-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński4
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
Science-fiction dla naiwnych. Łzawa, czułostkowa, zmyślona historia o dobrym esesmanie o duszy 19-wiecznego romantyka (co chwilę płacze i przeżywa silne wzruszenia, wszystko w realiach obozów zagłady). Niewiarygodne są realia (co chwila wspomina się chociażby o Polsce - tak jakby istniała sobie ona jak gdyby nigdy nic) ani, przede wszystkim, opisany model mentalny i moralny przedstawionych postaci. Są to bowiem figury z serialu obyczajowego dla gospodyń domowych, przetransportowane w rzeczywistość Zagłady, z lekka tylko przyfastrygowane, aby mniej-wiecej pasować do rekwizytów reprezentujących epokę.
Czyta się szybko, ale wartość merytoryczna jest żadna. Gwiazdki tylko za poprawność literacka i łatwość lektury.
Science-fiction dla naiwnych. Łzawa, czułostkowa, zmyślona historia o dobrym esesmanie o duszy 19-wiecznego romantyka (co chwilę płacze i przeżywa silne wzruszenia, wszystko w realiach obozów zagłady). Niewiarygodne są realia (co chwila wspomina się chociażby o Polsce - tak jakby istniała sobie ona jak gdyby nigdy nic) ani, przede wszystkim, opisany model mentalny i moralny...
więcej mniej Pokaż mimo toWakacyjny odmóżdżacz do przeczytania na plaży. Rapsy z głośników ani wrzaski dzieci nie spowodują utraty wątku, bo fabuła jest prosta jak recepty gospodarcze socjalistów. Język i styl poprawne, wyrafinowania literackiego nie stwierdzono, realia historyczne to cienki sztafaż, w dodatku wybujały w iście komiksowe fantasmagorie (partyzant-robocop, honorowi komuniści itp.). Autor zamiast katować się maratonami vhs-owych slasherów powinien poczytać coś z literatury i opracowań historycznych, najlepiej różnorodnych, a nie tylko fajnopolackich.
Wakacyjny odmóżdżacz do przeczytania na plaży. Rapsy z głośników ani wrzaski dzieci nie spowodują utraty wątku, bo fabuła jest prosta jak recepty gospodarcze socjalistów. Język i styl poprawne, wyrafinowania literackiego nie stwierdzono, realia historyczne to cienki sztafaż, w dodatku wybujały w iście komiksowe fantasmagorie (partyzant-robocop, honorowi komuniści itp.)....
więcej mniej Pokaż mimo toRozdział o Putinie jest prawie dosłownie przepisany z książki "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnie Rosji Putina" Krystyny Kurczab-Redlich. Za plagiat - jedna gwiazdka.
Rozdział o Putinie jest prawie dosłownie przepisany z książki "Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnie Rosji Putina" Krystyny Kurczab-Redlich. Za plagiat - jedna gwiazdka.
Pokaż mimo to
Ta książka to niezły horror wychowawczy. W PRLu nie było mowy o wychowaniu bezstresowym. Tutaj z błahego w gruncie rzeczy powodu rodzice praktycznie odwracają się od własnego dziecka, zostawiają go samego, wskutek czego ten stacza się na samo dno, którym jest - uwaga, to nie żart - sprzedawanie biletów przed kinem jako tzw. konik.
Troszke się podsmiewam, ale w gruncie rzeczy rzecz jest niewesoła. Ci rodzice, urządzający swojemu dziecku horror odrzucenia i braku wsparcia, to prawdopodobnie pokolenie wojenne, dla którego życie nie było świetną zabawą.
Ta książka to niezły horror wychowawczy. W PRLu nie było mowy o wychowaniu bezstresowym. Tutaj z błahego w gruncie rzeczy powodu rodzice praktycznie odwracają się od własnego dziecka, zostawiają go samego, wskutek czego ten stacza się na samo dno, którym jest - uwaga, to nie żart - sprzedawanie biletów przed kinem jako tzw. konik.
Troszke się podsmiewam, ale w gruncie...
2019-08-18
Książka otwierającą oczy. Jeśli znasz "sprawę Komendy" tylko z nagłówków newsów lub z kilkudziesięciusekundowych migawek w Wiadomościach (czyli równie dobrze mogłem napisać: "jeśli należysz do 99% społeczeństwa"), to tak naprawdę nic o tej sprawie nie wiesz. Z tej książki też wszystkiego się nie dowiesz, ale dowiesz się wystarczająco wiele, aby zrozumieć: 1) na jakim świecie żyjemy, 2) w jakim kraju żyjemy, 4) jaki jest stan polskiego wymiaru sprawiedliwości, 4) ile mieliśmy szczęścia, że nie byliśmy na zabawie sylwestrowej 31 grudnia 1996 w dyskotece Alcatraz w Miłoszycach. Osobiście umieściłbym książkę na liście lektur obowiązkowych, z przyczyn jak powyżej, ale także dlatego, że jest świetnie napisana.
Książka otwierającą oczy. Jeśli znasz "sprawę Komendy" tylko z nagłówków newsów lub z kilkudziesięciusekundowych migawek w Wiadomościach (czyli równie dobrze mogłem napisać: "jeśli należysz do 99% społeczeństwa"), to tak naprawdę nic o tej sprawie nie wiesz. Z tej książki też wszystkiego się nie dowiesz, ale dowiesz się wystarczająco wiele, aby zrozumieć: 1) na jakim...
więcej mniej Pokaż mimo to2018-03-13
Kurde, jaka to świetna książka. Zasiadałem do lektury bez większych oczekiwań, a nawet może troszkę oczekiwałem lekkiego zawodu, jako, że wcześniej czytałem Kod Leonarda da Vinci i z lektury tej pozostało mi wrażenie, że Dan Brown to, co prawda, pracowity, ale jednak radosny grafoman.
No cóż, myliłem się. "Anioły i demony" to wspaniała sensacja, w moim przekonaniu jedno ze szczytowych osiągnięć gatunku. Świetna intryga, mnóstwo ciekawostek historycznych, a do tego, jak się człowiek uprze, to znajdzie tutaj inspirację do zadania sobie kilku waznych pytań.
Naprawdę polecam, zwłaszcza, jeśli na dżwięk "Dan Brown" reagujesz ironicznym uśmieszkiem i poprawiasz okulary na nosie.
Kurde, jaka to świetna książka. Zasiadałem do lektury bez większych oczekiwań, a nawet może troszkę oczekiwałem lekkiego zawodu, jako, że wcześniej czytałem Kod Leonarda da Vinci i z lektury tej pozostało mi wrażenie, że Dan Brown to, co prawda, pracowity, ale jednak radosny grafoman.
No cóż, myliłem się. "Anioły i demony" to wspaniała sensacja, w moim przekonaniu jedno ze...
Ta książka była drukowana pierwotnie w odcinkach w Dużym Formacie - dodatku do Gazety wyborczej. Fakt ten tłumaczy wiele słabości, które dręczą omawianą pozycję. Jednak nawet biorąc poprawkę na to, książka i tak się nie broni.
Jest to taka pozycja, wobec której ręce opadają, która nie ma ani początku, ani środka, ani końca. Nie ma żadnego morału, bo książka w ogóle nie dąży donikąd. W dodatku, nie dość, że fatalna, to jeszcze bardzo pesymistyczna - podwójny kac murowany.
Nie polecam, a wręcz odradzam.
Ta książka była drukowana pierwotnie w odcinkach w Dużym Formacie - dodatku do Gazety wyborczej. Fakt ten tłumaczy wiele słabości, które dręczą omawianą pozycję. Jednak nawet biorąc poprawkę na to, książka i tak się nie broni.
Jest to taka pozycja, wobec której ręce opadają, która nie ma ani początku, ani środka, ani końca. Nie ma żadnego morału, bo książka w ogóle nie dąży...
Książka niby wesoła, a tak naprawdę smutna. No, może nie do końca - smutno-wesoła, jak życie. Przede wszystkim jednak optymistyczna, z prawdziwie amerykańskim morałem, który stwierdza: realizuj marzenia, nigdy się nie poddawaj. Efekty czasami mogą być odwrotne od zamierzonych, ale, do cholery, przynajmniej życie jest bardziej kolorowe.
Książka niby wesoła, a tak naprawdę smutna. No, może nie do końca - smutno-wesoła, jak życie. Przede wszystkim jednak optymistyczna, z prawdziwie amerykańskim morałem, który stwierdza: realizuj marzenia, nigdy się nie poddawaj. Efekty czasami mogą być odwrotne od zamierzonych, ale, do cholery, przynajmniej życie jest bardziej kolorowe.
Pokaż mimo to2017-08-15
2017-08-06
Mój Boże, jak ocenić tę książkę?
Może tak: 98% to trzymający w napięciu thriller, zaś 2% to rozczarowanie, czyt.: zakończenie.
Ale od początku: Książka to fabularyzowany dokument o pościgu za Wampirem z Zagłębia na przełomie lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku. Przy czym przez "fabularyzowany dokument" nie mam na myśli W-11. Wręcz przeciwnie, jest to kawał rzetelnej, dokumentalnej roboty. Materiał, przez który przedrzeć musiał się autor (który, nawiasem mówiąc, nie napisał żadnej innej pozycji), a z którego wydestylował książkę jest ogromny: tony papieru, kilometry taśm magnetofonowych. Pracę tę widać: dostajemy drobiazgowy opis każdego ataku mordercy, zgodny ze stanem faktycznym.
Mimo tego jednak, że jest to de facto dokument, nie ma mowy o nudzie. Książka napisana jest potoczystym, przyswajalnym jak woda językiem. Mimo, że jest to dokument, a może właśnie dzięki temu, oraz mimo, że większość czytelników zna opisywaną historię (choćby dzięki ubiegłorocznemu filmowi traktującemu o tamtych wydarzeniach - "Jestem mordercą" Macieja Pieprzycy) i jej zakończenie, zatem, mimo to - książka trzyma w napięciu niczym najlepszy kryminał.
Przy okazji, Wampir, tak jak Adolf Hitler, który cudem wychodził żywy z licznych zamachów na swoje życie, musiał mieć swojego diabła stróża. Były bowiem momenty, kiedy morderca był na wyciągnięcie ręki, tak, że właściwie wystarczyło rękę tę wyciągnąć i go schwytać. Zawsze jednak jakiś szyderczy łut szczęścia-nieszczęścia lub czyjś moment zawahania pozwalał Wampirowi umknąć.
Książkę zatem czyta się oblewając się potem z emocji aż do zakończenia, które... No właśnie.
Doświadczenie lektury niniejszej pozycji można porównać do następującej sytuacji: mecz piłki nożnej, zawodnik biegnie przez całą długość boiska, niebywałymi zwodami omija kolejnych przeciwników, cały stadion szaleje, zawodnik wbiega na pole karne rywali, publika wstrzymuje oddech i... zawodnik potyka się o własne nogi i upada twarzą na murawę. I spadają mu spodnie. I dostaje czerwoną kartkę. I jest spalony.
Niestety, autor, któremu ufaliśmy przez ponad 400 stron, który tak pieczołowicie, z iście niemiecką drobiazgowością gromadził fakty, poszlaki, dowody, alibi itp., autor więc - zdradza nasze zaufanie. Okazuje się oszustem.
Przez blisko 400 stron autor gromadzi dowody, poszlaki, prowadzi spis rzeczy skradzionych ofiarom, wydaje się więc, że w finale dowody te zostaną wykorzystane do konfrontacji ze schwytanym mordercą. Nic z tych rzeczy. W zakończeniu dostajemy krótką informację o schwytaniu podejrzanego, po czym stajemy wobec krótkiego, ale jakże wymownego słowa "koniec". I to wszystko.
Aż chciałoby się zaśpiewać: to jest już koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni (no, nie wszyscy, Marchwicki jednak siedział), możemy iść.
Autor więc każe mi wierzyć na słowo honoru, że Marchwicki był winien. Każdy, kto oglądał wzmiankowany już film "Jestem mordercą", ten wie, że jednak istnieją wątpliwości.
Polecam jednak książkę jako, jednocześnie, poradnik jak pisać i jak nie pisać fabularyzowanego dokumentu.
Mój Boże, jak ocenić tę książkę?
Może tak: 98% to trzymający w napięciu thriller, zaś 2% to rozczarowanie, czyt.: zakończenie.
Ale od początku: Książka to fabularyzowany dokument o pościgu za Wampirem z Zagłębia na przełomie lat 60-tych i 70-tych ubiegłego wieku. Przy czym przez "fabularyzowany dokument" nie mam na myśli W-11. Wręcz przeciwnie, jest to kawał rzetelnej,...
2017-07-22
Nie przeczytałem do końca i nie wiem czy tego dokonam.
Zatrzymałem się zanim doszedłem do omówienia tytułowego zagadnienia, ponieważ autor na początku postanawia dać tło dla przyszłych rozważań, co sprowadza się do jechania po Jankesach i Zachodzie. Dowiemy się więc, że przeciętny Amerykanin to gamoń, a Stany to dziki, straszny kraj (nie to co Rusland). I ok, facet mógł na tym poprzestać, ale z radości, że mu tak dobrze idzie pisanie i żeby przypodobać się swojemu oficerowi prowadzącemu, postanowił dokręcić śrubę i postawić kropkę nad i, a posługując się poetyką tego miłującego kraju - strzelić czytelnikowi w potylicę argumentami ostatecznymi.
Powołuje się na znajomego profesora paryskiej politechniki, który donosi, że studenci, absolwenci, a nawet doktoranci (sic!), nie potrafią dodawać ułamków, nie wiedzą ile to 7*8 i myślą, że 3/6 = 1/3.
Są to brednie wyssane z brudnego palucha, który kisił się cały dzień zawinięty w onucę.
No ale czego się nie robi (pisze) żeby tylko nic nie zobaczyć na nieruchomej twarzy cara.
Nie przeczytałem do końca i nie wiem czy tego dokonam.
więcej Pokaż mimo toZatrzymałem się zanim doszedłem do omówienia tytułowego zagadnienia, ponieważ autor na początku postanawia dać tło dla przyszłych rozważań, co sprowadza się do jechania po Jankesach i Zachodzie. Dowiemy się więc, że przeciętny Amerykanin to gamoń, a Stany to dziki, straszny kraj (nie to co Rusland). I ok, facet mógł na...