Ależ to było bełkotliwe i męczące... Niby dużo się dzieje, ale wiele rozwiązań fabularnych wynika nie z przyczyn i skutków poprzednich wydarzeń, tylko z mocno wymuszonych pseudoerudycyjnych popisów-wygibasów autora. A przecież Gaiman, Moore czy choćby Willingham udowodnili, że da się pisać rozrywkowe komiksy kipiące od intertekstualnych nawiązań. Gillen potrafił tylko udowodnić, że do tej ligi mu bardzo daleko... (Aż przypomniało mi się DIE, gdzie autor totalnie pogubił się właśnie w momencie, w którym zaczął wprowadzać coraz więcej i więcej niepotrzebnych odniesień do klasyków fantastyki...) W natłoku akcji zabrakło scenarzyście nawet czasu, by stworzyć pełnokrwistych bohaterów, z wiarygodnymi stawkami i motywacjami. Aż szkoda tak dobrego rysownika i kolorystki na tak jałowy scenariusz.
https://www.instagram.com/polishpopkulture/
Dawno nie byłem tak rozdarty po lekturze serii komiksowej.
Plusy: fajny koncept, pełnokrwiste postacie (rewelacyjnie zaprojektowane przez rysowniczkę),momentami całkiem błyskotliwe dialogi, no i świetna - queerowa! - bardzo nieoczywista główna bohaterka.
Minusy: od połowy całość robi się nieznośnie przegadana i przekombinowana. Zamiast poszukiwać wyjścia i zwiedzać w tym celu krainę Kości - pełną dosłownie nieograniczonego potencjału światotwórczego - bohaterowie (motywowani mocno naciąganymi, nie do końca wiarygodnymi przesłankami) właściwie siedzą w miejscu, w jakiejś totalnie sztampowej miejscówce fantasy, i pałętają się po kartach komiksu, narzekając i z niejasnych względów co i rusz zmieniając strony konfliktu. Dodajmy do tego okazjonalne pogawędki z mistrzami literatury, których nudne historie dostają więcej czasu antenowego niż backstory postaci z głównej obsady. Przez to wszystko bohaterowie właściwie nie mają okazji, by dorosnąć (a kiedy coś już rusza w ich wątkach, czasem jest to tak nagłe i od czapy, że trudno się tym przejąć czy w ogóle w to uwierzyć). Prócz Ash, której dylematy i walka o samoakceptację miały szansę, aby stać się naprawdę genialnym wątkiem, (a może nawet tematem całej historii)... gdyby tylko nie zostały rozwiązane w taki oczywisty in-your-face sposób, a później właściwie całkowicie obrócone w niwecz.
W sumie mam z tym tytułem trochę problem jak z Gideon Falls. Dostajemy mocny początek, a potem następuje nagły - totalnie niepotrzebny - skręt w stronę metafizycznych sci-fi wygibasów, który zabiera serii to, co wcześniej stanowiło o jej unikalności. A serio wystarczyło trzymać się raz obranego kierunku i postawić na szczerą prostotę i prawdę psychologiczną.
https://www.instagram.com/polishpopkulture/