Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jest coś w Peszkach, co mnie przyciąga. Pewnego rodzaju lekkość, niesztampowość, charakter, temperament... dzikość. Nieuchwytny sposób bycia i odwaga, które podziwiam od lat. Nie wspominając o twórczości artystycznej, która jest nie do podrobienia. Wszystkie te cechy, jak i uporczywość sprawia, że ich działania są pełne emocji, pasji i prawdy, która jest tak ważna w odbiorze.

"Nakur*wiam zen" to pełna szczerości rozmowa nie tylko córki z ojcem, ale również dwojga artystów. Rdzeniem tej książki jest pytanie na które chyba każdy z nas chciałby uzyskać odpowiedź: jak żyć? Maria pytając, porusza lawinę, która prowadzi nas przez szereg wątków zaczynając od sensu i celu istnienia, poprzez sztukę, politykę, seksualność i najważniejsze relację na linii córka-ojciec.

Dużo otwartości w tej rozmowie, co niektórym może wydawać się aż za mocne. Mamy bezpruderyjne zachowania, nutę ekshibicjonizmu i hipokryzji oraz ciekawe wątki rodzinne o mamie/żonie Teresie i synu/bracie Błażejowi. Maria zabiera nas za kulisy życia swojej rodziny i pokazuje jak czasami niełatwo wychowywać się w artystycznej rodzinie. Prowadzi dialog z ojcem, który gra tu pierwsze skrzypce, a sama podąża za nim biernie, co jakiś czas sprowadzając rozmowę na ziemię z gąszcza odbiegających wątków.

Podoba mi się forma tej rozmowy. Jest lekka, momentami bardzo intymna i szokująca, ale przez to niesamowicie realna. Zdaję sobie sprawę, że niektóre fragmenty czy sposoby wypowiedzi mogą kogoś zgorszyć lub wprowadzić w zakłopotanie, ale (na całe szczęście) to indywidualna kwestia i cieszę się, że ten duet nie zawracał sobie tym głowy. Podążanie za swoim głosem i konsekwencja w tym działaniu to niezbite dowody na charakter tych dwojga.

Ta książka Was zaskoczy, zbulwersuje, wstrząśnie, ale dostarczy też dużo emocji i wzruszeń. Pozwoli Wam spojrzeć z innej strony na Peszków jako rodzinę i artystów. Zmusi do refleksji nad swoją relacją z ojcem. Pokaże, że warto - mimo wszystko.

Jest coś w Peszkach, co mnie przyciąga. Pewnego rodzaju lekkość, niesztampowość, charakter, temperament... dzikość. Nieuchwytny sposób bycia i odwaga, które podziwiam od lat. Nie wspominając o twórczości artystycznej, która jest nie do podrobienia. Wszystkie te cechy, jak i uporczywość sprawia, że ich działania są pełne emocji, pasji i prawdy, która jest tak ważna w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przynajmniej raz w życiu (a wierzę, że tych razy jest więcej) nachodzi człowieka myśl, że chciałby o czymś zapomnieć. Najczęściej dotyczy to bolesnych emocji czy sytuacji z którymi nie chce sobie poradzić. Najłatwiej byłoby zapomnieć. Wymazać z pamięci osoby/sytuacje, emocje z nimi związane, ból, wstyd, zażenowanie, niemoc, bezradność czy strach. Zapomnieć o czymś, co tkwi jak drzazga w oku i nie daje spokoju. Niepamięć przyniosłaby ukojenie, ulgę, zrzuciła ciężar z serca... ale czy na pewno? Czy zapomnienie jest wyjściem z sytuacji? Czy pozbawienie siebie nawet tych przykrych i bolesnych wspomnień czyni nas lepszymi, lżejszymi? A co jeśli te wspomnienia z perspektywy czasu okażą się czymś pozytywnym? Co jeśli na nich zbudujemy swoje fundamenty, odnajdziemy siłę? Co jeśli to lekcja, której nie odrobimy i świadomie pozbawimy siebie możliwości budowania się jako świadomego człowieka z całym jego bagażem? Niepamięć stanie się przekleństwem.

Nieoczywista. Tak określiłabym tę książkę w jednym słowie. To powieść o wspomnieniach, które zamknięto w książkach, by o nich zapomnieć. To powieść o ludziach, którzy pragnęli zapomnieć i o tych, których do tego zmuszono. To historia o zawodzie Oprawiacza, który niegdyś był tajemniczy, a sami Oprawiacze byli wytykani palcami i spychani na margines społeczeństwa. Byli dziwakami i czarnoksiężnikami, których omijano z daleka, a wizyta u nich była czymś zakazanym, o czym się nie mówi. Do czasu, aż wymazywanie pamięci elitom i pobieranie za to pieniędzy sprawiło, że zawód ten stał się czymś pochlebnym, dobrym.

Z dużą ciekawością śledziłam losy Emmeta - od pomocy przy gospodarce po wdrażanie w zawiłości zawodu Oprawiacza pod okiem czujnej Seredith. Tak jak on, poznawałam tajniki oprawiania. Czułam zapach starych książek, ciężar narzędzi w dłoni i ciekawość, która rosła z każdym kolejnym krokiem. Czułam wszystkie emocje, które nim targały i to uczucie pustki, braku, który przywoływały zapachy i obecność w domu Oprawiaczki. Z czasem, gdy okazało się, że chodzi o coś innego niż oprawianie, o coś znacznie większego to chłonęłam książkę z jeszcze większym zainteresowaniem.

Ta powieść, to historia relacji międzyludzkich, często tych niełatwych. To walka między tym co podpowiada Ci umysł, a tym za czym gna serce. To historia o miłości tak silnej i pięknej, że jest w stanie pokonać wszelkie przeszkody stojące jej na drodze. To powieść o poszukiwaniu i akceptacji siebie bez względu na konsekwencje i opinie innych. To wszystko okraszone jest magicznym klimatem i językiem, który maluje w naszych głowach przepiękne obrazy.
Jestem pod dużym wrażeniem plastyczności języka autorki i jej umiejętności budowania postaci. Bohaterowie są wielowymiarowi, pełni sprzecznych emocji, które stawiają przed nimi trudne decyzje i sytuacje życiowe. Bardzo podobały mi się relacje międzyludzkie i podjęte tematy, m.in. odkrywania swojej tożsamości, roli w społeczeństwie i rodzinie. Osadzenie tej historii w czasach, które rządziły się swoimi prawami, a niektóre zachowania uchodziły wśród ludzi za haniebne i zakazane, było strzałem w dziesiątkę. To jeszcze bardziej uwiarygodniło losy powieści i dało jej szczyptę pewnej nieuchwytności, która przyciąga czytelnika.

"Księgi zapomnianych żyć" to powieść, która wciąga czytelnika od początku. Trzyma go w swojej garści i nie puszcza, aż do samego końca. Emocje towarzyszą jeszcze długo po skończeniu książki, co sprawia, że zostaje w pamięci dłużej i staje się jedną z tych, których człowiek nie chce wymazać.

Przynajmniej raz w życiu (a wierzę, że tych razy jest więcej) nachodzi człowieka myśl, że chciałby o czymś zapomnieć. Najczęściej dotyczy to bolesnych emocji czy sytuacji z którymi nie chce sobie poradzić. Najłatwiej byłoby zapomnieć. Wymazać z pamięci osoby/sytuacje, emocje z nimi związane, ból, wstyd, zażenowanie, niemoc, bezradność czy strach. Zapomnieć o czymś, co tkwi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To zabawne jak ludzkie losy mogą się ze sobą skrzyżować przez przypadek. Wystarczy, że znajdziemy się w określonym miejscu o określonej porze, wejdziemy do kawiarni, którą mijaliśmy setki razy, uśmiechniemy się do nieznajomego, podniesiemy chusteczki, które wypadły komuś z kieszeni lub wpadniemy na kogoś spiesząc się na spotkanie.

Czasami wystarczy spojrzeć przez szybę tramwaju, tak jak zrobiła to Olga. Właśnie wtedy jej uwagę przykuł tajemniczy nieznajomy, którego nie mogła wyrzucić z głowy przez resztę dni. Traf chciał, że ich drogi skrzyżowały się ponownie i tak poznała Klemensa, który wtargnął w jej szarą codzienność nadając jej nowych barw.

Na początku nie mogłam „wgryźć” się w tę historię. Porozrzucane wątki, nieznajomi, brak konkretnego tła, powiązania – chaos bywa męczący. Jednak gdy dobrnęłam do ostatniego zdania, to zrozumiałam, że chaos, mimo iż bywa męczący to jest również towarzyszem naszego codziennego życia. To właśnie z tych porozrzucanych zlepek wspomnień, mamy ułożyć historię, która będzie całością.

Małecki opisuje prostotę dnia codziennego. To, z czym każdy z nas mierzy się wstając codziennie rano i właśnie ta prostota jest piorunująca. Z takim samym spokojem, jakim zaczyna się ta książka, to również się kończy. Jednak w międzyczasie ten spokój zaburza seria – początkowo niezrozumiałych – wydarzeń, które dezorganizują rutynowe życie naszej bohaterki. Nic więc dziwnego, że tak dobrze czyta się tę historię. Bohaterami mógł być każdy, a świadomość, że taka historia mogła przydarzyć się Kowalskiej spod ósemki sprawia, że trafia to w struny naszego serca.

I pewnie znajdzie się grono niedowiarków. Grono osób, którym ta historia będzie wydawała się naciągana, niemożliwa, bo przecież „to się dzieje tylko w filmach”. I właśnie dla tych niedowiarków mam to proste i oczywiste zdanie z książki: „Takie rzeczy po prostu czasem się zdarzają”.

To zabawne jak ludzkie losy mogą się ze sobą skrzyżować przez przypadek. Wystarczy, że znajdziemy się w określonym miejscu o określonej porze, wejdziemy do kawiarni, którą mijaliśmy setki razy, uśmiechniemy się do nieznajomego, podniesiemy chusteczki, które wypadły komuś z kieszeni lub wpadniemy na kogoś spiesząc się na spotkanie.

Czasami wystarczy spojrzeć przez szybę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kompletnie nie znam się na książkach dla dzieci. Nie wiem, co jest teraz modne, jacy bohaterowie są „na topie”, co się czyta, a co stanowczo odradza. Jestem totalnym laikiem w tym temacie, ale jeśli na horyzoncie pojawia się historia z mitologią słowiańską w tle, to nie ma wyjścia – trzeba po taką pozycję sięgnąć.

Karol Gmyrek napisał opowieść, która od samego początku intryguje i wciąga czytelnika w bieg swoich wydarzeń. Tytułowy Wodnik to postać, która wzbudza same pozytywne emocje. Gdy zostaje zaadoptowany przez mieszkańców osady i poznaje młodego Kazia to rozpoczyna się szereg przygód, którym bohaterowie muszą stawić czoła. W ten oto sposób poznajemy kolejne, ciekawe postacie jak np. Licho czy Popiołki i historie z nimi związane.

Zacznę nietypowo, bo od aspektu wizualnego. Nie ukrywajmy, okładka powinna przyciągać wzrok i cieszyć oko i tak też jest w tym przypadku. Minimalistyczna aczkolwiek adekwatna do tytułu ilustracja jest według mnie strzałem w dziesiątkę. Na plus zasługują również ilustracje wewnątrz książki, chociaż byłoby ciekawiej, gdyby wszystkie były w kolorze.

Język, którym posługuje się autor jest prosty, czytelny i zrozumiały. Żadne dziecko, które będzie miało okazję przeczytać tę historię lub słyszeć ją czytaną od rodziców, nie powinno mieć problemu z odbiorem. Sama historia jest urzekająca i wciągająca. Sprawia, że nawet starszy czytelnik jest ciekawy dalszych losów Wodnika i jego przyjaciół. Pomimo iż jest to książka dla dzieci to niesie za sobą wiele ciekawych przesłań, a czytelnik jest świadkiem jak główny bohater zostaje zmuszony do zderzenia się ze światem dorosłych.

„Wodnik” to książka, która wyróżnia się na tle innych. Karol Gmyrek stworzył historię, która nie tylko przybliża młodemu czytelnikowi słynne postacie z mitologii słowiańskiej, ale również pokazuje i uczy jak postępować w sytuacjach od nas niezależnych. Spędziłam bardzo miły czas z tą powieścią i już nie mogę się doczekać jej kontynuacji.

Kompletnie nie znam się na książkach dla dzieci. Nie wiem, co jest teraz modne, jacy bohaterowie są „na topie”, co się czyta, a co stanowczo odradza. Jestem totalnym laikiem w tym temacie, ale jeśli na horyzoncie pojawia się historia z mitologią słowiańską w tle, to nie ma wyjścia – trzeba po taką pozycję sięgnąć.

Karol Gmyrek napisał opowieść, która od samego początku...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Veronica Roth to jedno z najgorętszych nazwisk na rynku książek młodzieżowych. Jej fenomenalny cykl "Niezgodna" odniósł oszałamiający sukces, plasując się w czołówce najlepszych młodzieżowych powieści fantasy. Ponad rok temu, autorka zrzuciła na nas kolejną bombę w postaci "Naznaczonych śmiercią", którzy otworzyli przed nami bramy do nowej międzygalaktycznej serii. Spragnieni dalszych losów Cyry i Akosa czytelnicy mogą w końcu odetchnąć, bo właśnie premierę ma druga część tej intrygującej serii. Przed państwem "Spętani przeznaczeniem".

Ponownie znajdujemy się w kosmosie na planecie Thuve, zamieszkałej przez dwa narody – rodowitych Thuve i najeźdźców Shotet. Tym razem Cyra i Akos muszą stawić czoła Lazmetowi Noavekowi, ojcu dziewczyny, który uchodził za zmarłego. Powrócił, by przejąć władzę nad Thuve, z czym dwójka naszych bohaterów wraz ze sprzymierzeńcami nie chce się zgodzić. Złączeni przez los Cyra i Akos będą musieli zmierzyć się z nadchodzącą wojną, uporać się z własnymi demonami i losem, który jest dla nich bezlitosny.

W swoim nowym cyklu „Carve The Mark” Veronica Roth zabiera nas w podróż do kosmosu, gdzie o przyszłości decyduje przydzielony los, a wyrocznie przepowiadają różne wersje przyszłości. Świat, który wykreowała pisarka jest jednocześnie piękny i przerażający. Życie każdego jest z góry przesądzone, a brak wpływu na swoją przyszłość paraliżuje i sprawia, że stajemy się bezsilni wobec czekającego nas losu. Bardzo podoba mi się jak autorka czerpie inspirację z mitologii czy samego Szekspira oraz to jak łączy pozornie obce sobie elementy. Obok nadprzyrodzonych darów Nurtu, mamy nowoczesną technologię pozwalającą na podróże w kosmosie i problemy związane z władzą nad krajem. Nieustanne spory, rodzinne tajemnice, walka z losem i poczuciem winy to tylko namiastka dylematów, z jakimi spotkamy się w książce. Autorka z dużą dbałością o szczegóły przybliża nam wykreowany świat, a wraz z nim jego bohaterów. Bohaterów, którzy są nietuzinkowi i niejednowymiarowi. Mimo iż posiadają nadprzyrodzone dary to mierzą się z ludzkimi problemami i ulegają wielu pokusom. Oczywiście jak przystało na dobrą książkę młodzieżową, musiał pojawić się wątek miłosny między głównymi bohaterami. Z racji, że oboje posiadają wady i zalety to ich relacja jest bardzo burzliwa, a na dodatek wpływa również na losy narodu. Akcja powieści zaskakuje i trzyma nas w pełnym podekscytowania napięciu. Czytanie tej historii to sama przyjemność.

"Śmierć nie jest jedyną karą, jaką można wymierzyć ludziom. Można też zafundować im koszmary."

"Spętani przeznaczeniem" to świetna kontynuacja przygód Cyry i Akosa. Czytelnicy, którym podobała się pierwsza część, na pewno się nie zawiodą. Mimo iż parę razy przewinęło się tu określenie książki młodzieżowej to jest to również książka dla dorosłych, którzy uwielbiają fantastykę i science-fiction. Veronica Roth stworzyła fascynujący świat i wypełniła go barwnymi i nietuzinkowymi postaciami. Cała powieść utrzymana jest w dość surowym i mrocznym klimacie, w którym bohaterowie muszą walczyć cały czas o swoje życie i idee. Nie pozostaje nam nic innego, tylko dać porwać się nurtowi tej fantastycznej historii.

#VeronicaRoth #spętaniprzeznaczeniem #najlepszaksiążkaVeronikiRoth

Veronica Roth to jedno z najgorętszych nazwisk na rynku książek młodzieżowych. Jej fenomenalny cykl "Niezgodna" odniósł oszałamiający sukces, plasując się w czołówce najlepszych młodzieżowych powieści fantasy. Ponad rok temu, autorka zrzuciła na nas kolejną bombę w postaci "Naznaczonych śmiercią", którzy otworzyli przed nami bramy do nowej międzygalaktycznej serii. ...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tajemny ogień Christi Daugherty, Carina Rozenfeld
Ocena 7,4
Tajemny ogień Christi Daugherty, ...

Na półkach: ,

O "Tajemnym ogniu" było niemalże tak samo głośno jak o "Angelfall". Gdziekolwiek bym nie spojrzała, wszędzie widziałam reklamy i recenzje tej książki. W pewnym momencie bałam się, że wyskoczy mi z lodówki. Gdy cały szum trochę przycichł, postanowiłam przekonać się, co ta książka ma takiego w sobie, że czyta ją niemal każdy. W końcu tę tajemnicę odkryłam.

Co może łączyć dwoje nastolatków żyjących setki kilometrów od siebie? Pozornie nic. Taylor mieszka w Anglii i robi wszystko by dostać się na wymarzone studia na Oxfordzie. Sacha to francuski nastolatek, na którym ciąży klątwa zwiastująca jego śmierć w osiemnaste urodziny, czyli za osiem tygodni. Pewnego dnia losy Taylor i Sachy krzyżują się, gdy dziewczyna zostaje poproszona o udzielanie korepetycji z języka angielskiego francuskiemu uczniowi. Mimo iż chłopak nie potrzebuje pomocy, nastolatkowie postanawiają utrzymywać kontakt by zachować pozory. I gdy wszystko wydaje się normalne, Taylor wybucha, przez co przedmioty obok niej zmieniają położenie, a silne emocje zakłócają przepływ elektryczności. Dziewczyna dowie się, że drzemie w niej tajemny ogień, który może uratować Sachę.


O C.J. Daugherty słyszałam dużo wcześniej za sprawą jej bestselleru "Wybrani". Natomiast Carina Rozenfeld to debiutantka na rynku wydawniczym, której trafiło się ciekawe towarzystwo. Byłam bardzo ciekawa "Tajemnego ognia" gdyż opis książki jest naprawdę interesujący i zachęcający. Powieść posiada kilka naprawdę mocnych plusów i drobnych minusów. Zacznę od tej pozytywnej strony, gdyż ona przechyla szalę zwycięstwa. Bardzo spodobała mi się postać Sachy. Jest to tajemniczy, zadziorny i odważny chłopak, który w głębi serca pragnie troszczyć się o rodzinę i odwlec datę swojej śmierci. Jest bardzo charakterystyczny i wyrazisty. Czytelnik odnosi wrażenie, że to prawdziwa postać, która jak każdy z nas boi się czegoś i chce być szczęśliwy. Minusem jest dla mnie postać Taylor, która była strasznie irytująca. Oprócz tego, że ma bardzo dobre wyniki w nauce to daje się wykorzystywać przyjaciółce. Poza tym jest strasznie naiwna i jej ciągłe zdumienie powodowało u mnie wywracanie oczami. Bardzo polubiłam również drugoplanową postać Louisę, o której tak naprawdę nie wiemy wiele. Jednak jest to dziewczyna z pazurem, która potrafi poradzić sobie w życiu. Na plus zasługuje również pomysł z mocą Taylor. Chociaż może nie z samą mocą, co jej źródłem, którego nie chcę zdradzać, żeby nie zepsuć zaskoczenia osobą, które nie czytały tej książki.
Język powieści jest zrozumiały, lekki, chociaż dla mnie momentami męczący. Podobały mi się fragmenty opisu Paryża, które pobudzały wyobraźnię podczas czytania. Jestem również pod wrażeniem okładki książki, która przyciąga wzrok i nie pozwala o sobie zapomnieć. Brawa dla grafika za wspaniałą pracę.

"Taylor przeszło przez myśl, że w widoku twardego człowieka o krwawiącym sercu jest coś przygnębiającego. Wydaje się wtedy zaskoczony, zupełnie jakby w momencie, gdy pęka mu serce, uświadamia sobie, że je ma."

"Tajemny ogień" to ciekawa pozycja na rynku wydawniczym, która niejednej osobie przypadnie do gustu. Jest lekka i przyjemna w odbiorze, co zapewnia mile spędzony czas. Wprawdzie nie jest to pozycja, którą każdy bezwzględnie musi przeczytać, bo inaczej umrze, aczkolwiek powieść, którą się czyta, bo przypadkiem wpadła w ręce. Jedno jest pewne - nie jestem zawiedziona ani zachwycona, to raczej stan zwykłego zadowolenia z poznania nowej historii.

O "Tajemnym ogniu" było niemalże tak samo głośno jak o "Angelfall". Gdziekolwiek bym nie spojrzała, wszędzie widziałam reklamy i recenzje tej książki. W pewnym momencie bałam się, że wyskoczy mi z lodówki. Gdy cały szum trochę przycichł, postanowiłam przekonać się, co ta książka ma takiego w sobie, że czyta ją niemal każdy. W końcu tę tajemnicę odkryłam.

Co może łączyć...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdy zaczynałam czytać tę książkę, byłam pewna, że to kolejna powieść, która co najwyżej przypadnie mi do gustu. Teraz oddałabym za nią słońce, księżyc, góry i wszystkie kwiaty świata.

Jude i Noah, bliźniacze rodzeństwo, które kiedyś czytało sobie w myślach, kończyło za siebie zdania i skoczyłoby za sobą w ogień, teraz oddaliło się od siebie o lata świetlne. Dawniej nierozłączni, teraz nie mogą znaleźć wspólnego języka. Jude, swego czasu przebojowa, odważna i wiecznie otoczona znajomymi, zamknęła się w sobie i zaczęła dziwnie zachowywać. Noah, który zawsze żył w swoim świecie, był ofiarą nękania przez starszych chłopaków i był znany z bycia dziwakiem, stał się jednym z najpopularniejszych chłopaków w grupie i duszą towarzystwa. Wygląda na to, że Jude i Noah zamienili się osobowościami. Co przydarzyło się tej niegdyś nierozerwalnej dwójce? Czy to możliwe by bliźniacy aż tak odsunęli się od siebie i przestali rozumieć?

Podeszłam do tej książki dosyć sceptycznie, mimo samych pozytywnych opinii na portalach. Nawet gdy zaczęłam ją czytać, nie byłam do końca przekonana, co takiego wyjątkowego jest w tej książce. Czytanie szło mi powoli i dosyć spokojnie. Do momentu, gdy postanowiłam, że w końcu usiądę i skończę tę książkę. Dopiero wtedy, gdy poświęciłam tej książce całą swoją uwagę i czytałam praktycznie bez przerwy, dostrzegłam magię tej powieści. Teraz już wiem, że moje początkowe obawy były niepotrzebne. W ogóle nie wiem skąd mogły się wziąć, ponieważ ta książka jest genialna. Wydawało mi się, że skoro wszystkim ta książka się spodobała, to pewnie ja będę tym beznadziejnym wyjątkiem. Jednak moja rezerwa doszła do głosu na samym początku, a potem wodze przejął zachwyt.

Jestem zauroczona Jude i Noah. Strasznie polubiłam to tak różne osobowościowo, ale jednak ogromnie bliskie sobie bliźniacze rodzeństwo. Trudno mi nawet powiedzieć, które z nich lubię bardziej, gdyż oboje są pełnokrwistymi, barwnymi i oryginalnymi postaciami. Jestem pewna, że większość rodzeństw, nie tylko tych bliźniaczych, utożsami się z historią i relacją między tymi dwojga. Jude i Noah to postacie, które pogubiły się w trakcie dorastania. Gdzieś w zazdrości o uczucia rodziców, zapomnieli o tym, jacy ważni są dla siebie. Zgubili tę nić porozumienia, którą byli połączeni jeszcze przed narodzinami. Każde z nich poszło w swoją stronę, nie wiedząc, co dzieje się w życiu drugiego. Stali się swoimi przeciwieństwami, osobami, którymi nigdy nie chcieli się stać. Ponadto bardzo spodobała mi się postać Guillerma. Jego łamany angielski, był strasznie autentyczny i wzruszał mnie nieraz. Bardzo podobało mi się wplątanie w całą historię sztuki i malarstwa. Jude i Noah są osobami wrażliwymi, które posiadają niesamowity talent. Talent, który może być przekleństwem lub zbawieniem.

"Kiedy spotykasz pokrewną duszę, to tak jakbyś wszedł do domu, w którym już kiedyś byłeś - rozpoznajesz meble, obrazy na ścianach, książki na półkach, zawartość szuflad: znalazłbyś tam drogę nawet po ciemku."

Czasami zdarzają się książki, których bohaterowie po jakimś czasie nam umykają, gdzieś się zacierają i nie możemy sobie przypomnieć ich imion i charakteru. W tym przypadku jest odwrotnie. Autorka stworzyła niesamowicie realistyczne postacie, o których zawsze będę pamięć. Cała historia jest bardzo wzruszająca. Trudno przy niej nie uronić łzy i nie zaśmiać się. Ogromnie podobał mi się klimat powieści, język autorki i oczywiście biblia babci Sweetwine. Jest to rzecz, która za każdym razem sprawiała mi niesamowitą radość i uśmiech. Ba, z wielką niecierpliwością czekałam na te wersy. Ponadto chcę zwrócić uwagę na świetną okładkę, która skradła moje serce od pierwszego spojrzenia.

"Oddam ci słońce" to książka o miłości, nie tylko rodzinnej, ale również tej romantycznej, która występuje pomiędzy dwojgiem ludzi. To opowieść o trudnych wyborach, poszukiwaniu samego siebie i wzajemnym zrozumieniu swoich uczuć. Relacje, jakie występują między bohaterami momentami bywają piękne i silne, a czasami wręcz toksyczne. Jandy Nelson napisała powieść, która wielu osobom pomoże naprawić relacje z bliskimi osobami i zrozumieć swoje emocje. Jestem szczerze zakochana w tej powieści. Oddałabym za nią cały świat.

Gdy zaczynałam czytać tę książkę, byłam pewna, że to kolejna powieść, która co najwyżej przypadnie mi do gustu. Teraz oddałabym za nią słońce, księżyc, góry i wszystkie kwiaty świata.

Jude i Noah, bliźniacze rodzeństwo, które kiedyś czytało sobie w myślach, kończyło za siebie zdania i skoczyłoby za sobą w ogień, teraz oddaliło się od siebie o lata świetlne. Dawniej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedno z najlepszych uczuć mola książkowego, to moment, gdy zacznie czytać nową serię, która bardzo przypadnie mu do gustu i zaraz po przeczytaniu pierwszej książki może sięgnąć po drugą. Miałam wielkie szczęście móc doświadczyć tego przy powieściach Anne Bishop. Nie byłam pewna czy seria "Inni" przypadnie mi go gustu. Jednak gdy tylko zaczęłam czytać pierwszą część, byłam pewna, że jest to seria, w której zakochuje się od pierwszego przeczytania.

Po wielkiej śnieżycy w Lakeside, miasto wraz z Dziedzińcem zaczyna powoli wracać do codziennego rytmu pracy. Wprawdzie ludzie mają za złe Innym, że ci ich zaatakowali, a ruch w sklepach na Dziedzińcu drastycznie zmalał, to jego mieszkańcy nie przejmują się tym faktem. Na ich drodze stanie kolejny, poważny problem. Meg coraz częściej odczuwa potrzebę cięcia się, a gdy w swoich wizjach widzi krew i czarne pióra na śniegu, Simon Wilcza Straż zastanawia się czy jej wizja dotyczyła przeszłych ataków czy tych nadchodzących. Ponadto na ulicach pojawiły się dwa nowe narkotyki, które wrogo nastawiają na siebie ludzi i Innych. Simon wraz z pomocą swoich przyjaciół i ludzi, którzy z nim żyją, musi pokonać człowieka, który więzi cassandra sangue.


Anne Bishop, po raz kolejny zabrała mnie do świata istot Namid. Po raz kolejny zostałam wciągnięta w wir wydarzeń i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Bardzo spodobał mi się fakt, że akcja powieści w drugiej części nastąpiła praktycznie do razu po tych skończonej w części pierwszej. Ten zabieg sprawił, że czytelnik cały czas jest na biężąco i dokładnie pamięta wydarzenia z ostatniego tomu. Bohaterowie powieści po raz kolejny muszą zmierzyć się z przeciwnościami losu i zawalczyć o życie nie tylko Meg, ale również pozostałych wieszczek krwi. Dzięki nowym wydarzeniom, relacjom i postaciom, które wpłyną na życie Dziedzińca, nasi bohaterowie rozwijają się i dojrzewają. Podejmują decyzje z dnia na dzień, które wpływają na ich charakter i życie. Zainteresował mnie rozwój postaci Simona, Vlada i Blaira. Ich przemianę i dojrzewanie widać gołym okiem. Zmienia się ich stosunek do ludzi pracujących na Dziedzińcu i znajdujących się poza nim. Stają się mniej impulsywni w stosunku do Meg i potrafią zachować zimną krew.
Bardzo spodobało mi się wprowadzenie nowych postaci, które nie pochodzą z Lakeside tylko innych części Namid. Jestem ciekawa dalszego losu Steve'a i Intuitów, których obecność dodała powieści świeżości. Świat wykreowany przez Anne Bishop nadal fascynuje i zaskakuje. Wciąga czytelnika i pozwala mu zapomnieć o otaczającej go rzeczywistości. Język i styl autorki jest jasny i przejrzysty. Dla czytelnika to przyjemność obcować z taką książką.

"Morderstwo wron" to świetna kontynuacja serii "Inni". Anne Bishop utrzymuje poziom pierwszej części, a nawet go podnosi. Niesamowite zwroty akcji, ciekawi i dopracowani bohaterowie, świat który zaskakuje na każdym kroku, to tylko pare przykładów, które czekają na czytelników. Jestem pod ogromnym wrażeniem wyobraźni i warsztatu umiejętności autorki. Gorąco polecam!

Jedno z najlepszych uczuć mola książkowego, to moment, gdy zacznie czytać nową serię, która bardzo przypadnie mu do gustu i zaraz po przeczytaniu pierwszej książki może sięgnąć po drugą. Miałam wielkie szczęście móc doświadczyć tego przy powieściach Anne Bishop. Nie byłam pewna czy seria "Inni" przypadnie mi go gustu. Jednak gdy tylko zaczęłam czytać pierwszą część, byłam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Anne Bishop, była dla mnie jedną z tych pisarek, o których jest głośno, ale cały czas miałam problem z trafieniem na jej powieści. Słyszałam wiele pozytywnych słów o jej cyklu "Czarne Kamienie" (który oczywiście chcę przeczytać) i naczytałam się wielu pozytywnych opinii o jej książkach. Szczerze mówiąc, zaczął mnie irytować fakt, że jeszcze nie przeczytałam żadnego jej dzieła. W końcu udało mi się trafić, na jej cykl "Inni", więc od razu zaczęłam go czytać. Byłam ogromnie ciekawa, co też pani Bishop serwuje swoim czytelnikom, że tracą dla niej głowę. Teraz już wiem.

Podczas jednego z mroźnych, zimowych dni na Dziedziniec w Lakeside, trafia Meg Corbyn. Jest jasnowidzącą, która widzi przyszłość, gdy rozetnie sobie skórę i pojawi się na niej krew. Dziewczyna ucieka przed Kontrolerem, który chce mieć cały czas wgląd w jej wizje. Na Dziedzińcu poznaje Simona Wilczą Straż, który jest zmiennokształtnym i zatrudnia ją w roli łącznika z ludźmi. Od samego początku Simon zdaje sobie sprawę, że Meg jest tajemnicza i coś ukrywa, jednak jego instynkt nakazuje mu, dać jej pracę. Gdy w końcu dowiaduje się, że Meg ściga rząd, musi podjąć decyzję czy uratuje dziewczynie życie i będzie jej bronił, czy wyda ją w ręce Kontrolera.

Bardzo lubię książki, które posiadają opisy na tyle szczegółowe by zaciekawić czytelnika i pomóc mu zwizualizować sobie w głowie to, co autor sam miał na myśli, ale na tyle mało szczegółowe by czytelnik nie umarł z nudów nad tekstem. Anne Bishop wstrzela się w to idealnie. Świat przedstawiony w "Pisane Szkarłatem" jest fascynujący. Już na samym początku książki, możemy znaleźć mapę świata Namid, który jest podobny do naszej planety, jednak w pewien sposób inny. Z każdą kolejną stroną, odkrywałam Namid i wraz z mapą, śledziłam losy bohaterów oraz kreowałam świat w głowie. Autorka zbudowała świat niby ludzki, ale jednak zamieszkiwany przez wampiry, zmiennokształtnych (Wilki, Wrony, Jastrzębie) i wiele innych istot, które doświadczają niesamowitych wydarzeń. Bardzo spodobała mi się pewna tajemnicza dziewczynka, tańcząca na lodzie, która okazała się Zimą. Jeszcze w żadnej książce, którą czytałam nie występowały Pory Roku, które naprawdę mają ogromny potencjał. Jak widać, Bishop zdała sobie z tego sprawę i wprowadziła je, jako element zaskoczenia, który mam nadzieję w dalszych częściach powieści będzie zaskakiwał.

Jak już wspomniałam, świat Namid zamieszkany jest nie tylko przez ludzi, ale również przez Innych, co wiąże się z dużą ilością bohaterów do zapamiętania i kojarzenia. Bałam się, że będzie ich tak dużo i będą tak mało wyraziści, że zginą gdzieś w zakątkach mojej pamięci. Na szczęście postaci wykreowanych przez Anne Bishop nie można zapomnieć i pomylić z jakimikolwiek innymi. Bardzo polubiłam postać Meg, która jest wycofana, delikatna, ale jednocześnie odważna i stanowcza. Wkroczyła w życie Innych z dużym impetem. Niektórych zadziwiała, innych zaczęła denerwować. Jednak jedno jest pewne - zrobiła coś, czego nikt inny przed nią nie dokonał. Kolejną z postaci, które polubiłam praktycznie od razu, była Zima. Wywarła na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, mimo swojego ciekawego charakterku. Ogólnie rzecz biorąc każda z postaci jest charakterystyczna, wyrazista i zapadająca w pamięć. Ciekawa jestem jak autorka rozwinęła ich losy i jak bardzo odkryje przed nami ich osobowości. Większość z nich jest tajemnicza i intrygująca, przez co czytelnik chce ich poznawać więcej i więcej.

"Założyła ręce na piersi, wyjrzała przez boczne okno i mruknęła pod nosem:
- Zły Wilk.
W odpowiedzi Simon roześmiał się głośno."

"Pisane szkarłatem" to świetny początek, ciekawie zapowiadającej się serii "Inni". Zakochałam się w tej historii po uszy, dzięki niezwykłej wyobraźni autorki i pióra, które sprawia, że czytanie to czysta przyjemność. Mam nadzieję, że kolejne części są równie interesujące i wciągające jak ta. Gorąco polecam!

Anne Bishop, była dla mnie jedną z tych pisarek, o których jest głośno, ale cały czas miałam problem z trafieniem na jej powieści. Słyszałam wiele pozytywnych słów o jej cyklu "Czarne Kamienie" (który oczywiście chcę przeczytać) i naczytałam się wielu pozytywnych opinii o jej książkach. Szczerze mówiąc, zaczął mnie irytować fakt, że jeszcze nie przeczytałam żadnego jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy ktokolwiek z was pozwala na to, by jakaś obca osoba decydowała o tym co jecie, jak się ubieracie, gdzie mieszkacie, co robicie lub z kim macie być? Podejrzewam, że nikt. Jednak w świecie stworzonym przez Ally Condie to zjawisko powszechne.

Społeczeństwo wie, co jest najlepsze dla jego mieszkańców. Cassia od zawsze ufała Społeczeństwu. Nigdy nie sprzeciwiała się jego zasadom, wierzyła, że pragną wszystkiego co najlepsze. Do czasu jej pierwszej uroczystości Doboru. Gdy na ekranie pojawia się twarz Xandera, jej najlepszego przyjaciela, Cassia nie ma wątpliwości, że to jest jej idealny partner. Do momentu, gdy następnego dnia, podczas sprawdzania informacji o partnerze, pojawia się twarz Ky'a Markhama. Społeczeństwo wmawia jej, że to mała usterka, jednak Cassia nie może przestać myśleć o Ky'u. Gdy zaczynają się do siebie zbliżać, dziewczyna zaczyna wątpić w nieomylność Społeczeństwa.

Odkąd trafiłam na tę książkę, miałam wielką ochotę by ją przeczytać. Trochę czasu minęło, zanim wpadła mi w ręce, ale w końcu udało się. Muszę przyznać, że nie zawiodłam się, ale również nie zachwyciłam tak bardzo jakbym chciała. Książkę czytało się naprawdę przyjemnie i szybko, Bohaterowie byli różnorodni. Cassia momentami strasznie mnie irytowała, Xander wydawał mi się mdły i nijaki, zaś jedyną ciekawą postacią był Ky. Tajemniczy, inteligenty, sprytny i zabawny. Bardzo mnie interesuje jego historia, która nie wybrzmiała do końca. Zostawiła za sobą przynętę, którą chętnie chwyciłam. Sama fabuła dosyć ciekawa, aczkolwiek takich historii jest na rynku obecnie bardzo dużo. Myślałam, że Condie wymyśli coś, czego nie spotkałabym w innych powieściach, jednak nie doczekałam się tego. Na plus zasługuje fakt, że autorka potrafi tak opisać otoczenie/tło akcji, że czytelnik bez najmniejszego problemu, przenosi się do fikcyjnego świata.

"Dobrani" to książka, przy której łatwo się zrelaksować i oderwać od rzeczywistości. Jest takim czasoumilaczem, który idealnie spełnia swoją rolę. Na pewno nie jest to książka, którą pochłaniamy w jeden dzień, bo jest tak genialna, że po prostu nie da się inaczej. Jednak to przyjemna dla oczu i umysłu powieść, która pokazuje, że nie można ślepo ufać władzy. Nie można godzić się na traktowanie siebie jak przedmiotu, który bezwolnie podąża za słowiem i wierzy w nie bezgranicznie. Człowiek jest jednostką, podmiotem tego świata. Dlatego trzeba się buntować gdy sytuacja tego wymaga lub po prostu wtedy, kiedy walczymy o swoje szczęście.

Czy ktokolwiek z was pozwala na to, by jakaś obca osoba decydowała o tym co jecie, jak się ubieracie, gdzie mieszkacie, co robicie lub z kim macie być? Podejrzewam, że nikt. Jednak w świecie stworzonym przez Ally Condie to zjawisko powszechne.

Społeczeństwo wie, co jest najlepsze dla jego mieszkańców. Cassia od zawsze ufała Społeczeństwu. Nigdy nie sprzeciwiała się jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam dużą słabość do Żulczyka, od momentu przeczytania "Ślepnąc od świateł". Jego debiutancka książka "Zrób mi jakąś krzywdę", która dla mnie również była debiutem pod względem poznania twórczości, podobała mi się, ale nie zachwycała tak mocno. Tak więc gdy już doznałam tej zniewalającej z nóg słabości, ruszyłam z impetem na pozostałe książki autora. Musze przyznać, że to było jedno z największych doznań i zaskoczeń książkowych, jakie przydarzyły mi się od dłuższego czasu. Żulczyk mnie po prostu rozłożył na łopatki i było to bardzo przyjemne. Więc gdy usłyszałam, że "Instytut" zostaje wznowiony ponownie z poprawkami od pisarza, to od razu poleciałam do sklepu i kupiłam egzemplarz dla siebie. Pierwotnej wersji nie czytałam, ale wznowienie...petarda.

Agnieszka mieszka w Instytucie wraz ze swoimi znajomymi. Wieczorami pracuje za barem, a w ciągu dnia, jako charakteryzatorka. Wiedzie z pozoru normalne życie, gdyby nie fakt, że pewnego dnia wraz ze współlokatorami, zostaje zamknięta w mieszkaniu. Nie wie, kim są Oni, którzy ich zamknęli. Nie wie, czego chcą, po co to robią i dlaczego właśnie ich obrali, jako swój cel. Jedyne co wie, to fakt, że nie wypuszczą ich tak łatwo. Nie mają dostępu do telefonu, internetu, sąsiedzi wyparowali, a świat za oknem zamarł. Z godziny na godzinę rośnie panika, współlokatorzy zaczynają wariować, a ludzie ginąć. Światło dzienne ujrzą tajemnice z przeszłości, a życie Agnieszki zmieni się na zawsze.

Czytałam opinie o pierwszej wersji "Instytutu" i nie były jakoś specjalnie emocjonujące. Szczerze mówiąc, gdybym nie znała Żulczyka wcześniej, a sugerowała się opiniami innych ludzi, raczej nie sięgnęłabym po tę książkę. Jednak tym razem było inaczej. Wydanie drugie, poprawione jest po prostu niesamowite. Wprawdzie nie mam porównania z pierwszym, ale na temat drugiego mam same pozytywne odczucia. Od samego początku byłam zachwycona pomysłem na fabułę powieści i kompletnie się na niej nie zawiodłam. Ta książka jest tajemnicza, nieprzewidywalna, refleksyjna i - co najważniejsze - pełna napięcia. Czytałam ją z zapartym tchem i wręcz nie mogłam się od niej oderwać. Musiałam przeczytać ją od razu, a uwierzcie mi, jest o czym czytać.
Główna bohaterka Agnieszka, jest osobą, która może wzbudzać bardzo dużo uczuć w czytelniku. Jest odważna, czasami lekkomyślna, mądra i jest jedną z tych osób charakterem, o których się nie zapomina. Jednak sytuacja, w której się znajduje, zaczyna ją łamać, pokazywać jej wrażliwą, kobiecą stronę. Podobnie jest z pozostałymi postaciami. Każda z nich jest wyrazista, moglibyśmy je przypisać do różnych typów subkultur. Lecz w obliczu zamknięcia, wszyscy zaczynają odkrywać w sobie nieznane wcześniej przestrzenie, co w sumie jest paradoksem. To zabawne, że w otaczającym nas świecie, który oferuje nam tak wiele doznań, jesteśmy zamkniętą księgą, niedostępną dla nikogo. Zaś w sytuacji wyizolowania, otwieramy się jak kwiaty na wiosnę. Jednak to pokazuje, że tylko gdy jesteśmy przyparci do muru, odkrywamy granice swoje człowieczeństwa.

Po raz kolejny zachwycam się Żulczykiem. Ten mężczyzna ma niebywały talent przekonywania do siebie ludzi za pomocą swoich książek. Ja już dawno kupiłam Żulczyka i lecę za nim w ciemno. Uważam, że trzeba mieć niesamowity dar, by ludzie ufali twojej osobie, twórczości tylko za sprawą pióra. Tak więc, zostawiam Was ze słowami, które wyrażają wszystko.

Mam dużą słabość do Żulczyka, od momentu przeczytania "Ślepnąc od świateł". Jego debiutancka książka "Zrób mi jakąś krzywdę", która dla mnie również była debiutem pod względem poznania twórczości, podobała mi się, ale nie zachwycała tak mocno. Tak więc gdy już doznałam tej zniewalającej z nóg słabości, ruszyłam z impetem na pozostałe książki autora. Musze przyznać, że to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Minęło już pięć lat od poznania Maggie Stiefvater i cztery lata, od kiedy poluję na "Wyścig śmierci". To zabawne, jak z niektórymi książkami jest nam nie po drodze. Im bardziej chcemy je przeczytać, tym bardziej nam się wymykają. Tak więc, przyszło mi czekać cztery długie lata na to, by przeczytać książkę w dwa dni. Kolejna, absurdalnie śmieszna sprawa z czasem. Jednak w końcu mi się udało. Warto było mijać się te cztery lata, by przypomnieć sobie, że tęsknota za twórczością autorki nie była bezpodstawna.

Na niewielkiej wyspie Thisby, aż tętni od wiadomości, iż w corocznym Wyścigu Skorpiona weźmie udział kobieta. Wyścigu, w którym można zdobyć sławę i pieniądze lub zginąć. Jeźdźcy na swoich wodnych koniach - pięknych aczkolwiek śmiertelnie niebezpiecznych - muszą zrobić wszystko by dotrzeć do mety. Puck jest pierwszą kobietą, która bierze udział w wyścigu mimo sprzeciwu mieszkańców wyspy. Sean, czterokrotny zwycięzca, po raz kolejny stanie do walki o zwycięstwo. On ściga się żeby wygrać, ona żeby przetrwać.

Ci, którzy nie mieli jeszcze okazji poznać twórczości autorki, nie są w stanie wyobrazić sobie jak bardzo tęskniłam za tą "nostalgiczną" atmosferą, która towarzyszy powieścią Stiefvater. To jak zjedzenie smakołyka, którego nie jadło się od wielu lat. Dopiero po skonsumowaniu, zdajemy sobie sprawę jak bardzo nam tego brakowało. Autorka oczarowała mnie po raz kolejny swoją wyobraźnią, sposobem myślenia i co najważniejsze kreatywnością. Ogromnie podoba mi się jej sposób wykorzystania legend tudzież mitów, czerpania tego, co się chce i modyfikowania wedle swoich potrzeb. To sprawia, że jej historie, mimo iż w jakimś stopniu powiązane ze znanymi bądź nie opowieściami, nabierają charakteru typowego dla autorki. Tak było w wypadku "Drżenia" i stało się z "Wyścigiem śmierci".
Stiefvater po raz kolejny serwuje nam paletę, różnorodnych i barwnych postaci. Bardzo polubiłam Puck, która jest niesztampowa, odważna, momentami pyskata i niezwykle dojrzała. Jest to bez wątpienia dziewczyna z pazurem, historią i dużą odpowiedzialnością noszoną na barkach. Zaś Sean idealnie odgrywa rolę mężczyzny, za którym niejedna czytelniczka poszłaby w ogień. Wprawdzie nie jest to książę na białym koniu, bardziej dziwak na niebezpiecznym "each uisce", lecz nadal jest niezwykle pociągający. Jego charakter jest złożony, a uczucia, które w sobie skrywa wyjątkowo magnetyczne. Oczywiście reszta bohaterów jest równie niezwykle ciekawa i momentami tajemnicza. Byłam i nadal jestem strasznie ciekawa dalszych losów niektórych bohaterów.

"Mama mówiła, że pewne rzeczy nie dzieją się bez powodu, że czasami przeszkody są po to, żeby powstrzymać nas przed popełnianiem głupstw. Często mi to powtarzała. Ale kiedy powiedziała to samo Gabe'owi, tata wytłumaczył mu, że czasami to po prostu znak, że trzeba się bardziej postarać."

Tak jak wspominałam, charakterystyczną cechą powieści Stiefvater jest ich nostalgia. Mimo iż akcja rozwija się z każdą przerzuconą stroną i wydawać by się mogło, iż jedyne, co będzie siedziało w głowie czytelnika to odwieczne pytanie: "co dalej?!", to w tym przypadku dochodzą do tego jeszcze inne odczucia. Każda przeczytana dotąd przeze mnie powieść autorki ma swoją aurę tajemniczości i nostalgii. Zawsze wyobrażam to sobie jak jakąś mgłę, niewidzialną otoczkę, która otula całe dzieło i jest jego kwintesencją. Kiedyś przypisywałam to historii bohaterów z różnych książek pisarki, teraz po prostu uważam, że to jest jak niewidzialny podpis, który wieńczy twórczość.

Niemniej jednak jestem oczarowana i ciągle zakochana w stylu Maggie Stiefvater i z czystym sercem mogę polecić tę książkę każdemu, kto lubi niestereotypowe powieści. Ja nadal z wielką przyjemnością będę szukała, a następnie wnikała do świata twórczyni. Was również zachęcam i życzę niezapomnianych wrażeń.

Minęło już pięć lat od poznania Maggie Stiefvater i cztery lata, od kiedy poluję na "Wyścig śmierci". To zabawne, jak z niektórymi książkami jest nam nie po drodze. Im bardziej chcemy je przeczytać, tym bardziej nam się wymykają. Tak więc, przyszło mi czekać cztery długie lata na to, by przeczytać książkę w dwa dni. Kolejna, absurdalnie śmieszna sprawa z czasem. Jednak w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Panika to gra, o której każdy słyszał, ale nikt nic o niej nie wie. Nikt nie wie, kim są sędziowie, kto ustala zasady gry i czuwa nad przebiegiem jej realizacji. Każdy, kto weźmie w niej udział, jest zmuszony do przekraczania własnych granic, wychodzenia ze swojej strefy komfortu i bezpieczeństwa oraz zmierzenia się z najgłębszymi lękami.
Heather od zawsze gardziła uczestnikami Paniki i nigdy nie miała zamiaru wziąć w niej udziału. Jednak gdy chłopak, rzuca ją dla innej, pełna bólu, rozczarowania i wściekłości, postanawia wziąć udział w grze. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek to zrobi. Aż do tego lata.

Czekałam. Z dużą niecierpliwością i ciekawością, gdy tylko dowiedziałam się, kiedy jest premiera. Naprawdę nie mogłam się doczekać, aż wejdę do księgarni, wezmę ją do ręki i zabiorę ze sobą by móc się zaczytać. Pozytywne opinie czytelników, jeszcze bardziej wzmagały mój czas oczekiwania. Więc gdy w końcu ją miałam, rzuciłam się do czytania jak ostatnia wariatka. I właśnie wtedy nadszedł ten moment...

Rozczarowanie. Jak ja strasznie tego nie lubię. To jedna z najgorszych rzeczy, jaka może przytrafić się czytelnikowi, który nie dość, że bardzo lubi inne książki autora, to z taką niecierpliwością wyczekiwał na nową. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem, aż tak zawiodłam się na autorze, którego twórczość znam i lubię.
Muszę przyznać, że liczyłam na coś...dojrzalszego? Chyba tak mogę to nazwać. Nie wiem, czy to ja się już starzeję, czy po prostu ta książka jest dla mnie ciut za naiwna. Odnoszę wrażenie, że trylogia "Delirium" była znacznie bardziej dojrzała od "Paniki" pod każdym względem. Bohaterowie są oczywiście postaciami różnorodnymi, pełnymi własnych problemów, ale jednocześnie zjednoczonymi przez Panikę. To właśnie ona sprawia, że praktycznie obcych sobie ludzi zaczyna łączyć coś wyjątkowego. I wszystko byłoby super, gdyby nie fakt, że jedynymi ciekawymi postaciami były Anne i Lily. Tylko one w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób, przykuły moją uwagę i tak naprawdę to dla nich czytałam tę książkę. Główna bohaterka, Heather jest dla mnie strasznie nijaka i nudna. Strasznie współczułam jej w związku z sytuacją rodzinną, ale to nie jest wymówka by robić z niej tak flegmatyczną postać.
Na samym początku myślałam, że Panika swoim ogólnym zarysem będzie niejako kopią Igrzysk Śmierci. Cóż, wiele ich nie różni, aczkolwiek cieszę się, że Panika i jej zasady były bardziej ludzkie, realne w porównaniu do Igrzysk Śmierci. To i sytuacje rodzinne bohaterów nadały tej książce wiarygodności i sprawiły, że czytelnik może się w dużym stopniu utożsamiać z postaciami. Niestety nawet takie plusy, nie zagwarantowały mi uczucia napięcia, ciekawości i wręcz żądzy by jak najszybciej dowiedzieć się co będzie dalej. O ile poprzednie książki Lauren Oliver niosły za sobą jakąś głęboką refleksję, tak w "Panice" ta refleksja jest dosyć płytka. Jest mi strasznie przykro i źle, że zostałam zmuszona do wyrażenia takiej opinii. Naprawdę liczyłam na coś lepszego, o wiele lepszego.

"Panika" jest jak na razie najsłabszą książką autorki w porównaniu do poprzednich, które zostały wydane w Polsce. Miałam nadzieję, że to będzie kolejna wciągająca i zapierająca dech w piersi powieść, ale się zawiodłam. Niemniej jednak czyta się ją bardzo szybko, choć nie chcę już wyrokować, co za tym stoi. Mam nadzieję, że kolejne powieści Oliver będą dorównywały poprzedniczkom, a nie rozczarowywały czytelnika jak "Panika".

Panika to gra, o której każdy słyszał, ale nikt nic o niej nie wie. Nikt nie wie, kim są sędziowie, kto ustala zasady gry i czuwa nad przebiegiem jej realizacji. Każdy, kto weźmie w niej udział, jest zmuszony do przekraczania własnych granic, wychodzenia ze swojej strefy komfortu i bezpieczeństwa oraz zmierzenia się z najgłębszymi lękami.
Heather od zawsze gardziła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Restart dostałam wraz z paczką, której zawartości nie znałam. Gdy przeczytałam opis, byłam bardzo ciekawa tej książki. Jednak ze smutkiem muszę stwierdzić, że bardzo się na niej zawiodłam. Dawno nie poczułam takiego rozczarowania, po tak ciekawie zapowiadającej się powieści.

Wren Conolly została trzykrotnie postrzelona w klatkę piersiową. Obudziła się po 178 minutach, jako Restart. Szybsza, silniejsza, odporniejsza na urazy i pozbawiona emocji. Wren jest najbardziej martwym Restartem, służącym Korporacji Odnowy i Rozwoju Populacji. Jej praca polega na polowaniu na przestępców i szkoleniu nowych Restartów. Jednak jej nowy podopieczny okazuje się być najgorszym spośród wszystkich. To Callum, który obudził się po 22 minutach. Jest słaby, wolny i ma w sobie mnóstwo emocji, które dowiodą, że Wren również ich nie zatraciła. Lecz gdy Callum odmawia wykonania rozkazu, Wren dostaje ostatnią szansę na przyporządkowanie go do ogólnie panujących zasad. W innym przypadku, będzie musiała go zlikwidować...


Książki young adult stały się ostatnio bardzo popularne. Właśnie taką książką jest Restart. Za sam pomysł z restartowaniem należą się autorce brawa. Wydawać by się mogło, że wykorzystano już wszystkie pomysły, jednak Amy Tintera udowodniła, że potrafi zaskoczyć (przynajmniej pod tym względem). Oprócz pomysłu na fabułę, bardzo spodobała mi się główna bohaterka. W końcu jakaś silna dziewczyna z powerem. Fakt, że praktycznie nie odczuwa emocji przypadł mi go gustu. Dzięki temu zabiegowi stała się jeszcze bardziej niedostępna i zimna. Czytałam książkę i naprawdę miałam nadzieję, że utrzyma swój poziom do końca. Jednak gdzieś od połowy, powieść staje się strasznie przewidywalna (nie mówiąc już nic o tym, że sam opis z tyłu książki zdradza nam, co się stanie w połowie tomu!). Zaczyna się robić strasznie słodko, bo od tej pory prym wiedzie wątek miłosny, a więc z nim ciągłe całowanie i wzdychanie. Nawet fragment sceny finałowej rozczarowuje. Spodziewałam się jakichś komplikacji, poświęceń, problemów, a tu nic. Wszystko poszło tak gładko i przewidywalnie, że skończenie tej książki stało się wybawieniem. Strasznie żałuję, że autorka zmarnowała aż tak dobry pomysł. To naprawdę mogła być świetna książka, która zachwycałaby z każdą przeczytaną stroną. Sam język Tintery jest przystępny i przyjemny w czytaniu. Niestety, odniosłam wrażenie, że w pewnym momencie pisarka straciła zapał i chęć do poprowadzenia tej powieści ku wyżynom, więc postanowiła na oczywiste rozwiązanie.


Restart powinien zachwycić wszystkie dziewczyny do szesnastego roku życia. I to tylko te, które nie miały okazji przeczytać dobrych pożeraczy czasu. Moim zdaniem ta książka jest do bólu oczywista i momentami za głupia dla niektórych czytelników. Wprawdzie druga część jest w przygotowaniu, ale już wiem, że jeżeli do niej zajrzę to tylko wtedy, gdy sama wpadnie mi w ręce. Wszystkim chętnym się przekonać czy ta książka naprawdę taka jest, życzę szybkiego czytania.

Restart dostałam wraz z paczką, której zawartości nie znałam. Gdy przeczytałam opis, byłam bardzo ciekawa tej książki. Jednak ze smutkiem muszę stwierdzić, że bardzo się na niej zawiodłam. Dawno nie poczułam takiego rozczarowania, po tak ciekawie zapowiadającej się powieści.

Wren Conolly została trzykrotnie postrzelona w klatkę piersiową. Obudziła się po 178 minutach,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Stanisława Lema nie muszę, mam nadzieję, nikomu przedstawiać. Pewnie wielu z was, czytelników niejedną jego pozycję ma już za sobą. Ja długo zwlekałam z poznaniem twórczości tego wybitnego pisarza. Na początku było to nieświadome działanie, które następnie zamieniło się w pewien cel. Oczywiście mogłam przeczytać jakąkolwiek jego powieść wiele lat wcześniej. Jednak z rozmysłem czekałam, aż dojrzeję do tego momentu. Jak się okazuje, czekanie było świetnym pomysłem.

Kelvin przybywa na obcą planetę w roli psychologa dla przebywających na niej naukowców. Ich zadaniem jest badanie tajemniczego oceanu, który w ogóle nie przypomina zbiornika wodnego. Na miejscu dowiaduje się, że główny szef ekspedycji popełnił samobójstwo. Co gorsza zauważa, że reszta pracowników zachowuje się dziwacznie. W krótkim czasie i główny bohater zacznie miewać kuriozalne wizje. Na domiar złego, osoby z przeszłości zaczną nawiedzać go nie tylko we śnie, ale również na jawie. Kelvin podejrzewa, że za pojawiającą się psychozą może stać ocean.

Decydując się na Lema wiedziałam, że będę miała do czynienia z niesamowitą książką. Od pierwszych stron autor wprowadza klimat, który pozwala sądzić iż mamy do czyniena z horrorem. Dopiero po chwili mój strach wszedł na niższy poziom. Niesamowite uczucie napięcia towarzyszyło mi jeszcze długo po zamknięciu książki. Cała powieść oprócz swojej fantastycznej otoczki, jest też powieścią filozoficzną. Sposób w jaki autor przedstawia istoty obce jest niewiarygodny. Jego wizje życia pozaziemskiego zachwycają, ale również przerażają. Czytając tę powieść cały czas czułam strach przed tym co odkryję wertując kolejne strony. To naprawdę niesamowite jaką moc posiadają słowa i jak łatwo mogą nami sterować.

Bardzo ciekawą rzeczą jest psychologiczny aspekt powieści Lema. W utworze pojawia się pytanie o granice ludzkiego poznania. Mogłoby się wydawać, że chodzi tu jedynie o poznanie świata zewnętrznego. Jednak prawdziwe sedno pytania tkwi w poznaniu granic wewnętrznych człowieka. I choć autor stawia wiele pytań natury filozoficznej to próżno szukać na nie odpowiedzi. Twórca nic nam nie narzuca. Raczej podsuwa myśli, które czytelnik może rozwinąć według własnego uznania lub pozostawić je takimi jakie są.
Mimo iż książka bardzo mi się podobała to zdaję sobie sprawę, że nie jest dla wszystkich. W swoich opisach, które mogą niektórych nużyć, autor używa języka naukowego mogącego sprawiać trudność niejednej osobie. Same opisy oceanu, mimo iż dla mnie są szalenie ciekawe, dla innych mogą być męczące i zbędne. Dlatego osoba chcąca czytać Lema musi być na to przygotowana i w sumie ciekawa tych informacji. Dzięki nim jesteśmy w stanie wyobrazić sobie jak to wszystko wygląda i z czym bohaterowie mają do czynienia.
Stanisław Lem to zauroczenie od pierwszego przeczytania.

"Człowiek wyruszył na spotkanie innych światów, innych cywilizacji, nie poznawszy do końca własnych zakamarków, ślepych dróg, studni, zabarykadowanych, ciemnych drzwi."

Stanisława Lema nie muszę, mam nadzieję, nikomu przedstawiać. Pewnie wielu z was, czytelników niejedną jego pozycję ma już za sobą. Ja długo zwlekałam z poznaniem twórczości tego wybitnego pisarza. Na początku było to nieświadome działanie, które następnie zamieniło się w pewien cel. Oczywiście mogłam przeczytać jakąkolwiek jego powieść wiele lat wcześniej. Jednak z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od czasu do czasu, lubię sięgnąć po książkę, która dla mnie samej będzie zaskoczeniem. Czasami są to biografie, powieści faktu lub wydania naukowe. Generalnie są to czytadła, które rzadko ruszam. Nigdy nie miałam do czynienia z Marią Czubaszek. Więc gdy wydawnictwo czerwone i czarne ukazało nową książkę pisarki, pomyślałam, że to świetna okazja do bliższego poznania.

"Dzień dobry, jestem z Kobry" to opowieści z życia Marii Czubaszek, które są zaprzeczeniem pochwały zdrowego trybu życia. To historie o tym jak pić niezdrowo wódkę, stracić wiarę w Boga czy nie przyjaźnić się z kobietami. Urocze, błyskotliwe i niezwykle zabawne losy autorki są w stanie podnieść na duchu niejednego smutasa. Uwierzcie mi, wiem co piszę. Gdy sięgałam po tę książkę, miałam naprawdę kiepski humor. Wystarczyło, że tylko ją otworzyłam, a od razu zaczęłam się śmiać. Z każdą kolejną stroną mój stan ulegał polepszeniu, aż do finiszu, gdy skończyłam czytać ze świetnym humorem.

Książka Marii Czubaszek to antyporadnik, który jest swoistą odpowiedzią na poradniki pojawiające się na rynku. Jednak obok zabawnych i lekkich anegdot, pojawiają się trudne i smutne tematy. Autorka opowiada o aborcji, eutanazji czy nieudanej próbie samobójczej. Na szczęście, te historie nie epatują patosem lecz głosem zdrowego rozsądku.
Jestem zdania, że panią Marię Czubaszek albo się kocha albo nienawidzi. Osobiście, skłaniam się ku miłości bo nie lubię nienawiści.

Przyznam, że dawno nie czytałam czegoś tak pozornie lekkiego i zabawnego jak ta książka. Wiele ciekawych anegdot, przemyśleń i mądrych słów. Ten antyporadnik sprawi, że będziecie się śmiać aż rozbolą was brzuchy i myśleć aż rozboli was głowa. Bez dystansu nie podchodźcie do tej książki. Wszystkim sztywniakom, odradzam nawet zerkanie na tę pozycję. Zaś tym, którzy do życia podchodzą z przymrużeniem oka, radzę jak najszybciej dorwać tę lekturę. Przeczytacie ją jednym tchem. Gwarantuję!

Od czasu do czasu, lubię sięgnąć po książkę, która dla mnie samej będzie zaskoczeniem. Czasami są to biografie, powieści faktu lub wydania naukowe. Generalnie są to czytadła, które rzadko ruszam. Nigdy nie miałam do czynienia z Marią Czubaszek. Więc gdy wydawnictwo czerwone i czarne ukazało nową książkę pisarki, pomyślałam, że to świetna okazja do bliższego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Maggie Stiefvater miałam okazję poznać cztery lata temu, gdy sięgnęłam po jedną z jej książek Drżenie. Od razu polubiłam twórczość autorki i z wielką chęcią sięgałam po jej książki. Tym razem padło na "Króla Kruków", na którego polowałam przez długi okres czasu. Maggie po raz kolejny udowodniła, że warto było czekać.

Blue wywodzi się z wielopokoleniowej rodziny wróżek. Choć sama nie potrafi przepowiadać przyszłości, to jest chodzącą baterią dla osób posiadających ów dar. Od czasu do czasu, pomaga wróżbitkom i wzmacnia ich dar podczas seansów z klientami. Co ważniejsze, nad Blue ciąży klątwa, zgodnie z którą zabije pocałunkiem mężczyznę w którym się zakocha. Jednak nastolatka nie przejmuje się tym przekleństwem, ponieważ nie ma zamiaru zadawać się z chłopakami. Ten idealny plan skomplikuje się gdy jej losy skrzyżują się z czterema uczniami elitarnej szkoły Aglionby, którzy pragną odnaleźć legendarnego Króla Kruków, Glendowera. Odtąd w spokojnym i cichym miasteczku Henrietta, zaczną się dziać dziwne rzeczy, a na światło dzienne wyjdą sprawy sprzed lat.

Wiecie za co, tak bardzo polubiłam tę autorkę? Za sposób prowadzenia akcji książki. Wiele osób po przeczytaniu krótkiego opisu powieści, może oczekiwać fajerwerek i szybkiej, dynamicznej akcji. Pod tym względem Maggie Stiefvater rozczarowuje takie osoby. W książkach autorki cały czas coś się dzieje, jednak akcja nie pędzi na złamanie karku. Jest przemyślana i spokojna, co nie oznacza, że jest nudna. Ogromnie przypadło mi do gustu takie prowadzenie powieści. Czytelnik ma możliwość dokładnego zagłębienia się w historię i samemu dochodzenia do wielu rzeczy. Ponadto twórczyni nadała tej książce aurę tajemniczości i szczyptę grozy, co daje świetny efekt przy tak kierowanej akcji.

Dużą zaletą książki są jej bohaterowie. Jest to piękna paleta fascynujących postaci, którzy od pierwszej strony wzbudzają emocje. Ich aututem jest różnorodność. Każda z tych postaci przedstawia różne typy osobowości, które razem dają ciekawą mieszankę temperamentów. Trzeba zwrócić uwagę na fakt, że każdy bohater został dopuszczony do głosu, co sprawia, że czytelnik ma szansę utożsamić się z nimi i jeszcze bardziej ich zrozumieć.
Oczywiście skoro mamy czterech chłopców i jedną dziewczynę, to wręcz obowiązkiem jest powstanie wątku miłosnego. Rozgrywa się on w tle powieści i jest bardzo fajnie poprowadzony. Uczucia, które rodzą się w Blue są delikatne i niejasne. Mimo iż mam swój typ, którego bohaterka zechce pocałować, to mam nadzieję, że autorka jeszcze nieźle pomiesza w jej życiu. W innym wypadku to byłoby dużym błędem, bo przecież miłość uwielbia szarpać naszymi emocjami i płatać figle.

Jak już wspomniałam, to nie jest moje pierwsze spotkanie z Maggie Stiefvater. Po przeczytaniu paru książek, nasunęła mi się pewna myśl. Nie jestem pewna czy to tylko mój wytwór wyobraźni czy prawda, jednak chcę się tym przemyśleniem podzielić. Ci, którzy czytali powieści autorki zauważyli, że w jej czytadłach występują wątki paranormal romance. W wielu innych lekturach są one głównym wątkiem i wręcz przytłaczają czytelnika. Natomiast w książkach Stiefvater ten wątek paranormal jest dosyć delikatny. Nie wylewa się z kartek powieści, nie razi po oczach i nie przytłacza umysłu. Za każdym razem mam wrażenie, że jest to taki mały smaczek, dodatek do jej książek. Jest to tak delikatne, spokojne i lekkie, że nie daje mi spokoju. Właśnie dzięki temu tak bardzo polubiłam Maggie. Odnoszę wrażenie, że na pierwszy plan zawsze wysuwa się człowiek i jego losy, a dopiero później wątki paranormal, które dodają książce tajemniczości.

Podsumowując, "Król Kruków" to bardzo fajna powieść, która przypadnie do gustu nie tylko nastolatkom. Świetnie poprowadzona akcja, ciekawa fabuła i nietuzinkowi bohaterowie to tylko pare czynników zachęcających do sięgnięcia po książkę. Po raz kolejny zostałam mile oczarowana piórem Maggie Stiefvater. Z miłą chęcią i szerokim uśmiechem na twarzy, zachęcam was do poznania świata autorki.

Maggie Stiefvater miałam okazję poznać cztery lata temu, gdy sięgnęłam po jedną z jej książek Drżenie. Od razu polubiłam twórczość autorki i z wielką chęcią sięgałam po jej książki. Tym razem padło na "Króla Kruków", na którego polowałam przez długi okres czasu. Maggie po raz kolejny udowodniła, że warto było czekać.

Blue wywodzi się z wielopokoleniowej rodziny wróżek....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po ostatnim ciągu kryminałów jakie przyszło mi czytać, miałam ochotę na coś lekkiego i niezobowiązującego. Szukałam książki, która pozwoli mi się oderwać i zrelaksować. Właśnie w ten sposób wpadła mi w ręce Gayle Forman, którą miło wspominam dzięki powieści Jeśli zostanę.
Ten jeden dzień to książka inna od poprzednich w dorobku Forman. Nie ma tu wielkich nieszczęść i dramatów, a jedynie zwykłe, codzienne życie. Życie, które staje się niezwykłe w jednym, nieoczekiwanym momencie.

Allyson to młoda amerykanka, która z natury jest spokojna, poukładana i posłuszna. Z okazji ukończenia szkoły średniej, rodzice sfinansowali jej wycieczkę po Europie, która ma być ostatnią szansą na relaks przed studiami medycznymi. Tak więc dziewczyna wraz ze swoją przyjaciółką Mel, spędza czas na zwiedzaniu ciekawych miejsc. I wszystko ułożyłoby się zgodnie z planem, gdyby nie ostatni dzień wakacji. Właśnie tego dnia Allyson wraz z Mel postanawiają odłączyć się od grupy i pójść na inny spektakl, niż ten zaplanowany przez opiekunkę grupy. To tam dziewczyna poznaje Willema. Chłopca żyjącego z dnia na dzień, który nie wie, co przyniesie jutro. Jest w nim coś magnetycznego, co nie pozwala Allyson o nim zapomnieć. Więc gdy następnego dnia Willem proponuje Allyson wyjazd do Paryża, ta wbrew swojej naturze zgadza się. Po raz pierwszy postanawia zrobić coś dla siebie i w zgodzie ze sobą.

Wybrałam książkę idealną. To właśnie takiej pozycji szukałam gdy miałam na myśli coś niezobowiązującego. Ten jeden dzień może wydawać się powieścią oklepaną i monotonną ze względu na temat, ale taka zdecydowanie nie jest. Autorka od samego początku dba o szczegóły książki i wie dokładnie jaki cel chce osiągnąć.
Mocną stroną powieści są jej bohaterowie i piękne opisy miejsc, które ich otaczają. Allyson, Mel i Willem to postacie różne, ale tak pięknie prawdziwe. Podczas czytania książki, w wielu momentach rozumiałam Allyson. Jej obawy, nadzieję i w końcu wielką odwagę by zacząć żyć według własnego planu. Doskonale rozumiałam jej relację z Mel, gdyż sama podobnej doświadczyłam. Co się tyczy Willema to postać, która ciągle intryguje. To właśnie jego tajemniczość i nieodparty urok sprawiają, że jest tak magnetyczny. Nie dziwię się Allyson, że wyruszyła z nim na przygodę swojego życia.
Gayle Forman w malowniczy sposób opisuje Paryż. Nie tylko jako miasto zakochanych, ale również jako miasto kontrastów. Czytając tę powieść, przymykałam oczy i pod powiekami widziałam to miasto. Jego uliczki pełne kamienic i słynnych francuskich restauracji. Ludzi, którzy celebrują każdą chwilę i cieszą się dniem. To pozwoliło mi jeszcze bardziej wczuć się w klimat powieści.

Historia Allyson pokazuje jaką krzywdę wyrządzamy sobie gdy budujemy nasze życie według planu rodziców. Gdy wbrew sobie postępujemy tak, by nie zawieść najbliższych nam osób. Postępujemy dokładnie według ich oczekiwań, zapominając o swoich pragnieniach i potrzebach. Gubimy swoje własne 'ja', które potem strasznie trudno dopuścić do głosu. Lecz nie ma rzeczy niemożliwych. Powieść Forman pokazuje również jak odważnym trzeba być by postawić na swoim. Jak wiele trudu wymaga powiedzenie słowa "nie" najbliższym nam osobom.
Ten jeden dzień uczy nas, by walczyć o swoje marzenia. Pokazuje, że nie musimy tkwić w klatce zbudowanej przez rodziców i w gruncie rzeczy nas samych. Wystarczy tylko raz dobitnie postawić na swoim i podążać za głosem swojego serca. Bo to życie jest nasze i mamy prawo robić z nim dokładnie to co chcemy. Trzeba się tylko przełamać. Dzięki temu nasze zwykłe życie, zamieni się w niezwykłe.

Po ostatnim ciągu kryminałów jakie przyszło mi czytać, miałam ochotę na coś lekkiego i niezobowiązującego. Szukałam książki, która pozwoli mi się oderwać i zrelaksować. Właśnie w ten sposób wpadła mi w ręce Gayle Forman, którą miło wspominam dzięki powieści Jeśli zostanę.
Ten jeden dzień to książka inna od poprzednich w dorobku Forman. Nie ma tu wielkich nieszczęść i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podobno błądzić jest rzeczą ludzką, a wybaczać może tylko miłość. Przez całe nasze życie doświadczamy ogromnej ilości emocji. Niektórych z nich pożądamy, innych w ogóle nie chcielibyśmy czuć. Na niektóre mamy wpływ. Na inne zaś nie. Często nasze uczucia uzależnione są od postępowania innych osób. Nie zawsze możemy przewidzieć jak zachowa się druga osoba. Nie zawsze jesteśmy w stanie zrozumieć, że jej postępowanie miało na celu nas ochronić. Szczególnie wtedy gdy czujemy się urażeni, samotni, zapomniani. Dopiero później gdy opadną emocje, gdy spojrzymy na wszystko z szerszej perspektywy, poznamy tajemnice i pobudki jakie kierowały daną osobą, zdajemy sobie sprawę jak bardzo się myliliśmy. Dopiero wtedy dostrzegamy, że wina leży po obu stronach. Właśnie wtedy uczymy się wybaczać.

Życie Gabrieli Kern nabrało leniwego tempa odkąd zamieszkała na Mazurach. Ceniona pisarka i spełniona matka żyje swoim pozornie poukładanym życiem i cieszy się samotnością, niedocenianą przez wielu ludzi. Nie pragnie deklaracji, zobowiązań ani zaangażowania miłosnego. Cieszy się wolnością i niezależnością, którą tak bardzo sobie ceni. Jednak nadchodzi upalne lato, a wraz z nim premiera kontrowersyjnej książki Gaby o swoim ojcu, znanym opozycjoniście. Kobieta będzie zmuszona do rozliczenia się z historią, która z osobistych przyczyn nie jest prosta. Mało tego, nieoczekiwany telefon przywoła nieprzyjemne sprawy z przeszłości, które już dawno zamknęła w pudle i schowała głęboko w szafie. Powróci wspomnienie brzemiennego w skutkach pobytu na wakacjach we Francji. Gaba będzie zmuszona stawić czoło duchom przeszłości, rozwikłać rodzinne tajemnice i zajrzeć w głąb siebie. Czy będzie gotowa wybaczyć dawne krzywdy?

Muszę przyznać, że z niecierpliwością czekałam na kolejną część cyklu "Upalne lato". Tym bardziej, że są to książki ukazujące historie pokolenia trzech kobiet. Zaczęło się od Marianny, następna była Kalina i w końcu tytułowa Gabriela. Każda z tych kobiet żyła w innych czasach. I tak rytm historii nadawało dwudziestolecie międzywojenne, okupacja, prl i czasy współczesne. Co ciekawe, styl i język autorki został dostosowany do czasów w których toczyła się akcja powieści. To bardzo fajny zabieg, który jeszcze bardziej oddaje klimat książki i podkreśla realistyczność historii. Na dodatek pisarka idealnie oddała nastrój małej wsi na Mazurach i dużego miasta jakim jest Warszawa. Czytając fragmenty książki w których Gaba przebywała na wsi, czułam się tak jakbym przeniosła się tam z nią. Opisy przyrody, otoczenia były bardzo realistyczne i dodawały klimatu książce.
Sama postać Gabrieli jest bardzo ciekawa. Jej osobowość jest złożona, nieszablonowa, oryginalna. Gaba, podobnie jak każdy z nas, boryka się z problemami, ucieka od przeszłości i skupia się na tym co jest tu i teraz. Jej postać jest mocna, niezależna, wolna. Jednak jej uciekanie w samotność i niechęć do deklaracji uczuć to przykrywka. W głębi duszy bohaterka cierpi z powodu tego co spotkało ją w dzieciństwie. Pragnie zainteresowania, miłości matki i mężczyny, który będzie na tyle dojrzały by zaopiekować się nią. Powrót do przeszłości sprawia, że zaczyna gubić się w swoich uczuciach i musi na nowo wszystko sobie poukładać. Bezdyskusyjnie jej postać jest bardzo realna i można się z nią utożsamić.
Bardzo fajną rzeczą są niektóre wątki, które są powiązane z poprzednimi książkami. Losy i decyzje Marianny miały wpływ na życie i postępowanie Kaliny. I podobnie było w przypadku Kalina-Gabriela. Babka, córka i wnuczka. Nierozerwalnie połączone. Wszystkie trzy sobie obce, a jednak tak bliskie.

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak po raz kolejny zachwyca swoją powieścią. "Upalne lato Gabrieli" jest niesamowicie ciekawe, barwne i realistyczne. Losy Gaby śledzi się z zapartym tchem. Samo zakończenie powieści pozostawia czytelnika z pytaniami bez odpowiedzi. Pytaniami, które piętrzą się i nie dają spokoju. Uważam, że właśnie taka, powinna być dobra książka. Ma "chodzić" za czytelnikiem dzień i noc i nie dawać mu spokoju. Ma go zostawić głodnego odpowiedzi na nurtujące go pytania i głodnego dalszych losów bohaterów. I właśnie takie jest "Upalne lato Gabrieli".

Podobno błądzić jest rzeczą ludzką, a wybaczać może tylko miłość. Przez całe nasze życie doświadczamy ogromnej ilości emocji. Niektórych z nich pożądamy, innych w ogóle nie chcielibyśmy czuć. Na niektóre mamy wpływ. Na inne zaś nie. Często nasze uczucia uzależnione są od postępowania innych osób. Nie zawsze możemy przewidzieć jak zachowa się druga osoba. Nie zawsze jesteśmy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Z czym kojarzy się słowo alkohol? Z dobrą zabawą, śmiechem, lepszą wersją samej siebie? A może z awanturami, wstydem i wymiotami? Każdemu z Was te dwie sfery skojarzeń przeplatają się w jakiś sposób. Większość ludzi lubi wypić. Niektórzy czasami, inni częściej. Ale przecież każdy powtarza: "ja nie piję tak jak sąsiad z trzeciego", przecież "ja nie chodzę cały czas pijana po osiedlu", "nie awanturuję się, nie krzyczę". Ja tylko czasami napiję się piwka. Czasami często.

Krystyna pracuje w telewizji. Uwielbia spędzać czas z ludźmi. Rozmawiać, wygłupiać się, śmiać. Jest duszą towarzystwa. Wszyscy lubią takie osoby. Ona sama też lubi taka być. Zabawna, uśmiechnięta, pełna życia, towarzyska. Tylko to nie ona. To alkohol.
Gdy eliksir przestaje działać Krystyna staje się sobą. Zamkniętą w sobie, zagubioną, niepewną osobą. Jednak wystarczy jeszcze drink, dwa, no może trzy i znów staje się "tą" Krystyną. Do momentu aż postanowi przestać pić alkohol. Wyleczyć umysł i ciało. Nauczyć się żyć sama ze sobą.

Dowiedziałam się o tej książce dzięki Jakubowi Żulczykowi. Postanowiłam sprawdzić co tak bardzo poleca. Okazało się, że to książka, która naprawdę może być interesująca. I taka właśnie jest. Interesująca, porywająca, zmuszająca do rozliczenia się z samym sobą. Bo chyba każdy z nas czytając ją zastanawia się nad samym sobą i w pewnym sensie utożsamia z Krystyną - osobą, która jest taka jak my. Wstydzi się, że nie jest ładna, że za mało wie i że niewystarczająco radzi sobie w życiu. Każdy z nas to czuje i tak bardzo wstydzi się o tym powiedzieć. A Krystyna mówi i uświadamia nam, że wszyscy jesteśmy tacy sami; czujemy to samo nie ważne na jakim stanowisku i etapie życia jesteśmy. Lecz by to zagłuszyć sięgamy po to co wszyscy - alkohol, narkotyki. Czyż to nie zabawne? Każdy chce być indywidualistą. Pokazać, że nie jest taki sam jak wszyscy, a robi to co wszyscy. Sięga po lekarstwo na bycie lepszą wersją siebie. I tak się leczymy. W każdy weekend, potem coraz częściej. Aż nie zauważamy, że stajemy się sąsiadem z trzeciego. I przychodzi czas kiedy mamy dość i stawiamy granicę. Lecz łatwo ją przekroczyć.

"Najgorszy człowiek na świecie" uświadamia nam, że alkoholizm to choroba, która dotyka bardzo wielu ludzi. Uświadamia nam, że alkoholikiem może być każdy. Od pani prezes w znanym banku po niepozornego i przykładnego sąsiada. Lecz co ważniejsze, pokazuje nam jak na nowo stać się sobą. Jak pogodzić się ze stygmatem alkoholika i walczyć o nowe życie. Nowe życie, które będzie lepsze, ale zarazem cięższe do zdobycia. Bo postanowienie zrezygnowania z alkoholu to jedna sprawa, drugą zaś jest faktyczne jego odrzucenie. To ciężka i pełna wyrzeczeń droga na końcu której czeka nagroda. Twoje prawdziwe ja. I nagle musisz się z tym zmierzyć. Z tym, że w wolnym czasie nie wypijesz piwka, nie zapalisz skręta. Musisz znależć inne zajęcie dla siebie, co nie jest wcale takie łatwe. I nagle zaczynasz sie zastanawiać co naprawdę lubisz, czym się interesujesz, jak chcesz spędzać czas. Poznajesz siebie na nowo. Dajesz sobie szansę na spełnianie marzeń i celów, które zostały zepchnięte na dalszy plan w czasie alkoholowego bądź narkotykowego upojenia. To jest nowe życie wraz z bagażem doświadczeń, który do końca będziesz niósł ze sobą.

"Nałóg bierze się z braku.
Z tego, że jesteś pusty w środku. Pusty i zaniepokojony.
Nałóg bierze się stąd, że mimo tego, co jest na zewnątrz i w dowodzie osobistym, i w CV, w środku jesteś smutną grubaską. I cokolwiek by się działo - jesteś smutną grubaską. Jesteś rudym konusem, którego przezywali w podstawówce.
Jesteś brzydki.
Jesteś gorszy.
Nikt nie chce z tobą spędzać czasu.
Sonic Youth śpiewają o tobie: You aren't never go anywhere."

Małgorzata Halber to niezwykle ciekawa i wyjątkowa osoba. Odważyła się zmierzyć problemem na który cierpi większość społeczeństwa. Krystyna to postać z którą utożsamiać będzie się prawie każdy. I miejmy nadzieję, ze prawie wszyscy wyniosą z tego lekcje. Bo najgorszym człowiekiem jest każdy. Nawet Ty.

Z czym kojarzy się słowo alkohol? Z dobrą zabawą, śmiechem, lepszą wersją samej siebie? A może z awanturami, wstydem i wymiotami? Każdemu z Was te dwie sfery skojarzeń przeplatają się w jakiś sposób. Większość ludzi lubi wypić. Niektórzy czasami, inni częściej. Ale przecież każdy powtarza: "ja nie piję tak jak sąsiad z trzeciego", przecież "ja nie chodzę cały czas pijana po...

więcej Pokaż mimo to