Timothé Le Boucher urodził się 25 października 1988 roku. Ukończył Europejską Szkołę Obrazu w Angoulême. W 2010 roku dostał propozycję napisania komiksu z wydawnictwa Manolosanctis. W efekcie, w wieku dwudziestu dwóch lat, wydał swój pierwszy komiks „Skins Party” (2011),którego jest scenarzystą, rysownikiem i kolorystą. Swoje komiksy publikował też w magazynie Topo. Jego trzeci komiks "Dni, których nie znamy", wydany w 2017 roku przez Glénat zdobył liczne nagrody i cieszył się dużą popularnością. Uznanie zdobył również kolejny tytuł - "Pacjent" z 2019 roku. Timothé Le Boucher używa prostej, schludnej kreski bez nadmiernej ilości szczegółów oraz stonowanych kolorów. On sam twierdzi, że czerpie inspirację z mangi przy opracowywaniu graficznym swoich postaci, aby ułatwić ich identyfikację. Charakterystyczne dla jego twórczości są również ciekawe, pogłębione psychologicznie, portrety bohaterów opowiadanych historii.
Dawniej czułem się lepszy od mojej rodziny.
Szybciej wszystko łapałem, brakowało mi cierpliwości.
Ich ograniczenie mnie męczyło.
Więc odlaty...
Dawniej czułem się lepszy od mojej rodziny.
Szybciej wszystko łapałem, brakowało mi cierpliwości.
Ich ograniczenie mnie męczyło.
Więc odlatywałem w myślach, ledwo słuchając co, do mnie mówili.
Timothé Le Boucher zaprasza czytelników do świata, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje. Na barki głównego bohatera zrzuca historię o pożądaniu za wszelką cenę, co chwilami przypomina polowanie na dziką zwierzynę, lecz zamiast naśladowania jej odgłosów oraz broni palnej, autor sięga po zmyślne sztuczki. Ambroise jest pogubionym harfistą z nadzieją na poprawę swojej sytuacji życiowej. Jego słabości wykorzystuje Francesca Forabosco, która nie spocznie, póki go nie omota i nie zaspokoi żądzy posiadania absolutnego. Wydawać by się mogło, że harfa symbolizuje spokój, a jej melodia wycisza, jednakże w rękach Ambroisego instrument nabiera demonicznych cech. Staje się źródłem dodatkowego niepokoju, albowiem struny wychwytują każde napięcie bohatera, czemu Francesca przygląda się z nieskrywaną satysfakcją. Cudza dysharmonia stanowi efekt jej zmiennokształtności oraz wcielania się w różne postaci. Każda z nich czuwa nad Ambroisem i nie pozwala mu zapomnieć o Francesce oraz czterdziestu siedmiu strunach, jakie obiecała mu w zamian za wypełnienie nietypowych zadań. Wszystko po to, aby podporządkować sobie nieświadomego mistyfikacji bohatera. Timothé Le Boucher wpędza czytelnika w nastrój niepokoju i dość szybko pozbawia go umiejętności przewidywania prawdopodobnego ciągu wydarzeń. Pierwsza część jego hipnotycznego komiksu przypomina grę, do której wciąga każdego, kto poszukuje niebezpiecznie uzależniających doznań.
Timothe Le Boucher zrobił na mnie spore wrażenie „Dniami których nie znamy”. Sięgnąłem więc z dużymi oczekiwaniami po „47 strun część pierwszą” tego autora. Jednakże druga część jeszcze nie miała swojej oryginalnej premiery i na razie nie ogłoszono daty. Czy jednak ten tytuł broni się jako samodzielna opowieść?
Głównym bohaterem jest początkujący młody harfista o imieniu Ambroise. Pewnego dnia podczas pobyt na plaży zostaje zauważony przez młodą kobietę, która zrobi wszystko aby go zdobyć. Ambroise nie wie, że kobieta ta jest tak naprawdę zmiennokształtną istotą.
Głównym wątkiem historii są narodziny relacji. Tajemnicza kobieta usiłuje wzbudzić zainteresowanie Ambroise’a pod różnymi postaciami. Podchodzi go z różnych stron i przybierając kolejne tożsamości dowiaduje się o nim coraz więcej. Początkowo można mieć wrażenie, że jest on dla niej tylko zdobyczą, ale wraz z rozwojem fabuły wydaje się, że naprawdę jej na nim zależy.
Jak na razie niewiele ujawniono na temat samych zmiennokształtnych. Wiadomo jest, że tworzą własną tajną społeczność. Są bardzo bogaci, zapewne dzięki swoim zdolnościom. Przypominają pod tym względem wampiry z kultury popularnej.
Ambroise trochę za bardzo przypominał mi głównego bohatera „Dni których nie znamy”. Obaj są młodymi artystami, którzy nie do końca odnajdują się w życiu uczuciowym. Na dodatek też mają dosyć specyficzną najbliższą rodzinę. Przy czym jednak Ambroise jest o wiele rozsądniejszy i ostrożny niż bohater poprzedniego komiksu autora.
Trochę rozczarowały mnie rysunki. Doceniam ich czytelność i pokazywanie różnego rodzaju typów urody. Jednakże czasami jest zbyt mało szczegółów. Poza tym trochę szkoda, że bardziej nie pobawiono się wizualnie motywem zmiennokształtności.
Komiks czytałem z dużym zainteresowaniem. Niestety skończył się w momencie kiedy zrobiło się naprawdę ciekawie. Nie jest może tak a pomysłowy jak „Dni których nie znamy”, ale i tak jest to naprawdę porządna lektura. Mam nadzieję, że druga część w końcu się ukaże.