-
ArtykułyZawodne pamięci. „Księga luster” E.O. ChiroviciegoBartek Czartoryski1
-
Artykuły„Cud w dolinie Poskoków”, czyli zabawna opowieść o tym, jak kobiety zmieniają światRemigiusz Koziński3
-
ArtykułyUwaga, konkurs! Do wygrania książki „Times New Romans“ Julii Biel!LubimyCzytać8
-
ArtykułyWygraj egzemplarz „Róż i fiołków” Gry Kappel Jensen. Akcja recenzenckaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-05-17
2024-05-11
OKEJ RONAN OKEJ!
Jak jak mogłam przez dziesięć lat wiedzieć o istnieniu tej serii i nigdy się nią nie zainteresować!?
Lepiej późno niż wcale!
OKEJ RONAN OKEJ!
Jak jak mogłam przez dziesięć lat wiedzieć o istnieniu tej serii i nigdy się nią nie zainteresować!?
Lepiej późno niż wcale!
2024-05-13
Naciągam tę ocenę… pierwsza połowa znacznie przyjemniejsza, gdzieś w połowie bohaterowie zaczęło rozmazywać się i scalać w jedno. Jeszcze słuchając audio bardzo trudno było wyłapać kto mówi w danym momencie, Alex czy Daiki…
W drugiej połowie bardzo dużo rzeczy nie zagrało i było dziwnie poprowadzonych, relacja chłopaków mało przekonywującą… pod koniec dalej nie widziałam ich jako idealną parę, nie wierzyłam, że rzeczywiście jest między nimi miłość.
Koncept tej rodziny dusz jest naprawdę spoko ale wyegzekwowanie tego skomentuję krótkim XD, bo taka była moja reakcja jak usłyszałam co ma miejsce.
No i ilość nawiązań do współczesnej popkultury czytało się jak chamski product placement.
Może jeszcze dopisze coś więcej jak usiądę w spokojnym miejscu…
Naciągam tę ocenę… pierwsza połowa znacznie przyjemniejsza, gdzieś w połowie bohaterowie zaczęło rozmazywać się i scalać w jedno. Jeszcze słuchając audio bardzo trudno było wyłapać kto mówi w danym momencie, Alex czy Daiki…
W drugiej połowie bardzo dużo rzeczy nie zagrało i było dziwnie poprowadzonych, relacja chłopaków mało przekonywującą… pod koniec dalej nie widziałam...
2024-05-07
Troszkę się męczyłam ze skończeniem tej książki. Zdecydowanie nie jest to jedna z moich ulubionych historii od pani Jadowskiej, raczej jedna z tych, o których z biegiem czasu zapomnę.
Największym plusem są, prawie jak zawsze, bohaterowie, natomiast fabuła była momentami męcząca i mało angażująca. Jednak zdecydowanie sięgnę po następny tom… może będzie lepszy!
Troszkę się męczyłam ze skończeniem tej książki. Zdecydowanie nie jest to jedna z moich ulubionych historii od pani Jadowskiej, raczej jedna z tych, o których z biegiem czasu zapomnę.
Największym plusem są, prawie jak zawsze, bohaterowie, natomiast fabuła była momentami męcząca i mało angażująca. Jednak zdecydowanie sięgnę po następny tom… może będzie lepszy!
2024-05-01
Kolejne badziewie, które wybiło się na BookToku, let’s act surprised…
Bardzo mocno polecam wam nie marnować czasu i sięgnąć po coś innego.
Uwaga, będą spojlery. Jak zawsze przy tego typu opinii, jeśli ktoś, kto polubił tę historię, będzie chciał się zapoznać z moim zdaniem, uwaga, to jest RANT. Staram się nie hejtować, ale leci dużo mocnych stwierdzeń także… enjoy? Albo, jeśli wiesz, że nie lubisz czytać złych opinii o swoich ulubionych książkach, po prostu zignoruj i pomiń… I like that you like ii! It’s just my opinion!
To kolejne romantasy, które mnie rozczarowało, kolejne, które zostało napisane na odpierdol, bez widocznego zaangażowania w historię. Po raz kolejny mamy jedno i to samo, bez jednej oryginalnej myśli, tylko zapakowane w inną, ładną okładkę. To dzIeuŁO pisane specjalnie dla TikToka, bo autorka i wydawnictwo wiedzą, że większość czytelników z tego medium łyknie wszystko co ma w sobie najpopularniejsze motywy, ignorują to, jak bardzo okropnie napisana jest książka. Tym razem mamy jednak jeszcze bardziej paskudne zagranie w stosunku do czytelników, bo książka jest promowana jako „enemies to lovers” i „slow burn” co jest jednym wielkim kłamstwem.
Czy ta książka przeszła przez ręce beta czytelników, redakcji? Czy ktokolwiek oprócz autorki miał w ręce to coś? Czy w proces wydawniczy zaangażowani byli ludzie inni niż autorka i projektanci okładki? Dalej nie dowierzam, że większość scen przeszła do druku. Naładowany po brzegi wóz przejechał Pae po stopie i nic się jej nie stało? Nikt nie poszedł do autorki i nie powiedział jej: Laska to nie ma sensu? Wygląda na to, że wszyscy w wydawnictwie przymknęli oko na to, na brak nawet jednego oryginalnego pomysłu, plagiaty z innych popularnych serii i BRAK LOGIKI.
Kreacja świata nie istnieje. Autorka nie potrafi opisywać miejsc, jakby nie była w stanie ich sobie wyobrazić. Nie ma opisu królestwa, innych państw/królestw/imperiów w tym świecie (o ile istnieją, nie wiemy), czy są jakieś morza, oceany, góry. Jeśli była mapa (o czym nie wiem, bo słuchałam audio) to i tak gówno daje, jeśli w tekście ten świat nie ma zbudowanej duszy! Nie znamy zwyczajów, obyczajów, codziennego ubioru, etykieta dworska istnieje, kiedy jest potrzebna, innym razem już jej nie ma, bo np. nie pasuje w trakcie (nie)błyskotliwych odzywek naszej Mary Sue… oh, przepraszam, Paedyn (skąd Lauren wytrzasnęła to imię i z jakiej beczki lektorzy czytali to p-a-e-d-y-n? Nie miało być Pejdyn? IDK IDC). Cała książka jest zlepkiem najpopularniejszych tiktokowych motywów: „kto ci to zrobił”, "nóż do gardła” I ILE KURWA MOŻNA! Uwzględnienie tych motywów, aby zadowolić booktoka, było ważniejsze niż zbudowanie spójnej, logicznej, interesującej, angażującej fabuły. Jest to w chuj przykre, bo pokazuje, jak leniwi zaczynają być autorzy romantasy. Lenistwo widać też w tym, jak coraz częściej postanawiają WYJAŚNIAĆ NAM WSZYSTKO CO SIĘ DZIEJE, zamiast OPISYWAĆ WYDARZENIA! Czytelnik jest w stanie dodać jeden do jednego, połączyć fakty, zrozumieć podteksty i nakreślić własne teorie!
Jeśli świat nie jest dobrze wykreowany, możemy się spodziewać, że w książce nie będzie żadnej logiki i sensu. Scenę z wozem już wspomniałam, a teraz chwila, aby omówić Elitarnych i Zwyczajnych. Sam pomysł to zrzynka z Czerwonej Królowej, plus autorka wymyśliła jedną z najbardziej creepy mocy, o jakich czytałam… Naoczni? Ludzie z „kamerami w oczach”? Ludzie, którzy nagrywają wszystko oczami? Co? No i jakim cudem obraz z ich oczu przenoszony jest na ekrany? I skąd nimi jakieś ekrany w fantastyce? Czy to nie jest świat wzorowany na erach sprzed technologii? Piszę tę opinię i nie jestem w stanie zachować powagi, przypominając sobie te wszystkie idiotyzmy. Autorka postanowiła też ignorować zasady mocy, tak aby „fabuła” (której praktycznie nie było) mogła iść do przodu i mamy np. taką piękną scenę, kiedy nasz Kai jest pod wpływem mocy Reduktora (osoby, która blokuje moce innym, uniemożliwiając im ich używanie), więc to jest jasne, że nie może kopiować żadnej innej zdolności ze swojego otoczenia (bo kopiowanie to jego specjalność). Więc jakim kurwa cudem kopiuje moc Reduktora i używa mocy Reduktora, aby zablokować jego zdolność XDDDDDD. Gość nie mógł używać swojego kopiowania, WIĘC JAK?
W książce jest Turniej, który jest, bo jest i nie ma sensownego powody istnieć. Po co on jest? Jakie wydarzenia sprawiły, aby rozpoczęto Turniej, w którym Elitarni mogą zginąć? I dlaczego Elitarni, a Nie Zwyczajni? Jak już tak bezwstydnie „inspirujemy się” Igrzyskami Śmierci, to czemu Zwyczajni nie są zmuszani do walk na śmierć i życie za „roznoszenie zarazy” w królestwie? I w ogóle w jaki sposób są wybierani zawodnicy? Co decyduje o wybraniu właśnie tych konkretnych bohaterów, a nie innych? Trzecia próba, tak w ogóle, muszę o tym wspomnieć, bo się porządnie wkurwiłam, słuchając tego, to jeden do jednego labirynt z Harry’ego Pottera. Nawet funkcjonował tutaj tak samo. Cały Turniej był tak bardzo zły! O ludzie! Dobrze, że słuchałam na przyspieszeniu 2x, bo gdybym to czytała, to bym odkładała książkę co zdanie, żeby uspokoić nerwy. Bohaterom nic nie groziło. To, że zginęła trzecioplanowa bohaterka naprawdę gówno dało, bo who cared? Someone cried? I don’t think so. Pod koniec trzeciej próby wkroczyła Rebelia, podobno zabiła kilkadziesiąt osób, którymi jak mam się przejąć, skoro NIE OPISANO TEGO? Żadna scena w tej książce nie została zbudowana tak, aby wywołać w czytelniku jakiekolwiek emocje. Rebelia powiedziała co chciała i zniknęli.
Cofnijmy się jeszcze na moment do sceny przed próbami w Turnieju i szybko wspomnijmy wywiady (do rozkochania w sobie widowni jak w Igrzyskach Śmierci). Dlaczeg, dlaczego, DLACZEGO zawodnicy zostali zrzuceni do jakiegoś dołu pod sceną, czy ki chuj, wszyscy w sukniach i garniakach i aby dostać się z powrotem na scenę musieli wspiąć się przez małe okienko w suficie? Bez drabiny, schodów? Mieli podskoczyć i się podciągnąć yall, a wiecie czemu? Żeby Kai mógł złapać Paedyn za biodra i rozegrać z nią kolejny żenujący dialog, który będzie mógł być cytowany w tiktokach, no bo jaki inny cel był w tej scenie? Tak samo nagły atak paniki Paedyn. Scena napisana tylko po to, aby Kai mógł rozwiązać jej sukienkę…
Główna bohaterka jest Mary Sue, a cała reszta populacji jest wykreowana na kompletnych idiotów, aby Paedyn mogła wyglądać na najsprytniejszą, najinteligentniejszą i najmądrzejszą. Chcecie mi powiedzieć, że laska dokona najbardziej basic oglądu osoby, zauważając np. brak obrączki, powie najbardziej oczywiste przypuszczenie na temat ich życia i każdy wierzy, że to dzięki jej mocy Medium (którą zmyśliła, bo jest Zwyczajną). Kai nie wyczuł braku jej mocy, a powinien. Nikt nigdy nie spotkał Medium? W całym królestwie nie ma nikogo o tej mocy, aby można było porównać zgadywanki Paedyn z prawdziwym darem? How covenient! Jest nieznośna! Nie byłam w stanie w pewnych momentach słuchać jej rozdziałów, bo laska przez większość tej ZADŁUGIEJ książki powtarzała jedno i to samo: TAK WIEM, ŻE ZAMORDOWANO CI OJCA, STFU! WIEM, ŻE TO JEDYNE CO MOŻNA POWIEDZIEĆ O TWOJEJ POSTACI, BO JESTEŚ KARTONEM NO ALE GIRLL! No i nie można zapomnieć o tym, że potrafi strzelać z łuku, jakby… skąd? Skąd ty to umiesz? Kiedy się nauczyłaś? Nigdy nie było o tym wzmianki. Katni… sorry, Paedyn, kiedy?
Autorka nie potrafi kreować postaci, bo oprócz różnych kolorów włosów i oczu to nic innego ich od siebie nie odróżnia. Kai ma niby być takim wielkim, złym Egzekutorem, trenowanym przez całe życie na bezwzględnego wojownika, a zachowuje się jak ciepła klucha. Jego relacja z Paedyn to już w ogóle śmiech na sali, bo są horny af od pierwszego spotkania, każda rozmowa między nimi jest flirciarska i pełna dogryzek, z żenującymi dialogami idealnymi do stworzenia najbardziej cliche tiktoków od początku istnienia booktoka. To już bardziej uwierzyłam w relację między nią a Kitem, drugim księciem, bo między nimi przynajmniej było więcej normalnych rozmów i jakiejś intrygi przez to, że Kit pozostaje dość tajemniczy/skryty do samego końca, jakbyśmy nie wiedzieli o nim wszystkiego (zignoruje już kolejne podobieństwo do Czerwonej Królowej). Między Paedyn i Kaiem nie ma chemii, są dwoma najbardziej randomowymi postaciami do wejścia w związek. Interakcje między nimi były tak bardzo wymuszone. Ich cały romans jest tak bardzo sztuczny i nienaturalnie poprowdzony. Na żadnym etapie się nawet dobrze nienawidzili, żeby jakkolwiek można było podciągnąć to pod enemies to lovers. Ugh…
Nikt inny z zawodników w Turnieju nie jest na tyle interesujący, aby można było ich zapamiętać, oprócz jednej kobiecej postaci wśród nich (której imienia nie pamiętam). Została stworzona tylko i wyłącznie po to, aby Paedyn miała sukowatą rywalkę, od tak, bez powodu, dla zasady, bo po co stworzyć jakiś logiczny konflikt między tymi dwiema, który nie kręciłby się wokół faceta? Jej antypatia do Pae z powodu jej pochodzenia by wystarczyła, a i tak nie musiałaby być stereotypową mean girl. Poza uczestnikami Turnieju mamy jeszcze najlepszą przyjaciółkę Paedyn, o której mogłabym zapomnieć tak samo, jak zapomniała o niej autorka, ale postanowiłam o niej wspomnieć, bo została potraktowana paskudnie. Adena (jeśli tak zapisuje się jej imię) była w tej książce tylko po to, aby na koniec można było ja zabić. Scena w ogóle niełamiąca serca przez to, jak słabo została napisana. Przez całą historię ta postać nie miała żadnego znaczenia, dopóki nie musiała uszyć sukni naszej Mary Sue i pod koniec, umierając w jej ramionach, powiedzieć jej, żeby nosiła zieloną kamizelkę, którą jej uszyła XDDD. Nie jestem w stanie brać tej książki na poważnie, przepraszam!
Zakończenie… chcecie mi powiedzieć, że Paedyn, taka wielce spostrzegawcza itd., pomyliła dorosłego faceta z dzieckiem!? To jest ten wielki plot twist, którym tyle ludzi się ekscytuje? Czy autorka wracała do tego, co napisała? Czy miała jakiekolwiek notatki do tej książki, aby móc sobie przypominać o różnych zabiegach fabularnych? Jak można kurwa zrobić takiego logicznego byka we własnym dziele, którego żadna redakcja nie wykryła? I am done…
Nie marnujcie pieniędzy, nie marnujcie czasu, nie marnujcie nerwów.
Sięgnijcie po coś lepszego niż to.
Kolejne badziewie, które wybiło się na BookToku, let’s act surprised…
Bardzo mocno polecam wam nie marnować czasu i sięgnąć po coś innego.
Uwaga, będą spojlery. Jak zawsze przy tego typu opinii, jeśli ktoś, kto polubił tę historię, będzie chciał się zapoznać z moim zdaniem, uwaga, to jest RANT. Staram się nie hejtować, ale leci dużo mocnych stwierdzeń także… enjoy? Albo,...
2024-05-01
2024-04-25
2024-04-25
2024-04-21
2024-04-20
Bardzo mocna ocena, nie ukrywam. Nie mówię też, że nie miała mankamentów (kilka miała), które postanowiłam zignorować, bo historia złapała mnie za serce, rozbiła je i zmusiła do zbierania jego drobnych kawałków. Do końca myślałam, że będę zalewać się łzami, że autorka zdecyduje się nie dać bohaterom szczęśliwego zakończenia, szczególnie pewnej dwójce, która wycierpiała za dużo, za mocno. Kocham ich. Przez nich prawie ryczałam. O tej dwójce chciałabym żeby była cała książka (i to jeden z mankamentów, z dwóch perspektyw w tej historii jedna może niektórym wydawać się niepotrzebna i nudniejsza).
After all, dziękuję, Katherine Arden, the woman you are! Mój kolejny ulubieniec spod twojego pióra!
Bardzo mocna ocena, nie ukrywam. Nie mówię też, że nie miała mankamentów (kilka miała), które postanowiłam zignorować, bo historia złapała mnie za serce, rozbiła je i zmusiła do zbierania jego drobnych kawałków. Do końca myślałam, że będę zalewać się łzami, że autorka zdecyduje się nie dać bohaterom szczęśliwego zakończenia, szczególnie pewnej dwójce, która wycierpiała za...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-04-16
2024-04-16
2024-04-08
Retellingów nigdy dosć, szczególnie z tak ciekawymi pomysłami jak w tej historii!
Retellingów nigdy dosć, szczególnie z tak ciekawymi pomysłami jak w tej historii!
Pokaż mimo to2024-04-05
2024-03-30
Bardzo… ciekawa pozycja 🤨. Zdecydowanie za bardzo się starała w te filozofię i wyszło dość płytko. Moralizatorska i poruszająca TAK oczywiste tematy, że naprawdę ciężko było brać to momentami na poważnie. Za dużo wulgaryzmów, bo spodziewałam się ich w ilości równej zero, patrząc na opis i na co się zapowiadało…
Parę zabiegów było też… dziwnych? Jak ta scena z talerzem/posiłkiem? [SPOILER] Dex nie mogli jeść dopóki nie zaproponowali posiłku robotowi, ale robot nie mogło tego zjeść bo ofc jest robotem, więc Dex, żeby samemu poczuć się lepiej, ignorując początkowy dyskomfort robota, dali temu na przetrzymanie talerz żeby pod koniec usłyszeć że mogą to też zjeść?????????? to było tak dziwne, like… po co? jaki był ku temu cel, jakie przesłanie? [KONIEC SPOILERA]
PS. właśnie otworzyłam drugi tom i pierwsze zdanie to już „problem z wypierdalaniem do lasu…” serio?
Bardzo… ciekawa pozycja 🤨. Zdecydowanie za bardzo się starała w te filozofię i wyszło dość płytko. Moralizatorska i poruszająca TAK oczywiste tematy, że naprawdę ciężko było brać to momentami na poważnie. Za dużo wulgaryzmów, bo spodziewałam się ich w ilości równej zero, patrząc na opis i na co się zapowiadało…
Parę zabiegów było też… dziwnych? Jak ta scena z...
2024-03-21
Notka od autorki zrobiła swoje pod koniec! Inaczej byłoby mniej gwiazdek.
Notka od autorki zrobiła swoje pod koniec! Inaczej byłoby mniej gwiazdek.
Pokaż mimo to2024-03-29
Najważniejsze rzeczy, które chciałabym wypunktować pod koniec tej trylogii to:
1. Książka spokojnie mogłaby być krótsza.
2. Najnudniejsze POV należały do Anny i Ari (i am so sorry bbys).
3. Nawet biorąc poprawkę na czasy, w których osadzona jest cała historia, nie jestem w stanie przejść obojętnie wobec wieku bohaterów. Dlaczego, Clare? Dlaczego to zawsze są małolaty? Żeby zachować łatkę Young Adult? Nie gra to najlepiej z niektórymi wydarzeniami, nawet jeśli mamy ten początek XX wieku. Dlaczego nie mogli mieć chociaż tych 19/20 lat? Matthew i jego wieloletni problem z alkoholem, bardzo, bardzo poważny (dosłownie jest alkoholikiem) kiedy ten ma dopiero 17 lat? I żaden dorosły nie zwracał na to uwagi? Nie niepokoili się, że nieletni praktycznie cały czas jest pod wpływem, ani razu w towarzystwie, na przyjęciach nie był trzeźwy?
Wielkie wyznania miłosne i małżeństwa też się tutaj wpisują, bo dopiero jak wmówiłam sobie w trakcie czytania, że mają po dwadzieścia lat to byłam w stanie podejść na poważnie do ich relacji (szczególnie Jamesa i Cordelii - James zachowywał się jak był jednym z dorosłych jegomościów z Enklawy, a nie jak 17-latek)
4. Po tak wielkiej zdradzie (podwójnej) ze strony Matthew i Cordelii, spodziewałam się wielkiej kłótni i mocnego ochłodzenia relacji między Jamesem i Matthew. Przecież między parabatai to byłby niewyobrażalny ból, znaleźć się w takim położeniu, a finalne naprawienie relacji, po długim konflikcie, tylko wzmocniłoby ich więzi. Niestety tego nie dostałam...
Najważniejsze rzeczy, które chciałabym wypunktować pod koniec tej trylogii to:
1. Książka spokojnie mogłaby być krótsza.
2. Najnudniejsze POV należały do Anny i Ari (i am so sorry bbys).
3. Nawet biorąc poprawkę na czasy, w których osadzona jest cała historia, nie jestem w stanie przejść obojętnie wobec wieku bohaterów. Dlaczego, Clare? Dlaczego to zawsze są małolaty? Żeby...
Potężny spadek w jakości twórczości Sary J. Maas zaobserwowałam już przy czytaniu ostatniego tomu z serii Szklany Tron, pogorszyło się to przy premierze Dworu Srebrnych Płomieni, a trylogia Księżycowych Miast… eh, bez komentarza (ale przynajmniej dwie pierwsze części dostały jeszcze ode mnie łatkę „guilty-pleasure”). Sarah J. Maas chyba chciała zniżyć się do poziomu wszystkich swoich copycatów z ostatnich lat w świecie wydawniczych i zacząć machać do nas z kompletnego dna romanstasy (tego najgorszego sortu, bo dobre romantasy da się znaleźć, jak w każdym gatunku).
House of Flame and Shadowns to jest jedno wielkie nieporozumienie. Jedno wielkie rozczarowanie i perfidne zagranie w stosunku do czytelników. Podejście „i tak kupią, i tak przeczytają, bo mnie uwielbiają, więc co ja mam się starać, napiszę najgorszą książkę w całej swojej karierze i zarobię kolejne miliony”. Tracę cały szacunek do twórców, którzy przestają się starać i po osiągnięciu popularności robią wszystko na „odwal się”. Na szczęście z pociągu adoratorów Maas wyskoczyłam już dawno temu i jestem w stanie bardziej krytycznym okiem oceniać jej książki i widzieć, czarno na białym, jak bardzo tym razem nie chciało jej się angażować w pisanie czegoś jakościowego.
FYI, dalej nie wierzę w to, że książka dostaje tyle pięciogwiazdkowych opinii, ale powtarzam to, co zaznaczałam już przy recenzji Iron Flame. Nie hejtuję nikogo, kto lubi tę książkę i kto dobrze się przy niej bawił. Moja opinia jest po prostu skrajnie inna od większości. No hate, again. Good for you if you liked it…
______________
Uwaga, w dalszej części będą SPOJLERY, bo pisanie jednogwiazdkowych recenzji bez spojlerów nie ma dla mnie sensu. Pojawią się przekleństwa i moje bardzo wyraźne i odczuwalne wybuchy złości. Enjoy!
Bardzo mocno się teraz powstrzymuję od rzucania najgorszymi przekleństwami, bo właśnie do takiego stanu doprowadziło mnie to coś, zapakowane w tak ładną okładkę (ugh!). Co to miało być? Cały hype podbudowany od premiery ostatniej części dla czegoś takiego? Sarah w ogóle nie była subtelna z tym, jak bardzo chciała zakończyć pisanie czegokolwiek w serii "Księżycowe Miasto". Gdzieś w połowie przyspieszyła z fabułą, pędząc na łeb na szyję w kierunku zakończenia i wszystko po drodze to był jeden wielki, nieśmieszny żart. Wszystko, co opisała w tej części, było żałosne. Czegoś takiego po Maas się nie spodziewałam, a tu proszę.
Mamy kilka POV, które przeplatają w każdym rozdziale parę razy, co doprowadza człowieka do mózgopląsu. Bo skoro w e-booku miały zaledwie dwie, trzy strony to podejrzewam, że w fizycznej wersji jedno POV będzie przypadać na jedną stronę. Dlaczego zmiana POV nie była z każdym następnym rozdziałem? No, bardzo dobre pytanie. Prawdopodobnie, aby jeszcze bardziej zniechęcić czytelnika do zaangażowania się w historię. Mieliśmy fragmenty rozdziałów z perspektywy Bryce, Ithana, Thariona, Hunta, Lidii i Rhuna. Rhun i Lidia? Nuda, next. Tharion i Ithan? Nuda, plus ich kryzysy egzystencjalne, które były niezmiernie męczące podczas czytania. Bryce i Hunt? Oh boy…, ale od początku. Mam naprawdę dużo do napisania, a trzeba zacząć od najważniejszego.
To na co czekali wierni czytelnicy Maas, plus ja, która dołącza okazjonalnie dla guilty-pleasure (już więcej nie popełnię tego błędu),Bryce znajduje się w świecie z Dworów… i jak nie miałam wielkich oczekiwań, to i tak Maas udało się to teatralnie spieprzyć. Spekulacje fanów były o niebo lepsze niż to, co wystukała od niechcenia autorka. Dostajemy tylko Neste (czyli jedną z najgorszych postaci wykreowanych przez Maas… są gorsze, ale Nesta jest w top 3),Azriela i trochę Rhysa, i jeszcze mniej Amren (Cassian pojawia się pod koniec na dwie storony, a Feyra jest dekoracją Dworu Nocy i „towarzyszką Rhysa” nikim więcej).
Wypunktuję teraz, co się dzieje, bo będzie szybciej:
- Bryce jest w lochach i dostaje magiczną fasolkę (XD),żeby mogła rozmawiać z innymi w ich języku.
- Rhys, naczelny feminista, mówi, że nie odczyta jej myśli bez jej pozwolenia.
- Zostawiają ją w lochach.
- Bryce się wydostaje, teleportując się gdzieś… poniżej lochów, do tuneli.
- Dołącza do niej Nesta i Azriel po kilku, nudnych perypetiach.
- Bryce zgrywa sukę parę razy, ale Nesta i Azriel at the end of the day są zupełnie tym niewzruszeni. Ja na ich miejscy dawno bym ją przebiła na wylot.
- Dostajemy wielkie INFO DUMP o historii.
- Bryce zabija jednego Asteri, po byciu kompletną idiotką i otwarciu sarkofagu, i kradnie Azrielowi sztylet… poor boy, bad Bryce.
- Bryce wraca do swojego świata.
Pierwsze 20% książki i tyle dostajemy z Bryce w świecie Dworów. To było TAK głupio poprowadzone. Bryce dostaje moc z dupy (nie pierwszy raz, nie ostatni w tej historii). Miałam przynajmniej nadzieję, że w tym świecie Dworów Bryce spędzi trochę więcej czasu, że będzie jak „pomóżcie mi nauczyć się walczyć tak jak wy, panować nad mocą, której jeszcze nie rozumiem, poznać moją stronę Fae, zrozumieć, że Fae, nie wszystkie, są najgorszym gatunkiem w uniwersum (fyi, wrócę jeszcze do tego),przeszukajmy razem wasze archiwa w poszukiwaniu źródeł o przeszłości waszego świata” i nic z tego nie miało miejsca. Nie powiem, to była najbardziej interesująca część książki, przy której nie klęłam i przewracałam oczami co kilka sekund but still...
Od tego momentu zaczyna się robić tragicznie pod względem jakości prowadzenia fabuły. Zaczyna się historia pusta, płytka, antyklimatyczna, żałosna i pospieszona.
POV Ithana i Thariona mają wspólny mianownik… oboje są żałośni i się nad sobą użalają. Jak Thariona jeszcze byłam w stanie zdzierżyć, tak Ithan testował moje nerwy. Ma to też związek z decyzją Maas o zmianie niektórych zabiegów fabularnych w trakcie pisania tej książki i tak, one są zbyt OBVIOUS, żeby tego nie poczuć w trakcie lektury. Przy Ithanie mamy zmianę typu: „kurczę, no niepotrzebnie w poprzedniej części wprowadzałam Sigrid, dziedziczkę wielkiego rodu wilków, bo na tym etapie nie chce mi się już o niej pisać, zajęłoby to więcej niż tę część serii, więc niech Ithan ją zabiję, będzie cierpiał przez to katusze, i niech on zostanie Alfą nad Alfami… z problemami. Dajmy temu biednemu, drugoplanowemu wilczkowi jakąś rolę na koniec. Co z tego, że ta zmiana fabularna będzie razić w oczy”. Sigrid, dosłownie jako postać, nie ma w tej książce żadnego sensu. Zostaje zabita, wskrzeszona jako Reaper i tyle z niej było. Nawet nie sprawia żadnego zagrożenia dla bohaterów. Po prostu jest. Gdzieś. W mieście. Nie wiemy gdzie. Została porzucona przez autorkę. Natomiast Ithan kompletnie mnie wynudził podczas czytania. Już zaczynałam błagać go, żeby oszczędził sobie tego cierpienia, którego sam sobie nawarzył (jestem okropna i bardzo za to przepraszam, ale chłop się męczył z samym sobą przez całą książkę i wszyscy go ignorowali, bo mieli większe problemy).
POV Lidii i Rhuna były nijakie. Nawet nie zapisałam żadnych notatek do ich fragmentów podczas czytania, czyli jest to jakiś wyznacznik, że przy nich najmniej miałam ochotę rzucać czytnikiem. Lidia musi jednak ode mnie dostać naklejkę „dobra postać”, bo z całej książki była najlepsza. Nie jakoś super „badass”, ale była znośna.
Zacznijmy w końcu omawiać największy kaliber. Największą skazę tej książki. Postać, która wzbudza we mnie niepokojące myśli o ćwiartowaniu, podpalaniu, przebiciu widłami, dekapitacji itd. BRYCE QUINLAN. Laska jest nieznośnie wkurwiająca od początku do końca tej historii. Jest żenująca, jej odzywki są żenujące. Jest samolubna, wkurwiająca, patrząca na czubek własnego nosa, mająca za wysokie mniemanie o sobie, nie interesuję ją dobrobyt emocjonalny i psychiczny jej najbliższych, szczególnie Hunta, jej TOWARZYSZA! Hunt przeżył piekło w przeszłości i najświeższe z początku tej książki, kiedy bez końca był torturowany w lochach Asterii. Chłop nabawił się wielu traum! W tej książce mamy fragmenty, kiedy nie odzywa się za dużo, stara się walczyć z wewnętrznymi demonami i z tym, co się dzieje wokół niego, nie ma odpowiedniego momentu, żeby o tym porozmawiać, a Bryce mówi mu, ŻE MA SIĘ WZIĄĆ W GARŚĆ, przestać się użalać nad sobą, bo potrzebuje go w tej wojnie. STFU! Manipuluje nim przez całą książkę! Zrobiła z Hunta pantofla, podporządkowany jej podmiot do ruchania, nie ma własnej woli i nie myśli za siebie, każda decyzja, którą podejmuje, jest zaraz gaszona przez Bryce, bo ONA tak mówi, ONA ma rację i „ty Hunt wiesz, że JA mam rację, bo JA wiem wszystko”. Hunt chce zabić kobiecą Asterii, która go zdradziła, już się szykuje do zadania ciosu i ja w tym momencie byłam jak „YES MY BOY, zrób coś sam od siebie!” i NAGLE ODZYWA SIĘ BRYCE! Jak ja w tym momencie chciałam wejść do tej książki i jej przypieprzyć prosto w nos! Mówi: „Hunt, ty nie jesteś taki. Nie zabijaj jej, bo nie zasłużyła. Nie zabijaj jej, bo się poddaje, a możemy jej potrzebować”. Na co Hunt słusznie zwraca jej uwagę: „Zabiłaś króla Fae z Avallonu, a on też się poddał”. Bryce: „To było co innego, inna sytuacja, będę z tym żyła na wieki, ale ty Hunt, oh ja nie chcę, żebyś coś takiego sam przeżywał. Wiesz, że jesteś lepszy”. Bryce traktuje Hunta jak swoją własność, którą może rozstawiać sobie po kontach, mówić mu jak ma się czuć i co ma robić! Czytając pięciogwiazdkowe opinie do tej książki, gdzie ludzie wychwalają Bryce, że jest taką wspaniałą towarzyszką i przyjaciółką, na głos się pytam, za każdym razem, GDZIE? W KTÓRYM MOMENCIE W TEJ KSIĄŻCE? Czy my serio czytaliśmy to samo? Bryce is the worst! Ogólnie sposób, w jaki Maas kreuje mężczyzn w swoich książkach, jest coraz bardziej niepokojący. Oni zamieniają się w pozbawionych myślenia i własnej woli przydupasów swoich FEMALE MATES, są na ich każde pierdnięcie, stoją jak psy gończe gdzieś po kątach, obserwując, żeby nikt ich nie zaatakował (to jest dosłownie scena z tej książki, Cassian i Hunt).
Przytoczę jeszcze raz: Bryce jest samolubna, wpatrzona w siebie, jej zdanie jest święte, czyli jest idealnym przykładem Fae, którymi tak gardzi (bo ci z Midgardu to rzeczywiście nie są najlepsi, ale też laska ich generalizuje na pełnej). Na każdym kroku Bryce powtarza: „Fae są najgorsi, niech zgniją i sami się wybiją między sobą, świat będzie bez nich lepszy (oh skoro wrzucasz wszystkich do jednego wora, to chcesz, żeby twój brat, jego najbliżsi przyjaciele i wszystkie niewinne Fae, które nie są jak twój ojciec, też spotkał taki los? Interesujące),nie będę ich królową, nie pomogę im odbudować społeczności, sprawić, że będzie lepsza bez tego patriarchatu i przedmiotowego traktowania kobiet. Dlaczego, jako królowa Fae, która ma wśród nich największą władzę i wpływy, miałabym położyć kres tysiącletnim tradycjom, utrudniającym życie większości Fae w moim świecie, PEACE KURWA OUT, WYKURWIAM STĄD, DOSTAJECIE ODE MNIE DEMOKRACJE I RADŹCIE SOBIE SAMI, NARA XD”. Nie kłamię. Bryce dała im pod koniec demokrację i żeby sami sobie stworzyli senat. Fae. Fae, którzy takiej koncepcji nie znają. Bryce dosłownie sprawiła, że wśród Fae w Midgardzie zapanuje anarchia.
To jeszcze nie koniec. Mój RANT trwa. Bryce po zdobyciu tytułu królowej Fae postanawia rozdzielić swoich przyjaciół w najgorszy możliwy sposób, co sami jej uświadamiają, ale w końcu się z nią zgadzają, bo „ufamy, że wie co robi”. Banda YES-MENÓW z nich wszystkich. Bryce, Hunt i jej ludzcy rodzice lecą helikopterem na biegun północny, gdzie Bryce chce otworzyć bramę do Hel i wpuścić do ich świata armię, która pomoże im walczyć z Asteri. Co się okazuje, Bryce nie otwiera bramy do Hel, tylko do świata Dworów XD. Nesta była w trakcie czytania książki, gdzieś tam niby Rhys się zbliża, bo jakaś ciemność nadchodzi zza jej pleców, a Bryce prosi Nestę o to, aby pożyczyła jej maskę śmierci, dzięki której może wskrzesić zmarłych. Bardzo niebezpieczny artefakt. BARDZO NIEBEZPIECZNY. W Dworach jest to podkreślane, na początku tej historii również. Nesta oczywiście się waha, bo po tym, co Bryce wyprawiała w ich świecie, to też bym jej nie ufała, ale… no nie uwierzycie… Bryce wzięła swoich ludzkich rodziców ze sobą, bo miała ku temu powód XD. JEBANA WPYCHA ICH DO INNEGO UNIWERSUM JAKO „KARTY PRZETARGOWE” W ZAMIAN ZA MASKĘ! Bryce, bez ich wiedzy, wzięła ich ze sobą do zajebiście zimnego miejsca, gdzie marzą bardziej niż ona i Hunt, o niczym im nie powiedziała, zabrała im możliwości wyboru co do możliwości walki o świat, który jest również ich światem i WEPCHNĘŁA ICH DO DWORÓW. Zatkało mnie w tym momencie! „Będą tam bezpieczniejsi” SHUT THE FUCK UP BRYCE!
Ma tę maskę w zamian za swoich rodziców. Bardzo niebezpieczną maskę. Bardzo niebezpieczny artefakt. Maska Śmierci m.in. potrafi wskrzeszać zmarłych. Atakuje ich jakaś Harpy, którą niby pamiętam, niby nie, jest kolejnym NIE-zagrożeniem w tej części na zaledwie kilka stron. Bryce zakłada maskę, rozkazuje Harpy umrzeć i to jest koniec… i ściąga maskę. JAKBY NIGDY NIC. JAKIM CUDEM BRYCE ZDEJMUJĘ MASKĘ ŚMIERCI, JAKBY TO BYŁA PLASTIKOWA ZABAWKA? NESTA MUSIAŁA BYĆ NIEMAL WYEGZORCYZMOWANA PRZEZ AZRIELA, BO MASKA ZACZYNAŁA PRZEJMOWAĆ NAD NIĄ KONTROLĘ, A JEBANA BRYCE, KTÓRA W OGÓLE NIE POWINNA BYĆ POTĘŻNIEJSZA OD NESTY, ZDEJMUJE JĄ OT, TAK! To jeszcze nie wszystko, bo Bryce przegina jeszcze bardziej. Oczywiście, po otwarciu bramy do Dworów, otwiera tę do Hel i jeszcze dodatkowo wpada na pomysł, że zakłuci spokój Poległych; żołnierzy-aniołów, którzy już swoje przeżyli, w jednej wojnie walczyli, w której zginęli. Wskrzesi ich z pomocą Maski, która nagle nie jest niebezpiecznym artefaktem. HUNT JEJ MÓWI, żeby ich nie wskrzeszała i nie zakłócała im zasłużonego spokoju, "daj im odpocząć", patrząc na to, że jeszcze chce ich zamknąć w metalowych egzoszkieletach, zbrojach typu Iron-Man z Walmartu. BRYCE OCZYWIŚCIE WIE KURWA LEPIEJ. Królowa manipulacji bierze Hunta za ręce i go magluje, że MUSZĄ to zrobić, inaczej nie pokonają Asterii (kłania się armia z Hel, bo koniec końców to ci Polegli to chuja zrobili w tej bitwie, czyli na marne ich wskrzeszała),„ale spokojnie Hunt, spokojnie, jestem taka dobroduszna, że jak już ich wskrzeszę to DAM IM WYBÓR czy będą chcieli walczyć, czy nie, obiecuję ci to”.
Uwaga, UWAGA! Bryce ich wskrzesza NO I GUESS KURWA WHAT. Bryce naczelna antyfeministka (Rhys jest znany jako naczelny feminista, to Bryce jest jego największym przeciwieństwem ever, typu: wybór? Co to jest? To ludzie mogą mieć wybór? To nie jest tak, że mają się mnie słuchać, bo JA wiem wszystko najlepiej?) WSKRZESZA ICH I ROZKAZUJE IŚĆ WALCZYĆ. Wybór where? Obietnica złożona Huntowi? Who? What? Nowe, nie znałam. Hunt przy tym był. Stał obok i patrzył na Bryce z dumą (i niczym innym, bo za tymi oczami nie ma żadnej myśli, tylko pustka i Bryce) na swoją niesamowitą towarzyszkę. Chłopie, nawet nie wiesz, jak bardzo jest mi cię szkoda. Całe życie żyłeś jak niewolnik i dalej się od tego losu nie uwolniłeś.
Dochodzi do bardzo nie-epickiej bitwy. To, co ma miejsce, to nawet dobrą bitwą nie można nazwać. Nikt się dobrze nie spocił. Nie było czuć dramaturgii finału, NIKT NIE UMARŁ, bo żadnemu z nich to nawet realnie nie groziło. Celowano do nich z broni i niby mam się o nich bać? Przecież ja bardzo dobrze wiem, że nic im nie grozi. Maas swoim beznadziejnym pisaniem dała jasno do zrozumienia, że nie zabije nikogo, i nikogo permanentnie nie okaleczy. WSZYSTKO, co znajduje się poza serią z Księżycowych Miast, jest realnym zagrożeniem, do momentu aż znajdzie się w świecie Bryce. W tej części szczególnie nie ma realnego zagrożenia. Wszystko jest potraktowane od niechcenia, patrz: maska. Cała powaga sytuacji znika, wszystko dla naszych bohaterów jest śmiesznie proste i bezproblemowe, bo nagle pojawi się ktoś z idealnymi zdolnościami, aby rozwiązać zaistniałą sytuację. Tharion ma dziurę w klatce piersiowej? O czekajcie, Rhun właśnie ewoluował jak pokemon i ma moc uzdrawiania. HOW CONVENIENT! Bryce jest overpowerd af, nie zasługuje na swoje moce w żaden sposób i (ja wiem, że nie powinno się porównywać cierpienia, ale to są fikcyjne postacie więc I don’t care) Bryce nie przeżyła nawet ćwiartki tego, co musiała przejść Aelin w swojej serii, a podobno to Asterii są największym zagrożeniem w tym maasversie… Bryce pokonała to przepotężne zło w jej świecie W TYDZIEŃ. Dostała moce na złotym talerzu po bardzo wygodnych sekwencjach fabularnych. Na żadnym etapie w tej części nie odczuwało się, jakby bohaterowie znajdowali się w sytuacji bez wyjścia, czuli się bezradnie i powoli tracili nadzieję, że tę wojnę da się wygrać. Asteri zbombardowali połowę miasta? Ludzie zginęli? O bardzo mi przykro, że nie odczuwam sympatii, bo w sumie wydarzyło się to gdzieś na trzecim planie, zostało nam to powiedziane, a nie pokazane z jednego z kilku POV w tej książce! Wygrana nad Asterii była tak kurwa prosta. Powtórzę, nikt się porządnie nie spocił, a już przede wszystkim perfekcyjna w każdym calu, przepotężna Bryce, KTÓRA NAWET NIE UMIE POZOSTAĆ MARTWA! Przez całą książkę powtarzałam, że laska jest do odstrzału, A TU NAGLE ZOSTAJE WSKRZESZONA PRZEZ KOGOŚ KTO JEJ NAWET NIE LUBIŁ! „Bryce poświęciła wszystko, żeby uratować swój świat”. NIC NIE POŚWIĘCIŁA! Przerwy na toaletę poświęciła w całej tej trylogii, NIC WIĘCEJ!
Seks w tej części jest wciskany na siłę, żeby był. Oczywiście, te sceny są okropnie opisanie. Włączycie sobie pierwszy lepszy filmik na pomarańczowej stronie i dostaniecie „love-making” w wykonaniu Bryce i Hunta, jeden do jednego z książki. Maas w niektórych sytuacjach nie zostawia nawet pola na romantyczne interakcje, bo niemalże każdy słodki, domestic moment między parami w tej książce kończy się tym, że zaczynają być horny jak zwierzęta.
Z mojej strony to już jest koniec. Głowa mnie boli. Chcę o tym zapomnieć. Myślałam, że mi coś podobnego nigdy przez gardło nie przejdzie, ale… to jest gorsze od Iron Flame! Nie, nie mówię, że Violet nie jest złą postacią, żeby nie było, dalej jej nienawidzę, ale Bryce przeszła samą siebie. Sarah J. Maas przeszła samą siebie z tą książką.
Mam nadzieję, że dotrwaliście do tego momentu. Nie wiem, czy było warto, ale sporo z siebie wyrzuciłam i doświadczyliście tego razem ze mną.
Miłego dnia!
Potężny spadek w jakości twórczości Sary J. Maas zaobserwowałam już przy czytaniu ostatniego tomu z serii Szklany Tron, pogorszyło się to przy premierze Dworu Srebrnych Płomieni, a trylogia Księżycowych Miast… eh, bez komentarza (ale przynajmniej dwie pierwsze części dostały jeszcze ode mnie łatkę „guilty-pleasure”). Sarah J. Maas chyba chciała zniżyć się do poziomu...
więcej mniej Pokaż mimo to2024-03-18
Gwiazdki! Gwiazdki! Dużo gwiazdek dla Merin i potencjalnej, jak najszybszej, kontynuacji!
Gwiazdki! Gwiazdki! Dużo gwiazdek dla Merin i potencjalnej, jak najszybszej, kontynuacji!
Pokaż mimo to
Tym razem dokładnie wyliczyłam średnią ocen, skoro mieliśmy opowiadania i finalnie antologia dostaje ode mnie 3,17/5... (W ocenie lubimyczytać przyjmijmy 5/10 okej? okej).
Oceny opowiadań:
1. Tysiąc okrętów | Kate Weinberg: 2,5/5
2. Pytia | Olivie Blake: 4,5/5
3. Urlop naukowy | James Tate Hill: 2,5/5
4. Pies i królik | Kelly Andrew: 3/5
5. Dom X | J.T. Ellison: 2/5
6. Okrutne następstwa | Layne Fargo: 2,75/5
7. Cztery pogrzeby | David Bell: 3/5
8. Niepoznawalne rozkosze | Susie Yang: 4/5
9. Weekend u Bartie | M.L. Rio: 3,5/5
10. Profesor ontografii | Helen Grant: 4,5/5
11. Fobos | Tori Bovalino: 3/5
12. Grając | Phoebe Wynne: 2,75/5
W wielkim skrócie: spodziewałam się czegoś lepszego.
Tym razem dokładnie wyliczyłam średnią ocen, skoro mieliśmy opowiadania i finalnie antologia dostaje ode mnie 3,17/5... (W ocenie lubimyczytać przyjmijmy 5/10 okej? okej).
więcej Pokaż mimo toOceny opowiadań:
1. Tysiąc okrętów | Kate Weinberg: 2,5/5
2. Pytia | Olivie Blake: 4,5/5
3. Urlop naukowy | James Tate Hill: 2,5/5
4. Pies i królik | Kelly Andrew: 3/5
5. Dom X | J.T. Ellison: 2/5
6....