Juliusz Cezar kontra Rzym, Triumf i tragedia republiki Tom Holland 6,1
ocenił(a) na 646 tyg. temu Wydawca bezpodstawnie i arbitralnie zmienił tytuł książki, pierwotnie brzmiący : „Rubikon. Triumf i tragedia Republiki Rzymskiej”. Osobę Cezara wyeksponowano zapewne ze względu na ogólną znajomość jego postaci oraz zamiar włączenia tomu do serii biograficznej. Tymczasem nie jest to biografia Cezara, chociaż zajmuje on poczesne miejsce wśród opisywanych polityków rzymskich.
T. Holland snuje opowieść o upadku Republiki, począwszy od działalności braci Grakchów (lata trzydzieste i dwudzieste II w. p. n. e.) aż po ostateczne zwycięstwo Oktawiana Augusta w 30 r. p. n. e. i faktyczne ustanowienie monarchii (cesarstwa). Autor dysponuje lekkim piórem i potrafi pisać zajmująco, podchodzi jednak do tematu w sposób powierzchowny. Przyczyn wewnętrznych walk o władzę, upadku Republiki i końcowego zaprowadzenia jedynowładztwa upatruje w immanentnych cechach charakteru Rzymian (wpajanych im zresztą od dzieciństwa przez wychowanie, tradycję, cały etos obywatela),czyli w ambicji, nieposkromionym dążeniu do sławy i uznania współobywateli, żądzy odnoszenia zwycięstw, rywalizacji o urzędy i zaszczyty. Obdarzeni takimi cechami Rzymianie w nieunikniony sposób (zdaniem Autora) musieli w końcu zacząć walczyć o władzę pomiędzy sobą. Opisując bardzo szczegółowo układy i rywalizację wśród polityków rzymskich pierwszych dekad I w. p. n. e. (czasy Mariusza i Sulli) oraz bardziej już skrótowo późniejsze wydarzenia (od zawarcia w 60 r. p. n. e. pierwszego triumwiratu przez Cezara, Pompejusza i Krassusa – to zresztą zrozumiałe, są to sprawy wielokrotnie już opisywane i bardziej znane) T. Holland pomija niemal zupełnie głębsze przyczyny upadku Republiki. Sama ambicja i żądza władzy nie wystarczą, kandydaci na dyktatorów, triumwirów czy pryncepsów musieli znaleźć narzędzia realizacji swoich zamysłów. Takim narzędziem stała się zawodowa armia rzymska, z konieczności zreformowana przez Mariusza w końcu II w. p. n. e. Zastąpiła ona poprzednią, w której obywatele służyli z poboru z tytułu posiadania ziemi. Ale warstwa drobnych i średnich rolników italskich (stanowiąca podstawę rekrutacji armii rzymskiej przez całe wieki istnienia Republiki) podupadła skutkiem kolejnych zwycięstw i podbojów państwa rzymskiego. Wojny toczono coraz częściej w odległych, zamorskich krainach, chłopów na całe lata odrywano od ich gospodarstw. Do Italii napływało natomiast tanie lub wręcz darmowe zboże z prowincji. Zrujnowało to drobnych rolników, którzy zadłużali, a następnie zbywali swoje gospodarstwa, przenosząc się do Rzymu i żyjąc z państwowego rozdawnictwa oraz sprzedaży obywatelskich głosów wyborczych kandydatom na różne urzędy (skąd my to znamy?). Ziemie przejmowali bogaci latyfundyści, którzy zamiast nieopłacalnego zboża wprowadzali uprawy winorośli oraz drzew oliwnych, zatrudniając przy tym tanią (dzięki podbojom i napływowi jeńców),niewolniczą siłę roboczą. Drobnych chłopów nie stać było na zmianę rodzaju upraw, bo zarówno winorośl jak i oliwki potrzebują kilku do kilkunastu lat aby osiągnąć pełną wydajność. Próby reform wspomnianych braci Grakchów, którzy chcieli rozparcelować pomiędzy zubożałych rolników należące do państwa ziemie uprawne, powstrzymali przy użyciu brutalnej siły bogaci nobilowie (arystokraci),którzy faktycznie dzierżyli te grunty, wykorzystując posiadane wpływy polityczne. W rezultacie zabrakło rekrutów zobowiązanych służyć w wojsku obywatelskim z tytułu posiadania ziemi. Wobec grozy najazdu plemion germańskich w końcu II w. p. n. e. Mariusz wprowadził armię zawodową, w której żołnierze służyli za pieniądze oraz obietnicę nadania ziemi po zakończeniu tej służby. Broń i ekwipunek dostarczało teraz państwo. Realizację złożonych żołnierzom obietnic, przede wszystkim nadania ziemi, pozostawiano dowódcom, pod których rozkazami walczyli. A napotykało to zawsze opór nobilów, którzy ziemi państwowej oddawać nie chcieli. Pomyślność żołnierzy i weteranów zależała więc od siły oraz pozycji politycznej ich wodza w państwie. Mając wspólne interesy, czuli się związani z wodzem, a nie z Republiką jako taką. I w razie potrzeby, gotowi byli iść za swoim dowódcą również na Rzym, co jako pierwszy wypróbował Sulla, a potem na większą jeszcze skalę zastosował Cezar. W ten sposób armia rzymska stała się narzędziem zdobycia, a następnie podstawą sprawowania władzy monarchicznej. O tym wszystkim T. Holland praktycznie nie wspomina, co czyni jego monografię powierzchowną oraz skupioną na osobistych ambicjach i animozjach poszczególnych dowódców i polityków. Tym niemniej, książkę warto przeczytać dla dobrego pióra oraz licznych wiadomości szczegółowych i anegdotycznych, co prawda podanych niekiedy w sposób mało uporządkowany.