest też wątek główny, który trzyma w napięciu czekając na rozwiązanie.

Świadka nie tykajcie, chociażby dawali za darmo. Tyle dobrych książek na świecie, a ja musiałem przeczytać akurat tę. Autentycznie pozycja wylądowała w koszu, bo wolę swoim bliskim oszczędzić ewentualnego kontaktu.

To fascynujące, że moje odczucia co do książki nie pokrywają się z niemalże żadną najwyżej punktowaną opinią...

Ta książka to... ściema!

Przeczytaliście jej opis? Tak? To dobrze, możecie na nim poprzestać. Poza kilkoma pobocznymi wątkami natury socjologicznej (tj. jakąś akcja w mieścinie się dzieje - niezwiązana z wątkiem głównym) i rzecz jasna uczuciowej (bo przecież...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mówiąc szczerze, czytanie recenzji tej książki na lubimyczytać pozwala mi na chwilę odzyskać wiarę w ludzi i zdrowy rozsądek.

Dziewczyna z pociągu to tylko przykład kampanii reklamowej, która potrafi zrobić wodę z mózgu. King chyba nie mógł się oderwać, bo zastanawiał się jak tak ze wszech miar średnia książka (debiutantki!) może być warta tyle pieniędzy. (Poczytajcie sobie jakie honorarium dostała w połowie pisania książki autorka. Nic dziwnego, że reklama musiała być sroga, w końcu koszta musiały się zwrócić). Ale do rzeczy, tj. do samej książki.

Dziewczyna z pociągu rozwija się bardzo, bardzo powoli. O ile takie tempo można wybaczyć szwedzkim kryminałom na 700 stron, o tyle książce na 300 już nieszczególnie. Pierwsza połowa usypia, dalej jest lepiej, ale nie rewelacyjnie. Warsztatowo jest OK, ale takich książek w ciągu roku wydaje się setki tysięcy. Trudno zrozumieć dlaczego akurat ta stała się taka popularna.

O fabule napisano już chyba wszystko, więc ja dorzucę tylko jedną myśl. Mój największy problem z Dziewczyną z pociągu jest taki, że nie ma tam ani jednego bohatera czy bohaterki, któremu moglibyśmy szczerze kibicować. Żadnej postaci, której czytelnik mógłby polubić. Zastanawiając się chwilę, wychodzi na to, że każdy z bohaterów ma na ten czy inny sposób nierówno pod sufitem. Każdy ma wady, które skutecznie potrafią przesłonić zalety, o ile w ogóle autorka dobre strony swoich bohaterów wskazuje. Wszystkie problemy współczesnych rozwiniętych cywilizacji złączone w jedną fabułę.

Fabuła jest o tyle niedoskonała, że główny "zwrot akcji" jest dość przewidywalny, ponieważ grono postaci jest dość wąskie, a część z nich może być już na wstępie wyeliminowana z podejrzeń. Jedyną zagadką zostaje wtedy: jak? Chyba nie o to chodziło.

Podsumowując: nic nowego, wolno się rozkręca, niesympatyczni bohaterowie, niesamowicie przereklamowana (co, patrząc na najwyżej punktowane recenzje, udało się - na szczęście - wychwycić bardziej wymagającym czytelnikom.)

Mówiąc szczerze, czytanie recenzji tej książki na lubimyczytać pozwala mi na chwilę odzyskać wiarę w ludzi i zdrowy rozsądek.

Dziewczyna z pociągu to tylko przykład kampanii reklamowej, która potrafi zrobić wodę z mózgu. King chyba nie mógł się oderwać, bo zastanawiał się jak tak ze wszech miar średnia książka (debiutantki!) może być warta tyle pieniędzy. (Poczytajcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Lekturę najkrócej określiłbym jako... nieprzyjemną.

Jak na satyrę książka nie jest szczególnie śmieszna. Bohaterowie, szczególnie drugoplanowi, są bardzo mocno przerysowani. Wszystko jest takie niby blisko rzeczywistości, ale zawsze znajdą się detale, które skutecznie odrealniają odbiór akcji. Wszystko jest brudne, a czasem nawet wstrętne i odrażające. Z żadnym z bohaterów nie da się bliżej zżyć, bo chyba wszystkim zależy żeby być ciemnymi egocentrycznymi typkami. Elementy komediowe zdarzają się najczęściej, gdy do głosu dochodzą postacie z dalszego planu, tacy służący przedłużeniu tekstu, którzy dostaną maksymalnie 3-4 strony tekstu.

Książka warsztatowo mocno przeciętna. Prosty język, proste konstrukcje. W dodatku jest tutaj dużo bicia piany, ale dzieje się niewiele. Ponieważ od początku znamy zakończenie, to większość wypadków w książce jest przewidywalna.

Ot, taka książka do przeczytania i szybkiego zapomnienia. A ponieważ na świecie jest wiele dużo lepszych książek, to sięgnijcie właśnie po nie. Szkoda tracić czasu na Zabawę ;-)

Lekturę najkrócej określiłbym jako... nieprzyjemną.

Jak na satyrę książka nie jest szczególnie śmieszna. Bohaterowie, szczególnie drugoplanowi, są bardzo mocno przerysowani. Wszystko jest takie niby blisko rzeczywistości, ale zawsze znajdą się detale, które skutecznie odrealniają odbiór akcji. Wszystko jest brudne, a czasem nawet wstrętne i odrażające. Z żadnym z bohaterów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka jest mocna, ciekawa i na pewno godna polecenia, jeśli ktoś lubi takie surowe klimaty.

Opowieści policjantów są przy głębszym zastanowieniu bardzo przerażające. Nie tylko zachowania bandytów, ale także samym policjantów. Zachowania wydawałoby się zwykłych ludzi, naszych sąsiadów, w których bardzo łatwo rodzi się bestia. Przerażające są opisy tego co nas otacza, tego z czym inni ludzie muszę sobie radzić na co dzień, a jednocześnie tego co przez "zwykłych ludzi" jest odsyłane gdzieś na tył głowy jako nierzeczywiste. Treść jest największą zaletą tej książki.

Najsłabszą zaś częścią jest Autor. Vega, jak się okazuje nie tylko w filmie, nie potrafi złożyć materiału w całość. Jego "wywiad" ogranicza się do słuchania, przytakiwania i zadawania jednozdaniowych pytań. Nie ma tutaj nic na wzór tzw. rozmów rzek. Vega b. krótko pyta i potem słucha. A potem pyta od razu o coś innego. Opowieści zostają więc zawieszone gdzieś w przestrzeni i od razu przechodzimy do kolejnej. Zero chwili na jakąkolwiek refleksję, zero własnej refleksji (od Vegi mamy tylko wstęp), brak jakiejkolwiek reakcji na słowa opowiadającego. Po prostu lecimy dalej bez zastanowienia. Najlepiej ten problem widać, w momentach bardzo przygnębiających. Pada pytanie: jaka rozmowa z rodziną była dla ciebie najtrudniejsza. Odpowiedź może niektórych ścisnąć za gardło, ale na ściskanie jest tylko 4 sekundy, bo mamy kolejny akapit i kolejne pytanie absolutnie nie związane z poprzednimi opowieściami.

To jest po prostu zlepek historii. Nie mam pojęcia po co dzielonych na jakieś rozdziały. Tylko jedno "opowiadanie" zajmuje więcej niż 3-4 strony, a czcionka jest wielka, więc czyta się szybko. Słownictwo dość proste, więc czyta się jeszcze szybciej.

Ustawiam ocenę na "Dobra", ponieważ w polskim wydaniu czegoś takiego jeszcze nie czytałem. Za tę unikatowość podwyższam o jedną gwiazdkę. Gdyby nie ona, książkę można uznać za mocno przeciętną. Gdyby ktoś próbował ją rozpatrywać jako reportaż, to jest to reportaż bardzo nierzetelny.

Książka jest mocna, ciekawa i na pewno godna polecenia, jeśli ktoś lubi takie surowe klimaty.

Opowieści policjantów są przy głębszym zastanowieniu bardzo przerażające. Nie tylko zachowania bandytów, ale także samym policjantów. Zachowania wydawałoby się zwykłych ludzi, naszych sąsiadów, w których bardzo łatwo rodzi się bestia. Przerażające są opisy tego co nas otacza, tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem szczerze zdziwiony mnogością negatywnych opinii o tej książce. Żeby była jasność - nie zamierzam jej bronić, to nadal kiepska książka, ale ten autor spłodził już tyle kaszalotów, że różnicy nie widać.

Najbardziej zaciekawił mnie pomysł i główna oś wydarzeń. Ma to jakiś tam sens i można to zrozumieć. Dodatkowo rozumiem też, że na papierze, przed napisaniem książki, taki pomysł wyglądał jeszcze lepiej. Wszystko inne poza osią fabularną jest... no cóż... Jak to u Coelho.

Potwornie doskwiera brak akcji. Bohaterowie Coelho przez całą książkę popełniają grzech, który tak chętnie wytyka innym sam autor. Miast działać, myślą o tym co zdziałać. W rezultacie połowa przeczytanego właśnie rozdziału mogłaby polecieć do kosza, bo wydarzenia rozgrywały się wyłącznie w głowie bohaterki czy bohatera w wraz z kolejnym etapem fabularnym przestają mieć rację bytu. Autor jak zwykle do każdej, nawet najbardziej prozaicznej odpowiedzi dodaje odpowiednią przypowieść, która podpowie nam "Jak żyć", jeśli tylko chcesz słuchać. Bohaterowie czasem prowadzeni są niespójnie, utkani w większości z prostych stereotypów i bez szans na zmianę profilu psychologicznego wraz z rozwijaniem książki.

Warsztatowo - standard. Loty co najwyżej średnie. Książka pisana prostym językiem. Krótka. Do zapomnienia zaraz po przeczytaniu.

P.S. Dziwię się, że mało kto sprzeciwia się przedstawienia katolickiego księdza jako jednego z moralnie najbardziej zepsutych ludzi w całej "wsi", w której dzieje się akcja.
P.S.2. Dodaję jedną gwiazdkę żeby wyrównać ocenę użytkowników, która mówi, że tak książka jest gorsza od Walkirii. Drodzy Państwo! Nic nie jest gorsze od Walkirii ;-)

Jestem szczerze zdziwiony mnogością negatywnych opinii o tej książce. Żeby była jasność - nie zamierzam jej bronić, to nadal kiepska książka, ale ten autor spłodził już tyle kaszalotów, że różnicy nie widać.

Najbardziej zaciekawił mnie pomysł i główna oś wydarzeń. Ma to jakiś tam sens i można to zrozumieć. Dodatkowo rozumiem też, że na papierze, przed napisaniem książki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O okładki książki można dowiedzieć się, że Koontz to "Najpoważniejszy konkurent Stephena Kinga". Przeczytałem do tej pory dwie książki tegoż autora - i cóż... Na ich podstawie stwierdzam, że od Koontza do Kinga jest tyle ile od Biebera do Jacksona.

Największą bolączką tej książki jest to, że jest zwyczajnie nudna. Już sam wstęp było mi bardzo ciężko przełknąć kiedy to po, mniej więcej, 10 rozdziałach dowiadujemy się z czym w ogóle mamy do czynienia. Prowadzone przez autora wątki zdają się skakać z pomysłu na pomysł. Ciężko mi zgodzić się z recenzjami, które mówią, że stworzony świat jest kreatywny i spójny (spójność ostatecznie podważa z resztą zakończenie książki, które w moim przekonaniu jest potwornie mizerne).

Oczywiście, że są momenty, ale te momenty to zdecydowanie za mało.

Warsztatowo jest przyzwoicie. Może ktoś inny napisałby, że jest bardzo dobrze i może nawet przyznałbym mu rację, ale... Mnogość wspaniałych i górnolotnych metafor (niekiedy całkiem fascynujących) zaczyna po pewnym czasie nużyć. Całość sprawia wrażenie pisarstwa studenta polonistyki, który właśnie pisze swoją pierwszą powieść i chce pokazać wszystko co umie. W rezultacie otrzymujemy lanie wody, z którego bardzo niewiele wynika, ale dobrze się czyta. Przez tę rozwlekłość formy gdzieś po drodze gubi się budowanie klimatu i napięcia. Zostaje jedynie lekka mgła tajemnicy, bo, mimo wszystko, chcielibyśmy poznać ostateczne rozwiązanie.

Dodatkowo książka jest pisana niczym współczesna praca magisterska - 2 strony i już nowy rozdział. Razem jest ich ponad 60. Licząc przynajmniej jedną stronę wolnego miejsca można się pokusić o stwierdzenie, że min. 1/7 objętości książki to puste strony.

O okładki książki można dowiedzieć się, że Koontz to "Najpoważniejszy konkurent Stephena Kinga". Przeczytałem do tej pory dwie książki tegoż autora - i cóż... Na ich podstawie stwierdzam, że od Koontza do Kinga jest tyle ile od Biebera do Jacksona.

Największą bolączką tej książki jest to, że jest zwyczajnie nudna. Już sam wstęp było mi bardzo ciężko przełknąć kiedy to po,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zdecydowanie NIE polecam sięgać po książkę teraz, ponieważ dotyczy niewykorzystywanych już w zasadzie Androidów < 2.2. Czytałem ją w 2015 roku i nie da się ukryć, że spora część jest już mocno zdezaktualizowana.

Co do samej treści. Jest OK, nic ponadto. Czytelnik zostaje w miarę gładko wprowadzony we wszystkie podstawowe możliwości systemu firmy Google (podstawowa zabawa z UI, eventy, mechanika wyświetlania treści, ale też dodatkowe komponenty jak lokalizacja i obsługa baz danych). I o ile na samym wstępie łatwo się zaciekawić, ponieważ wspólnie piszemy Sudoku, o tyle później jest już zdecydowanie mniej przyjemnie. Najgorzej oceniam, niepotrzebną moim zdaniem w takiej pozycji, część dotyczącą OpenGL. Przedzieranie się przez wielostronicowe listingi jest koszmarem.

Polecić książkę mogę teraz w ramach ciekawostki, szczególnie jeśli chodzi o historię Androida i jak to wyglądało na początku (np. o tym jak dziurawe były biblioteki obsługujące wielodotykowość, jak to Google nie zalecał tworzenia klas wewnętrznych, ponieważ zajmują one minimum 200, cennych, bajtów :D itp.)

Zdecydowanie NIE polecam sięgać po książkę teraz, ponieważ dotyczy niewykorzystywanych już w zasadzie Androidów < 2.2. Czytałem ją w 2015 roku i nie da się ukryć, że spora część jest już mocno zdezaktualizowana.

Co do samej treści. Jest OK, nic ponadto. Czytelnik zostaje w miarę gładko wprowadzony we wszystkie podstawowe możliwości systemu firmy Google (podstawowa zabawa z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Niby to strasznie krótkie, ale jednocześnie potwornie długie i trochę męczące.

Pierwszy rozdział nastraja pozytywnie do pracy. Można dojść do wniosku jakiego oczekiwałbym od takiej pozycji: za dużo rzeczy odkładam na później, trzeba to zmienić. Później niestety cała idea się rozmywa. Mam wrażenie, że gdyby ścisnąć tekst do 1/4 jego objętości byłoby znaczenie lepiej.

Innymi słowy powstała książka troszeczkę o niczym. Nie pomaga fakt, że niektóre myśli są powtarzane jak mantra w każdym rozdziale, ani to, że druga połowa książki jest poradnikiem o tym jak zacząć biegać i zrzucić kilka kilogramów.

Niby to strasznie krótkie, ale jednocześnie potwornie długie i trochę męczące.

Pierwszy rozdział nastraja pozytywnie do pracy. Można dojść do wniosku jakiego oczekiwałbym od takiej pozycji: za dużo rzeczy odkładam na później, trzeba to zmienić. Później niestety cała idea się rozmywa. Mam wrażenie, że gdyby ścisnąć tekst do 1/4 jego objętości byłoby znaczenie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem zawiedziony.

Książka jest dla czytelnika dosyć męcząca i cierpi na najgorszą w moim przekonaniu wadę: bardzo mało w niej akcji, bardzo mało w niej miejsc, w których fabuła idzie do przodu.

Szczególnie to drugie daje się we znaki, bo o ile ktoś może mi zarzucić, że przecież w książce akcja jest - wszak kilka osób opowiada o swoich życiowych przygodach - tyle tylko, że właściwa fabuła cały czas stoi w miejscu. W dodatku opowiadania gości p. Ligęzy są co i rusz przerywane mniej lub bardziej rozgarniętymi wstawkami. Sam pewnie mocno bym się denerwował gdyby tak przebiegała rozmowa, w której to ja prowadzę opowieść.

Typowy przebieg wygląda tak: gość opowiada, mówi dajmy na to o kobietach, wtrąca się Ligęza z uwagą o pięknych polskich młódkach, dołącza do niego podstarości, kontynuują wtrącony wątek, piją, piją kilkanaście razy, Ligęza mówi "ależ szanowny panie XXX (wstawić imię/tytuł) proszę kontynuować, bo nie o tym jest rzecz". I tak w koło Macieju. Miejscami może to być ciekawe, jednak w większości bardzo męczy, ponieważ spostrzeżenia Autora o Rzeczypospolitej XVII wieku są raczej sztampowe i niestety nie dowiedziałem się z nich wiele nowego.

Akcja ciągnie się i ciągnie, a potem urywa, bez zamknięcia żadnego szczególnego wątku. Znając życie dostaniemy nie jedną kolejną część, a kilka. Każdą z nich tak jak i tę pozycję można by zapisać 5 razy krócej nie tracąc przy tym zupełnie nic z treści.

W skrócie: warsztatowo niezła, fabularnie mierna.

Jestem zawiedziony.

Książka jest dla czytelnika dosyć męcząca i cierpi na najgorszą w moim przekonaniu wadę: bardzo mało w niej akcji, bardzo mało w niej miejsc, w których fabuła idzie do przodu.

Szczególnie to drugie daje się we znaki, bo o ile ktoś może mi zarzucić, że przecież w książce akcja jest - wszak kilka osób opowiada o swoich życiowych przygodach - tyle tylko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W zeszłym tygodniu zaaplikowałem sobie podwójną dawkę nudy z Coelho. Alef i Na Brzegu... Przeczytałem, wchodzę na lubimyczytać i trochę oczom nie wierzę. Wg gawiedzi bowiem Alef to pozycja lepsza, co gorsza 90% najwyżej punktowanych recenzji to słowa pozytywne.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Na Brzegu rzeki usiadłam i płakałam nie jest dobrą książką. Ale Coelho popełnił już pół tuzina dużo gorszych! Stąd ocenę celowo podwyższam o jeden.

Co do samej pozycji. Wiadomo, że mości Autor-Filozof-i-przewodnik-myślowy zawsze pisze o tym samym - tak jest i w tym wypadku. Nowi są jedynie bohaterowie, chociaż ich przybliżone sylwetki już się kiedyś pojawiały. Książka nie zawiera żadnych nowych pomysłów, żadnej nowej filozofii. A co najgorsze jest zwyczajnie nudna i irracjonalna. Szczególnie postać kochanka/księdza prowadzona w moim przekonaniu bardzo dziwnymi ścieżkami.

W zeszłym tygodniu zaaplikowałem sobie podwójną dawkę nudy z Coelho. Alef i Na Brzegu... Przeczytałem, wchodzę na lubimyczytać i trochę oczom nie wierzę. Wg gawiedzi bowiem Alef to pozycja lepsza, co gorsza 90% najwyżej punktowanych recenzji to słowa pozytywne.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Na Brzegu rzeki usiadłam i płakałam nie jest dobrą książką. Ale Coelho popełnił...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Książkę mógłbym nawet znieść, gdyby nie to, że Coelho po raz wtóry zaznacza, że opisuje swoje własne przeżycia i o ile w część z tych wydarzeń jestem w stanie uwierzyć, o tyle większość jego opowiadań to czysta fantasmagoria. Po co wprowadzać takie zabiegi, skoro wiadomo, że to wszystko jest, mówiąc kolokwialnie, ściemą. Nóż się w kieszeni otwiera czytając jak w swojej podróży życia Autor odbywając podróż koleją transsyberyjską, w jakimś głuchym zakątku pociągu przenosi się do tytułowego Alefa tj. doznaje duchowego uniesienia (na dodatek wspólnie z poznaną niedawno kobietą, o której niejednokrotnie myśli w sposób pożądliwy i nie ma z tym najmniejszego problemu, ani on, ani jak sugeruje i żona). Później cofa się o kilka wieków żeby przedstawić nam siebie samego jako wcielenie zastępcy Inkwizytora. I takich "prawdziwych wydarzeń" jest cała masa. Pod tym względem trudno jest po prawdzie przebić Walkirie, ale było blisko. (Dla tych którzy czytali: Alef to identyczny styl prowadzenia książki, takie jakby Walkirie II, 20 lat później).

Jeden z najwyżej cenionych komentarzy zawiera stwierdzenie, że ulubiony rozdział recenzentki to AD Extirpanda. Nic dziwnego, skoro Autor przenosi się wtedy myślami do swojego innego wcielenia z czasów inkwizycji. Jest więc zmiana nastroju, tempa, narracji.

Pozwolę sobie zacytować fragment tegoż rozdziału, ale najpierw trochę kontekstu. Coelho jest w swoim poprzednim wcieleniu - ksiądz na usługach inkwizytora, który właśnie będzie przesłuchiwał w jego rodzinnym mieście ukochaną Coelho z czasów przedseminaryjnych. Dziewczyna została fałszywie oskarżona przez lokalnego zboczeńca. Przesłuchanie zaczyna się od rozebrania kobiety.
"Poszukaj znamienia szatana - rozkazuje mi Inkwizytor.
Podchodzę ze świecą. Sutki jej małych piersi są twarde. Nie wiem czy z zimna czy z podniecenia pod spojrzeniem tylu mężczyzn."

Proszę mi teraz powiedzieć czy coś takiego mógł napisać trzeźwo myślący człowiek? Nawet uwzględniając kontekst historyczny niech rzuci we mnie kamieniem ten, kto uważa, że przymusowo rozebrana przez dwudziestoma mężczyznami młoda kobieta, która prawdopodobnie zaraz będzie straszliwie torturowana odczuwa podniecenie?

PS. Dodatkowo pragnę nadmienić, że żona P. Coelho musi być jedną z najbardziej wytrzymałych i tolerancyjnych kobiet jakie nosi obecnie Ziemia.

Książkę mógłbym nawet znieść, gdyby nie to, że Coelho po raz wtóry zaznacza, że opisuje swoje własne przeżycia i o ile w część z tych wydarzeń jestem w stanie uwierzyć, o tyle większość jego opowiadań to czysta fantasmagoria. Po co wprowadzać takie zabiegi, skoro wiadomo, że to wszystko jest, mówiąc kolokwialnie, ściemą. Nóż się w kieszeni otwiera czytając jak w swojej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

O czym jest książka można przeczytać w wielu innych opiniach, ja wolę krótko opisać swoje odczucia.

Na szczęście nie czytałem wcześniej żadnych opisów, spoilerów, niczego. Inaczej zapewne nie odkryłbym kolejnego świata Dukaja z taką fascynacją. Dziwi mnie, że nikt nie próbował do tej pory skojarzyć Wrońca z Ferdydurke. Po kilku stronach opowiadania/powieści pomyślałem sobie właśnie o Gombrowiczu (chociaż u niego materia rzeczy była trochę głębsza).

Rzecz zaczyna się jak bajka, może nie dla dzieci, ale bajka. Specyficzne słownictwo (onomatopeje, dziwne zabiegi stylistyczne, wspaniałe słowotwórstwo) początkowo mogą odrzucić, ale od niedługo potem można przekonać się o co w tym wszystkim chodzi. A sprawdzić warto. Warto m.in. dla samorealizacji, dla satysfakcji z przekładania treści powieści na wartość historyczną. Warto, żeby spotkać się ze światem, w którym po ulicach chodzą ludzie z MOMO, groźni Milipanci oraz wiecznie stawiający opór panowie Opornicy. Adaś poprowadzi Was w podróż po fascynującym surrealistyczno-fantasmagoryjnym świecie i razem z Wami przeżyję przygodę swojego życia, czyli rozprawę z tytułowym Wrońcem.

O czym jest książka można przeczytać w wielu innych opiniach, ja wolę krótko opisać swoje odczucia.

Na szczęście nie czytałem wcześniej żadnych opisów, spoilerów, niczego. Inaczej zapewne nie odkryłbym kolejnego świata Dukaja z taką fascynacją. Dziwi mnie, że nikt nie próbował do tej pory skojarzyć Wrońca z Ferdydurke. Po kilku stronach opowiadania/powieści pomyślałem...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Katedra Tomek Bagiński, Jacek Dukaj
Ocena 7,0
Katedra Tomek Bagiński, Jac...

Na półkach:

Jeśli ktoś wcześniej Dukaja nie czytał, to nie wie na co się pisze. Jego książek, wbrew jednej z opinii nie da się czytać gotując obiad czy robiąc na drutach. Do tego potrzeba skupienia i wyciszenia. Te powieści są w większości wymagającymi lekturami i trzeba zdawać sobie z tego sprawę przed psioczeniem, że język nie taki i nie wiadomo co się dzieje.

Co do samego opowiadania. Nie porwało mnie tak jak porwać miało. Widziałem Katedrę Bagińskiego i powiedziałbym, że jedynie bazuje Dukaju, ale wykorzystuje tylko niewielką część opowiadania. Bardzo podoba mi się mieszanie fikcji i b. zaawansowanej nauki, ale samo to nie ratuje sytuacji. Myślę, że opowiadanie warto przeczytać po to żeby wiedzieć kto to jest Dukaj i czego się po jego twórczości spodziewać (w 90% przypadków, pozostałe to perełki w stylu mojego ukochanego "Wrońca" itp.).

Jeśli ktoś wcześniej Dukaja nie czytał, to nie wie na co się pisze. Jego książek, wbrew jednej z opinii nie da się czytać gotując obiad czy robiąc na drutach. Do tego potrzeba skupienia i wyciszenia. Te powieści są w większości wymagającymi lekturami i trzeba zdawać sobie z tego sprawę przed psioczeniem, że język nie taki i nie wiadomo co się dzieje.

Co do samego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak, to prawda język książki jest dosadny, bardzo, miejscami za bardzo. Szczególnie na początku przez co wiele osób może zrazić się w tym momencie i jeśli tak się stało... Cóż wielka szkoda.

Akcja nakręca się szybko i sprawnie. Historia rozwija logicznie i spójnie. Od pewnego momentu naprzemiennie dowiadujemy się o losach Petera Browna i Niedźwiedziego pazura (jedna i ta sama postać Pietro Brnwa;-]) co działa książce na dobre.

Warto nadmienić jeszcze o 3 sprawach:
1. Połączenie House i Soprano to oczywista ściema reklamowa.
2. Autor podaje kilka ciekawych faktów medycznych, ale część jest zupełnie wyssana z palca czego trzeba być świadomym, szczególnie jeśli p. Bazell sam przyznaje się do tego w ostatnich słowach powieści.
3. W książce znajduje się wiele odniesień do historii polskich Żydów w czasie II wojny światowej (i generalnie o Polsce tamtych lat). Typowych skądinąd dla "Amerykańskich Żydów", którzy z drugą wojną nie mają oczywiście nic wspólnego, bo urodzili się 50 lat po niej. Człowieka obytego z historią, szczególnie w tym temacie, lektura może poddenerwować.

Do takiej pozycji chyba najlepiej pasuje określenie czytadło. Całość łyka się jednym tchem. Polecam wszystkim mającym ochotę na niezobowiązującą rozrywkę dla dorosłych.

PS. Pytałem nawet czy "pozyskanie broni" w ostatecznej walce głównego bohatera może mieć miejsce w realnym świecie. Podobno tak, ale bardzo, bardzo mało prawdopodobne żeby taka osoba nie zemdlała już na samym początku "zabiegu". Ale o co chodzi??? Nie, nie będzie spoilerów ;)

Tak, to prawda język książki jest dosadny, bardzo, miejscami za bardzo. Szczególnie na początku przez co wiele osób może zrazić się w tym momencie i jeśli tak się stało... Cóż wielka szkoda.

Akcja nakręca się szybko i sprawnie. Historia rozwija logicznie i spójnie. Od pewnego momentu naprzemiennie dowiadujemy się o losach Petera Browna i Niedźwiedziego pazura (jedna i ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsza książka, której wystawiam w tym serwisie najniższą możliwą ocenę. Za co?

1. Pozycja pisana nie tylko po przeżyciu udaru, ale także pod wpływem środków odurzających. Do tego wszystkiego przyznaje się autor nazywając te historię "prawdziwą" co jest swoistym kuriozum i gdybym nie znał wcześniejszych dokonań tego pana pomyślałbym, że jest on zwyczajnie chory psychicznie.
2. Głupia.
3. Głupia^2.
4. Głupia^3.
5. Brak wyraźnego powodu, dla którego ta pozycja powstała.
6. 70% działań bohaterów jest zupełnie nielogiczna.
7. Rytuał, w którym Coelho przeistacza się w "zwycięzcę" jest więcej niż obrzydliwy (generalnie wszystkie te rytuały nie mają nic wspólnego z religią katolicką, do której co jakiś czas odnosi się Autor).
8. Wątek żony "wygrywającej" pojedynek "na spojrzenia" z jedną z Walkirii jest przezabawny.
9. Czytając Walkirie co kilka stron zaliczałem tzn. facepalm!
10. Dzięki takim książkom jak Walkirie nienawidzę siebie za zasadę czytanie wszystkiego do końca.
11. Papier jednak zniesie wszystko.

Szczerze polecam tę pozycję! Z olbrzymim prawdopodobieństwem mogę stwierdzić, że jeśli ktoś zacznie czytać "mistrza" Coelho od tej właśnie pozycji, to już nigdy więcej nie skaże się na podobną nieprzyjemność.

Pierwsza książka, której wystawiam w tym serwisie najniższą możliwą ocenę. Za co?

1. Pozycja pisana nie tylko po przeżyciu udaru, ale także pod wpływem środków odurzających. Do tego wszystkiego przyznaje się autor nazywając te historię "prawdziwą" co jest swoistym kuriozum i gdybym nie znał wcześniejszych dokonań tego pana pomyślałbym, że jest on zwyczajnie chory...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pozycja bardzo przeciętna.

Dobra rzemieślniczo, ale to podstawa. Nie ma zupełnie tego "czegoś". Całość czyta się dobrze, ale książka mogłaby być trochę krótsza. Akcja jest w większości bardzo przewidywalna, mimo, że bardzo naciągana. Postacie detektywów, którzy prowadzą działania na własną rękę są o tyle typowe, co dodane całkowicie na siłę i zupełnie niewiarygodnie. Najbardziej bolą oczywiście pseudonaukowe bełkoty o tym, w jaki sposób powstał tytułowy bohater Nieśmiertelnego.

Wydaje mi się, że powstało setki lepszych dreszczowców.

Pozycja bardzo przeciętna.

Dobra rzemieślniczo, ale to podstawa. Nie ma zupełnie tego "czegoś". Całość czyta się dobrze, ale książka mogłaby być trochę krótsza. Akcja jest w większości bardzo przewidywalna, mimo, że bardzo naciągana. Postacie detektywów, którzy prowadzą działania na własną rękę są o tyle typowe, co dodane całkowicie na siłę i zupełnie niewiarygodnie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

5 gwiazdek oznacza 'przeciętna'. A ta książka jest przeciętna ze wszech miar.

Wszystko zaczyna się obiecująco. Jest tajemnica związana z pewną religią kultywowaną przez starożytnych majów, jest ciężki klimat starego domu angielskiego lorda, jest morderstwo, jest ktoś kto ma zagadkę rozwiązać. Szkoda, że ze względu na bardzo hermetyczne środowisko powieści wszystko wiadomo już mniej więcej w połowie powieści, bo podejrzanych było od początku bardzo niewielu. Brakuje tu jakiegoś bardzo mocnego zwrotu akcji. Wydaje mi się, że gdzieś w połowie Autor mógłby zakończyć już swoje poczynania, ponieważ dalej nie dzieje się nic godnego uwagi i nic tak naprawdę wpływającego na główną intrygę. Wszystko jest mydleniem oczu poprzez wprowadzenie nowych postaci i częściowe przeniesienie akcji.

5 gwiazdek oznacza 'przeciętna'. A ta książka jest przeciętna ze wszech miar.

Wszystko zaczyna się obiecująco. Jest tajemnica związana z pewną religią kultywowaną przez starożytnych majów, jest ciężki klimat starego domu angielskiego lorda, jest morderstwo, jest ktoś kto ma zagadkę rozwiązać. Szkoda, że ze względu na bardzo hermetyczne środowisko powieści wszystko wiadomo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Postaram się krótko.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że książkę przeczytałem tylko ze względu na skłonności masochistyczne oraz... No cóż - 'dla beki' (nie zawiodłem się, beka była). Książka jest nieznacznie lepsza od poprzedniej, głównie dlatego, że zdaje się mieć odrobiny fabuły (poprzedniczka nie miała jej wcale). Pan Szary nadal jest piękny, Panna Stalowa nadal jest jedną z najpłytszych postaci literatury. Poprzednio narzekałem na brak pieprzności i prawdziwego wyuzdania, teraz jest jeszcze gorzej. Kochankowie parzą się aż miło, ale znowu wszystko trwa 2 minuty i wszystko jest jeszcze bardziej grzeczne. W końcu Krystyna spokorniał i zakochał się na dobre.

Jeśli ktoś sięga po drugą część to w 80% znaczy to, że pierwsza mu się podobała. Takim osobom reklamować chyba nie trzeba. Jest to samo. Charakterystyka postaci zerowa, opisy otaczającego świata zerowe, nie zaskakuje nic, irytuje bardzo wiele. Ale nic to - ważne, że się kochają!

Nie mogę natomiast zdzierżyć kilku rzeczy. Ktoś narzekał na polskie tłumaczenie i jestem w stanie uwierzyć, że zabiera trochę "uroku" (o ile taki w ogóle można tej pozycji przypisać), bo czytając po raz 74. o foliowej paczuszce zalewa mnie krew! Jeśli naprawdę autorka powtarza w kółko jeden zwrot to z samej przyzwoitości tłumaczka mogłaby wykazać się chociaż najmniejszą dozą inicjatywy i nazwać opakowanie prezerwatywy inaczej. Słowa nie są w stanie wyrazić poziomu mojej irytacji za każdym razem kiedy padał ten zwrot, a padał b. często. Druga rzecz jest taka, że rozumowanie panny Steele potrafi przyprawić o mdłości. Poziom naiwności jest zatrważający. Najbardziej bawią mnie głębokie przemyślenia. Np. po tym jak Christian przysyła jej iPada* z muzyką, a ona stwierdza, że musi ją kochać najbardziej na świecie! Jakież to wszystko jest płytkie i infantylne. Po trzecie, trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że nadal jest to literatura NAJNIŻSZYCH lotów** o 300 stron za długa.

* Wiem, że w Stanach ludzie nawet na to nie patrzą, bo przecież Apple "żondzi", ale mam nadzieję, że ekipa od iLubieWarszaffskiLansKupieiPodaChociazWiemZeJestGownoWart płaci E. Leonard za tak wspaniałą reklamę.
** Cóż z tego skoro ostatnio jadąc pociągiem na 4 miejscach siedziałem ja i 3 panie. W bardzo różnym przedziale wiekowym. Prawdopodobnie były dla siebie obcymi osobami. Każda z nich trzymała w ręku i czytała zapamiętale... inną część trylogii. Fenomen dzisiejszych czasów: można zarobić bardzo duże pieniądze na czymś czego wstydziłby się każdy, nawet początkujący pisarz.

PS. Wahałem się czy, skoro książkę oceniam ciut lepiej, nie wystawić jej ciut lepszej oceny. Wolę jednak nie zawyżać jej średniej, która powinna wynosić ~3,5, a nie prawie 6. Sześć oznacza 'dobra', a to obraża miliardy dobrych książek.

Postaram się krótko.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że książkę przeczytałem tylko ze względu na skłonności masochistyczne oraz... No cóż - 'dla beki' (nie zawiodłem się, beka była). Książka jest nieznacznie lepsza od poprzedniej, głównie dlatego, że zdaje się mieć odrobiny fabuły (poprzedniczka nie miała jej wcale). Pan Szary nadal jest piękny, Panna Stalowa nadal jest jedną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Recenzja krótka: zawiodłem się.

Recenzja trochę dłuższa. Wiele o książce powiedziały poprzednie komentarze. Ja zatem tylko potwierdzę przewiny: zbyt wulgarna (i pisze to człowiek, który na co dzień nie boi się używać w nadmiarze przymiotów z łaciny tzw. podwórkowej), mało logiczna, bez wyraźnej fabuły, bez wyraźnego prowadzenia akcji. Natomiast największy minus ode mnie idzie za to, że książka wnosi praktycznie 0 nowych pomysłów. Proszę zwrócić uwagę, że większość rysowanego przez Autora tła to powielanie znanych schematów, pogłębianie naszych narodowych przywar, naszych narodowych schematów myślowych. Zdaję sobie sprawę, że w innym kraju książka byłaby zupełnie niezrozumiałe, za to niezrozumiałe dla mnie pozostaje nadal jak tak dobry pisarz zmarnował potencjał napisania ciekawej i wciągającej książki.

Ja w połowie czytania miałem serdecznie dosyć przeżywania tej przygody.

Recenzja krótka: zawiodłem się.

Recenzja trochę dłuższa. Wiele o książce powiedziały poprzednie komentarze. Ja zatem tylko potwierdzę przewiny: zbyt wulgarna (i pisze to człowiek, który na co dzień nie boi się używać w nadmiarze przymiotów z łaciny tzw. podwórkowej), mało logiczna, bez wyraźnej fabuły, bez wyraźnego prowadzenia akcji. Natomiast największy minus ode mnie...

więcej Pokaż mimo to