Nad wełnem

Okładka książki Nad wełnem Maria Różańska
Okładka książki Nad wełnem
Maria Różańska Wydawnictwo: beezar.pl literatura obyczajowa, romans
112 str. 1 godz. 52 min.
Kategoria:
literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo:
beezar.pl
Data wydania:
2017-11-16
Data 1. wyd. pol.:
2017-11-16
Liczba stron:
112
Czas czytania
1 godz. 52 min.
Język:
polski
ISBN:
9788394964900
Średnia ocen

6,2 6,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,2 / 10
5 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
15
16

Na półkach:

Normalnie nie czytam takich rzeczy. W sensie, powieści obyczajowych i romansowych. Poprawka, czasem czytam, ale te stare, dziewiętnastowieczne, bo klimat dawniejszych czasów ma swój urok. Współczesność nie ma uroku, więc obyczajówek i romansideł, których akcja dzieje się współcześnie, po prostu nie tykam. Trzeba mieć zasady, no nie? Ale dla „Nad wełnem” zrobiłem wyjątek.

O co chodzi w „Nad wełnem”? Tytuł nieodparcie przywołuje konkretne skojarzenia, czyż nie? Pewnie, że tak. To nie jest jakaś wyszukana gra słowna. I w istocie, „Nad wełnem” to uwspółcześniona wersja „Nad Niemnem”.

Sam pomysł wyjściowy nosi znamiona czegoś intrygującego i z powodzeniem mógłby zostać zaadaptowany również do innych książek. To mógłby nawet być nowy trend, jak kilka lat temu ta moda na branie dzieł klasycznej literatury i wciskanie do nich zombie (najpierw zrobiono to z „Dumą i uprzedzeniem”, a potem ze wszystkim, z czym się dało - nawet na naszym krajowym podwórku mieliśmy „Przedwiośnie żywych trupów”). Dzieła polskiej literatury opowiedziane na nowo, przeniesione w dzisiejszy czasy i napisane współczesnym językiem - to zdecydowanie bardziej wartościowy patent i taka moda jak najbardziej mogłaby wypalić.

Dzisiejszym czytelnikom mogłoby to umiejętnie przybliżyć literacką klasykę. Sprawić, że te stare opowieści zaczną do nich przemawiać i żyć nowym życiem. Oczywiście nie mówię o czytelnikach takich jak ja, do których starsze dzieła przemawiają bardziej niż te nowsze. Z pewnością są i inni, którzy potrafią docenić urok rzeczy dawnych, ale nie ulega wątpliwości, że dla wielu odbiorców, głównie młodych, takie dzieła to już starocie, przez które ciężko się brnie. Trend opowiadania ich na nowo, w sposób bliższy współczesnemu czytelnikowi, mógłby więc trafić na podatny grunt.

A jak ten zabieg udał się w „Nad wełnem”?

Nie mam bladego pojęcia.

Naprawdę. Choć przeczytałem „Nad wełnem” uważnie, to niestety, muszę się przyznać, nie czytałem nigdy „Nad Niemnem”. Ej no, nie patrzcie na mnie z takim wyrzutem! Pozwólcie mi się usprawiedliwić, wy anonimowi ludzie z neta! To nie tak, że migałem się od czytania lektur. Zwykle sumiennie do tego podchodziłem. Ale akurat „Nad Niemnem” jakoś mnie ominęło. Czy to w ogóle była lektura? Pamiętam, że czytaliśmy jakieś fragmenty, ale całej tej książki nigdy nie miałem w rękach. Kiedyś to nadrobię, słowo.

Ale póki co, to jednak powieści Elizy Orzeszkowej nie znam. A to oznacza, że nie mam porównania. Nie wiem, na ile umiejętnie „Nad wełnem” adaptuje tę fabułę do nowych realiów. Nie wiem, które elementy są wzięte żywcem z oryginału, które zmienione, a które dopisane na nowo. Co więcej, może będę się po chamsku czepiał jakichś mankamentów powieści, kiedy tak naprawdę winą za konkretne fabularne rozwiązania czy kreację postaci należałoby obarczyć nie Różańską, ale właśnie Orzeszkową?

Jak widać, nie jestem najlepszym odbiorcą dla takiej książki jak „Nad wełnem”. Osadzona we współczesności tematyka romansowa to, jak już wspomniałem, nie jest moja bajka. Poza tym w książce jest też dużo o dziewiarstwie, które również nie znajduje się w kręgu moich zainteresowań (bohaterka książki pewnie zadźgałaby mnie szydełkiem, gdybym przyznał, że dotąd nie wiedziałem, iż szydełkowanie a robienie na drutach to dwie różne rzeczy i nie należy ich mylić pod żadnym pozorem). Jest to tematyka, która chyba bardziej przemówi do czytelniczek niż czytelników. Dlaczego? Ano dlatego, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wełnus (widzicie, co tu zrobiłem? - też potrafię tak jak Różańska!).

No a nie mniej ważną kwestią jest to, że moja nieznajomość „Nad Niemnem” nie pozwoli mi wychwycić wielu niuansów i docenić kunsztu przełożenia tej powieści na nowe realia. I pewnie wielu z was (co najmniej wszyscy) powiedziałoby mi, że w ogóle nie powinienem w takim razie zabierać się za recenzowanie, skoro nie jestem do tego najodpowiedniejszą osobą. Z tym nie do końca się zgodzę, bo myślę, że przy recenzjach książek przydaje się też znać opinię kogoś, kto nie siedzi w temacie. Moja ignorancja w kwestii „Nad Niemnem” pozwala mi na przykład ocenić „Nad wełnem” jako autonomiczne dzieło - przekonać się, jak się sprawdza jako książka sama w sobie, a nie ściśle w relacji do dziewiętnastowiecznego oryginału.

Dobrze, ale może wezmę się już wreszcie do recenzji, bo czytacie ją od kilku minut i wciąż nie wiecie, co sądzę o „Nad wełnem”.

Weźmy pod lupę najpierw fabułę. Akcja dzieje się w Anglii. Bohaterka powieści, Justyna, ciężko przeżywa rozstanie ze swoim narzeczonym. Przenosi się z Londynu do rodziny w Manchesterze, gdzie otwiera własny biznes - sklep dziewiarski. Poznaje też nowy obiekt swoich uczuć.

Mam pewien problem z historiami tego typu. Jasne, wszyscy lubimy czytać o przezwyciężaniu przeciwności losu. Jednak opowieści o miłosnych zawodach, z których bohaterka musi się pozbierać, często przebiegają według prostego schematu, który nie oferuje dużych wrażeń. Zwykle konstrukcja historii jest taka - na początku życie bohaterki się wali, ale szybko odnajduje ona nową drogę życia, realizuje się dzięki swojej pasji i znajduje drugą połówkę. Książka oparta na takim właśnie schemacie to nie jest coś, co trzyma czytelnika w napięciu. Owszem, zaczyna się od trudnych przejść, jakim poddana jest bohaterka, ale potem przez resztę powieści czytelnik po prostu śledzi, jak jej życie ulega coraz większej poprawie.

To nie jest więc tak jak u Hitchcocka, że na początek trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie. Nie, takie romansowe opowieści mają na początku trzęsienie ziemi, a potem spokój aż do końca. A czytanie o tym, jak komuś wszystko w życiu po kolei się układa, nie wydaje mi się mocno wciągające. W opowieści powinno się coś dziać, dlatego wolę, żeby były jakieś przeciwności, które bohaterowie muszą przezwyciężać. W książkach takich jak „Nad wełnem” (ale i w innych tego typu opowieściach, jak „Nigdy w życiu” Grocholi czy „Błękitny zamek” Montgomery) przeciwności są tylko na początku, a potem właściwie już wszystko idzie jak z płatka. Ewentualnie pojawiają się jakieś drobne nieporozumienia damsko-męskie, ale szybko zostają one zażegnane.

Takie książki jak „Nad wełnem” nie oferują więc zbyt wiele w kwestii napięcia czy dramatyzmu. Oprócz tego dla niektórych czytelników taka lektura może być zbyt sielankowa i przesłodzona. Kiedy postaciom wszystko idzie dobrze i stale przepełnia je przeogromne szczęście, któremu same nie mogą się nadziwić, nietrudno, żeby poziom tolerancji czytelnika na lukier został przekroczony.

Tak to wygląda z mojego punktu widzenia, ale zdaję sobie sprawę, że nie jestem docelowym odbiorcą „Nad wełnem”. Różni czytelnicy szukają w książkach wrażeń odmiennego typu, a literatura pełni między innymi funkcję eskapistyczną. Nie wątpię więc, że nie zabraknie czytelników (a pewnie szczególnie czytelniczek),dla których właśnie historia miłosna przebiegająca bez szczególnych zawirowań i dramatów będzie kojącą odskocznią od życia codziennego. Relacje damsko-męskie przecież nie zawsze muszą być burzliwe i może pod pewnymi względami lepiej jest, kiedy nie ma w takiej fabule konfliktów, niż kiedy tworzy się je na siłę, jak w wielu komediach romantycznych.

Jeśli ktoś sięga po romans, to może właśnie oczekuje nie jakichś porywających zwrotów akcji, tylko... no, romantyzmu i oddania piękna uczuć. Jeżeli tego szukacie w lekturze, to „Nad wełnem” powinno, przypuszczam, przypaść wam do gustu.

Fabuła „Nad wełnem” ma oprócz prostoty fabularnej jeszcze jedną cechę, która może razić, ale nie musi. Jest w niej pełno zbiegów okoliczności. Wielka Brytania, wbrew swojej nazwie, wydaje się tu mała, bo okazuje się, że każdy każdego zna, i wszyscy ciągle na siebie wpadają w różnych okolicznościach. Może było tak też w „Nad Niemnem”? Ale jeśli tak, to tam pewnie nie raziło tak bardzo ze względu na miejsce akcji. Jeżeli akcję przeniesie się do dużego angielskiego miasta (a nawet dwóch),to te zbiegi okoliczności stają się doprawdy dziwne (na przykład niewiele osób odwiedza bloga Justyny, ale jedną z tych osób jest akurat bohater, którego spotyka w Londynie, a potem... no nie zgadniecie... okazuje się, że dziełem przypadku ten sam gostek przychodzi pomalować jej sklep w Manchesterze). Wydaje się, jakby w całej Anglii mieszkało ze dwadzieścia osób.

Czytanie „Nad wełnem” wymaga więc sporego zawieszenia niewiary. Jeśli jesteście do niego zdolni, to nieprawdopodobne zbiegi okoliczności nie będą wam przeszkadzać. Mnie jakoś bardzo nie uwierały. Nawet wolę, kiedy książka nie stara się być na siłę realistyczna, a zamiast tego zawiera w sobie pierwiastek niezwykłości. Jak wspomniałem, lubię stare książki, a właśnie wydaje mi się, że kiedyś w literaturze była większa tendencja do umieszczania w dziełach takich nieprawdopodobieństw. Stąd te różne dramaty, w których często na końcu wszyscy nagle okazują się krewnymi wszystkich. Albo weźmy „Błekitny zamek” Montgomery - tam to już są takie zbiegi okoliczności, że „Nad wełnem” przy tym wydaje się całkiem realistyczną powieścią. Dzięki nieprawdopodobnej fabule „Nad wełnem” ma dla mnie, mimo osadzenia opowieści w XXI wieku, sporo staroświeckiego uroku.

Mimo że idylliczna romansowa fabuła nie była dla mnie sama w sobie porywająca, to jednak muszę przyznać, że książkę czyta się bardzo szybko i gładko. Uwinąłem się w dwa wieczory, co oznacza, że się nie nudziłem. Ale skoro sama historia mnie nie wciągnęła jakoś mocno, to co przykuło mnie do lektury? Odpowiadam - „Nad wełnem” jest po prostu dobrze napisane. To właśnie styl sprawia, że czyta się to przyjemnie i bez przestojów. Różańska potrafi oddać emocje swojej bohaterki w obrazowy sposób, stosując w tym celu oryginalne porównania i przenośnie.

To tym bardziej zaskakuje, że „Nad wełnem” to jedyna książka autorki. A przecież dobry styl wcale nie jest pewnikiem, nawet kiedy sięga się po książki „zawodowych” pisarzy. Niedawno na przykład załamywałem się niedbałym stylem Katarzyny Miszczuk. Niezgrabny sposób, w jaki prowadzi ona narrację w „Gwiezdnym Wojowniku”, naprawdę raził moje poczucie literackiej estetyki. A przecież Miszczuk to popularna pisarka, która ma na koncie kilkanaście książek, wydanych przez profesjonalne wydawnictwa. Tymczasem tutaj, w debiutanckiej powieści Różańskiej, udostępnionej w dodatku za darmo w sieci, mamy styl elegancki i finezyjny, wystrzegający się oklepanych fraz, operujący świeżymi metaforami i porównaniami. To sposób, w jaki książka jest napisana, sprawia, że mogłem dobrze wczuć się w postacie i podzielać ich emocje.

Na uznanie zasługuje też to, że autorka nie przesadziła z unowocześnianiem opowieści na siłę. Można było pójść łatwą drogą i aktualizując „Nad Niemnem” nasycić dialogi jak najbardziej współczesnym slangiem, pełnym skrótów i najpopularniejszych obecnie powiedzonek. Tymczasem styl pozostał klasyczny. Pojawia się wprawdzie trochę anglicyzmów w dialogach, ale są one w większości usprawiedliwione miejscem akcji (nie zawsze, bo w dialogach postaci rozmawiających po angielsku, których wypowiedzi tłumaczone są na polski, też pojawiają się angielskie zwroty - tego akurat nie ogarniam, bo albo całość takich kwestii powinna być tłumaczona, albo całość po angielsku).

Unowocześnienie starej opowieści autorka osiąga innymi metodami - na przykład tekst powieści jest raz po raz przeplatany wyjątkami z bloga bohaterki oraz rozmowami na WhatsAppie. To całkiem pomysłowy zabieg, który nie tylko wprowadza większą dynamikę w narrację, ale także pozwala na te same wydarzenia spojrzeć z odmiennych perspektyw.

Nie mam tylko pewności, dlaczego przy okazji przenoszenia „Nad Niemnem” do współczesności Różańska jednocześnie przeniosła akcję do Wielkiej Brytanii, skoro i tak zdecydowana większość bohaterów to Polacy. Rdzennych Anglików przewija się na stronach powieści ledwie garstka, można wręcz odnieść wrażenie, że są mniejszością w swoim własnym kraju (choć nie wiem, może po ostatnich falach migracji tak to właśnie wygląda). Nie sprawdzałem, ale domyślam się, że może po prostu autorka mieszka w UK, więc łatwiej było jej umieścić akcję książki w znanym sobie środowisku.

Czy warto przeczytać „Nad wełnem”? To zależy od oczekiwań. Jak pisałem, powieści obyczajowe i romansowe we współczesnej scenerii to nie moje klimaty, a mimo to czytało mi się tę książkę całkiem przyjemnie. Więc zakładam, że dla kogoś, kto właśnie lubi współczesne romanse, niedługa i lekka książka Różańskiej może stanowić coś w sam raz.

Ta i inne literackie recenzje znajdują się na moim blogu:

https://mowisietrudno.blogspot.com

Normalnie nie czytam takich rzeczy. W sensie, powieści obyczajowych i romansowych. Poprawka, czasem czytam, ale te stare, dziewiętnastowieczne, bo klimat dawniejszych czasów ma swój urok. Współczesność nie ma uroku, więc obyczajówek i romansideł, których akcja dzieje się współcześnie, po prostu nie tykam. Trzeba mieć zasady, no nie? Ale dla „Nad wełnem” zrobiłem wyjątek.

O...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1394
1014

Na półkach: , ,

Książka nawiązuje do lektury "Nad Niemnem" a tytuł jej jest analogicznie "Nad wełnem" :) Przyznam się wam szczerze, że przez te wiele lat wypadło mi z głowy o co chodziło w tej lekturze dokładnie, ale to nie ma żadnego znaczenia. Akcja książki dzieje się w Anglii. Główną bohaterką jest Justyna, dziewczyna która mieszka ze swoim chłopakiem Zygmuntem w Londynie. Niestety nie układa się im idealnie, a przynajmniej tak jakby tego oczekiwała nasza bohaterka.

Justyna uwielbia szydełkować, uważa to za swoją ogromną pasję, co nie do końca rozumie jej chłopak. Prowadzi też bloga o szydełkowaniu, na którego zagląda mało osób. Och jakie to prawdziwe, mogę powiedzieć z doświadczenia :) Zygmunt też ma wiele wad, na które Justyna przymyka oko, tak jak to my kobiety umiemy robić....Następuje jednak jeden moment kiedy "mleko się wyleje" i Justyna zacznie życie od nowa, w innym mieście, zacznie spełniać swoje marzenia. Czy jej się to uda? Czy warto tak rzucić wszystko i zaczynać od zera? Oprócz Justyny występuje w książce wielu innych bohaterów, każdy inny i każdy wnoszący coś ciekawego do książki. Niektórzy są tak sympatyczni, że chętnie przeczytałabym coś więcej o nich.

Książkę czyta się szybciutko, autorka ma lekkie pióro, także nie czuć, że to debiut. Ma tylko jedną wadę. Jest za krótka jak dla mnie, chętnie przeczytałabym dalsze losy bohaterów. Te ponad 100 stron to ledwie taka przystawka :) Pani Mario proszę o więcej!

Książka przypisana jest do gatunku obyczajówka/romans, ale nie zraziłam się tym (jak ja nie lubię romansów!). Czasami są dni kiedy tak mocno dostanę od życia, że chcę wieczorem zrestartować swoją głowę i poczytać coś lekkiego, coś co popycha mnie do przodu, nie jest brutalne, a wprawia w spokojny nastrój. Ta książka idealnie się do tego nadaje.

Jeśli ktoś lubi i umie szydełkować (ja niestety nie) to na samym końcu znajduje się dodatek, gdzie autorka zamieściła posty z bloga Justyny, wzory na szydełkowe cuda wraz ze zdjęciami.

Książka nawiązuje do lektury "Nad Niemnem" a tytuł jej jest analogicznie "Nad wełnem" :) Przyznam się wam szczerze, że przez te wiele lat wypadło mi z głowy o co chodziło w tej lekturze dokładnie, ale to nie ma żadnego znaczenia. Akcja książki dzieje się w Anglii. Główną bohaterką jest Justyna, dziewczyna która mieszka ze swoim chłopakiem Zygmuntem w Londynie. Niestety nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
2346
392

Na półkach:

Polskie lektury to zmora uczniów - nudne jak flaki z olejem, napisane ciężkim językiem, wypchane po brzegi opisami przyrody. A gdyby tak akcję jednej z nich przenieść do współczesnej Anglii, wyrzucić zbędne opisy, a zamiast tego dodać dużo humoru i wełny? ;) Zobaczcie sami!

“Nad wełnem”, jak można domyślić się po tytule, jest współczesną wersją “Nad Niemnem”, jednej z najbardziej znienawidzonych przez licealistów lektur. Jest jednak o wiele ciekawsza i zdecydowanie bardziej przyjemna w odbiorze. Kilka słów o fabule: Justyna Chorzelska, entuzjastka szydełkowania, mieszka w Londynie ze swoim chłopakiem Zygmuntem, trochę zbyt uzależnionym od matki “niedocenionym geniuszem” grafiki komputerowej. Kiedy jej świat nieoczekiwanie rozsypuje się na kawałki, Justyna postanawia zmienić swoje życie i spełnić swoje dość nietypowe marzenie, skupiając się na pracy i zamykając serce na wszelkie romantyczne porywy. Jak dziewczyna odnajdzie się w nowej rzeczywistości i jak długo zdoła wytrwać w swoim postanowieniu?

Do “Nad Niemnem” nigdy mnie nie ciągnęło, całość przeczytałam dopiero w tym roku i nie mogę powiedzieć, żeby było to udane spotkanie. Dzięki przebrnięciu przez ten językowo-przyrodniczy koszmar mogłam jednak wyłapać wszystkie nawiązania do oryginału, które Maria Różańska zawarła w swojej książce. Jest ich dużo, ale wszystkie są bardzo sprytnie przeniesione do dzisiejszej rzeczywistości, na przykład Zygmunt zamiast malarstwa zajmuje się grafiką komputerową, a zamiast Różyca mamy Rosena, uzależnionego od narkotyków celebrytę. Oczywiście nie zabrakło też wątku miłosnego między Justyną i Janem. Książka jest o wiele krótsza niż jej literacki pierwowzór, ma zaledwie 112 stron, jest więc idealną lekturą na jeden wieczór. Próżno też w niej szukać ciężkiego stylu Orzeszkowej - “Nad wełnem” napisana jest przyjemnym, lekkim językiem, znajdziemy w niej także sporo humoru.

Bohaterowie są ciekawi i różnorodni. Pierwsze skrzypce gra oczywiście Justyna, jako główna bohaterka, ale poza nią w książce pojawia się cała gama innych, barwnych postaci, jak na przykład romantyczny malarz pokojowy Jan Tyrowicz i jego siostra Anetka, małomówny wuj Benedykt, prowadzący sklep z bronią myśliwską, i jego rozmiłowana w klimatach new age żona Emilia, biznesmenka Mary Keerwood i wiele innych. Justyna daje się polubić praktycznie od pierwszych stron - kocha książki i herbatę, jej pasją jest szydełkowanie, o którym też prowadzi bloga, generalnie jest jedną z tych ciepłych, ale niepozbawionych poczucia humoru postaci, o których po prostu przyjemnie się czyta. Nie jest też przesadnie wyidealizowana, czego niestety nie mogę powiedzieć o Janie - facet nie ma żadnych wad, a, jak wiemy, tacy mężczyźni w przyrodzie nie występują. Ale kto powiedział, że książki zawsze muszą być realistyczne?

“Nad wełnem” powinno spodobać się miłośnikom szydełkowania - nie tylko to hobby odgrywa w książce dużą rolę, ale na końcu znajduje się jeszcze dodatek szydełkowy, z postami z bloga Justyny, zawierającymi wzory na szydełkowe zakładki, torebki itd. Można więc przy okazji lektury nauczyć się czegoś nowego :)

Jeżeli zachęcił Was opis, książkę możecie bezpłatnie pobrać ze strony Beezar.pl. Serdecznie do tego zachęcam, jeśli szukacie lekkiej, przyjemnej lektury na zimowy wieczór. Autorkę znajdziecie także na Instagramie: @mariarozanskabooks.

Polskie lektury to zmora uczniów - nudne jak flaki z olejem, napisane ciężkim językiem, wypchane po brzegi opisami przyrody. A gdyby tak akcję jednej z nich przenieść do współczesnej Anglii, wyrzucić zbędne opisy, a zamiast tego dodać dużo humoru i wełny? ;) Zobaczcie sami!

“Nad wełnem”, jak można domyślić się po tytule, jest współczesną wersją “Nad Niemnem”, jednej z...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Przeczytane
    7
  • Chcę przeczytać
    4
  • Przeczytane w 2018
    1
  • Posiadam
    1
  • Posiadam w formie ebook
    1
  • 2017
    1

Cytaty

Więcej
Maria Różańska Nad wełnem Zobacz więcej
Maria Różańska Nad wełnem Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także