Kościelec
- Kategoria:
- literatura piękna
- Wydawnictwo:
- FORMA
- Data wydania:
- 2018-10-26
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-10-26
- Liczba stron:
- 166
- Czas czytania
- 2 godz. 46 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365778703
"Kościelec" Jacka Bielawy zwraca uwagę energią języka i energią wypowiedzi bohatera-narratora, który – rzecz ujmując w największym skrócie – opowiada o sobie, o swoim życiu, o przeszłości, o teraźniejszości, o spełnieniach i niespełnieniach, o powikłanych relacjach z ojcem i z partnerkami. Nosi imię Feliks, jest właścicielem „Fabryki”, czyli klubu fitness i ma czterdziestkę na karku.
Proza gęsta i zwarta. Powieść współczesna, problemy i znaki współczesności jak najbardziej znajome. Dynamiczna narracja "Kościelca" jest ironiczna, często sarkastyczna. Feliks stara się znaleźć wytłumaczenie, „jak można nazwać te szalone ciągi zdarzeń, na które nie miał wpływu, jak alkoholik nie ma wpływu na ciągi alkoholowe?”. Zatem bohater mówi, mówi, mówi, roztrząsa, interpretuje zdarzenia ze swojego życia i najbliższych sobie osób. Wdrapuje się na budowlę wzniesioną ze słów i rozgląda się dokoła.
Tekst ma rytm i strukturę utworu muzycznego; chodzi o melodykę narracji, jej powtórzenia, nowe motywy, o swoistą refreniczność. Może to mieć związek z ojcem Feliksa, dyrygentem, który jest intensywnie opowiadaną postacią, może mieć związek z pojawiającymi się w utworze nazwiskami muzyków i ich dzieł. Słyszalny, muzyczny motyw "Kościelca" rozwija się jak wstęga na wietrze - wybiega naprzód i zawraca. I żeby nie wszystko w "Kościelcu" toczyło się w sposób przewidywalny, czytelnika zaskoczy rozbudowana koda utworu,coś się w świadomości bohatera rozjaśni, a jego opowieść może zostać odebrana z czujnym przymrużeniem oka.
Piotr Szewc
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 8
- 6
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
- 1
Opinia
Niewiele napisano dotąd o debiucie Jacka Bielawy, a pewnie i niewiele zostanie już napisane, bo jest to proza niełatwa, momentami wręcz destrukcyjna. Nie oferuje ani zaskakującej metaforyki (bo że każdy ma swój Kościelec, wie bodaj każdy pełnoletni Polak), która zachęcałaby do dalszych, egzemplifikacyjnych poszukiwań, ani tym bardziej gry z czytelnikiem, opartej czy to na łączeniu odmiennych konwencji, czy też na tworzeniu piramid językowych. Bielawa jest zimny i ciernisty, ale wcale nie chaotyczny. I chociaż najłatwiej byłoby powiedzieć, że podąża ścieżką wytyczoną z jednej strony przez Petrę Hulovą („Macocha”), z drugiej przez Marcina Wichę („Rzeczy, których nie wyrzuciłem”), to nie jest skłonny ani do alkoholicznych wynurzeń tej pierwszej, ani do niedającej się unormować frazy drugiego. Bielawa jest hermetyczny inaczej: przez swoje opanowanie, przez konsekwentne trzymanie się konstrukcyjnego szkieletu powieści, wreszcie przez refrenowość istoty dzieła, posuniętą znacznie dalej, niż u wspomnianych autorów.
Tekstowa strategia, która nie okazuje się nigdy przegadaniem, dziwić może najbardziej, bo nie ma w tej książce czegoś, o co zwykle łatwo oskarżyć debiutanta: pustosłowia, banalności, czytelnego odwołania do autorytetów, przekroczenia granicy dobrego smaku. Od samego początku utworu, albo nawet wcześniej, od motta („Bóg umarł, Nietzsche umarł, i ja też nie czuję się za dobrze) , proza Bielawy sytuuje się już poza tą granicą i z każdą kolejną stroną nie robi nic, żeby czytelnika utrzymać w książce, zachęcić do leniwej lektury, wejść z nim w emocjonalną relację. Większość odbywa się na poziomie jednego afektu: odczucia nieprzyjemności i osamotnienia. Jest udręka, jadowitość, gburowatość, kąśliwość, które od początku odwołują się do masochizmu czytającego, narzucają mu się i wymuszają na nim uległy stosunek wobec historii. To wszystko jest tak spójne i konsekwentne, że nie wypada odczytać tego inaczej, niż jako debiut wyjątkowy, erudycyjnie zapełniony po brzegi. Bielawa bombarduje nas symptomami śmierci, prowadzi nas przez ścieżkę oczekiwania na rozstanie z życiem, a właściwie bardziej nawet, rozjeżdża czytelnika nostalgicznymi, ale też pełnymi złości wyrzutami o to, że przyszło mu trwać w tej pokręconej rzeczywistości.
Zapytacie, ale o co tak właściwie chodzi? Ano o Feliksa, niespecjalnie zresztą dumnego z tego imienia. Feliks odniósł niewątpliwy sukces zawodowy: jest właścicielem klubu fitness, który to sukces, jest właściwie jedynym, co mu się w życiu powiodło. Jego pierwsza żona – B. – nie może zajść w ciąże z powodu niewystarczającej męskości Feliksa. Tak oto pojawia się pierwsza kłoda, niestrawna o tyle, że B. zamienia swojego wysportowanego i ułożonego męża, na hydraulika. I chociaż nasz bohater znajdzie sobie później substytut B. – E., co więcej, będzie miał z nią dziecko, nigdy już pełnego szczęścia nie zazna. Jest bowiem jeszcze inna kłoda, a właściwie to pień, albo nawet cały wycięty las. Ojcem Feliksa jest słynny kompozytor i dyrygent, który realizując swoją karierę całkowicie odrzucił tradycyjny model rodziny. Bohater „Kościelca” nie zna go osobiście, nie wie nawet czy żyje. Zanurza się w świat fantazji o tym, jak mogłyby ich relacje wyglądać. Nie są to bynajmniej wizje słoneczne, a raczej obrazy wiecznych pretensji i wyrzutów. Feliks złości się na wszystko: na inspiracje muzyczne ojca, na współpracę ze służbami bezpieczeństwa, na jego priorytety, a nawet stare mieszkanie. Spirala niewypowiedzianych żalów prowadzi go do tytułowego Kościelca, czyli symbolu wewnętrznej martwoty i nieuchronnej śmierci.
Postanowiłem napisać o tej książce, bo stawia ona wyzwania, bo jest konsekwentna w swojej posągowej obojętności wobec cudu życia. Także w apatii, z jaką wypowiadane są kolejne zdania, nie różnicę się od poprzednich ładunkiem emocjonalnym ani rytmem. Rozdziały „Kościelca” zlewają się w jeden, niedający się przekroczyć mur, w ścianę pozbawioną okien, w przeszkodę, której nie sposób przekroczyć, bez posunięcia się do autodestrukcji własnego ja. I to jest fascynujące, że można być tak konsekwentnym w budowaniu deficytowego bytu, tak wytrwałym w zachowywaniu prozy poza wszelkim efektem sztuczności i salonowości, tak zaufać tej traumie, żeby pozwolić jej opanować całą książkę. Dramatyczna proza jest najwyraźniej odpowiedzią na szalone czasy: nawet nie przeintelektualizowaną filozofią, ukrywaną między słowami, ale raną i fałszem samym w sobie, pozbawionym teologicznej mocy. Bielawa zdaje się nam mówić, że trudno budować swoje marzenia, swoją rodzinę, gdy nie przetrawiło się okaleczeń z młodości. Tak właśnie tworzy unikatową, oniryczną i niewygodną spowiedź człowieka, którego trudno polubić. Bo właśnie taka ta powieść jest – bardzo niewdzięczna i nieprzychylna czytelnikowi. Ale jednak w niej trwamy, co więcej, ona naprawdę wciąga nas w wir swojej przygnębiającej logiki. Bielawa potrafił znaleźć metaliterackie funkcje nieprzyjemności i tak skonstruować swój tekst, tak go wycyzelować językowo, że odnosimy wrażenie jawnego naruszenia granic naszej prywatności. Bo to już nie jest uniwersalność, to raczej intymność naszego własnego ja.
Doskonałość „Kościelca” wynika także z właściwego odwoływania się do elementów świata przedstawionego. Całość zbudowana została na ważnych filarach – muzyce klasycznej i motywach biblijnych. Pierwszy nadaje książce formę i tempo, drugi służy do dekontruowania mitów na temat męskości, pochodzenia i wartości egzystencji. Ale oczywiście nie tylko, bo zakres poruszanych w książce tematów jest szalenie różnorodny. Traficie tu na polityczne wątpliwości, na rozważania o sile kobiecości, na biznesowe nowinki i artystyczne inspiracje. „Kościelec” to też szalony, intertekstualny kolaż ludzkich przywar i ciągłego poszukiwania tożsamości. Szczery, bezpośredni, mocny, celny i nie silący się na bycie lekarstwem w jakiejkolwiek chorobie. To też dosadny monolog, odzwierciedlający ponurą naturę człowieka. A najlepsze w tej książce jest to, że to o czym mówię, to dopiero początek drogi interpretacyjnej, która może rozlewać się jeszcze na wiele różnych stron.
Recenzja ukazała się pod adresem https://melancholiacodziennosci.blogspot.com/2019/04/recenzja-koscielec-jacek-bielawa.html
Niewiele napisano dotąd o debiucie Jacka Bielawy, a pewnie i niewiele zostanie już napisane, bo jest to proza niełatwa, momentami wręcz destrukcyjna. Nie oferuje ani zaskakującej metaforyki (bo że każdy ma swój Kościelec, wie bodaj każdy pełnoletni Polak), która zachęcałaby do dalszych, egzemplifikacyjnych poszukiwań, ani tym bardziej gry z czytelnikiem, opartej czy to na...
więcej Pokaż mimo to