Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Czytadło z kategorii zawodów.
Książka mocno średnia. Język prosty, nawet bardzo prosty. Szyk zdań bywa przekręcony (może wina tłumacza, może autorki, trudno stwierdzić bez wglądu do oryginału). Jak na powieść o nauce wyjątkowo ckliwa. Mało realistyczne postacie, zwłaszcza na pierwszym planie. Są płytkie, jednowymiarowe, pisane jak roboty. Bohaterowie wydają się zbyt wyemancypowani jak na lata 60 XX w. - oddają raczej współczesną wrażliwość. Główni antagoniści z kolei pokazywani są diabolicznie, również bez głębi. Najciekawszy wątek zaczyna się w połowie, wcześniej to dość nudny melodramat. Główny motyw powieści - kobieca emancypacja - nie jest przeprowadzony konsekwentnie, zakończenie go, chyba niezamierzenie, przekręca.
Podsumowując: nie ma czego polecać

Czytadło z kategorii zawodów.
Książka mocno średnia. Język prosty, nawet bardzo prosty. Szyk zdań bywa przekręcony (może wina tłumacza, może autorki, trudno stwierdzić bez wglądu do oryginału). Jak na powieść o nauce wyjątkowo ckliwa. Mało realistyczne postacie, zwłaszcza na pierwszym planie. Są płytkie, jednowymiarowe, pisane jak roboty. Bohaterowie wydają się zbyt...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rodzina Monet wzbudza we mnie ... mieszane uczucia?

Jako nastolatka zjadłam zęby na twórczości internetowej i niestety w "Skarbie" widzę wiele jej cech.

Całość świetnie się czyta, płynnie i szybko, można zatracić się w narracji. Książka ma fantastyczne pierwsze dwa rozdziały - łapią czytelnika na haczyk, od razu rozumiemy główną bohaterkę, wczuwamy się w jej sytuację, tak jak ona żądamy odpowiedzi. Niestety, w dalszej części wpadamy w wattpadową pułapkę - autor miał pomysł na start i mniej więcej wie, jaki wątek go interesuje - ale nie rozwija tak naprawdę fabuły, tylko relacje.

Po kolei. Od momentu, w którym Hailie trafia pod dach Vincenta (a potem idzie do nowej szkoły) nie mamy właściwie dobrej struktury narracyjnej. Rzeczy się dzieją, bo zazwyczaj Hailie wpada w tarapaty z nie swojej winy, albo własnej spontanicznej bezmyślności. Jako czytelnicy nie czekamy na żadne wydarzenia, nie mamy celów fabularnych. Historię nieść mają relacje.

Naszą narratorką jest 14-latka, która została dość dobrze przedstawiona (tj. faktycznie ma mindset dzieciaka, który niewiele rozumie). Postaciami, nad którymi autorka pracuje najwięcej są bracia dziewczyny (dzięki temu, że nad Hailie czuwa 5 chłopaków, z których każdy jest przystojny, tajemniczy i zapewnia jej bezpieczeństwo oraz ratuje z opresji, nie potrzebujemy w powieści dominującego wątku romantycznego - niestety autorka realizuje, jak widać, jego tropy na relacji rodzinnej; W sumie to taki a'la romans ze zmianą obiektu). Szkoda, że większość braci zarysowana jest na stereotypie. Jeden jest sztywnym ojcem, drugi pełni rolę matki, trzeci jest zabijaką etc... Niestety postacie dwóch bliźniaków powtarzają charaktery pozostałych, wiec odczuwa się ich w toku fabuły jako zbędne postacie (inni mogli by przejąć ich interakcje). Udały się natomiast sceny wybicia braci ze swoich ról (szczególnie scena w lesie, przy pianinie i scena ze skarbem). Szkoda, że nie wszyscy dostali taką "szansę". Szkoda też, że poza braćmi jedynymi postaciami w życiu Hailie są dwie koleżanki i kolega, przez co świat powieści wydaje się strasznie mały i ciasny.

To, czym powieść stoi, to zagadka - nie wiemy czym zajmują się bracia Monet, a nadzieja, że rąbka tajemnicy uchyli następny rozdział daje napęd do dalszego czytania. Jej podstawą jest niestety to, że ludzie ze sobą nie rozmawiają, co bardziej frustruje niż fascynuje. Obawiam się też, że to trochę za mało, by utrzymać uwagę czytelnika na dłużej. Szczególnie, gdy wydany zostanie cały cykl i odpowiedzi na pytania będzie można wygoglować od ręki.

Z dodatkowych uwag - bardzo niepokojąca jest przemocowość postaci pozytywnych, traktowana w fabule jako coś normalnego. Choć Hailie ma obiekcje, na koniec zostajemy z wnioskiem, że po prostu musi przełamać swój strach, bo świat jest niebezpieczny, a przemoc fizyczna jest sposobem na radzenie sobie z nim. To nie wystarcza jako argument dla czytelnika - bo postacie biją się i strącają ze schodów nawet w błahych sprawach. Niepokoi to, że bracia Monet pokazywani są tak, jakby mogli być częścią mafii. Jak zaś powszechnie wiadomo, polskie książki dziejące się zagranicą z wątkiem mafijnym w tle są jakie są... Nie nasuwa to ani dobrych skojarzeń literackich, ani życiowych. Mam nadzieję, że to nie jest kolejna saga romantyzująca organizacje przemocowe, ale na razie na to się zanosi.
I ostatnia uwaga -może drobna. Kostium USA. Osobiście nie lubię, gdy autorzy poruszają się po kraju, którego nie znają od podszewki. Popadają w stereotyp (tu widzę wszystkie wzory serialowo-filmowe i powieściowe, ze Zmierzchem na czele -bo czemu główne interakcje dzieją się na stołówce???). U Marczak widać egzotyzację Stanów- szczególnie w kwestii podejścia do broni palnej. Szkoda, że autorka nie opisywała miejsc, w których faktycznie przez jakiś czas mieszkała, jak Hiszpania czy Austria -może wtedy świat przedstawiony by bardziej oddychał, dawał bardziej immersyjne wrażenie. Bo jak na ten moment, to można by przenieść fabułę na planetę XEXO i nie byłoby różnicy.

Świetnie, że przez hity wydawnicze takie jak "Skarb" ludzie chcą czytać. Mam jednak nadzieję, że za sławą pójdzie i wzrost kompetencji twórczych autorki. Na razie ocena mierna. Liczę na więcej. I, bez zaskoczenia, biegnę po następny tom, bo chcę wiedzieć co było dalej.

Rodzina Monet wzbudza we mnie ... mieszane uczucia?

Jako nastolatka zjadłam zęby na twórczości internetowej i niestety w "Skarbie" widzę wiele jej cech.

Całość świetnie się czyta, płynnie i szybko, można zatracić się w narracji. Książka ma fantastyczne pierwsze dwa rozdziały - łapią czytelnika na haczyk, od razu rozumiemy główną bohaterkę, wczuwamy się w jej sytuację,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ojej, ojej, ojej
Wilki... to chyba najgorsza część Zwiadowców. Choć Flanaganowi zdarzały się już niebotyczne potknięcia ("Halt w niebezpieczeństwie"- mówię do ciebie), to tutaj autor przeszedł sam siebie. Najlepsza jest scena w rozdziale drugim, wprowadzająca nas w znajomą dynamikę relacji uczeń-mistrz-przełożony, po niej niestety nie dzieje się nic. Nie ma tu rozwoju znanych postaci (żadnego), nie ma też interesujących nowych bohaterów (poznajemy trzy starsze panie i trzech młodzieńców, których można w zasadzie opisać w dwusłowy), nie ma także interesującego światotwórstwa(pojawia się nowe mityczne stworzenie, które interesuje nas o tyle, że należy je ukatrupić). Nie dowiadujemy się także niczego nowego o życiu zwiadowcy.
Przy takich problemach fabuła powinna mieć wartką, szybką akcję i dużo jej zwrotów, prawda? Otóż Flanagan jakby zapomniał, że jest świetnym pisarzem powieści przygodowych. Cała fabuła to flaki z olejem, wszystko co stać się ma faktycznie się dzieje, wszyscy są tymi za których się podają, zwycięstwo nie wymaga nawet szczególnej przebiegłości. Naliczyłam dwa zwroty akcji, które rozwiązane zostają na przestrzeni strony dalej.
Książka jest po prostu zbędna. Nie przeczytawszy jej jest się wciąż na bieżąco ze światem Araluenu. Smakuje jak filler, marny side-quest, albo powieść fanowska, która jakoś tak leciała do przodu, ale zapomniano żeby oprócz przekonującego stylu dorzucić "mięsko".
Choć cykl o Maddie zaliczył wyboisty start, to jednak następne tomy potrafiły bawić jak za starych dobrych czasów. Ta część to niestety niewypał, spadający w dół oczekiwań jak strzała z pękniętej cięciwy.
Cytując klasyka: Look how they massacred my boy!

Ojej, ojej, ojej
Wilki... to chyba najgorsza część Zwiadowców. Choć Flanaganowi zdarzały się już niebotyczne potknięcia ("Halt w niebezpieczeństwie"- mówię do ciebie), to tutaj autor przeszedł sam siebie. Najlepsza jest scena w rozdziale drugim, wprowadzająca nas w znajomą dynamikę relacji uczeń-mistrz-przełożony, po niej niestety nie dzieje się nic. Nie ma tu rozwoju...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Rowling w literaturze dziecięcej jak zwykle błyszczy i promienieje. Udaje jej się raz jeszcze zaczarować czytelnika fantazmatycznym pomysłem, rozbawić neologizmami i innymi zabawami językowymi, w całość wpisać rozsądne, ale nie w pełni przewidywalne rozsupłanie dręczących bohaterów rozpaczy, a przede wszystkim opatulić nienaiwnym dobrem jak ciepłą kołdrą.

Nawiasem pisząc - mówi się, że autor całe życie tworzy jedną książkę i tu się to sprawdza. Nie należy tego jednak brać "Prosiaczkowi..." za wadę. Rowling w kolejnej odsłonie, tym razem do jeszcze młodszych dzieci pisząc, pokazuje, gdzie leżą grozy władzy i pozorów, czym jest przyjaźń oraz łączy miłość i śmierć w nierozerwalnym uścisku, opiewając bezinteresowne poświęcenie. I robi to pięknie!

Czytajcie dzieciom, czytajcie sobie, psu też czytajcie, a nade wszystko szukajcie zaginionych rzeczy, bo zasługują na odnalezienie.

Rowling w literaturze dziecięcej jak zwykle błyszczy i promienieje. Udaje jej się raz jeszcze zaczarować czytelnika fantazmatycznym pomysłem, rozbawić neologizmami i innymi zabawami językowymi, w całość wpisać rozsądne, ale nie w pełni przewidywalne rozsupłanie dręczących bohaterów rozpaczy, a przede wszystkim opatulić nienaiwnym dobrem jak ciepłą kołdrą.

Nawiasem pisząc...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zrozumieć przeszłość Krzysztof Kowalewski (poeta), Ryszard Kulesza
Ocena 7,0
Zrozumieć prze... Krzysztof Kowalewsk...

Na półkach: , ,

Porządny podręcznik licealny, dość dogłębny, niestety ma przytłaczającą szatę graficzną (jak cała Nowa Era) i osobiście denerwujące mnie błędy i uproszczenia ideologiczne.

Porządny podręcznik licealny, dość dogłębny, niestety ma przytłaczającą szatę graficzną (jak cała Nowa Era) i osobiście denerwujące mnie błędy i uproszczenia ideologiczne.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka budzi we mnie mieszane uczucia.
Z jednej strony szacunek i uznanie budzi nie tylko podjęcie tematu perspektywy rządzonych, ujęcia nizin społecznych. Przy dość swobodnym czytaniu wyłapałam kilka nieścisłości faktograficznych i uproszczeń (choćby dotyczących Kozaczyzny, czy tzw. "testamentu" Krzywoustego), ale ich istnienie w książce tak obszernej statystycznie musiało się pojawić. Pewnym problemem jest też drastyczna miejscami Kongresówko-centryczność. Brak szerszego uwzględnienia specyfiki Galicji sprawia, że obraz ubożeje o niezwykle specyficzną i wbrew pozorom odmienną perspektywę. Najgorsze jest jednak zignorowanie Poznańskiego, w którym bardzo wcześnie rozwinęła się praca organiczna i samo uwłaszczenie. Uwzględnienie tej perspektywy mogłoby zmienić drastycznie wnioski końcowe książki - brak więc rysuje się niemal jak celowe przemilczenie, może nawet ideologiczne (pomijając całą debatę o obiektywności narracji historycznej).
Wątpliwości wzbudza też deklarowana przez autora sfera metodologiczna. Niepokój wzbudziła u mnie nie opatrzona komentarzem krytycznym inspiracja "Fantomowym ciałem króla" Sowy (pokrótce: nie cieszy się raczej uznaniem metodologicznym profesjonalnych historyków). Poza tym jednak autor w zasadzie mimo pogłębionej analizy problemu świadomości zawiłości metodologii wśród historyków w ogóle nie przedstawia wystarczająco SWOJEGO ujęcia stosowanego w publikacji.

Także: nie zrażać się, ale i nie wielbić. Mogło być lepiej, ale to co jest, jest ważne i wartościowe. Czytać z pewnością.

Książka budzi we mnie mieszane uczucia.
Z jednej strony szacunek i uznanie budzi nie tylko podjęcie tematu perspektywy rządzonych, ujęcia nizin społecznych. Przy dość swobodnym czytaniu wyłapałam kilka nieścisłości faktograficznych i uproszczeń (choćby dotyczących Kozaczyzny, czy tzw. "testamentu" Krzywoustego), ale ich istnienie w książce tak obszernej statystycznie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tolkien jest absolutnym mistrzem uprawiania historii. Te języki, te dzieje, te rodowody, te motywy światła, śmierci, czasu. Gdzieś między jego ekspresją a moją impresją zadziały się literackie cuda, totalne zauroczenie, brak racjonalnych słów. Tomiszcze jest trudne w opór, zgubić się w gąszczu nazw w pierwszych 100 stronach to pewnik, a jednak aż chce się iść dalej, przeklinać Umgolianthę, kibicować szalonym zamierzeniom Berena i Luthien, śledzić upadki wielkich królestw elfów. A w tym wszystkim zaklął nam Tolkien wielkie pytania o naturę cywilizacji, o pamięć, o śmierć, o przeciekania świata jak czasu przez palce. A do tego Ainurowie wyśpiewują stworzenie.
Sza-po-ba!

Tolkien jest absolutnym mistrzem uprawiania historii. Te języki, te dzieje, te rodowody, te motywy światła, śmierci, czasu. Gdzieś między jego ekspresją a moją impresją zadziały się literackie cuda, totalne zauroczenie, brak racjonalnych słów. Tomiszcze jest trudne w opór, zgubić się w gąszczu nazw w pierwszych 100 stronach to pewnik, a jednak aż chce się iść dalej,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka z pewnością otwiera umysł na nieintuicyjną a ważną wiedzę. Dla rodziców, opiekunów, etc., może być cenną wskazówką podczas wychowywania dzieci. Znaczącym jednak problemem jest to, jak zestarzała się w ciągu 30 lat od wydania. Omawia w zasadzie sytuację rodziny okresu przełomu systemów politycznych, a nie współczesnej. Stąd też chociażby malowane przez nią modele relacji rodzic - dziecko wydają się w dużej mierze nieaktualne. Niemniej warta przejrzenia.

Książka z pewnością otwiera umysł na nieintuicyjną a ważną wiedzę. Dla rodziców, opiekunów, etc., może być cenną wskazówką podczas wychowywania dzieci. Znaczącym jednak problemem jest to, jak zestarzała się w ciągu 30 lat od wydania. Omawia w zasadzie sytuację rodziny okresu przełomu systemów politycznych, a nie współczesnej. Stąd też chociażby malowane przez nią modele...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka o mylnym tytule. Powinno być "Przyjaciele. Ten o studium nad niedoreprezentowaniem kobiet, mniejszości seksualnych i rasowych"
Niektóre fragmenty czyta się nieźle, ale szczerze mówiąc pół książki wydało mi się przyciężkie, łopatologiczne i nieciekawe. Czyli nosa nie urywa.

Książka o mylnym tytule. Powinno być "Przyjaciele. Ten o studium nad niedoreprezentowaniem kobiet, mniejszości seksualnych i rasowych"
Niektóre fragmenty czyta się nieźle, ale szczerze mówiąc pół książki wydało mi się przyciężkie, łopatologiczne i nieciekawe. Czyli nosa nie urywa.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Książka przeleżała w jednej z wielu szaf w domu kilka ostatnich lat, aż w końcu wyciągnęłyśmy ją siostrą w celu szybkiej sprzedaży. Coś mnie tknęło i postanowiłam ją jeszcze przeczytać, tak na wszelki wypadek...
Tu zaczął się dla mnie lekki szok. Ani okładka, ani opis na obwolucie, ani nawet pierwsze 50 stron (zapełnionych szczegółowymi opisami nikogo nieinteresujących miejsc i osób a także wyliczeniami tabunów marek Bóg wie po co) nie zapowiadały niczego przyzwoitego. Im dalej w las z fabułą tym jednak lepiej. Autorka odpuściła sobie większość irytujących wtrąceń, a spod natłoku zdań wypływać zaczęła urocza właściwie historia z pogranicza low-fantasy, idealna dla młodych dziewczyn męczących się z brakiem akceptacji. Fenomenalnie sprawdza się prowadzenie narracji z perspektywy dwóch bohaterek- człowieka i potworki, szczególnie, że autorka non-stop podkreśla ich nieoczywiste podobieństwa i do siebie nawzajem i do potencjalnej czytelniczki.
Naprawdę zadowalający poziom powieści dziwi zwłaszcza w kontekście jej masowego rozpowszechniania w kooperatywie z Mattelem. Niesłusznie domniemywałam, że będzie jedynie reklamą firmy zabawkarskiej, ma w sobie jednak o wiele większy potencjał.
Nie jest to młodzieżówka idealna, ale plasować ją można już w górnej granicy średniaków. O ile brakuje jej wiele w kontekście artystycznym, to rozrywkowo sprawdza się doskonale, nawet dla anty-fanek zabawek czy fantastyki.

Książka przeleżała w jednej z wielu szaf w domu kilka ostatnich lat, aż w końcu wyciągnęłyśmy ją siostrą w celu szybkiej sprzedaży. Coś mnie tknęło i postanowiłam ją jeszcze przeczytać, tak na wszelki wypadek...
Tu zaczął się dla mnie lekki szok. Ani okładka, ani opis na obwolucie, ani nawet pierwsze 50 stron (zapełnionych szczegółowymi opisami nikogo nieinteresujących...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rzadko kiedy zdarza mi się szczerze zawieść się na książce, ta jednak zapewniła mi rozczarowań na kilkuletni zapas. „Wiktoria…” ma wiele wad, których znalezienie w biografii boli, choć zważywszy na jej niepoważnie małe rozmiary nie powinno dziwić.

Bidwell jest niezmiernie tendencyjny, nieobiektywny. Jako dziecko swej epoki – radosnego komunizmu – z założenia chwali klasy niższe za samo istnienie, a bogatym przypisuje winę za wszelkie działania, mierzy ich wyłącznie swoją miarą i z własnej perspektywy. Ponadto autor jest ksenofobem i germanofobem, gotów obwiniać Niemców za plagi egipskie, niekompetencje kolejnych premierów i złą pogodę. Wykazuje śmieszną wręcz niekonsekwencję we własnych ocenach, często krytykując jakąś postać za postawy/działania etc., zarzucając jej bycie darmozjadem, wyrachowanym głupcem itp., a już po kilkudziesięciu stronach łaskawie przyznając jej zasługi zaprzeczające wcześniejszym osądom.

Nie warto marnować na tę książkę czasu, bo jest niezwykle niewiarygodna, nie podpiera się faktami, a subiektywnymi opiniami autora i plotkami. Jest niekonsekwentna w swych ocenach i przyjmowanych postawach. Typowa książka z tezą.

Rzadko kiedy zdarza mi się szczerze zawieść się na książce, ta jednak zapewniła mi rozczarowań na kilkuletni zapas. „Wiktoria…” ma wiele wad, których znalezienie w biografii boli, choć zważywszy na jej niepoważnie małe rozmiary nie powinno dziwić.

Bidwell jest niezmiernie tendencyjny, nieobiektywny. Jako dziecko swej epoki – radosnego komunizmu – z założenia chwali klasy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Wielkie Płaszcze są wspaniałe! Serio!
Już dawno nie czytałam tak świetnej książki. Wiele jej podobnych z pogranicza przygoda/fantasy okazuje się mało oryginalnymi i ziejącymi nudą banałami i niewypałami. Autor "Ostrza" jednakże wybrnął cudnie z większości typowych schematów i klisz gatunkowych uraczając nas niezwykle humorystyczną historią na miarę najlepszego Dumasa, pełną szalonych intryg i zwrotów akcji. Jej bohaterowie niczym muszkieterowie broniący królewskiego prawa zapisują się w pamięci jako fascynujące postacie (szczególnie trójka iście klasycznych w najlepszym tego sława znaczeniu charakterów: Falco-Atos, Brasti-Portos i Kest-Aramis), uprawiający niezwykłą donkiszoterię idealiści, dla których największą wartością są prawa, Panem ukochany król- trup, a żoną i kochanką sprawiedliwość.
Wypijmy ich zdrowie- JEDEN ZA WSZYSTKICH...

Wielkie Płaszcze są wspaniałe! Serio!
Już dawno nie czytałam tak świetnej książki. Wiele jej podobnych z pogranicza przygoda/fantasy okazuje się mało oryginalnymi i ziejącymi nudą banałami i niewypałami. Autor "Ostrza" jednakże wybrnął cudnie z większości typowych schematów i klisz gatunkowych uraczając nas niezwykle humorystyczną historią na miarę najlepszego Dumasa, pełną...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie, nie i jeszcze raz nie. "Pomyślne wiatry" nie są ani zaskakujące, ani intrygujące, ani zabawne. Nie są nawet przyzwoicie napisane. Nie są nawet jakieś.
W książkach zawsze ceniłam to, że są snującymi się rozsądnie opowieściami. Donnelly najwyraźniej nie potrafi snuć historii. Jej praca wygląda tak, jakby napisała sobie plan wydarzeń i pouzupełniała go drętwymi dialogami, zapaminając o potędze niedomówień, ciszy, opisów. Wielki finał jest kameralny, co zważywszy na rozbuchany początek serii boli niezmiernie. Bohaterki... Nie komentujmy ich kreacji. Wątki miłosne oczywiście są mnogie, ale żaden z nich, włącznie z głównym, nie mogą zadowolić czytelnika ze względu na swoją lakoniczność. A co najgorsze- nie wierzy się w nie. Autorka nie potrafi też zdobyć się na śmierć z prawdziwego zdarzenia, co skutkuje tym, że właściwie nie musimy wcale martwić się o bohaterów. Przerzuca się tylko oczami między kartkami, ot tak. Dodatkowo czuję się praktycznie obrażona przez autorkę jej podejściem do czytelnika- wyjaśnia każdą oczywistość po trzy razy, mając przeciętnego czytacza za przeciętnego idiotę.
Książkę czytać można bez emocji ani intelektu, bezmyślnie. Po co tylko? Oto jest problem z powieścidłami dla dwunastolatek.

Nie, nie i jeszcze raz nie. "Pomyślne wiatry" nie są ani zaskakujące, ani intrygujące, ani zabawne. Nie są nawet przyzwoicie napisane. Nie są nawet jakieś.
W książkach zawsze ceniłam to, że są snującymi się rozsądnie opowieściami. Donnelly najwyraźniej nie potrafi snuć historii. Jej praca wygląda tak, jakby napisała sobie plan wydarzeń i pouzupełniała go drętwymi dialogami,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Tylko 6 gwiazdek, ale za to z serduszkiem

Tylko 6 gwiazdek, ale za to z serduszkiem

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To fantastyczne- dzięki Mrożkowi zaczęłam doceniać Witkacego. Dramat "Tango" przeniknął mnie do krwi,zmroził od czubka głowy po koniuszki palców. Jest niezwykły, mocny,silnie wybuchowy dla wyobraźni. Wspaniały...

To fantastyczne- dzięki Mrożkowi zaczęłam doceniać Witkacego. Dramat "Tango" przeniknął mnie do krwi,zmroził od czubka głowy po koniuszki palców. Jest niezwykły, mocny,silnie wybuchowy dla wyobraźni. Wspaniały...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Syrena" to typowe romansidło dla nastolatek, które próbuje jednak rozwinąć i inne wątki- problemy moralne, miłość do przybranej rodziny. Chce być "poważna". Jest jednocześnie słodka jak cukierek, kajmakowy w dodatku- tak, że po tych 380 stronach trochę człowieka mdli. Nie można odmówić tej pozycji jednak uroku, zawartego w jakże nierealistycznej historii- arealnej nie przez fantastykę, a oderwanych od rzeczywistego świata bohaterów. Ciąży ku dołowi również, przynajmniej dla mnie, pomysł na to, jak Matka Ocean pozyskuje siły witalne. Mówiąc kolokwialnie, jest po prostu z czapy wzięty i niemożliwy- aby nie zdradzać fabuły powiem tylko, że kiedy ludzi nie było też jakoś musiało morze funkcjonować. Pewne kwestie pojawiają się zbyt nagle, jakby autorka nie umiała porządnie ich wprowadzić. Postacie są niezwykle przerysowane, gdy się zmieniają, to tylko o 180 stopni. Brakuje subtelności
Zainteresowanym nie odradzam- słodkie historie są czasami potrzebne. Ale uprzedzam łaknących rzeczy wielkich- naprawdę dobrej literatury tu nie doświadczycie.

"Syrena" to typowe romansidło dla nastolatek, które próbuje jednak rozwinąć i inne wątki- problemy moralne, miłość do przybranej rodziny. Chce być "poważna". Jest jednocześnie słodka jak cukierek, kajmakowy w dodatku- tak, że po tych 380 stronach trochę człowieka mdli. Nie można odmówić tej pozycji jednak uroku, zawartego w jakże nierealistycznej historii- arealnej nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy jeszcze ktoś z tu obecnych uważa, że Iwaszkiewicz ma ewidentny problem z seksizmem? Coś zadziało się nie tak...

Czy jeszcze ktoś z tu obecnych uważa, że Iwaszkiewicz ma ewidentny problem z seksizmem? Coś zadziało się nie tak...

Pokaż mimo to

Okładka książki Harry Potter i Przeklęte Dziecko J.K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Ocena 6,2
Harry Potter i... J.K. Rowling, Jack ...

Na półkach: , ,

Nie rozczarowałam się, bo... nie liczyłam na wiele.

Wiele razy już to powtarzano, ale pozwolę sobie jeszcze raz to rzec: fanfiction alert!!! Dramatowi brakuje przede wszystkim klimatu powieści. Nie doświadczymy tu pięknych, barwnych opisów, a jedynie suche często dialogi. Brakuje rzetelnej świeżości, tak jakby twórcy bali się zaryzykować pojawieniem się nowych ważnych wątków(bo te, które się pojawiają, są co najmniej kiczowate). W dodatku nad wyraz nieciekawa Delphi jako główna antagonistka nie sprawdza się. Nie wypada przekonująco to, że Voldemort miałby mieć dziecko- przez całą serię jawi się nam jako postać bardziej mistyczna, niż cielesna, a tu nagle- BAM- jakbyśmy wpadli głową na barierkę na King's Cross. Ponadto dlaczego znowu wszystko kręci się wokół Voldemorta? Czy nie został już pokonany? Moim zdaniem fabuła powinna skupić się na jakimś nowym, nawet przyziemnym wątku, bo będzie to o wiele prawdziwsze. Zarzuty pojawiają się też w stosunku do relacji Albus z Harrym. W epilogu "Insygniów" pokazano nam rodzinę szczęśliwą, gdzie ojciec ma świetne kontakty z dziećmi. Tu jest to odwrócone do góry nogami, nie tylko Harry ma z tiary wzięte problemy z Albusem, ale jeszcze inne jego dzieci zepchnięte zostały zupełnie na trzeci plan. No i dlaczego Al i Scorpius stale się obściskują? Wyglądało to tak,jakby w powieści szykował się srogi, pisany przez nastolatkę, gejowski fanfick. Szkoda,że twórcy zgubili wdzięk Rowling, i zamiast skupić się na zaprezentowaniu choćby w odkrywczy sposób rozbudowanej rodziny Wesley'ów, czy innych postaci drugoplanowych bez sensu trzymają się starej, utartej gwardi postaci zaprezentowanej więcej niż archetypicznie.

Pytam tylko się, czy warto było to wydać? Dramat ten może nazywać się "Harry Potter...", ale na pewno nie jest ósmą częścią całości, co najwyżej słabą wariacjąna jej temat. Po prostu nie dorasta jej do pięt!

Nie rozczarowałam się, bo... nie liczyłam na wiele.

Wiele razy już to powtarzano, ale pozwolę sobie jeszcze raz to rzec: fanfiction alert!!! Dramatowi brakuje przede wszystkim klimatu powieści. Nie doświadczymy tu pięknych, barwnych opisów, a jedynie suche często dialogi. Brakuje rzetelnej świeżości, tak jakby twórcy bali się zaryzykować pojawieniem się nowych ważnych...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dno i bąbelki pod pięcioma metrami mułu. Jakby to jeszcze było oryginalne...

Dno i bąbelki pod pięcioma metrami mułu. Jakby to jeszcze było oryginalne...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podczas czytania Żeromskiego czuję się jak mała syrenka podczas chodzenia- każdy ruch(oczu w tym przypadku) sprawia mi ból. Jest to powieść ciut lepsza od "Ludzi bezdomnych", a to ze względu na dojrzałość autora, ale wciąż mało ciekawa. Porusza ważny problem, fakt, ale robi to w sposób nudny, niezbyt głęboki, nastawiony bardzo krytycznie do świata zastanego. A krytykowć przecież najłatwiej

Podczas czytania Żeromskiego czuję się jak mała syrenka podczas chodzenia- każdy ruch(oczu w tym przypadku) sprawia mi ból. Jest to powieść ciut lepsza od "Ludzi bezdomnych", a to ze względu na dojrzałość autora, ale wciąż mało ciekawa. Porusza ważny problem, fakt, ale robi to w sposób nudny, niezbyt głęboki, nastawiony bardzo krytycznie do świata zastanego. A krytykowć...

więcej Pokaż mimo to