Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Nie polecam tym , którzy oczekują biografii, bo to nie jest biografia. To dziennik pełen inspirujących historii, przeżyć, przemyśleń. Kilka kartek z pamiętnika, opis kilku być może najważniejszych jak dotąd wydarzeń w życiu Kiliana Jorneta. Niezmiernie wciągający opis,dający natchnienie do własnej walki, inspirujący do podejmowania nowych wyzwań. Gorąco polecam tym, którzy kochają bieganie lub góry, a może i obie te rzeczy.

Nie polecam tym , którzy oczekują biografii, bo to nie jest biografia. To dziennik pełen inspirujących historii, przeżyć, przemyśleń. Kilka kartek z pamiętnika, opis kilku być może najważniejszych jak dotąd wydarzeń w życiu Kiliana Jorneta. Niezmiernie wciągający opis,dający natchnienie do własnej walki, inspirujący do podejmowania nowych wyzwań. Gorąco polecam tym, którzy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Warta przeczytania, rzeczowa, oparta na historycznych postaciach średniowiecznej Anglii i Francji. Historia wpleciona w fikcję - przyjemna w czytaniu. Polecam

Warta przeczytania, rzeczowa, oparta na historycznych postaciach średniowiecznej Anglii i Francji. Historia wpleciona w fikcję - przyjemna w czytaniu. Polecam

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Mam niezmiernie mieszane uczucia co do tej książki. Przeczytanie jej zajęło mi naprawdę trochę czasu z racji jego braku i nie byłam w stanie oddać się lekturze dogłębnie.

Może dlatego część fabuły mocno mnie rozczarowała.

Moja poprzednia opinia była trochę bardziej krytyczna, ale po zerknięciu do Lubimy Czytać i zauważeniu ogromu pozytywnych, piątkowych opinii postanowiłam się z nią jednak przespać i raz jeszcze wszystko przemyśleć.

Gdy po raz pierwszy zetknęłam się z książką, opis z jej okładki tak mnie zaintrygował, że na miejscu zdecydowałam, że muszę tę książkę i przeczytać i mieć.

Idea manipulacji ludzkim życiem przez władze przyszłości już raz mnie wciągnęła ( przy "Travellerze"). Wciągnęła do tego stopnia, że poczułam się istotą żyjącą w tym świecie i zmagającą się z tym co władza codziennie była w stanie wykreować. W moim codziennym życiu ogarnął mnie jakiś paniczny strach, że wszystko co robię jest obserwowane i właściwie kreowane przez władze. Brrr...

"Deklarację" czyta się dość szybko i łatwo. Wszystko jest dość jasne, nie ma zbędnych niedomówień, natłoku pytań...

No właśnie, tego mi chyba zabrakło. Tego, że właściwie od początku do końca wszystko było tak wykreowane, że od razu można się było większości rzeczy domyślić. Kto komu, kto z kim i dlaczego - jakoś nie było żadnych niespodzianek.

Postacie wykreowane przez autorkę były dla mnie jakieś takie niedolepione, nieostre, mało wyraziste. Chciałam na moment poczuć się jedną z nich, zasmakować jakby to było żyć w tak ułożonej przyszłości. A tu nic. Nie udało się.

Sam pomysł jednak, ta wizja przyszłości, w której nie ma końca ludzkiej egzystencji bardzo mnie zaciekawiła. Sposób rozwiązania "problemu" nadmiaru ludzkich istnień korzystających z wszelakich dóbr natury też dość niecodzienny. Stworzony świat ludzi legalnych i nadmiarów, prawa jakie ich obowiązują na co dzień, ich własna wzajemna indoktrynacja - to wszystko zostało wymyślone prześwietnie.

Tylko dlaczego nie mogłam poczuć dokładniej, głębiej jak ci ludzie reagują na ten stworzony przez władze świat? Co oni myślą, jak czują, co akceptują, czego nie, jakie są ich pomysły na rozwiązanie problemów świata?

Niby poznajemy tych kilku bohaterów, niby wiemy kto jest za, a kto przeciw systemowi, ale do mnie te postacie jakoś nie przemawiają. Są za mało wyraziste, za słabo wyrażane są ich poglądy, za mało czują...

Książkę tak czy siak polecam, bo warto się zastanowić nad wizją takiej przyszłości. Sama zamierzam przeczytać kolejne książki autorki poruszające ten temat. Warto zacząć myśleć o konsekwencjach nieświadomości ekologicznej. Warto się w sobie wziąć i zacząć coś z własnym życiem robić. Bo co by było gdyby pewnego ranka po otwarciu oczu dotarła do nas nowina, że oto narodziła się "Deklaracja" - nowe prawa nowe obowiązki, nowe zakazy, zupełnie odmienne od tych, których dotychczas musieliśmy przestrzegać?

Mam niezmiernie mieszane uczucia co do tej książki. Przeczytanie jej zajęło mi naprawdę trochę czasu z racji jego braku i nie byłam w stanie oddać się lekturze dogłębnie.

Może dlatego część fabuły mocno mnie rozczarowała.

Moja poprzednia opinia była trochę bardziej krytyczna, ale po zerknięciu do Lubimy Czytać i zauważeniu ogromu pozytywnych, piątkowych opinii...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

"Gra Anioła" to druga już książka Zafona, która znalazła miejsce na mojej półce. Znalazła się tam z kilku powodów - przede wszystkim dlatego że jest to książka o kiążkach, ale też dlatego,że moja pierwsza książka tego autora "Cień Wiatru" całkowicie mnie "zjadła", a po trzecie dlatego, że jak na fatalnego czytelnika przystało zakochałam się w jej okładce(wersji ang).

Po przeczytaniu ze stu kilkunastu czy kilkudziesięciu stron stwierdziłam, że właściwie książka mogłaby się już skończyć, bo fabuła jest jakby spełniona. Biorąc pod uwagę, że miałam przed sobą jeszcze paręset stron było to dziwne wrażenie, zastanawiałam się czy warto poświęcić czas na kontynuowanie lektury, ale przezwyciężyła ciekawość co też autor wymyślił, by zapełnić te kolejne stronice. Obok wspomnianej ciekawości mętna obietnica czegoś pokroju "Cienia Wiatru" była tym co skłoniło mnie do dalszego czytania.

Historia okazała się dość zawiła i mroczna, pełna niedomówień i niespodzianek. Ostatecznie spodobało mi się takie podejście autora do sprawy, które pozwala czytelnikowi na domysły, wyobrażanie sobie dalszego przebiegu zdarzeń i zakończenia całej historii, choć czasem miałam przeogromne pragnienie, by pojawiła się jakaś postać, która w końcu wszystko wyjaśni.

Trochę mnie rozczarowało zakończenie, jak zwykle, pewnie dlatego, że po tych wszystkich zakrętasach i zawijasach oczekiwałam w końcu jasnego wyjaśnienia wszystkich spraw, a Zafon pozostał w pewnych sprawach tajemniczy do samego końca. Może to i dobrze, sama nie wiem.

Bardzo przypadły mi do gustu kreacje stworzonych tutaj postaci. Andreas Corelli, osoba owiana tajemnicą od początku do końca, tak naprawdę dalej nie wiem czy była to postać realna czy wyimaginowana przez głównego bohatera. Cristina, ukochana Martina, od pewnego momentu przywoływała mi na myśl Ofelię z "Hamleta" Szekspira. Wątek jej powrotu i zniknięcia był chyba moim ulubionym, kolejnym owianym mgłą dziwnej tajemnicy.

"Cień wiatru" przywołał we mnie wspomnienie "Wielkich Nadziei" Dickensa, które dla mnie są ponadczasowe. Jakie było moje miłe zdumienie, gdy jedna z głównych bohaterek "Gry anioła" okazała się ta właśnie książka. Po raz kolejny książka zdała się decydować o losach człowieka, choć tutaj nie była to jedna książka, lecz kilka, które w pewnym sensie miały znaczący wpływ na dalsze życie Davida Martina.


Choć książka zawiera wiele wątków, które tak mnie oczarowały w "Cieniu Wiatru" - opis Barcelony początku XX wieku, książka w fabule, uwielbiony prze mnie Cmentarz Zapomnianych Książek, który tutaj jednak przytoczony był tylko przelotnie, a może już nie miał tej świeżości, która otaczała go przy naszym pierwszym spotkaniu, jednak jest ona znacząco inna od "Cienia Wiatru." Nie zdecyduję się też na porównanie, która z nich lepsza lub gorsza, bo przy tych różnicach mam wrażenie, że moja opinia mogłaby być dla którejś z nich krzywdząca.

"Gra Anioła" to druga już książka Zafona, która znalazła miejsce na mojej półce. Znalazła się tam z kilku powodów - przede wszystkim dlatego że jest to książka o kiążkach, ale też dlatego,że moja pierwsza książka tego autora "Cień Wiatru" całkowicie mnie "zjadła", a po trzecie dlatego, że jak na fatalnego czytelnika przystało zakochałam się w jej okładce(wersji ang).

Po...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Gościu. Auto-bio-Grabaż Krzysztof Gajda, Krzysztof Grabowski
Ocena 7,4
Gościu. Auto-b... Krzysztof Gajda, Kr...

Na półkach: , , ,

Niezwykła. Obowiązkowa dla każdego fana Pidżamy i Strachów.

Niezwykła. Obowiązkowa dla każdego fana Pidżamy i Strachów.

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

W napięciu czytałam ostatnia część Atramentowej Trylogii zastanawiając się nieprzerwanie jaki będzie finał tej historii. Obawiałam się także, że ostatnia, najdłuższa część okaże się słaba, słabsza od poprzednich, wydłużona na siłę tylko po to by zapełnić czymś te kolejne kilkaset stron - jak to często bywa w trylogiach. Atramentowa śmierć jednak okazała się inna, barwna, żadne z wydarzeń znajdujących się na siedmiuset stronach nie było dla mnie niepotrzebne, wymuszone na potrzeby dokończenia trylogii. Zakończenie może nie było jakimś dużym zaskoczeniem, ale właściwie tylko ostatni rozdział był troszkę niepotrzebnym dopowiedzeniem do historii, która już się skończyła.

Książka pełna jest niespodzianek i jest to jedna z jej największych zalet. Z jednej strony śmierć okazuje się nie być końcem wszystkiego i nawet kiedy sytuacja wydaje się bez wyjścia ostatecznie okazuje się że jednak pojawia się światełko w długim ciemnym tunelu. z drugiej zaś, nawet gdy zarówno czytelnicy jak i bohaterowie przekonani są, że problemy, które na nich spadły zostały już zażegnane, sprawy okazują się przybierać całkiem inny obrót i w końcu to co miało być rozwiązane jest jeszcze bardziej poplątane.

Smutnym, a zarazem ciekawym elementem poprzednich części był fakt, że życie bohaterów kierowane było nie tylko kolejnymi rozdziałami "Atramentowego Serca", ale też dopiskami stworzonymi przez Fenoglio, które miały "ulepszyć" atramentowy świat, a które zwykle okazywały się totalnie przekręcać zamiary autora. Bohaterowie jak i autor przekonani byli, że czegokolwiek by nie zrobili ten magiczny świat tak czy tak będzie rządził się własnymi prawami i nie pozwoli by ktoś ingerował w jego treść. "Atramentowa śmierć" pokaże czy los bohaterów jest sterowany przez nich samych czy przez przypadkowe wydarzenia.

Całość jest poplątana i nieprzewidywalna jak życie i to mi się w niej podoba. Kiedy wydaje się, że wszystko będzie już dobrze okazuje się inaczej, a kiedy tkwimy w sytuacji bez wyjścia jakimś cudem ktoś podpowiada nam rozwiązania.

Gorąco polecam całą trylogię. Nie dajcie się zwieść troszeczkę słabszej pierwszej części, bo z każdą kolejną stroną kontynuacji "Atramentowego Serca" wzrastało moje przekonanie, że autorka wykonała kawał dobrej roboty i że wykazała się niezwykle wybujałą fantazję tworząc cały cykl.

W napięciu czytałam ostatnia część Atramentowej Trylogii zastanawiając się nieprzerwanie jaki będzie finał tej historii. Obawiałam się także, że ostatnia, najdłuższa część okaże się słaba, słabsza od poprzednich, wydłużona na siłę tylko po to by zapełnić czymś te kolejne kilkaset stron - jak to często bywa w trylogiach. Atramentowa śmierć jednak okazała się inna, barwna,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Kolejna część Atramentowej Trylogii okazała się dużo ciekawsza i mniej dziecinna niż "Atramentowe serce." Czytanie zajęło mi trochę czasu, ale raczej z powodu jego braku niż z winy fabuły. W końcu dotarłam jednak do "końca" i z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń w kolejnej części.

Atramentowy świat z książki w książce wciąga z niezwykłą siłą i trudno się od niego oderwać by wrócić do rzeczywistości. Wciąga nie tylko czytelnika, ale i głównych bohaterów, którzy zafascynowani fantastycznym światem nie potrafią o nim zapomnieć i żyć szczęśliwie w "normalnym" świecie. Kolejno prawie wszyscy, z własnej lub niewłasnej woli trafiają do książkowego atramentowego świata, w którym rzeczywistość okazuje się być nieco inna od tej zapisanej na kartach książki. A może czytając opowieść o pięknym, nierzeczywistym świecie, nie przychodzi czytającemu do głowy, że jak każdy świat i ten ma swoje złe ciemne zakamarki.

Fenoglio, książkowy autor "Atramentowego Serca" dalej pozostaje moją ulubioną postacią. Rozwój tej postaci pośród zmieniającej się rzeczywistości w atramentowym świecie wydaje mi się najciekawszy i chyba najburzliwszy. Najpierw w normalnym świecie niedowierza, że postacie przez niego stworzone żyją naprawdę, potem gdy przypadkiem zostaje uwięziony w wykreowanym przez siebie świecie napawa go wręcz samouwielbienie i duma ze stworzonej rzeczywistości, by w końcu po wielokrotnych nieudolnych próbach naprawienia owego świata popaść w stan otępienia i rozpaczy, że nie ma nawet jako autor już żadnego wpływu na losy swoich bohaterów i własne.

Pozostałe postacie tez nie są już tak mało skomplikowane i naiwnie wykreowane jak w pierwszej części. Cała fabuła nabiera rozpędu i koloru i atramentowy świat nie jest już taki prosty jak w napisanej przez Fenoglio książce dla dzieci.

Wydaje mi się, że książka choć barwna i ciekawa, wciągająca i pozwalająca na zapomnienie o rzeczywistości jest też troszeczkę pouczająca. W żadnym razie nie uważam tego za jej wadę.

Dowodzi jednak, że świat, bądź ten rzeczywisty, bądź wymyślony i zapisany na papierze, rządzi się własnymi prawami i jakkolwiek byśmy próbowali go zmienić, przekształcić, przechylić szalę losu na własną korzyść skutek może okazać się zupełnie inny, bo każdy człowiek ma inne wyobrażenie tego świata i inaczej może zostać on przez niego odczytany.

W końcówce język książki jak i jej fabuła nieco się zaostrza - także nie jestem do końca przekonana, że ta część jest odpowiednia dla młodszych nastolatków (dziesięciolatka, któremu sprezentowałam książkę zanim przeczytałam),ale może nie wiem co teraz dzieci czytają.

Moim zadaniem warto sięgnąć po atramentową trylogię,nie zapominając jednak podczas czytania, że nigdy nie wiemy co czyha za kolejnym krzakiem w tym czy innym świecie.

Kolejna część Atramentowej Trylogii okazała się dużo ciekawsza i mniej dziecinna niż "Atramentowe serce." Czytanie zajęło mi trochę czasu, ale raczej z powodu jego braku niż z winy fabuły. W końcu dotarłam jednak do "końca" i z niecierpliwością czekam na rozwój wydarzeń w kolejnej części.

Atramentowy świat z książki w książce wciąga z niezwykłą siłą i trudno się od niego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Prawie 500 stron "Atramentowego Serca" za mną, ale nie jestem do końca pewna jakie są moje odczucia po przeczytaniu.
Jakiś czas temu nic nie wiedząc o książce obejrzałam też film - niestety wbił mi się w pamięć zbyt mocno. Dlatego też, być może, fabuła książki nie zawładnęła mną doszczętnie. Ale zwalę winę na zbyt szybką znajomość z filmem. Przypuszczam, że w innej sytuacji atramentowy świat wessałby mnie całkowicie. Mam też nadzieję, że kolejne części (na szczęście nie zawarte w filmie) pozwolą mi na delektowanie się wyczytywaniem z nich nowych postaci czy wydarzeń.

Liczę, że czas pozwoli mi ochłonąć trochę po przeczytaniu "Atramentowego Serca" i wtedy napiszę bardziej motywującą do lektury opinię.

* Minęło trochę czasu, ale wciąż ciężko siąść mi do opinii na temat tej książki.

Być może fakt, że czytałam ją w języku angielskim sprawił, że nie odczułam aż tak mocno, że to właściwie książka dla młodszych czytelników.

Jednak mimo wszystko bohaterowie wydają mi się trochę naiwni. Począwszy od Mo, poprzez postacie, które "wyskoczyły z książki" aż po Elinor wszyscy są tacy jacyś, jakby to ująć, nieprawdziwi? Najlepiej ulepiony wydawał mi się początkowo sam autor książki, Fenoglio, ale wystarczyło kilka wydarzeń, by i jego zmienić w wierzącego w bajki. Nie do końca mnie to przekonuje.

Jakoś nie potrafiłam przenieść się w świat wykreowany w książce. Nie potrafiłam w niego uwierzyć chociaż bardzo się starałam. Naprawdę wiele książek mam "na sumieniu", których treść ociera się o wydarzenia zupełnie nie z tego świata, a jednak zdołałam je zaakceptować i "wejść" w ich świat. A tu nic.

Wątek książkowy oczywiście mnie zafascynował na swój sposób - i biblioteka Elinor, i zawód Mo, i miłość całej ich rodziny do książek. Jednak nie potrafię pozbyć się przekonania, że nawet ten wątek nie był najlepszy.

Przerażająca była dla mnie zawarta w książce idea "wyczytywania" z książek ich bohaterów i fakt że nawet z bajeczki, która wydaje się nam nieszkodliwa można wyczytać jakiegoś potwora lub niesprawiedliwie zabrać kogoś ze świata, w którym jest mu dobrze i przenieść go do rzeczywistości, w której się nie potrafi odnaleźć. Nie wiem, może nie chciałam tak naprawdę w to wszystko uwierzyć.

Mimo wszystko, książkę niezwykle przyjemnie się czytało, jest prosta i "wciąga" w sensie jednak nie do końca dosłownym. Ma się tę chęć odwrócenia kolejnej strony, rozpoczęcia następnego rozdziału, jesteśmy pełni ciekawości co dalej, ale jednak...

Może sięgnęłam po "Atramentowe Serce" w niewłaściwym czasie, po przeczytaniu tylu książek o książkach, książek wciągających w przedstawiony w nich świat tak mocno, że miałam czasem problem z oddzieleniem fikcji od rzeczywistości.

Mimo tej nie do końca pozytywnej oceny, zakupiłam i wkrótce mam zamiar przeczytać dwa kolejne tomy atramentowej trylogii. Być może przekonają mnie do zmiany opinii na temat postaci i świata w nich przedstawionego. Zobaczymy.

A nawet jeśli nie, wciąż nie żałuję czasu poświęconego na przeczytanie tej książki. Czytanie jej było dla mnie przyjemnością choć w ostatecznym rozrachunku autorka nie dała mi tego czego w tej książce szukałam. Może mam zbyt wygórowane oczekiwania...

Plus za wydanie - jedno z ładniejszych.

Prawie 500 stron "Atramentowego Serca" za mną, ale nie jestem do końca pewna jakie są moje odczucia po przeczytaniu.
Jakiś czas temu nic nie wiedząc o książce obejrzałam też film - niestety wbił mi się w pamięć zbyt mocno. Dlatego też, być może, fabuła książki nie zawładnęła mną doszczętnie. Ale zwalę winę na zbyt szybką znajomość z filmem. Przypuszczam, że w innej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , ,

Oczywiście skusił mnie tytuł (o ja zła) i cudna okładka (szkoda gadać) i dałam się skusić obietnicą tytułowej tajemniczej historii Lorda Byrona jako wampira. Zadziałała tutaj też oczywiście moja miłość do literatury angielskiej i wszelkich opowieści dotyczących prawdziwych historycznych postaci. I śmiem rzec, że w tym aspekcie autor mnie nie zawiódł - dostarczył dawkę ciekawych informacji na temat Byrona i jego otoczenia, których nie omieszkałam sprawdzić i ... tu już sami przeczytacie, mam nadzieję. Niestety tylko w oryginale, bo jak na razie książka nie została przetłumaczona na język polski (o my niegodni) choć została opublikowana już jakiś czas temu (1995). Nie wiem dlaczego, może ktoś stwierdził, że to po prostu kolejna historia o wampirach jakich wiele i nie warto jej wprowadzać na polski rynek. Bo to przecież tylko wymyślona po części historia życia jakiegoś tam angielskiego poety, takich rzeczy nikt nie czyta - musi być akcja, romans, itp. Zresztą szkoda gadać - w Polsce chyba są tłumaczone tylko te książki, które mają na oryginalnej okładce napis "Bestseller" . A tu mamy tylko "A damned good story".

Wracając do sedna sprawy czyli do książki to jak rzadko,przynajmniej w moim przypadku, ta powieść wciąga od pierwszej, dosłownie pierwszej kartki. Nie musimy czekać na rozkręcenie akcji przez pierwsze 100 stron, o nie.

Wstępem do każdego rozdziału jest fragment bądź jednego z utworów Byrona, bądź bliskich mu ludzi. Tutaj więc, moim zdaniem, duży plus dla autora za chęć przybliżenia czytelnikowi twórczości Lorda i jego przyjaciół, no i oczywiście za dokładne przygotowanie do tematu.

Już od samego początku stajemy się świadkami dziwnej sceny - konwersacji toczącej się w gabinecie prominentnego prawnika. Rozmowy pomiędzy samym Nicholasem Melrose, a młodą dziewczyną o imieniu Rebecca, która usiłuje uzyskać z rąk adwokata strzeżone przez niego klucze do kaplicy i krypty rodu Ruthven. Nie wiemy nic na temat dziewczyny i jej przeszłości,nie znamy też historii samej posiadłości rodziny Ruthven, nikt nas nie wprowadza do tego tematu podczas wielostronicowego wstępu, wszystkiego (co wiemy) dowiadujemy się z owej konwersacji
- że Lord Ruthven zakazał dawania kluczy komukolwiek wiele lat temu,
- że pewna kobieta,Lady Ruthven, zaginęła dawno temu właśnie niedługo po otrzymaniu tych kluczy,
- że Rebbeca jest w posiadaniu rzekomych listów Thomasa Moore poświadczających istnienie zapomnianych "Wspomnień" Lorda Byrona, które prawdopodobnie zostały ukryte w krypcie St Jude,
- a w końcu, że Rebecca jest córką owej kobiety z rodu Ruthven, a tym samym prawowitym właścicielem posiadłości i kluczy.
Mimo tego, Melrose długo nie zgadza się na przekazanie jej kluczy, ostrzegając dziewczynę przed niebezpieczeństwem odwiedzenia krypty, prawnik w końcu ustępuje i zadowolona Rebecca wychodzi z gabinetu z pękiem kluczy w kieszeni. Po chwili wahania dziewczyna postanawia od razu udać się do krypty, a tam czeka ją zupełnie niespodziewana sytuacja...

W dalszej części historii poznajemy intrygujące losy Lorda Byrona od momentu jego wyjazdu do Grecji do ... chwili obecnej.

Zakończenie trochę mnie rozczarowało, ale do ostatniej kartki miałam nadzieję, że będzie jednak inaczej niż ...

Książka jest dla mnie naprawdę warta przeczytania przez każdego mola książkowego, nie tylko interesującego się literaturą angielską czy wampirami.

Zachęcam :)Przy okazji poćwiczycie czytanie w oryginale...

Oczywiście skusił mnie tytuł (o ja zła) i cudna okładka (szkoda gadać) i dałam się skusić obietnicą tytułowej tajemniczej historii Lorda Byrona jako wampira. Zadziałała tutaj też oczywiście moja miłość do literatury angielskiej i wszelkich opowieści dotyczących prawdziwych historycznych postaci. I śmiem rzec, że w tym aspekcie autor mnie nie zawiódł - dostarczył dawkę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Do książki zachęcił mnie w dużej mierze tytuł, trochę porównanie do "Cienia Wiatru" Zafona i oczywiście obietnica książki w książce.

Dziwnie się czuję po jej przeczytaniu i tak do końca nie wiem czy mi się bardzo podobała czy tylko podobała.

Fabuła, której głównym bohaterem jest mimo wszystko Gregorius, nauczyciel porzucający wszystko, by odnaleźć dawne życie autora książki, na którą natyka się zupełnym przypadkiem, przeplatana jest fragmentami z owej książki Amadeu de Prado oraz skrawkami jego zapisanych wspomnień znalezionych lub pozostawionych u jego najbliższych.

Nie do końca potrafiłam się rozdrobnić i czerpać radość czytając i jednakowo się koncentrując na samej fabule i tych dodatkowych przemyśleniach na temat życia. Tak jak nigdy nie drażni mnie, a nawet mnie ekscytuje, dodatkowa treść w treści książki, tak tutaj nie potrafiłam naprawdę znieść tych ciągłych odskoczni w pochyłą czcionkę i naprawdę głębokie przemyślenia Amadeu de Prado. Wydaje mi się, że powinnam książkę przeczytać drugi raz, tym razem koncentrując się bardziej właśnie na samych rozmyślaniach, bo mam wrażenie, że nie dość się w nie wgłębiłam ...

Kompletnie zadziwił mnie początek książki - ot człowiek w średnim wieku, nauczyciel języków klasycznych natyka się na ulicy na kobietę - Portugalkę, której właściwie tylko jedno portugalskie słowo skłania go do pójścia do iberyjskiego antykwariatu, gdzie niespodziewanie wpada mu w ręce niepozornie wyglądająca książka. Książka jest napisana w języku portugalskim, więc bohater nie rozumie ani słowa w niej zawartego jednak po wysłuchaniu tłumaczenia krótkiego paragrafu podanego mu przez antykwariusza, Gregorius zostaje pochłonięty bez reszty przez słowa Amadeu de Prado. I ta właśnie książka sprezentowana mu przez właściciela antykwariatu staje się przyczynkiem do całkowitej zmiany życia przez człowieka, który nigdy dotąd nie kwestionował swojego życia i jego celowości. Bez słowa zostawia całe swe dotychczasowe życie i z ową książką oraz słownikiem wyrusza do Lizbony by poznać dogłębnie jej treść oraz otoczenie jej autora.

Dalszej treści nie będę tutaj przytaczała - przekonajcie się sami.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie znalazła w tej książce kilku aspektów, które mnie najmocniej zainteresowały podczas czytania:

- wystarczyło tylko książkowe wspomnienie o ruchu oporu w Portugalii za czasów Salazara - i oczywiście chciałabym wszystko na ten temat wiedzieć.

- książka w książce :)

- Portugalia - kraj, który uwielbiam choć nigdy nie byłam i nie znam słowa w tym języku

- sposób w jaki dowiadujemy się o Amadeu de Prado poznając kolejno wraz z głównym bohaterem jego najbliższych i wczytując się w ich opowieści - wciąga doszczętnie.

I tak się zastanawiam jak by to było porzucić wszystko i wyjechać by żyć życiem kogoś kogo zna się tylko jako głos mówiący w książce?
Tylko to ślęczenie ze słownikiem nad książką, której słowa się nie rozumie, godne podziwu...

Do książki zachęcił mnie w dużej mierze tytuł, trochę porównanie do "Cienia Wiatru" Zafona i oczywiście obietnica książki w książce.

Dziwnie się czuję po jej przeczytaniu i tak do końca nie wiem czy mi się bardzo podobała czy tylko podobała.

Fabuła, której głównym bohaterem jest mimo wszystko Gregorius, nauczyciel porzucający wszystko, by odnaleźć dawne życie autora...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Ostatnio lubuję się w dziełach pisarzy iberyjskich więc po "Cieniu Wiatru" postanowiłam sięgnąć po "Katedrę w Barcelonie."
Książka przykuła moją uwagę tytułem i obietnicą zagłębienia się w średniowiecznej Barcelonie. No i okładką - ta obiecująca brama.

Niestety moje oczekiwania okazały chyba nieco inne od tego co zaoferował mi autor przez pierwsze 200 do 300 stron. Może dlatego, że inaczej wyobrażałam sobie Barcelonę w tych czasach i miałam jak się okazało dość skąpe pojęcie na ten temat. Oczekiwałam opisów zachęcających do zwiedzenia miasta jak w "cieniu wiatru" Zafona czy "Alchemiku" Scotta - niestety tutaj autor nie sprostał moim oczekiwaniom gdyż nie potrafiłam przenieść się do Barcelony tych czasów.

Jednak po przebrnięciu przez te strony z uporem maniaka, że jak już tyle przeczytałam to dokończę, resztę książki połknęłam z zaciekawieniem.

Co krok spotykały mnie ciekawostki na których temat nie miałam pojęcia - czy to traktowanie Żydów w średniowiecznej Barcelonie, czy zasady funkcjonowania hiszpańskiej inkwizycji, czy też życia chłopów w średniowiecznej Hiszpanii.

Najbardziej zachęciła mnie ona do wgłębienia się w temat hiszpańskiej inkwizycji - chętnie sięgnę po każdą fikcję poruszającą ten temat.

Plus za zachętę do wgłębienia się w wątek historyczny
Minus za niesprostanie moim oczekiwaniom co do opisów miasta.

Nie żałuję oczywiście przeczytania książki pomimo trudnego początku - zachęcam do przeczytania tych którzy pragną znaleźć w powieści fragment prawdziwej historii.

Ostatnio lubuję się w dziełach pisarzy iberyjskich więc po "Cieniu Wiatru" postanowiłam sięgnąć po "Katedrę w Barcelonie."
Książka przykuła moją uwagę tytułem i obietnicą zagłębienia się w średniowiecznej Barcelonie. No i okładką - ta obiecująca brama.

Niestety moje oczekiwania okazały chyba nieco inne od tego co zaoferował mi autor przez pierwsze 200 do 300 stron. Może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Po swoistej manii na książki z bramą na okładce, ogarnęła mnie chęć czytania książek o książkach - Cień wiatru jest już kolejną po Historyku i Sekrecie Szekspira i innych tego typu powieściach.
Po przeczytaniu kilku stron przeraziłam się, że zamiast zakręconej fabuły dostanę książkę pozbawianą historii, ale za to pełną złotych myśli jak u większości Coelho,a tego nie lubię. Okazało się jednak, że historia jest i to całkiem niezwykła, bo sama idea toczenia się fabuły wokół pewnej książki bardzo mi się spodobała ostatnimi czasy.
Trochę mnie rozczarowało zakończenie, pewnie dlatego, że przywiązałam się już do bohaterów książki i nie chciałam się z nimi rozstawać ani w dobrych ani złych okolicznościach - zresztą mam wrażenie, że wszystkie książki z którymi się jakoś zżywam mają jakieś niewłaściwe zakończenia, "bo zakończenia."

Ogólnie książka przypomina mi(w pozytywnym znaczeniu) o pewnej innej starej już nieco - "Wielkie Nadzieje" Dickensa. W sumie niby niewiele je łączy, bo chyba tylko to, że poznajemy bohaterów jako dzieci, które nagle stają się dorosłe i mają problem z tym, by poradzić sobie z rzeczywistością, która ich otacza. To chyba ten sposób opowiadania, kreacji fabuły, może i trochę treść ukryta pod powierzchnią, którą ja często sama sobie dopowiadam, jakoś tak mi się skojarzyły.
Poza tym, przypadł mi do gustu "wątek"( w sumie to chyba wszystko jeden i ten sam watek) czterech chłopców pochodzących z różnych środowisk, którzy poznają się w szkole i których widzimy jak dorastają i jak zmienia się ich życie w ogarniętej wojną Hiszpanii. Życie każdego z nich, jakkolwiek by się nie starali go poprowadzić, okazuje się ostatecznie jakoś odgórnie skazane na niepowodzenie.

Sama książka ma wszystko co wg mnie jest potrzebne:
- opis Barcelony pierwszej połowy XX wieku - niezły choć Michael Scott jest na razie moim mistrzem w tej dziedzinie (jego opis Paryża sprawił, że chciałabym w każda dziurę wleźć.)
- wątek historyczny - wojna domowa w Hiszpanii- zaciekawił mnie na tyle, że chyba po coś w tej dziedzinie niedługo sięgnę.
- ta książka w fabule - rewelacyjny wątek, ciekawie zbudowany, choć przyznam, że chciałabym więcej czasu spędzić na Cmentarzu Zapomnianych Książek.
- ciekawa narracja - poznajemy historię nie tylko z punktu widzenia głównego bohatera, ale też poprzez opowieści ludzi, których on spotyka idąc tropem niezwykłej książki. Znowu nie jesteśmy czytelnikiem wszechwiedzącym, o wszystkim dowiadujemy się poprzez bohatera, jego domysły oraz dociekania.
- jest też i "kilka" krótkich, naprawdę dobrych wg mnie cytatów, które wplecione w fabułę nie drażnią tak jak nieraz stronicowe wywody na temat życia.
- bez wahania też sięgnęłabym po wszystkie powieści Juliana Caraxa wspomniane w książce, gdyby tylko była taka możliwość. Ta postać diabła niby o zwykłym imieniu Lain Coubert mnie zaintrygowała. Poza tym sama fabuła mnie ciekawi.
- ten książkowy antykwariat i Cmentarz Zapomnianych Książek - miejsca gdzie chciałabym się przenieść w każdej chwili.
Największym plusem książki moim zdaniem jest to, że zachęca do dalszego czytania. Polecam każdemu lubiącemu czytać.

Po swoistej manii na książki z bramą na okładce, ogarnęła mnie chęć czytania książek o książkach - Cień wiatru jest już kolejną po Historyku i Sekrecie Szekspira i innych tego typu powieściach.
Po przeczytaniu kilku stron przeraziłam się, że zamiast zakręconej fabuły dostanę książkę pozbawianą historii, ale za to pełną złotych myśli jak u większości Coelho,a tego nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Sięgając po "Historyka" nie wiedziałam dokładnie o czym będzie ta książka. Wystarczył ciekawy tytuł, ładne wydanie, opis z tyłu książki , kilka pochlebnych opinii i postanowiłam sięgnąć po lekturę.
Niezwykle spodobał mi się sposób narracji - listy właściwie bez odpowiedzi przeplatane krótkimi wydarzeniami. Nie sposób było stać się czytelnikiem wszechwiedzącym - zawsze pozostawał niedosyt, jakaś niewiedza, której w żaden sposób nie mogłam wypełnić, bo listy pozostawały nieskomentowane, bez odpowiedzi.
Wpleciona w prawie współczesność historia to fabuła , po która sięgam ostatnio najczęściej i którą uwielbiam ze względu na możliwość znalezienia w niby fikcyjnej powieści wiedzy historycznej. Uwielbiam książki, w których opisy miejsc sprawiają że ma się nieodpartą chęć pojechania w to miejsce, sprawdzenia czy to rzeczywiście wygląda tak jak w opisanym fragmencie. Uwielbiam czytać o prawdziwych postaciach - zastanawiać się ile prawdy zawartej jest w kreacji autora. Z niecierpliwością czekam na moment kiedy skończę czytać, by móc sięgnąć pozycje wspomniane w danej książce, przeczytać o prawdziwej historii, postaciach w niej opisanych, "sprawdzić" autorkę w pozytywnym tego słowa znaczeniu - uwielbiam kiedy książka jest zachętą do dalszego zagłębienia się w poruszonym w niej temacie.
Moim zdaniem taka właśnie jest ta książka - od początku do końca nic nie jest w niej oczywiste. Jeżeli ktoś jest niezadowolony z zakończenia - no cóż - ja też do końca nie jestem - chętnie przeczytałabym kolejnych kilkaset stron wyjaśniających wszystko to co pozostało niewyjaśnione. Ale chyba taki urok książki.
Bardzo podobało mi się podejście autorki do dość oklepanego aktualnie tematu - sama postać Vlada przez 700 stron owiana jest tajemnicą,pozostaje on do końca postacią legendarną / historyczną, choć żyjącą do czasów współczesnych to niewiele mającą z nowoczesnością wspólnego.
No i oczywiście temat książek.... - biblioteki, miliony starych zakurzonych książek, manuskryptów, ich historia - to wszystko sprawia że książka staje się dla mnie pozycją, którą muszę przeczytać.

Polecam tym, którzy lubią:
- czytać o starych kiążkach
- historię wplecioną w fabułę
- opisy miejsc zachęcające do ich zobaczenia
- traktować książkę jako wstęp do dalszego zagłębienia się w temacie.

Sięgając po "Historyka" nie wiedziałam dokładnie o czym będzie ta książka. Wystarczył ciekawy tytuł, ładne wydanie, opis z tyłu książki , kilka pochlebnych opinii i postanowiłam sięgnąć po lekturę.
Niezwykle spodobał mi się sposób narracji - listy właściwie bez odpowiedzi przeplatane krótkimi wydarzeniami. Nie sposób było stać się czytelnikiem wszechwiedzącym - zawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Do przeczytania tej książki skłoniły mnie trzy rzeczy:
1. Shakespeare w tytule
2. "Brama" na okładce
3. Pozytywne wrażenia po przeczytaniu "Szyfru Szekspira" tej samej autorki.
Książka została wydana w tym roku i nie została jeszcze ( nie doszukałam się) przetłumaczona na język polski. Wersja angielska wzbudziła we mnie niezwykle pozytywne uczucia - tak że mam nadzieję że tłumaczenie polskie nie zatraci tego swoistego klimatu.
Fabuła rozgrywa się w czasach współczesnych choć od czasu do czasu ( podobnie jak w poprzedniej powieści) autorka przenosi nas w czasy Szekspira - dawki elżbietańskiej Anglii są jednak niezwykle małe wzbudzając w ten sposób jeszcze większą ciekawość czytelnika.
Podobnie jak w "Szyfrze Szekspira" historię poznajemy z punktu widzenia Kate Stanley - pasjonatki Szekspira i reżyserki jego sztuk. Kate zostaje zaproszona do posiadłości w Dunsinnan w Szkocji przez zna niegdyś aktorkę,Lady Nairn. Lady Nairn, porzuciła zawód dla męża,by wraz z nim zająć się zgłębianiem szekspirowskiej sztuki o szkockim królu oraz kolekcjonowaniem przedmiotów związanych z "Makbetem." Planują wspólnie wystawić szekspirowską sztukę wykorzystując zgromadzone rekwizyty. Niestety Sir Angus nagle umiera, ale jego żona postanawia w końcu samodzielnie wystawić sztukę. Wraz z Kate, która ma reżyserować "Makbeta" do posiadłości Lady Nairn w zostają zaproszeni aktorzy - odtwórcy ról w "Makbecie." Po rozmowie z Lady Nairn podczas której Kate dowiaduje się wielu ciekawych faktów dotyczących Szekspira i powstawania jego słynnej sztuki. Wiedziona ciekawością postanawia udać się na wzgórze niedaleko lasu Birnam, gdzie przypadkowo odnajduje ciało młodej kobiety - wnuczki Lady Nairn oraz rytualny nóż. O mało nie zostaje spostrzeżona przez tajemniczego mężczyznę,którego podejrzewa o zbrodnię, jednak przed jego okiem ratuje ją pewna kobieta...

Książka pełna jest ciekawostek dotyczących Szekspira i jego czasów. Co krok natykamy się na informacje związane z samą kreacja sztuki, pojawiają się możliwe źródła inspiracji Szekspira, postacie znane z historii Anglii,które mogły mieć związek z mistrzem pióra i jego dziełem. Wszystko to skłania do dalszego zagłębienia się w temacie Szekspirowskiego "Makbeta", sprawdzenia czy w powieści stworzonej przez współczesną autorkę istnieje jakieś ziarnko prawdy.
Fabuła jest szybka i trzyma w niepewności do samego końca.
Mnie osobiście książka niezmiernie się podobała choć zawdzięcza to pewnie mojej fascynacji Szekspirem i samą historią Anglii i Szkocji.
Polecam każdemu kto interesuje się choć trochę tematem Szekspira i samej Anglii.
Dla nie-pasjonatów książka może wydać się zawiła i niezrozumiała a co za tym idzie w pewnych momentach nudna. Choć komuś komu fabularnie przypadł do gustu "Kod da Vinci" lub podobne książki będzie się również przyjemnie i szybko czytało.

Do przeczytania tej książki skłoniły mnie trzy rzeczy:
1. Shakespeare w tytule
2. "Brama" na okładce
3. Pozytywne wrażenia po przeczytaniu "Szyfru Szekspira" tej samej autorki.
Książka została wydana w tym roku i nie została jeszcze ( nie doszukałam się) przetłumaczona na język polski. Wersja angielska wzbudziła we mnie niezwykle pozytywne uczucia - tak że mam nadzieję...

więcej Pokaż mimo to