-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać438
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant13
-
ArtykułyZapraszamy na live z Małgorzatą i Michałem Kuźmińskimi! Zadaj autorom pytanie i wygraj książkę!LubimyCzytać6
Biblioteczka
2023-01-28
2022-06-20
Mieliśmy sześć lat - ciepły kąt, opiekę i miłość bliskich i beztroskie dzieciństwo. Nagle ważni ludzie zdecydowali wyszarpać nas rodzicom i umieścić w szkole, w której zostaliśmy odarci z człowieczeństwa. Upokorzenia, wyzywanie, ograniczanie, wykorzystywanie w każdy możliwy sposób. Nie da się wyjść cało z takich przeżyć, bez uszczerbku na ciele oraz psychice. Radosne dzieci przeobraziły się w skrzywdzonych dorosłych, niepotrafiących normalnie żyć. Zawiniliśmy tylko tym, że byliśmy rdzennymi Amerykanami, nazywanymi Indianami, zamieszkującymi Kanadę. Zdeptano nas, zniszczono, wypluto i pozostawiono samym sobie...
- Kenny, Lucy, Clara, Howie, Maisie i mnóstwo innych dorosłych, którym zabrano dzieciństwo.
***
"Pięcioro małych Indian" to przerażająca i ciężka emocjonalnie opowieść o złamanych ludziach, próbujących poskładać się na nowo. Jest to niesamowicie trudne, a niekiedy niemożliwe do osiągnięcia. Serce mi pęka, gdy uświadamiam sobie, jak łatwo można zniszczyć człowieka…
Na pewno większość z Was czytała albo przynajmniej słyszała o "27 śmierciach Toby’ego Obeda" – tytuł Michelle Good to właśnie podobna historia, tylko fabularyzowana. Polecam, aby otworzyć oczy i może docenić, że jednak nie mamy tak najgorzej, chociaż dobrze też nie jest. Niemniej czasami człowiek potrzebuje kopa, aby ocknąć się i ujrzeć, iż tak naprawdę nie ma tak źle.
Dyskryminacja boli. Niesprawiedliwość boli. Samotność boli. Ludzka krzywda boli. Czytanie tej książki boli. Świadomość, że to działo się naprawdę – boli.
Mieliśmy sześć lat - ciepły kąt, opiekę i miłość bliskich i beztroskie dzieciństwo. Nagle ważni ludzie zdecydowali wyszarpać nas rodzicom i umieścić w szkole, w której zostaliśmy odarci z człowieczeństwa. Upokorzenia, wyzywanie, ograniczanie, wykorzystywanie w każdy możliwy sposób. Nie da się wyjść cało z takich przeżyć, bez uszczerbku na ciele oraz psychice. Radosne dzieci...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-06-05
Anię uwielbiam całym sercem, więc czy sięgam po przekład znany od dawna, czy po nowe tłumaczenie - kocham tak samo. Oba mają dla mnie niepowtarzalny klimat i kompletnie nie poczułam, aby Ania straciła coś, będąc Anne - absolutnie.
Anię uwielbiam całym sercem, więc czy sięgam po przekład znany od dawna, czy po nowe tłumaczenie - kocham tak samo. Oba mają dla mnie niepowtarzalny klimat i kompletnie nie poczułam, aby Ania straciła coś, będąc Anne - absolutnie.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-05-22
Życie potrafi zaskakiwać - nieraz pozytywnie, innym razem negatywnie. Nigdy nie wiemy, co przyniesie nam kolejny dzień. Być może masę radości albo ogrom smutku, po którym będzie nam ciężko się podnieść. Jednak wszystko mija, prędzej czy później, ale MIJA. Czas nie staje w miejscu, nikomu nie daruje, nikogo nie ominie... Wszystko, co dobre i wszystko, co złe - odejdzie.
Pierwsze miłości. Nowe znajomości i przyjaźnie, które mają trwać całe życie. Pierwsza praca. Pierwsze lato pozwalające na nowe doznania. Spełnianie marzeń i podejmowanie ryzyka. Głupie decyzje. Mądre wybory. Próbowanie nowych rzeczy. Pierwsze zawody miłosne. Utrata najukochańszych ludzi. Beztroska, zabawa, śmiech i łzy. Młodość ma swoje prawa i musi się nimi rządzić, bo szybko uleci i nigdy nie powróci.
***
"Hard Land" to opowieść dorastającego chłopca, którego życie składa się ze wzlotów i upadków, smutków i radości, poważnych decyzji i niemądrych występków. Owa lektura wywołała we mnie ciepłe uczucia związane z nostalgią i wspomnieniami moich nastoletnich lat. Czytało mi się ją bardzo przyjemnie, natomiast w moim odczuciu nie wyróżnia się ona niczym szczególnym na tle innych powieści młodzieżowych, chociaż ogromnym plusem jest tu zawarcie ważnego wątku, jakim jest proces żałoby i radzenia sobie po stracie ukochanej osoby.
Z pewnością przez jakiś czas będę miło wspominać tę historię, jednak nie jestem pewna, czy zostanie ona w mojej pamięci na dłużej. Być może gdybym była dużo młodsza, moje uczucia byłyby cieplejsze. Niemniej myślę, że jest ona idealna dla nastolatków, którzy odnajdą cząstkę siebie w głównym bohaterze, a nieco starsi wspomną z rozrzewnieniem swoją młodość...
Życie potrafi zaskakiwać - nieraz pozytywnie, innym razem negatywnie. Nigdy nie wiemy, co przyniesie nam kolejny dzień. Być może masę radości albo ogrom smutku, po którym będzie nam ciężko się podnieść. Jednak wszystko mija, prędzej czy później, ale MIJA. Czas nie staje w miejscu, nikomu nie daruje, nikogo nie ominie... Wszystko, co dobre i wszystko, co złe -...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-05-19
Kiedy pojawia się dziecko, kobieta przestaje być kobietą - staje się matką. Na zawsze. Wiele zachowań jej nie przystoi, musi pilnować się i działać nie w zgodzie ze sobą, ale z tym, co narzuca społeczeństwo. Nie może płakać, narzekać, wątpić, chcieć uciec. Musi trwać, pocieszać, opiekować się, dbać i być. A co jeżeli nie daje rady i ma ochotę wszystko rzucić?
Główna bohaterka "Córki" kocha swoje pociechy, ale łączy je dość specyficzna i skomplikowana więź. Kiedyś Leda nie dała rady i podjęła pewne wybory, których konsekwencje ponosi nadal. Kiedy jej córki wyjeżdżają, kobieta dopiero zaczyna żyć i cieszyć się tym, że musi już decydować tylko za siebie.
Ta opowieść ma potencjał, ale w moim odczuciu nie został wykorzystany przez skupienie się autorki na niewiele wnoszących opisach i wątkach, zamiast na tym, co powinno być tu kwintesencją. Momenty dotyczące macierzyństwa - bardzo dobre i trafne, natomiast nie pojmuję, co Ferrante miała na myśli, nieustannie wracając do tematu lalki czy zachowań poznanej rodziny. Ja chciałam więcej Ledy i jej rozterek, a nie zbędnych opisów. Może jestem zbyt tępa i nie zrozumiałam przekazu pomiędzy wersami - nie przeczę, ale ja prosta kobieta jestem i jak książka ma być o trudnych relacjach i zmaganiach głównej bohaterki, to właśnie tego oczekuję, a nie takiego pitu-pitu o wszystkim i niczym.
W tym przypadku zachwytu zabrakło, ale nie było też najgorzej - tak mocno średnio (nie jestem przekonana, czy to dobry tytuł na pierwszy raz z twórczością pisarki). Jednak nie poddaję się i daję kredyt zaufania, czekając na wielkie WOW przy innych pozycjach Ferrante. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie, gdyż pokładam w niej wielkie nadzieje.
Kiedy pojawia się dziecko, kobieta przestaje być kobietą - staje się matką. Na zawsze. Wiele zachowań jej nie przystoi, musi pilnować się i działać nie w zgodzie ze sobą, ale z tym, co narzuca społeczeństwo. Nie może płakać, narzekać, wątpić, chcieć uciec. Musi trwać, pocieszać, opiekować się, dbać i być. A co jeżeli nie daje rady i ma ochotę wszystko rzucić?
Główna...
2022-05-13
Robię, co mogę by odnaleźć szczęście. Szukam, szukam i nic nie zadowala mnie w stu procentach. Jestem, ale jakbym była obok. Próbuję czerpać z życia, ale ciągle coś jest nie tak, coś mnie uwiera, coś gniecie. Gdzie jesteś, piękny świecie?
***
Bałam się mojego drugiego podejścia do twórczości Rooney, bo żadna książka nie pozostawiła mnie z tak ambiwalentnymi odczuciami jak "Normalni ludzie". Ciągnęło mnie do kolejnych utworów autorki, a z drugiej strony byłam pełna obaw. W końcu nadszedł czas na "Gdzie jesteś, piękny świecie" i już wiem, że fanką Rooney nie jestem (i nie wiem, czy będę), ale na pewno jest nieco lepiej niż przy jej debiucie ("Rozmowy z przyjaciółmi" czekają w kolejce).
Ten tytuł na pewno nie znajdzie się w mojej topce. Prawdopodobnie za jakiś czas zapomnę o nim. Natomiast cieszę się, że w mojej relacji z książkami Rooney doszło do pewnego progresu - może bez spektakularnych efektów, ale każdy krok do przodu to już coś. Momentami mogłam utożsamić się z niektórymi przemyśleniami bohaterów, chociaż większości zachowań totalnie nie pojęłam. Autorka dość oryginalnie przedstawia stosunki międzyludzkie - w moim odczuciu nie są one zdrowe i raczej nie utrzymywałabym kontaktów z osobami, z którymi moje relacje wyglądałyby tak jak w tej historii, ale może jestem dziwna. Kto wie.
Jedno wyniosłam z tej opowieści - kim byśmy nie byli, czego byśmy nie robili, o czym byśmy nie marzyli - zawsze i wszędzie do pełnego szczęścia brakuje nam drugiego człowieka.
Robię, co mogę by odnaleźć szczęście. Szukam, szukam i nic nie zadowala mnie w stu procentach. Jestem, ale jakbym była obok. Próbuję czerpać z życia, ale ciągle coś jest nie tak, coś mnie uwiera, coś gniecie. Gdzie jesteś, piękny świecie?
***
Bałam się mojego drugiego podejścia do twórczości Rooney, bo żadna książka nie pozostawiła mnie z tak ambiwalentnymi odczuciami jak...
2022-03-31
Kiedy myślę o ulubionej serii książkowej dla dzieci, od razu na myśl przychodzi mi Basia. Jeszcze żadna część jej przygód nie zawiodła ani mnie, ani moich dzieci, a wręcz przeciwnie - KAŻDA z nich przekazuje ogrom wartości.
Bogata wyobraźnia to piękna sprawa, o ile nie wykracza ona zbyt daleko i nie przeistacza się w kłamstwa. Nowa koleżanka Basi chce zaskarbić sobie sympatię dzieci, więc opowiada o swoim życiu, nieco koloryzując. Nie podoba się to jej kolegom...
Należy tłumaczyć dzieciom, że kłamstwa nie są niczym dobre i mogą zepsuć każdą relację międzyludzką. Jeżeli ktoś ma nas polubić to za to, jakimi ludźmi jesteśmy, a nie takimi na jakich próbujemy się kreować. Bycie sobą to najlepsze wyjście z każdej sytuacji.
Fanów Basi nie muszę namawiać do sięgnięcia po jej najnowsze przygody. Z kolei jeśli nie znasz jeszcze tej rezolutnej dziewczynki i jej rodziny, to koniecznie nadrób zaległości, a przekonasz się, że żadna dziecięca domowa biblioteczka nie może obejść się bez niej!
Kiedy myślę o ulubionej serii książkowej dla dzieci, od razu na myśl przychodzi mi Basia. Jeszcze żadna część jej przygód nie zawiodła ani mnie, ani moich dzieci, a wręcz przeciwnie - KAŻDA z nich przekazuje ogrom wartości.
Bogata wyobraźnia to piękna sprawa, o ile nie wykracza ona zbyt daleko i nie przeistacza się w kłamstwa. Nowa koleżanka Basi chce zaskarbić sobie...
2022-03-21
Magdalena Majcher jest jedną z nielicznych autorek, po której książki sięgam w ciemno i liczba przeczytanych tytułów kończy się już nie na -naście, ale -dziesiąt. Autorka słynie z powieści obyczajowych, ale nie boi się też innych gatunków. Kiedy usłyszałam, że pisarka pokusiła się o serię książek zainspirowanych prawdziwymi wydarzeniami, wiedziałam, iż muszę je poznać. Na pierwszy raz wybrałam "Małe zbrodnie".
Mała miejscowość na Mazowszu, gdzie każdy zna każdego. Nie dzieje się tam zbyt wiele, dopóki policja w jednym z domów nie odkrywa szczątków noworodków. Media oraz społeczeństwo błyskawicznie podejmują temat, skreślając matkę i nazywając ją dzieciobójczynią. Dlaczego kobieta zabiła swoje dzieci? Z jakiego powodu niektóre zostały przy życiu, a kilka noworodków tego życia pozbawiła? Zrobiła to sama? A może ktoś jej pomógł? Wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...
Wydaje się, że każda matka kocha swoje dzieci i walczy o nie jak lwica. Jednak zdarzają się sytuacje, kiedy maluchy giną z rąk osób, które powinny o nie dbać. Łatwo jest oceniać kobiety, które dokonały okrutnych czynów, ale tak rzadko obarczamy winą ich bliskich, sąsiadów, dalszą rodzinę... Kochany człowiek, mający poczucie bezpieczeństwa i obdarzony miłością, nie zabija.
Tego typu historie wolę jednak czytać w formie rzetelnego reportażu. Tak jak bardzo cenię sobie twórczość Magdaleny Majcher, tak ten tytuł nie do końca mnie przekonał. Wiadomo - autorka sięgając po historię, która wydarzyła się naprawdę, nie mogła zbyt wiele dodać od siebie (i chwała za to!), zatem musiała oprzeć się na faktach. Przez to mam wrażenie, iż to nieco ją ograniczyło. Wydarzenia zostały podane w dość suchy, niezbyt emocjonujący sposób.
Sama historia mrozi krew w żyłach, natomiast nie jestem fanką formy jej przekazania. Na pewno "Małe zbrodnie" to książka dająca do myślenia i uświadamiająca, jak łatwo jest ferować wyroki i skreślać ludzi, nie mając bladego pojęcia, jak tak naprawdę wyglądało ich życie. Pamiętajmy, że medal ma zawsze dwie strony, a póki nie znajdziemy się w takim samym położeniu, to nie oceniajmy.
Magdalena Majcher jest jedną z nielicznych autorek, po której książki sięgam w ciemno i liczba przeczytanych tytułów kończy się już nie na -naście, ale -dziesiąt. Autorka słynie z powieści obyczajowych, ale nie boi się też innych gatunków. Kiedy usłyszałam, że pisarka pokusiła się o serię książek zainspirowanych prawdziwymi wydarzeniami, wiedziałam, iż muszę je poznać. Na...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-03-15
Jestem wybredną czytelniczką i niesamowicie trudno zadowolić mnie historią książkową. Rocznie do mojej topki trafia średnio jedna do trzech książek, a zdarza się też, że żadna nie staje na podium. Za to kiedy już trafię na swojego ulubieńca, to wiedzcie, iż warto go przeczytać.
Być może, obiektywnie rzecz ujmując, "Najwyższy czas znów zapalić gwiazdy" nie jest najlepszą powieścią świata i można doszukać się w niej słabszych stron. Jednak tak bardzo chwyciła mnie za serce, że nawet przez myśl mi nie przechodzi, aby móc coś jej wytknąć. To, co ta książka ze mną zrobiła jest zaskakujące. Spodziewałam się lekkiej i niezobowiązującej historii, która gdzieś niebawem zostanie zapomniana w gąszczu innych lektur. Nic bardziej mylnego - temat macierzyństwa, relacji na linii matka-dziecko, problemów dotykających każdego bez względu na wiek, radzenia sobie pomimo przeciwności losu... To wszystko dotknęło mnie do głębi.
Tak jak nie czytam książek po raz drugi, tak dla tej bezapelacyjnie zrobię wyjątek, aby pozaznaczać wszystkie ważne przemyślenia. A jeśli zdobędę się na przyklejanie znaczników w miejsca najlepszych tekstów najmłodszej bohaterki tej książki, to muszę kupić je w hurtowej ilości. Wiedzcie, że dla samej dwunastoletniej Lily warto sięgnąć po tę książkę, bo jeszcze nie poznaliście tak mądrej i pociesznej istotki. Serio!
To była C U D O W N A podróż czytelnicza (piszę to ja - osoba, która nie trawi powieści drogi... przynajmniej do tej pory). Jeśli potrzebujecie książki, która otuli Was jak ciepły kocyk w pochmurny dzień albo rozgrzeje jak herbata, gdy za oknem leje, to czytajcie! Do tego wzrusza i bawi. Rozpływam się.
Jestem wybredną czytelniczką i niesamowicie trudno zadowolić mnie historią książkową. Rocznie do mojej topki trafia średnio jedna do trzech książek, a zdarza się też, że żadna nie staje na podium. Za to kiedy już trafię na swojego ulubieńca, to wiedzcie, iż warto go przeczytać.
Być może, obiektywnie rzecz ujmując, "Najwyższy czas znów zapalić gwiazdy" nie jest najlepszą...
2022-03-13
Gdybyś nie mogła wybrać ubrań, które chcesz nałożyć następnego dnia. Gdybyś nie mogła iść do wymarzonej szkoły. Gdybyś nie mogła kształcić się i podjąć pracy. Gdybyś nie mogła sama wychodzić i spotykać się ze znajomymi, bo nawet podczas zwykłej wizyty w sklepie musiałby towarzyszyć Ci ktoś z rodziny. Gdybyś nie mogła związać się z człowiekiem, którego kochasz, ale tym, który został Ci wybrany przez innych. Gdybyś nie mogła w ogóle decydować o swoim losie. Gdybyś jakkolwiek liczyła się w społeczności dopiero po urodzeniu męskiego potomka. Gdybyś była wytykana palcami, bo masz same córki, które nazywają balwami, czyli problemami. Gdybyś była bita, wyzywana i traktowana w podły sposób, bo jesteś muzułmanką... Jak byś się czuła?
Podejrzewam, że powyższe pytanie jest retoryczne i żadna z nas nie chciałaby musieć na nie odpowiadać. Na szczęście większość z nas ma wybór, ale większość to nadal nie KAŻDA. "Pamiętaj, że nie jesteś mężczyzną" to historia, której poznawanie boli. 1990 rok w Palestynie, 2008 w Brooklynie - prawie trzydzieści lat różnicy, matka i córka. Wiele je łączy, sporo też różni, ale stawia się im bardzo podobne wymagania - mają szybko wyjść za mąż za wybranka wskazanego przez rodzinę, zamieszkać z nim, rodzić mu synów i milczeć.
To historia o kobietach, które nie miały wyboru. To opowieść o kobietach, które nie wiedziały, że mają wybór. To książka o kobietach, które mimo przekonywania ich o braku wyboru - dokonały go wbrew innym, lecz w zgodzie ze sobą. Ciężko jest przeciwstawić się najbliższym, często wydaje się to totalnie niemożliwe (i pewnie w niektórych przypadkach tak jest) - natomiast odwaga potrafi zaprowadzić daleko. Być może czuje się w tym momencie osamotnienie, ale "to właśnie jest odwaga: wierzyć w siebie i bronić tej wiary bez względu na wszystko."*
Czytałam ją dość długo, ale ze względu na jej tematykę, a nie sposób prowadzenia opowieści, bo ten jest naprawdę porządny. Owszem, mogłaby być nieco dłuższa i bardziej dopracowana, jeśli chodzi o szczegóły, natomiast całość oceniam bardzo dobrze. Polecam ten tytuł każdemu człowiekowi, szczególnie aby docenić to, jak wolni jesteśmy (mimo wszystko). Chociaż to uśmiech przez łzy, bo jak w pełni cieszyć się swoją swobodą, gdy brakuje jej innym...
* cytat ze str. 171
Gdybyś nie mogła wybrać ubrań, które chcesz nałożyć następnego dnia. Gdybyś nie mogła iść do wymarzonej szkoły. Gdybyś nie mogła kształcić się i podjąć pracy. Gdybyś nie mogła sama wychodzić i spotykać się ze znajomymi, bo nawet podczas zwykłej wizyty w sklepie musiałby towarzyszyć Ci ktoś z rodziny. Gdybyś nie mogła związać się z człowiekiem, którego kochasz, ale tym,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-03-03
"Całe życie próbujemy chronić tych, których kochamy. To nie wystarcza. Nie damy rady."
Małe miasteczko, w którym każdy zna każdego. Hokej wydający się głównym elementem spajającym całą społeczność. Młodzież jak to młodzież - bawi się, eksperymentuje, popełnia błędy, a niekiedy podejmuje bardzo złe decyzje. Niektórych wyklucza, a innych zaprasza do siebie. Rodzice pragnący roztoczyć parasol ochronny nad swoimi pociechami, a także ci, dla których liczą się jedynie dobre wyniki i pochwały. Rozłam dzielący mieszkańców na dwa obozy... Kto wygra? Mówiący prawdę czy posiadający pieniądze, czyli władzę?
"Miasto niedźwiedzia" to książka, która płynie dość leniwie, a pomiędzy zwykłymi wydarzeniami pojawiają się ludzkie tragedie. Backman sięga po ogrom ważnych tematów, pokazując, jak często wygląda to w małych miastach, gdzie prawda zwykle leży po stronie bogatych i zdolnych, nawet kiedy prawdą nie jest.
Jako rodzic chłonęłam tę historię. Moje przerażenie rosło z każdą stroną - powiedzenie "małe dzieci - mały problem, duże dzieci - duży problem" nabrało sensu. Doceniam i cieszę się, że moje pociechy są jeszcze w tym wieku, kiedy mam ich na oku, ale boję się momentu, gdy zaczną chadzać swoimi ścieżkami... Boję się o nich. Po prostu. Mam jednak nadzieję, iż będą na tyle mądrzy, aby potrafić odróżnić dobro od zła. Obym była rodzicem wspierającym, akceptującym oraz kochającym, a przy tym potrafiącym trzeźwo myśleć. Życzę tego sobie i wszystkim przyszłym oraz obecnym rodzicom.
A teraz nie mogę doczekać się poznania dalszych losów mieszkańców Björnstad, bo autor zostawił tyle otwartych furtek, że to aż się nie godzi. No i ja, totalny laik w temacie hokeja, poszłabym na łyżwy. Szok i niedowierzanie.
"Całe życie próbujemy chronić tych, których kochamy. To nie wystarcza. Nie damy rady."
Małe miasteczko, w którym każdy zna każdego. Hokej wydający się głównym elementem spajającym całą społeczność. Młodzież jak to młodzież - bawi się, eksperymentuje, popełnia błędy, a niekiedy podejmuje bardzo złe decyzje. Niektórych wyklucza, a innych zaprasza do siebie. Rodzice pragnący...
2022-02-21
Porządny reportaż ukazujący polskie realia więziennictwa. Wiele rozmów, wiele spostrzeżeń, wiele wniosków - nie jest dobrze, system wymaga wielu poprawek. Praca klawisza jest niezmiernie stresująca i za żadne skarby świata nie chciałabym pracować w więzieniu. Ci, którym owa praca wydaje się lekka i w miarę przyjemna, powinni przejść się na kilka dni do owej placówki albo przynajmniej przeczytać tę książkę.
Jest to świetna lektura dla totalnych laików w tym temacie. Osoby, które cokolwiek wiedzą o tym, jak wygląda życie więźniów i praca strażników, raczej nie zdobędą zbyt wielu nowych wiadomości, ale i tak warto.
Porządny reportaż ukazujący polskie realia więziennictwa. Wiele rozmów, wiele spostrzeżeń, wiele wniosków - nie jest dobrze, system wymaga wielu poprawek. Praca klawisza jest niezmiernie stresująca i za żadne skarby świata nie chciałabym pracować w więzieniu. Ci, którym owa praca wydaje się lekka i w miarę przyjemna, powinni przejść się na kilka dni do owej placówki albo...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-18
Świat się zmienił. Imiona są zakazane, posiadanie czegokolwiek, w tym wspomnień i zażyłych kontaktów z innymi - również. Kobiety nic nie znaczą - dzielą się na te, które wydają owoce i na te jałowe. Pierwszy rodzaj musi wydawać na świat dzieci, aby uszczęśliwiać inne kobiety - to ich zadanie. Macice na dwóch nogach, chodzące kielichy na męskie nasienie. Kobiety bezpłodne, niebędące Żonami, nazywane Niekobietami. Wszystkie odarte z własnej tożsamości.
"Opowieść podręcznej" stała się moim rozczarowaniem książkowym - doceniam sam koncept, a także plastyczny język i wszelkie inne walory stylistyczne. Natomiast cała historia jest przedstawiona w chaotyczny sposób, a momentami zbyt przegadana - niektóre fragmenty niczego nie wnosiły do fabuły. Z tego względu miałam pewne obawy przed powieścią graficzną, ale cieszę się niezmiernie, że po nią sięgnęłam, bo to właśnie ta forma opowieści, która kupiła mnie w stu procentach. Kwintesencja całej historii została zawarta w tym komiksie - wszystko idealnie wyważone, a do tego okraszone przepięknymi ilustracjami. Tak jak sam pierwowzór mnie zawiódł, tak jego graficzna wersja zachwyciła. Wszystko w punkt, a to co najważniejsze - znajduje się właśnie tutaj.
Świat wykreowany przez Margaret Atwood wydaje się totalną abstrakcją. Chyba, że żyje się w Polsce - wtedy wszystko nabiera innego wymiaru i człowiek zaczyna dostrzegać więcej podobieństw, niż mógłby się spodziewać. Straszna wizja przyszłości, która może być bliższa niż sądzimy. Pamiętajmy: nolite te bastardes carborundorum.
Świat się zmienił. Imiona są zakazane, posiadanie czegokolwiek, w tym wspomnień i zażyłych kontaktów z innymi - również. Kobiety nic nie znaczą - dzielą się na te, które wydają owoce i na te jałowe. Pierwszy rodzaj musi wydawać na świat dzieci, aby uszczęśliwiać inne kobiety - to ich zadanie. Macice na dwóch nogach, chodzące kielichy na męskie nasienie. Kobiety bezpłodne,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-15
Ten rok zaczynam z przytupem i poszerzam swoje horyzonty, czytając książki pisarzy pochodzących spoza granic Polski, Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, po jakich do tej pory sięgałam najczęściej. Dzisiaj nadeszła pora na pierwsze spotkanie z Serią Dzieł Pisarzy Skandynawskich.
Rodzina Toimich składa się z rodziców oraz dwanaściorga dzieci (nie licząc dwójki nieżyjących). Matka i ojciec pełnią zupełnie inne role w domu, a ich potomstwo próbuje radzić sobie z ogromem traum, bezradnością rodzicielki i ojcowskim okrucieństwem. Większość członków rodziny połączy jeden cel, który w konsekwencji mocno ich podzieli...
Nina Wähä wykreowała wielu bohaterów, z których każdy ma odrębne cechy wyróżniające go na tle reszty. Ta historia rodzinna idealnie ukazuje, jak ludzie potrafią zjednoczyć się przeciwko wspólnemu wrogowi. Kiedy jednak wróg znika, wśród dotychczasowych sprzymierzeńców często dochodzi do rozłamu i koalicjanci stają w opozycji wobec siebie. Ponadto relacje międzyludzkie, zwłaszcza rodzinne, często ulegają zepsuciu, kiedy w grę wchodzą pieniądze.
"Testament" to opowieść o rodzinie - wyróżniającej się na tle innych, ale w wielu aspektach takiej samej jak większość. Nie jest to historia z ogromem plot-twistów, rozbudowaną fabułą bądź akcją pędzącą do przodu. Tu wszystko płynie wolno, niekiedy nawet ślamazarnie, ale wyjątkowo losy bohaterów śledziłam z wypiekami na twarzy. Nie ukrywam, iż niekiedy zaczynałam czuć lekkie znużenie historią, z której bez problemu można byłoby wyciąć pewne fragmenty bez uszczerbku na całości. Ponadto zabrakło mi pewnej klamry podsumowującej opowieść, która byłaby bardziej rozbudowana i wyjaśniająca wszystkie poruszone wątki.
Boję się książek powyżej czterystu stron - przeraża mnie ich grubość związana z wydłużonym czasem czytania danego tytułu. "Testament" czytałam dwa tygodnie, ale absolutnie nie żałuję tego czasu. Teoretycznie jest to tytuł niezbyt wpasowujący się w mój gust - nie dość, że ma ponad pięćset stron, to jeszcze płynie bardzo leniwie, a akcji jest tam w zasadzie jak na lekarstwo. Niemniej czułam zainteresowanie od pierwszych stron - do tego stopnia, iż miewałam momentami myśli, że trafiłam na ulubieńca książkowego. Finalnie powieść szwedzkiej pisarki nie trafi do mojej topki, ale na pewno będę niejednokrotnie o niej wspominać, bo warto.
Ten rok zaczynam z przytupem i poszerzam swoje horyzonty, czytając książki pisarzy pochodzących spoza granic Polski, Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, po jakich do tej pory sięgałam najczęściej. Dzisiaj nadeszła pora na pierwsze spotkanie z Serią Dzieł Pisarzy Skandynawskich.
Rodzina Toimich składa się z rodziców oraz dwanaściorga dzieci (nie licząc dwójki...
2022-02-09
Przez lata dzieciństwa i większość lat nastoletnich zupy były moją zmorą. Nienawidziłam ich, na wiele nawet nie mogłam patrzeć. Na szczęście wraz z wiekiem zmądrzałam, a nawet doszło do tego, iż zapałałam miłością do zup, kiedy zaczęłam sam je gotować. Niemniej najczęściej gotuję te lubiane, ale jestem otwarta na nowe smaki, zatem postanowiłam zapoznać się z książką będącą skarbnicą wiedzy w temacie zup.
Podoba mi się totalna różnorodność zawartych przepisów - od zup prostych i wszystkim znanych, jak rosół, krupnik z kaszą jęczmienną, jarzynowa czy pomidorowa, poprzez te nieco bardziej skomplikowane w stylu zupy curry, gołąbkowej bądź gulaszowej, aż po mało znane, czyli koperkową z frykadelkami, zupę pizzę, chłodnik bananowy.
Co ciekawe, oprócz wspomnianych zup, autorki podają sporo przepisów na buliony różnego rodzaju, chleby i bułki. "Królestwo zup" to książka, w której odnajdą się wszyscy - zarówno tradycjonaliści, jak i ludzie lubiący eksperymenty w kuchni. Ja na pewno z przyjemnością sięgnę po przepisy, które znam, ale są nieco inne niż te moje, a do tego pokuszę się o zrobienie domownikom zup, jakich jeszcze nie mieli okazji jeść.
Łatwy dostęp do sieci sprawia, że rzadko korzystamy z książek kucharskich. Jednak nie ukrywam, iż męczące bywa nieustanne zaglądanie do internetu w celu sprawdzania kolejnych kroków związanych z przygotowaniem konkretnego dania. Z tego względu uwielbiam mieć pod ręką książkę kucharską, ponieważ jest to dużo wygodniejsze.
Przez lata dzieciństwa i większość lat nastoletnich zupy były moją zmorą. Nienawidziłam ich, na wiele nawet nie mogłam patrzeć. Na szczęście wraz z wiekiem zmądrzałam, a nawet doszło do tego, iż zapałałam miłością do zup, kiedy zaczęłam sam je gotować. Niemniej najczęściej gotuję te lubiane, ale jestem otwarta na nowe smaki, zatem postanowiłam zapoznać się z książką będącą...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-07
Nie jestem miłośniczką książek dłuższych niż czterysta stron. Za seriami także nie przepadam. Często boję się, że będą one rozwleczone do granic możliwości, a ich czytanie będzie istną katorgą. Tego typu lektury mają nierzadko przydługie opisy, a także zawierają wiele totalnie nieistotnych szczegółów czy wydarzeń niewiele wnoszących do fabuły. Czy to wszystko znalazłam w "Siostrzanych dzwonach"? Owszem.
Lars Mytting stworzył (w moim odczuciu) bardzo nierówną książkę. Początkowo byłam zafascynowana tą nieco baśniową, powolnie snutą opowieścią, która zaczęła zbyt mozolnie brnąć do przodu i wzbudzać we mnie więcej irytacji niż radości. Pewnie porzuciłabym ją, gdyby nie fakt, że intrygowały mnie losy bohaterów – pragnęłam dowiedzieć się, co zadzieje się jeszcze w ich życiu. Kiedy dotarłam do strony trzysetnej, w końcu akcja nabrała tempa, a ja z coraz większym zaciekawieniem śledziłam fabułę.
Czy jestem zachwycona tą historią? Nie. Czy żałuję, że ją przeczytałam? Nie. Czy będę wyczekiwała drugiego tomu? Nie. Czy go przeczytam? Być może. Ta lektura utwierdziła mnie w przekonaniu, iż jestem w stanie zapoznać się z wolno snutą opowieścią (chociaż nie jest to coś, co lubię najbardziej). Natomiast jestem zwolenniczką opisów relacji międzyludzkich i emocji targających bohaterami, a opisy budynków czy fauny i flory są tym, czego nie cierpię i na pewno nie polubię.
Jedno wiem na pewno – "Siostrzane dzwony" to jedna z najpiękniejszych książek, jakie kiedykolwiek miałam okazję ujrzeć. Z pewnością będzie pięknie prezentować się na półce – chętnie co jakiś czas przekartkuję ją, popatrzę na cudowne wydanie i może w końcu zapomnę o tej mocno średniej historii.
Nie jestem miłośniczką książek dłuższych niż czterysta stron. Za seriami także nie przepadam. Często boję się, że będą one rozwleczone do granic możliwości, a ich czytanie będzie istną katorgą. Tego typu lektury mają nierzadko przydługie opisy, a także zawierają wiele totalnie nieistotnych szczegółów czy wydarzeń niewiele wnoszących do fabuły. Czy to wszystko znalazłam w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-02-05
"Jedno życzenie" zbiera mnóstwo pozytywnych opinii - fani twierdzą, że to swego rodzaju powrót "starego Sparksa", a najnowsza książka przypomina te pisane lata temu. Czy ja jestem zachwycona? Nie, bo zabrakło mi tej iskierki wywołującej emocje i pomimo wielu bardzo ważnych oraz potrzebnych tematów, nie do końca potrafiłam zaangażować się w tę historię. Absolutnie nie jest zła, aczkolwiek do rozkochania mnie w sobie sporo zabrakło.
Nie oczekiwałam po tej opowieści wyrwania mnie z butów, kolokwialnie mówiąc, natomiast wątki choroby, rozliczania się z przeszłością, nastoletniej ciąży, śmierci czy utraty bliskich są na tyle emocjonujące, iż liczyłam chociaż na ciarki wspinające się po plecach czy łzę kręcącą się w oku. Polubiłam bohaterów, innych miałam ochotę palnąć w potylicę i powiedzieć im parę gorzkich słów, więc myślałam, że zakończenie będę przeżywać bardziej. Może jest to wynik tego, iż od samego początku, kiedy Maggie spotkała się z Markiem domyśliłam się rozwoju ich relacji oraz tego, co ich połączy. Zatem zabrakło elementu jakiegokolwiek zaskoczenia.
Tę książkę polecam szczególnie miłośnikom twórczości autora, którzy bardziej bezkrytycznie podchodzą do jego książek, a także czytelnikom uwielbiającym romanse i powieści obyczajowe, o ile nie wymagają od nich zbyt wiele. Mnie czegoś w niej zabrakło, ale na pewno podsunę ją siostrze i mamie - one powinny ją bardziej docenić.
"Jedno życzenie" zbiera mnóstwo pozytywnych opinii - fani twierdzą, że to swego rodzaju powrót "starego Sparksa", a najnowsza książka przypomina te pisane lata temu. Czy ja jestem zachwycona? Nie, bo zabrakło mi tej iskierki wywołującej emocje i pomimo wielu bardzo ważnych oraz potrzebnych tematów, nie do końca potrafiłam zaangażować się w tę historię. Absolutnie nie jest...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-26
Spokojne życie rodziny Walshów posypało się wraz z dniem, kiedy dowiedzieli się o poważnej chorobie młodszego syna. Wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej, gdy w życiu starszego Connora doszło do nieprzyjemnego zdarzenia, w skutek którego teraz znikają jego najlepsi koledzy. Ellen, matka chłopców, załamuje się, a ojciec boi się, że jego tajemnica wyjdzie na jaw...
Kto jak kto, ale Louise Jensen potrafi budować napięcie i utrzymywać je na dobrym poziomie przez całą książkę. Nieustannie czułam ciarki na plecach. Ponadto autorka porusza różne istotne tematy, więc to też na plus. Niemniej cała historia jest tak chaotycznie poprowadzona, że momentami można pogubić się w tym, co dzieje się w tej chwili, a co już miało miejsce. Co więcej, fabuła prowadzona jest dość leniwie, a pod koniec książki wszystko zaczyna pędzić. Do tego zakończenie jest zbyt cukierkowe, biorąc pod uwagę dotychczasowe wydarzenia - wszyscy sobie wybaczają, żyjąc długo i szczęśliwie... Takie finały tylko w bajkach.
"To wszystko dla ciebie" jest książką skłaniającą do refleksji nad tym, ile człowiek jest w stanie poświęcić dla swoich najbliższych. Sporo tu moralnych dylematów, które pokazują, że łatwo ferować wyroki, jeśli jest się jedynie obserwatorem stojącym z boku, bo kiedy już konkretny problem nas dotknie, wtedy potrafimy zmienić zdanie odnośnie słusznego postępowania. Poza tym owa historia pokazuje, że czasami warto dać drugą szansę człowiekowi, nie oceniając go zbyt pochopnie, ponieważ w tej chwili może on walczyć ze swoimi demonami.
Nie jest to najlepszy thriller, jaki czytałam, zwłaszcza że wiem, iż sama autorka potrafiła stworzyć "Surogatkę" - jedną z moich ulubionych książek w tym gatunku, także stać ją na więcej. Jeżeli ktoś nie sięga zbyt często po thrillery albo nie ma zbyt wysokich wymagań, to powinien być bardziej usatysfakcjonowany. Niemniej będę miło wspominała tę historię, wyczekując kolejnej, nieco bardziej dopracowanej książki Jensen.
Spokojne życie rodziny Walshów posypało się wraz z dniem, kiedy dowiedzieli się o poważnej chorobie młodszego syna. Wszystko skomplikowało się jeszcze bardziej, gdy w życiu starszego Connora doszło do nieprzyjemnego zdarzenia, w skutek którego teraz znikają jego najlepsi koledzy. Ellen, matka chłopców, załamuje się, a ojciec boi się, że jego tajemnica wyjdzie na jaw...
Kto...
2022-01-26
Bycie na bieżąco z poczytnymi książkami sprawia, że czy człowiek chce, czy nie chce, poznaje coraz to nowe lektury, a jego lista tych do przeczytania wydłuża się z każdym dniem. Jednym z tytułów, które znalazły się na niej, jest "Koniec świata, umyj okna" Jelonek - jednak zanim się za niego zabrałam, ukazała się kolejna książka autorki, także tym razem wiedziałam, że nie mogę czekać i od razu sięgnęłam po "Trzeba być cicho".
Luna i Theo nie są najszczęśliwszymi małżonkami na świecie. Mają nadzieję, że przeprowadzka na wieś pomoże im w dotarciu do siebie. Jedzie tam z nimi przyjaciółka Miśka - przeciwieństwo Luny. Nowe miejsce i nowe odczucia sprowokują wszystkich do przemyśleń oraz podjęcia wyborów, o jakie wcześniej nie podejrzewaliby siebie nawzajem...
Tworzenie krótkich książek nie jest proste, bo ogromnym wyczynem jest przekazanie wartościowych treści angażujących czytelnika na niewielu stronach. Niemniej istnieje sporo tytułów, które pokazują, że da się to zrobić i zachwycają ludzi. Czy mogłabym zaliczyć do nich najnowszą książkę Jelonek? I tak, i nie.
Nie jest to najlepszy utwór, jaki czytałam - wiele brakuje mu do bycia moim ulubieńcem. Historia wydaje się nieco niedopracowana i momentami sztampowa, a od nadmiaru wątków typowych dla literatury pięknej zaczyna boleć głowa, jakby Jelonek postawiła sobie za cel upchnięcie jak najwięcej problemów na jak najmniejszej ilości stron. Absolutnie nie przeszkadzałoby mi to, bo lubię trudne tematy, ale co innego gdyby ów utwór miał przynajmniej sto stron więcej - niestety co za dużo, to niezbyt zdrowo i zjadliwie. Natomiast kreacja bohaterów i plastyczny, nieco poetyczny język, jakim posługuje się autorka - jak najbardziej mi podpasowały.
Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak zabrać się za "Koniec świata, umyj okna", wierząc, że kupi mnie w stu procentach. Nowości Jelonek nie odradzam, bo była to ciekawa przygoda literacka, której absolutnie nie żałuję, jednak wydaje mi się, iż stać ją na coś lepszego, bardziej pogłębionego oraz mniej rozczarowującego.
Bycie na bieżąco z poczytnymi książkami sprawia, że czy człowiek chce, czy nie chce, poznaje coraz to nowe lektury, a jego lista tych do przeczytania wydłuża się z każdym dniem. Jednym z tytułów, które znalazły się na niej, jest "Koniec świata, umyj okna" Jelonek - jednak zanim się za niego zabrałam, ukazała się kolejna książka autorki, także tym razem wiedziałam, że nie...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2022-01-18
Oto Allison,
która może też być Toffi,
jeśli to zapewni jej chwilowe
poczucie bezpieczeństwa i dach nad głową.
Uciekła od taty, który kochał ją
tylko przez nieliczne momenty,
pomiędzy wyzywaniem jej
a obdarowywaniem siniakami.
Naście lat to stanowczo za mało
na samotne stawianie się całemu światu,
wieczną tęsknotę, żałobę, poczucie beznadziei
oraz ucieczkę przed wszystkim,
co może stanowić zagrożenie,
choć to zdecydowanie wystarczająco
na sięgnięcie po twórczość Crossan,
która historią bez udziwnień potrafi złapać za serce.
Wszystkie jej książki polecam, choć jedne
są lepsze, a inne nieco słabsze,
za to wbrew większości opinii - to właśnie Toffi
jest w moim odczuciu najlepsza,
bo łamie serce i daje nadzieję na nowy początek,
który może mieć miejsce ZAWSZE
bez względu na wszystko.
Oto Allison,
która może też być Toffi,
jeśli to zapewni jej chwilowe
poczucie bezpieczeństwa i dach nad głową.
Uciekła od taty, który kochał ją
tylko przez nieliczne momenty,
pomiędzy wyzywaniem jej
a obdarowywaniem siniakami.
Naście lat to stanowczo za mało
na samotne stawianie się całemu światu,
wieczną tęsknotę, żałobę, poczucie beznadziei
oraz ucieczkę przed...
Cieszę się, że ostatni tom przypomina klimatem bardziej te pierwsze części o Ani niż ostatnie. Było trochę smutku, sporo radości oraz odrobiny refleksji. Piękne zwieńczenie całości. Będę tęsknić.
Cieszę się, że ostatni tom przypomina klimatem bardziej te pierwsze części o Ani niż ostatnie. Było trochę smutku, sporo radości oraz odrobiny refleksji. Piękne zwieńczenie całości. Będę tęsknić.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to