Najnowsza Historia Polityczna Polski 1914-1939 [Tom1 i Tom2]

Okładka książki Najnowsza Historia Polityczna Polski 1914-1939 [Tom1 i Tom2] Władysław Pobóg-Malinowski
Okładka książki Najnowsza Historia Polityczna Polski 1914-1939 [Tom1 i Tom2]
Władysław Pobóg-Malinowski Wydawnictwo: Oficyna Wydawnicza Graf historia
898 str. 14 godz. 58 min.
Kategoria:
historia
Wydawnictwo:
Oficyna Wydawnicza Graf
Data wydania:
1990-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1990-01-01
Liczba stron:
898
Czas czytania
14 godz. 58 min.
Język:
polski
ISBN:
8385130292
Średnia ocen

5,0 5,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
5,0 / 10
6 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
612
569

Na półkach: ,

Łukasz „Autorowi nieco za często udawało się mijać z prawdą (…) Głównie wybierał ze źródeł tylko to, co było mu wygodne albo przypisywał im sens, którego nie miały (…)” Gdybyż tylko to… Potrafił łączyć kilka wypowiedzi w jedną zbiorczą, nie zaznaczając co było z czego (wynikły z tego mętlik widać w „Agresji 17 września” Jerzego Łojka w przypisie 298 na s. 182 wydania z 1990). Bądź przytaczał bez źródła.
„W ciągu dwudziestolecia niepodległości rozparcelowano 2 654 000 ha z tego w okresie 1919 – 1925: 838 873 ha, w 1926 – 1934: 1 297 345 ha, w 1935 – 1939: 517 782 ha. W r. 1939 gospodarstwa drobne obejmowały już 80 proc. obszaru rolnego w kraju; pozostawało jeszcze ok. miliona ha do parcelacji na podstawie ustawy z r. 1925.” (s. 838) Cenne dane, tylko skąd? Zapewne z Małego Rocznika Statystycznego s. 70n

https://rcin.org.pl/dlibra/doccontent?id=17198

Widocznie uznawał. że dane powszechnie dostępne.

Wiedza o prawie międzynarodowym taka sobie.
„21 kwietnia [1920] została podpisana, a nazajutrz ogłoszona polityczna konwencja polsko – ukraińska, mówiąca, iż "rząd polski uznając prawo Ukrainy do niezależnego bytu państwowego uznał Dyrektoriat niepodległej Ukraińskiej Republiki Ludowej, z głównym atamanem Semenem Petlurą na czele, za zwierzchnią władzę Ukraińskiej Republiki Ludowej".” (s. 430) Ściśle biorąc ogłoszonym został tylko 1 artykuł (bez zaznaczenia, że jest początkiem czegokolwiek).
Porównanie umów polsko–francuskich z 1921 i 1925 (s. 635 i 698) wypadło równie bałamutnie, co w „Tajemnicy Piłsudskiego” Mieczysława Pruszyńskiego, zapewne ten ostatni „wiedzę” o nich czerpał z „Najnowszej Historii”.
„Od czasów Locarna zresztą wisiała nad Polską nieustanna groźba zastosowania słynnego artykułu 19 Paktu Ligi, mówiącego o możliwości "ponownego zbadania traktatów, które nie dają się już zastosować, oraz położenia międzynarodowego, którego dalsze trwanie mogłoby zagrozić pokojowi świata".” (s. 732)
Jak poprzednio. Artykuł ten, ustalony w Wersalu w 1919, zatem obowiązujący już przed Locarno, upoważniał Zgromadzenie Ligi, by okresowo wzywało państwa członkowskie „do ponownego zbadania”. Zależało od zgody większości członków by podjąć uchwałę, która jedynie wzywałaby – po angielsku brzmiało to „advice” (doradzać),po francusku „inviter” (zapraszać czy zachęcać) – strony jakiejś umowy do jej „ponownego zbadania”. Przepis ów i tak znalazł zastosowanie tylko raz, w sporze dwóch państw południowoamerykańskich na początku lat 20, chociaż i wtedy Zgromadzenie nie podjęło uchwały.

Rozbawiło mnie, gdy odkrył jakieś „miliony” należące do Obozu Zjednoczenia Narodowego, bez źródła oczywiście.
„Już w ciągu pierwszego tygodnia zgłosiło się do szeregów Obozu prawie dwa miliony członków, a ilość ta rosła jeszcze w miarę, jak sieć organizacyjna, w formie "okręgów", "obwodów" i "oddziałów", obejmowała obszar Rzeczypospolitej i wszystkie dziedziny życia społecznego i gospodarczego.” (s. 803)
Andrzej Albert (Wojciech Roszkowski) podaje około 40 do 50 tys. osób w końcu 1937 („Najnowsza historia Polski: 1918–1980” Polonia 1989 s. 243 co prawda z powołaniem na wydanych w PRL „Piłsudczyków bez Piłsudskiego” Tadeusza Jędruszczaka 1963 s. 158). „Pod koniec tego [1937] roku, nie będąc jeszcze w pełni zorganizowany, OZN bez Warszawy mógł mieć 40 – 50 tys. członków. Na przełomie lutego i marca 1938 r. jego stan przekroczył zaś przypuszczalnie 100 tys.” (Andrzej Notkowski „Pod znakiem trzech strzał: prasa Polskiej Partii Socjalistycznej w latach 1918–1939” 1997 s. 41)

O „miejscu odosobnienia” w Berezie ma do powiedzenia „był to w istocie swej bardzo przykry, ale w ówczesnych warunkach niemal nieunikniony sposób ochrony państwa przed idącymi z różnych stron próbami podważania i rozbicia jego spoistości wewnętrznej. Stan ilościowy więźniów w obozie wahał się w granicach od 200 do 350. Regulamin był surowy, ale bez odchyleń od podstawowych zasad humanitaryzmu. Kierowano do Berezy najczęściej wtedy, gdy udział w działaniu na szkodę państwa i społeczeństwa nie ulegał wątpliwości, ale gdy brakowało formalno–prawnych dowodów dla sprawy sądowej lub gdy nie można było ujawnić tych dowodów bez ujawnienia, a przeto i stracenia źródeł informacyjnych, potrzebnych w dalszym ciągu, w wypadkach agentur sowieckich i niemieckich. W Berezie zdarzały się wypadki nadużyć (szykany, wyzwiska, bicie pałkami gumowymi, zmuszanie do bezsensownej pracy). Przedstawiciele władz z Warszawy dojeżdżali jednak często, żeby kontrolować tryb życia w obozie; wykonawców zbyt gorliwych usuwano i karano. Polacy mają niezwykłą zdolność lżenia samych siebie, toteż w wypadku Berezy posuwają się za daleko w swoich sądach i ocenach. Znacznie więcej spokoju i umiaru wykazują Ukraińcy – ich wspomnienia dają obraz jeszcze przesadny, ale stokroć bliższy prawdy (zob. E. Wreciona: "Bereza Kartuska z innej strony" w „Kulturze" nr 30/1950 i Wł. Makar: "Jak to było w Berezie" w „Kulturze" nr 98/1955). Najwięcej hałasu wywoływało kierowanie do Berezy tych utajonych komunistów, którzy pod maską "działaczy radykalnych" wciskali się do PPS, ruchu ludowego i Związku Nauczycielstwa.” (s. 837n) Wywód przepisany, znów bez zaznaczenia, z „Pamiętnika niebohaterskiego” Sławoja – Składkowskiego: „Polska znajdowała się stale w stanie pół – wojny, pół – pokoju z sąsiadami ze Wschodu i Zachodu, pomimo pozorów dotrzymywania zasad paktów o nieagresji ze strony tych państw. Byliśmy stale społecznie i politycznie podminowywani przez agentów, płatnych przez Sowiety i Niemcy. Władze sądowe często nie mogły zasądzać tych agentów dla braku dowodów prawnych, mimo ich oczywistej pracy przy rozbijaniu życia Polski. Agenci sowieccy i komuniści polscy, działający przeciw bezpieczeństwu Państwa, których trudno było "złapać na gorącym uczynku", byli głównymi więźniami Berezy. Agentów niemieckich umieszczal1smy w Berezie tylko w wypadkach wyjątkowych, gdyż wywoływało to retorsje niemieckie na ludności polskiej w Niemczech. Byli tam w Berezie, jednak, członkowie Ukraińskiej Organizacji Wojskowej. Najsprytniejsi komuniści usiłowali utrzymywać kontakty z organizacjami legalnymi w Polsce jak np. P.P.S. lub Związek Nauczycielstwa Polskiego. O tych utajonych komunistów było najwięcej krzyku i interwencji, gdy dostali się do Berezy. Życie wykazało, iż byli to prawdziwi komuniści, wysługujący się Sowietom. Doskonałe wyniki dawało osadzenie na pewien czas w Berezie różnych nożowców i pobytowców, jeszcze z czasów rosyjskich, będących postrachem całej gminy. Nie bali się oni więzienia, do którego wybierali się zwykle na zimę, natomiast surowy tryb życia w Berezie robił z nich potulnych ludzi. Decyzja wysyłania do obozu odosobnienia w Berezie pobierana była osobiście przez ministra Spraw Wewnętrznych, celem uniknięcia nadużyć w stosowaniu tego drastycznego środka. (…) Na ogół biorąc, w wyjątkowej pół-wojennej sytuacji Polski, Bereza była niepopularnym i przykrym, lecz pożytecznym narzędziem ochrony całości i spoistości Państwa w wypadkach, gdy władze sądowe nie mogły wkraczać, dla braku możności ujawnienia dowodów winy, ze względu na tajne popieranie winowajców przez Niemcy lub Sowiety. Unikaliśmy w ten sposób mnóstwa procesów politycznych, które nie pomagały, a raczej szkodziły Polsce, ze względu na stosunki z potężnymi a podstępnymi sąsiadami, podkopującymi spoistość Państwa. Te motywy istnienia Berezy były trudne do "ujawnienia" społeczeństwu polskiemu i dlatego Bereza była doskonałym "konikiem", na którego wsiadali wszyscy mówcy i dziennikarze, zwalczający Rząd Polski. Nie mogłem jednak dla uzyskania popularności Rządu pozwolić grasować bezkarnie w Polsce agentom Sowietów i Niemiec, bo to dopiero byłoby zbrodnią wobec społeczeństwa i Państwa Polskiego.” („Kultura” Paryż nr 47 z września 1951 s. 129n). Na wywód ten padła odpowiedź: „Sławoj-Składkowski swoją obronę instytucji Berezy opiera na dwóch przesłankach: 1) "Władze sądowe często nie mogły zasądzać tych agentów (Sowietów i Niemiec) z braku dowodów prawnych". 2) "Decyzja wysyłania do obozu odosobnienia pobierana była osobiście przez ministra Spraw Wewnętrznych, celem uniknięcia nadużyć w stosowaniu tego drastycznego środka". Pierwsza z tych przesłanek jest natury rewelacyjnej. Składkowski jest świadomy, że istnieją dowody prawne, że tych dowodów prawnych czasami brak i dlatego sądy nie mogą zasądzać; że brak dowodów prawnych można zastępować dowodami NIEPRAWNYMI; że on, Składkowski, posyłał współobywateli do Berezy na podstawie dowodów nieprawnych! Zajmijmy się przez chwilę owymi nieprawnymi dowodami. W procesie karnym wszystkie dowody są dopuszczalne. Nie ma dowodów prawnych i nieprawnych w procesie karnym. Tylko z d o b y w a n i e dowodów bywa czasem nieprawne. Na przykład, przyznanie się oskarżonego do zarzuconego mu czynu jest dowodem prawnym, lecz wydobycie od oskarżonego przyznania, za pomocą bicia czy tortury, jest nieprawne. Tak więc, jest metoda sądowa zdobywania prawdy i dowodów, metoda badania, śledzenia, zbierania poszlak, konfrontowania ich i wnioskowania. Jest i druga metoda, metoda stosowana przez organy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych czasami, za pomocą bicia, prowokacji, fałszu. Sądy całego świata tej drugiej metody zbierania dowodów nie lubią. Poprawiam się, nie wszystkie sądy: za żelazną kurtyną innych dowodów niemal nie znają, jak tylko te, które są zdobywane w sposób nieprawny. Jeżeli chodzi o sprawy komunistyczne w sądach polskich, to, jako długoletni obrońca przed tymi sądami w sprawach komunistycznych, mogę stwierdzić, że sądy w Polsce skazywały komunistów przy najlżejszych dowodach i najsłabszych poszlakach, tak więc powołanie się Składkowskiego na to, że sądy często nie skazywały z powodu braku dowodów, jest nieprawdziwe i użyte tylko w celu stworzenia fałszywego argumentu w obronie nieprawnych, terrorystycznych metod traktowania ludzi w Berezie. Gdyby chodziło tylko o walkę z naruszeniem prawa wtedy, gdy sądy są bezradne z powodu "braku dowodów prawnych", to dlaczego stosowano w tych przypadkach "drastyczne środki"? Tego Składkowski nie wyjaśnił, jak nie wyjaśni nigdy dlaczego stosowano te środki przeciwko ludziom – jak to udowodnię na przykładach, cytowanych przez samego Składkowskiego – którym nie można zarzucić popełnienia jakiegokolwiek bądź przestępstwa, przewidzianego przez Kodeks Karny czy inny przepis karzący. Nie dla walki z przestępstwem była powołana Bereza i nie był deportujący do Berezy Składkowski namiastką sprawiedliwości. Składkowski wysyłał ludzi do Berezy, bo rządzić terrorem wydawało mu się łatwiejsze. Przechodzę do drugiej tezy, do owej gwarancji nienadużywania tego drastycznego środka. Tą gwarancją jest osoba pobierająca decyzję wysłania. Osoba ta jest oczywiście tak światła, tak wszystko wiedząca, tak nieomylna, że daje absolutne gwarancje przeciwko jakiemukolwiek bądź błędowi, czy nieostrożności. Któż nie wie, że taką właśnie osobą, był w przedwojennej Polsce Felicjan Sławoj-Składkowski! Wiadomo, nigdy się nie omylił. Były czasy kiedy Składkowski był skromniejszy i przyznawał się do błędów i błąkania.” (Ludwik Honigwill „Przyczynki do Berezy”, „Kultura” nr 57/58 z lipca/sierpnia 1952 s. 97n)
Można dodać, że:
– Stan dzienny bywał wyższy niż 200 do 350, przed wybuchem wojny: 1 stycznia 502, 1 lutego 526, 1 marca 502, 1 kwietnia 482, 1 maja 503, 1 czerwca 535, 1 lipca 522, 1 sierpnia 473 (Wojciech Śleszyński „Obóz odosobnienia w Berezie Kartuskiej” 2003 s. 85)
– Rozporządzenie z 17 czerwca 1934 „w sprawie osób zagrażających bezpieczeństwu, spokojowi i porządkowi publicznemu” (Dz. U. Nr 50 poz. 473) milczało o zatwierdzaniu przez ministra spraw wewnętrznych wniosków o „odosobnienie”, nadzór ten Składkowski sprawował osobliwie: „Punktualnie o 9.00 rozpoczynał się referat Polityczny i Bezpieczeństwa. Prowadził go dyrektor Departamentu Politycznego Żyborski w obecności wiceministrów Bronisława Klukowskiego i Władysława Korsaka oraz Komendanta Głównego Policji Państwowej generała Kordiana Kordiana – Zamorskiego. Po referacie dyrektora Żyborskiego odbywałru się krótka dyskusja i uzupełnienia. (…) Podpisy zajmowały niewiele czasu, gdyż kładłem je nie czytając [!] aktu, na odpowiedzialność dyrektora departamentu, co do jego formy. Treść aktu analizowaliśmy zwykle w godzinach popołudniowych, a parafa wiceministra była dla mnie rękojmią, iż forma i wykończenie aktu odpowiada zamierzonej treści i wytyczonemu celowi.” („Kultura” Nr 45/46 z lipca/sierpnia 1951 s. 181)
– Objaśnianie konieczności „miejsca odosobniania” przez „doskonałe wyniki” wynikłe z „osadzania” jakichś „nożowców” brzmi niepoważnie, wedle danych z 14 stycznia 1937 trafiło tam ogółem 725, w tym 410 komunistów, 227 członków OUN, 64 z SN i ONR, 6 z SL, 15 zawodowych przestępców i 3 lichwiarzy (Ireneusz Polit „Miejsce Odosobnienia w Berezie Kartuskiej w latach 1934-1939” s. 89). Kodeks Karny przewidywał dla takich przestępców odpowiednie zakłady, o czym piszę w omówieniu „Ośrodków Przystosowania Społecznego”.
– To samo dotyczy obawy przed „ujawnieniem źródeł”. Art. 316 KPK przewidywał „powadzenie przy drzwiach zamkniętych całej rozprawy lub jej części, jeżeli jawność postępowania mogłaby obrażać dobre obyczaje, spowodować zaburzenie spokoju publicznego lub ujawnić okoliczności, których zachowanie w tajemnicy jest niezbędne ze względu na bezpieczeństwo Państwa” choć wedle art. 320 ogłoszenie wyroku miało być zawsze jawne. Art. 159 § 2 KK za rozgłaszanie wiadomości z takiej rozprawy groził aresztem do 6 miesięcy lub grzywną, § 1 tyle samo za rozpowszechnie wiadomości z dochodzenia lub śledztwa bez zezwolenia prowadzącej je władzy. Dekret z 22 listopada 1938 „o ochronie niektórych interesów Państwa” (Nr 91 poz. 623) w art. 12 za m. in. ogłoszenie aktu oskarżenia lub innego pisma procesowego przed jego odczytaniem na rozprawie, albo wiadomości o przebiegu niejawnego posiedzenia sądu, narad lub głosowania sędziów przewidywał karę aresztu do roku. Wedle art. 30 rozporządzenia z 24 października 1934 (Dz. U. Nr. 94 poz. 851) w sprawach dotyczących ochrony tajemnic państwowych sąd mógł zarządzić ogłoszenie wyroku przy drzwiach zamkniętych, jeżeli uznał to za niezbędne, a wedle dekretu z 21 listopada 1938 „o usprawnieniu postępowania sądowego” (Dz. U. Nr. 89, poz. 609) sąd mógł zaniechać przytoczenia powodów wyroku, gdy cała rozprawa odbyła się przy drzwiach zamkniętych.

Innych dowolnych twierdzeń jeszcze sporo można wyliczyć.
Jednak są też słuszne.

Grupa Berlinga z Małachowki miała poprzedników w 1918, najliczniejszy „był słynny już w 1917 roku "pułk białogrodzki". Przemianowany niebawem na "rewolucyjny pułk czerwonej Warszawy" ze Żbikowskim na czele, stał się trzonem głównym tzw. "dywizji zachodniej", dwubrygadowej, formowanej częściowo w Tambowie, częściowo w Witebsku, a obejmującej pułki piechoty "warszawski", "siedlecki", "miński", "grodzieński", "wileński" i "suwalski", "czerwony pułk warszawskich huzarów", "mazowiecki pułk czerwonych ułanów", dwa dywizjony artylerii bez szczególnej nazwy. Oddziały te, nierówne w swoim składzie i w sumie nie przerastające istotnie sił jednej dywizji, otoczone były najtroskliwszą opieką polityczną.” (s. 157) „przerzedzone szeregi z konieczności uzupełniano elementem rosyjskim; w tych warunkach dywizja bardzo szybko zatraciła swój "polski charakter". W czasie pobytu w Wilnie ochotnicy się nie zgłaszali, a do werbunku przymusowego zniechęcały doświadczenia : wielu "czerwonych strzelców" i "warszawskich huzarów" przy zetknięciu się z wojskiem polskim przechodziło na stronę polską.” (s. 160) Warto to uzupełnić https://kulturaparyska.com/pl/search/searched-attachment/13927/16/Biełgorodzkiego (s. 24 i następne).

Pokój w Rydze ocenia bardzo ujemnie „wszechwładny Sejm rękoma [Stanisława] Grabskiego pogrzebał w Rydze nie tylko sprawę niepodległości ukraińskiej (...) bezwzględnie i brutalnie deptał tradycję, która od czasów Kościuszki, przez cały wiek XIX wołała nie tylko o wolność i niepodległość, ale też o całość przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. (...) Odrzucając staropolską zasadę współżycia "wolnych z wolnymi, równych z równymi" przeciwstawiając jej z pruskich i moskiewskich wzorów wylęgłe hasło "asymilacji w ramach państwa narodowego", zrywając odnowione po wiekach w formie dostosowanej do nowych warunków nici związków Polski z Naddnieprzem i przepoławiając Białoruś, (...) skazywał jeszcze na straszliwą niewolę sowiecką i na szybkie wytępienie przez sowieckie metody ponad milion ludności jak najbardziej polskiej zwłaszcza na obszarze nadberezyńskim z gęsto rozsypanymi tam zaściankami szlachty zagrodowej, zbiedniałej materialnie, ale tak bogatej w tradycje i tak mocno przez krew powstańczą, przez gwałty Murawjowa, przez Sybir z Polską związanej.” (s. 554 n)
Grabski przy wytyczaniu granicy czerpał dane ze spisu ludności z czasów carskich, oczywiście błędne („Agresja 17 września” przypis 48 na s. 172).

„Polska porzuciła w Traktacie Ryskim swego sprzymierzeńca. Inną jest sprawą, czy mogła postąpić inaczej i czy powinna była prowadzić dalej wojnę, tym razem nie w obronie własnej, lecz dla dotrzymania przymierza z Petlurą. Jest to pytanie, które pozostawiam bez odpowiedzi.” (Paweł Zaremba „Historia dwudziestolecia 1918-1939” Paryż 1981 tom 1 , s. 170)

Grabski zapytywany przez dziennikarzy wyjaśnił, że układ z Petlurą nie został zatwierdzony przez Sejm, zatem nie obowiązywał (Mieczysław Wojciechowski „Traktat ryski 1921 roku po 75 latach” Toruń Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 1998, s. 54) „Nie było to rozumowanie słuszne, gdyż nie zawsze traktaty międzynarodowe przedkłada się ciałom parlamentarnym do ratyfikacji, ale rozwiewało ono różne wątpliwości.” (Janusz Pajewski „Budowa Drugiej Rzeczypospolitej 1918-1926” Nakładem Polskiej Akademii Umiejętności Kraków 1995 s. 89) „Piłsudski ani jako Naczelnik Państwa, ani jako Naczelny Wódz nie miał uprawnienia do zawierania układów politycznych, a takim był niewątpliwie układ z Petlurą.” (Jan Borkowski „Rok 1920: wojna polsko-radziecka we wspomnieniach i innych dokumentach” Państwowy Instytut Wydawniczy 1990 s. 453)
Rzeczywiście „Mała Konstytucja” z 20 lutego 1919 o takich uprawnieniach milczała. Przede wszystkim, jak już była mowa wcześniej, układ zawarty był tajnie, wbrew art. 18 Paktu Ligi Narodów.

CDN

Łukasz „Autorowi nieco za często udawało się mijać z prawdą (…) Głównie wybierał ze źródeł tylko to, co było mu wygodne albo przypisywał im sens, którego nie miały (…)” Gdybyż tylko to… Potrafił łączyć kilka wypowiedzi w jedną zbiorczą, nie zaznaczając co było z czego (wynikły z tego mętlik widać w „Agresji 17 września” Jerzego Łojka w przypisie 298 na s. 182 wydania z...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1178
1154

Na półkach: ,

Zaczytywałem się Pobogiem w końcówce lat Gierka, gdy jako świadomy licealista dostałem to w prezencie od kogoś z zagranicy - jako antidotum na komunistyczną propagandę.

Ale zaraz potem poszedłem na historie, i wkrótce mogłem uświadomić sobie, że Autorowi nieco za często udawało się mijać z prawdą - i to tak, ze oślepiał tych z naprzeciwka.

Głównie wybierał ze źródeł tylko to, co było mu wygodne albo przypisywał im sens, którego nie miały, czyli dla historyka grzech pierworodny. A apologia sanacji jednak mi się – excusez le mot – właśnie z propagandą komunistów lekko skojarzyła… Jakim karłem moralnym trzeba np. być, aby tak pokrętnie uzasadniać aresztowanie posłów Centrolewu, w tym b. premiera – naprawdę wyczyny Grupy Trzymającej Władzę dziś w Polsce to przy tym betka…

Do dziś pozostał mi zaś sentyment do pięknej, lekko staromodnej już niestety, polszczyzny Autora.

Zaczytywałem się Pobogiem w końcówce lat Gierka, gdy jako świadomy licealista dostałem to w prezencie od kogoś z zagranicy - jako antidotum na komunistyczną propagandę.

Ale zaraz potem poszedłem na historie, i wkrótce mogłem uświadomić sobie, że Autorowi nieco za często udawało się mijać z prawdą - i to tak, ze oślepiał tych z naprzeciwka.

Głównie wybierał ze...

więcej Pokaż mimo to

avatar
468
49

Na półkach: ,

W tej książce o naszej historii z okresu odzyskiwania państwa bardziej przebija się apologetyka Józefa Piłsudskiego niż prawda, obiektywizm i rzetelność w opisywaniu wydarzeń.

W tej książce o naszej historii z okresu odzyskiwania państwa bardziej przebija się apologetyka Józefa Piłsudskiego niż prawda, obiektywizm i rzetelność w opisywaniu wydarzeń.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    6
  • Posiadam
    3
  • Teraz czytam
    1
  • Historia
    1
  • Chcę przeczytać
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Najnowsza Historia Polityczna Polski 1914-1939 [Tom1 i Tom2]


Podobne książki

Przeczytaj także

Ciekawostki historyczne