"Nieraz się martwimy, że ludzi w kościołach ubywa, tak bardzo nam zależy na ilości. W pracy też często nam zależy na ilości, na przykład chodzi o to, żeby się czegoś więcej sprzedawało. A gdy patrzymy na Ewangelię i na Pana Jezusa, to jesteśmy przerażeni jego nieskutecznością" -pisze Autor na kartach swojej książki. Tymczasem dla mnie omawiana książka jest przykładem takiej typowo ludzkiej, marketingowej skuteczności. Tytuł głosi :"Najbardziej praktyczna książka świata", podtytuł dopełnia: "Jak czytać Biblię, aby mieć udane życie?" Po lekturze okładki spodziewać byśmy się mogli zatem, że jej autor, uczony biblista stworzył w oparciu o swoją wiedzę i doświadczenie poradnik, jak z pożytkiem dla własnego życia czytać Biblię. Tymczasem już lektura wstępu do tej książki pozbawia czytelnika złudzeń co do jej zawartości. Podstawą książki jest konferencja wygłoszona przed kilku laty przez jej autora dla wydawnictwa RTCK .
I jak dla mnie, w tym przypadku sprawdza się zasada, że to czego się fajnie słucha, niekoniecznie fajnie się czyta. Bo zamiast oczekiwanego poradnika, czytelnik dostaje kilkadziesiąt stron wypowiedzi a la o. Szustak, z przebłyskami erudycji, z wtrętami, które w zamyśle mają być śmieszne. I kończy lekturę ze świadomością, że tak naprawdę z przeczytanej książki nic nowego się nie dowiedział... Szkoda, bo czytając wywiady z ks. Wojciechem Węgrzyniakiem, jestem przekonany, że jest kapłanem, który ma coś do przekazania wiernym. Tym razem prymat jednak wzięła skuteczność : chwytliwy tytuł, staranne wydanie, promocja w mediach katolickich. A finalnie zysk...

"Nieraz się martwimy, że ludzi w kościołach ubywa, tak bardzo nam zależy na ilości. W pracy też często nam zależy na ilości, na przykład chodzi o to, żeby się czegoś więcej sprzedawało. A gdy patrzymy na Ewangelię i na Pana Jezusa, to jesteśmy przerażeni jego nieskutecznością" -pisze Autor na kartach swojej książki. Tymczasem dla mnie omawiana książka jest przykładem takiej...