-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać354
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik16
Biblioteczka
2020-04-24
2019-10-28
2019-02-13
2018-03-24
2018-01-05
2017-02-24
Odliczałam dni do premiery, odkąd dowiedziałam się o wydaniu tej książki. Chciałam przeżyć te eksplozje uczuć na własnej skórze. Kupiłam ją zaraz po tym, gdy wróciłam z podróży i od razu zaczęłam czytać. Miałam nadzieję, że dorówna ona „Kulminacjom” i również tak bardzo się nią zachwycę! Niestety... to już nie to.
Jeżeli mam porównywać obie książki to z całą pewnością stwierdzę, że kobiety sprostały zadaniu, a mężczyźni pozostali daleko w tyle. Pan Wiśniewski nazywany jest znawcą płci pięknej i może to właśnie ten czynnik był tym, który stawiał resztę autorów od razu na starcie na przegranej pozycji. Kobiety ze swoją wrażliwą duszą i zrozumieniem miały ułatwione zadanie, a mężczyźni... musieli być chociaż w połowie Panem Wiśniewskim, aby to udźwignąć. Były opowiadania, które mi się podobały, ale większość mnie nużyła, a nawet sprawiała trudności w czytaniu. Nie zachwyciły mnie odpowiedzi mężczyzn, a wiązałam z tą książką ogromne nadzieje.
Odliczałam dni do premiery, odkąd dowiedziałam się o wydaniu tej książki. Chciałam przeżyć te eksplozje uczuć na własnej skórze. Kupiłam ją zaraz po tym, gdy wróciłam z podróży i od razu zaczęłam czytać. Miałam nadzieję, że dorówna ona „Kulminacjom” i również tak bardzo się nią zachwycę! Niestety... to już nie to.
Jeżeli mam porównywać obie książki to z całą pewnością...
2017-01-06
Dzięki tej książce przeżyłam jeden z najcudowniejszych dni w moim życiu. Dziękuję jej i uwielbiam ją za to. Wypatrzyłam ją na targach książek w Warszawie, a konkretnie na wymianie. To było przeznaczenie, bo zobaczyłam ją, gdy już miałam wychodzić. Leżała i czekała na mnie, musiałam zrezygnować dla niej z innej książki. Zrobiłam to, mimo że posiadałam już inne wydanie „zespołów napięć". Wzięłam książkę i poszłam na spotkanie z autorem, który wywołuje we mnie tyle emocji. Pan Janusz mnie rozpoznał, po czym spojrzał na książkę, którą podsunęłam Mu do podpisu i opowiedziałam jej historię. Uśmiech na Jego twarzy zdradzał masę emocji, ale nie spodziewałam się, że nazwie mnie prawdziwą fanką, po czym podejdzie i pocałuje mnie w policzek. Tego, jak się wtedy czułam, nie zapomnę nigdy. Płakałam... bo ja przy Panu Wiśniewskim nie potrafię nie płakać. I czytając tę książkę w autobusie, także płakałam. Jest ona przepełniona emocjami. Siedem krótkich opowiadań, które w jednej chwili zrobiły ze mnie miazgę i nauczyły doceniać chwile i ludzi, bo nic nie jest na pewno i na zawsze. Historie, które mogę skomentować jednym krótkim „nie...”, z którymi nie potrafię się pogodzić, przepełnione miłością i smutkiem. Historie prawdziwe, które warto przeczytać, aby chociaż częściowo zmienić spojrzenie na świat.
Dzięki tej książce przeżyłam jeden z najcudowniejszych dni w moim życiu. Dziękuję jej i uwielbiam ją za to. Wypatrzyłam ją na targach książek w Warszawie, a konkretnie na wymianie. To było przeznaczenie, bo zobaczyłam ją, gdy już miałam wychodzić. Leżała i czekała na mnie, musiałam zrezygnować dla niej z innej książki. Zrobiłam to, mimo że posiadałam już inne wydanie...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-09-30
Siedem lat wcześniej nie znałam Janusza Leona Wiśniewskiego. Nie wiedziałam, kim jest Dorota Wellman. Nie przeczytałam książki, którą razem napisali. Byłam nastolatką, która nie bardzo wiedziała, co to jest arytmia uczuć.
Siedem lat później kocham Janusza Leona Wiśniewskiego. Szanuję Dorotę Wellman. Przeczytałam książkę, którą razem napisali. Jakżeby inaczej. Jestem jeszcze młoda, ale poznaję się na uczuciach. Pan Janusz jest dobrym nauczycielem.
Czytałam ten wywiad z zachwytem. Były pytania, na które znałam odpowiedź, były odpowiedzi, które już słyszałam, a jednak poznawałam je z takim samym zdziwieniem, z taką radością i smutkiem jakby to był pierwszy raz. Czułam się, jakbym znała pana Janusza jak dobrego kolegę, momentami to ja z nimi rozmawiałam, wcieliłam się w rolę pani Wellman i zadawałam pytania. Był nawet moment, w którym się wzruszyłam, ale dla mnie każda rozmowa z panem Wiśniewskim jest niezwykle emocjonalna. Spotkanie „Siedem lat później” było niezwykłą przyjemnością nie tylko dla autorów, ale także i dla mnie, mimo że u mnie ten czas leciał troszkę inaczej. Trudne pytania, na które bohater wywiadu nie unikał odpowiedzi, a także prawdziwość w Jego słowach oraz ciekawe fakty sprawiły, że tę wymianę zdań czytałam z ogromną przyjemnością.
Siedem lat wcześniej nie znałam Janusza Leona Wiśniewskiego. Nie wiedziałam, kim jest Dorota Wellman. Nie przeczytałam książki, którą razem napisali. Byłam nastolatką, która nie bardzo wiedziała, co to jest arytmia uczuć.
Siedem lat później kocham Janusza Leona Wiśniewskiego. Szanuję Dorotę Wellman. Przeczytałam książkę, którą razem napisali. Jakżeby inaczej. Jestem jeszcze...
2013-01-16
Panie Wiśniewski, Pan mnie przeraża, Pan mnie zachwyca. Pan jest wszystkim, co najlepsze i co najgorsze.
Ja Pana nienawidzę i Pana równocześnie kocham...
Płakałam. Może nie tak często, jak powinnam, ale płakałam, czytając tę książkę. I do teraz płaczę, także w duchu. I tak do końca nie za bardzo wiem, co o tej książce mam powiedzieć. Żadne określenie nie odda tego, co tak bardzo chciałabym przekazać.
Ona jest piękna. Tak po prostu piękna. I smutna. Cholernie smutna, taka, jaka jest niespełniona miłość.
Książka mnie oczyściła, dzięki niej poznałam cudowne "Adagio for Strings" w sam raz na przepełnione smutkiem dni. Dzięki niej zrozumiałam kilka ważnych rzeczy. Przede wszystkim, jak można kochać.
Ja Pana, Panie Wiśniewski kocham i równocześnie Pana nienawidzę.
Panie Wiśniewski, Pan mnie przeraża, Pan mnie zachwyca. Pan jest wszystkim, co najlepsze i co najgorsze.
Ja Pana nienawidzę i Pana równocześnie kocham...
Płakałam. Może nie tak często, jak powinnam, ale płakałam, czytając tę książkę. I do teraz płaczę, także w duchu. I tak do końca nie za bardzo wiem, co o tej książce mam powiedzieć. Żadne określenie nie odda tego, co tak...
2014-11-17
188 dni i nocy. Do przeczytania tej książki nie potrzebowałam tyle czasu. Uwielbiam spojrzenie na świat i refleksje pana Wiśniewskiego, a piszący w pierwszej osobie autor, jeszcze bardziej do mnie przemawia. Pani Domagalik wcześniej nie znałam i choć bardziej pochłaniały mnie listy, których była adresatką, to bardzo podoba mi się fakt, iż sprostała zadaniu i dotrzymała rytmu dla Mistrza.
"Poszłaby Pani ze mną na spacer w Paryżu? Około północy? Na cmentarz?" pyta Wiśniewski na samym początku. Czytam dalej. "Poszlibyśmy na ten cmentarz, aby się przekonać, że nie wolno nam tam wejść. Cmentarze zamykają w Paryżu przed zamknięciem banków. Byłaby Pani rozczarowana, prawda? Ja byłbym zawstydzony tym, że tego nie sprawdziłem." Kończy zdaniem: "Mężczyzna powinien zabierać kobietę do miejsc, które jej obiecał. Szczególnie do tych, do których mieli dotrzeć nocą." A ja czuję, jak łzy chcą już się wydostać z kącików moich oczu. Zatrzymuję je, bo jadę autobusem/metrem/pociągiem, a przy ludziach nie pozwolę sobie na chwile słabości. I wychodzę w końcu na dwór i nie wiem, gdzie idę, bo książka nadal znajduje się przed moim nosem. I chcę wykrzyczeć "POWINIEN". I pytam, więc dlaczego tak nie jest? I to jest magia, pragnę znaleźć odpowiedź i chcę podzielić się tym z panem Wiśniewskim, bo On jak nikt to rozumie. Czasami czuję się jakby pisał właśnie do mnie, utożsamiam się z tym, opisuje przecież mnie i moje problemy. Ta książka jest tak wspaniała, że nie chciałam jej kończyć. Porusza wiele ważnych kwestii i można z nią rozmawiać, marząc, że tak naprawdę nie mówi się do siebie, lecz do Niego. Pani Domagalik jest bardzo dobrym uzupełnieniem całości. Jednak niestety tylko uzupełnieniem. Bo to pan Wiśniewski ujął mnie i skradł mi serce. Z Mistrzem nikt nie może się równać.
188 dni i nocy. Do przeczytania tej książki nie potrzebowałam tyle czasu. Uwielbiam spojrzenie na świat i refleksje pana Wiśniewskiego, a piszący w pierwszej osobie autor, jeszcze bardziej do mnie przemawia. Pani Domagalik wcześniej nie znałam i choć bardziej pochłaniały mnie listy, których była adresatką, to bardzo podoba mi się fakt, iż sprostała zadaniu i dotrzymała...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-03-31
"Tęsknił pan kiedyś tak bardzo, że aż bolało?"
Ja tęskniłam. Bolało.
Tak samo usychałam z tęsknoty za słowami pana Wiśniewskiego. Wyczekiwałam "Udręki braku pożądania" z niecierpliwością odkąd dowiedziałam się o jej wydaniu. Wzruszyłam się na tę informację, a w dniu premiery jak najprędzej wbiegłam do księgarni, chwyciłam szybko książkę, aby mi przypadkiem nikt nie sprzątnął jej z przed nosa (głupia, jakby tylko jedna na półce była, a rano na zakupach dużo ludzi) i równie szybko wróciłam do domu, aby pogrążyć się w lekturze. Wszystko działo się w zawrotnym tempie i nim się obejrzałam, a było już po wszystkim. I znowu przyszła tęsknota i ból.
Każdą książkę przeżywam na swój sposób, a te pana Wiśniewskiego w szczególności dobitnie mocno. Jest w nich tyle prawdziwości, tyle uroku, piękna i smutku, że trafiają do najgłębszych zakamarków mojej duszy. A później, długi czas po skończeniu książki, zostaje to wszystko we mnie i wyobrażam sobie dalszą część historii, różne zakończenia, wydarzenia. I miejsca, w których pan Wiśniewski spotyka tak fantastycznych i dotkniętych losem ludzi.
Nie mogę doczekać się spotkania autorskiego, aby powiedzieć autorowi jak wielki wpływ na moje życie mają Jego książki. Niby banał, ale tak bardzo prawdziwy.
PS: Przetłumaczył Pan ten wiersz, prawda?
"Tęsknił pan kiedyś tak bardzo, że aż bolało?"
Ja tęskniłam. Bolało.
Tak samo usychałam z tęsknoty za słowami pana Wiśniewskiego. Wyczekiwałam "Udręki braku pożądania" z niecierpliwością odkąd dowiedziałam się o jej wydaniu. Wzruszyłam się na tę informację, a w dniu premiery jak najprędzej wbiegłam do księgarni, chwyciłam szybko książkę, aby mi przypadkiem nikt nie...
2015-11-17
Nie jest to prosta, przyjemna i szybka do czytania książka. Nie jest też dokładnie o tym, o czym rzekomo powinna być. Ja kupiłam tę powieść ze względu na autora. Ci, którzy mają nadzieję przeczytać historię Andrzeja Zauchy bardzo się zawiodą.
Na świecie mnie jeszcze nie było, gdy doszło do podwójnego morderstwa, jednak słyszałam co nieco od babci o słynnym "bardzie". Ciekawa byłam książki, tak jak i historii śpiewaka. Skończyło się na tym, że interesujące wiadomości muszę sobie "wygooglować". Wydawnictwo ostrzega, że książka jest fikcją literacką i informuje, że Pan Wiśniewski przed napisaniem książki spotkał się z zabójcą Zauchy. Przekonuje mnie to. Czułam się jakbym czytała swojego rodzaju pamiętnik. Uwielbiam twórczość Pana Wiśniewskiego, ale motyw ciągłych zamyśleń bohatera i powracanie do przeszłości, by wspominać historie, które nie wnosiły nic specjalnego, a także rozbudowane do granic możliwości zdania, zaczęły mnie w pewnym momencie męczyć. Spodziewałam się trochę więcej miłości, cierpienia, walki z samym sobą. Tych emocji było jak na lekarstwo, co było dużym zaskoczeniem jeśli chodzi o twórczość Pana Wiśniewskiego.
Jest to lektura, w którą trzeba się zagłębić. Można znaleźć w niej kilka fajnych wątków z przemyśleniami zabójcy na temat popełnionego czynu np. fragment, w którym bohater wybiera się na miejsce zbrodni.
Mimo iż spodziewałam się czegoś zupełnie innego po tej książce, dobrze mi zrobiło przeczytanie czegoś "cięższego".
Nie jest to prosta, przyjemna i szybka do czytania książka. Nie jest też dokładnie o tym, o czym rzekomo powinna być. Ja kupiłam tę powieść ze względu na autora. Ci, którzy mają nadzieję przeczytać historię Andrzeja Zauchy bardzo się zawiodą.
Na świecie mnie jeszcze nie było, gdy doszło do podwójnego morderstwa, jednak słyszałam co nieco od babci o słynnym "bardzie"....
2015-05-11
Ja, fanatyczka listów miłosnych, wiązałam ogromne nadzieje z tą książką. Myślałam, że nie będę mogła się od niej oderwać, a tym bardziej, że będę musiała czytać ją przez mgłę, którą przed oczami stworzą płynące z moich oczu łzy. Nic bardziej mylnego. Pan Wiśniewski trzyma poziom z cudownym listem, który chciałoby się myśleć, specjalnie umieszczono na końcu. Bo przecież jest najlepszy i wydaje mi się, że nie tylko przeze mnie wyczekiwany. Ale zanim go przeczytałam, nota bene po raz drugi, musiałam przebrnąć (tak, to dobre słowo) przez inne, lepsze czy gorsze listy. Niektóre były do zniesienia, ale niektóre chciałam jak najszybciej skończyć. Niestety w swoim zwyczaju mam czytanie od deski do deski, więc przeskok do Pana Wiśniewskiego był niemożliwy. Po takiej pozycji spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. Tak mi przykro, że się zawiodłam.
Ja, fanatyczka listów miłosnych, wiązałam ogromne nadzieje z tą książką. Myślałam, że nie będę mogła się od niej oderwać, a tym bardziej, że będę musiała czytać ją przez mgłę, którą przed oczami stworzą płynące z moich oczu łzy. Nic bardziej mylnego. Pan Wiśniewski trzyma poziom z cudownym listem, który chciałoby się myśleć, specjalnie umieszczono na końcu. Bo przecież jest...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-05-06
Jestem zwolenniczką takich publikacji, projektów, innowacji. Siedzi we mnie ta książka wraz z całym zawartym w sobie smutkiem. Siedzi i porusza mną, wydostać się nie może, a ja sama nie wiem: wypuścić ją czy pozwolić żeby została? I jedno i drugie ma swoje plusy i minusy, ale już wiem, że zapomnienie nie jest możliwe. Kulminacje dotarły do najgłębszych zakamarków mojej duszy. Tytuł idealny, ile opowiadań, tyle emocji. Jedne wywoływały lęk, drugie niepokój, większość smutek, a także strach czy radość. Połączenie słów Mistrza z autorkami, kobietami, było strzałem w dziesiątkę. Poznajemy opowieść z drugiej strony, zakończenie, inny przebieg, perspektywę płci żeńskiej. I jedyne co mnie boli to fakt, że tylko nieliczne z autorek dźwigają ciężar, wciągają i hipnotyzują podobnie jak Pan Wiśniewski. Mówię podobnie, bo żadna nie zachwyca ani nie wzrusza tak pięknie jak On. Ale próbują i niektórym naprawdę się udaje. Szczególnie jedna autorka zdobyła u mnie uznanie i stworzyła z Panem Wiśniewskim niesamowite połączenie dwóch światów, które mam ochotę czytać ciągle i ciągle. Więc siedzę, rozmyślam i płaczę. I potrafię tylko podziękować za to, że mogłam i nadal przeżywam historie razem z bohaterami. I za te kulminacje uczuć, które są ciągle we mnie. Więc dziękuję.
Jestem zwolenniczką takich publikacji, projektów, innowacji. Siedzi we mnie ta książka wraz z całym zawartym w sobie smutkiem. Siedzi i porusza mną, wydostać się nie może, a ja sama nie wiem: wypuścić ją czy pozwolić żeby została? I jedno i drugie ma swoje plusy i minusy, ale już wiem, że zapomnienie nie jest możliwe. Kulminacje dotarły do najgłębszych zakamarków mojej...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-25
Może za dużo tu filozofii, może za dużo powtórzeń, ale nadal dużo miłości i to tym się zachwycam. Przemawia do mnie każde słowo, każdy wers tej książki. Wzrusza i zachwyca jednocześnie. Dziękuję Panie Wiśniewski.
Może za dużo tu filozofii, może za dużo powtórzeń, ale nadal dużo miłości i to tym się zachwycam. Przemawia do mnie każde słowo, każdy wers tej książki. Wzrusza i zachwyca jednocześnie. Dziękuję Panie Wiśniewski.
Pokaż mimo to2015-04-23
Niezmiennie zachwycają mnie słowa Pana Wiśniewskiego. Na samą myśl o tych opowiadaniach przechodzą mnie ciarki i łezka się kręci w oku. Przepiękne, niebanalne, prawdziwe historie sprawiają, że po ich przeczytaniu nie do końca wiem, co ze sobą zrobić. Trwam w stanie nostalgii, nie potrafię tak po prostu odciąć się od tego, co w książce znalazłam. Utożsamiam się z postaciami, przeżywam to tak, jakbym była na ich miejscu. A potem ciężko jest tak po prostu wyjść z tego świata. Dlatego brnę dalej, sięgam po kolejną książkę. Ciekawe jakie u mnie kryją się sceny z życia za ścianą...
Niezmiennie zachwycają mnie słowa Pana Wiśniewskiego. Na samą myśl o tych opowiadaniach przechodzą mnie ciarki i łezka się kręci w oku. Przepiękne, niebanalne, prawdziwe historie sprawiają, że po ich przeczytaniu nie do końca wiem, co ze sobą zrobić. Trwam w stanie nostalgii, nie potrafię tak po prostu odciąć się od tego, co w książce znalazłam. Utożsamiam się z postaciami,...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-19
Zawsze czytając twórczość pana Wiśniewskiego nie potrafię wyjść z podziwu, jak to wszystko potrafi do mnie trafić. Nie znam autora osobiście, On tym bardziej mnie nie zna, a czuję jakbyśmy mieli jeden wspólny język. Gdybyśmy się spotkali, wierzę, że rozumielibyśmy się bez słów. W każdym opowiadaniu odnajduję cząsteczkę siebie, wydaje mi się, że opisane są moje chęci, pragnienia, ale także obawy. Czytając Wiśniewskiego płaczę ja i płacze moja dusza, tyle w tym prawdziwości, tyle emocji, smutku, namiętności, pożądania i miłości. "Łóżko" jest kolejnym przykładem na to, że autor Wiśniewski jest dla mnie jak narkotyk. Uzależniłam się.
Zawsze czytając twórczość pana Wiśniewskiego nie potrafię wyjść z podziwu, jak to wszystko potrafi do mnie trafić. Nie znam autora osobiście, On tym bardziej mnie nie zna, a czuję jakbyśmy mieli jeden wspólny język. Gdybyśmy się spotkali, wierzę, że rozumielibyśmy się bez słów. W każdym opowiadaniu odnajduję cząsteczkę siebie, wydaje mi się, że opisane są moje chęci,...
więcej mniej Pokaż mimo to
Moje uczucie do pana Janusza Leona można nazwać miłością. Od "samotności w sieci" poprzez "miłość oraz inne dysonanse", aż do tej najnowszej powieści, zakochanie trwa. Szczególnie dużym sentymentem darzę książki zawierające opowiadania, ponieważ mogę do nich wracać tak często, jak tylko mam ochotę.
"Nazwijmy to miłość" było zbiorem wyczekanym przeze mnie. Autor, zachowując swój mistrzowski styl, przekazuje między historiami z pozoru normalnych ludzi, przydatną wiedzę. Znajdziemy tam lekcje ze statystyki, chemii, biologii, ale także te ważniejsze - z emocji i empatii. I właśnie za to kocham pana Janusza. Otwiera mi oczy na świat, na ludzi, na problemy i pokazuje, że nic nie jest zero-jedynkowe. Chociażby możemy to odczuć, czytając tytułowe opowiadanie. Powracałam do niego kilka razy. Z podziwem, niedowierzaniem i ciarkami przebiegającymi po całym ciele. Pan Janusz Leon w czterech stronach tekstu potrafi zawrzeć więcej niż niejeden pisarz w całej powieści. A najważniejsza w tym wszystkim jest prawda. Ważni są ludzie, których autor poznaje, z uwagą wysłuchuje, a potem przekazuje ich historie nam, czytelnikom. Gdy czytam książki napisane przez pana Janusza Leona czuję się lepszym i mądrzejszym człowiekiem.
Czy wiedzieliście, że w Anglii została powołana minister samotności?
Moje uczucie do pana Janusza Leona można nazwać miłością. Od "samotności w sieci" poprzez "miłość oraz inne dysonanse", aż do tej najnowszej powieści, zakochanie trwa. Szczególnie dużym sentymentem darzę książki zawierające opowiadania, ponieważ mogę do nich wracać tak często, jak tylko mam ochotę.
więcej Pokaż mimo to"Nazwijmy to miłość" było zbiorem wyczekanym przeze mnie. Autor, zachowując...