-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2020-01-19
2019-07-02
W ostatnim okresie nie zdarzyło się, żeby jakiś kryminał wciągnął mnie tak mocno. Nie jestem wprawdzie zaskoczony, ponieważ Nele Neuhaus zaskoczyła mnie już raz przy okazji "Śnieżki..", jednak rzadko mi się zdarza tak mocno "wczytać" w intrygę kreśloną przez autora (tym bardziej, gdy przeczytało się już kilka książek tego samego autora, co chcąc nie chcąc, trochę naprowadza na przewidywanie historii kreślonej jego kreską).
W książce pt "Dzień matki" najważniejsza jest opowiedziana historia. Mamy do czynienia z bardzo nietypową sytuacją, gdy małżeństwo prowadzi coś na wzór "rodzinnego domu dziecka", z nietypową ilością wychowanków, i nietypowymi metodami wychowawczymi. Cała intryga kręci się wokół losu i historii dzieci wychowywanych w niekonwencjonalny sposób przez Państwo Reifenrath, małżeństwo które nie darzyło się przesadną miłością i szacunkiem. Trzeba w tym miejscu dodać, że dzieci przyjęte pod skrzydła domu także pochodziły z trudnych domów, często patologicznych, co wpływało z pewnością na sposób dobieranych metod przywołania porządku.
Jak kryminał to musi być łamanie prawa, jak w każdej tego typu sytuacji najpewniej śmierć. Śmierć to pewnie zabójstwo, a to wymaga ekipy, która sprawdzi kto, dlaczego i po co. W tej książce te same pytania padły aż 9 razy! U Pani Neuhaus parą policjantów superbohaterów jest Pia Kirchoff i Oliver von Bodenstein, dwójka darząca się nawzajem dużym szacunkiem, nakreślona bardzo oficjalnie. Mówią sobie na Pan/Pani, i ogólnie czuć z daleka, że nawet jeżeli się lubią to traktują swoje relacje służbowo, tak jak mieszkańcy Skandynawii kodeks drogowy. Nie mniej taki stosunek tutaj pasuje, i nie przeszkadza w pochłanianiu ich wzajemnych przygód w drodze do odnalezienia prawdy ;)
Nele Neuhaus postarała się, żeby czytelnik się nie nudził. Spłodziła swoimi dłońmi artysty-pisarza książkę liczącą ponad 700 stron. Czasami wydawało mi się, że niektóre wątki można było skrócić, ale koniec końców czytanie tej książki było bardzo dużą przyjemnością, więc swoje pierwotne obawy oceniam jako czepianie się na siłę.
W ostatnim okresie nie zdarzyło się, żeby jakiś kryminał wciągnął mnie tak mocno. Nie jestem wprawdzie zaskoczony, ponieważ Nele Neuhaus zaskoczyła mnie już raz przy okazji "Śnieżki..", jednak rzadko mi się zdarza tak mocno "wczytać" w intrygę kreśloną przez autora (tym bardziej, gdy przeczytało się już kilka książek tego samego autora, co chcąc nie chcąc, trochę naprowadza...
więcej mniej Pokaż mimo to2017-12-28
Polacy uwielbiają czytać o Polsce i uczuciach. Parafrazując Krzysztofa "Grabaża" Grabowskiego, który sam o sobie mówi "Śpiewam już tylko o Polsce, i o złej miłości. Złe piosenki o złym systemie..", można dojść do wniosku, że ten sam stan osiągnął Zygmunt Miłoszewski. Autor doskonale znany fanom kryminałów dzięki serii książek o Teodorze Szackim. Znak rozpoznawczy? Kreatywny, charakterystyczny, z nieco ironicznym poczuciem humoru. Dla mnie bomba.
Ten sam Zygmunt Miłoszewski postanowił napisać książkę z nieco innego gatunku beletrystyki. Jak możemy przeczytać na okładce, "Jak zawsze" to komedia ironiczno-romantyczna. Czytając te słowa, a zarazem znając styl Miłoszewskiego oczekiwałem uczty. Dostałem ją, ale w formie, która przerosła moje oczekiwania.
Jak wspomniałem wyżej, lubimy (my, ludzie, Polacy) czytać o sobie samych, swoich losach, historii, ale także bardzo dużo czasu w swoich rozważaniach i myślach poświęcamy uczuciom, które tworzą relacje między nami. "Jak zawsze" to dla mnie opowieść o dwóch, przenikających się nawzajem sferach, które mógłbym nazwać cechami naszego narodu:
1. Obywatelska, ujęta w alternatywnej historii naszego narodu po II wojnie światowej. Sytuacja, w której nie jesteśmy pod dominacją ZSRR, ale jesteśmy quasi suwerennym państwem pozostającym w bardzo bliskich relacjach z Francją. Echa tej przyjaźni widać w funkcjonowaniu kraju, stopniu odbudowy zniszczonych w trakcie wojny miast i miasteczek, w wolności obyczajowej, wolności słowa, wolności rynku.. Słowem, mariaż na temat tego, co by było gdyby.. Gdyby Polska nie żyła za żelazną kurtyną, i miała szansę rozwijać się razem z Europą. Jednak z drugiej strony pojawiają się postaci bardzo dobrze znane z prawdziwej historii naszego kraju, tj. Gomułka czy Jaruzelski, którzy stanowią opozycje do rządzących. Opozycje, która odwraca się tyłem do Europy, a jest za krzewieniem postaw typowo narodowościowych, z kultywowaniem tożsamości narodowej i tradycji słowiańskiej. Jednym słowem, bardzo zgrabne (i przewrotne) przekręcenie ról w stosunku do tego co wydarzyło się naprawdę. A jaki wniosek płynie z tej historii? Jesteśmy narodem, który ciągle musi walczyć, w którym ciągle trwa przeciąganie liny między poszczególnymi elitami politycznymi, między ideami, wiarą, między tym czy moje jest ważniejsze niż twoje. A wszystko to okraszone brakiem wzajemnego szacunku do siebie i z wizją "Targowicy" w tle. Widzimy to jeszcze dobitniej w najnowszej historii Polski.
2. Strefa uczuć, miłości i relacji zbudowanej przez 50 lat małżeństwa przez głównych bohaterów książki. Dostają od losu szansę obudzenia się 50 lat wcześniej, w dniu w którym tak naprawdę rozpoczęli budowę swojego wspólnego życia. Mając bagaż doświadczeń i wiedzy, nt wszystkich lat, które udało im się przeżyć, stają co rusz przed pokusą zmiany swojej własnej historii. Miłoszewski w rewelacyjny sposób pokazuje konstrukcje naszych umysłów, pokazuje problemy codziennego życia. Trudność w podejmowaniu decyzji, szczególnie tych strategicznych, w których często musimy wybierać, i nie wiemy czy wskażemy odpowiednią bramkę. I w takim przypadku autor pokazuje historie ludzi, którzy wiedzą, z czym wiąże się podjęcie poszczególnych decyzji, z całym bagażem tej wiedzy. Konstrukcja relacji między Ludwikiem i Grażyną, która opiera się poza uczuciem, także na przyzwyczajeniu i obyciu ze sobą nawzajem w codziennym życiu, pokazuje jak jesteśmy skonstruowani. I ta konstrukcja nie jest wcale chwiejna, z marnym fundamentem. Mam wrażenie, że Miłoszewski pokazuje całkiem dosadnie, że pragniemy tego, czego nie mamy. W naszym życiu, nie mamy okazji, żeby spojrzeć na siebie z góry, znając jego dalszą historię i podsumować to stwierdzeniem, że pięknie jest widzieć i docenić to co nawzajem potrafimy razem stworzyć.
Pointą "Jak zawsze" poza samym sensem słów zawartych w tytule jest także refleksja, że nie da się przeżyć dwa razy swojego życia. Sposób w jaki przekazał to autor w ostatnich zdaniach powieści, jest smutnym, ale dzięki temu bardzo prawdziwym podsumowaniem historii, która spotkała Ludwika i Grażynę. Panie Zygmuncie, chapeau bas!
Polacy uwielbiają czytać o Polsce i uczuciach. Parafrazując Krzysztofa "Grabaża" Grabowskiego, który sam o sobie mówi "Śpiewam już tylko o Polsce, i o złej miłości. Złe piosenki o złym systemie..", można dojść do wniosku, że ten sam stan osiągnął Zygmunt Miłoszewski. Autor doskonale znany fanom kryminałów dzięki serii książek o Teodorze Szackim. Znak rozpoznawczy?...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-12-20
Premiera przeszła moje wszelkie oczekiwania. Bardzo sprawnie napisana intryga, co warte podkreślenia, wszelkie wydarzenia wydają się realne (przynajmniej w taki sposób zostały opisane). Często zdarza się, że historie stworzone w kryminałach są nierealne, rażąc ową nierealnością tak mocno, że obniżają przyjemność z czytania. Panu Tomaszowi udało się przeskoczyć tę pułapkę.
"Sejf" to walka między tajemnicą, a prawdą. Pozostawia uczucie niedopowiedzenia i świadomość, że nie wszystko co wydaje się logiczne, na pewno jest prawdziwe.
Przeczytanie kontynuacji w tym wypadku jest koniecznością :)
Premiera przeszła moje wszelkie oczekiwania. Bardzo sprawnie napisana intryga, co warte podkreślenia, wszelkie wydarzenia wydają się realne (przynajmniej w taki sposób zostały opisane). Często zdarza się, że historie stworzone w kryminałach są nierealne, rażąc ową nierealnością tak mocno, że obniżają przyjemność z czytania. Panu Tomaszowi udało się przeskoczyć tę pułapkę....
więcej mniej Pokaż mimo to2013-08-19
Mario Puzo stworzył powieść o życiu, widzianym oczyma bohaterów tragicznych oraz oczyma bohatera głównego. Każda z postaci przewijających się na kolejnych kartach jako znajomi, współtowarzysze i partnerki Johna Merlyna nakreślona jest grubą kreską tragedii, być może niezauważalną od samego początku, jednak "świecącą" w momencie pointy. Jedynie Merlin niczym slalomista, omija lub w najgorszym razie przyjmuje na siebie kolejne tyczki, krocząc niewzruszenie dalej, analizując przy tym siebie i swoich najbliższych.
Jest w tej książce dużo seksu, przekleństw, matactwa, ale jest również dużo prawdy o ludziach, ich słabościach i namiętnościach. Można dzięki niej spojrzeć na życie jako na grę błędów i pomyłek, jak na partię pokera czy ruletki, gdzie iloczyn szczęścia jest zależny od prawa procentów, a te z kolei w dłuższym rozrachunku znoszą nawzajem zyski i straty, dając okrągłe 0.
Mario Puzo stworzył powieść o życiu, widzianym oczyma bohaterów tragicznych oraz oczyma bohatera głównego. Każda z postaci przewijających się na kolejnych kartach jako znajomi, współtowarzysze i partnerki Johna Merlyna nakreślona jest grubą kreską tragedii, być może niezauważalną od samego początku, jednak "świecącą" w momencie pointy. Jedynie Merlin niczym slalomista,...
więcej mniej Pokaż mimo to2008-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-01-01
2009-10-01
2011-12-01
2005-01-01
Kiedy rozpoczynałem czytać "Labirynt duchów", ostatnią część tetralogii z rodziną Sempere w tle, zastanawiałem się, jak bardzo Zafon będzie potrafił wytworzyć we mnię tę aurę pochłaniania wykreowanej historii. Często o tym, jak odbierzemy daną książkę, decyduje środowisko w którym żyjemy. Mam tutaj na myśli naszą kondycję, dostępny czas wolny i wiele innych czynników, które mogą decydować o tym, czy wpadniemy w wir książki. A tutaj było w co wpadać, ponad 800 stron!
Carlos Ruiz Zafon stworzył kolejną wspaniałą opowieść, którą wplótł w historie znane nam z poprzednich tomów. Losy Alicji Gris można śmiało nazwać ukłonem w stronę klasycznego kryminału zapożyczonego wprost od Agaty Christie. "Labirynt duchów" nie ma jednego bohatera w postaci panienki Alicji. Mamy tutaj bowiem wielowątkowość, która dodaje kolorytu i nie daje się nudzić.
Wreszcie, jest to pewne zamknięcie opowieści, którą autor rozpoczął wraz z "Cieniem wiatru". Wątki rozpoczęte w każdej, z trzech pierwszych części, znajdują swoją pointe pod koniec części czwartej. I mimo, że między rozpoczęciem poznawania tej przygody, a jej zakończeniem minęło w moim życiu ponad 10 lat, to "Labirynt duchów" był dla mnie równie wyśmienitą, czytelniczą ucztą.
Kiedy rozpoczynałem czytać "Labirynt duchów", ostatnią część tetralogii z rodziną Sempere w tle, zastanawiałem się, jak bardzo Zafon będzie potrafił wytworzyć we mnię tę aurę pochłaniania wykreowanej historii. Często o tym, jak odbierzemy daną książkę, decyduje środowisko w którym żyjemy. Mam tutaj na myśli naszą kondycję, dostępny czas wolny i wiele innych czynników, które...
więcej Pokaż mimo to