Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Zakochałam się w ekranizacji i aż zdziwiło mnie jak bardzo jakością odbiega pierwowzór. Serial jest o wiele bardziej rozbudowany fabularnie i poszerzony o nowe wątki. Tutaj gubiłam się nawet w linii czasowej, nie do końca potrafiłam pojąć co się dzieje. Wiele niepodociąganych wątków. Belly jeszcze bardziej dziecinna niż w serialu. Bardzo zdziwiło mnie, że kluczowe momenty z ekranizacji nie wystąpiły w książce. Właściwie to, gdyby nie ci sami bohaterowie i tytuł, można by to uznać za osobne dzieła. Miałam wrażenie, że odpuszczę po przeczytaniu "następnie wrzucili mnie do basenu, w ubraniu i w ogóle" albo usłyszeniu od głównej bohaterki "zamknij sie" na każdy żartobliwy tekst w jej stronę. Naprawdę pierwsze 100 stron książki to była porażka. Ale zaczęłam się powoli wkręcać i bardzo szybko przebrnęłam przez resztę, przez co nie ma aż tak zanizonej oceny. Relacja mam, ich przyjaźń, to mój ukochany wątek w serialu. Jak można się było spodziewać, tutaj były o tym trzy zdania. Chętnie po przeczytaniu obejrzę kolejny raz 1 sezon. Po kontynuację sięgnę z mniejszą chęcią, ale możliwe, że się jeszcze zaskocze.

Zakochałam się w ekranizacji i aż zdziwiło mnie jak bardzo jakością odbiega pierwowzór. Serial jest o wiele bardziej rozbudowany fabularnie i poszerzony o nowe wątki. Tutaj gubiłam się nawet w linii czasowej, nie do końca potrafiłam pojąć co się dzieje. Wiele niepodociąganych wątków. Belly jeszcze bardziej dziecinna niż w serialu. Bardzo zdziwiło mnie, że kluczowe momenty z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ellie przez chorobę straciła matkę. Nie ma pojęcia o swojej dalszej rodzinie, więc, aby nie trafić do rodziny zastępczej zarabia jako striptizerka. Pewnego dnia w szkole odwiedza ją Callum oświadczający, że jest przyjacielem jej ojca. Z życia w biedzie dziewczyna przenosi się do świata bogactwa, pałacu, liceum dla tych wybranych i najbogatszych oraz pięciu wyidealizowanych dupków (synów Calluma), którzy niszczą jej pozytywne nastawianie.
Zacznijmy od tego, że słyszałam bardzo negatywne opinie o tej książce, ale iż jestem masochistką to czemu by nie spróbować. Ale! To co się wydarzyło przeszło ludzkie pojęcie. Przysięgam, jak jestem w stanie zrozumieć opisywanie najróżniejszych rzeczy w literaturze młodzieżowej: alkoholizacji, seksu, narkotyków, wszystkiego co nielegalne dla nieletnich, po prostu szeroko pojętej „zabawy”. Tak teraz wiem, że już nic mnie nie zaskoczy. Jak dla mnie, nastolatki, która również czasami lubi się zabawić i imprezować, granice zostały przekroczone.
Przede wszystkim to co mi się nie podoba: bardzo toksyczny związek. Jeśli to jest kanon romantycznej miłości nastolatków w dzisiejszych czasach to ja wymiękam. Otwieram drzwi, wychodzę i zostaję singielką do końca życia. Jak można traktować tak drugą osobę? Przez 50 stron zmienia się tyle, że bohater z wyzywania dziewczyny staje się w niej zakochany i to iż muska jej włosy na korytarzu świadczy o tym jak bardzo mu na niej zależy, bo oczywiście, bad boy, facet nie okazujący uczuć jak coś takiego robi, to już się zmienił i nie będzie więcej dupkiem. Wyobraźcie sobie tę książkę w rękach 12-latki (w końcu literatura młodzieżowa), której myślenie dopiero się kształtuje i jak musi mieć namieszane, gdy taki ideał związku jest jej przedstawiany, to nawet nie jest śmieszne.
Traktowanie ludzi jak zwierzęta, które nie potrafią pohamować swojego popędu fizycznego. Zrozumcie to: dziewczyna zaciska nogi za każdym razem jak widzi męską klatę, a facetowi (ja przepraszam za moją całą wulgarną wypowiedź, ale taki sam styl prezentują autorki w swojej powieści) staje od razu jak ją widzi. Nigdy nie czułam takiego zażenowania jak podczas czytania tych scen erotycznych.
Tutaj będzie mega spojler, ale muszę to przedstawić, bo się we mnie gotuje. Dziewczyna została odurzona i niemal zgwałcona. Zgadnijcie jaki wzorzec dają autorki, młodzieży. Najpierw upokarzają oprawce, a następnie zostaje pobity. Gratuluję *odgłosy klaskania*! Genialny przykład jak książki uczą radzenia sobie z takimi sytuacjami! Wymierzanie sprawiedliwości pięściami, o tak! To nie tak, że przez to upokorzenie facet jeszcze bardziej będzie miał chęć dominowania nad drugą osobą, za kilka to wszystko się nad nim odbije, wpłynie na jego psychikę i będzie robił gorsze rzeczy, teraz ma podbite oko, więc sprawa załatwiona…
Już pomijam fakt nieprawdopodobności fabuły, w ogóle dziewczyna na początku dostaje układ, że mężczyzna będzie dawał jej dziesięć tysięcy dolarów za wytrzymanie każdego miesiąca, a za ukończenie szkoły jakąś tam większą kwotę. A i jeszcze pracowanie 17-latki jako striptizerka z dowodem na 34-latkę. Pewnie w Ameryce sytuacja codzienna, ale co ja tam Polka z wioski się znam, nie wiem, to się wypowiem.
Sprawy bohaterów aż nie chcę mi się poruszać. Dziewczyna dająca traktować się jak śmieć, zapominająca wszystkie grzechy braciom tylko dlatego, że są przystojni. Jej powierzchowność, płytkość, materializm i głupota jest przesadą. Za to chłopcy są królami, najbardziej śmieszyło mnie jak opisywana została szkoła, „to co zarządzi Reed jest święte i jeśli powie, że jesteś śmieciem, to tak też będziesz traktowana”, przysięgam, płakałam! Ogólnie jedyne co mają bracia to mięśnie, pieniądze i władze, więc dlatego powinniśmy ich polubić. A wybacza się im wszystko, bo nie mają mamy, ale to przeczytacie setki razy na stronach tej powieści, ponieważ jest to wytłumaczenie na każde ich przewinienie. „Pobiłem się, upiłem, jestem dupkiem, bo nie mam jednego rodzica.”
Jestem troszkę hipokrytką. Przyznaję się. Ale to dlatego, że czytam tę książkę i sięgnę po wszystkie części (wypożyczę z biblioteki, aż tak na mnie nie krzyczcie), bo to jest lepsze niż jakakolwiek telenowela. Shit totalny, lecz moje zszokowanie, gdy ja widzę co tam się dzieje i jak zaczynam się momentalnie śmiać, to bardzo poprawia mi humor. Wiadomo, to nie wpłynie na moje myślenie, poglądy, ale widząc dziewczynkę, dopiero dorastającą, z tą książką w rękach, od razu coś bym z tym zrobiła. Wiadomo, że nie ma żadnego ograniczenia wiekowego dla literatury i mnóstwo młodych ludzi tak samo sięgnęło po „Pięćdziesiąt twarzy Greya” z ciekawości. Tak, jeśli myślicie, że to idealny prezent dla córki, wnuczki, kuzynki, ogólnie młodej osobie, to mówię stanowcze nie, proszę, dajcie jej normalnie dojrzeć.

Ellie przez chorobę straciła matkę. Nie ma pojęcia o swojej dalszej rodzinie, więc, aby nie trafić do rodziny zastępczej zarabia jako striptizerka. Pewnego dnia w szkole odwiedza ją Callum oświadczający, że jest przyjacielem jej ojca. Z życia w biedzie dziewczyna przenosi się do świata bogactwa, pałacu, liceum dla tych wybranych i najbogatszych oraz pięciu wyidealizowanych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wiecznie nieobecny, zbuntowany chłopak, który stracił wszystkich najbliższych.
Najpopularniejszy futbolista zawsze utrzymujący swój wizerunek.
Muzułmanin, nad którym ojciec wywiera presję.
Dziewczyna z nadwagą nie dająca sobie rady z nie akceptacją.
Córka gubernatora wiecznie pilnująca swojej postawy.
Czy gej ukrywający swoją orientację? Które z nich podłożyło bombę w szkole?

Szóstka bohaterów, sześć historii, nieskończona liczba motywów, sekretów i problemów.
Autorka stworzyła charakterystycznych bohaterów, każdy z nich ma cechę, przez którą możemy przypuszczać, że dopuściła się danego czynu. Bardzo podoba mi się ten motyw. Jednak na tym skończyło się kreowanie postaci. Miały one najróżniejszą, czasem okropną przeszłość, ale były to suche fakty. Brakowało mi emocji, uczuć, wrażeń, cokolwiek. Trudno mi to wytłumaczyć ze względu na to iż książkę czytało się naprawdę bardzo dobrze, koncepcja fabuły jest genialna i zwroty akcji czasami naprawdę nas wmurowują, ale coś mi brakowało po skończeniu, a było to szybko, bo książka jest na jeden wieczór, tak szybko brnie się przez tekst.

Brakowało tych emocji, utożsamienia się z bohaterami, przejęcia ich problemami. Przedstawione zostały przede wszystkim ich wady oraz przykre historie, przez to jedyne co czujemy wobec nich to irytację lub współczucie.
I mam wrażenie, że książka była bardziej thrillerem skupiającym się wyłącznie na fabule. A mamy tu naprawdę najróżniejsze nawiązania. Najbardziej do stereotypów. Ale te tematy zostały rozpoczęte, (dla przykładu: Rashid (muzułmanin) jako pierwszy był obrzucany oskarżeniami) za to słabo rozwijane i dyskusje prowadzone między bohaterami nie były kompletnie warte uwagi. Mam wrażenie również, że ich wszystkie kłótnie były od tak, by zapełnić tekst. Nic ciekawego, interesującego się z tego nie dowiedziałam, a bohaterowie mnie tylko denerwowali, ponieważ podczas palenia się szkoły oni mają czas na 15-minutową pogawędkę. Może to się wpisywać w realia, iż zostało to przedstawione w sposób jak najbardziej możliwe, ale dla mnie było irytującym zapychaczem.

Nietrudno było się domyślić głównego bohatera, który podłożył bombę, jednak na początku autorka bardzo robi mieszaninę w głowię. Jak wspominałam: każdy z nich miał motyw i po kolei wszystkich podejrzewałam. Z czasem wszystko robi się przypuszczalne, jednak nadal nie to odbiera przyjemności z czytania ze względu na świetne zwroty akcji. Są one zdecydowanie największym plusem. Kompletnie nie spodziewałam się niektórych poczynań i zaskoczenie było wielkie.

Ciekawie autorka przekazała równość wszystkich. Nieważne czy jesteś gwiazdą futbola, córką gubernatora czy zwykłą osobą odwiedzającą tego dnia szkołę-twoje życie jest równie ważne jak każdego innego. Masz popularność, władzę, sukces, bogatych rodziców, co pomaga ci w codziennym życiu, ale w takich sytuacjach wszystko znika i pozostajesz tylko ty i ludzie, którym musisz zaufać bez względu na ich pochodzenie, rasę, płeć, religię, orientację.

Książka ma bardzo dużo plusów, czyta się ją świetnie. Jednak tak bardzo brakowało mi tych emocji. Porównywałam ją podczas czytania do „Chłopak, który bał się być sam” (uważam, że jest to podobny motyw: uwięzieni uczniowie w szkole, sprawca jest wśród bohaterów) i na tle tej powieści „Bomba” wypada o wiele słabiej. Jest mi przykro, ponieważ miałam wyższe oczekiwania. Wymieniona wyżej lektura była idealnym przykładem tego motywu, dokładnie poprowadzona fabuła i bohaterzy, myślałam, że „Bomba” chociaż jej dorówna. Bardzo szkoda, że nie.

"-Depresja to nie napój gazowany. Nie możesz zwyczajnie stwierdzić, że ją lubisz albo nie. -Z.pokręcił głową.-Czasami człowiek czuje się tak, jakby cały świat walił się kawałek po kawałku, a dookoła nie ma ani jednej osoby, którą choć trochę to obchodzi, że powoli umierasz."
http://www.papierowemotyle.pl/motylowe-zapiski/recenzje/item/1144-bomba

Wiecznie nieobecny, zbuntowany chłopak, który stracił wszystkich najbliższych.
Najpopularniejszy futbolista zawsze utrzymujący swój wizerunek.
Muzułmanin, nad którym ojciec wywiera presję.
Dziewczyna z nadwagą nie dająca sobie rady z nie akceptacją.
Córka gubernatora wiecznie pilnująca swojej postawy.
Czy gej ukrywający swoją orientację? Które z nich podłożyło bombę w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Buszujący w zbożu" to klasyk, którego bym nie oceniła na miarę klasyku. Po przeczytaniu byłam bardzo zdziwiona i przeszukałam połowę Internetu, by wyszukiwać odpowiedzi na pytanie "dlaczego"? Czym ta książka zasłużyła sobie na takie miano?

Nie różni się wiele od innych. Jak dla mnie to książka młodzieżowa o krnąbrnym nastolatku z niewypażonym językiem. Przechodzi w międzyczasie zmiany, dostrzega inne wartości życia, niżeli narzekanie, ale... To nie było nic wyjątkowego, a już zupełnie to, czego się spodziewałam.

Holden Caulfield zostaje kolejny raz wyrzucony ze szkoły. Po kłótni ze współlokatorem postanawia od razu wynieść się z internetu, zabiera wszystkie pieniądze i pałęta się po Nowym Yorku. To zajrzy do klubu, tam do baru się upić, pospacerować po parku. Właściwie, nikt nie wie o co mu konkretnie chodzi.

Cała postać książki sprowadza się do tego, że została wydana w 1961roku i objęta cenzurą. Jednak jest bardzo uniwersalna. Czułam się jakbym czytała niedawno wydaną książkę, styl bym mogła porównać do Johna Greena, który również lubi tak oryginalnych bohaterów, ich ucieczki, przygody i nietypowe zachowania.

Bo to co się działo, na lata 50., 60. mogło być wielką kontrowersją. Dziś już nie jest. O piciu alkoholu przez nieletnich, demoralizowaniu, agresji, mówi się wprost. Można znaleźć wiele przykładów książek "gorszących", gdzie, przykładowo, bohaterka nie szczędzi sobie alkoholu, zabaw z przypadkowymi mężczyznami i w dzisiejszych czasach nie zrobi to poruszenia.

Jednak bardziej, co irytującą rzeczą w książce była postać Holdena. Jego myślenie, sprowadzające do tego, "jestem wyżej ponad was, idioci". Trudno było nadążyć za tym, jak szybko zmieniał zdanie. Nie ma konkretnego powodu dla jego zachowania. Bo Caulfield był dziwaczny. Bardzo.
Jednak jego relacja z młodszą siostrą. To jest to, co chciałam przeczytać w tej książce. Świadczące jednak o tym, "mam uczucia", tylko musisz być odpowiednią osobą, żebym ci zaufał.
Miał bardzo dziwne kontakty z ludźmi, problemy z okazywaniem uczuć. Tęsknił do tych, których nienawidził.

Jedno zdanie mną wstrząsnęło i naprowadziło refleksje. Nie mam fizycznie książki przy sobie, więc trudno mi przytoczyć cytat, lecz starając się przypomnieć słowa jak najbardziej, brzmiały one o tym, że dziwne zachowania (wykazująca niewłaściwą relację) ze strony dojrzałych mężczyzn, spotkały go już z dwadzieścia razy. Czy tylko ja to nad interpretuje, czy widzę tu pewną zależność, znacząco wpływająca na jego zachowanie?

Ogólnie postaci występujące w historii były dziwnie skonstruowane. Jakby nakierowano na konkretne cechy, podkreślające tylko ich dziwaczność. Przykładowo główną cechą współlokatora Caulfielda było to, że bardzo dbał o swój wygląd i długo przygotowywał się przed lustrem, za to chłopaka z pokoju obok to, że walczył z trądzikiem. I w ten sposób poznajemy bohaterów, dowiadując się jednej rzeczy na podstawie, której trudno wyrobić sobie opinię. Lub autor chciał stworzyć osoby, które zapamiętamy przypominając sobie o tym jednym fakcie. Nie wnikam, lecz to nie sprawiało, że bardziej lubiłam, któregoś z bohaterów. Wręcz przeciwnie. Wszyscy byli bardzo drażniący.

Dlatego ogólnie podsumowując: ni to szczególnie przyjemnie się czytało, może szybko, ale moje zainteresowanie "przygodami" bohatera szybko się nudziło, ani nie niosło wielkiego pouczenia. Wydaję mi się, że jest to jeden z tych klasyków, który nie zasłużył na takie miano.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/977-buszujacy-w-zbozu

Buszujący w zbożu" to klasyk, którego bym nie oceniła na miarę klasyku. Po przeczytaniu byłam bardzo zdziwiona i przeszukałam połowę Internetu, by wyszukiwać odpowiedzi na pytanie "dlaczego"? Czym ta książka zasłużyła sobie na takie miano?

Nie różni się wiele od innych. Jak dla mnie to książka młodzieżowa o krnąbrnym nastolatku z niewypażonym językiem. Przechodzi w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Willa wraca do rodzinnego miasta po wielu latach. Na miejscu czekają na niej dawni przyjaciele, młodzieńcze miłostki, ale i złe wspomnienia, które nie dają o sobie zapomnieć i będące powodem konieczności jej powrotu.

Książka bardzo słabo wypada na tle poprzedniego tomu. Mówiąc ogólnikowo, powodem były: trójkąt miłosny, chwilami drażniący bohaterowie, w tym idealizowanie głównej: Willi.

To jest bardzo podobne do stylu Abbi Glines. Ale podobało mi się "Kocham Cię bez słów", więc z chęcią sięgnęłam po kolejny tom. I bardzo się zawiodłam. Ponieważ tam mieliśmy również inny wątek, który przesłonił wielbienie głównej bohaterki. Za to tutaj nie mamy żadnej ważniejszej akcji. Dlatego działo się to samo co we wszystkich innych książkach autorki. Dziewczyna przyjeżdża do małego miasteczka, gdzie wszyscy się znają i co się zaczyna? Jaka ona piękna, zainteresowanie całej szkoły, każdy przystojny facet chcę się z nią umówić, jej figura jest tak idealna, jest zupełnie inna od tych wszystkich, które znamy. Ileż można?

Z tego, co pamiętam, bardzo polubiłam Brady'ego i Gunnera, a w tym tomie chłopcy byli zupełnymi przeciwieństwami siebie z poprzednich. Autorka stworzyła zupełnie nowe postaci, co bardzo mnie drażniło. Nie tak ich zapamiętałam! Dlaczego z obu Abbi Glines zrobiła nadętych dupków? (Zaznaczmy, że w opisie jest napisane: "Gunner, szkolna gwiazda futbolu o narcystycznym charakterze, nie dba o nikogo oprócz siebie", co ja bardziej odniosłabym do Brady'ego z drugiej części, a zupełnie nie skojarzyła z tym z pierwszej.) Wyczyniali najróżniejsze głupoty, byli "szaleńczo" zakochani w dziewczynie z dzieciństwa, dopiero teraz po latach odkryli jak bardzo za nią tęsknili, jak wielkie znaczenie miało to, że ją poznali itd...A dziewczyna musi zdecydować czy woli Brady'ego, w którym była szaleńczo zakochana jako mała dziewczynka, czy Gunnera będącego od zawsze jej przyjacielem.

Już pomijając to, że trójkąty miłosne znudziły się wszystkim i aż się zdziwiłam, że akurat o tym będzie książka, to on był bardzo słabo poprowadzony, schematyczny, zupełnie nic nowego nie wniosło.

Zastanawiam się czy jest jakieś ograniczenie dramatów przypadających na jedną lekturę, bo to co tu się działo już przewyższa historię Blossomów z "Riverdale". Nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, a ja opisać, jak wiele nieszczęśliwych rzeczy postanowiła autorka zrzucić na jedną postać i to w tak krótkim czasie. I totalnie nie udźwignęła konsekwencji tego, czyli po pierwsze: jak w takiej sytuacji zachowałby się przeciętny człowiek, po drugie: jak to wpływa na jego dalsze życie. Tutaj nasz bohater coś tam porobi, pomyśli sobie chwilę, stwierdzi, że wszystko nie ma sensu, a na końcu wróci do normalności. Pełen realizm.

Autorka też nie oszczędziła historii głównej bohaterki, która swoje przeżyła. Dowiadujemy się o tym, mniej więcej, bardzo wcześnie, więc nie ma wielkiej zagadki, którą trudno rozwiązać i nie ma dla nas to dużego zaskoczenia. Za to równocześnie znalazłam plus tej książki. Bardzo dosadnie neguje spożywanie alkoholu, narkotyków czy imprezowania ze strony nastolatków. Nie zawsze możemy przewidzieć swojego zachowania po substancjach wpływających na nie i to jest bardzo dobry przykład na to, że należy znać swoje ograniczenie.

Bardzo rozczarowałam się tą historią i to jedyne co mogę powiedzieć. Dałam Abbi Glines kolejną szansę, która ponownie została zmarnowana. Banalny romansik to nie jest czego szukam, a na koniec nałożenie serii dramatu na bohatera, żeby coś się działo. Zdecydowanie nie.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/971-jestes-moim-swiatlem

Willa wraca do rodzinnego miasta po wielu latach. Na miejscu czekają na niej dawni przyjaciele, młodzieńcze miłostki, ale i złe wspomnienia, które nie dają o sobie zapomnieć i będące powodem konieczności jej powrotu.

Książka bardzo słabo wypada na tle poprzedniego tomu. Mówiąc ogólnikowo, powodem były: trójkąt miłosny, chwilami drażniący bohaterowie, w tym idealizowanie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jamie chcę skończyć ze swoją kryminalną przeszłością. Popełnił wiele błędów, których nie chcę powtórzyć. Zaczyna nowe życie u boku pięknej Ellie, jednak okazuje się, że o czynach z dawnych czasów muszą dać o sobie znać.

Ta książka była genialna. Akcja, wątek romantyczny są moimi ulubionymi. Bohaterowie troszkę mniej przypadli mi do gustu, ale do tego dojdziemy za chwilę.

Bardzo wiele się dzieje. Autorka nie daje nam chwili, żeby się nudzić. Akcja bardzo brnie do przodu. Jest to romans, a jak wiemy, bardzo często zdarza się, że wątkiem romantycznym, uczuciami bohaterów, ich momentami szczęścia, czy też, wręcz przeciwnie, kłótni, zazwyczaj jest przepełniona lektura. Tutaj na pierwszym miejscu jest bieg wydarzeń, który powala na nogi. Gangsterskie klimaty są na pograniczu rzeczywistości. Podejrzewam, że takie rzeczy nie dzieją się w rzeczywistości, nie mam z tym styczności, więc trudno mi stwierdzić, ale biorąc na logikę, kradniecie dziesięciu samochodów jednej nocy, bez żadnych konsekwencji, nie jest bliskie temu co widzimy na co dzień. Ale autorka jakoś trzyma to w ryzach i nie skupiamy się na tym tak bardzo. Na dodatek jest tu moment, który przeważa nad tym, że możemy pomyśleć o tym, jak ta sytuacja dzieję się na prawdę. Samą mnie to zaskoczyło, ale po prostu jest to opisane w genialny sposób.

Czytałam już kilka książek Kirsty Moseley i jak do tej pory ta jest najlepsza pod każdym względem. Widać, że się rozwija, próbuje nowych rzeczy, to jest zupełnie inne niż "chłopak, który zakradał się do mnie przez okno", który był za bardzo cukierkowaty, badziewny i widać, że pierwotnie to nawet nie miało być wydane. Śmiało mogę powiedzieć, że możecie spróbować z tą książką, by się przekonać czy autorka jednak was do siebie przekona.

Wątek romantyczny był na pograniczu cukierkowatości, a realiów, w których nie wszystko idzie idealnie po naszej myśli. Kirsty zachowała zdrowy umiar. Jak przypominam sobie ich szczęśliwe chwile, to jak się poznali, dobrze dogadywali, to aż cieplej się na sercu robi i wzdycham z zazdrości. Połączenie tych dwójki to miód dla mojej duszy.

Dochodzą do tego problemy rodzinne. To kolejny schemat książkowy, ale dobrze poprowadzony, więc nie ma na co narzekać. Jamie miał bardzo złą sytuację, mimo odcięcia się od tego świata, to wciąż do niego wraca, a rodzina zawsze pozostanie dla niego rodziną, choćby nie wiadomo ile krzywdy mu wyrządziła. Ale również ten problem dotyka Ellie, która spełnia oczekiwania matki i zgrywa się za maską idealnej uczennicy. W ciągu tych czterystu stron bardzo wiele się zmienia, a mogę zagwarantować, że zakończenie powali was na kolana i koniecznie będziecie chcieli sięgnąć po kolejny tom.

W ogólnym połączeniu: bardzo dobrze poprowadzona historia+wartka akcja+przyjaźni bohaterowie+ich związek nadający ciepła książce daje nam ocenę 10/10 i sprawia, że moje czytelnicze zachcianki zostają w 100% spełnione.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/821-chlopak-ktory-chcial-zaczac-od-nowa

Jamie chcę skończyć ze swoją kryminalną przeszłością. Popełnił wiele błędów, których nie chcę powtórzyć. Zaczyna nowe życie u boku pięknej Ellie, jednak okazuje się, że o czynach z dawnych czasów muszą dać o sobie znać.

Ta książka była genialna. Akcja, wątek romantyczny są moimi ulubionymi. Bohaterowie troszkę mniej przypadli mi do gustu, ale do tego dojdziemy za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Miłosny musical. 
Jeśli kochacie połączenia młodzieńczej miłości, muzyki i pełnej sekretów przeszłości-to jest to! Wielkim plusem jest dziejący się w tle program telewizyjny, w którym biorą udział bohaterowie. Spokojnie, nie jest to telenowela, a dodatek bardzo uwydatniający i urozmaicający fabułę. 

Znajomość Cama i Virgini rozpoczyna się, gdy on przenosi się do Michigan, by odciąć się od przeszłości. Dołącza do zespołu muzycznego, którego zawsze wspomaga dziewczyna. Vee, mimo talentu, ma wielką traumę związaną z wystąpieniami publicznymi, więc stoi zawsze za kulisami dając wsparcie chłopakom. Dwa lata później biorą udział w programie telewizyjnym, równocześnie ruszając w trasę koncertową. Okazuję się, że znajomość tych dwójki w międzyczasie bardzo ucierpiała i mają duży dylemat, czy chcą kontynuować tę podróż.

Akcja została podzielona na "teraz" i "wcześniej" oraz perspektywy dwóch głównych bohaterów: Cama i Virgini. Mniej więcej co rozdział zmieniamy ramy czasowe. Powoli, drobnymi krokami odkrywamy ich przeszłość, pozwalając zrozumieć ich zachowania z teraźniejszości.

Trzy główne wątki, jak mówi tytuł: muzyka, miłość, kłamstwa. 
Zaczynamy od mojego ulubionego: muzyki. Te cudowne opisy. Autorka mnie urzekła. Tylko żałuję, ze głównie o niej opowiadała tylko Vee. Ale, dziewczyna, była wobec niej tak uczuciowa, traktowała ją jak delikatną rzecz, o którą musi ciągle dbać. Miała wielkie obawy z podzieleniem się nią z większym gronem. Lecz, gdy już zaczynała grać... Zamykała oczy i nie mogła przestać. Czuła, co chcę przekazać. Otwierała swoją duszę. Przelewała na papier wszystkie smutne chwile. 

Co doprowadza nas do drugiego punktu: miłość.
Ach, jak ona zawsze jest skomplikowana. Jak mamy wątpliwości, czy zasługujemy na tę drugą osobę. Polubiłam ten wątek, ale zauważyłam tu odrobinę schematów, które mnie drażniły. Mimo to wszystkie romantyczne sceny uwrażliwiały moje serce, które się rozpływało i radowało. Bohaterowie byli do siebie bardzo dopasowani. 

I na koniec kłamstwa, które jak wiadomo były tu najmniej potrzebne. Nie widzę głębszego sensu w tym wątku. Wyobrażam sobie jak wielki można mieć problem z opowiedzeniem o swojej przeszłości. A równocześnie czytam, któryś raz tekst "zrobił(a)bym dla niego/niej wszystko". Czyli, jak zawsze to samo:"gotów jestem umrzeć dla ciebie, ale nie będę dla ciebie żył" (Stephen Chbosky), a wręcz "nie powiem ci o czymś, co powinieneś/aś wiedzieć".. Rozumiem traumatyczne przeżycia, jak najbardziej. Trud rozmawiania o nich. Ale to nie wyszło. Autorka tylko szukała pretekstu, żeby rzucić im kłody pod nogi. I to tyle. Ot, co. Najgorsze w tym jest to, że to czytało się bardzo źle.

Polubiłam wszystkich bohaterów. Chociaż o niektórych było za mało mowy. Nie pamiętam nawet imion wszystkich chłopaków z zespołu. 
Cam był blisko stereotypowego ideału książkowego. Na szczęście autorka nie przekroczyła tej granicy, za co wielkie dzięki! Zawsze chciał uszczęśliwić Vee, a mimo to okazywał to w bardzo czułych gestach, a nie kupując jacht, wille, zachowując się tak idealnie, że na końcu świata nie znajdziesz takiego faceta. Chociaż chwilami wydawał się być za papierowy. Tylko jedna sytuacja z jego udziałem jakoś więcej wzbudziła we mnie uczuć, brakło mi coś. Mogła być to moja ulubiona postać, a mimo to chwilami było odrobinę spłycenia i nijakiego charakteru.

Za to Vee, jak wspominałam, uwielbiam za jej pasję. Stworzyła z siebie dwie postaci. Pewną siebie Dakotę i prawdziwą, woląca otaczać się przyjaciółmi Vee. Ta pierwsza, jak i druga musiała udowodnić na co je stać. Zrobiły to w światowej klasie. Obie ubóstwiam. 
Jak najbardziej realna bohaterka, ze słabościami, lękami i chwiejnymi uczuciami. Z drugiej strony potrafiła być zdecydowana i biegnąć po marzenia. Chętnie bym się z nią drugi raz spotkała.

Jeszcze jeden bohater utknął mi w pamięci i był to Logan. Przyjaciel Vee. Trochę mi brakowało więcej w tym wątku. W chwili, gdy jej związek z Camem się rozwijał, przyjaźń coraz bardziej słabła. Miało to dla mnie bardzo płaski wydźwięk. Mieli szczęśliwe chwile, a mimo to, zawsze stali gdzieś z tyłu za kolejką innych ludzi. Autorka nie zadbała o tego bohatera, w ogóle go nie polubiłam ze względu na to, że wyglądało jakby chciał podporządkować sobie przyjaciółkę i nie był dla mnie zbyt pozytywną postacią. Może, gdyby poświęcić mu więcej czasu. 
I na koniec zostawiam Grace i Nonni. Dwie staruszki, od których wszystko się zaczęło. Je nie da się nie polubić!

W kwestii fabuły. Jak pisałam: program telewizyjny. Urozmaicał to wszystko, wprowadzał wiele nowych rzeczy, zawiłości, rozwój akcji. Oryginalne i nadające charakteru. Brakowało mi jeszcze bardziej zagłębienia się w niego, jak podawanie wyników zespołu, radość z przechodzenia do następnego etapu. Bardziej skupialiśmy się na tym, jaki wpływ miało to na ich codzienność oraz uczucia. 

Brakuje mi tego, co działo się w ciągu dwóch lat. W końcu to jednak trochę czasu jest. A tu mijamy od jednego punktu do drugiego, tak po prostu. I nie widzę żadnej różnicy w zachowaniu bohaterów. Ciągle powtarzają o tym, że to była młodzieńcza miłość, wiele się zmieniło, a tak naprawdę to wciąż ten sam epizod. 

Podsumowując: książkę czytało mi się bardzo przyjemnie. Były momenty, które polubiłam i zapamiętam. Vee pozostanie jedną z moich ulubionych bohaterek. Autorka przedobrzyła z nadawaniem katastrofalnych wyobrażeń niektórym sytuacjom. Brakło większego rozbudowania postaci, które powinny również być istotnym elementem oraz Cam, niestety nie zadowolił mnie, rozczulające było to ile robił dla dziewczyny, ale zabrakło mi jego samego więcej, charakteru, powinien go pokazać, nie tylko starając się o nią. Z początku mieliśmy jego wątek surfowania. Myślałam, że będzie o tym coś więcej, jednak z czasem autorka kompletnie o tym zapomniała. Chciałabym poznać jego wrażenia z występowania na scenie, a tego tu nie było. Wielka szkoda. Jednak po za tym nie mam do czego się przyczepić, ponieważ fabuła jest dobrze poprowadzona i sprawia, że chcemy skończyć tę książkę szybko. Mimo wad, polecam!
Jest taka szara strefa w moim sercu, gdzieś na południe od miłości i na północ od nienawiści, i tam teraz jesteś. Myślę, że zawsze tam byłeś.

https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/959-piosenki-o-milosci-i-inne-klamstwa

Miłosny musical. 
Jeśli kochacie połączenia młodzieńczej miłości, muzyki i pełnej sekretów przeszłości-to jest to! Wielkim plusem jest dziejący się w tle program telewizyjny, w którym biorą udział bohaterowie. Spokojnie, nie jest to telenowela, a dodatek bardzo uwydatniający i urozmaicający fabułę. 

Znajomość Cama i Virgini rozpoczyna się, gdy on przenosi się do Michigan,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

"Dwór skrzydeł i zguby" to już ostatni tom z serii "dwór cierni i róż" (z założenia, będzie również dodatek, łączący tę serię z kolejną) napisany przez Sarah J. Maas. Opowiada ona przede wszystkim o wojnie Prythianu przeciwko Hybernii.
Nie jest to łatwe zadanie. Oddać "klimat" wojny, wszystkie uczucia towarzyszące bohaterom, ich lęk, panikę, obawę przed porażką, wprost spojrzeć w oczy śmierci. Ale autorka poradziła sobie z tym genialnie. Przygotowania do bitwy trwają przez długi czas. Są zawierane sojusze, pomniejsze ataki, dochodzi do zdrad, oszustw, nigdy nie wiemy po jakiej szale będzie zwycięstwo, kto okaże się tym "dobrym", a kto "złym". Przez całą książkę Maas trzyma nas w napięciu. Nie mamy pojęcia co sie za chwilę stanie. Uwielbiam tę jej nieprzewidywalność.
Akcja tej książki to największy plus. Przez ani chwilę nie zanudza i z żalem odkładałam książkę na bok. To zaskakujące, że przez osiemset stron z wielkim zainteresowaniem śledziłam losy bohaterów. Zdecydowanie bardziej miłuje się w krótkich powieściach, więc zatrzymanie mnie na kilka dni przy takiej lekturze to jest znakomita zaleta.
Kolejnym z nich jest główna bohaterka. Pamiętacie Feyre z pierwszego tomu? Niezdecydowana, irytująca, kierująca się nieprzemyślanymi decyzjami? Teraz to zupełnie inna osoba. Pewna siebie, sprytna, opanowana, dojrzała, jedna z moich ulubionych bohaterek. Rozczulało mnie jak wprost potrafiła mówić o swoich uczuciach. Jej związek z Rhysandem opierał się na szczerości. M.in. przez ich więź godową, przez którą czytali sobie w myślach, odczuwali emocje drugiej osoby. To jest jeden z najlepszych wątków miłosnych jakie czytałam. Nie wiem skąd się wzięły komentarze, że jedyne co się dzieje w tej książce to Rhys i Feyra uprawiających seks. Konkretnie zaprzeczam temu. Fakt, że nie zawsze bohaterowie hamowali się w swoich emocjach. Ale nigdy ten wątek nie przesłaniał główny. Zawsze był gdzieś z boku, dodając ciepła naszemu sercu.
Według mnie rewelacyjne zakończenie bardzo dobrej serii. Było to, czego oczekiwałam po drugim tomie. Zatopiłam się w tej historii na kilka dni i tak bardzo nie chciałam opuszczać tego świata.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/436-dwor-skrzydel-i-zguby

"Dwór skrzydeł i zguby" to już ostatni tom z serii "dwór cierni i róż" (z założenia, będzie również dodatek, łączący tę serię z kolejną) napisany przez Sarah J. Maas. Opowiada ona przede wszystkim o wojnie Prythianu przeciwko Hybernii.
Nie jest to łatwe zadanie. Oddać "klimat" wojny, wszystkie uczucia towarzyszące bohaterom, ich lęk, panikę, obawę przed porażką, wprost...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czy ten tom faktycznie był niepotrzebny i nie wprowadza nic nowego do fabuły?

"Dwór szronu i blasku gwiazd" stanowi "pomost"między tą serią ("Dwór cierni i róż") oraz, tą która ukaże się w przyszłym czasie, będąca również w tym uniwersum, jednak z innymi bohaterami. Z jakimi? Tego dowiecie się sięgając po książkę, ponieważ na końcu znajduję się fragment zwiastujący, co nam Sarah J. Maas zaserwuje w nowym cyklu.

I zapowiada się obiecująco. Może bohaterzy nie są moimi ulubionymi, ale mam wrażenie, że mają bardzo ciekawą historię do opowiedzenia, która ma duży potencjał i mam nadzieję, zostanie odpowiednio wykorzystany.

Wracając do głównej lektury. Skończyła się wojna, następuje odbudowa Dworu, ogólnie fabuła opiera się na tym jak wygląda cały świat po wszystkich katastrofach, zniszczeniach.

I tego nigdy autorzy nie opisują. Mogę wymienić wiele książek o wojnie. A ile z nich jest opisanych o tym co działo się potem? I nie uważam, że to było niepotrzebne. Mimo, że większość fabuły to codzienność bohaterów, przygotowania do Przesilenia (swoją drogą żałuję, że książka nie została wydana bliżej świąt, według mnie byłby to niesamowity klimat!). To w międzyczasie zajmujemy się katastrofalnymi skutkami wojny. I nie mówię tylko o zniszczonych budynkach, problemach biednych ludzi, których nie stać na naprawę wszystkiego, a stratach moralnych. Niejeden mąż, syn, ojciec poległ w wojnie. Dla Feyry niewyobrażalne jest stracić swojego Towarzysza i nie może patrzeć w pustkę mieszkańców odznaczającą się w ich oczach.
Za to Nesta nie może poradzić sobie, z tym, kogo straciła na wojnie. Odcina się od wszystkich, większość czasu spędza w zniszczonym domu lub, w jeszcze gorszym stanie, barze, a później w łóżku z przypadkowym fae. Ale nic nie potrafi zapełnić tej pustki. Odtrącanie wszystkich jest najgorszą opcją, lecz, jak wiadomo, z jej charakterem trudno wygrać i nie chcę otrzymywać żadnej pomocy.

"Widywał już taką pozę u Nesty. Nazwał to jej postawą "zgładzę wrogów swych". Jak dotąd Kasjan nazwał już ponad dwadzieścia postaw typowych dla Nesty. Od "zjem twoje oczy na śniadanie" po "nie chcę, żeby Kasjan się dowiedział, że czytam erotyki". Tę ostatnią lubił najbardziej."

Według mnie ta książka jest bardzo dobra. Przez chwilę opisuje o codziennym życiu, obchodzeniu święta, szczęściu, zwyczajach, które od setek lat są w ich rodzinie. A chwilę później autorka sprowadza nas na ziemię, ukazując skutki tej, niezaprzeczalnie, niepotrzebnej, szkodliwej wojny, która wyniszczyła to, co piękne.

Szybko mi się ją czytało, skończyłam ją w jeden wieczór. I nie wynudziła mnie. Robienie zakupów przez Feyre to nie jest główny temat. Była na nich dwa razy. Próbowała się przystosować do świata, w którym się znalazła, a wiadomość o zwyczaju kupowania prezentów, był powodem, przez który długi czas siedziała w sklepach. Dla mnie to jest kpiące, ponieważ widzę szerszy, większy sens książki, niżeli nudny zapychacz skierowany na zarobek. Odczuwam bardzo przyjemne emocje wobec tej lektury.

Tym razem perspektywę mamy z prawie wszystkich bohaterów. Każdy po kawałku opowiada jedno wydarzenie, emocje mu towarzyszące, myśli. To pozwala nam lepiej ich poznać, dowiedzieć się czego się spodziewać w kolejnej serii i uzupełnić niedomówienia z poprzedniego tomu. Co z Nestą i Kasjanem? Mor i Az? Tamlinem? Spokojnie wszystkiego się dowiecie, nawet o problemach fizjologicznych, nowo powstałej, Amreny (możecie być spokojni/nie łudźcie się, jej charakter nadal się nie zmienił).

Uwielbiam ich dewizę: rodzina to nie tylko więzy krwi. To była najprawdziwsza relacja jaką widziałam. Od setek lat wiedzą, że mogą sobie nawzajem ufać. Tak różnorodne charaktery połączone tworzą chaos, a mimo to, gdy znajdziemy ich wszystkich w jednym pokoju, to usłyszymy głośne rozmowy, śmiech i przekomarzanie.

Związek Rhysanda i Feyry, jak wiadomo, wciąż rozkwita. O ich relacji zawsze się przyjemnie czyta. Ja również, jak wielu ludzi, mam wrażenie, nie jestem fanką ich scen miłosnych i podkurczaniu stóp przez księżną (błagam, autorko, skończmy z tym!). Ich miłość, mimo tego jaka jest wyjątkowa, wydaję się być realna. Oprócz tego, że przez 300 stron ciągle mają ochotę uprawiać seks, to są dla siebie ciepli, wspierający się, zawsze blisko, wyczuwają, gdy, któreś potrzebuje pomocy. Wiecie, o czym mówię, przez 3 tomy przekonaliśmy się jak bardzo więź ich jest trwała i w tej części niewiele się zmienia.

Nie wiem co mogę więcej powiedzieć. Ciepła książka z niekiedy smutnymi momentami, dopowiadająca więcej szczegółów o życiu bohaterów. Nie znajdziemy tu akcji, jak w poprzednich tomach, nie jest wielce przełomowa, ale wciąż przyjemna do czytania. Ja, ze swojej strony, polecam.

"M u s z ę tworzyć albo wszystko to było na nic. M u s z ę tworzyć albo załamię się pod ciężarem przytłaczającej mnie rozpaczy i nie będę miała siły wstać z łóżka. M u s z ę tworzyć, ponieważ nie mam żadnego innego sposobu na wyrażenie t e g o."
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/957-dwor-szronu-i-blasku-gwiazd

Czy ten tom faktycznie był niepotrzebny i nie wprowadza nic nowego do fabuły?

"Dwór szronu i blasku gwiazd" stanowi "pomost"między tą serią ("Dwór cierni i róż") oraz, tą która ukaże się w przyszłym czasie, będąca również w tym uniwersum, jednak z innymi bohaterami. Z jakimi? Tego dowiecie się sięgając po książkę, ponieważ na końcu znajduję się fragment zwiastujący, co nam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Młoda dziewczyna, której życie, przez jedną sytuację, się zmieniło. Dużo czasu minęło od ciężkiego zdarzenia odbijającego się na jej uczuciach, dający zły cień na wspomnienia, które powinny być piękne i sprawiające, że Zoe nie potrafi być taka jak wcześniej.

Zoe piszę listy do więźnia oskarżonego o morderstwo, czekającego na swoją egzekucję. Opowiada na bieżąco o sytuacji, kłótniach w domu, radzeniem sobie z uczuciami, staraniach niezatapiania się w smutku oraz wydarzeniach poprzedzających bardzo ważny moment.

Zadziwił mnie ton tych listów. Bohaterka uważała się na równi z osobą, do której pisała, a równocześnie była bardzo wyniosła. Jakby krytykując jego, narzucała na samą siebie wyrzuty sumienia. Często wspominała o jego przykrych sytuacjach z przeszłości, o których myślę, że chciałby zapomnieć, a Zoe rzucała mu te fakty pod nos pisząc: "patrz co zrobiłeś? Nie wstyd Ci?". Lecz chwilę później twierdziła, że on jest lepszym człowiekiem, ponieważ poniesie winę, w przeciwieństwie do niej. Widać było, że po tym czasie nie radzi sobie z wieloma sprawami.

Powoli, małymi krokami odkrywamy sekret, który Zoe kryje. Z każdym listem wyrzucała wszystko z siebie, całą historię, która przeplatana szczęśliwymi momentami, prowadziła do, jak można się domyślić, nieuniknionej katastrofy.

Główna bohaterka była bardzo nietypowa. Wydaję mi się, że nigdy jeszcze takiej nie spotkałam. Nie było widać w różnicy jej zachowaniu "przed" I "po" ze względu na to, że zdarzenia zostały opowiedziane w późniejszym czasie i wiedziała, jak wiele błędów wtedy popełniła. Jednak było czuć tę krytyczność. Wspomina jak cudownie było przez ten czas być beztroską nastolatką, której jej teraz brakuje. Bardzo trudno jest mi ją ocenić. Nie patrzyła na konsekwencje swoich czynów. Ciekawa postać. Chęć poznawania zakazanych rzeczy, trudność w zdecydowaniu o uczuciach, brak pohamowania, samolubność i zero krytyki. Nie pomyślała, że nie może mieć w życiu tego co chcę. Bym jej nie polubiła, gdyby nie to, że była taka prawdziwa. W rozmowie bardzo przyjazna osoba, łatwo nawiązująca kontakty, a poza tym skomplikowana nastolatka, którą popularność, chęć uczucia bycia kochaną i woli robienia tego, co zapragnie, przesłoniła wszystko inne.

Problemy rodzinne miały duży wpływ na całe rodzeństwo. Dot, będąca oczkiem w głowie matki ze względu to, że jest niewidoma, zawsze przesłaniała stojąca na drugim planie Sophie, która równie bardzo pragnęła uwagi bliskiej osoby. Zoe była na tyle dojrzała, by wiedzieć, że świat się nie kręci wokół niej. Jednak, gdy małe dziewczynki nie zdają sobie sprawy z tego, czują się pokrzywdzone. Każde problemy: finansowe, choroby, sekrety przyszłości, były rozwiązywane krzykiem i kłótnią. To nie była bardzo pospolita rodzina godząca się następnego dnia przy obiedzie. Tak, jak rodzice nie mogli się pogodzić między sobą, tak, dziewczynki wspierały się nawzajem i narzucały sobie wyrzuty sumienia, gdy, którejś z nich nie było, jak była potrzebna. Stały murem za sobą, mimo wszystko. I to ich relacje uwielbiałam najbardziej ze wszystkich.

Nietypowy trójkąt miłosny. Bohaterka nie potrafiła zdecydować, czego chcę, a równocześnie miała problem z kwestią, jak postąpić, by nie skrzywdzić kogoś. Jedna relacja wydała mi się bardzo podkoloryzowana, nie byłam co do niej przekonana. Brakło mi czegoś więcej, żeby autorka przekonała mnie, że to "prawdziwa miłość". Była taka, którą spotykamy tylko w książkach i niewiele różniła się od innych, oprócz tego, że była w nią wplątana trzecia osoba. Bardzo przykro się patrzyło na jej pogmatwane uczucia, koncentrujące się na dwóch osobach. Nie potrafiła rozdzielić pożądania, a tego uczucia, które w głębi serca pragnęła.

Brakowało mi tu więcej przyjaźni, niż skomplikowanych relacji damsko-męskich. Zoe miała swoją przyjaciółkę, które zapominały o sobie nawzajem, gdy na horyzoncie pojawiały się osoby płci przeciwnej. To dosyć śmieszne, jak mało czasu poświęcały na utrzymywanie swojej relacji. Lauren ledwo co poznajemy, a jak już to kilka minut później znika z planu ze swoim chłopakiem. Bardzo chciałam ją poznać, co nie było mi dane.
Polubiłam Maxa. Zagubionego chłopca, pogrążonego w nastoletnim życiu, który skrywał w sobie ból, jakiego nie ujawniał, bo jego powierzchowna postać była najpopularniejszym sportowcem w szkole. I nikt nie mógł pomóc mu się z tym uporać.
Na koniec pozostawiłam najbardziej tajemniczą postać, czyli Aarona, który wprowadzał największy zamęt. Bardzo przyjazny, wesoły i pomocny, starszy od głównej bohaterki i było widać jego dojrzałość. Nie dało się go nie lubić, ale wprowadzał u mnie pewien niepokój i nieprzekonanie. Mam wrażenie, że niewiele z jego charakteru negatywnych rzeczy zostało ujawnionych.

Te elementy "kryminalne" robiły dobre wrażenie. Byłam bardzo ciekawa przyczyny zachowania bohaterki, tego, co tak naprawdę się wydarzyło i im bliżej celu, tym moja ciekawość rosła. Gdy domyśliłam się znaczną część stron wcześniej, co się stało, pragnienie trochę opadło, ale nadal z przyjemnością śledziłam ich losy. Muszę przyznać, że historia jest bardzo nietypowa i zaskakuje. Styl autorki jest bardzo płynny, łatwo się czyta i z chęcią sięga po kolejny rozdział. Zakończenie nie zwaliło mnie z nóg, ale było to na miarę reszty treści znajdującej się wcześniej.

Myślę, że największym plusem książki są postaci oraz historia, która nas fascynuje. Jednak nie wiem w jaki sposób została oceniona na najlepszą powieść Young Adult. Była dobra ani chwilę się nie nudziła i chciałam jak najszybciej dowiedzieć się, co się stało. Jednak wątek miłosny, opisywane uczucia czy zakończenie, były bardzo przeciętne. Wydaję mi się, że mogłoby być w tym coś więcej. Możemy tłumaczyć to sobie "wypraniem z uczuć" bohaterki, ale tak naprawdę zabrakło ich w książce. Przeszłam obojętnie do porządku dziennego po wydarzeniach, które, szczerze mówiąc, powinny mną wstrząsnąć. Tak też nie było i czuję drobne rozczarowanie. Co nie zmienia, że powieść była dobra. Ale ograniczam się tylko do tego słowa.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/938-chmury-z-keczupu

Młoda dziewczyna, której życie, przez jedną sytuację, się zmieniło. Dużo czasu minęło od ciężkiego zdarzenia odbijającego się na jej uczuciach, dający zły cień na wspomnienia, które powinny być piękne i sprawiające, że Zoe nie potrafi być taka jak wcześniej.

Zoe piszę listy do więźnia oskarżonego o morderstwo, czekającego na swoją egzekucję. Opowiada na bieżąco o sytuacji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Kiedy wszystko się zmienia" to drugi tom cyklu "Rain" jednak jeśli liczyliście na kontynuację losów Katie, to muszę was rozczarować. Historia opowiada o jej współlokatorce ze studiów. I, niestety, jest zdecydowanie mniej ciekawsza. Autorka postawiła bardzo wysoko poprzeczkę pierwszym tomem, a poziom kolejnego spadł znacznie.
Do sedna.
Ta książka jest bardzo typowa. O dziewczynie, która skupia się tylko nauce oraz chłopaku, z pozoru, stawiającym na pierwszym miejscu futbol, gdzie tak naprawdę w duszy ma inne cele.
Drake, czyli drugi główny bohater, był dla mnie strasznie irytującą postacią. Nie potrafiłam znieść jego zachowania, lekceważenia osób, na których mu zależało i ogólnej ignorancji, niedopuszczania do siebie jakichkolwiek emocji. Autorka, oczywiście, robiła z naszego "bad boy'a" romantyka. A mimo to ckliwe momenty i szczęśliwe chwilę ich związku mnie nie poruszały. Lisa De Jong niepotrzebnie wplatała co niektóre kłótnie, bo one nawet logiczne nie były. Nie potrafiłam w takich momentach zrozumieć myślenia bohaterów. Cały czas zadawałam sobie pytanie "o co oni właściwie się sprzeczają?".
W Emery bardzo drażniła mnie jej obsesja na punkcie braku jednego z rodzica. Może w tym momencie zachowuje się nie empatycznie, ale każde zdarzenie z jej życia musiało mieć związek z tym. I zawsze zrzucała swoje niepowodzenia, błędy na brak matki. Naprawdę starałam się zrozumieć to, że jej przeszłość ukształtowała się przez te zdarzenie, ale brakowało mi, żeby odcięła się od tego również w teraźniejszości, jak i przyszłości. Hamowała swoje emocje wciąż przez te wspomnienie, a autorka nic z tym nie zrobiła, gdy temat jej się znudził, to więcej o nim nie wspomniała.

Fabuła się za bardzo ciągnęła. Generalnie ostatnie 50 stron było jako tako napięciem, oczekiwaniem czy to będzie szczęśliwe zakończenie, a może Lisa nas czymś zaskoczy i wydarzy się coś niespodziewanego, bądź rozdzieli to na 3 tom? Nie chcę co do tego wiele zdradzać, ale przyznam, że odrobinę się zawiodłam i spodziewałam większego efektu.
Miłość, związek tych dwojga był opisany strasznie sztampowo. Chodzi mi o to, że to samo przeczytałam już w kilku innych książkach. Wielkie przeżycia, uśmiech na twarzy, podniecenie, gdy tylko widzisz drugą osobę, nie możesz jej się oprzeć, wciąż o niej myślisz. A mimo to coś cię blokuje i stoi na przeszkodzie. Podejrzewam, że znacie to, tak samo było również w tej książce, więc nie było wielkiego zaskoczenia i emocji, jakie wzbudzał ten schemat mną za pierwszym razem. Schemat powielany wielokrotnie staje się nudny. Tylko na moment w całej powieści od niego odbiegliśmy, był zawrót akcji, ale już po kilku stronach wróciliśmy do początku i znów to samo.
Jeśli nie macie wielkich oczekiwań, myślę, że może wam się spodobać, jednak mnie ta książka, niestety, nie zaskoczyła, ani nie polubiłam bohaterów. Ale uwielbiam styl autorki, jest bardzo lekki i przyjemny, więc sięgnę jeszcze po jej twórczość, jednak czuję rozczarowanie w związku brakiem jakiegokolwiek zaskoczenia, po tak dobrym pierwszym tomie.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/939-kiedy-wszystko-sie-zmienia

"Kiedy wszystko się zmienia" to drugi tom cyklu "Rain" jednak jeśli liczyliście na kontynuację losów Katie, to muszę was rozczarować. Historia opowiada o jej współlokatorce ze studiów. I, niestety, jest zdecydowanie mniej ciekawsza. Autorka postawiła bardzo wysoko poprzeczkę pierwszym tomem, a poziom kolejnego spadł znacznie.
Do sedna.
Ta książka jest bardzo typowa. O...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Lili wyjeżdża na studia. Opuszcza rodzinę, przyjaciół by zacząć nowe życie. Powstają pierwsze problemy, gdy okazuje się, że zamiast mieć pokój w damskim akademiku, zostaje przydzielona do męskiej części. Z jednym współlokatorem z łatwością nawiązuje kontakt, za to Cameron (ten szalenie przystojny bad boy, który wiadomo, że zawróci jej w głowie) jest do niej bardzo uprzedzony. Dziewczyna skupiając swoją uwagę na nauce stara się zapomnieć  o przykrych przeżyciach z przeszłości...
...Które zostały opisane w opisie książki. Naprawdę. Tam jest dokładnie podana cała fabuła. Nie musicie czytać, by znać zakończenie. Ja nigdy nie czytam tego, z ciekawości zerknęłam po skończeniu powieści i aż szczęka mi opadła. Błagam, nie róbcie tego. Szczerze, tam jest nawet więcej podane, szczegóły, których nie poznajemy. 

Ale wracając do fabuły, całokształtu i mojej opinii. Muszę zacząć od tego, że ta książka to schemat, w którym nie znajdziecie nic wyjątkowego. Autorka jedzie po całości, złączyła wszystkie typowe elementy z romansów dla nastolatków i tak oto powstała ta książka. Czytając miałam cały czas wrażenie deja vu i "kurczę, czytałam to już".

Dlatego mam tak bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony to nie było nic odkrywczego, niczym kompletnie autorka mnie nie zaskoczyła, a z drugiej...Czego ja się spodziewałam? Niczego szczególnego. Opowieści o życiu dziewczyny, która poznaję nowych przyjaciół, skomplikowaną, płomienną, pierwszą miłość i czasem dotykają ją problemy przeszłości. I to właśnie dostałam, a mimo to było to nijakie...

Rozczarowanie miesza się u mnie z obojętnością. Fabuła nie była wyjątkowa, a więc co z bohaterami?
Lili. Miła, przyjazna nastolatka, z porządnymi zasadami, nie przepada za imprezami i nie lubi jak zawracają jej w głowie przystojni współlokatorzy. Takich postaci w tego typu literaturze jest mnóstwo. Nie zaskarbiła szczególnie ona mojej miłości. Czasami była tak bezbarwna i nie potrafiła sprawić, że w tych trudnych sytuacjach, swoich rozterkach, jakkolwiek poruszy moje serce. 

Cameron. Ten człowiek ma naprawdę rozdwojenie jaźni. I czasem to jest zabawne, ale w znaczącej części irytujące. Rozumiem, że czasami wbrew sobie odpychamy od siebie osoby, które się o nas troszczą, uważamy, że nie zasługujemy na nich, ale nie można w taki sposób wciąż i wciąż, niszczyć komuś zwykłego dnia przez swoje humorki. Kaloryfer i twarz modela nie sprawiają, że można traktować ludzi jak śmieci i kukiełki. Argument "trzeba go bardziej poznać" nie przemawia do mnie.

Cała paczka przyjaciół. W bardzo dobry sposób autorka opisała relacje między nimi. Ale czasami ta więź była bardzo pogmatwana. Wiadomo, zawsze w grupie ludzi jest osoba, którą bardziej lubimy i takie, które mniej. Naturalnie. A tutaj chłopcy jednego dnia się nienawidzą, drugiego, "a w sumie nic do ciebie nie mam " trzeciego, "a jednak przyłożyłbym mu w gębę". Co? Zdarzają się konflikty oraz chwile, gdzie cała reszta świata znika i widzisz same zalety przyjaciół i świetnie się bawisz. Ale tutaj, już się gubiłam (oczywiście, znacząca część była przez humorzastego Camerona)
Ale wydaję mi się, że nie tylko nasz główny Bad Boy ma rozdwojenie jaźni. Zdarzały się tutaj poboczne postaci, które były do granic możliwości papierowe. Autorka zmieniała im nastrój, charakter, wtedy, gdy jej to było na rękę. 
Przeszłość Camerona jak i Lili nie jest łatwa. Jakoś mnie nie poruszyły te historie, jednak, żeby o nich się więcej dowiedzieć sięgnę po drugi tom. Ze zwykłej ciekawości. 

Ostatni wątek jakiego chciałabym się podjąć to wątek romantyczny. Nasza Lili owładnęła nie tylko serce Camerona. Zawsze ta miła, nowa, ładna, wyjątkowa, milusia, nigdy wredna, a potrafiąca się dogadać z każdym, sprawi, że wzbudzi zainteresowanie, racja? Racja (tzn. tylko w literaturze młodzieżowej, ale wiadomo o co mi chodzi). I Cameron, oczywiście, kompletnie niezainteresowany współlokatorką za każdym razem na dotknięcie jej ramienia przez osobę płci przeciwnej do niej, zaciska szczęki i rzuca się z pięściami. Ale bohaterka i tak przez dwieście stron będzie zastawiać się o co mu chodzi, bo, przecież nikt się nie domyśliłby. W międzyczasie wplątuje się w to jeszcze inna osoba. Zazdrość, kłótnia, pocałunki, zazdrość, kłótnia. Nie jest łatwo, mają nasi ukochani długą drogę do przebycia. W pewnym momencie mam ochotę powiedzieć "idźcie do diabła albo w końcu bądźcie ze sobą", ponieważ moja cierpliwość ma granicę, ale nie w kwestii tej dwójki, która nie może się zdecydować czego chcę. Ale w końcu o to chodzi w miłości, prawda? Chcemy tej osoby i tylko tej, mimo jej wad, krzywdy jaką może nam wyrządzić i sprawić, że nasze życie zmieni się nieodwracalnie. 

Podsumowując: nie jest to wybitna sztuka. Czy spędziłam przy niej czas męcząc się? Nie. Czy liczyłam na coś lepszego? Tak. Czy sięgnę po kolejny tom? Po prostu tak.

https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/905-story-of-bad-boys#review-396

Lili wyjeżdża na studia. Opuszcza rodzinę, przyjaciół by zacząć nowe życie. Powstają pierwsze problemy, gdy okazuje się, że zamiast mieć pokój w damskim akademiku, zostaje przydzielona do męskiej części. Z jednym współlokatorem z łatwością nawiązuje kontakt, za to Cameron (ten szalenie przystojny bad boy, który wiadomo, że zawróci jej w głowie) jest do niej bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kontynuacja losów bohaterów. Ich pogmatwanych relacji, trudnych sekretów, a równocześnie niesamowicie pięknych chwil. 
Drugi tom pozwala nam na dokładniejsze poznanie przeszłości obu bohaterów. W pierwszej części znacznie jest to Lily, jej wspomnienia z Rosie, Amber i niebezpiecznym chłopakiem, który zagroził ich życiu. 
Za to w drugiej części jeden z sekretów Camerona zostaje ujawniony, a na dodatek bardzo namiesza w ich relacji. 

Przyznam, że kontynuacja tej historii znacznie bardziej mi się podoba. Nadal mamy znaczące zawirowania, konflikty, nieporozumienia i brniemy przez te dziwne niedomówienia. Ale był znaczący rozwój akcji. Były momenty, w których przejęłam się losem bohaterów, ich emocjami. A zakończenie sprawiło, że chcę sięgnąć po kolejny tom.

Co nie zmienia, że Cameron nadal ma rozdwojenie jaźni. Tak. I to jeszcze bardziej niż w poprzednim tomie. Mogę go z czystym sumieniem dodać do najbardziej znienawidzonych bohaterów i patrzeć jak zajmuje wysokie miejsce. Bo takiego (wstaw tu dowolne wyzwisko, wszystko będzie pasować) świat literatury nie widział. Proszę bardzo o oklaski dla zarozumiałego i nie kontrolującego swojego uczucia, jakby powiedziała Bridget Jones: popaprańca.

Lili już odrobinkę mnie przekonuje do siebie. Sprawia, że patrzę na nią pod różnymi kątami. Jak zachowuję się w danych sytuacjach, czasem zdarza się, że nielogicznie i bez pohamowania poddaje się emocjom. Ale to czyni ją mniej papierową, a realną. Nie zawsze podejmujemy dobre wybory, tak jak była wyidealizowana w pierwszej części, w tej już mniej. 

Ich relacja to największe szaleństwo jakie czytałam. Kto postanowił charaktery tych dwójki połączyć i dlaczego? Ta relacja jest chwilami aż nazbyt na siłę. Autorka wciąż popycha ich w swoje ramiona, a potem im rzuca kłody pod nogi (bardziej robi z Camerona popaprańca) i patrzy z uśmiechem na irytację czytelnika. Ja nie wiem czy to będzie "After". Czy oni zamierzają zrywać, wracać i tak w kółko? Do tego będą tylko sceny erotyczne, wymażemy wszystko inne i pasuje idealnie. Proszę, nie! 
Bo czasami wzdychałam nad tym jak uroczo do siebie pasują. Naprawdę z czasem zaangażowałam się w to jakbym była ich swatką stojącą obok i myśląca sobie "misja wykonana!". Dopóki nie przeczytałam kolejnych pięćdziesięciu stron i ręce mi się załamywały.

Relacje między przyjaciółmi się polepszają. Cameron nadal wszystko psuje, ale wszystko utrzymuję się na poziomie "w porządku", chociaż ujawnia nam się drugi popapraniec emocjonalny, którego czasem nie można znieść, próbujący za wszelką cenę wziąć to, co do niego nie należy. Ale ostatecznie z miłą chęcią czytam ich przekomarzanki i historie, w których mile spędzili czas.

A i pokochałam siostrę Camerona. Ją umieszczam na liście ulubionych bohaterów, za każde wyzwisko wypowiedziane w stronę brata.
"-Możesz przestać tak się we mnie wpatrywać?-pytam zmęczonym głosem.
-Jak ty przestaniesz być dupkiem.
Wzdycham. Elena jakimś cudem dowiedziała się, co się stało.
-Elena!-upomina ją ojciec.
-Co takiego?-mówi, biorąc kawałek chleba.-Mam prawo do swojego zdania. Chyba mamy demokrację? Kocham mojego brata, ale uważam, że to największy tuman, jaki żyje na tej planecie."

Nadal chcę wiedzieć o co w tym wszystkich chodzi. Co wydarzyło się Rosie? Dlaczego Cameron potrafi wszystko zepsuć? I w końcu sekret, który jest już od pierwszego tomu, w jakie bójki wdają się chłopcy? Przeczytam kolejny tom, bo po prostu się wciągnęłam w tę historię.

https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/906-story-of-bad-boys-2

Kontynuacja losów bohaterów. Ich pogmatwanych relacji, trudnych sekretów, a równocześnie niesamowicie pięknych chwil. 
Drugi tom pozwala nam na dokładniejsze poznanie przeszłości obu bohaterów. W pierwszej części znacznie jest to Lily, jej wspomnienia z Rosie, Amber i niebezpiecznym chłopakiem, który zagroził ich życiu. 
Za to w drugiej części jeden z sekretów Camerona...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tę historię można by skrócić na kilka sposobów:
Młodą dziewczynę tocząca na swojej drodze codzienną walkę z chorobą strzeże anioł stróż, który musi dopełnić swojej misji.
Lub:
Młody chłopak poznaje dziewczynę, która walczy z chorobą i robią wszystko by ich wspólne chwile były najpiękniejsze.
A, gdy łączy się to w całość powstaje bardzo dobra powieść młodzieżowa o pierwszej miłości, połączona z elementami religii, co bądź fantastyki.
Ja to kupuję. W całości. Z każdym elementem nadnaturalnym, które chwilami były dla mnie niezrozumiałe, chorobą, którą dotknęła tak młodą dziewczynę i związkiem, który nie wiadomo czy miał szans przetrwania.
Jedna z najlepszych powieści Young Adult. Dla nastolatków, którzy wkraczają w ten świat, poznają swoje pierwsze miłości, podejmują trudne decyzje dotyczące ich przyszłości, jak wyboru zawodu, ale i imprezują, bawią się i cieszą życiem. Ale w środku tego pojawia się choroba i Ulka, dla której walka o życie jest codziennością, a Janek dla niej potrafi rzucić swoje życie towarzyskie, by opiekować się nią i być zawsze obok. Każdy moment ich życia był tak wyjątkowo opisany. Te trudne, gdy panika czasem brała górę i z bólem musisz patrzeć na cierpienie bliskiej osoby, ale i piękne, wyjątkowe, jak ich pierwsze zbliżenia, niepewność, delikatność, a równocześnie namiętność. Płakałam, przyznaję się łzy się lały. Uwielbiam tą historię i bohaterów, więc nie mogłam się powstrzymać. Każdy drobny, przyjemny gest uczyniony z ich strony, dla drugiej osoby, był akcentowany moim cichym westchnieniem. To jest najlepszy wątek romantyczny jaki poznałam w książce. Nie było idealnie. Było niesamowicie ciężko. Kłótnie sprawiały, że oboje mieli ochotę krzyknąć: dość, zostaw mnie w spokoju, nie chcę się nigdy więcej z tym męczyć. Mimo to wracali. Bo takie było ich przeznaczenie. Doznać pięknej, pierwszej miłości i nigdy nie móc o niej zapomnieć.
„-Na pewno tego chcesz?
-Jej? Czy tego całego gówna, które ją spotkało?
-A da się to jakoś rozdzielić?”
Zaczyna się tak niewinnie. Janek dostaje misje, więc postanawia prowadzić korepetycję dla samotnej, pięknej dziewczyny lubiącej siedzieć w kącie, bo nikt nie zna sekretu o jej chorobie. Z początku Ulka jest dla niego bardzo oschła, ale z czasem musiała przyznać przed samą sobą, że uśmiech pojawia jej się na twarzy, jak tylko go widzi. Chcę wszystkich odsunąć od siebie z powodu choroby, ale młody chłopak jest uparty i nie pozwala, by taka dziewczyna umknęła mu sprzed nosa. Czuję się winna tego, że umiera, ale widzi, że to jest bezcelowe i krzywdzi również ją, więc po prostu daję się kochać. Jak temperament tych dwojga się ścierał, to czasem lepszym pomysłem było uciec. Polubiłam ich bardzo, są bohaterami, których dopisuję do listy moich ulubionych.
Jednak choroba nie była ich jedynym problemem w życiu. Janek był pod wpływem niespełnionych ambicji ojca. Musiał robić to, czego on wymagał i każdy sprzeciw nie kończył się dla niego dobrze. Nie mógł rozwijać swojej pasji, jaką jest fotografia, ponieważ ojciec wymyślił mu już przyszłość i nie zmieni tego nic. Chłopak chorował na bardzo poważną dysleksje, a oczekiwania z jego strony sprawiały mu coraz większe kompleksy. Poniżanie przez jedną z najbliższych osób sprawia u młodych osób duże problemy z samoakceptacja i wyolbrzymianie każdej wady. Poczucie beznadziejności, w które go wpędzano, sprawiały, że tracił wiarę w siebie. A mimo to Janek walczył każdego dnia, żeby pozostać sobą oraz o przyszłość, w której robi to, o czym marzy.
Niespodziewany zwrot akcji oraz zakończenie zwalają z nóg. Jest się pełnym emocji, jedna historia sprawia, że w ciągu tych kilku minut czuję się tak wiele. Bardzo polecam, powieść jest świetna, czyta się ją szybko, wzbudza w nas pełno emocji, pokochacie tych bohaterów, wciągniecie się w historie i zapomnicie o całym świecie.
„Nigdy nie przypuszczałam, że śmierć może być tak obrzydliwa, tak ograbiona z woli i prywatności. W całym tym zamieszaniu nikt nie zauważył, że siedzę na korytarzu. Patrzyłam przez otwarte drzwi, jak przekładają go na wózek i wywożą do kostnicy. Wtedy przyjechali jego rodzice i zrozumiałam, że moja rozpacz jest tak naprawdę niczym.”
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/845-dziewczyna-o-kruchym-sercu

Tę historię można by skrócić na kilka sposobów:
Młodą dziewczynę tocząca na swojej drodze codzienną walkę z chorobą strzeże anioł stróż, który musi dopełnić swojej misji.
Lub:
Młody chłopak poznaje dziewczynę, która walczy z chorobą i robią wszystko by ich wspólne chwile były najpiękniejsze.
A, gdy łączy się to w całość powstaje bardzo dobra powieść młodzieżowa o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Czas na trochę mądrości, czyli: książka dla dzieci.
Obserwujemy cały cykl życia Tygrysicy. Od narodzin, po dojrzewanie, wybieranie własnej drogi, kończąc na przejściu na drugą stronę. W jej życiu nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać, że powinno być w książce dla dzieci.
O marzeniach, a przede wszystkim tym, że należy je spełniać, bo "inaczej będzie to tylko marzenie".
O radości z powodu zwykłych rzeczy. 
O wysiłku jaki wkładamy w swoje życie, staraniach, by przeżyć je jak najlepiej, dążyć do tego, co chcemy osiągnąć, bo "skarbu nigdy nie znajduję się za drzwiami".
Wolności, która powinna być dozwolona dla wszystkich. 
Drogach, jakich obieramy w swoim życiu, kierując się intuicją i mogąc pozwolić sami decydować o swojej przyszłości.
Odwadze dzięki, której mamy siłę iść przed siebie i nie zastanawiać się nad tym czy ktoś skrytykuje drogę, jaką wybraliśmy.
Wiadomo, że każdy na tego typu książkę spojrzy z innego kąta. Jeden w tej przenośni będzie widział zupełnie coś innego niż druga osoba, a dziecko dostrzeże tylko małego, uroczego tygrysa i jego przeszkody. Uwielbiam ten uniwersalizm i pole do popisu jakie się zostawia dla autorów tego gatunku. Interpretacja należy do nas, a równocześnie możemy czytać to wprost i uważać, że czasami tygrysy rozmawiają z ludźmi. 
U mnie ta książka jest pełna od znaczników. Polubiłam ją i to co przekazywała. Chciałabym móc na starość wrócić do niej i przeczytać zaznaczone fragmenty, mądrości, nad którymi czasami chwilę trzeba się zastanowić i nad tym co one wnoszą do naszego życia. 
Uważam, że to nie jest łatwa książka. Niektóre rzeczy wymagają jednak dojrzałości, by je zrozumieć. A tutaj dzieje się dużo i muszę przyznać, że przywiązałam się do życia Tygrysicy. Jej życie nie było łatwe, przez cały czas szukała drogi, którą chciałaby iść. Wyszła po za szlak, który wyznaczyła jej matka, pochodzenie czy gatunek. Miała na tyle odwagi, by chcieć żyć inaczej. 
Jak już wspominałam, dzieje się bardzo dużo, więc nawet, gdy nie przepadamy, w pewien sposób, za „mądrościami” w książkach to historia jest równie dobra. Nie ma czasu na nudę i powolną akcję. Tygrysica napotyka poważne problemy, które czasami chcą decydować za nią o jej życiu, ale ona na to nie pozwala. Lubię jej charakter, przypomina osoby, które są w trakcie dojrzewania, szukają przeznaczenia, tego co chcą robić, a mimo to żyją chwilą i się nie zamartwiają tym. Była bardzo inteligentna i ciekawa świata. 
Oraz podświadomie autorka nawiązuje do zachowania ludzi. Jedynym jej pouczeniem w kwestii tego, jako królowie zwierząt, czego powinni się obawiać jest człowiek oraz jego strzelba. Wyraźnie potępia to, że zabija się zwierzę tylko po to, by mieć w domu gustowny dywanik. 
Książkę bardzo polecam. Dzieciom, nastolatkom, dorosłym, nie ma tu ograniczeń grup wiekowych,  bo każdy w niej znajdzie coś dla siebie.

"-Czy coś wyjątkowego sprawiło, że jesteś radosny?-zapytała Tygrysica.
Człowiek zatrzymał się na chwilę i szerokim gestem wskazał jej na niebo ponad ich głowami.
-Tylko dlatego?-zdziwiła się.
-Dla Ciebie to mało?"
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/component/jlexreview/368

Czas na trochę mądrości, czyli: książka dla dzieci.
Obserwujemy cały cykl życia Tygrysicy. Od narodzin, po dojrzewanie, wybieranie własnej drogi, kończąc na przejściu na drugą stronę. W jej życiu nie jest tak kolorowo, jak mogłoby się wydawać, że powinno być w książce dla dzieci.
O marzeniach, a przede wszystkim tym, że należy je spełniać, bo "inaczej będzie to tylko...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„To, czego nie widać” opowiada głównie o problemach w kontaktach rodzic-dziecko. Malwina jest 17-latką, która od najmłodszych lat jest odrzucana przez matkę, a faworyzacja spada na jej starszego brata. Ojciec zajmuje się cały czas pracą, wiec nie widzi tego, że jego żona wyniszcza zdrowie psychiczne córki.
Książka była dobra. Przyjemnie się ją czytało. Niektóre sceny dla mnie były mocne, to jak matka bardzo potrafiła nie szanować drugiej osoby, swojej córki, której życie jest częścią niej, nie spodziewałam się, że autorka tak konsekwentnie podejdzie do tematu. Konflikty z rodzicami bardzo często są poruszane w książkach, jednak zazwyczaj są pobocznymi. Tutaj, w związku z tym, że Malwina swoje życie podporządkowywała pod rodzicielkę, to jest głównym. Wszystko krąży wokół tego, bo nastolatka wciąż nie może pogodzić się z tym, że mimo starań, nadal w oczach matki jest zerem. Bardzo dobrze to jest napisane, ich relacja, ciężkie emocje po każdych złych słowach, trudny stan psychiczny młodej dziewczyny, każde załamanie emocjonalne, strach, smutek, uczucie porażki, najdrobniejsze błędy były już dla niej końcem świata, bo tak twierdziła Idealna Pani Domu, której córka nie może być gruba, źle się uczyć i przestać robić pozorów, że wszystko w porządku, choć jej wory pod oczami i brak siły twierdziły coś innego.
Jednak mam zastrzeżenia co do pobocznych wątków. Drobne, ale jednak. Nie przypadł mi do gustu związek Malwiny i Bartka. Jakoś niektóre kwestie zostały przesadzone, a postać chłopaka mimo tego, że był przemiły, uprzejmy, to czasami mnie irytował. Doceniałam to jak wiele robi dla dziewczyn, ale w połączeniu z dziewczyną, to ze sobą nie współgrało. Tak samo jak było mi przykro z powodu tego, co ją spotyka, tak czasami nie mogłam jej zrozumieć. Wszystkie stworzone przez autorkę postaci były inne i zupełnie do siebie nie pasowały. Biała, przyjaciółka Malwiny, wolny ptak, a równocześnie drapieżnik, który potrafi uratować bliskich, gdy widzi, że ktoś czyni im krzywdę. Zupełne przeciwieństwo głównej bohaterki. Może w zamierzeniu miało to być połączenie zupełnie różnych światów (mówię tu tylko i wyłącznie kwestii charakteru, nie np. stanu materialnego, który również jest poruszany w tej książce), ale mnie to do siebie nie przekonało. Może jako debiutancka książka potrafię przymknąć na to oko, lecz muszę przyznać, że darzę sympatią tylko małą istotkę, o której za chwilę opowiem. ;) Czasami były zbyt płaskie, miały jednotorowe myślenie i żadne argumenty do nich nie przemawiały. Autorka sobie wymyśliła, że w tej scenie bohaterowie właśnie się pokłócą i mimo, że to nie miało żadnego sensu to tak się działo i mimo braku spójności z fabułą, wplecenie tego momentu było zbyt wymuszone.
Niektóre sceny tak zwyczajne, równocześnie sprawiały, że samowolnie uśmiech wypływał na mój twarz. To porównywanie rodziny. Malwiny, bardzo różniącej się od ciepła, które cię otacza za każdym raczej po przekroczeniu progu domu Bartka. Jego mała siostrzyczka nadawała nadziei na szczęście w jej życiu i ona jest tą, którą uwielbiam w tej powieści. Nie niezwykłe sceny, jak granie w gry, a tak wyjątkowe dla dziewczyny, która na co dzień słyszy tylko szykanowanie i oszczerstwa w swoją stronę, pragnąc tylko odrobinę szczęścia, którą widziała, właśnie, w każdym momencie swojego życia, bo doceniała to tak bardzo. W drobnych szczegółach, chwilach uśmiechu cieszyła się, że spędza czas poza domem i ma czas na głośny uśmiech, za który normalnie zostałaby okrzyczana.
I kończąc na najważniejszym, czyli rodzinie, o której nie mam nic więcej do powiedzenia, jak to, że naprawdę działała na nerwy (czyli tak jak było w zamierzeniu) i przykro się robiło słysząc niektóre rzeczy. Autorka zwróciła tu uwagę na naprawdę poważny błąd nastolatków, którzy żyją w toksycznych relacjach z rodzicami z nadzieją, że skoro oni ich spłodzili, urodzili, to oznacza, że nas kochają. Nie. Prawdziwi rodzice wychowują i dają ciepło swoim dzieciom. Jeśli jest wprost przeciwnie, trzeba potrafić zainterweniować i przestać niszczyć sobie życie.
Podoba mi się styl autorki. Nie wyróżniający się spośród innych, ale sprawiający, że tekst jest zrozumiały, czyta się szybko i przyjemnie. Niektóre dialogi zabawne, ale często z pewną granicą, nie do końca charakteryzowały bohaterów. Po prostu trzeba przyznać, że jest to przeciętne, ale w połączeniu fabułą, tym jak została opisana, sprawia, że ta książka jest dobra i mogę polecić ją każdemu nastolatkowi.



"Ale ja znam prawdę, dostrzegam ją ponad tym fałszem unoszącym się w powietrzu. Wiem,że to wszystko to gówno prawda, jakaś mrzonka, fikcja stworzona przez Bieleckich i przez moich idealnych rodziców. Widzę wzrok Bieleckiego, który pod stołem pisze kolejnego esemesa z serduszkiem, a jego żona tego nie zauważa, widzę matkę i jej oceniające spojrzenie, gdy spogląda na dom „przyjaciół” i jego ozdoby, oraz brata, którego ostatnim razem, gdy podobno był na zajęciach i podbijał serca profesorów, widziałam wciągającego kokę w łazience."
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/824-to-czego-nie-widac

„To, czego nie widać” opowiada głównie o problemach w kontaktach rodzic-dziecko. Malwina jest 17-latką, która od najmłodszych lat jest odrzucana przez matkę, a faworyzacja spada na jej starszego brata. Ojciec zajmuje się cały czas pracą, wiec nie widzi tego, że jego żona wyniszcza zdrowie psychiczne córki.
Książka była dobra. Przyjemnie się ją czytało. Niektóre sceny dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Książka opowiada historię chorej dziewczynki, Alice, która przez wyrządzoną krzywdę zatrzymała się na etapie 12 lat, którą pozostanie psychicznie i emocjonalnie. Wraz z bratem o rok młodszym mieszka z chorą babcią. Oraz chłopaka, Manny'ego, pochodzącego z biednego kraju, jednak z powodu wydarzeń adoptowała go inna rodzina.

Do tego stylu tak samo trzeba się przyzwyczaić, jak do bohaterki. Bardzo specyficzne. I mimo, że na początku nie mogłam przez to brznąć, to z czasem totalnie się wkręciłam. Nie mogłam się doczekać, by poznać kolejne przeżycia bohaterów, a równocześnie przeszłość opisaną często w tak przerażający sposób, emocjonalny i dogłębnie trafiający w sedno. To było tak unikatowe, niespotykane, zupełna odmienność, pod każdym względem. Główna bohaterka, na swój sposób, jest inna, oczywiście, w pozytywny sposób. Polubiłam ją bardzo i za każdym razem miałam ochotę rozpłakać się nad tym jak została traktowana, a równocześnie, mimo to, jak dobra była, z marzeniami, które chciała spełniać.

Niektóre wiersze nie robiły na mnie wrażenia, a inne poruszały mnie i rozumiałam w tych kilku zdaniach wszystko, co chciała mi przekazać autorka. Nie jestem fanką poezji. Za to ta była moją ulubioną, którą mogłabym czytać na okrągło. Jedne to były zlepek słów, słynne "Miód i mleko" i wiele innych, które są uważane za "poezję", a dla mnie one nie są, tutaj i tak zostały przedstawione w lepszy sposób. Ale można znaleźć dla siebie tam coś wyjątkowego.

Historia miłosna jest przeurocza. Ze względu na bohaterów o tak dobrych intencjach. Z trudną przeszłością, jedyni widzą w sobie nawzajem to, czego inni nie potrafią zauważyć. Myślący tylko o tym, by ta druga strona była bezpieczna. Nie liczyła się choroba, wygląd, a szczera rozmowa, sekrety, które muszą zostać ujawnione. 

Choroba została poruszona w tak oryginalny sposób. Dokładnie dowiadujemy się o tym, jak czuję się dziewczyna. Jej myśli, próby bycia „normalną”. Pisanie wierszy. Nie mogłam z początku znieść braku wielkich liter, a na końcu dowiadujemy się powodu tego. 

"jestem alice

wciąż jestem

alice

nie mniej

nie więcej

po prostu inna

alice."

Słodki niedźwiedź. Najlepszy przyjaciel bohaterki, który skradł moje serce.  Był zawsze przy niej i jak nikt inny rozumiał kiedy dzieje się coś złego z nią i natychmiastowo biegł po pomoc. 

Relacja rodzeństwa. Wyrozumiali i zawsze się wspierający. Nieistotne, że kiedyś jakaś inna kobieta będzie ważna dla jej brata, ona i opieka nad nią zawsze pozostanie na pierwszym miejscu. Uwielbiałam ich wzajemną troskę. Spędzali ze sobą większość czasu nierozłączni.
Tęsknota za ojczyzną oraz za rodziną. Tyczy się to szczególnie Manny'ego, który również nosi w sobie wielki ból. Ten wątek również był świetny. Wszystko poruszone w tej książce było tak uczuciowo i mnie wzruszyło. 

Jedynym minusem jest ostatni wątek, dziwne wplecenie w fabułę zdarzenia. Nie spodziewałam się tego zupełnie i miałam troszkę, że był pisany byle jak, jakby wydawnictwo nakazało za dwa dni oddać napisaną książkę, więc trzeba wymyślić coś oryginalnego. Odpisane było zupełnie inaczej niż 150 poprzednich stron, więc byłam trochę rozczarowana... Dlatego jest obniżona o 1 ostateczna ocena książki...

Mimo to książka jest świetna. Specyficzna, więc jedni ją pokochają, a inni znienawidzą. Ja muszę napisać, że uwielbiam tych bohaterów i styl, który jest odmienny.


"dawno, dawno temu, chłopiec bez wczoraj poprosił dziewczynę bez jutra o coś, czego nikt inny nie chciał. lśniące słońce było wysoko na niebie i migdały rozpinały swoje szare kamizelki, gdy chłopiec przechodził.
nie było nic, co przypominałoby dziewczynie o wcześniej, gdy miała dwanaście lat. ten chłopiec nie przyszedł jak złodziej, w nocy, by ukraść to, co do niego nie należało. stał przed nią, lecz nie dotykał ukrytych jej części: kremowych wzniesień i dolin pod tkaniną jej ubrania, części, które sprawiają, że jest dziewczyną. jedyne, co trzymały jego dłonie w ten iskrzący dzień, to jej słowa.
i wtedy powiedział, czego pragnie, nie wiedząc, że była to najtrudniejsza rzecz ze wszystkich do podarowania. chciał jej dźwięku."
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/818-gwiazdy-nad-oktober-bend

Książka opowiada historię chorej dziewczynki, Alice, która przez wyrządzoną krzywdę zatrzymała się na etapie 12 lat, którą pozostanie psychicznie i emocjonalnie. Wraz z bratem o rok młodszym mieszka z chorą babcią. Oraz chłopaka, Manny'ego, pochodzącego z biednego kraju, jednak z powodu wydarzeń adoptowała go inna rodzina.

Do tego stylu tak samo trzeba się przyzwyczaić,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przyjemny romans dla nastolatków o pierwszej, szczerej miłości.

Maggie nie radzi sobie z drastycznymi przeżyciami. Po tym jak ojciec na ojej oczach zamordował mamę nie potrafi wypowiadać słów. Zostaje adoptowana przez ciotkę. Jej kuzyn należy do grupy popularnych futbolistów, w której jest również  jego najlepszy przyjaciel, West, mierzący również się z problemami, o których nikomu nie chcę mówić.

Intrygujący pomysł na fabułę sprawia, że mimo iż jest poprowadzona jak tysiąc innych romansów, fascynowała mnie swoją odmiennością. Przez to, że bohaterka nic nie mówiła, poznajemy tylko jej myśli i ta dziewczyna w ten sposób udowadnia, że lepiej dłużej pomyśleć i dopiero później coś powiedzieć. Niesamowicie inteligentna, najważniejszą wartością była dla niej miłość i niesprawianie przykrości innym, urocza, miła, samodzielna, jedna z moich ulubionych bohaterek, nie rzucała się na wszystkich za złe słowa, wiedziała, kiedy nie warto się spierać z głupszymi od siebie.

Mimo swojej lekkości, porusza trudne tematy. Traumatyczne przeżycia dają się we znaki bohaterce i przez nie pomaga też przejść Westowi. Jest dla niego oparciem i potrafi go wysłuchać jak nikt. Jest cukierkowato, lukier się sypie z tego związku, niektóre sytuacje są bardzo naciągane, ale ta dwójka rozmawiała ze sobą, o tym co czują, przez co wiedzieli jak się zachować.

To jest moja kolejna książki Abbi Glines i to co muszę przyznać, jest zawsze minusem w jej twórczości, to pisanie z perspektywy płci męskiej. Rozumiem, że w tym typie literatury bardzo często mamy do czynienia z „ideałami facetów”, ale nigdzie się nie znajdzie tak ciepłego, wyrozumiałego, starającego się, przystojnego futbolistę i mogłabym wymieniać jego cechy pozytywne w nieskończoność. Jednak był on za idealny.
Miłość została przedstawiona w tak cudowny sposób. Oznaczająca wsparcie w trudnych momentach, ale i nie tylko to by mieć w kwestii nudy czy przykrych sytuacji kogoś, ale by była ona zawsze. W złych, dobrych momentach, sama nie potrafię ująć tego tak dobrze jak autorka.

Nie była to niesamowicie wzruszająca powieść sprawiająca, że emocje we mnie wrzały. Bardzo przyjemnie spędziłam przy niej czas, poświęciłam jeden wieczór i noc byle poznać całą historię, śledzić losy bohaterów.

Trochę naiwne przedstawienie rzeczywistości. Mam na myśli to, że bohaterom przydarzyły się przykre rzeczy, czyli już gorszego nic ich spotkać nie może i nie spotykamy zbyt wielu przeszkód, te w kwestii ich związku były bardzo przesadzona.

Postaci poboczne były tak dobrze skonstruowane. Jak ja ich uwielbiam. Całą ekipę futbolowców, upartych chłopców, którzy byli wierni przyjaciołom i pędzili im na pomoc, rodziców Brady’ego, ciepli bohaterowie, od których również ciepło się robiło na sercu.

Ale przede wszystkim najważniejszym plusem są wartości, które przekazuję historia. Pomijając całą fabułę, przez którą się brnie to autorka pokazuje jak ważne jest by mieć na kogo liczyć w życiu, by czasem móc swój cały ból przekazać na barki drugiej osobie, która razem pomoże nam go udźwignąć. Doceniać każdą chwilę spędzoną drugim człowiekiem, bo nigdy nie mamy pojęcia kiedy nadejdzie moment, w którym tego czasu zabraknie. By nie bać się mówić o swoich uczuciach, „kocham cię” to słowa, które czasem boimy się wypowiedzieć z obawą, że ktoś je wykorzysta przeciwko nam. A jednak to idealnie obrazuje to co chcemy przekazać drugiej osobie. I by czasem zwyczajnie wykazać się troską, opieką i empatią wobec drugiego człowieka. Czasami nie głupie słowa pocieszenia i wmawianie, że będzie dobrze jest potrzebne, a zrozumienie i wysłuchanie.

Naprawdę polecam tę książkę, daję możliwość odprężenia, ale i pomyślenia o kilku ważnych sprawach, przy tym czytając historię, która nas wciągnie. Równocześnie zakończenie książki jest takie, że ja wiem, że muszę koniecznie sięgnąć po kolejny tom.
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/817-kocham-cie-bez-slow

Przyjemny romans dla nastolatków o pierwszej, szczerej miłości.

Maggie nie radzi sobie z drastycznymi przeżyciami. Po tym jak ojciec na ojej oczach zamordował mamę nie potrafi wypowiadać słów. Zostaje adoptowana przez ciotkę. Jej kuzyn należy do grupy popularnych futbolistów, w której jest również  jego najlepszy przyjaciel, West, mierzący również się z problemami, o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Godzina. Tyle trwa akcja książki. W ciągu tak krótkiej chwili mnóstwo ludzi umiera, zostaje rannych, wyznaje sobie miłość. Ktoś zostaje mordercą, ktoś ofiarą.

Strzelanina w szkole to nie byle błahy temat. Ta książka skojarzyła mi się z filmem "Słoń" oraz jedną z moich ulubionych piosenek "Foster The People - Pumped up Kicks" i z pewnością nawiązuje do zdarzeń z roku 1999. Nigdy poza wyżej wymienionymi nie zagłębiałam się w temat, nie czytałam artykułów, więc bardzo byłam ciekawa interpretacji autora, to jak zagłębi się w psychikę bohaterów.

I się nie zawiodłam.

Książka przesycona jest emocjami. Rysopis postaci jest tak idealny. Fabuła ze względu na główny wątek nie jest przynudzająca. Po prostu niczego nie brakuje tej książce, nawet moich łez na końcowych stronach. Czyta się ją na raz, a tak wtapiamy się w uczucia i historię innych, że niemożliwe jest ją odłożyć.

To smutna powieść, w której strach, przerażenie cały czas nam towarzyszą. Ściskanie żołądka i oczekiwanie na szczęśliwe zakończenie, choć z każdą stroną przekonujemy się, że kolejna osoba go nie zazna. Czytało się to szybko, a równocześnie z takim bólem.

O tym, że człowiek, a zwłaszcza nastolatek porzucony przez wszystkich popada w obłęd. Porzucony, gdy szuka pomoc, a jest ignorowany, jest niebezpieczny, tym bardziej, kiedy nie chcę tylko niszczyć siebie, a i innych.
Tyler. Nie można powiedzieć, że ma lepsze lub gorsze życie od nas. Tego, co uczynił nikt z nas nie może usprawiedliwić. Mimo to czujemy dla niego współczucie. Nie jest to typowy czarny charakter z komiksów, który na każdym kroku myśli o zniszczeniu świata. Człowiek z krwi i kości, któremu przy trzymaniu broni trzęsą się dłonie, wzbierają łzy w kącikach dłoni i myśli tylko o tym jak bardzo chciałby być kochany.

Autumn, Sylv, Claire, Tomas. Wszyscy mają powiązania z Tylerem. Jego siostra, jej dziewczyna, jego była dziewczyna. Ludzi, którzy utracili bliską im osobę, a teraz on próbuję ich wszystkich zniszczyć. Ich historię są przeróżne, jedne szczęśliwsze, inne mniej. O pasjach, miłości, przyjaźni, które im zostały odebrane. Przeżycia tak różnorodne i wywołujące wiele emocji, a mam wrażenie, że w pewnych momentach bohaterowie odczuwali jedynie...pustkę. Ogarniającą ich całą duszę, po straconym bracie, bliskim. Nie przekoloryzowane, bardzo rzeczywiste, którą może mieć zwykły człowiek spotkany na ulicy. Bo tym w sumie byli. Uczniami, którzy chcieli ukończyć szkołę. O niewłaściwej godzinie znaleźli się w niewłaściwym miejscu.
I mimo, że nawet nie dane jest nam poznać imienia pobocznego bohatera, to smutek jest za każdym pociągnięciem spustu pistoletu...

"Aula to nie teren łowiecki-to strzelnica.
Kostnica."
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/747-chlopak-ktory-bal-sie-byc-sam

Godzina. Tyle trwa akcja książki. W ciągu tak krótkiej chwili mnóstwo ludzi umiera, zostaje rannych, wyznaje sobie miłość. Ktoś zostaje mordercą, ktoś ofiarą.

Strzelanina w szkole to nie byle błahy temat. Ta książka skojarzyła mi się z filmem "Słoń" oraz jedną z moich ulubionych piosenek "Foster The People - Pumped up Kicks" i z pewnością nawiązuje do zdarzeń z roku 1999....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Najlepsza powieść obyczajowa jaką czytałam.

Milena
Córka milionera, jednak dopiero nastolatka. Ciężko radzi sobie ze śmiercią ojca. Życie nie jest dla niej łatwe od tego momentu. Na jej drodze staje mężczyzna, który ma jej w tym wszystkim pomóc, równocześnie komplikując wszystkie sprawy.

Paula
Zaczyna swoje życie od nowa w Grabkowie. Tam poznaje chłopaka, który jest tak samo uparty jak ona i nie zamierza ustąpić miłości.
Wybrała samotność, jednak z czasem brakowało jej bliskości i nie mogła oprzeć się temu, że ciepłe uczucia, którymi jest ciągle obdarowywana nie istnieje.

Mamy tu dwie historie miłosne tak bardzo się różniące. Nagła, ognista, wybuchowa relacja Jacka i Mileny jest zupełnym przeciwieństwem związku Pauli i Paula, którzy drobnymi kroczkami przekonywali się do siebie. Autorka w tak różny sposób pokazała rozbudowaną miłość. Dla każdego jest indywidualnością.

Obie te dziewczyny uwielbiam. Tak bardzo różniące się od siebie, a mimo to wiele je łączy. Wszystkie trudne chwile, które przeżyły wzmocniły je. Najpierw troszczyły się o innych, dopiero później myślały o swoim dobrze. Wiele musiały wycierpieć i poświecić, by móc normalnie żyć.

Fabuła powaliła mnie na nogi. Zaskakująca, przemyślana, nietypowa, pełna emocji, to była nowość, której szukałam. Cały czas jestem zaskoczona tym co autorka zrobiła. W momencie nagłego zwrotu akcji musiałam na chwilę odłożyć książkę, żeby zastanowić co się właśnie stało. Historia zawładnęła całym moim sercem, bardzo wczułam się w przeżycia bohaterek, wszystko było przeładowane emocjami i nawet jeśli chciałabym móc znaleźć jakieś minusy, to nie mogę.

Do tego Augusta Docher stworzyła tak dobrych bohaterów. O indywidualnym zachowaniu, nieprzewidywalni, nie byli kopią danych cech, całość po prostu powaliła mnie na kolana!

Historia jest nieprawdopodobna przez co dla niektórych wydaję się niedorzeczna i nie mająca możliwości bytu. Dopatrując się można znaleźć wiele nielogiczności i zagłębiając się psychologicznie może być coś nie tak. Jednak na pewno nie można jej zrobić na pozór „Trudnych spraw”. Zdecydowanie jest to odmienność, ale za to bardzo dobra, opisana w świetny sposób, a jeśli ktoś nie wierzy w prawdopodobność historii, niech choć trochę otworzy swój umysł.

Ciężko zrozumieć uczucia bohaterów w tak trudnych sytuacjach, a tutaj emocje zostały opisane w poruszający sposób. Za każdym razem rozumiałam ich ból. Przy trudnych decyzjach, chęci ucieczki od problemów czy pragnienia samotności. Po tym jak autorka opisywała uczucia, wiem, że chcę sięgnąć po inną jej twórczość.

Nie wiem jak Augusta Docher sprawiła, że tak wciągnęłam się w czytanie. Wciąż chciałam więcej i więcej. I nadal chcę, dlatego pędzę po inne jej książki.

„-Więc?
-Będę płakać-uprzedzam, znów czując pieczenie pod powiekami.
-A ja będę podawał ci chusteczki, a kiedy się skończą, przyniosę rolkę papieru toaletowego. W najgorszym wypadku jest jeszcze moja bluza.”
https://www.papierowemotyle.pl/index.php/motylowe-zapiski/recenzje/762-cala-ja

Najlepsza powieść obyczajowa jaką czytałam.

Milena
Córka milionera, jednak dopiero nastolatka. Ciężko radzi sobie ze śmiercią ojca. Życie nie jest dla niej łatwe od tego momentu. Na jej drodze staje mężczyzna, który ma jej w tym wszystkim pomóc, równocześnie komplikując wszystkie sprawy.

Paula
Zaczyna swoje życie od nowa w Grabkowie. Tam poznaje chłopaka, który jest tak...

więcej Pokaż mimo to