-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2021
2020
List ws rasizmu, czyli równe standardy kluczem
Wyjątkowo oceniam książkę nieprzeczytaną; odnosząc się do częstych wypowiedzi upominających się o walkę z rasizmem choćby utajonym – na przykładzie opinii zaprezentowanej przez Panią Magdalenę. - Skądinąd ujęła mnie jej erudycja i elokwencja! Nie przeczę, że problem rasizmu istnieje, a wspomniana książka może wskazywać na jego godne zauważenia aspekty... Jednak nastawienie, z jakim napisana jest Pani opinia, wydaje mi się mocno... przesadzone - i to w sposób szkodliwy.
Dlaczego z góry uznaje Pani, że rasizm anty-biały nie może istnieć, mimo licznych dowodów w historii na coś zupełnie przeciwnego? Jako rozróżniki wspomina wprawdzie Pani władzę i uprzedzenia. - Jeśli o uprzedzenia idzie, proszę porozmawiać z osobami wszelkich ras i religii, a przekona się Pani, że nie są one wcale ograniczone do białych - ani wśród nich najmocniejsze.
Co zaś do władzy (podobno petryfikującej rasizm), to tego rodzaju "zaklęty krąg" dotyczy nie tylko białych, ale w ogóle każdej utrwalonej grupy. - Na takiej samej zasadzie można biadać choćby nad tym, że medycyna oficjalna nie pochyla się z wystarczającą uwagą nad postulatami szamanów, albo anty-szczepionkowców - niepotrzebna jest jakakolwiek zmowa, wystarczy wychowanie przez określonych ludzi, książki i kanony... Prawdą jest, że ludzie rozsądni powinni zachowywać umysł otwarty - tak jak zdarza się, że owi szamani nauczą naukę światową czegoś pożytecznego. - Jednak całkowita otwartość wszystkich zawsze na wszystko to mrzonka; gdyby ją próbować wprowadzić w życie, nie istniałoby żadne zaufanie społeczne ani podejmowanie decyzji w rozsądnym czasie. - Kiedy więc idę do lekarza, nie słucham ślepo jego porad, mam też na względzie, że mógł np. kupić swój dyplom. A jednak obdarzam go znacznym zaufaniem i słucham uważnie... Ta sama zasada obowiązuje w polityce i każdej innej dziedzinie życia społecznego: kanony są zawodne, mają wyjątki – ale są niezbędne.
Wspomniany przez Panią „zaklęty krąg” ma jeszcze jeden wymiar praktyczny. Otóż utrwalone porządki zwykle działają lepiej – choćby przez doświadczenie w działaniu. Ten problem pojawia się np. podczas rewolucji, wygnania okupanta itp. - „ludzie nowi” są pełni zapału, ale najczęściej kompletnie nie znają się na przejmowanych przez siebie sprawach. Nie wystarczy tu nawet wykształcenie, bo zwykle chodzi o cały tzw. „mindset”, czyli ogół wychowania, obycia itp., często kształtowany przez całe pokolenia. - Dlatego rewolucja okazuje się jakże często lekarstwem gorszym od choroby, dopuszcza się dużo większych „błędów i wypaczeń”, niż obaleni tyrani, a koniec końców przejmuje wszystkie ich wady, dokładając własne. Czy naprawdę trzeba wymachiwać historią, by o tym przypominać?
Dodatkowy problem jest taki, że postęp w imię nowej polityki, walki z rasizmem itp. najczęściej bywa na siłę przyspieszany – Dlaczego z góry zakłada Pani, że opór „grup spychanych ze stołka” to tylko małostkowa zawiść? Może dostrzegają też oni żałosny – a bardzo naturalny ze wspomnianych przyczyn – brak kompetencji ludzi z nowego awansu? Zastępowanie jednych uprzedzeń innymi (choćby motywowanymi szlachetnie) to droga donikąd. Na koniec wszyscy wszystkich nie lubią, a co gorsza, „ci nowi” mniej umieją. - Promowanie ich na siłę to niedźwiedzia przysługa. Podobnie dzieci robotników i chłopów, wpychane przez komunistów na studia, obniżyły wręcz społeczny prestiż studiów jako takich... Gdy zaś Biden wyznacza na swych współpracowników wyłącznie kobiety, to dużo trudniej uwierzyć, że ważne są dla niego ich kompetencje...
Kolejny problem: osoby promowane na siłę tworzą odmianę mentalności „zasiłkowej” – to znany i opisany fenomen wyuczonej bezradności – postawy pod tytułem „mi się należy, a jeśli czegoś nie dostanę, to dlatego, że ci dranie (biali, mężczyźni, bogaci, zdrowi, blondyni, itd.) mnie prześladują... Szukanie przyczyn problemów przede wszystkim w innych jest zaś prostą drogą do porażki. Jeśli zaś taka roszczeniowa postawa przyniesie sukces – człowiek jest już tak zbudowany, że co osiąga łatwiej, ceni mniej. Mniej też dba o swój rozwój, podtrzymanie poziomu. - Wkrótce po rewolucji otrzymujemy więc nową „specjalną kastę”; leniwą, a przekonaną o swej wyższości. Kasta ta wszelką krytykę, choćby najbardziej rzeczową, traktuje jako przejaw dyskryminacji, bo tak jest po prostu łatwiej... Ale ludzie odwołujący się do takich argumentów sami odbierają sobie powagę. Czy Hawking jako dowód swych twierdzeń przedstawia, że jest sparaliżowany i należy mu się szczególny posłuch?
Poniekąd książka przez Panią komentowana jest mimowolnym dowodem, jak jałowa jest „walka o zmianę nastawienia”. - Kluczowe jest słowo „walka” - ludzie przymuszani do zmian będą zawsze reagować podobnie, jak Polacy w PRL; biernym oporem. Zaś ci siłowo wprowadzani „na salony” będą głównie się skupiać na rozpamiętywaniu swych krzywd i walce z „reakcją”, co tylko nakręci spiralę niechęci... Może autorka książki podskórnie wyczuwa, że ciągłe nagabywanie innych, stawianie ich niejako w pozycji oprawców czy spadkobierców kolonializmu, jest jałowe.... Tym bardziej, im mniej namacalnych „dowodów” rasizmu dotyczy – w ten sposób grzęźniemy w ciągłej podejrzliwości, niczym nielubiane ciotki – a koniec końców okazuje się, że próbujemy zmusić innych, aby nas kochali, co jest ponurą sprzecznością...
Wszystko powyższe nie oznacza oczywiście, by nie wprowadzać żadnych zmian. Haczyk polega na tym, aby nigdy nie zapominać o równych standardach. Martin Luter King mówił: marzy mi się Ameryka ślepa na kolory. - Otóż to! Ślepa, a jeśli to w praktyce niemożliwe – odwołująca się do maksymalnie obiektywnych standardów. Promowanie mniejszości żeby coś udowodnić to tylko sianie uprzedzeń, mimo najlepszych chęci – dlatego wspomniałem, że Pani podejście może niestety być szkodliwe. Podejrzenie, że ktoś dostał bądź zachował pracę dzięki temu, że jest przedstawicielem mniejszości, jest gorsze dla kształtowana postaw społecznych, niż gdyby jej w ogóle nie dostał... Przy okazji zaś takich podejrzeń postępowcy często boją się, że głosy „nieodpowiedzialnych jednostek” zdobędą nadmierny posłuch w „zacofanym społeczeństwie” - wprowadzają więc cenzurę... A potem dziwią się, że ludzie nie wierzą już żadnym autorytetom w żadnej sprawie – postępowcy odbierają to jako kolejny dowód, że społeczeństwo jest nierozgarnięte, trzeba więc je kontrolować dla własnego jego dobra – i błędne koło się zamyka... Stąd już niedługa droga to nastawienia Stalina, który ponoć powiedział (a jeśli nawet nie, to tak działał) „choćbym połowę społeczeństwa miał zlikwidować, to pozostali będą szczęśliwi!” Oczywiście, nauczyliśmy się działań mniej wstrząsających medialnie – teraz rzadko mordy, częściej pozbawianie pracy, kształcenia, cenzura... Czyli raczej kneblowanie i głodzenie, niż egzekucje... choć w pogotowiu czeka eutanazja, o której już teraz często decyduje się z uwagi na to, czy pacjent ma „godne” życie – a co znaczy „godne”, eksperci rozstrzygają niezależnie od pacjenta... Postęp jest, bezwarunkowo – zamiast cenzury jest walka z mową nienawiści, to dlaczego zamiast kary śmierci nie może być przymusowej eutanazji? Zamiast egzekucji zabieg medyczny – jakie to naukowe i uspokajające!
Najlepszym rozwiązaniem problemu jest zaś kształtowanie świadomości – ale nie łopatologiczne i wśród okrzyków „musicie nas wysłuchać, wy dranie!” Bariery prawne należy znosić – ale barier mentalnych prawnie łamać nie wolno (ani zbyt nachalnie mediami itp.), bo to droga do obustronnej niechęci, całkowitej nieskuteczności działań całego społeczeństwa, a ostatecznie może nawet – do wojny domowej. Ludzie na co dzień spotykają się z innymi, obserwują i muszą sami wyciągać wnioski. - Jeśli wiele osób ma np. szefów kobiety, albo sąsiadów o innym kolorze (choćby na wakacjach) i ich wrażenia są pozytywne, to otwartość wzrośnie w sposób naturalny. (Co nie zawsze zresztą musi oznaczać wymieszanie; jest moda na mylenie tolerancji z różnorodnością.) Jeśli jednak ludzie o jakimś kolorze skóry (albo innej religii, albo choćby o wspólnych zamiłowaniach) wolą mieszkać osobno, albo np. udział płci w jakimś zawodzie nie jest równy – to wszelkie naciski, aby to zmienić – poza delikatną perswazją, że można inaczej – będą przeciw-skuteczne. Osoby zmuszone będą bowiem już zawsze skupiać się na swojej odrębności, choćby podświadomie – na czymkolwiek, co pozwoli im zbudować swą tożsamość, poczucie grupy „skrzywdzonych”.
Warto też zauważyć, że przekonanie o nieracjonalności pewnych zwyczajów samo w w sobie nie musi być racjonalne. - Jeśli np. trudno jest przedstawić dowody, że kobiety lepiej się nadają do pracy z dziećmi, nie stanowi to jeszcze dowodu, że do pracy przedszkolanek zmusza je wyłącznie samcza opresja... Jeśli natomiast przyjmujemy, że owszem, dowody na lepsze przystosowanie kobiet do opieki nad dziećmi nas przekonują – ale już dowody na to, że do jakiejś innej pracy kobiety mogą nadawać się gorzej (i powinny mieć do niej dostęp, ale niekoniecznie trzeba wymuszać ich duży udział) odrzucamy – i to odrzucamy kategorycznie bez badania nawet, po prostu dlatego, że to musi być bzdura – to wszczynamy już wojnę z rozsądkiem...
Warto również zachować trochę pokory ogólnej – jak wspomniałem, pewne uprzedzenia są nieuchronne, wynikają z ograniczeń natury ludzkiej. Niezależnie od wszelkich zewnętrznych uwarunkowań, ludzie nie zachowują się w sposób idealnie symetryczny – co widać w ich zawodach, hobby, ale też choćby w doborze w pary. Zwykle wybieramy osoby jakoś do nas podobne – pod względem m.in. wykształcenia, wieku, zainteresowań... ale także rasy. Są od tego liczne wyjątki, ale jednocześnie wyraźnie stanowiące właśnie tylko odstępstwa od normy. - Zaś to naturalne grupowanie się ludzi z jednej strony zwiększa skuteczność i bezpieczeństwo działań społecznych – praktycznie wręcz to ono umożliwia tworzenie społeczeństwa, bo potrzebna jest jedność celów na jakimś polu, by działać wspólnie – ale z drugiej strony, tam gdzie grupy, tam i nieuchronne podziały, a czasem niesnaski. Żeby to obalić, trzeba by zniszczyć potrzebę człowieka przynależności do wspólnoty – i to bardziej konkretnej, niż „postępowa ludzkość”.
Dodam może, że w żaden sposób nie przeszkadza mi fakt, że moimi przełożonymi w pracy są głównie kobiety – myślę, że może to nawet lepiej, bo są jednocześnie uprzejme i rzeczowe. - Zarazem jednak nie gryzę się tym, że założycielem firmy jest mężczyzna – skoro miał wizję, projekt, który skutecznie urzeczywistnił... Można to pewnie próbować podciągnąć pod stereotypy; „samiec” myśli abstrakcyjnie, ale jest wygodnicki, więc do tyrania wykorzystuje nieszczęsne niewiasty... A jeśli nawet one są ze swej pracy całkiem zadowolone, to tylko na skutek prania mózgów... Czy jednak należałoby niszczyć firmę w imię walki ze stereotypami? A może to ja jestem zadowolony z pracy pod kierunkiem kobiet dlatego, że zostałem przez nie zmanipulowany w dzieciństwie? Z tym, że może nie dość zmanipulowany, skoro nie przeszkadza mi mężczyzna jako szef? A może kluczowy jest fakt, że w przeszłości ciężko chorowałem... Kluczem może być moja tożsamość jako osoby o słabym zdrowiu; żyjąc w naszym nietolerancyjnej ludzkości, nie miałem wyboru, zostałem zepchnięty do podrzędnej roli i godzę się z tym, a tak naprawdę to ja powinienem być szefem? Cóż, każda z powyższych myśli jest zapewne do jakiegoś stopnia prawdziwa... Cóż z tego, skoro to samo życie nas kształtuje; na wszystkich poziomach odciska się na naszych charakterach, niczym krzesła, na których siadamy odciskają się na delikatnych ubraniach. Fałdy zdarzeń sprawiają, że łatwiej myślimy w jakiś sposób; tworzymy jakieś koleiny, nawyki – stereotyp w użyciu potocznym to tylko te spośród owych nawyków, których nie akceptujemy, bo akurat nas życie ukształtowało nieco inaczej. Można więc paradoksalnie powiedzieć, że oskarżanie o stereotypy to dowód myślenia stereotypami właśnie! Bo przecież Moja grupa, Mój sposób myślenia jest mojszy! Zaś próba eliminacji wszelkich predyspozycji – a z predyspozycji zawsze wynikają nawyki, faworyzowanie jednych kosztem innych, a czasem i niesprawiedliwości – przypomina próbę przejścia przez życie bez prasowania bardzo delikatnych ubranek naszych umysłów... Jednak nie bez powodu mózgi mamy mocno pofałdowane. Nie prasujmy mózgów, błagam!
List ws rasizmu, czyli równe standardy kluczem
Wyjątkowo oceniam książkę nieprzeczytaną; odnosząc się do częstych wypowiedzi upominających się o walkę z rasizmem choćby utajonym – na przykładzie opinii zaprezentowanej przez Panią Magdalenę. - Skądinąd ujęła mnie jej erudycja i elokwencja! Nie przeczę, że problem rasizmu istnieje, a wspomniana książka może wskazywać na jego...
Wyjątkowo daję opinię do książki, z którą zapoznałem się tylko bardzo pobieżnie - jednak czuję, że koniecznie trzeba odnieść się do tego typu pisarstwa... Zaznaczam, że uważam się za patriotę; niechętnie też patrzę na umniejszanie polskich sukcesów i możliwości. W dodatku lubię historię alternatywną i uważam ją za pożyteczną, kompletnie nie zgadzając się pod tym względem z większością historyków. - A jednak myślenie takie, jak w tej książce, uważam za szkodliwe. Dlaczego? Bo trzeba odróżniać wiarę w siebie od pudrowania rzeczywistości i samozachwytu - co prowadzi do postawy, którą Amerykanie nazywają "dumny frajer"... Owszem, plany Wehrmachtu w '39 nie zostały w pełni zrealizowane - jak prawie wszystkie plany wyjściowe na wojnie... Jednak wojska polskie po pierwszej fazie kampanii były mocno pogruchotane - mnóstwo świadectw dowodzi też, że wielu polskich dowódców, ze Śmigłym-Rydzem na czele, nie rozumiało nowoczesnej wojny, przez co nasze wojska poniosły dużo większe straty, niż musiały, biorąc pod uwagę przewagę Niemców. Więc bez przesady z tą dumą. - Po drugie, argumenty o francuskim zapale do ofensywy są delikatnie mówiąc bałamutne - Autor powołuje się na błyskawiczną ofensywę z 8 IX, ale zapomina dodać, że była to tylko demonstracja, po której Francuzi pospiesznie się wycofali... Mieli ruszyć z pełną siłą 15 IX, ale powstrzymała ich pogoda... Cóż, złej baletnicy... Nade wszystko jednak, założenie możliwości, że Sowieci nie uderzyliby na Polskę w obecnej sytuacji geopolitycznej, jest absurdalne - było takie już w '39, co wystawia jak najgorsze świadectwo polskiemu kierownictwu... Sowieci nie byli kosmitami - nie byli np. jak konkwistadorzy, których przybycie miało prawo zaskoczyć Inków... Jeśli zaś przyjęliśmy w '39 wojnę na dwa fronty, trzeba było z góry założyć, że czeka nas heroiczna hekatomba - powiedzenie tego wprost może pozwoliłoby oskarżyć Polaków o brawurę, naiwność, albo nawet o szaleństwo - ale przynajmniej nie o dziecinną głupotę... Piszę to nie po to, by się znęcać, ale byśmy zerwali wreszcie z praktyką czczenia błędów, byle były krwawe... Bowiem tylko ze zrozumienia błędów bierze się możliwość poprawy.
Wyjątkowo daję opinię do książki, z którą zapoznałem się tylko bardzo pobieżnie - jednak czuję, że koniecznie trzeba odnieść się do tego typu pisarstwa... Zaznaczam, że uważam się za patriotę; niechętnie też patrzę na umniejszanie polskich sukcesów i możliwości. W dodatku lubię historię alternatywną i uważam ją za pożyteczną, kompletnie nie zgadzając się pod tym względem z...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2020-10-11
2018
Bardzo cenię powieści pana Hena, m.in. za wyważenie psychologiczne - tutaj niestety mamy smutny dowód, jak uprzedzenia i nacjonalizm mogą zaślepiać nawet osoby skądinąd mądre i zrównoważone...
Książka jest w tym samy nurcie, co film "Pokłosie" - sprawnie napisana, ale oparta na uprzedzeniach, płaska psychologicznie i nierzetelna historycznie...
Moje ocena dotyczy nie tylko fachowości autora, ale stojących za nią motywacji - o tyle uzasadniona, że sprawne warsztatowo może jednak truć; niczym niektóre klasyczne utwory przedstawiające złych Żydów, czarnych itp. - i nie przez to złe, że zły może pochodzić spośród "innych" - ale przez sugerowanie, ci inni są nieuchronnie źli z samej natury... Otóż tutaj mamy właśnie z czymś takim do czynienia - tyle, że w odwróceniu. W roli nieuleczalnie złych występują Polacy, a szerzej - patrioci...
To nic, że obecnie najgorętszy patriotyzm, a raczej nacjonalizm, występuje w Izraelu (w którym ludzie mówią, że Arabów trzeba traktować tak, jak Amerykanie potraktowali Indian, a dowiadując się, że ktoś jest Polakiem, ludzie często reagują automatyczną niechęcią, uwagami "z takim nie ma co gadać" itp.),
To nic Żydzi rozkręcają przemysł Holocaustu, w myśl zasady "za to, że niektórzy kiedyś nami gardzili, teraz my będziemy gardzić wszystkimi".
To nic, że udowodnione statystyki pokazują dużo większy odsetek filosemitów wśród Polaków, niż antysemitów - a procentowo wielokrotnie więcej Żydów, którzy mieli okazję, angażowało się w prześladowania Polaków...
To nic, że cała sprawa Jedwabnego jest oparta na opowieściach osoby, która nie mogła tam być, a Żydzi zablokowali ekshumację, która pomogłaby ustalić prawdziwy bieg zdarzeń - niewątpliwie mordy Polaków na Żydach się zdarzały, ale ta sprawa jest symptomatyczna, bo pokazuje, jak żongluje się faktami dla budowy poczucia wstydu u Polaków. Jak w tym filmie, gdzie bohater żydowskiego pochodzenia został ukrzyżowany na drzwiach płonącej stodoły, podczas gdy w rzeczywistości współmieszkańcy wybrali go burmistrzem.
- To wszystko nieważne. - Ważne, że "Polacy wysysają antysemityzm z mlekiem matek" - i jako tacy są z natury podludźmi, którzy zasługują tylko na pogardę i powinni się cieszyć, jeśli nie idą do piachu... Czy to jest naprawdę lekcja, jaką przekazał nam Holocaust??? Smutne...
PS to, że ludzie nadają Matce Boskiej rysy lokalne, to ogólnoświatowa tendencja - Matka Boża z Guadelupe, oficjalnie czczona przez Kościół powszechny, jest Indianką, zaś w Afryce bywa czarna... To symbolizuje docieranie do istoty człowieczeństwa ponad różnicami rasowymi...
Bardzo cenię powieści pana Hena, m.in. za wyważenie psychologiczne - tutaj niestety mamy smutny dowód, jak uprzedzenia i nacjonalizm mogą zaślepiać nawet osoby skądinąd mądre i zrównoważone...
Książka jest w tym samy nurcie, co film "Pokłosie" - sprawnie napisana, ale oparta na uprzedzeniach, płaska psychologicznie i nierzetelna historycznie...
Moje ocena dotyczy nie tylko...
Tylko przejrzałem i przeczytałem recenzję znawcy; książka napisana bardzo pobieżnie, bez weryfikacji faktów, oparta na wyrywkowych źródłach... Na ten temat bodaj wszystko, poza może Gazdą, jest po prostu lepsze...
Tylko przejrzałem i przeczytałem recenzję znawcy; książka napisana bardzo pobieżnie, bez weryfikacji faktów, oparta na wyrywkowych źródłach... Na ten temat bodaj wszystko, poza może Gazdą, jest po prostu lepsze...
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toWychowałem się na klasycznych "samochodzikach" i cóż - na mój gust, mamy tu dość słabe naśladownictwo. - Jest trochę uroku, zaś autor w ujmujący sposób oddaje hołd pierwowzorowi... Niestety, jest po prostu gorszym pisarzem... Wprowadzenie "unowocześnień" gadżetów wykorzystanych przez bohatera robi na mnie wrażenie efekciarstwa na siłę. Są też wstawki "edukacyjne"; u Nienackiego robione zwykle z większym wdziękiem, tu robią wrażenie wklejonych na siłę wprost z podręcznika. Na dokładkę sporo tzw. "lokowania produktów", w mocno przaśnym i nachalnym wydaniu. - Co prawda o pewnym hotelu w okolicy dowiedziałem się z przyjemnością. - Zaznaczam, że nie jestem (póki co) zrzędliwym starowinką, czytam różne rzeczy, a nawet niektóre z nowych "samochodzików" mi się dość podobały. - W tej książce jest kilka ładnych zdjęć, także pokazujących dom Nienackiego. To dość miła przygodowa opowieść, poczytać można... momentami było wciągająco, ale za chwilę wrażenie psuły nielogiczne zachowania bohaterów, drewniany humor, albo np. długie opisy techniczne rowerów... Po lekturze oryginalnych przygód - rozczarowanie.
Wychowałem się na klasycznych "samochodzikach" i cóż - na mój gust, mamy tu dość słabe naśladownictwo. - Jest trochę uroku, zaś autor w ujmujący sposób oddaje hołd pierwowzorowi... Niestety, jest po prostu gorszym pisarzem... Wprowadzenie "unowocześnień" gadżetów wykorzystanych przez bohatera robi na mnie wrażenie efekciarstwa na siłę. Są też wstawki "edukacyjne"; u...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJak dla mnie rozczarowanie - ogólnie cenię sprawność autora, naprawdę trzyma w napięciu i jest dobry psychologicznie, a przy tym potrafi przedstawić istotne problemy społeczne - w tym konkretnym przypadku miałem jednak wrażenie, że akcja jest przekombinowana, zaś autor za bardzo się skupił na poruszaniu "aktualnych bolączek społeczeństwa", ze sporą dawką politycznej poprawności... Zastrzegam, że to niezła książka - po prostu rozczarowałem się na tle innych jego utworów.
Jak dla mnie rozczarowanie - ogólnie cenię sprawność autora, naprawdę trzyma w napięciu i jest dobry psychologicznie, a przy tym potrafi przedstawić istotne problemy społeczne - w tym konkretnym przypadku miałem jednak wrażenie, że akcja jest przekombinowana, zaś autor za bardzo się skupił na poruszaniu "aktualnych bolączek społeczeństwa", ze sporą dawką politycznej...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toRaczej dokładnie przejrzałem, niż przeczytałem. Wydało mi się nieludzkie w swej doktrynalności; przekonałem się na własnej skórze, że przestrzeganie zaleceń Kościoła nie gwarantuje szczęścia, za to może zabić spontaniczność i oprzeć związek głównie na poczuciu obowiązku - a ta książka nie pomogła mi zmienić zdania.
Raczej dokładnie przejrzałem, niż przeczytałem. Wydało mi się nieludzkie w swej doktrynalności; przekonałem się na własnej skórze, że przestrzeganie zaleceń Kościoła nie gwarantuje szczęścia, za to może zabić spontaniczność i oprzeć związek głównie na poczuciu obowiązku - a ta książka nie pomogła mi zmienić zdania.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toMam mieszane uczucia. - Ogólnie lubię Akunina, choć nie wielbię. Wielbię natomiast powieści morsko-pirackie, wydawało się zatem, że to coś dla mnie. Książka łączy bowiem współczesny kryminał i opis poszukiwań skarbu sprzed lat 300. I cóż, autor niewątpliwie udowodnił swój talent i wprawę. Czytało się generalnie przyjemnie, zwłaszcza obserwacje nt ludzkich charakterów, tchnące słowiańską ironią... To, że w książce pojawia się wątek fantastyczny, jakoś mi utrudniało wczucie się w klimat (choć generalnie fantastykę czytuję). Ale przełknąlem; zresztą był to element w sumie ciekawy... Dużo mocniej drażniło natomiast, iż wszystko staje się w pewnym momencie przewidywalne, bohaterowie niezwyciężeni, a pewne rozwiązania rażą literackością - w tym sensie, że niekoniecznie są bardzo logiczne, za to tworzą zgrabne klamry dla opowieści... To jakby iluzjonista podprowadzał mnie do miejsca, gdzie może wykonać sztuczkę, a ja, choć doceniałbym owej sztuczki efektowność, boleśnie odczuwałbym sztuczność całej sytuacji... W pewnym momencie zadałem sobie pytanie: w czym ta książka jest świetna? Niestety, choć to ciekawa mieszanka powieści łotrzykowskiej, obserwacji psychologicznych i humoreski, to w każdej z tych dziedzin znajdę rzeczy bardziej dopracowane i głębsze... Więc odkładam z poczuciem zawodu - a jednak zrozumiałbym kogoś, komu by się ta książka spodobała i pozostaję przekonany, że Akunin to autor przynajmniej niezły...
Mam mieszane uczucia. - Ogólnie lubię Akunina, choć nie wielbię. Wielbię natomiast powieści morsko-pirackie, wydawało się zatem, że to coś dla mnie. Książka łączy bowiem współczesny kryminał i opis poszukiwań skarbu sprzed lat 300. I cóż, autor niewątpliwie udowodnił swój talent i wprawę. Czytało się generalnie przyjemnie, zwłaszcza obserwacje nt ludzkich charakterów,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toNieszczęściem tej książki jest fakt, że zabrałem się za nią zaraz po "Panu Lodowego Ogrodu" Grzędowicza... Tę przesiadkę odczułem bardzo boleśnie. - Autor "Achai" sam przyznał, że bawił się w niej konwencjami pop - jest to aż nadto widoczne. Wszystko jest tu nieznośnie przerysowane i zwykle przewidywalne do bólu. - Jest wiele ciekawych motywów (kariera Nikodema Dyzmy, przetrwanie życia w więzieniu, religia ogłupiająca masy, szermierze zdolni tak się nastawić, by pokonywać masy, cynizm polityków - i in.). Jednak wszystko przedstawione w nieznośnie płaski sposób. - W sumie każda książka tworzy świat sztuczny, w której postacie są nomen omen papierowe i żyją tylko po to, aby odegrać parę nutek z partytury rozpisanej przez pisarza... Jednak rzadko w której książce jest to równie boleśnie widoczne. - Okrutnicy zawstydziliby tu katów NKWD, szermierz natchniony (termin Ziemiańskiego) pokona armię, sowizdrzał jako jedyny zrozumie, jak oszukać skutecznie... Na dodatek często bez powodu - wszystko jest doprowadzone do skrajności, więc Zakon (religijnego zła) rozkoszuje się swoją podłością, człowiek prosty nawet żyjąc długo w luksusach udając księcia co chwila mówi "psiamać" itd. - Za symbol "popowości" niech posłuży fakt, iż ulubionym zabiegiem autora dla podkreślenia czegoś jest przedłużanie samogłosek, jak w mowie człowieka zszokowanego (ale Autor stosuje to również w opisach własnych), w stylu "mieli dłuuugie miecze"... Nie mogę odmówić Ziemiańskiemu zdolności do bardzo sugestywnych opisów, a także inteligentnych obserwacji... Dlatego też przyznaję ocenę 4, a że staram się wykorzystywać całą skalę, oznacza ona całkiem przyzwoite czytadło... Summa summarum jednak mam wrażenie, jakby tę książkę napisał bardzo inteligentny i zdolny... czternastolatek.
Nieszczęściem tej książki jest fakt, że zabrałem się za nią zaraz po "Panu Lodowego Ogrodu" Grzędowicza... Tę przesiadkę odczułem bardzo boleśnie. - Autor "Achai" sam przyznał, że bawił się w niej konwencjami pop - jest to aż nadto widoczne. Wszystko jest tu nieznośnie przerysowane i zwykle przewidywalne do bólu. - Jest wiele ciekawych motywów (kariera Nikodema Dyzmy,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Nie odmawiam autorowi talentu, ale... smutno się robi. - Tym razem odwołań do rzeczywistości nie można zbyć jako wyrazu artystycznej swobody artysty - chyba, że to samo powiemy o filmach z Trzeciej Rzeszy o okropnych żydowskich oszustach itp. - To nie przypadkowe porównanie, tylko dokładnie ta sama zasada: niby nie wiadomo, o kogo chodzi, niby niekoniecznie wszystko musi być prawdą, ale po zapoznaniu się z dziełem wiemy już, że "tamci" to w najlepszym razie wariaci godni litości.
Przy poruszaniu ważkich tematów rzetelność się przydaje - już sama kampania reklamowa opisywanej książki, jak i opinie osób na tym forum, pokazują, że mamy tu bazowanie na fobiach i budowę histerii...
Niezależnie od tego, co się myśli o "prezesie z kotem", sprowadzanie go do straszliwego dyktatora to kpina z prawdziwych ofiar dyktatur....
A jeśli już Państwo przerażeni czytelnicy muszą się bać, to poszukajcie opisów choćby gwałtów i prześladowania kobiet w środowisku bardzo wpływowej Gazety głoszącej równouprawnienie i postęp...
Wielu recenzentów niechcący przedstawiło swoje uprzedzenia pisząc, że książka opisuje tylko oczywistości znane z TVN... No tak, jeśli najbardziej zaangażowaną politycznie stację, (której zresztą nieraz udowodniono m.in. prowokacje, sprzeczności itp.) uznaje się za źródło prawdy objawionej, to wszystko jasne...
Żeby nie było - podobnie krytycznie odniósłbym się do dzieła opisującego np. liderów partii liberalnych jako bez wyjątku zwyrodnialców, opatrzonego opisem: "mamy tu czystą prawdę, o czym wie każdy słuchacz Radia Maryja". Choć stopień zaangażowania i zacietrzewienia w tych dwóch mediach jest nieporównywalny - dużo lepiej mimo wszystko wypada Ojciec Dyrektor - piszę to, choć on zupełnie nie jest bohaterem mojej bajki (kwestia statystyki, sprawdzenia rzetelności itp.)
Ogólnie - to taka książeczka na zlecenie, żeby zakompleksieni mogli poczuć się lepiej jako członkowie "elity ponad moherowym motłochem" - a może jeszcze mogli usprawiedliwić swe życiowe niepowodzenia tym, że prześladują ich straszliwi siepacze najstraszliwszego reżimu w dziejach. - Tym straszliwsi, że trudno ich wypatrzyć, a przecież wiemy z horrorów, że to czekanie na cios przeraża najbardziej...
Mam dla tych przerażonych złą wiadomość - znowu cios nie spadnie, cenzura wprowadzana przez "straszną Kaczkę" w Polsce to mit. Wprawdzie jeśli mowa nienawiści miałaby być karana, to takie pozornie "niewinne i artystyczne" książeczki powinny być pierwsze w kolejce... Jednak lepsza od prawnych zakazów bywa w takich sprawach nie penalizacja, a pogarda dla zachowań poniżej jakiegokolwiek poziomu - podobnie, jak odwracamy się z niesmakiem, kiedy ktoś wyzywa ludzi innej rasy czy religii... Krytyka, satyra, nawet podejrzenia - to jedno, ale zjadliwa stygmatyzacja (de facto posądzenie o zbrodnie), oparta na wymysłach, "bo tak być mogło" - wygłaszana w dodatku w sposób budzący pogardę do konkretnych ludzi, a nawet całych grup społecznych - to coś innego. Złego.
Nie odmawiam autorowi talentu, ale... smutno się robi. - Tym razem odwołań do rzeczywistości nie można zbyć jako wyrazu artystycznej swobody artysty - chyba, że to samo powiemy o filmach z Trzeciej Rzeszy o okropnych żydowskich oszustach itp. - To nie przypadkowe porównanie, tylko dokładnie ta sama zasada: niby nie wiadomo, o kogo chodzi, niby niekoniecznie wszystko musi...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to