Fasolowa wojna

Okładka książki Fasolowa wojna John Nichols
Okładka książki Fasolowa wojna
John Nichols Wydawnictwo: Zysk i S-ka Cykl: Nex Mexico (tom 1) Seria: Kameleon literatura piękna
601 str. 10 godz. 1 min.
Kategoria:
literatura piękna
Cykl:
Nex Mexico (tom 1)
Seria:
Kameleon
Tytuł oryginału:
The Milagro Beanfield War
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
1997-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1997-01-01
Liczba stron:
601
Czas czytania
10 godz. 1 min.
Język:
polski
ISBN:
8371501374
Tłumacz:
Jerzy Łoziński
Tagi:
literatura amerykańska realizm magiczny powieść saga
Średnia ocen

8,0 8,0 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
8,0 / 10
1 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
233
26

Na półkach:

"Fasolowa wojna" to powieść z lat 70. autorstwa amerykańskiego pisarza, Johna Nicholsa. Jest to powieść gatunku western, opowiadająca o losach mieszkańców małej miejscowości, Milagro. Fabuła skupiona jest wokół sporu białych, bogatych biznesmenów i ubogiej Meksykańskiej ludności, zamieszkujących miasteczko od zawsze. Konflikt, oczywiście, to tytułowa fasolowa wojna. Oprócz tego powieść to istne siedlisko barwnych postaci, niesamowita przeplatanka historii, zakrapiana wybornym humorem.



Powieść ta od kiedy pamiętam figurowała na mojej liście książek do przeczytania. Od małego słyszałam o niej i niecierpliwie czekałam na moment, by zagłębić się w nietuzinkową historię. Wreszcie, ta chwila nadeszła w zeszłym tygodniu, a ja nie ukrywając ekscytacji rozpoczęłam czytanie. I, niestety, powieść nie porwała mnie od pierwszych stron, tak jak się tego spodziewałam. Od razu pojawiło się mnóstwo bohaterów, przez co bardzo szybko pogubiłam się i nie mogłam zapamiętać kto jest kim. Autor również przy początku zamieścił wyczerpującą historię życia jednego z bohaterów, co praktycznie całkowicie zniechęciło mnie do lektury. Jednak, moja ciekawość cały czas nie została zaspokojona - nie potrafiłam dojść do tego, jaki może być główny wątek książki. Dlatego też, zapomniałam o pierwszym wrażeniu i postanowiłam czytać dalej.



Z czasem, gdy przestali pojawiać się nowi, istotni bohaterowie (co stało się zaskakująco późno),zdążyłam się już z nimi zżyć. Byłam ciekawa, jakie będą kolejne kłótnie Meksykańskich, okropnie porywczych mieszkańców oraz chciałam dojść do tego, jak biali, bogaci inwestorzy i policja poradzi sobie z rosnącym konfliktem. W tej książce niesamowicie pokazana jest waga, na której umieszczona jest władza. Z jednej strony umieszczone są organy rządu, sprawujące władzę w świetle prawa, a także bogaci, wpływowi ludzie, a na drugiej szali stoją ubodzy, butni Meksykanie, którzy urośli w siłę dzięki pewnemu zjednoczeniu i porywczości. Oraz przyjaźni z bronią palną, którą chętnie wprawiali w ruch. Waga ta nieustannie się waha, doprowadzając jedynie do coraz większego rozchwiania, a nie jednoznacznej decyzji, kto odniósł zwycięstwo. Dzięki temu, że powieść jest tak liczna w strony, autor mógł bardzo szczegółowo zobrazować zarówno białych, jak i mieszkańców Milagro, wskazać między nimi różnice, nieliczne podobieństwa, a także realistycznie oddać sedno konfliktu. Chociaż na okładce polskiego wydania widnieją słowa, nazywające dzieło Nicholsa "arcydziełem komizmu", ta książka jest czymś więcej. Wskazuje zmiany, jakie zachodziły w amerykańskim społeczeństwie w latach 50. XX wieku, pokazuje dlaczego i kto się bogacił oraz wskazywał czyim kosztem się to działo, jest to swoista analiza zmieniającego się społeczeństwa, a jak wszyscy wiemy, za zmiany zawsze ktoś musi ponieść koszty. Jest to istotny aspekt powieści, ale i wartościowa treść, którą po prostu dobrze się zainteresować. Szczególnie, że ten problem jest tak klarowanie zarysowany w tej pozycji.



Kontrast między Meksykanami a białymi obywatelami jest ujmujący, tak samo jak zaznaczenie, że tak naprawdę nie chodzi o rasę (chociaż tak najłatwiej to ująć; jest to jednak uproszczenie),a o poglądy, charakter i sposób życia. Dzięki dogłębnemu ukazaniu mieszkańców Milagro mamy okazję poznać ich sposób bycia, dostrzec kompletny brak powściągliwości i siłę, samoistną siłę wynikającą z radzenia sobie z tak trudnym życiem, jakie ich spotkało. Jednocześnie widać, jak inne jest życie bogatych białych, lekceważących potrzeby biednych. A najciekawszym aspektem jest smutek, przemykający między obiema grupami. W "Fasolowej wojnie" nie ma znaczenia czy masz pieniądze, czy nie - problemy i tak cię dopadną, w ten czy inny sposób. Jest w tym pewna sprawiedliwość - niezależnie od statusu, myśli wielu bohaterów wyrażały przygnębienie albo zmartwienie, niechęć. Wskazuje to pewną prawidłowość, uświadamia, że szczęście zależy od mnóstwa czynników. Chociaż najciekawszym aspektem jest to, że koniec końców szczęśliwsi są mieszkańcy Milagro, tworząc między sobą wspólnotę i łącząc się w trudzie, tak sprzyjającym rozwojowi przyjaźni i solidarności.



I tutaj pojawia się pewien paradoks. Przystępowałam do lektury, przekonana o jej lekkości i towarzyszącemu jej nieprzerwanie humorowi. A okazało się, że tę powieść dużo lepiej opisuje słowo tragikomedia. Ciężkie losy bohaterów, wszechobecna śmierć opisywana, oczywiście, w sposób zabawny nie sprawiała, że przestawałam myśleć o trudach ich życia. Dlatego też uśmiech często kończył zastygając mi na wargach, a wybuchy śmiechu nie towarzyszyły mi przez cały czas czytania. Myślę, że może to wynikać z mojej nieznajomości gatunku i zamiłowania do okrutnie lekkich książek. W chwili, gdy okazuje się, że bohaterowie mają ciężko, nie potrafię myśleć o nich bez współczucia, czy złości na politykę, prowadzącą do ich przygnębiającej sytuacji. Wydaje mi się też, że książka nie odpowiada współczesnym trendom, przez co odstaje od tych pozycji, które zajmują ludzi, w tym mnie. Powieść zaskoczyła mnie sposobem poruszania niektórych kwestii, podejściem do przemocy czy głupich zachowań, które w domyśle były śmieszne, a mnie przyprawiały grymas na twarzy - nie wynika to z nieadekwatności tych działań, a jedynie z mojego braku przyzwyczajenia do podobnych opisów.



Po namyśle, uważam, że jest to ciekawa pozycja, zdecydowanie znam osoby, które mogłyby się nią zachwycić i może polecę im tę książkę. Widzę jednak, że nie jest to coś, co wpasowało się w moje upodobania, ale dzięki przeczytaniu jej mam świadomość pewnych problemów, które występują na świecie, a nie są dostatecznie nagłaśniane. Prawdopodobnie nie to miało być główną osią historii, ale mogłam to z niej wyciągnąć, co jest dostatecznie ważnym aspektem. Jest to wielowarstwowa powieść, umożliwiająca głęboką analizę (zakrawającą o nadinterpretację, ale też umożliwiającą zapoznanie się z ważnym tematem) i również odprężenie, powodowane śmiesznymi, zawiłymi historiami oraz oderwaną od rzeczywistości większości ludzi fabułą.

recenzja jest opublikowana na moim blogu, na którego serdecznie zapraszam. Link: https://zgrajaksiazek.blogspot.com/

"Fasolowa wojna" to powieść z lat 70. autorstwa amerykańskiego pisarza, Johna Nicholsa. Jest to powieść gatunku western, opowiadająca o losach mieszkańców małej miejscowości, Milagro. Fabuła skupiona jest wokół sporu białych, bogatych biznesmenów i ubogiej Meksykańskiej ludności, zamieszkujących miasteczko od zawsze. Konflikt, oczywiście, to tytułowa fasolowa wojna. Oprócz...

więcej Pokaż mimo to

avatar
470
422

Na półkach: ,

Joe Mondragon nawadnia swoje pole fasoli, do którego nie ma praw wodnych i to jest istota całego sporu. Brzmi absurdalnie? To tylko pozór!

Walka o pole marnej fasoli jest tutaj tak naprawdę symbolem walki o godność człowieka, przywiązanie do tradycji i społeczności, z którą jest się zżytym. Cenię to że działka, która jest symbolem dziedzictwa, nie dzieli społeczeństwa w stu procentach na Meksykanów i "białych", lecz zdarza się, że jednostki z jednej grupy uważają osoby z przeciwnej za naprawdę w porządku. Oczywiście, różnica kulturowa jest ogromna, ale nie jest przepaścią, której nie da się zasypać. Książka ciekawa i intrygująca, momentami też śmieszna, aczkolwiek arcydziełem komizmu bym jej nie nazwała - choć myślę, że zależy to głównie od poczucia humoru, jakie samemu się posiada. Postaci przesdtawione szeroko, momentami możę nawet przerysowane, aczkolwiek dla mnie miało to swój urok. Dla mnie jednak fabułą rozkręca się dopiero po około 2/3 całej objętości, więc nie jestem pewna czy gdybym zaczęła tę trylogię od tomu pierwszego (paradoksalnie zaczęłam od ostatniego),to bym się nie zraziła tym słabszym początkowym ułamkiem.

Tak czy siak - polecam! Trzeba spróbować samemu. Wartości wyniesie się również w zależności od tego, co się dostrzeże.

Joe Mondragon nawadnia swoje pole fasoli, do którego nie ma praw wodnych i to jest istota całego sporu. Brzmi absurdalnie? To tylko pozór!

Walka o pole marnej fasoli jest tutaj tak naprawdę symbolem walki o godność człowieka, przywiązanie do tradycji i społeczności, z którą jest się zżytym. Cenię to że działka, która jest symbolem dziedzictwa, nie dzieli społeczeństwa w...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1368
133

Na półkach: , ,

Książka Nicolsa opisuje zmagania lokalnej społeczności z południa Stanów Zjednoczonych z trudną codziennością, naznaczoną brakiem dostępu do wody, do pastwisk, do lasów i zwierzyny łownej.

Wszystko to spowodowane jest interesami lokalnych "ranczerskich" potentatów, zwłaszcza zaś Ladda Devine'a, zwanego "pieszczotliwie" Zopilotem - Sępem. Cała opisana "wojna" zaczyna się, gdy jeden z miejscowych zawadiaków - Joe - postanawia zignorować przepisy i bezprawnie nawadniać swoje pole fasoli.

Temat ciekawy, realizacja już nie bardzo. Pierwsza część tej obszernej książki skupia się na długiej i szczegółowej charakterystyce bohaterów, w tle zostawiając akcję, która na razie toczy się w tempie ślimaczym. Niestety postaci nie są na tyle ciekawe i zapadające w pamięć, by uzasadnić ten zabieg. Po kilku stronach nie pamiętamy już kto jest kim, oprócz może dwóch czy trzech osób.

Dużo bardziej zbliżamy się do lokalnej społeczności w drugiej części książki, która skupia się już na potyczkach biedaków z przedstawicielami prawa i biznesu. Niestety, i tutaj nie zostajemy olśnieni jakąś dogłębną analizą, czy ciekawymi obserwacjami. Właściwie wszyscy są jednakowo słabi, małostkowi, wystraszeni i odpychający. Autor nie darzy swoich bohaterów szczególną sympatią i udziela się to czytelnikowi. Do Marqueza temu równie daleko, jak Rodziewiczównie do Prusa. A i jako analiza socjologiczno-antropologiczna nie jest to zbyt ciekawe, czy odkrywcze.

Książka nie jest też z pewnością arcydziełem komizmu, jak reklamowana jest na okładce. Humor w niej zawarty wynika głównie z drwiny ze słabych i pokracznych bohaterów, a wszelkie przejawy innego dowcipu toną we wszechogarniającej monotonii tego dzieła, która zanika dopiero tak gdzieś po około 2/3.

Osobną kwestią jest polskie wydanie. Jedyne, co mogę powiedzieć to "żenujące". Jak można wypuścić na rynek książkę tak źle przetłumaczoną (zero polotu, rażące niezrozumienie niektórych idiomów, brak wrażliwości językowej) i źle poprawioną (błędy ortograficzne!, literówki, błędy w wersjach hiszpańskich dialogów, brak jakichkolwiek przypisów, czy dostosowania pewnych pojęć do warunków polskiego czytelnika) jest dla mnie rzeczą niezrozumiałą, ale zasługująca na potępienie. Utrudnia to lekturę i pewnie też znacząco obniża jej walory.

Podsumowując, nie polecam.

Książka Nicolsa opisuje zmagania lokalnej społeczności z południa Stanów Zjednoczonych z trudną codziennością, naznaczoną brakiem dostępu do wody, do pastwisk, do lasów i zwierzyny łownej.

Wszystko to spowodowane jest interesami lokalnych "ranczerskich" potentatów, zwłaszcza zaś Ladda Devine'a, zwanego "pieszczotliwie" Zopilotem - Sępem. Cała opisana "wojna" zaczyna się,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1564
700

Na półkach:

Spór o miedzę made in USA. Po prostu Amerykańce pozazdrościli nam, mieszkańcom kraju nad Wisłą, Kargula i Pawlaka stąd ta książka. Zamiast sporu o kota, tutaj pojawił się sąsiedzki spór o sympatyczną świnkę cha cha. Ale dobra starczy tych żartów. Lecimy...

W pewnym mieście Milagros, gdzieś w stanach, Joe Mondragor, właściciel malutkiego poletka sadzi na nim fasolę i kombinuje trochę wody, żeby to fasolowisko podlewać.

I właśnie ta "wielka zbrodnia" prowadzi do kuriozalnej zadymy!

W tej awanturze biorą udział Meksykańscy mieszkańcy miasteczka i biali biznesmeni. Przy czym ten podział jest nie do końca precyzyjny, bo są Meksykanie, dzieci mieszkańców miasteczka, którzy są po stronie białych, a są też biali, o których w Milagros mówią, nasz człowiek, w porządku gość, po prostu ziomek. Meksykanie z Milagros byli rolnikami, których na skutek majstrowania przy prawie pozbawiono upraw. Inna bajka, że w ogóle próbowano ich wykurzyć z okolicy, ale że ci są twardzi, cholernie uparte typki, to się nie dali. Przekręt polegał na tym, że wprowadzono tzw prawo wodne, pozbawiono tym samym okolicznych farmerów legalnego dostępu do wody. Wiadomo bez wody żadna uprawa rolna, się nie uchowa. Stało się tak ponieważ bogaci biznesmeni upatrzyli sobie ten teren na pola golfowe, uzdrowisko, domki letniskowe i parę tego typu drobiazgów infrastrukturalnych.

No ale kłopot w tym, że taki jeden cwaniaczek Joe Mondragor, nie dość, że jeszcze nie sprzedał swojego pola pod tą inwestycję, to wykręcił niezły numer.
Posadził tam gówno wartą fasolę, niewielka cena rynkowa, ale i samej fasoli tyle co kot napłakał, i zaczął podlewać poletko skołowaną wodą. Bowiem doszedł do wniosku: nie będziecie mi tu palanty na moim polu kijami golfowymi machać!
Biznes odebrał to jako czyn zbrodniczy i rewolucyjny, naruszający ich interesy.
Zaczęli działać!

Tymczasem, jak się okazało, fosolowisko Mongragora, zaczęło robić za symbol oporu, walki mieszkańców miasteczka z obcymi o wolność. Nie chcieli, żeby ktoś im narzucał styl życia, nawet jeżeli poprawić miało to ich byt. Byli ludzi raczej niewykształconymi i biednymi, ale mieli coś czego na żadne zielone papierki przeliczyć się nie da. Godność i dumę, że są sobą i i chcą być sobą, a także, co za tym idzie własną tożsamość regionalną, tu uprawiali ziemie ich dziadowie, a im się tego zabrania, bo jacyś frajerzy ich kosztem chcą na tym zarobić! Co ich denerwowało!, rozgrzewało aż do czerwoności! W pewnym momencie Milagros stało się przysłowiową beczką prochu i wystarczyło trochę fasoli, żebyśmy mieli sytuację krytyczną, sekundy przed wielkim wybuchem! Mieszkańcy miasta, mimo, że tego uparciucha Joe Mondragora nie lubią, bo jest zwykłym świrem, popierają go w tej walce, z wielkim kapitałem. Sprawa tego maleńkiego fasolowiska, bardzo szybko stała się sprawą całego miasteczka.

Strony sporu zwierają szyki, prężą muskuły, zbroją się. Wiadomo, w tym kraju każdy świr ma jakaś pukawkę, to jest element Amerykańskiej wolności, w obronie swoich wartości nikt nie zawaha się ostrej broni użyć!
Fasolowa wojna wisi w powietrzu!

Iskra leci, leci, leci, wreszcie dociera do beczki prochu!
Bum!
Zabawa się zaczyna!

Zapewne spytacie o co chodzi w tej szalonej imprezie? Nie trudno się domyśleć, że o pieniądze, duże pieniądze, które już zostały zainwestowane, i które czekają na wydanie, i ktoś czekał na to, że małe co nieco pojawi się na koncie. Natomiast mieszkańcy Milagros w to nie wierzą, że dla nich znajdzie się tam praca, są nieufni, tym bardziej, że próbowano ich stamtąd wyrugować.

Bardzo ciekawa, intrygująca, śmieszna, przynajmniej momentami, historia.
Przy okazji banalnego motywu poznajemy mentalność wielokulturowej Ameryki, ale też mechanizmy rządzące władzą i kapitałem. "Fasolowa wojna" traktuje o tym, że tych ludzi w garniturkach, białych lub niebieskich kołnierzykach los zwykłych ludzi nic a nic nie obchodzi, jeśli sami w tym interesu nie mają. A zwykli ludzie potrafią czasem powiedzieć: non pasaran!*

Polecam.

Ad.
* nie przejdą ( z hiszpańskiego )

Spór o miedzę made in USA. Po prostu Amerykańce pozazdrościli nam, mieszkańcom kraju nad Wisłą, Kargula i Pawlaka stąd ta książka. Zamiast sporu o kota, tutaj pojawił się sąsiedzki spór o sympatyczną świnkę cha cha. Ale dobra starczy tych żartów. Lecimy...

W pewnym mieście Milagros, gdzieś w stanach, Joe Mondragor, właściciel malutkiego poletka sadzi na nim fasolę i...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    90
  • Przeczytane
    72
  • Posiadam
    20
  • Ulubione
    4
  • Literatura amerykańska
    2
  • Obyczajowe, psychologiczne
    1
  • Niedoczytane
    1
  • BOOK * Na półce * To See
    1
  • Teraz czytam
    1
  • Poplit
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Fasolowa wojna


Podobne książki

Przeczytaj także