rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Czytając tę książkę wiele razy zastanawiałam się nad tym, kim jest główny bohater. To postać - pomyślało by się - zwyczajna, prosta, do bólu przyziemna, a równocześnie tak bliska każdemu współczesnemu człowiekowi.
Od prostego imienia, po zachowania, gesty i reakcje Cywil daje czytelnikowi poczucie zbliżenia,a równocześnie chwilami sprawia, że można poczuć dreszcz. ( kto nie złapał się na tym, że zapytał sam siebie "czy robię tak samo, gdy czytam wzmianki o podobnych wydarzeniach", niech podniesie rękę. Każdy z nas jest taki sam, z chęcią obserwuje podobne informacje, komentuje, bądź nawet wzrusza ramionami i ot wraca dalej do swego życia.. do czasu, aż podobne wydarzenia nie dosięgną nas samych) Bo w końcu to prosty na około na pewno trzydziestoletni facet, który w pewnym stopniu może być wersją samego autora, a który poprzez prowadzenie swojego wyjątkowego pamiętnika, bądź bloga, pozwala nam poznać swoje myśli i wprowadza nas w swój świat, którym jest Radomsko - jego mała ojczyzna. Choć opisy miejsc nie są zbyt wystarczające dla osoby, ktora nigdy nie odwiedziła tego miasta, wartka akcja,jak również fotografie zamieszczone w książce sprawiają, że ciekawość staje się na tyle silna, że czytelnik zmuszony jest ją zaspokoić samodzielnym poszukiwaniem informacji ( np. poprzez zwiedzenie okolicy za pomocą narzędzia streetview). To doskonały, jakże i zarazem ukryty, sposób na reklamę okolicy bliskiej autorowi, którą z pewnością warto odwiedzić.
Cywil zwraca nam również uwagę na znieczulicę społeczną, ktorej wszyscy ulegamy.
Kiedy czyta kolejne wzmianki o morderstwach je, bądź rozmyśla o sprawach zgoła innych, niejednokrotnie groteskowo zestawionych z tak poważną informacją, jak brutalne morderstwo. Znieczulica, którą sam zauważa u innych, dopada i jego. Być może dzięki temu, gdy sytuacja nagle się odwraca, a on zostaje zamieszany we wszystko, staje się silniejszy.
Zakończenie książki i owszem niesamowicie zaskakuje, ale równocześnie całkowicie podkreśla fakt, że nie jest to żaden kryminał. Książka raczej przenosi człowieka w klimat niemalże dość kontrowersyjnego serialu z netflixa ("Czarne lustro"). W moim odczuciu jest to nowoczesna odmiana przedstawiania pewnych problemów i pokazywania możliwych, dość drastycznych następstw jakie te mogą za sobą nieść w przyszłości. Wizja świata takiego, jakim ukazuje się on w zakończeniu jest zdecydowanie interesująca, pociągająca, jak i w pewien sposób i niepokojąca.
Temat idealny na jakiś dobry film, który możliwie szybko stałby się hitem. Kto wie jednak, co przyniesienie przyszłość.
Póki co pozostaje nam czekać na następną książkę...

Czytając tę książkę wiele razy zastanawiałam się nad tym, kim jest główny bohater. To postać - pomyślało by się - zwyczajna, prosta, do bólu przyziemna, a równocześnie tak bliska każdemu współczesnemu człowiekowi.
Od prostego imienia, po zachowania, gesty i reakcje Cywil daje czytelnikowi poczucie zbliżenia,a równocześnie chwilami sprawia, że można poczuć dreszcz. ( kto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cierniem w oku Boga - tym są księżniczki w jednym z najbogatszych państw na świecie. Bogactwo i przywileje są dla nich niczym wiatr. Wiatrem także stają się słowa ich wiary. To czego uczy religia, to co powtarzają ojcowie, wszystko to wiatr, bo wystarczy tylko ziarnko piasku, które wpadnie w męskie,drogie obuwie... Jedna maleńka wątpliwość, która przybywa z zachodu i zatruwa kobiecy umysł, niszczy światopogląd... Nie, tak naprawdę otwiera oczy i prowadzi te biedne dziewczęta na śmierć...

I pojawiła się również inna myśl... Dużo bardziej daleko idąca, nie mniej destrukcyjna dla mojego własnego światopoglądu, ale poniekąd też słuszna.
Arabskie księżniczki żyją w kompletnie innej kulturze, dla nich pokusą staje się nasza wolność, nasze wyzwolenie. Większość z nich nie może pojąć tego, co je spotyka, nie mogą też walczyć z systemem, który je uciska. Brak im sił, a mimo to są o wiele silniejsze od kogokolwiek w naszym społeczeństwie. One nie poddają się, jak mogłoby się wydawać, walczą jedynymi środkami jakie mają. Robią to, co muszą. Wybierają choćby śmierć, bo ta daje im niezaprzeczalną wygraną nad tymi, którzy nie mogą zrobić już nic więcej, aby cierpiały dłużej.
To wyjątkowe kobiety o wiele silniejszym charakterze niż ktokolwiek z nas. Nie zasługują na to, aby ich żałować, nie zasługują tez na to, co im robimy... A robimy im zbyt wiele. Nasza wolność i kultura je mami, daje im nadzieję i sprawia, że choć stają się silniejsze i bardziej zdeterminowane to wciąż nie mogą się wyzwolić. Jedyne co im przynosimy to śmierć. Wręcz wiedziemy je na tą bezsensowną rzeź...
Nie ma rozwiązania dla nich. Nie ma dla nich ratunku.
To niezwykle niesprawiedliwe, że świat mimo takiego rozwoju cywilizacyjnego wciąż pozostaje zacofany i nie może wyciągnąć do nich ręki.

Cierniem w oku Boga - tym są księżniczki w jednym z najbogatszych państw na świecie. Bogactwo i przywileje są dla nich niczym wiatr. Wiatrem także stają się słowa ich wiary. To czego uczy religia, to co powtarzają ojcowie, wszystko to wiatr, bo wystarczy tylko ziarnko piasku, które wpadnie w męskie,drogie obuwie... Jedna maleńka wątpliwość, która przybywa z zachodu i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Jak przechytrzyć nieboszczyka Agnieszka Jeż, Paulina Płatkowska
Ocena 5,8
Jak przechytrz... Agnieszka Jeż, Paul...

Na półkach:

O bogowie... Dlaczego?

Kiedy sięgnęłam po tę książkę, jedyne czego oczekiwałam, to komedia w oprawie kryminału, albo kryminał z nuta komedii... Cały czas spokoju nie dawał mi ten nieboszczyk, pojawił się tak późno, że zaczynałam już o nim zapominać. Tak jak zapomniano o nim, bo ostatecznie ważny był tak bardzo, że zakopano go wraz z problemem, jakim było samo jego istnienie. I tyle w temacie i to cała esencja.
Można więc wymienić tu pewne minusy: - Pierwszy, to brak moralności bohaterów, ja rozumiem, że bohaterki to te sławetne panienki z miasta, które na widok myszy uciekałyby hen hen daleko, ale widok martwego człowieka to chyba powinny się jakoś uczulić. No nie wiem no... może warto, by było pokusić się o wezwanie policji, zamiast tłumaczyć się zostawianiem wszędzie na około śladów po sobie. - Poza tym nawet była chwila, gdy wyobrażałam sobie, jak to wszystko ogarniają, jak sprzątają, aby zatrzeć swe ślady i wpadają niczym świeżutkie śliweczki wprost w kompocik.. ale nie. To były ich wymarzone wakacje, nie można było tego s*****. - Małpi rozum bohaterek, a szczególnie tej jednej, co to zakochała się bez pamięci w facecie, który się tam pojawia i przez niego tak naprawdę wszystko staje się jeszcze bardziej kłopotliwe. - No na bogów... trzeba było tego drugiego też ubić, a nie wchodzić w romans i pomóc mu zatajać fakty o zmarłym. To było przykre. Własny brat, brata tak potraktował, choć dość innowacyjne jeśli chodzi o złamanie mitu bliźniąt. Za to w sumie mogę dać plusa.
- Kolejny minus za głupotę bohaterek. Zamiast najpierw wszystko sprawdzić same nadziały się na domek z niespodzianką. No, ale bez mała to główny wątek. Bez tego nie byłoby tej całej książki.
- Minus za brak kryminalnego wątku na rzecz pustego romansu. Tak po raz drugi, bo to było najbardziej smutne i bolesne dla czytelnika. Takie rozczarowanie...

A jedyne co mnie zaskoczyło i za co daję plusa?
To fakt, że książka jest dziełem dwóch pisarek. Które o dziwo nie bawiły się w przeplatanie rozdziałów, ale dzielnie przysiadły do pracy i napisały od deski, do deski razem. I za to daję gwiazdkę.

Reszta...
Eh...no reszta...
Udajmy, że jej nie było ^^

O bogowie... Dlaczego?

Kiedy sięgnęłam po tę książkę, jedyne czego oczekiwałam, to komedia w oprawie kryminału, albo kryminał z nuta komedii... Cały czas spokoju nie dawał mi ten nieboszczyk, pojawił się tak późno, że zaczynałam już o nim zapominać. Tak jak zapomniano o nim, bo ostatecznie ważny był tak bardzo, że zakopano go wraz z problemem, jakim było samo jego...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak, będą SPOILERY

Bądźmy krytyczni... to kolejna powieść w której niesamowitym księciem z bajki jest totalny cham, którego nagle odmienia i wybiela główna bohaterka. Facet tym razem ma jednak wytłumaczenie w postaci już prawie ex-żony... No wszystko i pięknie i fajnie, bo niby nie można tu do końca zarzucić romansu z żonatym facetem, nikt nikomu życia nie niszczy, tak jak jedna tam nic nieznacząca bohaterka, której pojawienie się było wprowadzone w tak nagły sposób, że człowiek jedynie tępo gapi się w literki zastanawiając się: "Na Boga, dlaczego?"
Ale pal licho problem głównej bohaterki z jej specyficzną siostrą, która w ostatecznym rozrachunku została pochowana wraz z kłopotem - bo stawienie czoła problemom w powieściach najlepiej załatwiać w ten sposób; a przyjrzyjmy się głównej bohaterce, która... o bogowie! Jest kolejną nieszczęśnicą, która potyka się na długopisie i od razu łamie nogę! Nogę! Przez chwilę na myśl przyszły mi te najbardziej druzgoczące momenty z koreańskich dram, które oglądam - kiedy to główny bohater został popchnięty, upadł - lekko niczym opadający liść (bo to jeszcze w zwolnionym tempie), a potem okazało się, że miał wstrząśnienie mózgu i tysiące innych takich powikłań...
Ej!! To była Polka, nie wiem z jakiej gliny musiała być ulepiona ta słowianka, że się zaraz tak pogruchotała. Niemożliwością jest tworzenie takich ofiar losu... Ja rozumiem, że główna bohaterka miała trudną przeszłość, że jej losy nie były ciekawe, że podjęła ucieczkę od przeszłości, aby móc żyć w nowych realiach, ale żeby zaraz ją tak gwoździem w to bolące ugodzić?
To tacy już jesteśmy, ze lezącego wiecznie musimy kopać? A gdzie kodeks Jedi?! Albo po prostu, taka zwyczajna - ludzka moralność?
Trzeba było zrobić ją bardziej zadziorną i wojowniczą, taką która walczyłaby - nie od razu z całym światem - ale chociaż z problemami, zamiast później płakać nad kolejnym grobem.. Bo tak właśnie było, tak się czułam czytając zakończenie. To nie był jeden trup, to były dwa trupy. Obie siostry w pewien sposób tam spoczęły.
Eh... no ale cóż tu wiele wymagać, jak już kiedyś rozpaczałam. Przed naszymi rodakami kalającymi się pisarstwem, jeszcze długa droga, aby powalić, ściorać i wytarmosić czytelnika na wszystkie strony.
Tu jedynie zdołałam się zmęczyć.

Gwiazdka za to, że jednak dało się to doczytać do końca.

EDIT: Zapomniałam wspomnieć, cały czas zastanawiałam się nad sensem tytułu. Niestety go nie odnalazłam. Uznaję go więc za nieadekwatny do treści książki.

Tak, będą SPOILERY

Bądźmy krytyczni... to kolejna powieść w której niesamowitym księciem z bajki jest totalny cham, którego nagle odmienia i wybiela główna bohaterka. Facet tym razem ma jednak wytłumaczenie w postaci już prawie ex-żony... No wszystko i pięknie i fajnie, bo niby nie można tu do końca zarzucić romansu z żonatym facetem, nikt nikomu życia nie niszczy, tak jak...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak, tak...proszę państwa, przeżyłam - szok i niedowierzanie.

Nie lubię twórczości polskich autorów, bo zwykle nie jest wciągająca. Niezależnie od wartości jakie by nie przekazywała, nie wzrusza, nie daje do myślenia.. I zwykle omijam, nie ważne czy to napisze "Basia" Czy "Kasia" czy inna "Halinka". W Polsce nie da się wyżyć z pisania książek, dlatego idzie się w monopol. I pisze, pisze, pisze... i w wielu przypadkach każda kolejna książka mniej trzyma fason niż następna. To sprawia, że człowiek nie myśli o możliwym rozwoju autora, ale raczej o tym, że jest wielu takich o tym samym pseudonimie, a książki się mnożą i mnożą...
Nie mam pojęcia, jaka pani autorka "Marzycielki" miała poprzednie powieści. Wiem z pewnością, że ta jest jedną z nowszych... i jeśli poziom jest wciąż taki sam, to ja śmiało mogę powiedzieć, że chętnie przeczytam resztę.
Nie wiem, co jest takiego na kartach powieści pani Michalak, ale historia naprawdę wciąga. Powieść wręcz się połyka i nie można doczekać się wręcz każdej kolejnej strony. I tak właśnie prześlizgnęłam się po całej serii "Pisarki" i nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z nią w ręku.
A to zagranie, czy bohaterka ma coś wspólnego z bohaterką, czy nie ma.. Jak dla mnie wspaniała rzecz. Z pewnością nie mogło być w tym samej fikcji literackiej, opowieść nie byłaby tak barwna i nieprzewidująca. Zupełnie jak ludzkie życie.
Ewa jak dla mnie mogłaby być prawdziwa.
Pisarka jest na pewno.

Owuu... A hejterzy, no cóż - niech się ****** ^^

Tak, tak...proszę państwa, przeżyłam - szok i niedowierzanie.

Nie lubię twórczości polskich autorów, bo zwykle nie jest wciągająca. Niezależnie od wartości jakie by nie przekazywała, nie wzrusza, nie daje do myślenia.. I zwykle omijam, nie ważne czy to napisze "Basia" Czy "Kasia" czy inna "Halinka". W Polsce nie da się wyżyć z pisania książek, dlatego idzie się w monopol....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No... i właśnie taką literaturę, to ja rozumiem.

No... i właśnie taką literaturę, to ja rozumiem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kolejne 365 dni... żalu...
Choć można by nawet powiedzieć, iż na swój sposób książka ta jest zarówno pragnieniem wolności i swobody w związku, ale na litość boską... po co pakować się w związek, skoro się go nie chce? Nikt z nas szczerze nie lubi ograniczeń, pewnym więc jest, że nikt świadomie nie dałby sobie wmówić czegoś wbrew swej woli. Chyba, iż jest nam to na rękę. Żyć w złotej klatce nie potrafiłby ktoś komu w ostatecznym rozrachunku nie przynosiłoby to korzyści. Nawet słaba psychicznie osoba, też szukałaby ucieczki z tej sytuacji. Co prawda zabrakło by jej odwagi do podejmowania prób ucieczki, czy walki z oprawcą. Znalazłaby więc inna drogę. Oddając się cierpieniu i załamaniu zdecydowałaby się na śmierć. W kim jednak nie ma pragnienia życia? Każdy z nas pragnąłby przetrwać i poprawić swój los. To łączy nas z główną bohaterką. Być może znajdując się na jej miejscu, wielu z nas zastanowiłoby się, czy warto przy tym ryzykować życiem innych - szczególnie bliskich nam osób. Laura jest jednak o tyle śmiała, że nie obawia się własnej samolubności. Chrzanić bliskich, chrzanić ukochaną rodzinę i nawet bliskich przyjaciół! Niech giną za nas, w końcu to my jesteśmy pępkiem świata - chwilami wydawało mi się, że jedynie taka myśl przyświeca Laurze. Cudownie los jej sprzyja i na wszystkie problemy odnajduje się boskie rozwiązanie. I choć swym zachowaniem igra z losem, ryzykuje życiem wspomnianych osób, to z niewiadomych przyczyn nad jej bliskimi roztacza się niewidzialna bańka - tarcza, której nikt nie ruszy. Bo i czemu nie, prawda? Chrzanić logikę!
Główna bohaterka jednak już od początku odbiegała of standardów do jakich jesteśmy wszyscy przyzwyczajeni. Nie była mała zahukaną istotą, która bezwiednie poddaję się wszelkim naciskom że strony otoczenia. To się chwali. Jednak nie wszystkie jej cechy sprawiają, że w czytelniku budzi się chęć sympatyzowania z podobnym pustakiem...
Laura uciśniona przez Massimo - swego pierwszego porywacza - co prawda poddaję się swym skrywanym pragnieniom. Pociąga ją ten niebezpieczny i jakże obłędny facet. Ulega pożądaniu jakie czuje. Akcja wkręca wszystkich naokoło kreując przed nami aurę "ryzykownej miłości" rodem z "50-ciu twarzy Graya". Namiętność rozpala Laurę do głębi, przez co myśląc nadgorliwe zainteresowanie nią z obłędem, ze strony mężczyzny, wpada w złudzenie miłości. Syndrom sztokholmski? Być może. Choć pokusiłabym się raczej o stwierdzenie, iż był to czysty akt desperacji. Laura od lat tkwiła w związku, który był dla niej wygodny, lecz nie przynosił jej prawdziwego szczęścia i ukojenia. Zachowywała się jak typowa Karyna żyjąca na koszt swego Sebika... Malując po raz enty swe paznokcie, nie posiadała innych ambicji niż zakup najbrzydszych butów świata, wartych zaledwie parę tysiaków... Bo w końcu cóż to takiego? Kocha? To niech łoży na swą panią...
Atencja seksownego mężczyzny, który choć toksyczny, zdaje się pragnąć jej szczęścia - sprawia, że kobieta godzi się na związek z nim. Momentalnie zapominając o latach związku z kimś innym. Sprawę bowiem rozwiązuje już wcześniejszym podkręceniem akcji, drobną kłótnią, nieporozumieniem którego dwójka dorosłych ludzi nie próbowało ze sobą nawet omówić. Prędko bowiem wciśnięto motyw zdrady i voilà! Nie trzeba powracać do tematu.
Cóż ci niebezpieczni porywacze czynią z umysłem niewinnej ptaszyny! Massimo zauroczony kobietą wchodzi z nią w pakt. Proponuje jej umowę! A Laura godzi się na wszystko. Przecież nić nie straci. Zaspokoi swe żądze, w głowie wciąż ma słowa umowy, że to wszystko tylko na rok, że ten "sen" kiedyś się skończy. I wszystko zostanie wymazane. Wiara w to, doprowadza właśnie do serii nieszczęść, poprzez które, a może właśnie, dzięki którym poznaje prawdziwe oblicze swego oprawcy. To co wydawało jej się miłością, było tylko jej złudzeniem. To co przynosiło jej radość, okazywało się być jej przekleństwem. Związek z draniem zmienia swe znaczenie, gdy kobieta spotyka z pozoru podobnego do Massimo mężczyznę. Znajomość z jednym gangsterem spać a jej umysł tak, że nie potrafi przejść obojętnie wobec innego, równie niebezpiecznego mężczyznę, który - nie oszukujmy się- jako płatny morderca nie może być normalny. Laura dostrzega w nim jednak dobro, co zdaje się być niemożliwe. Cudowna bajka ma szansę rozkwitnąć na nowo, należy jednak wcześniej upewnić się, że tym razem nie wpadnie w większe bagno niż poprzednio. Nieustannie goni ja jednak wątpliwość. Trudno jest Laurze zaufać przystojnemu Kanaryjczykowi, który także należy do świata przestępczego. Noż z deszczu pod rynnę! Bijmy "ukłony i gratulacje"...
To typowy syndrom ofiary. Psychika kobiety nie pozostawia złudzeń. Główna bohaterka nie jest normalna, skoro zamiast brać nogi zapas, decyduje się na nowy związek,z kimś kto jest tak podobny do jej oprawcy, co zarazem i inny [Czyżby też niezrównoważony?]. Ale jak już wspominałam wcześniej - facet nie może być normalny, skoro jest mordercą na zlecenie. Czułość, troskliwość i delikatność? Dajcie spokój - z tymi cechami w zapasie powinien mieć zapewnioną depresję oraz opiekę medyczną psychiatry. Coś tu zdecydowanie się nie zagrało. Nie mnie jednak to oceniać. Ostatecznie dla takich niezwykłych postaci istnieją karty książek. Im bardziej niemożliwy bohater tym większym jest pragnieniem marzeń. I to właśnie jedyny sekret fenomenu tego typu powieści. Dzisiejsza kobieta nie pragnie zniewolenia, nie pragnie też zwykłego księcia na koniu. Marzy jej się facet równie piękny, dobry, co i niebezpieczny. Ktoś kto osadzi ja w świecie jak z bajki, nie czyniąc go przy tym nudnym. W każdej chwili bowiem będzie mógł jej przynieść niespodziewany zwrot akcji, dreszcz który uczy i jej życie ciekawszym. Szkoda tylko, że w tym wszystkim tak bardzo odchodzi się od normalności, że zapomina się o tym co czyni nas ludźmi. Gdzieś na bok ucieka empatia, a czytelnik zostaje przy tym wyprany że zdolności odczuwania emocji. Bo przyznajcie się kto z was nie odetchnął z ulga, że historia dobiegła końca?? Wszystkim podniesiono emocje ta nagła zmianą obiektu uczuć głównej bohaterki. A co utrata ciąży? Co z tym biednym dzieckiem, które nie mogło się nawet urodzić? Już wam mówię - stało się z nim to, co z tym wszystkim, co wypiera się przez społeczna znieczulice.. Zostało wyparte i zapomniane. Choć wszyscy uparcie nie zgadzamy się z główna bohaterka, jesteśmy dokładnie tacy sami, jak ona. Uparci i samolubni. Widzimy tylko to, co chcielibyśmy widzieć.
I zdecydowanie pragniemy zupełnie innego zakończenia..

Kolejne 365 dni... żalu...
Choć można by nawet powiedzieć, iż na swój sposób książka ta jest zarówno pragnieniem wolności i swobody w związku, ale na litość boską... po co pakować się w związek, skoro się go nie chce? Nikt z nas szczerze nie lubi ograniczeń, pewnym więc jest, że nikt świadomie nie dałby sobie wmówić czegoś wbrew swej woli. Chyba, iż jest nam to na rękę. Żyć...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Sięgnąć po książki Jojo? - Z pewnością warto!

Dawno nie czytałam czegoś, co porwałoby mnie bez reszty. Co prawda do książki musiałam zrobić dwa podejścia, które wynikały głównie z powodu braku czasu - niestety pracujący ludzie w życiu nie mają lekko - to i tak cieszę się, że w końcu udało mi się ja przeczytać. Ostatecznie, jak na taką cegłę, poświęciłam jej zaledwie dwa bardzo krótkie wieczory...

"Moje serce w dwóch światach" posiada nie tylko ładny tytuł, nieciekawą okładkę, nowe miejsca i już znanych bohaterów, ale również odkrywa serię nowych tematów poruszanych przez autorkę. Bardzo spodobało mi się to, że Lou wybrała się w wielką podróż życia, iż podjęła niesamowite ryzyko i wyzwanie jakim było dla niej rozpoczęcie pracy w zupełnie nowym otoczeniu. Główna bohaterka zmierzyła się z nowymi problemami, tymi zarówno dotyczącymi jej pracodawców i ludzi w około, jak i własnymi. Czasem nie mogłam pogodzić się z jej decyzjami. W końcu jej życie zaczęło się naprawdę nieźle układać, a ona stawiając na szali wszystko - wyjechała. Z drugiej zaś strony, gdyby tego nie zrobiła, nigdy nie dane byłoby nam wszystkim poznać wręcz namacalnej więzi pomiędzy młodą parą - opiekunką i ratownikiem medycznym. Ich miłość stała się o wiele głębsza i bardziej namacalna niż płowe uczucie dwójki ludzi, którzy przeszli w życiu parę trudnych chwil i los zechciał, by się spotkali. [Druga część stanowczo prawiła o lekkim romansie, o czymś co mogło się zakończyć, jak ręką uciął, kiedy tylko dziewczyna postanowiła zmienić otoczenie.] Na dodatek ten facet... [psyt bez spoilerów] ale tak - to ten o którym tylko się szepcze.. klon Willa... Aż ciarki przechodzą na myśl o tym, że ktoś może być tak podobny, a zarazem tak inny. Z jednej strony iście denerwowało mnie to, że autorka powołała do życia takiego bohatera. Bo oto jak śmiała? Jak mogła tworzyć karykaturę boskiego Willa, zestawiać go na każdym kroku z nim, dając Joshui nawet jego imię, a potem... Potem zrozumiałam, że Jojo podjęła właściwą decyzję. Ten nowy Willem nie był. Lou nie pozostała z nim, nie uległa czemuś, co tkwiło głęboko w jej sercu, nie dała się zwieść emocjom... I pomyślała w końcu o tym, że prawdziwy Will nigdy by jej nie zmieniał.

Ten tom opowieści o Lousie sprawił, iż dostrzegłam o wiele więcej o niej. Zobaczyłam prawdziwy potencjał dziewczyny, który dawien dawno [czyt. w pierwszym tomie ]dostrzegł Will. Teraz człowiek tak naprawdę może odetchnąć z ulgą i powiedzieć, o tak, Traynor był wizjonerem.. lub po porostu pomyśleć, że z tej Lou to jednak wyszły ludzie.
Smuciłam się z każdego upadku bohaterki, wraz z nią i wielokrotnie dane mi się było cieszyć, gdy ona odbijała się od dna. I nieustannie dane mi tez było żywić nadzieję, że wkrótce będzie lepiej i tak do samego końca, bo napięcie rosło, bo pewne decyzje mogły nie być oczywiste... Jojo pięknie zagrała na emocjach czytelników. Podobało mi się to, jak Lou wreszcie okryła nowa siebie, jak jako pewna siebie kobieta postawiła warunek mężczyźnie swego serca, a potem z nadzieją, z szybko bijącym sercem pędziła na jego spotkanie nie wiedząc nawet, czy oby na pewno on się zjawi. I niech mnie ! Ale ja wtedy naprawdę traciłam nadzieję, zaczynałam wątpić w Sama - za co potem plułam sobie w brodę. Przecież to ideał. To naprawdę świetny gość, tylko tak wiele się wydarzyło, że niemal chciałam potrząsnąć wszystkimi tymi ludźmi, wymachiwanie książka jednak nie było w stanie im pomóc dojść do siebie [zapewne robiłam to zbyt słabo, ze zbyt małym rozmachem]. Koniec jednak był prze boski! To najważniejsze.
Ich historia naprawdę mnie urzekła - i śmiało mogę to stwierdzić bez grama zbędnych ironii.


Lekkość pióra autorki sprawiła, że bez problemu dałam się wciągnąć w serię. Z uśmiechem, czasem i nawet łzami w oczach, brnęłam z Lou przez jej świat i śmiało mogę powiedzieć - tak jak i główna bohaterka - nie żałuję. Bo kiedy czegoś się nie spróbuje ten pierwszy raz, nie można być wcale pewnym tego, jak to może być.

Sięgnąć po książki Jojo? - Z pewnością warto!

Dawno nie czytałam czegoś, co porwałoby mnie bez reszty. Co prawda do książki musiałam zrobić dwa podejścia, które wynikały głównie z powodu braku czasu - niestety pracujący ludzie w życiu nie mają lekko - to i tak cieszę się, że w końcu udało mi się ja przeczytać. Ostatecznie, jak na taką cegłę, poświęciłam jej zaledwie dwa...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Serio?

Do krzty prosta i naiwna bohaterka... Głupiutka młoda dziewczyna, która swym zachowaniem prezentuje wizję typowej blondynki ruszającej w świat. Potykającej się o każdy napotkany "kamyczek", robiącej z siebie idiotkę przy każdej wręcz okazji. Wypisz wymaluj łamaga, która - o dziwo! - posiada niesamowite pokłady szczęścia. Bez problemu znajduje pracę w obcym otoczeniu. Nie spotyka się z wrogością, krytyką, czy innymi problemami niż te, które sama wywołuje. Jedynie sama zostaje obserwatorką kłopotów innych i dzielnie stara się pomóc, wtykając ry... znaczy się palce tam, gdzie nie trzeba - co jednak przynosi dobre skutki i jej przyjaciółka również zostaje pobłogosławiona królewiczem. Cóż za idealny wręcz dla niej kawałek świata - ten Londyn! Nie tylko ratowana co rusz z opresji, a to przez przystojnego strażaka, a to swa miłą koleżankę, sąsiadkę, czy miejscowy patrol policji.. wychodzi zawsze cało ze wszystkich opresji. Szczęście nie opuszcza jej ani na krok. Dziewczyna bez trudu w większym świecie odnajduje miłość. I to nie raz! A dwa? Trzy razy? Na kogo w końcu nie spojrzy, tak każdy wydaje się być księciem w tej bajkowej krainie. Cudowni mężczyźni zewsząd zjawiają się znikąd i co rusz to nowy ma lepsze prezencje. Toż to takie typowe... Bo przecież idealni mężczyźni rosną na drzewach! I to pewne, że gdy jakaś singielka wyciągnie rękę po takiego gościa, to ten okaże się być lekarzem - tym idealnym, cudownym, kasiastym, kreatywnym, przyjaznym, itp., itd..., który to zabierze ją w podróż życia, jaką tylko ona może spier****ć.

< Czyżby mój poziom ironii podskoczył? Och... Jakaż ja niedobra! A może po prostu pewna proza ma czytelnika totalnie odmóżdżać, sprawiać, że znużony, czy zirytowany odrzuci książkę w kąt i prędko po żadną nie pochwyci... A może tylko proza ta ma być właśnie taką... byle jaką?
A jeśli tak..
To właściwie..
W imię czego? >

Serio?

Do krzty prosta i naiwna bohaterka... Głupiutka młoda dziewczyna, która swym zachowaniem prezentuje wizję typowej blondynki ruszającej w świat. Potykającej się o każdy napotkany "kamyczek", robiącej z siebie idiotkę przy każdej wręcz okazji. Wypisz wymaluj łamaga, która - o dziwo! - posiada niesamowite pokłady szczęścia. Bez problemu znajduje pracę w obcym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno już nie musialam tak bardzo zmuszać się do dokończenia jakiejś książki. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bardzo niecierpiałam przerzucenia każdej kolejniej strony. Cały ten "kosmos", w którym mieści się ta opowieść, a którym - w końcu - ta opowieść jest, przypomniał mi dlaczego tak bardzo nie lubię gatunku science fiktion. Imiona bohaterów są totalnie oryginalne. Niestety ich wyjątkowość sprawiła także, że stały się moim zdaniem totalnie niepraktyczne. Wielu z bohaterów miało podobnie brzmiące imiona - rozumiem pierwotny zamysł. W końcu ta wielość postaci pochodzących z różnych planet w jakiś sposób musiała się ze sobą identyfikować. Moim zdaniem sprawiło to jednak, iż część tych mniej lub bardziej pobocznych postaci łatwo było pomylić ze sobą. Oczywiście nie można ganić za to autorki. Próba budowy całkowicie nowego świata - a tu wręcz nawet - galaktyki, to nic łatwego. Siląc się na "genialną nowość" powinno się jednak choć zadbać o to, aby reszta nie ucierpiała. A tu! Jakimś dziwnym zrządzeniem losu - autorka rzucając się w wir tworzenia, niemalże opuściła się w stylu. Opisy zawarte w książce nie są zbyt ciekawie ujęte, ale i tak najbardziej rażące bywają puste dialogi. Wymiany oczywistych zdań, bądź rzucanie takich dziwnie dezorientujących pytań sprawia, iż tak naprawdę trudno skupić się na akcji. ("Masz cukierka? [...] Bardzo chciałbym teraz zjeść cukierka" - jedna z najgłupszych wymian zdań, jaka zapadła mi w pamięć) Mimowolnie czytelnik zostaje wytrącony z uwagi. Dialog, który prawdopodobnie miał go rozluźnić sprawił, iż budowane wcześniej napięcie akcji, zostało całkowicie przerwane. Iście denerwujace. Oczywiście! Wszystko w porządku, w końcu tę serię jednak można z lekka podciągnąć także pod gatunek fantasy (choć moja klasyfikacja wynikałaby raczej z prześmiewczej próby określenia gatunku słowem, któremy w domyśle zmieniam znaczenie na "infantylny","abstrakcyjny"- choć wiem, że to niewłaściwe), konkretniej urb an fantasy - ze względu na znaczące wątki. Co na myśl od razu może przynieść i typowość gatunkową, jak i ostatnio modne stosowanie zamkniętych, zróżnicowanych pod różnymi względami społeczności, podejmujących walki pomiędzy sobą ze względów różnic poglądowych oraz prowadzonej polityki. Jednym słowem - znajdziecie w tej serii to wszystko, co już wielokrotnie Wam podawano, tym razem jednak postarano się o wtórne przetworzenie... Temat moim zdaniem "przejedzony", co za tym idzie, także niemiłosiernie nudny. I jak już kilka osób zdołało już tu zauważyć (co wnioskuję po ich recenzjach i komentarzach), książka ta zamiast pokazać talent autorki, ukazała jego drugą stronę. Człowiek wręcz ma wrażenie, że coś zostało tu niedopracowane, albo i nawet niedowierza, że "Niezgodną" napisała ta sama osoba... No cóż! Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki, ale jeśli jednak chciałoby się to zrobić, to w przypadku czytelnictwa jest tylko jedna droga... Należałoby przeczyta ć raz jeszcze tamtą serię niż karmić się mżonkami, że nowa mogła jej dorównać. Pytaniem tylko pozostanie, czy poprzez pryzmat odkrytych w tej serii, pomiędzy wersami, nieudolności autorki, nie zaczniemy doszukiwać się "niechcianego zła" w już lubianej przez nas historii...hmm???

Dawno już nie musialam tak bardzo zmuszać się do dokończenia jakiejś książki. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak bardzo niecierpiałam przerzucenia każdej kolejniej strony. Cały ten "kosmos", w którym mieści się ta opowieść, a którym - w końcu - ta opowieść jest, przypomniał mi dlaczego tak bardzo nie lubię gatunku science fiktion. Imiona bohaterów są totalnie oryginalne....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trudno ukryć rozczarowanie.. Seria naprawdę świetnie się zapowiadała, jej zakończenie w taki, a nie inny sposób może i ma swe uroki, ale... Pozostaje właśnie to "ale", które określa wiele elementów, w tym brak poczucia tego jedynego, najbardziej oczekiwanego - zarąbistego zwieńczenia serii..

No, szkoda.

Trudno ukryć rozczarowanie.. Seria naprawdę świetnie się zapowiadała, jej zakończenie w taki, a nie inny sposób może i ma swe uroki, ale... Pozostaje właśnie to "ale", które określa wiele elementów, w tym brak poczucia tego jedynego, najbardziej oczekiwanego - zarąbistego zwieńczenia serii..

No, szkoda.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wyrodne dziecię...

Jubileuszowe dzieło Jakuba Ćwieka wali po oczach nie tylko doskonałą, jakże wymowną okładką, ale również niekonwencjonalnym pomysłem na powieść. Nieopisany talent autora opiewałam już swoim licencjatem, a dziś mogę krzyczeć ile się da z powodu nieopisanej radości, jaką dano mi w owej książce wzbogaconej o spore, odautorskie posłowie [pt."Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Lokim... ale nie chce się Wam ruszyć tyłka na spotkanie autorskie" - swoją drogą lałam z owego tytułu. Na spotkaniu autorskim Jakuba Ćwieka byłam tylko raz i wciąż pozytywnie wspominam wygadanego autora. Co prawda pytań wtedy nie miałam, bo zdołałam się już naczytać tych wszystkich artykułów i wywiadów, ale i tak zawsze można było się dowiedzieć czegoś nowego, tak i tu w posłowiu, człowiek może wyciągnąć wiele interesujących informacji... No i każdy wreszcie (ten uświadomiony - który kiedyś autora spotkał i ten nieuświadomiony też) choć trochę pozna autora, który wręcz przebija się przez te kilkanaście stron]

Historia "Papieża sztuk", choć poboczna idealnie wpisuje się w dziurę pomiędzy poszczególnymi tomami serii i wypełnia sobą nie tylko wspomnianą przestrzeń, ale również braki w sercach fanów.
Ćwiek [zapewne z diabelskim uśmiechem na ustach] oddaje swym wiernym czytelnikom nowe opowiadanie, w którym to wykreował postać Dezyderiusza Crane'a, samozwańczego boga popkultury, będącego owocem zupełnie niespodziewanego związku [no i pomysł, by wyrodne dziecię uczynić potomkiem Thora i Lokiego powala na kolana...Na myśl o tym jeszcze "kwiczę" ze śmiechu.] Zupełnie nowe, świeże bóstwo wyszło spod zręcznych rąk ... [muszę kropkami ocenzurować, bo zarzucono by mi spoiler] i swą chęcią życia, czy może bardziej utwierdzenia swej osoby na stałe na "etacie" bóstwa, namieszało co niemiara, a Kłamca z ekipą rusza w pościg, by go schwytać - no nie koniecznie schwytać, bo byłoby to spore niedopowiedzenie, ale powiedzmy, iż chodziło o ukaranie za to, iż ów Crane, świeżutkie bóstwo, tak bardzo namieszało...
A no właśnie...!! Namieszało... Nie chodzi tu już o wszystkie czynności, jakich podejmuje się Crane, a zarówno o to w jaki sposób zostało to przedstawione czytelnikowi. Otóż Ćwiek przy pomocy zupełnie oderwanej od tradycyjnego powieściopisarstwa - metodzie, dał nam możliwość poprowadzenia historii w tym kierunku, który bardziej nam odpowiada. Tak więc tradycyjna książka na nowo zyskuje zainteresowanie. Sprawia, iż czytelnik z zapałem wertuje książkę w odnalezieniu odpowiedniej strony i coraz częściej spotyka go na kolejnych kartach niemałe zaskoczenie...
Powieść z tradycyjnego opisu łączonego z dialogami i monologami przeistacza się niejednokrotnie w komiks, opowieść z obrazkami, a nawet niejako "walkę" narracyjną z bohaterem, szokując już nie tylko tym, iż narrator może stać się bohaterem, czy sam bohater książki może przejąć rolę narratora... i... Noż normalnie nie mogłam, gdy czytałam. Niemal nie zostałam uznana za szaloną, gdy w czasie mej lektury, postronni ludzie spojrzeli w moim kierunku, a ja akurat natrafiwszy na stronę, w której autor - niczym sam Bóg jedyny- dał czytelnikowi wolną wolę [po raz kolejny] i pozwolił dopisać alternatywne zakończenie pewnej sceny..., dusiłam się ze śmiechu -- Celowo zostawię w swej książce czyste linijki, to umożliwi mi zmianę historii za każdym razem, gdy zdecyduję się do niej powrócić. - Ah...rozpływam się nad geniuszem tegoż pomysłu.

I pewnie pojawią się tacy, co ową książkę nazwą wynaturzeniem... Wyklną ją z kanonu i stwierdzą, że powieści hipertekstowe są do bani, ale to nie istotne, to nieważne... bowiem stanę gdzieś na uboczu i prychnę pod nosem, a gdy ich lekceważące słowa/zachowania na chwilę ustaną [by pewnie znów narastać] sięgnę ponownie po "Papieża sztuk" i przeczytam korzystając z innych dróg, a ta powieść/historia/opowiastka -jak kto woli - nigdy mi się nie znudzi!!!


Ah, i jeszcze niech bogowie wynagrodzą Empikowi za to, iż można zakupić książkę przed oficjalną premierą [jak zrobiła to dla mnie moja droga friend: "kupić i podarować przyjacielowi"], przeczytać i "umrzeć" spełnionym...

Wyrodne dziecię...

Jubileuszowe dzieło Jakuba Ćwieka wali po oczach nie tylko doskonałą, jakże wymowną okładką, ale również niekonwencjonalnym pomysłem na powieść. Nieopisany talent autora opiewałam już swoim licencjatem, a dziś mogę krzyczeć ile się da z powodu nieopisanej radości, jaką dano mi w owej książce wzbogaconej o spore, odautorskie posłowie [pt."Wszystko,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Znośna...

"Wierna" to ostatnia część trylogii, która ze względu na temat społeczeństw odrębnych, ograniczonych, podzielonych na frakcje łudząco przypomina podziały dystryktów z popularnych "Igrzysk śmierci"... Podejmowane w trylogii tematy są ciekawe, opisy nie są ciężkie, a i choć dialogi czasami są bez większej głębi i głowni bohaterowie zakochują się w sobie - nie wiadomo kiedy, to i tak robi wrażenie.
Niestety do beczki miodu dodano łyżki dziegciu...
Tom trzeci wypada najsłabiej na tle poprzednich części. Wątki zdają się być splątane, nie mają czasem zbyt logicznych wyjaśnień. Ukazanie perspektywy Tobiasa wpłynęło na moją zmianę zdania na temat tegoż bohatera. Mężczyzna interesujący, odważny i tajemniczy, wykazuje się pewnymi przejawami głupoty. Chwilami czytałam p[rzez palce obawiając się tego, co stanie się później... a im dalej w las, było gorzej...
Każdy spiskował z każdym, główna, dotychczas niepokonana bohaterka [heros baba] cudem uniknęła śmierci od serum, by zaraz paść od kuli...
Kto mieczem wojuje od miecza ginie, to prawda...Jednak jej śmierć, choć łamie zwyczaj wynoszenia głównych bohaterów na piedestał i czyni z nich niezniszczalne maszyny o wielu umiejętnościach, nie przynosi serii plusów do zaje***tości.
Z ciężkim bólem tyłka musiałam stwierdzić, że akcja z Agencją była słaba, tak jak wszystkie wydarzenia, jakie rozgrywały się w ich bazie. Tak niebezpieczne peryferie, wydawały się być jedynie schronieniem wystraszonych ludzi, a nie bazami konspirantów, terrorystów i innych zdesperowanych, którzy w oczach CG byli ułomnymi...

Eh...
Cóż dużo mówić, happy endu się nie spodziewałam, jednakże liczyłam na coś dużo lepszego...

Znośna...

"Wierna" to ostatnia część trylogii, która ze względu na temat społeczeństw odrębnych, ograniczonych, podzielonych na frakcje łudząco przypomina podziały dystryktów z popularnych "Igrzysk śmierci"... Podejmowane w trylogii tematy są ciekawe, opisy nie są ciężkie, a i choć dialogi czasami są bez większej głębi i głowni bohaterowie zakochują się w sobie - nie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lista zastrzeżeń:
- O ile wspaniale czułam się czytając początek książki i spotykając zabawne wydarzenia i równie śmieszne dialogi, o tyle akcja przemieniła się w jałowe pole, które później coraz bardziej odbierało mi chęci do czytania. //Na szczęście są takie wątki, które nie zostają wyjaśnione, więc jest nadzieja na to, ze kolejne części mogą zaciekawić
- Bohaterowie względni. Polubiłam Juliana, zaś główna bohaterka jako księżniczka oczywiście musi opływać w luksusie - strasznie denerwujące. Chociaż z drugiej strony gdyby pochodziła z średnio zamożnej rodziny, to chłopak rozpieszczałby ją drogimi prezentami, co również byłoby denerwujące...
- Pomysł lamii i wampirów interesujący. Choć miejscami to wszystko jest takie dziwaczne. Lamie niby wampirami są, a chodzą w dzień, wampy już nie mogą... I tu miejscami rodzi się niezrozumienie dla tej sytuacji, takie jakie odczułam przy czytaniu rozwiązania akcji z uwięzieniem głównej pary... To też dopiero bzdura...Najwyraźniej autorka nie miała lepszego pomysłu na finał.
- Rozdziały są długie, przez co czyta się i czyta. Miejscami chcąc dokończyć rozdział, denerwowałam się, że zostało jeszcze tyle stron. Równocześnie rozdziały są bardzo nierówne. Jedne [końcowe] tak krótkie, a początkowe dłuższe, że właściwie nie mam pojęcia, czemu tak jest O.o
- Znów jakiś tłumacz nawalił, czy korektor może prędzej. Zdarzają się literówki, gdzieniegdzie fleksja jest nieodpowiednio zastosowana.
- I nie wiem też czy coś jest nie tak z wydawnictwem, ale w niektórych fragmentach pisanych kursywą pojawiają się nieznaczące słowa umieszczone zwyczajną czcionką, które wyróżniają tekst. Właściwie nie wiem po co utrzymano tą kursywę, jest zbędna.
- Książka nie jest gruba, ale z powodu tego super papieru twarda i ciężka, dodatkowo niewygodnie trzymało się ją w rekach.
- Okładka dość spoko. Patronów medialnych też mało, więc reklama słaba.
- Czy przypomina inne teksty o wampirach?Chyba w którymś momencie Julian zapiera się, że jest niebezpieczny i nie może z nią być. Nie chce też, by Dawn zbliżała się za bardzo gdy nie jest dostatecznie najedzony. Więc możliwe, że to trochę Zmierzchowe, chociaż ten motyw pojawia się wśród większości książek o nadnaturalnych...

Lista zastrzeżeń:
- O ile wspaniale czułam się czytając początek książki i spotykając zabawne wydarzenia i równie śmieszne dialogi, o tyle akcja przemieniła się w jałowe pole, które później coraz bardziej odbierało mi chęci do czytania. //Na szczęście są takie wątki, które nie zostają wyjaśnione, więc jest nadzieja na to, ze kolejne części mogą zaciekawić
- Bohaterowie...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeczytane już kolejny raz z rzędu, tym razem nawet o fiszkowane, na potrzeby mej pracy...

Czytanie dla przyjemności, kusi nas niejednokrotnie po sięganie po te same książki po kilka razy. Nie zastanawiając się robimy to dla swej przyjemności, by przezywać przygody fikcyjnych bohaterów po raz kolejny...
Jednak, gdy ulubiona lektura staje przed nami jako przymus do przeczytania, jesteśmy w stanie ją znienawidzić.
Mimo, iż bardzo mnie kusiło, nie zmieniłam oceny.
Moja miłość do "Kłamcy" przecież nie przeminie z powodu głupiego przymusu...
Prawda?

Przeczytane już kolejny raz z rzędu, tym razem nawet o fiszkowane, na potrzeby mej pracy...

Czytanie dla przyjemności, kusi nas niejednokrotnie po sięganie po te same książki po kilka razy. Nie zastanawiając się robimy to dla swej przyjemności, by przezywać przygody fikcyjnych bohaterów po raz kolejny...
Jednak, gdy ulubiona lektura staje przed nami jako przymus do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bywają ludzie, którzy czytają, gdy niebo przysłonią chmury, gdy niespodziewanie braknie prądu, lub w czasie czekania w kolejce u lekarza. Są też ludzie, którzy czytają dla rozrywki, gdy mają dobre dni, lub gdy muszą...
Ja czytam w dwóch wyjątkowych sytuacjach: gdy mój humor w skali od 1 do 10 nie osiąga oceny niższej niż 6. Często mając już właśnie tą szóstkę, czytam by oderwać swe myśli od innych spraw, gdy mam więcej czasu dla siebie i chcę spędzić go produktywnie. Drugą sytuacją zaś jest czas, kiedy jestem chora, gdy słabo widzę z powodu kataru, jestem słaba z powodu gorączki, czy gdy męczy mnie kaszel.
Tak też było i tym razem. Sięgnęłam po książkę, którą w każdym innym przypadku oceniłabym o parę gwiazdek wyżej, bez dodatkowych zastrzeżeń, a jednak choroba wpłynęła na moją ocenę. Co dowodzi temu, że samopoczucie ma spory wpływ na odbiór lektury, zupełnie jak i nastawienie do niej.

Mniejsza już z tym, bo ten, kto pokusi się o przeczytanie mych wypocin straci około minuty, lub dwóch ze swego życia, nie dowiadując się niczego konkretnego o lekturze. - Doprawdy, jakże mi przykro, ale trzeba było nie rozwijać postu dalej... Nauczycie się wreszcie rozwagi, a dodatkowo nie ufajcie ocenom innych - nie wiadomo jaki mieli nastrój, gdy czytali XD

Lista mych zastrzeżeń do "Luciana":
- Cudowna ta okładka, z połyskiem skrzydeł anioła, która już samym swym wyglądem informuje o tym, kim miałby być Lucian. Święcie przekonana, że właśnie aniołem czytałam, czytałam...anioła nie znajdowałam. Do kosmity było mu daleko, jednakże jakimś nadnaturalnym spokojnie mógł zostać. Właściwie nie wiem czemu mnie to tak zirytowało, ale był bezużyteczny...
- Druga rzecz... Po co komuś niewidzialność, super szybkość, jakiś czujnik radarowy, skoro kiedy przychodzi, co do czego, nie można się tym posłużyć, bo się nie wie jak to działa, albo co się z czym je... Bez sensu.
- Wracając do powyższego, co łączy się z finałem historii, to na Boga/bogów, po co mu moce, skoro śmierć dziewczyny miała wyjść przez wykrwawienie. W ogóle, co to za szalony pomysł? Nie mogli zamiast trzęsienia ziemi, które w sumie było takie średnie, jak wyczytać można z opisów, dać czegoś bardziej mrożącego krew w żyłach?
- Autorka chcąc ująć historię w jednej książce i tak nieco ucięła faktów, bez domysłów nie jestem w stanie wyobrazić sobie czemu Janne nie lubi Mischell? Czy jest o nią zazdrosna? Ale jak skoro ma swoją dziewczynę...
- A właśnie... Bardzo popularne motywy seksualności pojawiające się we wszystkich sferach życia musiały zostać wciśnięte nawet do literatury. Nigdy mnie to nie irytowało, jednak jak czytałam o Wróbelek i Janne bolały mnie plecy. Teraz się tak zastanawiam, czy to z powodu niewygodnej pozycji, czy to może jeden z bóli egzystencjalnych. Już sama nie wiem.
W każdym bądź razie, lezbijki wychowywały główną bohaterkę i na moje oko, wychowanie było bardzo dziarskie.
- Co tyczy się powyższego, jak można do swojej rodzicieli mówić po imieniu. Matka nigdy nie będzie koleżanką, do cho*ery!! Wiadomo, że z rodzicami zawsze można porozmawiać o wszystkim, to członek rodziny, jak nikomu innemu tylko im można najczęściej zaufać i prosić o rady, które będą cenniejsze niż mało doświadczonych rówieśników. Ale mówienie, a nawet myślenie o matce w kategorii przyjaciółki, koleżanki, w grę nie wchodzi. Co za popaprany świat, ludzie już w ogóle nie mają szacunku do rodziców, czy jak?
- Mam ledwie 20 lat [ ok rok lub dwa więcej] i już tłumaczę czemu przytaczam ten fakt. Jak żyję nigdy nie słyszałam, by ktokolwiek z moich znajomych - młodszych czy nawet starszych- używał nagminnie słowa "galaktycznie". Brzmi to zupełnie śmiesznie, w kwestii powiedzenia, że coś jest tak nieograniczenie niezwykłe i wspaniałe, że kolejne bóle egzystencjalne włączyły mi się w czasie lektury.
- Z kolejno przerzuconymi kartkami cieszyłam się na koniec książki. Cały dzień bowiem spędziłam w łóżku, spocona jak nie powiem co... I liczyłam na happy end, bo było mi tak niedobrze, niewygodnie, kaszel ciągle mnie męczył, gdzieś przy tym wszystkim ciekło mi z nosa... [Wstrząsająca historia]
I jak się to skończyło? No jak....
Zawsze, gdy czytam w dobrym humorze, to jest tym przekraczającym minimalny próg oceny 6, to oczekuję zakończenia, które wbije mnie w fotel. Myślę sobie, no może nareszcie ktoś zginie, a wtedy co się dzieje? Sielanka, od poczatku do końca... Aż się rzyga tęczą.
W wypadku tej książki, łudziłam się oczekując dobrego zakończenia - choć i to złe nie było, jednakże love forever przepadło.
- Pewnie powinnam kończyć narzekanie, ale pozostał jeden problem. Tłumacz w Polsce dał przysłowiowej d***. Rozumiem, że tłumaczenie z obcego języka jest sporym wyzwaniem, zwłaszcza z germańskiego, jednakże można było się chociaż postarać poprawić stylistykę na polską. Nie zmieniłoby to sens zdań, historia pozostałaby również ta sama, a lepiej by się czytało...
Ale może tu korektor zawinił? No już z pewnością redaktor, który puszcza to w swoim wydawnictwie.
Kolejna rzecz, najwyraźniej nasz tłumacz poznał tylko te przypadki, w których odmienia się w Niemczech. U nas jest ich jednak więcej i fleksja przy pseudonimie dziewczyny Janne leży. Czasem jest Wróbelek - nagminnie, by czasami pojawiło się Wróbelkowi, ale zwykle wszędzie pojawia się tylko Wróbelek, Wróbelek. Na żeński ciężko to przenieść, ale to nie zmienia faktu, że czasami można byłoby przekazać coś Wróbelkowi, zwrócić się do Wróbelka, czy wybrać się na spacer z Wróbelkiem? No chyba, że nie mam racji, więc uchylę czoła...
Chociaż nie... W końcu "Polski język, trudna język", to tak mi przykro, ale czasami trzeba byłoby się postarać dla nas Polaków.
- Kolejna rzecz do tłumacza? Tłumaczki? [Takie to istotne, a nie zwróciłam uwagi - o jakże mi przykro] Wiadomym jest, że książka skierowana jest do młodego odbiorcy, który z reguły zna dwa podstawowe języki obce, ale bywają czasem tacy, dla których można byłoby się postarać i wrzucić w przypisie tłumaczenie angielskich zdań. Akurat będąc na 3 roku studiów z lektoratem angielskiego, nie miałam problemu, ale co jeśli po książkę sięgnie ktoś starszego pokolenia, np moja mama? Za jej czasów uczono języka rosyjskiego i jestem pewna, ze w czasie lektury nie sięgnie po słownik języka angielskiego. Jeśli w ogóle przeczyta te zdania, to i tak zrobi to błędnie.
Tyle z naszego cudownego tłumacza...

Odechciało mi się czytać. Niestety moja choroba zapowiada się na dłuższe leżakowanie, więc jeszcze czegoś skosztuję w tym czasie.
Zapowiada się interesujący dzień...

Bywają ludzie, którzy czytają, gdy niebo przysłonią chmury, gdy niespodziewanie braknie prądu, lub w czasie czekania w kolejce u lekarza. Są też ludzie, którzy czytają dla rozrywki, gdy mają dobre dni, lub gdy muszą...
Ja czytam w dwóch wyjątkowych sytuacjach: gdy mój humor w skali od 1 do 10 nie osiąga oceny niższej niż 6. Często mając już właśnie tą szóstkę, czytam by...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

NIE POLECAM TEGO NIKOMU ! xD



Skrótem, dla własnej pamięci:

- Napisane w bardzo chaotyczny sposób, niejasne są przejścia z jednej sceny do drugiej, niejednokrotnie sprawdzałam, czy czasem nie brakuje, którejś ze stron. - Można to tłumaczyć tylko tym, że autor pisał w takich, a nie innych czasach, co z kolei wpływa na to, że pragnął wydać książkę jak najszybciej, stad pisał ją szybko [zob. data pierwszego wydania]

- Kaden utożsamiony z Rasińskim. Również pisarzem, zajmującym podobne stanowisko, jakie niegdyś zajmował autor powieści. Rasiński również pisze powieść -ma krótkie terminy do wydania- pisze również do prasy.
[zob również Legiony i działania konspiracyjne]

- Barcz - bohater w oczach swych ludzi i społeczeństwa. Ludzie zabiegają o jego względy [czego nie jest wart, jak okazuje się na kartach powieści]. Z początku wygląda na skromnego, swojskiego chłopa [nie dba o własne dobra materialne - zniszczony mundur, dziurawe skarpety]. // Nie pochwala zajęcia swej żony Jadzi. Pragnie pozbyć się jej teatrzyku laleczek, nie mówiąc już o produkcji. Nie szanuje również żony, spotyka się z Hanką. // Hankę D. nazywa prostytutką - ostra wymiana zdań na ten temat. Kobieta jednak zasłużyła się swymi "umiejętnościami" dla sprawy. --Mimo tego, jak Barcz ją nazywa i tak ma z nią romans. Który owocuje ciążą kobiety. Generał każe usunąć jej dziecko, ona jednak się na to nie godzi - spora kłótnia- kobieta odchodzi.[na koniec powieści] // Z winy Barcza umiera jego żona, Jadzia oblewa się płynnym papierem. Rozległe poparzenia skutkują jej śmiercią.

- Jadzia, żona generała, jako osoba, która poradziła sobie w czasie nieobecności męża. Zajęła się tworzeniem laleczek i założyła teatrzyk. [chol.era wie jak wyglądała - opisy niejasne]; Posądzana przez męża o zdradę z Pietrzakiem [tamten rzeczywiście ją kochał i był gotów jej się oświadczyć, ona jednak wierna była Barczowi]; Stara Barczowa nie wierzyła w jej rzekome romanse o jakich opowiadał jej syn; Jadzia nie mogła zajść w ciążę.

- Stara Barczowa - z wieloma odznaczeniami, matka generała. Ciesząca się sporym poważaniem, dumna ze swego syna- bynajmniej początkowo.

- Dąbrowa - spiskujący z Czerwonymi. Nie chciał iść na front...
- Spiskowcy trzymający się głównie razem. [W. i K.] Oboje poddają się zwierzchnictwu Barcza. [Polityczne zagrania...]

NIE POLECAM TEGO NIKOMU ! xD



Skrótem, dla własnej pamięci:

- Napisane w bardzo chaotyczny sposób, niejasne są przejścia z jednej sceny do drugiej, niejednokrotnie sprawdzałam, czy czasem nie brakuje, którejś ze stron. - Można to tłumaczyć tylko tym, że autor pisał w takich, a nie innych czasach, co z kolei wpływa na to, że pragnął wydać książkę jak najszybciej, stad...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zaskakujący prezent od cioci i wujaszka XD

Zaskakujący prezent od cioci i wujaszka XD

Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdyby nie to, że naprawdę lubię tą autorkę, nie przeczytałabym tej książki wiedząc, jaki poziom sobą reprezentuje.

Opowieść w "Wybrałam ciebie" jest strasznie naiwna, wiele rzeczy jest tu niejasnych, a bohaterowie robiący sami sobie na przekór ,są po prostu iście denerwujący.
Główna bohaterka jest zagubiona w życiu, sama nie wie czego chce, łączy ją więź z Peterem, a możliwe, że zaczyna zakochiwać się w Jacku. Nie potrafi racjonalnie myśleć, ani przez jedną chwilę, co poważnie skłania mnie do zastanowienia się, czy wszystko z nią w porządku. Główny watek więzi na której opiera się cała fabuła nie jest ciekawy. Nawet nie jest jasne dlaczego tak się dzieje, tajemnicza więź? Krew ciągnie do krwi.. i właściwie nic poza tym. Prawdę powiedziawszy nielogiczne jest wplatanie tu miłości, przecież oni ją chcą po prostu zjeść - nawet jeśli się przed tym bronią, obraz tego faktu pozostaje niezmienny.
Obraz wampirów w tej powieści jest wyłącznie czymś na kształt nadludzi żywiących się krwią, nie przedstawiają grozy ani nie wzbudzają strachu i nie ratuje tego już nawet fakt, że Peter brał udział w wojnach, zabijał, czy pije krew z naiwnych dziewcząt w barze. Bliżej im mentalnością do dzieci, niż racjonalnych ,dorosłych ludzi.

To jedna z tych książek, za którą nie warto jest zapłacić 30zł, nawet wykonana jest najtańszym kosztem - użyto tu taniego papieru, korektor, a może adiustator tez się nie napracowali. Na kartach książki znajdujemy: literówki, pewne fabularne niejasności- możliwe wynikające z tłumaczenia- ale to już swoją drogą, może jestem ślepa, ale pierwszy raz dostrzegłam w wydawnictwu Amber tyle błędów.

Jedyne, co może przyciągać do tej książki to w miarę ładna okładka.

Gdyby nie to, że naprawdę lubię tą autorkę, nie przeczytałabym tej książki wiedząc, jaki poziom sobą reprezentuje.

Opowieść w "Wybrałam ciebie" jest strasznie naiwna, wiele rzeczy jest tu niejasnych, a bohaterowie robiący sami sobie na przekór ,są po prostu iście denerwujący.
Główna bohaterka jest zagubiona w życiu, sama nie wie czego chce, łączy ją więź z Peterem, a...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze bałam się tej książki, tytuł i okładka mnie zniechęciły. Miałam o niej nazbyt wybujałe wyobrażenie czegoś w rodzaju kolejnej fantazji przyszłości pełnej cyborgów, dziwacznych maszyn które walczyłyby choćby mieczami świetlnymi, o dziwo!
Opisy mi się podobały, choć świat przedstawiony nie był idealny zmieścił się w mej kategorii do: zniesienia.
Fabuła jest dobra

Szczerze bałam się tej książki, tytuł i okładka mnie zniechęciły. Miałam o niej nazbyt wybujałe wyobrażenie czegoś w rodzaju kolejnej fantazji przyszłości pełnej cyborgów, dziwacznych maszyn które walczyłyby choćby mieczami świetlnymi, o dziwo!
Opisy mi się podobały, choć świat przedstawiony nie był idealny zmieścił się w mej kategorii do: zniesienia.
Fabuła jest dobra

Pokaż mimo to