Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Trochę "siadła" chyba ta trzecia część. Tzn. cały czas dobrze się czyta, dużo się dzieje, ale pomysł na rozwiązanie tej całej intrygi jakoś tak... nie do końca mi zagrał.

Trochę "siadła" chyba ta trzecia część. Tzn. cały czas dobrze się czyta, dużo się dzieje, ale pomysł na rozwiązanie tej całej intrygi jakoś tak... nie do końca mi zagrał.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie podobała mi się. Książkę czyta się tak szybko, że przeczytałam ją w jeden wieczór, ale o czym to w zasadzie jest? Brak tu fabuły, bicie piany, histeryczne zachowanie bohaterki, a najgorsze to podważenie wszystkiego, co autorka napisała w Zabić drozda, który jest przecież pozycją już kultową i klasyczną. Końcówka była dla mnie mało zrozumiała, a przesłanie z niej płynące - nader mętne.

Nie podobała mi się. Książkę czyta się tak szybko, że przeczytałam ją w jeden wieczór, ale o czym to w zasadzie jest? Brak tu fabuły, bicie piany, histeryczne zachowanie bohaterki, a najgorsze to podważenie wszystkiego, co autorka napisała w Zabić drozda, który jest przecież pozycją już kultową i klasyczną. Końcówka była dla mnie mało zrozumiała, a przesłanie z niej płynące...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka jest w dużej mierze historią kolonializmu, imperializmu i kapitalizmu. A ta uczy, że oparte były one głównie na przemocy, chciwości, grabieży i wyzysku. Na podboje do dalekich krain wysyłano często najgorszy element (poza misjonarzami naturalnie), nie oglądający się na moralność. Ta ostatnia z kolei była - w wypaczonej wersji - stosowana przez fanatycznych duchownych, nawracających kijem, a nie marchewką. Nie ma złudzeń co do tego, że podbite kraje podbito nie dlatego, że ich mieszkańcy byli mniej lotni (choć zapewne byli mniej zaawansowani technicznie), czy dlatego, że byli “barbarzyńcami”.

Landes prezentuje tu dość klasyczny punkt widzenia, na tytułowe pytanie odpowiadając zasadniczo: bez pracy nie ma kołaczy. A bogactwo idzie w parze z postępem, nauką i technologią. Uczony mocno podkreśla rolę czynników kulturowych i systemu wartości w rozwoju gospodarczym danych państw, którym - jak sam pisze - ekonomiści nie poświęcają uwagi, gdyż nie da się ich zmierzyć. Landes w tym wszystkim stara się zachować zdrowy rozsądek i obiektywizm. Nie ma co szafować europocentryzmem - może nam się nie podobać, że to Europa podbiła świat - ale tak było i nie ma co temu zaprzeczać. A to, że temu nie zaprzeczamy - nie znaczy, że pochwalamy. Też Landes nie zaprzecza, ale punktuje wszystkie zbrodnie kolonizatorów Zarazem gani indolencję państw postkolonialnych. Odpiera też te zarzuty antyeuropocentrystów, wyśmiewa de facto polityczną poprawność i wszelkiego rodzaju fikołki intelektualne, jak zaprzeczanie faktom i tworzenie niczym nie popartych alternatywnych teorii czy kulturowe przywłaszczenie. Do klasycznego ujęcia należy również pochwała kapitalizmu - jako jedynego w zasadzie systemu, który może generować zyski i bogactwo (aczkolwiek lepiej, by ując go w jakieś karby, co jest rolą państwa), a ciągłe dążenie do czegoś więcej nie podlega w zasadzie żadnym negocjacjom.

Trzeba przyznać, że Landes kupił mnie stylem - autor stawia na wartką narrację, nie przypominającą w niczym suchego, akademickiego wywodu. Wyjątkowo mało tu dat i suchych faktów, autor oferuje syntezę, a nie analizę, dokładając do danych perspektywę psychologiczną i socjologiczną. Byłam tym stylem zachwycona - przynajmniej na początku książki. Potem to wszystko siadło - pojawiła się rewolucja przemysłowa, maszyny, przędzalnie, banki, finanse, ekonomia i zaleciało nudą. Landes zdecydowanie lepiej wypada tam, gdzie pisze o historii, niż o ekonomii. W książce znaleźć można wiele naprawdę interesujących faktów i analiz dotyczących kultury oraz obyczajowości różnych narodów z całego świata (nie tylko państwa europejskie, ale i Chiny, Indie, Japonia, państwa arabskie). Możnaby się co prawda zastanawiać, czy te analizy kulturowe nie są za bardzo stereotypowe, ale skoro stereotyp dobrze wpasowuje się w teorię, to może jest w nim ziarno prawdy?

Pozycja nie zawiera żadnych prognoz na przyszłość, ale można się nad nimi zastanowić, skoro jesteśmy już wzbogaceni o konkretną wiedzę o tym, jak to było w przeszłości (i jak zmienił się świat przez te 20 lat, jakie minęły od wydania książki). Np. czy państwa arabskie podzielą los Hiszpanii, która przejadła swoje bogactwa?

Ta książka jest w dużej mierze historią kolonializmu, imperializmu i kapitalizmu. A ta uczy, że oparte były one głównie na przemocy, chciwości, grabieży i wyzysku. Na podboje do dalekich krain wysyłano często najgorszy element (poza misjonarzami naturalnie), nie oglądający się na moralność. Ta ostatnia z kolei była - w wypaczonej wersji - stosowana przez fanatycznych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tak, racja byłby z tego film na Hallmarku, autorka chyba bardzo chciała wzruszyć czytelniczki tą historią, ale w moim przypadku niespecjalnie to wyszło. Tak, tytuł jest adekwatny, gdyż bohaterka płynie z prądem, przypominając momentami wręcz śniętą rybę. Powieść w moim odczuciu jest smętna, a to jednak nie to samo, co spokojna, czy klimatyczna. Nie ma "pojazdu" do "Gdzie raki śpiewają".

Tak, racja byłby z tego film na Hallmarku, autorka chyba bardzo chciała wzruszyć czytelniczki tą historią, ale w moim przypadku niespecjalnie to wyszło. Tak, tytuł jest adekwatny, gdyż bohaterka płynie z prądem, przypominając momentami wręcz śniętą rybę. Powieść w moim odczuciu jest smętna, a to jednak nie to samo, co spokojna, czy klimatyczna. Nie ma "pojazdu" do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dlaczego nie było wielkich artystek? Z tego samego powodu, dla którego nie było wielkich polityczek, przywódczyń, wynalazczyń, podrózniczek, przedsiębiorczyń, itp. Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie dość oczywista i powinna taka być dla każdego kto zna historię ludzkości i wie, jak były traktowane kobiety na przestrzeni dziejów. Kobieta miała siedzieć w domu i zajmować się dziećmi, a nie "głupotami". Już chyba nawet władczynią/królową było łatwiej zostać, niż realizować się w jakimś zawodzie - gdyż władza i tytuły są dziedziczne i trudno to podważać (aczkolwiek i z tym mężczyźni sobie poradzili, wymyślając np. prawo salickie). W takich okolicznościach, zastanawiam się, czy gdyby nawet kobiecie udało się zostać artystką i stworzyć coś "wielkiego", to czy to dzieło zostałoby uznane za "wielkie" przez przesiąkniętych stereotypami i mizoginizmem mężczyzn? Odpowiedzcie sobie sami.
Linda Nochlin wyłuszcza to w zwięzły, acz treściwy sposób, a jednak dla mnie to było ciut za mało.

Dlaczego nie było wielkich artystek? Z tego samego powodu, dla którego nie było wielkich polityczek, przywódczyń, wynalazczyń, podrózniczek, przedsiębiorczyń, itp. Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie dość oczywista i powinna taka być dla każdego kto zna historię ludzkości i wie, jak były traktowane kobiety na przestrzeni dziejów. Kobieta miała siedzieć w domu i zajmować...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bardziej interesująca, jeśli chodzi o treści "okołomedyczne", w tym podejście do etyki, eksperymentowania na ludziach, itp. - i to jeszcze nie tak dawno, bo 50 lat temu. Natomiast historia potomków Henrietty, czy ich relacji z autorką - już niespecjalnie mnie ciekawiła.

Bardziej interesująca, jeśli chodzi o treści "okołomedyczne", w tym podejście do etyki, eksperymentowania na ludziach, itp. - i to jeszcze nie tak dawno, bo 50 lat temu. Natomiast historia potomków Henrietty, czy ich relacji z autorką - już niespecjalnie mnie ciekawiła.

Pokaż mimo to

Okładka książki Bomba Alcante, Laurent-Frédéric Bollée, Denis Rodier
Ocena 8,3
Bomba Alcante, Laurent-Fr...

Na półkach: , ,

Genialna powieść graficzna o powstaniu bomby atomowej. Kreska realistyczna, precyzyjna, ale też pełna rozmachu - obrazy zawarte w tej książce są takie, że nie mogłam oderwać od nich oczu.

Całość jest bardzo poruszająca i pouczająca zarazem. Autorzy poruszają w tej opowieści nie tylko kwestię celowości zrzucenia bomby na Japonię, ale także kwestię etyki, moralności i odpowiedzialności naukowców, opracowujących zabójcze technologie. Niech każdy oceni to sam, we własnym sumieniu.

Genialna powieść graficzna o powstaniu bomby atomowej. Kreska realistyczna, precyzyjna, ale też pełna rozmachu - obrazy zawarte w tej książce są takie, że nie mogłam oderwać od nich oczu.

Całość jest bardzo poruszająca i pouczająca zarazem. Autorzy poruszają w tej opowieści nie tylko kwestię celowości zrzucenia bomby na Japonię, ale także kwestię etyki, moralności i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Najpierw był barter, potem ludzie wynaleźli pieniądze - monety, potem monety zostały zastąpione przez banknoty, a w końcu pieniądz wirtualny... No, tyle że to nieprawda.

Genialna książka podważająca powszechnie funkcjonujące mity i półprawdy na temat ekonomii, roli pieniądza, a także kapitalizmu, uważanego przez wielu za system "najlepszy z możliwych". Uwielbiam ludzi, którzy nie boją się iść pod prąd i przypominają nam, że to MY kształtujemy naszą rzeczywistość, a wszystko, co nie jest prawem fizyki, a kiedyś wymyślił człowiek - można zmienić.

Najpierw był barter, potem ludzie wynaleźli pieniądze - monety, potem monety zostały zastąpione przez banknoty, a w końcu pieniądz wirtualny... No, tyle że to nieprawda.

Genialna książka podważająca powszechnie funkcjonujące mity i półprawdy na temat ekonomii, roli pieniądza, a także kapitalizmu, uważanego przez wielu za system "najlepszy z możliwych". Uwielbiam ludzi,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Biografia niewątpliwie wyczerpująca, acz bardziej w kwestii życia zawodowego Wintour, niż całokształtu. W istocie, o ile początek wciąga, to potem robi się coraz nudniej, gdyż tekst to tyle biografia naczelnej, co Vogue'a i Conde Nast. Za mało mi tu było ducha mody, za dużo kwestii biznesowych, związanych z prowadzeniem wydawnictwa. In plus na pewno - i jako powód tak długiego trwania na swoim stanowisku - jest godna podziwu umiejętność dostosowywania się do zmian, zgodnych z duchem czasu. Natomiast autorce chyba nie udało się przeniknąć tajemnicy osobowości i charyzmy Wintour, w tym na przykład zdolności do gwałtownego ucinania relacji, nawet długoletnich...

Biografia niewątpliwie wyczerpująca, acz bardziej w kwestii życia zawodowego Wintour, niż całokształtu. W istocie, o ile początek wciąga, to potem robi się coraz nudniej, gdyż tekst to tyle biografia naczelnej, co Vogue'a i Conde Nast. Za mało mi tu było ducha mody, za dużo kwestii biznesowych, związanych z prowadzeniem wydawnictwa. In plus na pewno - i jako powód tak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Z tych dwóch powieści bardziej interesowało mnie Olśnienie, ale zacznijmy od Genesis. Koncept jest bardzo daleko idący, futurystyczny, opowiadający o życiu w dalekiej przyszłości w świecie (wszechświecie) kontrolowanym przez sztuczną inteligencję. Dla mnie to było zbyt dziwne (i też trudne z technicznego punktu widzenia), choć wywody na temat sztucznej inteligencji - interesujące. Widać, że tę książkę od Olśnienia dzieli 50 lat - i że w XXI wieku już było jasne, że przyszłość nie tkwi w zwiększaniu mocy naszego własnego umysłu, ale w rozwijaniu sztucznej inteligencji. Oceniłabym na 6/10.

Jeśli chodzi o Olśnienie, to bardzo intrygujący pomysł, ale sposób, w jaki autor go rozwinął - zupełnie nie przekonuje. Ludzie zachowują się tu bowiem, jakby postradali rozum, a nie jakby im go przybyło. Poza tym autor nie był w stanie przedstawić wizji tego świata po "olśnieniu" - bardzo dużo tu jest teoretyzowania, natomiast nie widać kompletnie jakie odzwierciedlenie w życiu ludzi ma ta zmiana. Naukowcy coś tam kombinują, po to, żeby polecieć w kosmos, ale poza tym, wydaje się, że niewiele się zmieniło. A przecież powinno: w relacjach społecznych, sprawowaniu władzy, tym jak ludzie pracują i jak "działa świat". Autor ciągle powtarza, że ludzie i tak pozostaną sobą, bo przecież nie zmienił im się charakter... tak, ale inteligencja ma wpływ na to, jak ten charakter wykorzystujemy, jak panujemy nad emocjami, itp. Wydaje mi się, że autor nie potrafił sobie tego wyobrazić, no bo ... niemożliwe jest wyobrazić sobie mając IQ powiedzmy 120, co by było, gdybyśmy mieli je na poziomie 300 ;) Efekt tego wszystkiego jest dalece rozczarowujący. Zwraca negatywnie uwagę stereotypowe potraktowanie postaci kobiecych - jako ledwie dodatku do mężczyzn - no ale trzeba brać poprawkę, że Olśnienie zostało napisane w 1954 roku, a tak wtedy wyglądały relacje damsko-męskie. Oceniłabym na 4/10, a nawet 3/10.

Obydwie powieści łączy kilka cech: to mnogość bohaterów i szybko zmieniające się wątki, czasem zdające się być bardzo słabo ze sobą powiązane. Tak mocne poszatkowanie treści, sprawia, że bardzo trudno śledzić tok wydarzeń i powiązać je w całość. Poza tym przy lekturze nie towarzyszyły mi żadne emocje, a z zakończenia tych powieści nie płyną dla mnie absolutnie żadne konkluzje.

Z tych dwóch powieści bardziej interesowało mnie Olśnienie, ale zacznijmy od Genesis. Koncept jest bardzo daleko idący, futurystyczny, opowiadający o życiu w dalekiej przyszłości w świecie (wszechświecie) kontrolowanym przez sztuczną inteligencję. Dla mnie to było zbyt dziwne (i też trudne z technicznego punktu widzenia), choć wywody na temat sztucznej inteligencji -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jesteśmy szowinistami gatunkowymi i ta teza jest dla mnie zupełnie intuicyjna - nie ma żadnej innej przyczyny dla której tak beztrosko i bez skrupułów traktujemy inne zwierzęta tak, jak traktujemy. Jaka inna przyczyna mogłaby stać za powszechnie przecież przyjętym poglądem, że dowolna ilość cierpienia zwierzęcia jest zawsze mniej ważna, niż najmniejsza ilość cierpienia człowieka? Trudno nam sobie wyobrazić, w jakim stopniu nasza egzystencja jest od nich uzależniona, gdyż cała nasza cywilizacja w zasadzie oparta jest na ich wyzysku. Branż, w których produkuje się coś ze zwierząt, albo wykorzystuje zwierzęta w jakichś sposób jest naprawdę ogrom. Stąd też trudno byłoby wszystko tak od razu odrzucić. Ale nie robienie niczego i argumenty w obronie tego stanu rzeczy to żałosne wymówki po to, byśmy mogli nadal zwierzęta wykorzystywać dla własnej wygody (Nie słyszałam jeszcze żadnego argumentu 'za", który byłby sensowny, no bo jak można sensownie uzasadnić torturowanie i zabijanie innych żywych istot?).

Zgadzam się zatem z poglądami Singera i nie trzeba mnie było do niczego przekonywać, ale chciałam przeczytać tę "biblię obrońców przyrody". I muszę stwierdzić, że ta książka mnie pokonała w kwestii drastyczności i skali okrucieństw, jakich się dopuszczamy. Autor skupia się tylko na dwóch aspektach - eksperymentach na zwierzętach (często zupełnie bezsensownych) i na przemysłowej hodowli - i już samo to jest straszne, a gdzie jeszcze inne rzeczy... Naprawdę trudno było mi przez to przebrnąć i ktoś może powiedzieć nawet, że opis tych wszystkich praktyk jest może niepotrzebny, ale z drugiej strony, czy same rozważania teoretyczne miałyby taką siłę rażenia? Wątpię. Teraz mięso stanie mi w gardle, jeśli kiedykolwiek jeszcze pomyślę, by zjeść choć kawałek. Ale i tak najbardziej chyba jest mi wstyd za psychologów.

Dodam, że poza ww. rozdziałami o "mięsie" nomen omen, autor zamieszcza kilka rozdziałów natury nawet nie filozoficznej (bo wielkiej filozofii w tym nie ma), ile etycznej. Wszystko jest logiczne, argumenty rozsądne, poparte danymi i po prostu nie widzę tam żadnego punktu, z którym można by się nie zgodzić. 50 lat minęło od pierwszego wydania tej pozycji, a jest ona niestety cały czas aktualna, bo tak mało się zmienia w tej kwestii (dobrze jednak sięgnąć po najnowsze, uaktualnione wydanie, ze wstępem m.in. Harariego). Owszem, coś tam się robi, ale przecież fermy przemysłowe mają się dobrze i zapotrzebowanie na mięso wręcz rośnie. Mimo tego, że nie tylko powoduje to cierpienie zwierząt, ale i realnie zagraża naszej planecie, przyczyniając się do katastrofy klimatycznej.

Nie oceniam, bo to nie jest książka do oceniania, tylko do głębokiego wzięcia sobie do serca.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jesteśmy szowinistami gatunkowymi i ta teza jest dla mnie zupełnie intuicyjna - nie ma żadnej innej przyczyny dla której tak beztrosko i bez skrupułów traktujemy inne zwierzęta tak, jak traktujemy. Jaka inna przyczyna mogłaby stać za powszechnie przecież przyjętym poglądem, że dowolna ilość cierpienia zwierzęcia jest zawsze mniej ważna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kolejna już książka tego autora - tym razem Lamża stara się przybliżyć kilka najważniejszych trendów we współczesnej nauce (jak sam przyznaje pomysłów jest tyle, że to istny zawrót głowy): robotykę, inteligentny świat skrojony pod nasze potrzeby, świat danych, medycynę jutra oraz umysł „podkręcony” technologicznie. Lamża pisze nie tylko o tym, co tu i teraz (czyli w 2021r.), ale przede wszystkim wyjaśnia podstawy działania wielu metod i technologii. A to dlatego, że jest świadomy szybkiego postępu i tego, że treści dot. pomysłów i wynalazków szybko się starzeją. Nie dotyczy to jednak założeń, stojących u podstaw tych wynalazków. Tak więc książka ma służyć jako „podręcznik przyszłych technologii”. Jest więc o uczeniu maszynowym, edycji genomu, druku 3D, inżynierii tkankowej i wielu innych. Dla mnie i tak najciekawszy był rozdział o danych, w którym Lamża w naprawdę łopatologiczny sposób wyjaśnia jak wiele z naszych danych jest obecnie zbierane, kiedy my beztrosko korzystamy z internetu i telefonu.

Kolejna już książka tego autora - tym razem Lamża stara się przybliżyć kilka najważniejszych trendów we współczesnej nauce (jak sam przyznaje pomysłów jest tyle, że to istny zawrót głowy): robotykę, inteligentny świat skrojony pod nasze potrzeby, świat danych, medycynę jutra oraz umysł „podkręcony” technologicznie. Lamża pisze nie tylko o tym, co tu i teraz (czyli w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hippisi są (nadal) wśród nas. Aczkolwiek irytuje mnie trochę robienie z tego typu ludzi bohaterów. Pewnie wynika to z tego, że wielu z nas też by tak chciało - iść "za głosem serca", nie rozumu. Wolność, podróże, przygody... żadnej upierdliwej pracy i rachunków do zapłacenia. Pytanie tylko, czy (i dla kogo) to jest poszukiwanie siebie i "czegoś więcej", niż tylko szare życie na kredycie, czy wręcz przeciwnie - ucieczka od "prawdziwego życia" i zobowiązań. Często niestety nie kończy się to dobrze... Nie da się ukryć, że Rustad jest Alexandrem zafascynowany. Tak czy siak, uważam, że nie mamy prawa oceniać czyjegoś stylu życia, a na pewno nie sprowadzając go do uproszczeń, takich jak "kolejny biały, uprzywilejowany Amerykanin, podróżujący po świecie i lansujący się w mediach społecznościowych". (hej, ale biali ludzie też mają prawo podróżować...).

Ponadto, w ocenie tej książki trzeba umieć rozgraniczyć między oceną głównego bohatera, a oceną... książki właśnie. Która jest napisana w dobry sposób. Początkowo reportaż Harleya Rustada nie za bardzo mnie przekonywał, bo było w nim za dużo takiego typowego "oszołomstwa", jakim cechowało się w zasadzie od początku życie Justina Alexandra. Ostatni Mohikanin, surviwal, pochwała prostego życia - to są częste motywy, którymi fascynują się chłopcy w bogatych, rozwiniętych krajach, gdzie coraz mniej jest kontaktu z naturą. Wydawało mi się, że autor zanadto nadmuchuje treść - jest tu bardzo dużo dygresji, a to o inspiracjach książkowych, czy z popkultury, a to innych podobnych wagabundach (przypomina się chociażby Alex Supertramp), a to o ludziach, którzy też zaginęli w Himalajach. Jest dużo o Indiach, o specyfice tego kraju, przyciągającej wielu ludzi poszukujących "duchowości" i o tzw. "syndromie indyjskim" - a to też nigdy specjalnie mnie nie "ruszało". Myślę jednak, że po prostu nie miałam dobrego dnia na lekturę, bo już następnego, wszystko zaczęło składać mi się w ładną i ciekawą całość. Taką, której właśnie nie można ocenić jednoznacznie. No i jest czymś więcej, niż po prostu reporterskim śledztwem odnośnie tego, co stało się z Justinem.

Hippisi są (nadal) wśród nas. Aczkolwiek irytuje mnie trochę robienie z tego typu ludzi bohaterów. Pewnie wynika to z tego, że wielu z nas też by tak chciało - iść "za głosem serca", nie rozumu. Wolność, podróże, przygody... żadnej upierdliwej pracy i rachunków do zapłacenia. Pytanie tylko, czy (i dla kogo) to jest poszukiwanie siebie i "czegoś więcej", niż tylko szare...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Genialnie przedstawiony kawałek historii Polski, do tej pory skrzętnie przemilczany w romantyzowaniu wsi i udawaniu, że wszyscy Polacy to szlachcice. Zdecydowanie książka zasługuje na poczytność, jaką zyskała i powinna być wprowadzona jako lektura w szkole.

Genialnie przedstawiony kawałek historii Polski, do tej pory skrzętnie przemilczany w romantyzowaniu wsi i udawaniu, że wszyscy Polacy to szlachcice. Zdecydowanie książka zasługuje na poczytność, jaką zyskała i powinna być wprowadzona jako lektura w szkole.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Perypetie bohatera chwytające za gardło, tło społeczno-obyczajowe, gama emocji, jaką wzbudza lektura, warsztat literacki autorki - Pulitzer zasłużony.

Perypetie bohatera chwytające za gardło, tło społeczno-obyczajowe, gama emocji, jaką wzbudza lektura, warsztat literacki autorki - Pulitzer zasłużony.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść z tytułowym “polskim” wątkiem poświęcona jest dziennikarzom - korespondentom wojennym. Otrzymujemy w niej przekrój konfliktów z całego świata, z lat między 80-tymi XX wieku, a drugą dekadą XXI wieku (wojna w Syrii, konflikt w Somalii). Główny bohater, Roberto Mayo to reporter jeszcze starej daty - niewątpliwie, skoro karierę zaczynał w latach 70-tych. Jak wskazuje tytuł, dla tych osób Kapuściński był wzorem, pewnego rodzaju guru - czy ja wiem jednak, czy dobrym, biorąc pod uwagę fakt, iż Kapuściński był tyleż dziennikarzem, co pisarzem i wiele jego “relacji” było podkoloryzowanych.

Autor perypetie głównego bohatera relacjonuje jednak w dosyć suchym, jak dla mnie tonie, pędząc do przodu i szybko przeskakując między kolejnymi datami i miejscówkami, większą uwagę poświęcając relacjom z trwających akurat konfliktów, zawodowym poczynaniom bohaterów, niż ich emocjom, czy dylematom. Te ostatnie kwestie zostały potraktowane bardzo powierzchownie moim zdaniem, przez co powieść - o bardzo ciekawym temacie - mocno traci. Mayo sam nie dopuszcza do siebie zbyt wielu refleksji, nigdy nie zastanawia się, po co robi to, co robi. Jednak powieść to coś innego, niż artykuł, czy nawet reportaż.

Powieść z tytułowym “polskim” wątkiem poświęcona jest dziennikarzom - korespondentom wojennym. Otrzymujemy w niej przekrój konfliktów z całego świata, z lat między 80-tymi XX wieku, a drugą dekadą XXI wieku (wojna w Syrii, konflikt w Somalii). Główny bohater, Roberto Mayo to reporter jeszcze starej daty - niewątpliwie, skoro karierę zaczynał w latach 70-tych. Jak wskazuje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka obejmuje lata miedzy zakończeniem I i II wojny światowej. Można się z niej dowiedzieć ciekawych rzeczy nt. tego, jak wyglądało życie w Niemczech w tych latach, jakie były nastroje społeczne, a jakie metody stosowali naziści, by uzyskać poparcie społeczne. Publikacja podzielona jest tematycznie, od polityki, gospodarki, administrację, przez socjologiczny przekrój społeczeństwa, po kwestie związane z kulturą. Jest nawet rozdział poświęcony humorowi. Dobrze oddaje schizofrenię, jaką cechował się nazizm, popierający często wzajemnie wykluczające się rzeczy. Książka zawiera sporo danych i liczb. Językowo jednak nie jest to najłatwiejsza przeprawa, więc pozycję polecam głównie "miłośnikom" tego kawałka naszej historii.

Książka obejmuje lata miedzy zakończeniem I i II wojny światowej. Można się z niej dowiedzieć ciekawych rzeczy nt. tego, jak wyglądało życie w Niemczech w tych latach, jakie były nastroje społeczne, a jakie metody stosowali naziści, by uzyskać poparcie społeczne. Publikacja podzielona jest tematycznie, od polityki, gospodarki, administrację, przez socjologiczny przekrój...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Trzecia część trylogii podobała mi się najbardziej. To już była powieść, po którą sięgałam z przyjemnością, może też dlatego, że zdążyłam zżyć się z bohaterami. Autorka genialnie splata tu wątki z pierwszej i drugiej części cyklu, układając je w ekscytujący finał. O ile pierwsza Oryks i Derkacz jest bardzo refleksyjna, to Maddaddam zbliża się najbardziej do powieści akcji, naprawdę sporo się tu dzieje.

Trzecia część trylogii podobała mi się najbardziej. To już była powieść, po którą sięgałam z przyjemnością, może też dlatego, że zdążyłam zżyć się z bohaterami. Autorka genialnie splata tu wątki z pierwszej i drugiej części cyklu, układając je w ekscytujący finał. O ile pierwsza Oryks i Derkacz jest bardzo refleksyjna, to Maddaddam zbliża się najbardziej do powieści akcji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Lubię Szymona Hołownię i jego styl, dlatego też czytuję jego książki. Teraz jednak jestem bardziej krytyczna wobec tych fikołków logicznych, jakie autor uprawia w publikacjach dot. religii. W istocie rzeczy niczego one nie wyjaśniają - bo też jak można "wyjaśnić" religie, wiarę? W pewnym momencie zawsze dojdzie się do ściany i stwierdzenia, że tego się wytłumaczyć nie da. Że logiki w tym nie ma. Bo na tym polega WIARA. Gdyby wiara polegała na faktach, to nie byłaby wiarą. I w tej książce to mocno widać. Jak sam autor pisze:

"trzeba opędzić się od pokusy zamiany wiary w wiedzę. Współczesne chrześcijaństwo znajduje sie między młotem, a kowadłem - postęp nauki sprawia, że mamy odpowiedzi na coraz więcej pytań, kurczy się sfera tajemnicy. My chrześcijanie wiemy jednak, że istnieje obszar, którego nauka nigdy nie zbada (...)"

Temu absurdalne są oczekiwania, że nagle Hołownia wyjaśni, czym jest życie pozagrobowe i nawróci ateistów. Ok, ale po co w takim razie brać za wyjaśnianie, skoro się nie umie? Więc można sobie poczytać, troszku się zdenerwować niektórymi opiniami i niewiele poza tym. Np. zwróciłam uwagę na kuriozalny cytowany tekst, że "w ówczesnej rodzinie żona była zobowiązana do posłuszeństwa wobec męża. Gdyby więc mężczyzna pierwszy zerwał zakazany owoc i dał żonie do zjedzenia, to miałaby obowiązek posłuchać" - czyli nawet w raju nie było równości płci i istniało małżeństwo z podziałem na pana i służącą? Przecież wtedy nie było w ogóle grzechu, powinności, małżeństwa, ani seksu!

Poza tym książka w niektòrych kwestiach jednak się zdezaktualizowała. No i nie podoba mi się prześmiewczy stosunek autora do innych opinii, z którymi się nie zgadza, a wynikający po prostu z ograniczonych horyzontów. Np.w anioły można wierzyć, ale prawa zwierząt to bzdura? Tak trudno zrozumieć, że zwierzęta też czują i cierpią i że człowiek nie ma żadnego prawa traktować je tak, jak je traktuje? Jakże to typowe dla chrześcijaństwa...

Lubię Szymona Hołownię i jego styl, dlatego też czytuję jego książki. Teraz jednak jestem bardziej krytyczna wobec tych fikołków logicznych, jakie autor uprawia w publikacjach dot. religii. W istocie rzeczy niczego one nie wyjaśniają - bo też jak można "wyjaśnić" religie, wiarę? W pewnym momencie zawsze dojdzie się do ściany i stwierdzenia, że tego się wytłumaczyć nie da....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Album - bo chyba można tę książkę nazwać albumem - z którego można dowiedzieć się nie tylko o tym, jak wyglądało projektowanie okładek i książek w PRL-u, ale i jak w ogóle wyglądała branża wydawnicza. Jak dla mnie trochę jednak to zbyt formalne, dużo takich informacji encyklopedycznych, a mało ciekawostek.

Album - bo chyba można tę książkę nazwać albumem - z którego można dowiedzieć się nie tylko o tym, jak wyglądało projektowanie okładek i książek w PRL-u, ale i jak w ogóle wyglądała branża wydawnicza. Jak dla mnie trochę jednak to zbyt formalne, dużo takich informacji encyklopedycznych, a mało ciekawostek.

Pokaż mimo to