Nowa Fantastyka 468 (09/2021) Brian Herbert 6,9
ocenił(a) na 62 lata temu Wrzesień to i czasu więcej na czytanie. Także najnowszego numeru NF.
A w nim sporo ciekawej treści, choć z poziomem bywa różnie.
Jak zwykle, na początek na tapecie opowiadania polskie.
„Gdyby to wiatr” Romualda Pawlaka – trochę lemowych inspiracji, choć w sumie niewiele. Pomysł nienowy, czytało się dosyć przyjemnie, ale…
No właśnie ale. Że zakończenie mi niespecjalnie dobrze wybrzmiało, to pal licho. Natomiast „…nasi spece nie widzieli śladów napędu, rozumiesz?” wywołało mi ciary na plecach. Bo oto „flota” pędzi sobie przez układ z prędkością 0,1c. O ile się nie mylę, w całym znanym nam kosmosie obowiązuje pierwsza zasada dynamiki Newtona. Jeśli ktoś już rozpędził flotę do wymienionej prędkości, to nie potrzebuje ona dalej pracy silników (chyba że do przyspieszania albo zwalniania, ale takich manewrów w tekście nie dostrzegłem). Mam rację? Oraz odległość wyrażona w niesamowicie wielkiej krotności długości Plancka przypomina mi próby udowodnienia, że w odległość Ziemia-Słońce jest zakodowana w wymiarach piramidy Cheopsa.
Reasumując – spory niedosyt mam po lekturze tego opowiadania.
„Lema pamięci żałobny rapsod” Tymoteusza A. L. Sokołowskiego – nihil novi sub sole. To znaczy: było wiele razy. Czasem znacznie lepiej. Tekst ratują odniesienia do Lema i pyszny pomysł pomnika Mistrza na Księżycu (i to pomnika podwójnego). W każdym razie - szału nie ma.
„Neige Eternelle” Błażeja Jaworowskiego - coś o muzyce? Czyli coś jak dla mnie? No niestety… Odbiłem się do tego tekstu jak od hip hopu (który, nie wiedzieć czemu, niektórzy nazywają muzyką). Jak dla mnie bełkot!
A z zagranicy?
„Wody Kanly” Briana Herberta i Kevina J. Andersona – tak tak, też drobię z niecierpliwością, oczekując na premierę „Diuny”. Ale jeśli film miałby poziomem równać do tego opka, to wolę już wersję Lyncha. To opowiadanie to po prostu wyrób literaturopodobny. Fastfood dla wielbicieli Diuny, którzy łykną wszystko z melanżem w treści. Z braku laku można przeczytać, ale przecież tyle jest lepszych tekstów!
„Cenne niepowodzenie” Rebecci Campbell – wreszcie coś, co warto przeczytać! Skojarzyło mi się z opowiadaniem C. M. Valente o winach. Bo tu jest trochę podobnie – mówiąc o muzyce i skrzypcach, autorka rysuje mroczną wizję przyszłości. Z którą się nie zgadzam (coś tam za mało brutalności i zła jak na pełzający koniec świata),ale co tam. Czytało się nadzwyczaj dobrze.
I czas na publicystykę. A tym razem jakość artykułów zdecydowanie przebiła jakość opowiadań.
Bo…
LEM!
Boga polskiej fantastyki zawsze poczytać warto, a nawet trzeba. Co prawda z pewną dozą samozachwytu stwierdziłem, że zrzędzi jak ja (czyli czasem niepotrzebnie i nad miarę),ale jednak Mistrz zawsze pozostaje Mistrzem. Lektura obowiązkowa!
Do tego dość ciekawa dyskusja panów Cetnarowskiego, Majki i Górskiego o „odkrywaniu” Lema przez pryzmat współczesności. BTW – strasznie mnie zdziwiło, kiedy Majka nazwał język Trylogii Sienkiewicza „trudno przyswajalnym”. Serio? Rany boskie, ze współczesnym czytelnictwem jest gorzej, niż sądziłem. A próbował ktoś może czytać Brantome’a w tłumaczeniu Boya? Polecam, świetna lektura :P!
Do animowanego serialu o Wiedźminie podchodzę jak pies do jeża: może kiedyś obejrzę? To w końcu anime, którego szczerze nie cierpię!
Dobry artykuł o Donnerze. Nie pamiętałem, że tyle dobrego kina wyszło spod jego ręki. A skoro już się tak rozpisałem, to trochę o felietonach: Kosik chyba niedawno czytał Leonarda Mlodinowa, bo powtarza właściwie tezy zawarte w książce „Nieświadomy mózg” (też polecam, a co!). Marta Krajewska potwierdza moje obawy – polska fantastyka zbyt zachłannie, żarłocznie rzuciła się na słowiańskość. Co ani fantastyce, ani zainteresowaniu przeszłością (prawdziwą, nie lechicką) na dobre nie wyjdzie. Obym się mylił!