Zero K
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Zero K
- Wydawnictwo:
- Noir sur Blanc
- Data wydania:
- 2017-10-19
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-10-19
- Liczba stron:
- 248
- Czas czytania
- 4 godz. 8 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365613516
- Tłumacz:
- Michał Kłobukowski
- Tagi:
- Michał Kłobukowski
- Inne
Najzabawniejsza, najbardziej erudycyjna i poruszająca powieść Dona DeLillo, jednego z największych amerykańskich pisarzy naszych czasów. Ta książka to oda do języka, wejrzenie w serce ludzkości, medytacja o śmierci i afirmacja życia.
Ojciec Jeffrey'a Lockharta, Ross, jest bilionerem po sześćdziesiątce, żonatym z młodszą od niego Artis Martineau, której zdrowie wciąż się pogarsza. Ross jest również głównym sponsorem tajnego ośrodka, w którym śmierć jest procesem doskonale kontrolowalnym, zaś ciała są zabezpieczane do czasu, aż postęp medycyny i technologii pozwolą im na powrót do życia i zdrowia.
Jeff dołącza do Rossa i Artis w ośrodku, by dokonać „nieostatniego pożegnania”, zanim jej ciało zostanie zahibernowane. „Nie mamy wyboru czy narodzić się, czy nie. Czy śmierć również musi być od nas niezależna? Czyż rzucenie wyzwania losowi i przeznaczeniu nie jest chwalebne?”.
Te właśnie pytania prześladują zarówno DeLillo, jak i bohaterów powieści. Podczas gdy Ross Lockhart, czuje głęboką potrzebę przejścia do innego wymiaru, przebudzenia się w nowym świecie, dla jego syna jest to marzenie niezrozumiałe. Jeff, narrator powieści, jest bowiem oddany życiu, doświadczaniu „pomieszanych zadziwień naszej współczesności tu, na Ziemi”.
Błyskotliwa powieść Dona DeLillo uwodzi czytelnika nieporównanym zmysłem obserwacji i oddaniem ducha naszych czasów: wiecznego starcia mroku – światowego terroryzmu, naturalnych katastrof i epidemii - i światła - piękna i uroku codzienności, miłości, „intymnego dotyku ziemi i promieni słońca”.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Rozmowa Dona DeLillo ze Śmiercią
O czym jest „Zero K”? Na pierwszym poziomie próbą policzenia się ze śmiercią, Toż to śmieszne, zakrzyknie czytelnik przyzwyczajony do krytykowania książki przed lekturą, przecież temat zużyty jak buty doświadczonego piechura – nie sposób czegokolwiek nowego w tej kwestii powiedzieć. Cóż, Don DeLillo jako wybitny amerykański erudyta zapewne zdaje sobie sprawę z popularności tego motywu, ale – tym razem jako wybitny amerykański postmodernista – niezbyt się tym przejmuje; podejmuje się pisania o śmierci, bo choć jej doniosłości nie sposób wypowiedzieć, to warto próbować. Trzeba od razu zaznaczyć, że mimo wyraźnych związków (koncepcyjnych, nie fabularnych) ze swoją wczesną twórczością, w „Zero K” DeLillo pisze z perspektywy wcześniej niespotykanej: liczy ponad osiemdziesiąt lat i umieranie stało się dla niego sprawą intymną. Świadczy o tym ścisłe splecenie wątku Konwergencji – miejsca, w którym przy pomocy hibernacji walczy się ze śmiercią – z dwoma głównymi bohaterami próbującymi na nowo zdefiniować swoją tożsamość w kontekście eschatologicznym. Charakterystyczną cechą owego intymnego spojrzenia amerykańskiego pisarza jest wewnętrzna walka ze strachem przy użyciu nastawionego filozoficznie umysłu: pierwsza połowa „Zera K” traktuje o próbie ucieczki przed śmiercią, ale cały czas, bez chwili przerwy, DeLillo powtarza pytanie o to, czy nie powinno jej się po prostu przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza; zastanawia się czy życie będzie cokolwiek warte, kiedy przekształci się z odcinka w półprostą. Odpowiedzi nie udziela, bo Ross Lockhart, powieściowy ojciec i mąż odchodzącej kobiety, gubi się w nawale szalejących emocji.
Drugim ważnym tematem powieści jest kondycja współczesnej rodziny. I znowu – brzmi to pretensjonalnie, ale tym razem DeLillo wykazuje się zaskakującą wrażliwością (zaskakującą, bo charakterystyczne dla niego jest raczej ostre spojrzenie). Z wielką delikatnością dotyka pokancerowanej grupy ludzi, wśród których nic nie jest jasne: Jeffrey potrafi przyznać, że Ross jest jego ojcem, ale nie umie zrozumieć roli syna (świetny cytat: „Jeszcze do tego nie dojrzałem. (…) Ze wszystkich sił staram się przyjąć do wiadomości, że jesteś moim ojcem. Jeszcze nie jestem gotów być twoim synem”),co staje się bardziej zrozumiałe, kiedy wypowie swój nieukojony żal związany ze śmiercią matki i późniejszym milczeniem starszego Lockharta. Zresztą wizerunek tego ostatniego ewoluuje przez całą powieść: na początku DeLillo czyni z niego współczesnego herosa, człowieka o niewyobrażalnym majątku i dysponującego nadnaturalnym darem do zarządzania pieniędzmi; dopiero zestawiony z dwójką najbliższych sobie osób, Jeffem i nieuleczalnie chorą Artis, staje się realnym człowiekiem, który nie ze wszystkim potrafi sobie poradzić. Na tym jednak rodzinne zawirowania w „Zerze K” się nie kończą, bo przecież młodszy Lockhart próbuje zaznać szczęścia u boku kobiety i jej adoptowanego syna. Trudno uznać w tym przypadku DeLillo za szczególnie odkrywczego, ale jego najnowsza powieść co do jednej sprawy nie pozostawia złudzeń: rodzina nie jest tym, czym była jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Trzecim głównym tematem powieści jest język. Amerykanin wraca do klasycznej definicji prawdy, która mówi, że jest ona zgodnością rzeczy i myśli. W świecie „Zera K” nagle zasada ta przestaje obowiązywać, bo Jeff chciałby zastąpić „myśli” „słowami”. I tutaj zaczynają się problemy, bo oba pojęcia jednoznacznie nie są, przez co mężczyzna traci jakikolwiek punkt oparcia w otaczającej go rzeczywistości. DeLillo nie eksploatuje tego motywu zbyt mocno – sam woli wykorzystywać słowa żeby sformułować jedną z tak charakterystycznych dla siebie obserwacji dotyczących tego, co czeka człowieka w bliskiej przyszłości – ale kilkukrotnie do ograniczeń języka powraca, odwołując się do klasyka gatunku, Ludwiga Wittgensteina.
Co może w „Zerze K” przeszkadzać? Nawet czytelnicy przyzwyczajeni do fragmentaryczności prozy DeLillo mogą być zaskoczeni tym, jak poszarpana jest jego najnowsza opowieść; pisarz bardzo rzadko pozwala jakiejkolwiek scenie czy nawet sekwencji scen rozwijać się dłużej (choć trzeba przyznać, że kiedy to robi, to naprawdę dobrze). A szkoda, bo powieść jest bardzo krótka i wydaje się, iż kilka zagadnień Amerykanin mógłby opisać nieco szerzej.
„Zero K” to bardzo dobra lektura, po którą sięgnąć powinni przede wszystkim Ci, którzy pisarstwo Dona DeLillo lubią – dla nich to decyzja nieodzowna (cóż, czyli brak decyzji). Myślę jednak, że to także niezła okazja, żeby się z tym wielkim pisarzem zapoznać, bo w naszym kraju jego twórczość nie jest szczególnie popularna, a z pewnością na to zasługuje.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 146
- 70
- 24
- 4
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
- 2
OPINIE i DYSKUSJE
Wybitna książka, chociaż niepozorna
Wybitna książka, chociaż niepozorna
Pokaż mimo toNa początku lektury towarzyszyła mi przede wszystkim irytacja. I z pewnością dyskusyjne jest na ile wynikała ona z natury powieści, na ile z mojej. Cały pomysł kliniki-grobowca na pustkowiach Azji Środkowej (nawet teraz waham się gdzie to było, chyba Uzbekistan) po pierwsze niesympatycznie kojarzył mi się z „Możliwością wyspy” (a to kiepska książka jest),po drugie drażnił mnie rozpasaną próżnością. To sprawiało że najważniejsze fabularnie rozważanie nad prawdą/istotą/ momentem śmierci spychałam na drugi plan. Jednocześnie moje podrażnienie było też podrażnieniem bohatera powieści i najlepszych dla niego argumentów dostarcza sam DeLillo, kiedy porównuje kompleks do egipskich piramid i opisuje to co nazywa „totalitaryzmem architektury”.
Bohater DeLillo to człowiek z instalacji Stenmarków straszącej w „Zero K”: w burzy piaskowej, prący naprzód, choć miarą sukcesu jest tu utrzymanie się nogach. To, że w końcu poddałam się rytmowi poszukiwań Jeffreya: ciągłemu zakotwiczaniu kruchego „ja” w rzeczywistości (definicje, definicje),pozornie minimalistycznej strategii przetrwania, jest zasługą nie warsztatu (choć DeLillo to oczywiście wytrwany pisarz),ale przekonania, że czytam prawdziwy opis istnienia w świecie. Fakt, że główny bohater nie poddaje się, co więcej tworzy więzi ze światem, trwałe, bo nie odrzuca ich po porażkach, jest tu zaskakująco optymistyczny.
Ale wielką siłę ma też pesymizm tej powieści: DeLillowski opis ludzkości - punktu historii. Tym większą że proroczą: kulminacyjną scenę amerykański pisarz umieścił w pierwszej fazie rosyjskiej agresji w Ukrainie („Zero K” jest z 2016 roku).
Na początku lektury towarzyszyła mi przede wszystkim irytacja. I z pewnością dyskusyjne jest na ile wynikała ona z natury powieści, na ile z mojej. Cały pomysł kliniki-grobowca na pustkowiach Azji Środkowej (nawet teraz waham się gdzie to było, chyba Uzbekistan) po pierwsze niesympatycznie kojarzył mi się z „Możliwością wyspy” (a to kiepska książka jest),po drugie drażnił...
więcej Pokaż mimo toMam takie przemyślenie, że oceny który przyznaję przeczytanym książkom są wypadkową pomiędzy książką per se, a, jakby to zgrabnie ująć, przeżyciem jakie dostarczyła mi jej lektura. Czy pamiętam dokładnie "2666" Bolano? Nie wiem, czasami wracają do mnie jak bumerang postacie i wątki. Ale doskonale pamiętam letnie sady skoszone słońcem na który nakładał mi się ten straszny, straszny meksyk, trzymetrowe topinambury, pisarz - widmo. Przeżycie lektury jako całość, książka ważna, ale nie najważniejsza. Dlaczego tym piszę.
Wczoraj pojechałem wyprawić na ostatnią wędrówkę mojego biednego kota, z którym żyliśmy sobie razem przez ostatnią dekadę. Wczoraj w nocy skończyłem czytać "Zero K". Lektura i najsmutniejsze doświadczenie zlały mi się w jedno. Bo też właściwie, dotyczyły tego samego. Śmierci. Najważniejszej, nie mam wątpliwości, rzeczy z jaką się stykamy.
Pierwsza część książki nie zwiastowała puenty. Byłem przekonany, że trafiłem do kompleksu "Gwiazdy Ratnera" z którego wszyscy wyjechali, zabierając ze sobą kosmiczne sygnały i sarkastyczne szaleństwo, zostawiając za sobą grobowiec. Czytałem z umiarkowanym zainteresowaniem.
Ale potem akcja wyrwała się z tego, nomen omen, klinicznego chłodu, wylądowała na Manhattanie, zaczerpnęła głęboki zdrowy oddech, a ja przypomniałem sobie "podziemia" i jak je kochałem, a Delillo wpada tutaj w tą samą narrację wielkiego miasta i ludzi których w nim żyją, relacji między nimi które się rodzą i umierają. Czytałem jak oszalały.
Potem nastąpiła część trzecia, z niepokojem liczyłem strony które mi zostały do końca, bo nagle zapragnąłem tą książkę czytać i czytać. W tym samym momencie dostałem jak kamieniem wiadomością, że mój kot niestety nie poczuje się lepiej, będzie z nim tylko gorzej, trzeba podjąć decyzję, jak można ją podjąć, jak nie można jej podjąć. Pomimo, decyzja została podjęta. I zorientowałem się, ze trzymam go na rękach, starając się uważnie zapamiętać ostatnie chwile jej życia, czytam ostatnie strony książki starając się chłonąć każde zdanie i w trakcie obydwu czynności wszystko mi umyka, starając się zapamiętać wszystko, zapamiętuję jakieś ochłapy. A potem podwójna katastrofa, jedna oczywista, druga nieprzewidziana, tą drugą Delillo przygotował na ostatnich kartkach, nie pamiętam żeby miał taki sentyment do mocnych puent, puenta była potężna. Książka przeczytana, jadę dziś pochować kota nad dziką Wisłę gdzie pięknie zachodzi słońce. Zapamiętam tą lekturę i tego kota do momentu kiedy ktoś rozsypie moje atomy nad dziką Wisłą, gdzie pięknie zachodzi słońce.
Mam takie przemyślenie, że oceny który przyznaję przeczytanym książkom są wypadkową pomiędzy książką per se, a, jakby to zgrabnie ująć, przeżyciem jakie dostarczyła mi jej lektura. Czy pamiętam dokładnie "2666" Bolano? Nie wiem, czasami wracają do mnie jak bumerang postacie i wątki. Ale doskonale pamiętam letnie sady skoszone słońcem na który nakładał mi się ten straszny,...
więcej Pokaż mimo toJeśli ta książka jest najzabawniejszą tego autora, to na pewno nie sięgnę po inne dla rozrywki - według mnie humor w niej nie istnieje.
To jest książka dla wszystkich, którzy okażą jej trochę cierpliwości - wierzący się zachwycą, niewierzący utwierdzą w przekonaniach.
Ja dałam jej szansę i jeszcze się waham, czy było warto.
Jeśli ta książka jest najzabawniejszą tego autora, to na pewno nie sięgnę po inne dla rozrywki - według mnie humor w niej nie istnieje.
Pokaż mimo toTo jest książka dla wszystkich, którzy okażą jej trochę cierpliwości - wierzący się zachwycą, niewierzący utwierdzą w przekonaniach.
Ja dałam jej szansę i jeszcze się waham, czy było warto.
Odwołajmy śmierć.
Czym byłoby nasze życie bez śmierci? To główne, ale nie jedyny, pytanie jakie stawia przed czytelnikami Don DeLillo w swojej najnowszej powieści „Zero K”. Tytuł nawiązuje do stanu, nazwijmy to, zamrożenia człowieka, który pozwala mu żyć dłużej. Taki cel chce osiągnąć bilioner Ross Lockhart, który dzięki pomocy naukowcom z tajemniczej Konwergencji chce zahibernować Artis, swoją drugą żonę. Nie oni są tu jednak głównymi bohaterami. Tę rolę autor powierzył Jeffreyowi, synowi Rossa z pierwszego małżeństwa. Zostaje on zawezwany i przewieziony w dziwacznych okolicznościach do dziwnej placówki naukowej, gdzie toczy się główna akcja.
Jako, że proza DeLillo jest oszczędna i stylowa to każdy detal jest ważny oraz przemyślany. Dlatego warto skupić się już na samym miejscu akcji, które być może jest pod ziemią, a na pewno tworzy klaustrofobiczny klimat. Skutki tego zamknięcia widać w reakcjach głównego bohatera, który nie nawykły do tego, stara się uciec, co raz mu się udaje. Dostrzec tu można swoisty komentarz DeLillo odnośnie dzisiejszej nauki, która zajmuje się rzeczami dalekimi od potrzeb ludzkich. Dodajmy do tego, że są to badania sowicie opłacane przez bogatych ludzi i raczej nakierunkowane na ich potrzeby, które nie muszą mieć wiele wspólnego z resztą ludzkości.
Kolejną kwestią są relacje ojca z synem. Ten drugi został opuszczony przez ojca w momencie dorastania, a więc w pamięci nosi kilka blizn. Stara się wyciągnąć od ojca odpowiedzi na swoje pytania. Jeffrey jest jednocześnie naszymi oczami i uszami w tym świecie. To przez niego trafiają do nas obrazy, co w zamiarze, ma utrudnić odbiór książki, więc trzeba sprężać nasze szare komórki. Takie działanie to znak firmowy autora. Momentem przełomowym jest decyzja ojca o dołączeniu do swojej żony, czego syn nijak pojąć nie może. Wobec tego pytania musimy zadać my: czym ta decyzja może być podyktowana? Czy jest w tym fanatyzm, który można też przyłożyć do zamożnych ludzi wstępujących w szereg scjentologów?
Nie jest to laurka wystawiona światu. Don DeLillo raczej skłania się ku mrokowi, jeśli chodzi o przyszłość świata. Z jednej strony wskazuje na rozwarstwienie i jego efekty. Z drugiej, ciągła i powtarzalna w jego prozie, obsesja przed tłumem i massmediami. Pozostają kwestie do rozstrzygnięcia jak na przykład ma wyglądać nasze istnienie bez końca. Czy możliwy będzie jeszcze zachwyt nad czymkolwiek bez świadomości przemijania? Jak nasz umysł ma się zachować w stanie hibernacji? Czy ta gonitwa ze śmiercią w ogóle jest możliwa? Nie ma łatwych odpowiedzi.
Inne: http://www.nowamuzyka.pl/author/jaroslawszczesny/
Odwołajmy śmierć.
więcej Pokaż mimo toCzym byłoby nasze życie bez śmierci? To główne, ale nie jedyny, pytanie jakie stawia przed czytelnikami Don DeLillo w swojej najnowszej powieści „Zero K”. Tytuł nawiązuje do stanu, nazwijmy to, zamrożenia człowieka, który pozwala mu żyć dłużej. Taki cel chce osiągnąć bilioner Ross Lockhart, który dzięki pomocy naukowcom z tajemniczej Konwergencji chce...
Miałam ogromny problem z tą książką. "Zero K" okazało się pozycją daleką od moich oczekiwań. Zainteresowałam się nią ze względu na ciekawy intrygujący opis. Myślałam, że będzie w niej dużo "smaczków" związanych z tajemniczym laboratorium i badaniami jakie w nim przeprowadzają. Żadnych wcześniejszych pozycji tego autora nie czytałam, dlatego nie wiedziałam czego się spodziewać. Pan z Oficyny Noir Sur Blanc napisał, że jest to "gęsta" książka. Cóż.. Po jej przeczytaniu w 100% się z tym zgadzam, lepiej bym tego nie ujęła. Pan zalecił również powolne dozowanie tej pozycji- czytanie jej w małych ilościach. Oczywiście poszłam za radą, ale przyznam szczerze, że inaczej bym nie mogła. Tej książki nie da się przeczytać "na raz", a jeśli ktoś będzie w stanie, to podziwiam.
W "Zero K" występuje narracja pierwszoosobowa, a historia przedstawiona jest z punktu widzenia Jeffreya. Niestety nie ma w tej pozycji bohatera, którego bardzo polubiłam i który zapadłby mi głęboko w pamięci. Miałam ogromny problem z "wkręceniem" się w fabułę. Styl autora jest dosyć specyficzny, ciężki i trudny w odbiorze. Przynajmniej dla mnie. Akcji również w tej książki na próżno szukać. Całość to głównie przemyślenia Jeffreya i jego rozmowy z innymi bohaterami. Wraz z przyjazdem Jeffreya do tajemniczego ośrodka, powracają wspomnienia z przeszłości.
DeLillo zestawia ze sobą w tej książce dwa różne światopoglądy- Jeffreya, który nie potrafi zrozumieć decyzji swojego ojca i Rossa, który chce pójść śladami Artis i również poddać się hibernacji, by obudzić się w nowym, lepszym świecie. W książce autor stawia wiele pytań, które nurtują również bohaterów- czy człowiek ma prawo decydować o swojej śmierci? Dlaczego inni mieliby żyć dalej, kiedy inni będą umierać? Co znaczy umrzeć?
Nie chcę Was zniechęcić do tej pozycji, ale chcę byście wiedzieli, że to nie jest książka dla każdego. Jak się okazało "Zero K" nie wpisało się w moje gusta czytelnicze. Wcześniej nie znałam twórczości DeLillo, więc nie wiedziałam czego się spodziewać. Teraz wiem, że niestety kolejnych jego książek nie przeczytam, po prostu jego twórczość nie jest dla mnie. "Zero K" nie jest książką lekką i przyjemną, którą wręcz się pochłania stronę za stroną. Jednak jeśli lubicie pozycje wymagające i dosyć ciężkie to "Zero K" powinno przypaść Wam do gustu.
Miałam ogromny problem z tą książką. "Zero K" okazało się pozycją daleką od moich oczekiwań. Zainteresowałam się nią ze względu na ciekawy intrygujący opis. Myślałam, że będzie w niej dużo "smaczków" związanych z tajemniczym laboratorium i badaniami jakie w nim przeprowadzają. Żadnych wcześniejszych pozycji tego autora nie czytałam, dlatego nie wiedziałam czego się...
więcej Pokaż mimo to„Zero K” to nowa, intrygująca powieść Dona DeLillo. Proza amerykańskiego pisarza jest znana w Polsce przede wszystkim dzięki Oficynie Literackiej Sur Nur Blanc, która od 2005 roku opublikowała jego trzynaście książek.
Głównym bohaterem i narratorem jest Jeffrey Lockhart, syn biznesmena finansującego tajną klinikę, w której ludzie poddawani są hibernacji. Trafiają tu zwykle nieuleczalnie chorzy, którzy mają nadzieję, że za jakiś czas, po wynalezieniu odpowiednich leków, zostaną przywróceni do życia i poddani uzdrawiającej kuracji.
Pacjentką kliniki jest macocha Jeffreya. Mężczyzna przybywa do ośrodka, by się z nią pożegnać przed zahibernowaniem, którego nie pochwala. Ojciec oznajmia mu nagle, że zamierza dołączyć do kobiety, którą kocha i z którą jest związany od wielu lat.
Zaskoczony tą decyzją Jeffrey stara się go od tego odwieść. I tu zaczyna się spór – nie tylko dwóch pokoleń, ale zupełnie innych światopoglądów.
Syn i ojciec toczą długie rozmowy, dyskutując na temat zasad etycznych i funkcjonowania kliniki dostępnej jedynie dla najbogatszych. Przy okazji wracają do przeszłości, do momentu, w którym milioner porzucił swoją pierwszą rodzinę, zostawiając nastoletniego Jeffreya z rozbitą emocjonalnie matką.
Odzywają się tłumione latami emocje, na jaw wychodzą różne sekrety i niedopowiedzenia. Przeszłość bohaterów poznajemy stopniowo, zarówno z rozmów, jak i wspomnień Jeffreya, który ma świadomość, że rozstanie z ojcem zaważyło na jego całym życiu.
Mimo negatywnych doświadczeń mężczyzna stara się być szczęśliwy. Uważa, że człowiek ma moralny obowiązek walczyć o swoje miejsce na ziemi, o uczucia i bezpieczeństwo bliskich, o realizowanie marzeń. Powinien to robić uczciwie i z troską o innych.
„Zero K” jest powieścią, której siła polega na przeciwstawieniu dwóch życiowych postaw, uosabianych przez syna i ojca. Ich racje ścierają się od pierwszych stron, niemal wymuszając na czytelniku zajęcie własnego stanowiska.
Obok książki Dona DeLillo trudno przejść obojętnie. Mamy tu wstrząsające obrazy z kliniki, pełne emocji dialogi, opisy przeżyć wewnętrznych i trudnych życiowych wyborów, przed którymi stają bohaterowie.
Pisarz stawia też ważkie pytania o prawo do życia i do godnej śmierci oraz o prawo do nieśmiertelności. Przywołuje przygnębiającą wizję świata, w którym o istnieniu decydować będzie zasobność portfela. I zastanawia się, czy aby już teraz tak nie jest?
Całość napisana jest z pozornym dystansem narratora, który – będąc uczestnikiem zdarzeń – wydaje się czasami zachowywać stoicki spokój. Nic bardziej mylnego. Już po przeczytaniu kilkunastu stron wiemy, że Jeffrey jest człowiekiem o niezwykle skomplikowanej naturze, pełnym sprzeczności i bolesnych przeżyć.
Prostota jego narracji w zderzeniu z podejmowaną problematyką robi ogromne wrażenie.
„Zero K” na pewno nie jest powieścią lekką, łatwą i przyjemną. Ale przecież (na szczęście!) nie tylko takie książki chce się czytać. A z prozą Dona DeLillo na pewno warto się zmierzyć.
„Zero K” to nowa, intrygująca powieść Dona DeLillo. Proza amerykańskiego pisarza jest znana w Polsce przede wszystkim dzięki Oficynie Literackiej Sur Nur Blanc, która od 2005 roku opublikowała jego trzynaście książek.
więcej Pokaż mimo toGłównym bohaterem i narratorem jest Jeffrey Lockhart, syn biznesmena finansującego tajną klinikę, w której ludzie poddawani są hibernacji. Trafiają tu...
Intrygująca powieść; opowieść o umieraniu, samotności, tyle że w futurystycznej formie.
Intrygująca powieść; opowieść o umieraniu, samotności, tyle że w futurystycznej formie.
Pokaż mimo toBełkot. Z trudem doczytałem do 50 strony ...
Jakieś miejsca, osoby - ale brak relacji , brak sensu i celu ...
Nabrałem się na okładkę i wysoką ocenę w portalu.
Bełkot. Z trudem doczytałem do 50 strony ...
Pokaż mimo toJakieś miejsca, osoby - ale brak relacji , brak sensu i celu ...
Nabrałem się na okładkę i wysoką ocenę w portalu.
Jest tu wszystko, co już było w -nastu poprzednich powieściach DeLillo, od wypełnionego zdehumanizowanymi gadającymi głowami tajnego kompleksu na pustkowiu przez oglądanie scen cudzego cierpienia na wszechobecnych ekranach po rozkminki leksykalne i przejażdżkę taksówką przez zatłoczony Manhattan. Koneser twórczości najwybitniejszego (niestety) żyjącego amerykańskiego prozaika poczuje się więc jak w domu, ale dla wszystkich innych będzie to męcząca kompilacja największych hitów, przy których przecież nóżka nie chodzi i zanucić melodii się nie da. Dziad może już umrzeć, co miał napisać dobrego, to napisał dekady temu.
Jest tu wszystko, co już było w -nastu poprzednich powieściach DeLillo, od wypełnionego zdehumanizowanymi gadającymi głowami tajnego kompleksu na pustkowiu przez oglądanie scen cudzego cierpienia na wszechobecnych ekranach po rozkminki leksykalne i przejażdżkę taksówką przez zatłoczony Manhattan. Koneser twórczości najwybitniejszego (niestety) żyjącego amerykańskiego...
więcej Pokaż mimo to