Wybranka bogów. Część 1 Phyllis Christine Cast 7,1
ocenił(a) na 218 tyg. temu Nie wiem, czy istnieją słowa, które są w stanie opisać mój zawód, ale istnieje solidny dowód tego, jak okropnie odrzuciła mnie ta książka - wpędziła mnie w zastój czytelniczy na TRZY MIESIĄCE.
I tak, można powiedzieć, że sama to sobie zrobiłam z moim uporem, żeby kończyć książkę/serię, nim zabiorę się za coś nowego, ponieważ chcę każdej pozycji dawać uczciwą szansę obronienia się, nim wystawię negatywną ocenę. Tutaj też próbowałam lektury od razu nie skreślać, ale... przez długi czas książka nie dawała mi nic, żeby wierzyć, że sytuacja się poprawi.
Zacznę od tego, że zgodnie z tym co podejrzewałam w mojej ostatniej recenzji - tom 0 dzieje się w przyszłości w odniesieniu do historii tomów 1-3. To problem? Nie, jest to nawet ciekawe, patrząc na to, ile w poprzedniej książce było opowiadane o znaczeniu tych wydarzeń dla tego, co obecnie działo się w świecie.
Tu jednak pozytywy tak naprawdę się kończą. Główna bohaterka już od pierwszych chwil jest męcząca na wszelkie możliwe najgorsze sposoby. Autorka próbuje napisać ją jako taką "kul" nauczycielkę po 30-stce, która ma trochę kształtów, ale faceci patrzą jej w biust, i w ogóle która jest taka nietypowa, inna niż wszystkie, zwraca na siebie uwagę i się niczym nie przejmuje. A, i oczywiście porusza tematy typu seks w podtekstach, ale w sposób taki, jak to robią nastolatki, czyli "no sami wiecie" i inne teksty w tym stylu.
Iloraz inteligencji bohaterki jest tym bardziej poddawany w wątpliwość, kiedy (nie spoiler, bo wiadomo z opisu już) przenosi się do innego świata i... Jednym z jej pierwszych pytań nie jest, jak może wrócić do siebie, ani nawet jak się tutaj znalazła. A jak reaguje na informację o tym, czy może w ogóle wrócić? Powołała się na jakąś celebrytkę w stylu "pomyślę o tym jutro" i tak naprawdę poza paroma chwilami, gdzie wspominała dom, bo ktoś jej kogoś przypominał, naprawdę nie przejmowała się tą zmianą. Wiele razy też zapominała że nie jest stąd, w trakcie rozmowy, i choć osoby dookoła dawały znać, że jej nie rozumieją, ta nadal ciągnęła w najlepsze tak, jakby nie wiedziała, o czym mowa.
A jak chodzi o kobietę, której miejsce zajęła... O święta Epono, naprawdę miałam dość - nie poznawania Rhiannon, a tego, że absolutnie cały czas było na nią srane. Naprawdę nie ma na to lepszego słowa. I okej, są bohaterowie negatywni, nie tutaj problem - problem pojawia się, kiedy to nasza Shannon jest wiecznie podkreślana przy tym jako ta super. A bo ona była taka wredna, a ja nie jestem; a ona to taka dziwka była, ja bym się tak nigdy nie puszczała; a jak ona mogła tak traktować innych, potworem była, ja jestem dużo milsza dla innych i nie będę taka jak ona; o jak wszyscy mówią mi, że Rhiannon się zmieniła, wszyscy wolą mnie odkąd prawdziwa ona zniknęła etc. Naprawdę, sposób w jaki bohaterka masturbowała się swoją wyższością była męcząca.
Tak samo męczące było unikanie słowa "centaur" przez większość książki i nazywanie tych istot "człowiek/koń/wszystko jedno" - i nie, nie żartuję. To było faktyczne określenie używane przez Shannon przez prawie cały czas. Zamieniała je czasem na konik, albo coś w stylu mężczyzna, ale no koń.
O całej akcji z wyjazdem do zamku ojca nawet nie chcę myśleć... Pomijając to, jak debilna była cała ta akcja, sam fakt, że jak już się tam znaleźli, jej wielki super pochówek to było rozkazanie innym zrobienie stosu pogrzebowego, którego ani nie podpaliła, ANI NIE ODMÓWIŁA MODLIWY JAKO WYBRANKA BOGINI było tak bezsensowne, że zaczynałam myśleć, że jednak nie odczytam tej książki i mój zastój czytelniczy powróci.
Motyw Alanny i tego całego "nie jesteś moją służącą", a jednak cały czas wykorzystywanie jej do robienia rzeczy... I ja wiem, że NO ALE UŻYWA "CZY MOGŁABYŚ", ale to nie zmienia tego, że ona sama prosiła, żeby przy niej zostać i jej służyć. Na każdą prośbę odpowie, bo od dziecka pracowała by jej służyć i ta nowa relacja tego nie zmieni - zwłaszcza, że tylko mówi o niej per przyjaciółka, a tak naprawdę nie odczuwam, żeby faktycznie traktowała ją na równi. Raczej wykorzystuje, ponieważ nie umie odnaleźć się w tym świecie.
Zakończenie to już w ogóle jest mega z czapy, wszystko zdaje się lecieć z prędkością łamiącą kark. Nie jest słodkie, nie jest ciekawe, po prostu jest.
Przeczytam całą serię, ponieważ udało mi się dorwać wszystkie książki w skupach po miesiącach polowań, ale szczerze nie polecam.