-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2021-09-26
2021-04-09
2021-12-28
(...) "Księgi Krwi I-III", to kwintesencja grozy lat '80: brutalna, momentami obrzydliwa, lekko kiczowata, nasiąknięta potem i spermą. Pamiętajcie, że to dekada wolności. Tematy, które jeszcze w latach '70 zaliczały się do tabu, dziesięć lat później na stałe umościły się w masowej popkulturze. U Barkera nie brak więc odważnych scen seksu, zbrodni i wypaczenia. Nie jest to jednak bezsensowna rąbanka czy grafomańskie odchody. Barker, to twórca, który ma nam coś do powiedzenia i robi to bardzo sprawnie. Nie jest to jednak lektura dla wrażliwców, "Księgi Krwi" reprezentują grozę - że tak się wyrażę - bezpośrednią. Aby bardziej to zobrazować: opowiadaniom zawartym w tym zbiorze, zdecydowanie bliżej do "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" niż do "Dziecka Rosemary". Jeśli więc nie rażą Was rozczłonkowani ludzie, krew, flaki czy potwory machające fujarami, to Księgi Krwi mogą przypaść Wam do gustu.
Całą recenzję przeczytacie na blogu Mroczne Strony:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/12/ksiegi-krwi-i-iii-clive-barker.html
(...) "Księgi Krwi I-III", to kwintesencja grozy lat '80: brutalna, momentami obrzydliwa, lekko kiczowata, nasiąknięta potem i spermą. Pamiętajcie, że to dekada wolności. Tematy, które jeszcze w latach '70 zaliczały się do tabu, dziesięć lat później na stałe umościły się w masowej popkulturze. U Barkera nie brak więc odważnych scen seksu, zbrodni i wypaczenia. Nie jest to...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-13
O ile podróże między wymiarami nie są w literaturze niczym nowym (ostatnio ten wątek, w mocno rozbudowanej firmie poruszył Artur Urbanowicz w powieści "Paradoks") o tyle sama forma "Wypadowego" jest dość nowatorska, a przynajmniej jeśli chodzi o fantastykę. Tutaj mamy sporo czarnego humoru - to na pewno, trochę absurdu, a nawet groteski, co z kolei - jak się ostatnio dowiedziałem - jest charakterystyczne dla gatunku bizarro fiction. Nie będę Was czarował, ani zgrywał mędrca - jeszcze miesiąc temu nie miałem pojęcia, że coś takiego jak "bizarro fiction" istnieje, ale definicja pasuje do tej powieści, więc ok, nieb będzie bizarro fiction.
Tak naprawdę jednak sama opowieść, to reprezentant fantastyki i chyba przede wszystkim tak należy odbierać ten tekst, w którym rzuca się w oczy nie tyle sama historia, co sposób jej opowiedzenia. Otóż, narracja jest tu bardzo wyrazista, a sposób opowiadania mocno skojarzył mi chociażby z "Królem" Szczepana Twardocha czy "Wzgórzem psów" Jakuba Żulczyka. Jeśli czytaliście, którąś z tych książek, to wiedzcie, że Florian Konrad opowiada podobnie. I choć brakuje mu doświadczenia starszych kolegów, to jednak uważam, że daje radę. Mi osobiście taki rodzaj narracji bardzo się podoba i te momentami niepohamowane słowotoki... Super! Sama opowieść z kolej ma coś na pewno z filmów Davida Lyncha, moje skojarzenia powędrowały też w okolice powieści "Koniec" Barłomieja Grubicha. To jednak zupełnie inne książki. Tutaj mamy jednego mocnego głównego bohatera, który musi się zmierzyć z zupełnie nowym życiem - tak odmiennym, w porównaniu do tego jakie wiódł do tej pory. To oczywiście rodzi sytuacje zarówno śmieszne, jak i straszne, co z kolei daje Czytelnikowi wiele powodów do dobrej zabawy.
Całą recenzję przeczytacie na blogu Mroczne Strony:
https://mroczne-strony.blogspot.com/
O ile podróże między wymiarami nie są w literaturze niczym nowym (ostatnio ten wątek, w mocno rozbudowanej firmie poruszył Artur Urbanowicz w powieści "Paradoks") o tyle sama forma "Wypadowego" jest dość nowatorska, a przynajmniej jeśli chodzi o fantastykę. Tutaj mamy sporo czarnego humoru - to na pewno, trochę absurdu, a nawet groteski, co z kolei - jak się ostatnio...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-12-07
(...) Jeśli spodziewacie się hektolitrów krwi, potworów wyjętych wprost z tyłka Lovcrafta czy demonów okopconych nad piekielnym ogniskiem, to nie, to nie tu. Zły adres panie i panowie, musicie szukać dalej. Groza Szymona Majcherowicza jest bardziej subtelna - niczym pociągnięcia pędzla tworzące tło obrazu. To groza, która nie wali po pysku, czasem spoliczkuje, ale nic ponad to. Teksty zawarte w tomie "Otwieram oczy", to przede wszystkim studium psychologiczne bohaterów - jak na teksty grozy bardzo złożonych. Właściwie, w tej książce to ludzie są na pierwszym miejscu, a nie historie, które tworzą. W samych tekstach przewijają się wątki samotności, straty, porzuceniu, rodzącego się obłędu i grozy - owszem - ale tej, która drzemie w każdym z nas. Na szczęście dla większości, przez całe życie, ta groza pozostaje uśpiona. Bohaterowie Majcherowicza jednak mają tego pecha, że ich - przez sploty przeróżnych wydarzeń - została zbudzona. No i robi się niefajnie, przede wszystkim dla nich samych. (...)
Całą recenzję przeczytacie na blogu Mroczne Strony:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/12/otwieram-oczy-szymon-majcherowicz.html
(...) Jeśli spodziewacie się hektolitrów krwi, potworów wyjętych wprost z tyłka Lovcrafta czy demonów okopconych nad piekielnym ogniskiem, to nie, to nie tu. Zły adres panie i panowie, musicie szukać dalej. Groza Szymona Majcherowicza jest bardziej subtelna - niczym pociągnięcia pędzla tworzące tło obrazu. To groza, która nie wali po pysku, czasem spoliczkuje, ale nic ponad...
więcej mniej Pokaż mimo to2020-08-15
Chyba każdy zna klasyczną opowieść "Alicja w Krainie Czarów" autorstwa Lewisa Carrolla, wydaną po raz pierwszy w 1865 roku. Jeśli nawet nie z wersji książkowej, to z pewnością z którejś z licznych ekranizacji. To dzieło z pewnością kultowe, które nie tylko przyciąga nowe pokolenia czytelników/widzów, ale i - jak się okazuje - inspiruje współczesnych twórców. W 2015 roku, 41-letnia wówczas Tina Raffaele, posługująca się pseudonimem Christina Henry, napisała "Alicję" - pierwszy tom swojego nowego cyklu "Kroniki Alicji". Autorka debiutowała pięć lat wcześniej powieścią "Black Wings", która jak dotąd nie została wydana w Polsce i pewnie o "Alicji" też byśmy jeszcze długo nie słyszeli, gdyby nie Wydawnictwo Vesper i ich niezwykle czuły nos do odnajdywania perełek nie tylko klasycznej fantastyki/horroru, ale i dzieł bardziej współczesnych, które zasługują na uwagę.
Gdyby się uprzeć, można by potraktować "Alicję" jako sequel "Alicji w Krainie Czarów", ale właściwie nie ma to tu aż tak wielkiego znaczenia, bowiem Christina Henry serwuje nam nie baśń dla dzieci, ale mroczną fantastykę dla dorosłych obfitującą w przemoc, przedwczesne zgony i krwawe porachunki. Akcja zaczyna się w szpitalu psychiatrycznym, w którym Alicja przebywa od 10 lat, czyli mniej więcej od wtedy, gdy uciekła z "króliczej nory". Psychiatryk w Starym Mieście to wyjątkowo podłe miejsce przypominające więzienie o zaostrzonym rygorze. Jednak nawet w takim miejscu może narodzić się przyjaźń. Przez mysią dziurę łączącą dwie sąsiadujące ze sobą cele, Alicja nawiązuje relację z wielokrotnym mordercą nazywanym Topornikiem. Pewnej nocy szpital staje w płomieniach, a Topornik i Alicja są jedynymi, którym udaje się uciec z pożogi. Chociaż nie, ucieka ktoś jeszcze, niejaki Dżaberłak - potężny czarnoksiężnik żywiący się ludzkim strachem, cierpieniem, a także życiem o czym świadczą trupy jakie zostawia na swojej drodze. Topornik i Alicja muszą go dopaść, ale aby go pokonać konieczne jest odnalezienie magicznego sztyletu, który pozbawi zakałę mocy. Właściwie tak zaczyna się ich wędrówka przez Stare Miasto - miejsce mroczne, niebezpieczne i niezdatne do życia, a jednak - paradoksalnie - pełne ludzi. Obok tego świata przesiąkniętego przemocą, pełnego zbirów, handlarzy kobiet i seksualnych niewolnic, istnieje Nowe Miasto, gdzie nikt ze Starego nie ma prawa wejść. Nowe Miasto jest dla elit, Stare Miasto zaś dla bezwzględnych bossów oraz dla tych, którym w życiu nie wyszło.
Właściwie "Alicja" ma klasyczną konstrukcję powieści drogi. Bohaterowie konsekwentnie zmierzają więc z punktu A do punktu B, spotykając po drodze różnych ludzi i - skoro mamy do czynienia z fantastyką - niesamowite stworzenia. Jest też sporo magii i choć linia fabularna nie jest zanadto zagmatwana, a zarówno Alicji, jak i Topornikowi aż zbyt łatwo przychodzi pokonywać kolejnych wrogów i przeciwności losu, to jednak nie uznałbym tego za zarzut. Nie w przypadku "Alicji", bowiem wydaje mi się, że w tej książce chodzi jednak o coś więcej. To przede wszystkim opowieść o odkrywaniu własnego "ja" - własnej tożsamości. Powieść porusza także ważny problem niewolnictwa seksualnego, który przecież istnieje i w naszym świecie, niszcząc nie tylko życia dorosłych kobiet, ale i dzieci. Ten obrzydliwy proceder, w "Alicji" został odpowiednio napiętnowany, a bossowie parający się nim, adekwatnie "nagrodzeni". Poza tym, tu cały czas coś się dzieje. Jako Czytelnik na pewno nie miałem czasu na nudę. Powieść naszpikowana jest akcją, jest też odpowiednio brutalna i krwawa, a świat wykreowany przez Christinę Henry tyle samo przeraża, co fascynuje. "Alicja", to powieść, którą warto znać i która może się spodobać zarówno fanom współczesnej fantastyki, jak i miłośnikom klasycznej "Alicji w Krainie Czarów".
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/11/alicja-christina-henry.html
Chyba każdy zna klasyczną opowieść "Alicja w Krainie Czarów" autorstwa Lewisa Carrolla, wydaną po raz pierwszy w 1865 roku. Jeśli nawet nie z wersji książkowej, to z pewnością z którejś z licznych ekranizacji. To dzieło z pewnością kultowe, które nie tylko przyciąga nowe pokolenia czytelników/widzów, ale i - jak się okazuje - inspiruje współczesnych twórców. W 2015 roku,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-22
Marcin Halski stworzył intrygujący i wciągający świat, przesycony magią i klimatem średniowiecza. Para głównych bohaterów to postaci z osobowością i przeszłością. Świetnie skonstruowani, z krwi i kości, posiadający wady, jak i zalety. Zarówno Horensa, który przecież świętym nie jest, jak i Merind da się lubić, a według mnie sympatia do głównych bohaterów jest niezwykle ważna, żeby nie powiedzieć kluczowa. Przynajmniej ja tak mam - gdy polubię bohatera chcę poznać jego historię, w przeciwnym razie lepiej żeby zginął, a książka skończyła się nim na dobre się zacznie. 😉 Tu, na szczęście, tak nie było. W "Laleczkach" od początku kibicowałem parze głównych bohaterów i chciałem poznać ich przygody. A w tej powieści przygód nie brakuje. Marcin Halski zadbał o równe tempo akcji, kilka fabularnych twistów i niebanalny finał.
Całą recenzję znajdziecie na blogu:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/11/laleczki-marcin-halski.html
Marcin Halski stworzył intrygujący i wciągający świat, przesycony magią i klimatem średniowiecza. Para głównych bohaterów to postaci z osobowością i przeszłością. Świetnie skonstruowani, z krwi i kości, posiadający wady, jak i zalety. Zarówno Horensa, który przecież świętym nie jest, jak i Merind da się lubić, a według mnie sympatia do głównych bohaterów jest niezwykle...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-11-03
Silvia Moreno-Garcia stworzyła mroczną opowieść z gęstym niczym sos do spaghetti klimatem, osadzoną w niesamowitej scenerii, napisaną bardzo ładnym językiem. Do tego wszystkiego dochodzą ciekawi bohaterowie i wciągająca historia, której rytm, niestety, zaburza nierówne tempo akcji. Właściwie to jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić. Mamy tu bowiem kilka fragmentów, gdzie marazm zbytnio się przeciąga. Cała fabuła jest niespieszna, ale gdy opowieść jest dobrze napisana i wciąga, to powolność bywa zaletą, gorzej gdy puls spada jeszcze bardziej, a poszczególne sceny nie wnoszą nic nowego. Tak było w przypadku "Mexican Gothic", ale na szczęście te momenty nie są zbyt liczne, a rekompensatą - dla mnie osobiście - był naprawdę mocny finał.
Przed lekturą "Mexican Gothic" miałem obawy czy to aby nie groza zmieszana z romansem, czy czasem nie będzie to literatura kobieca w wersji dark, ale nic z tych rzeczy. To nie żaden romans, choć niewątpliwie daje się tu wyczuć kobiecą wrażliwość, co nie jest ani zarzutem, ani tym bardziej zaskoczeniem, wszak powieść napisała kobieta. "Mexican Gothic" to horror pod wieloma względami inny niż wszystkie jakie do tej pory przeczytałem, to powieść co najmniej dobra, którą śmiało mogę Wam polecić na długie jesienne wieczory.
Całą recenzję przeczytacie na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/11/mexican-gothic-silvia-moreno-garcia.html
Silvia Moreno-Garcia stworzyła mroczną opowieść z gęstym niczym sos do spaghetti klimatem, osadzoną w niesamowitej scenerii, napisaną bardzo ładnym językiem. Do tego wszystkiego dochodzą ciekawi bohaterowie i wciągająca historia, której rytm, niestety, zaburza nierówne tempo akcji. Właściwie to jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić. Mamy tu bowiem kilka fragmentów,...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-30
(...)"Śliski interes" zamyka nieformalną trylogię będącą częścią cyklu o milicjantach z Poznania. Te trzy części różnią od wcześniejszych, są nie tylko bardziej rozbudowane - i mam tu na myśli zarówno fabułę, jak i bohaterów - ale też reprezentują nieco inny podgatunek. Z klasycznych kryminałów neomilicyjnych, zamieniają się bowiem w kryminały gangsterskie. Szczególnie mocno jest to widoczne w "Śliskim interesie", ale także w "Błyskawicznej wypłacie". W moim przekonaniu, Ryszard Ćwirlej, tą zmianą mocno odświeżył cykl, co uważam, za duży plus. Uwielbiam powieści gangsterskie i gdy ktoś mnie pyta: "jaka jest twoja ulubiona książka?", bez wahania odpowiadam: "Ojciec chrzestny". Półświatek PRL-owskiego Poznania może i nie jest tak romantyczny jak obraz rodziny Corleone naszkicowany przez Mario Puzo, a nam Polakom - co by o nas nie mówić - daleko do porywczych Włochów, to jednak nie zmienia pozytywnego wrażenia, jaki wywołał we mnie zarówno "Śliski interes", jak i poprzednie dwa tomy "trylogii". I nie, fabuła ani trochę nie przypomina kultowego dzieła Puzo, ale jeśli już miałbym się pokusić o jakieś porównanie, to ostatnie trzy powieści z milicyjnego cyklu (bo wydaje mi się, że należy je traktować jako jedną wielką całość), zestawiłbym z "Chłopcami z ferajny". Mamy tu bowiem zarówno brawurowe napady, brutalne porachunki, kameralne gangsterskie narady, jak i próbę wejścia w zupełnie nową gałąź przestępczego biznesu.(...)
Cała recenzja dostępna na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/10/sliski-interes-ryszard-cwirlej.html
(...)"Śliski interes" zamyka nieformalną trylogię będącą częścią cyklu o milicjantach z Poznania. Te trzy części różnią od wcześniejszych, są nie tylko bardziej rozbudowane - i mam tu na myśli zarówno fabułę, jak i bohaterów - ale też reprezentują nieco inny podgatunek. Z klasycznych kryminałów neomilicyjnych, zamieniają się bowiem w kryminały gangsterskie. Szczególnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-23
(...) Jest to, jak dotąd, najkrótsza powieści z tego cyklu, ale myślę, że akurat to tej historii wyszło na dobre. Akcja cały czas jedzie równym i szybkim tempem, nie ma tu więc miejsca na niepotrzebne sceny, czy wątki poboczne. Ryszard Ćwirlej nakręcił tu całkiem ciekawą intrygę kryminalną oraz zadbał o odpowiednie tło. Tym razem tym tłem są Międzynarodowe Targi Poznańskiej, ale to co zasługuje na szczególną uwagę, to warstwa historyczna. Przypomnę, że mamy połowę '87 roku, piszący niniejszą recenzję, ma zaledwie kilka dni i dążył już solidnie upaprać kilka tetrowych pieluch i jest zupełnie nieświadom pierwszych wicherków, które wkrótce przerodzą się w huragan rewolucji. Wierchuszka poznańskiej SB zdaje się wyczuwać zmiany klimatu, stąd ich zwiększona aktywność mająca na celu nie tyle ściganie członków Solidarności, co ciche "zbieranie" forsy na swoją "emeryturę". Ryszard Ćwirlej znakomicie to opisuje i choć w Jego powieściach Służba Bezpieczeństwa niemal bez przerwy knuje i robi kanty na boku, to jednak w "Morderczej rozgrywce" ma to wydźwięk wręcz dziejowy. O fortunie byłych wysoko postawionych funkcjonariuszy SB powstało bowiem wiele publikacji stricte historycznych, tu z kolei mamy wersję fabularyzowaną.
Na zakończenie, aż chce się napisać, że "Ćwirlej ponownie nie zawiódł". Faktycznie tak właśnie jest, mamy tu wszystkie najlepsze elementy, z których słynie cykl o milicjantach z Poznania: humor, który mi odpowiada, lekkie pióro oraz wyraziści bohaterowie, a do tego ciekawa i wielowarstwowa intryga kryminalna. Czy można chcieć więcej? Znajdą się pewnie tacy, którym to za mało. Mi to jednak w zupełności wystarczy. Czytając "Morderczą rozgrywkę" miałem same dobre wrażenia, a do tego miło spędziłem czas. Wam życzę tego samego, dlatego gorąco zachęcam Was do lektury najnowszej powieści Ryszarda Ćwirleja. 👍
Cała recenzja dostępna na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/10/mordercza-rozgrywka-ryszard-cwirlej.html
(...) Jest to, jak dotąd, najkrótsza powieści z tego cyklu, ale myślę, że akurat to tej historii wyszło na dobre. Akcja cały czas jedzie równym i szybkim tempem, nie ma tu więc miejsca na niepotrzebne sceny, czy wątki poboczne. Ryszard Ćwirlej nakręcił tu całkiem ciekawą intrygę kryminalną oraz zadbał o odpowiednie tło. Tym razem tym tłem są Międzynarodowe Targi...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-19
Camilla Läckberg, po - w moim odczuciu - niezbyt udanej "Syrence", wróciła do częściowej formy, serwując nam całkiem nieźle skrojoną powieść, z bardzo ciekawym i mocnym wątkiem społecznym. Niestety, jako kryminał - przynajmniej w moim odczuciu - jest ciut za bardzo przewidywalny, co jednak aż tak bardzo nie przeszkadza w lekturze, bowiem to motyw społeczny wydaje się tu bardziej dominujący. Właściwie cała fabuła orbituje wokół przemocy wobec kobiet i ich różnych odmian. Ta tematyka była już poruszana przez Autorkę wcześniej. Właściwie od początku serii, kiedy to poznaliśmy Annę - siostrę Eriki - i jej psychopatycznego męża Lucasa, ale w "Latarniku" piekło kobiet zdaje się bardziej wyraziste i odczłowieczające. Szczególnie mocno widać to przy wątku Madeleine - to jeden z pobocznych motywów historii, ale bardzo ciekawy, pokazujący całą bezwzględność z jaką "mężczyzna" może traktować kobietę - swoją żonę, czyli kogoś, kogo powinno otoczyć się troską i dać poczucie bezpieczeństwa.
Warto też wspomnieć o klimacie "Latarnika", który znacząco różni się od poprzednich tomów. Przede wszystkim robotę robi tu wspomniana wyżej Wyspa Duchów, na której bohaterowie odczuwają obecność zmarłym. Ten subtelny wątek grozy, mocno urozmaica całość i dodaje smaczku. Poza tym, mamy tu całkiem spore grono ciekawych, dobrze napisanych postaci na czele z Vivienne i jej bratem, a także wymienionej już Annie.
Może nie jest to najlepsza część sagi, ale i nie najgorsza, więc...
Cała recenzja dostępna na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/10/latarnik-camilla-lackberg.html
Camilla Läckberg, po - w moim odczuciu - niezbyt udanej "Syrence", wróciła do częściowej formy, serwując nam całkiem nieźle skrojoną powieść, z bardzo ciekawym i mocnym wątkiem społecznym. Niestety, jako kryminał - przynajmniej w moim odczuciu - jest ciut za bardzo przewidywalny, co jednak aż tak bardzo nie przeszkadza w lekturze, bowiem to motyw społeczny wydaje się tu...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-16
(...) "Trylogia Mostu", to pod jednym względem, cykl konsekwentny - kolejne tomy konsekwentnie staczały się po równi pochyłej i po wielkim entuzjazmie jaki odczułem czytając "Światło wirtualne", po nieco słabszej, ale wciąż ciekawej "Idoru", "Wszystkie Jutra" były niczym twarde lądowanie ryłem o beton. Szkoda, tym bardziej, że lektura takiej cegły jest dość czasochłonna i chciałoby się móc potem powiedzieć (lub napisać), że nie był to czas stracony. W tym przypadku, nie był, ale tylko w 2/3.
Oczywiście, doceniam tematykę i problemy jakie w swoich powieściach porusza William Gibson. Szczególnie teraz wydają się cholernie aktualne, ale to za mało, aby uznać "Trylogię Mostu" za udaną i godną polecenia. Powrót Gibsona nie okazał się tak dobry, jak tego oczekiwałem. W moim przekonaniu jego dzieło jest, co najwyżej, przeciętne, przy czym tę ocenę zdecydowanie zaniżył trzeci tom. Szkoda.
Jeśli chcecie poznać całą recenzję, to zapraszam na blog:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/10/trylogia-mostu-william-gibson.html
(...) "Trylogia Mostu", to pod jednym względem, cykl konsekwentny - kolejne tomy konsekwentnie staczały się po równi pochyłej i po wielkim entuzjazmie jaki odczułem czytając "Światło wirtualne", po nieco słabszej, ale wciąż ciekawej "Idoru", "Wszystkie Jutra" były niczym twarde lądowanie ryłem o beton. Szkoda, tym bardziej, że lektura takiej cegły jest dość czasochłonna i...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-02-28
Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas lektury "Trzynastego dnia tygodnia", to bardzo wyraźnie zarysowane tło historyczne. Wprowadzenie przez Jaruzelskiego stanu wojennego sprawiło, że w Polsce zapanował chaos. Czołgi na ulicach, odcięte linie telefoniczne, zamknięte na głucho granice, nie tylko między państwami, ale nawet te wewnętrzne - między województwami. W '81 moja mama pracowała w toruńskiej łączności, więc co nieco wiem o atmosferze jaka wówczas panowała i uczuciu strachu, gdy nagle w centrali pojawili się żołnierze LWP. Ale moi rodzice przynajmniej byli u siebie. Tymczasem jeden z wujków, który był marynarzem i akurat kończył jeden z międzykontynentalnych rejsów nie mógł wrócić do domu. Statek w ogóle nie zbliżył się do polskiego portu, tylko od razu zaokrętował na szwedzkim wybrzeżu. Problem w tym, że polscy marynarze nie mieli paszportów, a jedynie książeczki żeglarskie, które - owszem - pozwalały wpłynąć do obcego państwa, a nawet zejść z pokładu, ale na podstawie takiego dokumentu, można było poruszać się tylko po porcie... No dobra, bo zboczyłem trochę z głównej drogi, a przecież tu chodzi o książkę, a nie wspomnienia rodzinne. Tymi przykładami jednak, chciałem zaświadczyć, że Ryszard Ćwirlej doskonale oddał klimat tamtych czasów, co w sumie, nie powinno zaskakiwać, wszak Autor poczuł stan wojenny na własnej skórze.
Oczywiście, atmosfera izolacji, bezradności społeczeństwa wobec "nowej normalności" (skąd my to znamy?) i niepewności, robi tu sporą robotę, ale w końcu to kryminał i moją uwagę zwróciła również sama intryga kryminalna, która - jak to u Ćwirleja - jest odpowiednio zagmatwana i niejednoznaczna, język soczysty i lekki, a bohaterowie ciekawi i wielobarwni. "Trzynasty dzień tygodnia", to także powieść bardzo znacząca w kontekście całego cyklu, bowiem to właśnie tu, po raz pierwszy, krzyżują się losy Olkiewicza (wówczas oficera SB) z resztą ekipy śledczej z komendy wojewódzkiej, a także pierwsza część, w której tak wyraźnie widać zimną wojnę pomiędzy "naszymi" milicjantami, a Służbą Bezpieczeństwa. Odniosłem wrażenie, że to nie "Upiory spacerują nad Wartą" (1 tom cyklu), a właśnie "Trzynasty dzień tygodnia", wyznaczył kierunek, w którym później poszła ta seria.
Jednak, co bym tu nie napisał i tak wszystko będzie sprowadzało się do tego, że czytanie tej powieści sprawiło mi po prostu przyjemność. A o to przecież chodzi w literaturze popularnej, prawda? Aby miło spędzić czas i dobrze się bawić, jednocześnie leniuchując na kanapie, w fotelu, czy gdzie tam lubicie oddawać się lekturom. "Trzynasty dzień tygodnia" w 100% spełnił swoje zadanie i sprawił, że z wielką ochotą sięgnąłem po kolejne tomy "milicyjnego" cyklu.
Całą recenzję przeczytacie na blogu:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/10/trzynasty-dzien-tygodnia-ryszard-cwirlej.html
Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas lektury "Trzynastego dnia tygodnia", to bardzo wyraźnie zarysowane tło historyczne. Wprowadzenie przez Jaruzelskiego stanu wojennego sprawiło, że w Polsce zapanował chaos. Czołgi na ulicach, odcięte linie telefoniczne, zamknięte na głucho granice, nie tylko między państwami, ale nawet te wewnętrzne - między województwami. W '81 moja...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-06
"Lęk" to znakomicie napisana powieść przesiąknięta specyficznym klimatem, przyprawiającą o ciarki grozą, z ciekawą, wciągającą historią i bohaterami, których można lubić lub nie, ale nie można o nich powiedzieć, że są nijacy. Do tego dochodzą, idealnie współgrające z fabułą i oddające atmosferę grozy, ilustracje Dawida Boldysa, który już w "Windzie" pokazał, że nadaje z Sablikiem na tych samych falach, a w "Lęku" tylko to potwierdził. Zresztą, spójrzcie na okładkę. Jest moc! W każdym razie, to sprawdzony duet, zupełnie jak Scorsese-De Niro, i liczę na to, że przy kolejnych tytułach panowie znowu będą pracować razem. Bo przecież będą kolejne tytuły, prawda? Na to liczę, bo te dwa ostatnie sprawiły, że stał się fanem twórczości Tomasza Sablika. Dlatego też polecam Waszej uwadze zarówno "Lęk", jak i "Windę". To książki, które nie tylko warto przeczytać, ale i mieć w swojej biblioteczce.
Zachęcam do zapoznania się z całą recenzją:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/10/lek-tomasz-sablik.html
"Lęk" to znakomicie napisana powieść przesiąknięta specyficznym klimatem, przyprawiającą o ciarki grozą, z ciekawą, wciągającą historią i bohaterami, których można lubić lub nie, ale nie można o nich powiedzieć, że są nijacy. Do tego dochodzą, idealnie współgrające z fabułą i oddające atmosferę grozy, ilustracje Dawida Boldysa, który już w "Windzie" pokazał, że nadaje...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-10-02
"Koniec" jest przesiąknięty emocjami, surrealizmem i swego rodzaju magnetyzmem, który sprawia, że ciężko oderwać się od lektury. Ale to również jedna z tych powieści, które zmuszają czytelnika do myślenia, uruchamiają wyobraźnię, skłaniają do refleksji i zaskakują. Zdecydowanie polecam.
Recenzję przeczytacie na blogu:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/10/koniec-baromiej-grubich.html
"Koniec" jest przesiąknięty emocjami, surrealizmem i swego rodzaju magnetyzmem, który sprawia, że ciężko oderwać się od lektury. Ale to również jedna z tych powieści, które zmuszają czytelnika do myślenia, uruchamiają wyobraźnię, skłaniają do refleksji i zaskakują. Zdecydowanie polecam.
Recenzję przeczytacie na...
2021-09-29
Niestety, nie mogę napisać, że książka przypadła mi do gustu, wręcz przeciwnie - straszne się męczyłem podczas jej lektury. Przede wszystkim, opowieść jest bardzo rozwlekła i nie porywa. Kilka wątków pobocznych - jak choćby sprawa nielegalnej sprzedaży obrazu - są tu nie potrzebne. Bohaterowie niedopracowani, a "usprawiedliwienie" okrucieństwa, jakie wylewa się z niektórych rozdziałów, jest mało przekonujące.
"Eksperyment", to zdecydowanie nie mój klimat.
Moją recenzję przeczytacie na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/09/eksperyment-grzegorz-kopiec.html
Niestety, nie mogę napisać, że książka przypadła mi do gustu, wręcz przeciwnie - straszne się męczyłem podczas jej lektury. Przede wszystkim, opowieść jest bardzo rozwlekła i nie porywa. Kilka wątków pobocznych - jak choćby sprawa nielegalnej sprzedaży obrazu - są tu nie potrzebne. Bohaterowie niedopracowani, a "usprawiedliwienie" okrucieństwa, jakie wylewa się z niektórych...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-21
(...) Według mnie "Błyskawiczna wypłata" to, jak dotąd, najlepsza część całego cyklu. Dlaczego? Tutaj przez cały czas coś się dzieje, akcja nie zwalnia tempa, a liczne wątki w zgrabny sposób zazębiają się w odpowiednich momentach. Poza tym ten tom, to niemal kryminał gangsterski. Mamy tu wojnę gangów, brawurowe napady, kryminalne egzekucje oraz spiski, których mógłby pozazdrościć Mario Puzo, gdyby nadal żył. Brodziak z kolei przypomina tu samego Josepha Pistone’a, którego możecie kojarzyć z młodą twarzą Johnny'ego Deppa z filmu "Donnie Brasco". Naszego niezawodnego porucznika milicji poznajemy zupełnie z innej strony, nie tylko jako gliniarza, który kieruje się "psim" nosem i chłodną analizą, ale i gościa z uczuciami, dla którego sprawiedliwość i zemsta jest ważniejsza od paragrafów. Za to co zrobił w "Błyskawicznej wypłacie", polubiłem go jeszcze bardziej. (...)
pełna wersja recenzji dostępna na blogu:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/09/byskawicza-wypata-ryszard-cwirlej.html
(...) Według mnie "Błyskawiczna wypłata" to, jak dotąd, najlepsza część całego cyklu. Dlaczego? Tutaj przez cały czas coś się dzieje, akcja nie zwalnia tempa, a liczne wątki w zgrabny sposób zazębiają się w odpowiednich momentach. Poza tym ten tom, to niemal kryminał gangsterski. Mamy tu wojnę gangów, brawurowe napady, kryminalne egzekucje oraz spiski, których mógłby...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-15
Po tę książkę zdecydowałem się sięgnąć ze względu na podtytuł: "Demonologia słowiańska", który według mnie jednoznacznie wskazuje na to, że będziemy mieli do czynienia z historią przedchrześcijańską. Niestety, już pierwsze rozdziały rozwiały moje oczekiwania. Baranowski skupia się bowiem na wierzeniach z czasów znacznie nowszych, najczęściej odwołuje się do dziejów z XIX i XX wieku, niekiedy cofa się jeszcze o dwa-trzy wieki, jeszcze rzadziej sięga do czasów średniowiecza. Przy czym Autor wielokrotnie podkreśla, że z okresu plemion, osad i grodzisk, nie zachowało się wiele informacji. Podtytuł wprowadza zatem Czytelnika w błąd, przez co zawartość książki była dla mnie nieco rozczarowująca. Nie zmienia to faktu, że Bohdan Baranowski zebrał w tej publikacji całkiem sporo interesujących faktów, tworząc swoisty przegląd - głównie - prowincjonalnych zabobonów z czasów powszechnej ciemnoty i zacofania.
Okazuje się też, że Autor nie był typowym historykiem buszującym wyłącznie w archiwach, bibliotekach i antykwariatach. Suche fakty wzbogaca opowieściami zasłyszanymi od ludzi w trakcie badań terenowych, co uważam za najciekawszą stronę tej książki. Najciekawszą, choć nie najbardziej wiarygodną.
"W kręgu upiorów i wilkołaków", to publikacja popularnonaukowa. Nie jest to więc jedno z tych tomiszczy napisanych przez naukowca dla naukowców, mimo to Baranowski styl ma dość toporny, żeby nie napisać siermiężny, a co za tym idzie, lektura sprawiła mi średnią frajdę. Byłbym jednak niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał, że dowiedziałem się całkiem sporo o dawnych wierzeniach mieszkańców Polski, ze szczególnym naciskiem na Mazowsze i Białostocczyznę. Bohdan Baranowski z pewnością odwalił kawał solidnej, historycznej roboty i za to należą mu się brawa. Trochę traci jednak, gdy zaczyna wcielać się w rolę sędziego i osądzać ludzi, którzy nie mają już okazji się bronić. Według mnie historyk nie powinien bawić się w prywatne osądy. Wypada to mało profesjonalnie, a Baranowski bardzo tu sobie folguje, wielokrotnie podkreślając jakim to ciemnogrodem była kiedyś polska wieś. Pewnie i była, ale tak jednoznaczne, bezrefleksyjne postawienie sprawy i uogólnianie nie wypada zbyt wiarygodnie, jest niesprawiedliwe i krzywdzące.
Dodając wszystkie plusy i minusy, odbieram tę książkę jako mocno przeciętną i pewnie minie trochę czasu nim zdecyduję się po sięgnięcie po następny tom z tego cyklu.
___
całą recenzję przeczytacie na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/09/w-kregu-upiorow-i-wilkoakow-bohdan.html
Po tę książkę zdecydowałem się sięgnąć ze względu na podtytuł: "Demonologia słowiańska", który według mnie jednoznacznie wskazuje na to, że będziemy mieli do czynienia z historią przedchrześcijańską. Niestety, już pierwsze rozdziały rozwiały moje oczekiwania. Baranowski skupia się bowiem na wierzeniach z czasów znacznie nowszych, najczęściej odwołuje się do dziejów z XIX i...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-12
Saga o Fjallbace jest jedną z najbardziej popularnych szwedzkich serii kryminalnych jakie dotychczas powstały, a Camilla Lackberg dzięki niej stała się rozpoznawalną i cenioną na całym świecie pisarką gatunkową. Saga liczy 10 tomów, a omawiana dziś "Syrenka" jest 6 częścią. Niestety - i przyznaję to z ubolewaniem ta, na tle poprzedniej części - fenomenalnego - "Niemieckiego bękarta" wypada dość blado i mocno przeciętnie, jeśli spojrzymy na dotychczasowe tomy. Przede wszystkim kuleje tu sama kryminalna intryga, którą rozwadnia zbyt wiele wątków obyczajowych bohaterów, ze szczególnym naciskiem na Erikę i jej siostrę Annę, ale także postaci, które pojawiają się dopiero w tej części. Fabuła przez 3/4 książki posuwa się dość ślamazarnie. Ciekawie jest za to zarysowana postać Christiana, którego miałem okazję poznać w "Niemieckim bękarcie", tam też Autorka dała zapowiedź "Syrenki", co było - moim zdaniem - udanym zabiegiem literackim. Christian, to człowiek z tajemnicą i ciekawie było ją rozwiązywać wraz z biegiem fabuły, niestety kilkukrotnie odniosłem wrażenie, że Camilla Lackberg tę konkretną powieść pisała na siłę.
Przykro mi to stwierdzić, ale ten tom Sagi o Fjallbace nie został przeze mnie pochłonięty z równym zapałem, co poprzednie. Zbyt duża ilość scen obyczajowych, które właściwie nic nie wnosiły do fabuły, a do tego kiepsko rozpisany wątek kryminalny sprawiły, że "Syrenkę" odbieram jako powieść mocno przeciętną. Główni bohaterowie sagi też jakby stracili pazury. Całą historię ratuje ostatnie kilkadziesiąt stron, gdzie akcja nabiera rozpędu i dzieje się naprawdę wiele oraz cholernie mocne zakończenie, które sprawia, że chce się od razu sięgnąć po następny tom. To jednak trochę zbyt mało, żeby uznać lekturę za udaną. Szkoda.
całość przeczytacie na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/09/syrenka-camilla-lackberg.html
Saga o Fjallbace jest jedną z najbardziej popularnych szwedzkich serii kryminalnych jakie dotychczas powstały, a Camilla Lackberg dzięki niej stała się rozpoznawalną i cenioną na całym świecie pisarką gatunkową. Saga liczy 10 tomów, a omawiana dziś "Syrenka" jest 6 częścią. Niestety - i przyznaję to z ubolewaniem ta, na tle poprzedniej części - fenomenalnego -...
więcej mniej Pokaż mimo to2021-09-09
Ufff... Co to były za emocje! Dosłownie pół godziny temu skończyłem lekturę "Zarazy" - pierwszego tomu nowego cyklu "Grobowiec". Do niniejszego tomu trafiło piętnaście opowiadań z pogranicza grozy, thrillera i fantastyki. Piętnaście opowiadań, piętnastu Autorów, daje niezwykły spektakl stylów i różnorodności.
Nie będę ukrywał - lubię zbiory opowiadań, a jeszcze bardziej takie, w których Autorzy robią tłok, jak Amerykanie podczas black friday, gdy rozpychają się łokciami, tratują oczekiwania Czytelników i rzucają się na temat z zapałem grubej baby, która chce dorwać upragnioną frytkownicę z 95% rabatem. O w mordę, właśnie to sobie wyobraziłem. 😂 Jednak i tu, i tam trzeba wykazać się pomysłem i przebiegłością. Tematem pierwszego tomu "Grobowca" została zaraza i tutaj Autorzy musieli odpowiedzieć sobie na pytanie: czy brnąć w to, co mamy na co dzień w mediach i od czego już rzygać się chce czy zarazę potraktować jedynie jako pretekst, do opowiedzenia zupełnie innej historii. Trochę obawiałem się, że opowiadania pójdą w stronę zbyt mocnego epatowania naszą nową "normalnością", że punktem wyjścia większości testów będzie "koronka", że to będzie jak maraton mokrych snów Ministra Śmierci Adama N. Całe szczęście mój niepokój okazał się nieuzasadniony i większość Autorów stanęła na wysokości zadania. (...)
całą recenzję znajdziecie na blogu
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/09/grobowiec-tom-i-zaraza-opracowanie.html
Ufff... Co to były za emocje! Dosłownie pół godziny temu skończyłem lekturę "Zarazy" - pierwszego tomu nowego cyklu "Grobowiec". Do niniejszego tomu trafiło piętnaście opowiadań z pogranicza grozy, thrillera i fantastyki. Piętnaście opowiadań, piętnastu Autorów, daje niezwykły spektakl stylów i różnorodności.
Nie będę ukrywał - lubię zbiory opowiadań, a jeszcze bardziej...
"Najsłabsze ogniwo" to najmocniejsza powieść Roberta Małeckiego. Nadal czuję bój w plecach, tak ostro wcisnęła mnie w fotel. Przede wszystkim nie ma tutaj miejsca na niepotrzebne sceny, babranie się w odległej przeszłości, czy zbyt głębokie grzebanie w psychice bohaterów, których zresztą nie ma zbyt wielu, co też uważam za plus. Małecki nie robi tłoku, przez co cała historia jest bardziej kameralna. Odpowiedni klimat robi też główne miejsce akcji - wieś otoczona przez las, sprawiająca wrażenie (choć tylko pozornie) odizolowanej od reszty świata. To takie miejsce, w którym łatwo zachować swoje sekrety dla siebie, bowiem sąsiedzi - ex mieszczuchy - raczej nie zaglądają ci w okna. Nic więc dziwnego, że w takim otoczeniu, tak łatwo i bez śladu znikają ludzie.
Klimat i zapach drzew, to jedno, ale najmocniejsza strona "Najsłabszego ogniwa", to jednak mimo wszystko perfekcyjnie budowane i podkręcane napięcie. Jest to wyczuwalne już od pierwszych stron, a z każdą kolejną przecież, sytuacja gmatwa się coraz bardziej, a atmosfera zagęszcza; główny bohater odkrywa coraz więcej, a mimo to, wciąż zdaje sobie sprawę, że wie niewiele. Podobnie jak Czytelnik. Wraz z Warotem próbowałem poukładać rozsypane puzzle tej dziwnej, tajemniczej i mrocznej opowieści, a mimo to, finał, mam takie wrażenie, obu - i głównego bohatera, i mnie - zaskoczył równie mocno.
No dobra, skoro już jesteśmy przy głównym bohaterze, to chwilę się nad nim poznęcajmy. 😉 Warot, to typ cobenowskiego "zwykłego człowieka", postawiony przed niezwykłymi sytuacjami, przed dylematami i decyzjami, które większości z nas są zupełnie obce. Bo co byś zrobił, gdyby nagle zaginął twój brat czy siostra? Piotr nie jest typem superbohatera i bynajmniej do takiego nie aspiruje, nie jest też kolejnym komisarzem policji, których - mam takie wrażenie - literatura ma dosyć. To typ faceta z sąsiedztwa - męża, ojca, syna, brata, a różni się od nas tylko tym, że parszywy los rzucił mu wyzwanie, a on je podjął. Oczywiście, robi czasem głupstwa, bywa nawet naiwny, ale przez to zyskuje tylko na wiarygodności.
Autor nie ukrywa zresztą, że inspiracją do napisania tej powieści była twórczość Harlana Cobena. Myli się jednak ten, kto z góry założy, że jest to kopia stylu twórcy Myrona Bolitara. Robert Małecki zdążył już wyrobić swoją własną markę i mylenie inspiracji z kopiowaniem byłoby krzywdzącą dla polskiego Pisarza, nieprawdą. W czasach młodości, powiedziałbym, że "Najsłabsze ogniwo", zwyczajnie "ryje beret". Dziś już nie wypada mi, ani tak mówić, ani pisać, więc ograniczę się do bardziej "dojrzałego" związku frazeologicznego. A zatem, ta powieść wgryza się w mózg, jest jak heroina w krwioobiegu ćpuna z wieloletnim stażem, jak ponętna piękność, która siedzi Ci na kolanach, a Ty nie możesz oderwać od niej ani wzroku, ani dłoni, ani... Dobra, poprzestańmy na tym. Od "Najsłabszego ogniwa" też nie mogłem się oderwać. To nie jest jedna z tych historii, którą się dawkuje w małym porcjach. Tutaj, apetyt rośnie w miarę jedzenia i ani się obejrzałem, jak pożarłem pół książki. Tak udanej literackiej wyżerki i Wam życzę, dlatego gorąco zachęcam do lektury. Smacznego. 😉
całą recenzję przeczytacie na:
https://mroczne-strony.blogspot.com/2021/09/najsabsze-ogniwo-robert-maecki.html
"Najsłabsze ogniwo" to najmocniejsza powieść Roberta Małeckiego. Nadal czuję bój w plecach, tak ostro wcisnęła mnie w fotel. Przede wszystkim nie ma tutaj miejsca na niepotrzebne sceny, babranie się w odległej przeszłości, czy zbyt głębokie grzebanie w psychice bohaterów, których zresztą nie ma zbyt wielu, co też uważam za plus. Małecki nie robi tłoku, przez co cała...
więcej Pokaż mimo to