Po wieczornym zebraniu brat Bulefi powiedział mu na osobności, że mały Marsad znowu trafił „na paciorki”. Raskit przyjął chłopca w zastępy „...
Po wieczornym zebraniu brat Bulefi powiedział mu na osobności, że mały Marsad znowu trafił „na paciorki”. Raskit przyjął chłopca w zastępy „kamyków” rok temu. Nikt nie wiedział, czemu mistrz wybrał tak małe dziecko. [...] Raskit przeszedł długi korytarz, zszedł jedno piętro po schodach i właśnie wchodził do kapliczki pokutnej. Paciorki były jednym z urządzeń dla krnąbrnych wychowanków. Młody grzesznik był unieruchamiany pomiędzy dwoma płytami pokrytymi małymi kulistymi wypustkami. Płyty zbliżano do siebie, by stawiały opór przy każdym wdechu. Aby zmniejszyć ucisk, uwięziony oddychał płytko i spokojnie. Miało to sprzyjać modlitwie. Marsad nie wyglądał pobożnie. W momencie wejścia Raskita wyraźnie zamarł. Był zdyszany, spocony, czerwony na twarzy, nieco przekrzywiony i opuszczony w dół urządzenia. — Jesteś mądrzejszy, niż myślisz, synu. Jeśli nie masz za grosz pokory, to trzeba sobie przysporzyć cierpienia. Aż się w końcu pojawi. Raskita bawiła dzikość tego chłopaka. Jego — człowieka żelaznej dyscypliny, surowego i znającego życie, które wszak zabawne bywa tylko dla głupców. Dzieciak słuchał go, milcząc, wyrównując oddech i rytm bolesnych grymasów. Po minucie ciszy jego twarz wyschła i odzyskała jasny kolor. — Za co pokutujesz? — Kopałem psa. — Czemu? — Dostał wścieklizny. Ujadał i płoszył konie. Po chwili milczenia Raskit odezwał się cicho: — Posiedzisz dwa razy dłużej niż ostatnio. Chłopak wpatrywał się w niego bez słowa. — Następnym razem, kolejne dwa razy, ale potem zmienią ci pokutę. I naprawdę będzie gorsza. — Się zobaczy, proszę mistrza. — Chłopak uśmiechnął się wyzywająco. Wielki mistrz też się uśmiechnął, znowu rozbawiony. — Mogą ci na przykład zabronić wstępu na zajęcia w warsztacie albo w kuźni. Marsad zagryzł wargę. — Twoja pokuta powinna być dotkliwa i szybka. Szkoda twojego czasu. — Tak, mistrzu, masz rację — dzieciak ożywił się, zwietrzywszy szansę.