Robinson w Bolechowie

Okładka książki Robinson w Bolechowie Maciej Płaza
Okładka książki Robinson w Bolechowie
Maciej Płaza Wydawnictwo: W.A.B. Seria: ...archipelagi... literatura piękna
384 str. 6 godz. 24 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
...archipelagi...
Wydawnictwo:
W.A.B.
Data wydania:
2017-11-16
Data 1. wyd. pol.:
2017-11-16
Liczba stron:
384
Czas czytania
6 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788328046306
Tagi:
arystokracja dzieło sztuki II wojna światowa literatura polska PRL tajemnica terror
Inne
Średnia ocen

7,3 7,3 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Okładka książki Literatura na Świecie nr 3-4/2023 (620-621): Gyula Krúdy Béla Czére, Gyula Krúdy, Adam Lipszyc, Maciej Płaza, Redakcja pisma Literatura na Świecie, József Sántha, Piotr Sommer, Tomasz Swoboda, Karolina Wilamowska, Olga Żyminkowska
Ocena 6,0
Literatura na ... Béla Czére, Gyula K...
Okładka książki Fabularie nr 3 (30) / 2022 Wiktoria Bieżuńska, Darko Cvijetić, Victor Ficnerski, Iga Kowalska, Justyna Kowalska-Leder, Michał P. Lipka, Marcin Mielcarek, Joanna Ostrowska, Maciej Płaza, Zofia Posmysz, Redakcja magazynu Fabularie, Krzysztof Rewiuk, Justyna Sobolewska, Emilia Walczak, Miłosz Waligórski, Andrzej Woźniak, Olga Wróbel
Ocena 7,5
Fabularie nr 3... Wiktoria Bieżuńska,...
Okładka książki Literatura na Świecie nr 5-6/2020 (586-587) Laura Freudenthaler, Ally Klein, Andrzej Kopacki, Adam Lipszyc, Friederike Mayröcker, Maciej Płaza, Redakcja pisma Literatura na Świecie, Beate Sommerfeld, Antoni Zając, Juli Zeh
Ocena 8,0
Literatura na ... Laura Freudenthaler...

Mogą Cię zainteresować

Oficjalne recenzje i

Skąd wziąć artystę?



1956 14 299

Oceny

Średnia ocen
7,3 / 10
193 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
13
4

Na półkach:

Książka zdecydowanie warta uwagi - wielowarstwowa, wielogłosowa i po prostu piękna... To jedna z tych historii, które na zawsze pozostaną nie do końca odkryte; nieco niejasne, nieuchwytne, być może nawet w pewnym stopniu niezrozumiałe. "Robinson w Bolechowie" wymaga uwagi i czasu - warto rozważać, wmyślać się w każde słowo, "wsłuchiwać" w polifonię opowiadanej historii, niespiesznie delektować się samym procesem czytania.
Mnie osobiście w sposób szczególny zachwycił rozdział zatytułowany "Akt" - zawarty w nim szczegółowy opis przygotowań, a później również właściwego procesu powstawania obrazu, nabrał podwójnego wymiaru; stał się nie tylko prezentacją malarskich umiejętności i stopnia opanowania techniki tempery przez bohatera, ale także demonstracją talentu i warsztatu pisarskiego autora. To podwójna, bo malarsko-poetycka uczta dla czytelnika. Pisać tak, jak Maciej Płaza w tym fragmencie... marzenie.
W przyszłości na pewno jeszcze wrócę do Bolechowa.

Książka zdecydowanie warta uwagi - wielowarstwowa, wielogłosowa i po prostu piękna... To jedna z tych historii, które na zawsze pozostaną nie do końca odkryte; nieco niejasne, nieuchwytne, być może nawet w pewnym stopniu niezrozumiałe. "Robinson w Bolechowie" wymaga uwagi i czasu - warto rozważać, wmyślać się w każde słowo, "wsłuchiwać" w polifonię opowiadanej historii,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1271
341

Na półkach: , , ,

"Robinson w Bolechowie" Macieja Płazy jest dla świadomych oraz pragnących niezwykłości słowa i wyrafinowania myśli z wyżyn literatury pięknej . Po raz pierwszy w życiu miałam styczność z prozą tak wysoce wymagającą i tak zupełnie nieoczywistą. Tu nic nie jest proste, łatwe, oswojone, niewymagające. To było niesamowite obcowanie z pięknem literatury pięknej polskiej.

Płaza pokazuje nam niepohamowane i intrygujące ujęcie prozy w nowe ramy. Na pierwszy plan wysuwa się przepastne słowotwórstwo, zachwycające neologizmy, częste archaizmy, które dotykają najgłębszej wrażliwości czytelnika, wysublimowanie meandrują w myślach długo i zawile. Ten język jest nietypowy, poetycki, melodyjny, obrazowy, plastyczny, żywy, czuły, zmysłowy.

Lektura wymaga intelektualnego wysiłku i skupienia. Do niej należy się dostroić - czytać ją uważnie, niespiesznie; najlepiej dawkować ją sobie i odmierzać porcjami, bo autor pochyla się pieczołowicie nad wysublimowaną formą, serwuje różne smaczki, mocne frazy, nawiązuje do literatury, muzyki i malarstwa. Raz jest pierwszoplanowy, raz trzecioplanowy, raz jest Stefanem z zielenią w palcach, innym razem Łucją, Franciszkiem z kamieniami w palcach, Urszulą, Robusiem z kolorami w palcach.

A fabuła? Tutaj jest o wszystkim, co zwiemy życiem: opieka, miłość, przywiązanie, przetrwanie, ogarniające po kolei kraj traumy wojenne, okupacyjne, przesiedleńcze, zmianosystemowe, postziemiańskie, komunistyczne, pegeerowskie, wiejskie, miastowe, kapitalistyczne. Mamy prześladowania w szkole z bulwersującymi wyliczankami, chamstwo i okrucieństwo, wielorakie historyczne upadki, biedę, partyzantkę, pożogi, squaty, strajki, bękarty, niespełnienia, marzenia i tęsknoty. Płaza pisze niedościgle o malarstwie, odczuciach, rojących się myślach, zadrach i rozdrapywanych wspomnieniach.
Pisze o rzeczywistości, czasach teraźniejszych i dawnych, które utkwiły między byciem i niebyciem, bo nie padło o nich słów za wiele. Tu dużo trzeba się "wmyślać", "wczulać", "wmalowywać" budować sens samemu.

Prawdziwa uczta czytelnicza. Do zanurzenia się. Do przyjemnego oddalenia od ciała.

Jeśli podoba Wam się moja recenzja, to zapraszam po więcej:
https://www.instagram.com/anemonenemorose/

"Robinson w Bolechowie" Macieja Płazy jest dla świadomych oraz pragnących niezwykłości słowa i wyrafinowania myśli z wyżyn literatury pięknej . Po raz pierwszy w życiu miałam styczność z prozą tak wysoce wymagającą i tak zupełnie nieoczywistą. Tu nic nie jest proste, łatwe, oswojone, niewymagające. To było niesamowite obcowanie z pięknem literatury pięknej polskiej.

Płaza...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1178
1154

Na półkach:

Czytajcie tę książkę! Czytajcie, byle nie pospiesznie, bo wtedy – ale tylko wtedy – zgubicie się. Czytajcie, aby się dowiedzieć/przekonać/ potwierdzić, czym bywa, czym może i czym powinna być Literatura. Niepohamowany tu zachwyt nad nowatorską frazą i niezwykłą formą. Efektem - ogromna satysfakcja czytelnicza.

To druga moja rzecz Autora po świetnym ”Golemie”, a jeszcze lepsza od niej. Ile jeszcze lepszego przed Maciejem Płazą, który już zajął miejsce w czołówce polskich pisarzy. Zastąpi Myśliwskiego, skoro zbliżone klimaty, choć forma inna?

Za największą wartość tej smakowitej książki (fabuła, jak zawsze, dla mnie drugorzędna) uważam całkowicie oryginalny język, a wraz z nim słowotwórstwo. W dobrej literaturze niemal zawsze liczy się to bardzo, chyba że ma to być tylko błyskotką czy udziwnieniem. Nie jest to jednak tutaj tylko sztuką dla sztuki – np. neologizmy służą tu poznawaniu i opisowi widzialnego, a może i nie tylko, świata przez postacie z powieści.

Była to pierwsza dla Polaka Nagroda Angelus - w pełni zasłużona. Nie przypadkiem pewien znany literaturoznawca nazwał jego stylistykę „buntem przeciwko dominującemu dziś prostactwu form literackich i bylejakości języka".

Bo rzeczywiście: Autor stawia czytelnikom dość spore wymagania– jak na przeciętny poziom tego, co dziś jest najczęściej czytane z zalewającego nas codziennie potopu zadrukowanych i razem sklejonych stronic.

Bo styl gęsty, a zdania długie i meandrujące niczym zakola niedalekiej Wisły.

Bo narrator raz pierwszo-, a kiedy indziej: trzecio-osobowy, w dodatku – niczym bóg - obleczony w różne jestestwa.

Bo narracja czasem przerzuca się na inne osoby, które trzeba z kontekstu dopasowywać do tych poznanych już wcześniej. Bo to nie imiona je identyfikują, lecz zaimki męsko - lub żeńsko-osobowe.

Bo nie ma wyodrębnionych dialogów, są zaś liczne neologizmy i archaizmy.

Bo fabułę stanowi opowieść o losach zdolnego plastyka -wnuka kustosza pałacu we wsi PRL, który przed wojną był u hrabiego ogrodnikiem. Prawda, że nieciekawe?

Bo ta fabuła jest tak spokojna, jak powolny jest proces powstawania malarstwa temperowego, jakie uprawia główny bohater.

Bo już pierwsze zdania wprowadzają w klimat: „W głąb, przez skrzypiące drzwi w wytrawioną ciemną sień. Klucz ukryty w szczelinie gankowej kolumienki, jak dawniej. Durzący oddech korytarza, przestrzelonego smużkami słońca przez przeschłe futryny. Zawiasy przetarte smarem lub smalcem, bo ciche, cichsze niż tykotanie korników w krokwiach. Kuchnia pokreślona cieniami. Kredens z witrażowymi szybkami, w kredensie filiżanki na nóżkach. Mosiężny kran, kufer zamiast ławy, biały piec z duchówką”.

Tak, wszystko to może odstraszać – o czym świadczą opinie rozczarowanych, czy nawet i oburzonych tym, że lektura wymaga od nich wysiłku. Tak, tej książki z pewnością nie da się czytać w tramwaju, czy z doskoku. Tak, bo to Książka, a nie tylko książka….

Wspaniałe jest tu wymieszanie języków, niczym wśród budowniczych Wieży Babel. Mniej więcej do połowy książki narracja zachowuje generalnie kunsztowne formy językowe, nie tylko wtedy, gdy akcja odnosi się do bolechowskiego pałacu i jego mieszkańców.

Jednocześnie z wysokim stylem pałacowego kustosza i jego rodziny przeplata się mowa potoczna. Mamy świetnie wplątane odzywki głupawych wyrostków, słowotok pegeerowskich pracownic, genialnie oddane dokuczliwe powiedzonka wiejskich dzieci, świadomych swoistego wykluczenia tych z pałacowego muzeum, choć oni też w sumie z ludu.

Gdy zatem akcja toczy się w peerelu, style mieszają się. I ta pierwsza cześć książki bardziej do mnie przemówiła niż druga, która mnie nie uwiodła. A już nieco sztuczny, wręcz niczego nie wnoszący, wydaje mi się cały wątek poznański, handlu sztuka, squotu, zamieszek, wizyty w USA itepe).

Kiedy zaś po 1989 r. nadchodzą przemiany, język zmienia się radykalnie, jakby dostosowując się do nowych czasów – i nowych, egalitarnych wymogów, ale zarazem i nakazu odniesienia sukcesu, w tym przypadku – artystycznego. Wtedy narracja upraszcza się, a nawet staje się publicystyczna, dlatego „tylko” 9 (i tylko szkoda, że wątek Franciszka nie został „pociągnięty”, bo wydaje się on jedna z najciekawszych postaci, choć we własnym mroku ukryty).

A wraz z przemianami słychać kasandryczne głosy: „Kapitalizm rozjedzie was mercedesem, a nie będzie to przyjemniejsze niż rozjechanie wołgą, i w jednym, i w drugim za kierownicą siedzi tępak i cham”. „Niech strajkują, cedził, niech proszą na salony tego wąsatego knypa ze stoczni, niech oddadzą władzę kufajkom” – to głos ojca głównego bohatera.

Jaki jest efekt tego wszystkiego dla głównego bohatera? Taki, jak to dziś: ”Tyle mieliśmy do zrobienia, nim urządzimy dom, i gdy wreszcie znaleźliśmy na to czas, mieliśmy już wszystko, sukces, forsę, świat w kieszeni, tylko siebie wzajem już nie”.

Nic więc dziwnego, że na koniec wyznaje on: „Jestem tylko rysownikiem, nawet nie malarzykiem, już nie paniczykiem, już nie mężem ani kochankiem, może nie bratem, jeszcze nie synem, już nie rozbitkiem, tylko powrotnikiem”.

Wiele tu tego, co wszyscy lubimy, czyli intertekstualności. Książka napisana jest nie całkiem proza, skoro liczne tu zdania czysto poetyckie, miejscami w klimatach leśmianowskich, np.:

„Niedzielne światło wrześniło się przez korony parku, zniżone już, rozproszone ledwie postrzegalną rudawą mgiełką”.

„Zza drzew łyskała Wisła, pasmo ultramaryny rozszarzone surową sjeną”.

„Czas wytrawiał pomału jego upartą obecność, dom jednak wciąż jednak puściał i zimniał”.

„Byłem zgęstką, wytrąconą z mgły”.

„Robiłem tak od lat knypięcych”.

„Minąłem kępę cisów, pełną nigdy nierozcieplonego mroku”.

„Bujniła się, kwitła wyzywkami, klątewkami, puszczała bąki kuksańców, płożyła się kopniakami w kostkę, rozrastała w kolczasty krzew, łodyga tego krzewu grubiała w pień, gałęzie zagarniały ją w gęstwinę bez wyjścia”.

Trafiają się i pogłosy „Przesłania Pana Cogito” (gdy ojciec daje synowi wskazówki, jak ma rysować): „Nie wnikniesz w naturę przedmiotu, jeśli go nie przedstawisz wiernie, bo w tym, co winniśmy wszystkiemu, najważniejsza jest wierność. Tak jak ludziom (…) Prawdziwy artysta umie nie opowiedzieć się po żadnej ze stron. Miej zrozumienie, nie litość. Trzymaj się z dala od ironii, tej tępej broni słabych i głupich. Idź już”.

Można ponadto odnaleźć dalekie motywy nie tylko Wiesława Myśliwskiego (zwłaszcza „Pałac” i „Widnokrąg”),ale i „Prześnionej rewolucji” Andrzeja Ledera. Świat przedstawiony leży tu bowiem na styku świata postziemiańskiego i wiejsko-peegerowskiego, a relacje folwarczne nie tylko nadal w PRL trwają, ale i rozdzielają jego obie strony, choć nowe: „W rojną siwiznę kufajek, gumiaków, kaszkietów, inną niż kremowa białość pałacu, w szklany gwar buchający z okien stołówki, inny niż głuchota parkowych alej, w papierosową spiekotę biura, inną niż zapach carmenów w rządcówce”.

I jeszcze moje ulubione: „Mój tatuś jest częścią tej siły, co pragnie dobra, przynajmniej tak głosi, a wiecznie czyni zło”.

„Malowała się przy trzech lustrach, obstawiona szminkami, pudrami, tuszami. Zagapiłem się na nią i spytałem: po co to wszystko? Aż tak chcesz się podobać? Ona na to: szukam twarzy, jaką miałam, zanim powstał świat”.

„Był stary, ale jego twarz przyznawała się do tego ze spokojem i pogodą”.

„W malarstwie interesuje mnie tylko blade światło października rozsnute wśród trawy, ciepło nagrzanego muru, uchwytność żółtego lub szarego wiatru, odsłonięty zimą szkielet prostych rzeczy, chłód gościnnej ziemi, puste i łagodnie przychylone niebo, bliskość Wisły, tego opasłego, kapryśnego zwierzęcia, szorstka czułość ludzi”.

„Za każdą zasłoną, złuszczoną, zdrapaną, kolejna, a co na końcu, wszyscy wiemy. To nie koniec jest ciekawy, tylko początek”.

I tylko raz w tę wyrafinowaną narrację wkracza polityka: ”Teraz jest czas walki, mówi, nie sztuki. O tym, że pół roku temu spadł prezydencki samolot, chyba słyszałeś, widziałeś te czarne msze w Warszawie? Nadciąga długa i ciemna zima, ktokolwiek będzie wygrywał wybory”.

Jako ptasiarz, nie mogę nie docenić takiego fragmentu o wiślanych łachach” „Rybitwy o czarnych łebkach wyłuskiwały z wody płotki i okonie, wzbijały się niewysokim łukiem i z łupem w żółtych dziobach zlatywały nad gniazda. (…) Stroszyły się w gniazdach, sieweczki przytupywały niespokojnie z boku, po niebie rozsypało się rojowisko mew”.

Czytajcie zatem tę książkę. Tylko powolnie – najlepiej dostroić się do rytmu powstawania malarstwa temperowego.

Czytajcie tę książkę! Czytajcie, byle nie pospiesznie, bo wtedy – ale tylko wtedy – zgubicie się. Czytajcie, aby się dowiedzieć/przekonać/ potwierdzić, czym bywa, czym może i czym powinna być Literatura. Niepohamowany tu zachwyt nad nowatorską frazą i niezwykłą formą. Efektem - ogromna satysfakcja czytelnicza.

To druga moja rzecz Autora po świetnym ”Golemie”, a jeszcze...

więcej Pokaż mimo to

avatar
133
54

Na półkach:

Pałuba, buhyni, puzdro, postoły, kłonica, kopyść - kto dziś używa takiego słownictwa? I kto jeszcze rozumie, co to oznacza(ło)? Językowo książka absolutnie genialna. Nie dla każdego - pewnie nie każdy dobrze się poczuje wśród zdań, które nie mają podmiotu albo bardzo długo musimy się go domyślać, za to zdania zajmują połowę strony. Ja znalazłam w tym sporą przyjemność, a nawet wyzwanie intelektualne :)

Robert, którego życie poznajemy, to ceniony malarz i miłośnik sztuki. Razem z nim przyglądamy się historii malarstwa polskiego, i Fałat wiszący w pokoju Stefana na pierwszych stronach książki oraz Boznańska, którą bohater podziwiał w dzieciństwie, to naprawdę dopiero początek. Smaczków malarskich, nawiązań w sztuce tworzonej przez Roberta, autor przemyca mnóstwo, prawdziwą radość będą mieć koneserzy sztuki.

Trzeba też szybko połapać wątki, od początku jest ich dużo. Bohaterowie długo nie mają imion, ich historie łączą się, rozdzielają, trzeba myśleć. Akcja wielokrotnie celowo zwalnia: już ci się wydaje, że dowiesz się, czyim malarz jest synem, ale zamiast tego dostajesz ośmiostronicowy opis tropienia lisa przy kurniku, w lesie i na wiślanej łasze, i w dodatku zupełnie nie wiesz, kto go tropi... Najciekawszy, dla mnie, historyczny wątek bolechowskiego pałacu kończy się za szybko. W zamian dostajemy historię przemian przekształceniowo-społecznych w byłym PGR oraz w pewnej poznańskiej dzielnicy. To powoduje, że opowieść robi się dość nierówna.

To moje pierwsze spotkanie z autorem, pewnie nie ostatnie, choćby dlatego, że chcę się przekonać, co ważniejsze: forma czy treść? Zdecydowanie widać, że bliższa jest mu forma opowiadania, historie Roberta/Łucji/kamieniarza/Stefana/Urszuli/Julii/squatu/podróży po Stanach spokojnie mogłyby zamknąć się w oddzielnych, krótkich formach. To trochę przeszkadza, zwłaszcza jeśli się nie przepada za opowiadaniami. Niemniej - mocna szóstka.

Pałuba, buhyni, puzdro, postoły, kłonica, kopyść - kto dziś używa takiego słownictwa? I kto jeszcze rozumie, co to oznacza(ło)? Językowo książka absolutnie genialna. Nie dla każdego - pewnie nie każdy dobrze się poczuje wśród zdań, które nie mają podmiotu albo bardzo długo musimy się go domyślać, za to zdania zajmują połowę strony. Ja znalazłam w tym sporą przyjemność, a...

więcej Pokaż mimo to

avatar
965
799

Na półkach: , ,

Bolechów - miejsce, gdzie jest pałac, gospodarskie domy i bloki pegeerowskie. To tam koncentruje się akcja powieści Macieja Płazy, czasem przenosi się też do Poznania czy w inne, nienazwane konkretnie miejsca.
Głównym bohaterem jest Robert, uznany malarz, nieślubny syn Łucji, wnuk Stefana, kustosza bolechowskiego pałacu zamienionego po wojnie w muzeum.
Jego losy przeplatają się z opowieścią o życiu kamieniarza Franciszka, dość tajemniczej postaci. Istotną rolę odegra tu też jego córka Urszula.
Fabułę powieści trzeba uważnie śledzić, bo wiele tu niedomówień, przemilczeń, skrytych treści. Uważności wymaga też język Płazy; długie, nawet bardzo długie zdania, wyrażenia gwarowe, neologizmy, różne ozdobniki językowe: "zgęstka", "rozstęchłe", "mszyście", "pozabijańce", "blokiśmy dostali". Wszystko to sprawia, że trzeba całkowicie "zanurzyć się" w tę prozę. Kiedy już to zrobiłam, "popłynęłam" jej nurtem.
Zachwycił mnie szczególnie świat Bolechowa i okolic przybliżany przede wszystkim przez Roberta. Malarskie widzenie krajobrazu i ludzi, bo to są właśnie tematy jego obrazów, staje się bardzo bliskie dla czytającego.
Chłonęłam barwy utrwalone przez Roberta na obrazach, poznawałam technikę tempery opisaną przez niego dokładnie. Oglądałam obrazy amerykańskiego malarza Andrew Wyetha, do których odsyła autor w posłowiu i którego obraz "Kobieta w oknie" zdobi okładkę.
Wyszukiwałam innych, o których wspomina bohater powieści: "Kobietę przy oknie" Oda Dobrowolskiego czy "Kwiaciarki" Olgi Boznańskiej.
Akcja "Robinsona w Bolechowie" obejmuje dość długi okres, zaczyna się od II wojny światowej, kończy na czasach współczesnych. Mamy okazję prześledzić przemiany społeczne, powstanie i potem upadek PGR-u, deweloperów i squatterów na poznańskiej Wildzie.
W tym zmieniającym się świecie trwałym elementem zdaje się być zagroda kamieniarza, pałac czy wędrówki Roberta po okolicy ze szkicownikiem, ołówkami i pastelami w pudełku po karmelkach "Glorja". To jednak tylko pozór, bo przecież i w tej przestrzeni dokonuje się zmiana.
Robert jako już uznany malarz mówi o trzech kolorach świata: szarym, zielonym i białym. Tak naprawdę powieść skrzy się wieloma barwami , ożywają one na obrazach Robusia (jak nazywa go stara Borkowa); to "kadmowa czerwień", "szmaragd z ultramaryną", "umbra".
Zachwyciła mnie ta "malarska" książka. Znałam wcześniej świetnego "Skorunia" i wspaniałego "Golema". "Robinsona w Bolechowie" oceniam jednak najwyżej, także przez to, że mam takie miejsce, swój "Bolechów". Jest tam również pałac (tak go wszyscy miejscowi zawsze nazywają, choć to po prostu dworek),gospodarskie obejścia i był PGR.
W pałacu mieściły się biura i mieszkania. Gdy zlikwidowano PGR, stał pusty, potem kupił go prywatny właściciel, podobnie jak popegeerowską ziemię. Dawne dworskie czworaki jeszcze za PRL-u wyburzono i postawiono "nowoczesne" bloki.
Wyjechałam stamtąd już dawno, wracam co jakiś czas i ogarnia mnie nostalgia za tym, co minęło. Doznaję też podobnego odczucia jak prof. Koziołek, który w swojej ostatniej książce napisał, że miejsca dzieciństwa zmieniają się po latach w "park miniatur".
Dzięki lekturze powieści Macieja Płazy mój dawny świat wrócił w niezmienionych proporcjach.

Bolechów - miejsce, gdzie jest pałac, gospodarskie domy i bloki pegeerowskie. To tam koncentruje się akcja powieści Macieja Płazy, czasem przenosi się też do Poznania czy w inne, nienazwane konkretnie miejsca.
Głównym bohaterem jest Robert, uznany malarz, nieślubny syn Łucji, wnuk Stefana, kustosza bolechowskiego pałacu zamienionego po wojnie w muzeum.
Jego losy przeplatają...

więcej Pokaż mimo to

avatar
320
45

Na półkach: ,

Robinson w Bolechowie to moje zeszłoroczne odkrycie. Książka czekała na mnie całe 4 lata, zanim po nią w ogóle sięgnąłem. Nie pamiętam nawet skąd ją mam, podejrzewam, że z biedrowych przecen. I przez cały ten czas nie wiedziałem jaką perełkę mam na półce.

A w zasadzie o czym jest ta powieść? Akcja zaczyna się tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej. Bolechowski hrabia ukrywa swoją kolekcję dzieł sztuki. Kiedy ginie z rąk hitlerowca, ogrodnik z pałacu staje się strażnikiem kolekcji. W czasach współczesnych główny bohater Robert, ceniony malarz, powraca do Bolechowa po wielu latach nieobecności. Przywołując pamięć o tamtych czasach, stopniowo odkrywa tajemnicę swojego życia.

Sama treść nie jest w żaden sposób szokująca, nie jest to też typowa saga rodzinna z jej wszystkimi dramatami. A sama tajemnica życia głównego bohatera też wielką tajemnicą nie jest. Wszyscy bohaterowie ją znają, a i czytelnik jest w stanie domyślić się o co chodzi już na samym początku. Za to opisy sztuki, opisy powstawania obrazów temperowych potrafią porwać, autor dużo miejsca temu poświęca. Aczkolwiek dosyć stereotypowo opisuje artystyczną społeczność. Za to z treści wylewa się niesamowity prowincjonalny klimat. Każdy zna jakąś wieś, czy miasteczko z pozostałościami po hrabiostwie, przerobionymi po wojnie na PGR, następnie powoli popadającymi w ruinę, albo wykupionymi przez bogate przedsiębiorstwa. Pan Płaza uchwycił esencję takich miejscowości, ze wszystkimi ich urokami i cieniami.

Książka napisana jest w bardzo wysublimowanym stylu, żeby nie powiedzieć elitarystycznym, bo nie każdemu się to spodoba. Długie, rozbudowane zdania, czasem nawet na całą stronę, dialogi, które nie są w żaden sposób zaznaczone, tylko wplecione w ogólną narrację, sprawiają, że czytanie tego to dość niezwykłe przeżycie. To też największa siła powieści, przynajmniej dla mnie, bardzo lubię, gdy utwór wyróżnia się na tym polu, autor bawi się językiem, a narracja nie jest tylko suchym i opisem zdarzeń. Ale sprawia to też, że książka nie jest dla każdego, oj nie.
Albo się w niej zakochacie, albo odpadniecie już na początku.

https://www.instagram.com/bourboonkid/

Robinson w Bolechowie to moje zeszłoroczne odkrycie. Książka czekała na mnie całe 4 lata, zanim po nią w ogóle sięgnąłem. Nie pamiętam nawet skąd ją mam, podejrzewam, że z biedrowych przecen. I przez cały ten czas nie wiedziałem jaką perełkę mam na półce.

A w zasadzie o czym jest ta powieść? Akcja zaczyna się tuż przed wybuchem drugiej wojny światowej. Bolechowski hrabia...

więcej Pokaż mimo to

avatar
301
155

Na półkach:

"Robinson w Bolechowie" to niestety jedna z gorszych książek, które przeczytałam w tym roku, choć napisana nadzwyczaj wysublimowanym językiem. Idea autora prawdopodobnie była słuszna, ale ostateczne wykonanie sprawiło, że powieść tę czytało się delikatnie rzecz ujmując - z trudem. Po pierwsze, brak podziału tekstu przy dialogach bardzo utrudniał odbiór i rozbijał całą narrację. Momentami miałam wrażenie, że czytam rozprawę akademicką, a nie literaturę piękną. Po drugie, brak konsekwencji w użytych czasach przez narratorów rzucał się w oczy niemiłosiernie. Dodatkowo przeskok co kilka stron z jednego narratora na drugiego okazał się kolejnym trefnym pomysłem. Kupując tę książkę liczyłam na coś innego, subtelniejszego, bardziej intymnego. Zderzyłam się jednak z pędem wątków, postaci i miejsc, z którego ostatecznie niewiele zrozumiałam.

"Robinson w Bolechowie" to niestety jedna z gorszych książek, które przeczytałam w tym roku, choć napisana nadzwyczaj wysublimowanym językiem. Idea autora prawdopodobnie była słuszna, ale ostateczne wykonanie sprawiło, że powieść tę czytało się delikatnie rzecz ujmując - z trudem. Po pierwsze, brak podziału tekstu przy dialogach bardzo utrudniał odbiór i rozbijał całą...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1763
1762

Na półkach:

„Bolechów mieścił w sobie wszystko: gospodarską wieś, pegeerowskie miasteczko ze szkołą na skraju, nasz pałac na wzgórzu i to drugie wzgórze, Franciszkowe”.
Jednak we wspomnieniach jednego z bohaterów powieści to dużo później. Na początku był cichy folwark, jeszcze cichszy pałac (raczej z nazwy, bo bardziej przypominał dworek) i wioska rozsypana po stokach pałacowego wzgórza.
I był hrabia.
I jego ogrodnik ze swoim synem. I była wojna, „która przyprawiła hrabiego o śmierć, a Stefana z syna parkowego ogrodnika dźwignęła do kustoszowania”. To oni dali początek sukcesji majątku po hrabim, którego znali sekret miejsca ukrycia przed Niemcami, a potem Rosjanami. To z tej linii dziedzictwa narodziło się pałacowe muzeum, a potem malarz światowej sławy, początkowo traktowany przez wiejskie środowisko jak odmieniec. To tutaj przybył kolejny – Franciszek. Niemowa o mrocznej przeszłości. To wokół tych dwóch rodzin połączonych tajemnicą, narastała bujna, wielowątkowa opowieść malowana słowami dosłownie i metaforycznie. Jednak największy wpływ na splątanie ich dziejów miał wir historii, który je rozpoczął i klamrą kończył ku zrozumieniu. Słowami wprawiającymi w zagubienie i praprzyczynę wszystkich następstw – „Urodził się, gdy któregoś razu przestrzeń rozwarła się z hukiem do góry i w bok, do środka buchnął mróz, ludzką plątaninę rozwlekło po ziemi, maznęło krzykiem po śniegu. Płakało, nie on, płakało dookoła. Ręka matki zakryła mu oczy”.
Matczyne miłosierdzie nie obroniło go jednak przed złożonym w nim wówczas brzemieniu.
Autor stworzył dzieje dwóch rodzin, które nieustannie doświadczane przez toczącą się w tle historię od ziemiaństwa, wojny, komunę, przemianę ustrojową do czasów współczesnego kapitalizmu, próbowały przetrwać i żyć. Dostosować się do zmiennych warunków społecznych na każdym etapie zmian, nie gubiąc przy tym siebie. Każdy z członków obu rodzin czynił to na swój sposób i możliwości. Na miarę własnych planów i marzeń. Obciążeni przeszłością, obarczani teraźniejszością wchodzili w przyszłość z coraz większym bagażem sekretów, tajemnic, niedomówień, podejrzeń i nadinterpretacji, przeciwstawiając się determinizmowi czynników zewnętrznych.
W dużej mierze wykorzystując okoliczności zależne od nich samych.
Od możliwości, jakie niosło życie, które jawiło się im niczym okrutna „zabawa”. Gra, w której zasady musieli dobrze wmyślić się, by nauczyć się wygrywać. Przeważać szalę śmierci w czasie wojny, przymierza „kryminalnych sił biznesu i państwa” w czasie komuny czy bezwzględnego kapitalizmu, na własną korzyść.
A jak to było opowiedziane!
W tekst wchodziłam bardzo powoli. Przyjemnie brnęłam niczym zauroczony pionier nieznanego Interioru w gąszcz pojęć, słów zapomnianych, łączeń tworzących nowe rozumienie, rozsmakowując się w sugestywnym stylu narracji. W opisy miejsc, krajobrazów, rozgrywanych sytuacji przedstawianych, a raczej odmalowywanych bardzo szczegółowo, detalicznie, z częstymi zbliżeniami, które niosły nowe, kolejne nawiązania, konteksty i skojarzenia. Niezwykle plastyczne, sensualne i impresjonistyczne w przekazie. Z dialogów na poły zewnętrznych, na poły monologów wewnętrznych mających więcej myśli i emocji niż przejawianych w zdystansowanych, powściągliwych zachowaniach postaci, które pośrednio, ale skutecznie i dokładnie, odzwierciedlały i tłumaczyły ich przyczyny. Zwłaszcza podejmowane wybory i decyzje. To proza skryta, chłodna i rzeczowa w kreśleniu postępowania skrzywdzonego człowieka-gracza, a jednocześnie kipiąca kolorami, smakami, zapachami i emocjami kłębiącymi i buzującymi w umysłach i sercach każdej z postaci.
Zatopiłam się w bolechowickich pejzażach i zakątkach!
Chłonęłam czynności bohaterów, przynoszące ukojenie poczucia trwania i stwarzania. Zachwycałam się symbiozą literatury (nawiązania do odkrywania!),języka literackiego i malarskiego procesu tworzenia, które tutaj budowały przenikającą się i nierozerwalną jedność dla dobrego zrozumienia opowieści o Bolechowicach, ale przede wszystkim jego mieszkańcach. Robinsonów kolejnych pokoleń wyrzucanych na jego brzeg przez nieustanne sztormy historii. W ten sposób autor przewartościował pojęcie domu jawiącym się tutaj tylko miejscem, do którego prowadził nieustanny ruch, a istotą trwania było to, co człowiek stale nosił w sobie – pamięć siebie.
Tożsamość.
„Czyste ognisko nieustającego” według Grzegorza Kaźmierczaka, którego słowa autor przytoczył jako motto do swojej powieści. To ono jest najważniejsze. Niezmienna i konieczna stała w budowaniu kolejnego domu, na kolejnym brzegu, w nieustannym procesie przemian w tle.
W tej grze życia, w której wszyscy jesteśmy Robinsonami.
naostrzuksiazki.pl

„Bolechów mieścił w sobie wszystko: gospodarską wieś, pegeerowskie miasteczko ze szkołą na skraju, nasz pałac na wzgórzu i to drugie wzgórze, Franciszkowe”.
Jednak we wspomnieniach jednego z bohaterów powieści to dużo później. Na początku był cichy folwark, jeszcze cichszy pałac (raczej z nazwy, bo bardziej przypominał dworek) i wioska rozsypana po stokach pałacowego...

więcej Pokaż mimo to

avatar
632
631

Na półkach:

Doktorze , oto moje oczy
tlen mi nie pomaga
Doktorze to coś między żebrami
to chyba jest lód
tak mówią ludzie
Doktorze pomóż bo jest źle
pośpiesz się póki nie zwieję
Doktorze potrzebuję pomocy
szybko bo czas ucieka

we mnie jest chłód
atakuje kiedy widzi Słońce
chłód jest tu we mnie
Doktorze zrób coś
to nie jest normalne


Cold Cold Cold CAGE THE ELEPHANT


No tak...Golem rzucił mnie na kolana ( a nie przepadam) a Robinson jest taki...hmm jaki jest. ...świetny początek , mroczny i cormactowy....a potem cóż...saga nietypowej rodzinki osadzonej w naszej popieprzonej historii...Tajemnica ,która nie jest tajemnicą , błąkanie się po życiu z pędzlem w łapie i coś co było, i niepotrzebnie jest traktowane jako wina , błąd , pomyłka...to chyba da się uprościć...autor chciał opowiedzieć coś nietypowego a tu cholera życie...i hmm...proza panie Macieju , proza ...

Doktorze , oto moje oczy
tlen mi nie pomaga
Doktorze to coś między żebrami
to chyba jest lód
tak mówią ludzie
Doktorze pomóż bo jest źle
pośpiesz się póki nie zwieję
Doktorze potrzebuję pomocy
szybko bo czas ucieka

we mnie jest chłód
atakuje kiedy widzi Słońce
chłód jest tu we mnie
Doktorze zrób coś
to nie jest normalne


Cold Cold Cold CAGE THE ELEPHANT


No...

więcej Pokaż mimo to

avatar
45
41

Na półkach:

Kupiłam na taniej książce, bo słyszałam same zachwyty nad nagradzanym pisarzem. Sorry, ale nie. Nie czytajcie tego. Język niby piękny, niby subtelny, ale na pokaz, efekciarstwo nauczyciela polskiego z powiatowego liceum z ambicjami.

Kupiłam na taniej książce, bo słyszałam same zachwyty nad nagradzanym pisarzem. Sorry, ale nie. Nie czytajcie tego. Język niby piękny, niby subtelny, ale na pokaz, efekciarstwo nauczyciela polskiego z powiatowego liceum z ambicjami.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    476
  • Przeczytane
    228
  • Posiadam
    95
  • 2018
    13
  • Teraz czytam
    8
  • Ulubione
    6
  • 2021
    6
  • 2020
    6
  • Literatura polska
    6
  • Do kupienia
    5

Cytaty

Więcej
Maciej Płaza Robinson w Bolechowie Zobacz więcej
Maciej Płaza Robinson w Bolechowie Zobacz więcej
Maciej Płaza Robinson w Bolechowie Zobacz więcej
Więcej

Podobne książki

Przeczytaj także