Nie dość, że kretyński tytuł, to taka ,,wiocha'' wewnątrzkadrowa, że aż głowa boli. Gość jest nieśmiertelny, więc wszystkich wybija, bo taki ma kaprys. Scenariusz na poziomie planktonu bez rozwoju. Serwujący ultra-przemoc w ultra tanich okolicznościach. Dobrze, że bohater chce przestać być bogiem, dla którego przeżycie w płomieniach to letnia przeprawa. Granat wybucha w zamkniętej przestrzeni? Strzelają na odległość czterech cali? Co go to obchodzi. Przeżyje najbardziej nieprawdopodobny scenariusz, jakie wymyśliło twoje dziecko po wychyleniu trzech butelek Piccolo. Żenujący tytuł, który nadaje się na rozpałkę w zimnych porach. Jak łatwo dzisiaj być artystą, skoro wszystko wydają.
Nijakie. Niby jakiś pomysł tam jest. Mała społeczność, tajemnica, przeszłość, tragedia, konflikt. Ale całość jest zupełnie nieciekawa, motywacje bohaterów niejasne, zachowania nielogiczne, a późniejsze wydarzenia zupełnie bez sensu (samolot!). Do tego wtrety z przeszłości, które mają pokazać bogactwo historii są niezbyt potrzebne.
Ładnie narysowane, ale zupełnie do pominięcia. Następnych nie będę czytał.